Nadchodzi era Gerhardssona

Martin Sjögren, Lilie Persson, Stellan Carlsson, czy może jednak Yvonne Ekroth? Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że dziś poznamy nazwisko następcy Pii Sundhage na stanowisku opiekuna reprezentacji A, od razu ruszyła giełda nazwisk. Niektórzy spodziewali się nawet pierwszego w historii selekcjonera zagranicznego (z Niemiec, USA lub Danii), ale wydaje się niemal pewne, iż SvFF ani przez moment nie rozważała takiej opcji. Nie oznacza to jednak, że przedstawiciele Związku nie byli w stanie zaskoczyć nas swoim wyborem. Późnym przedpołudniem dowiedzieliśmy się bowiem, że po zakończeniu EURO 2017, rządy w najważniejszej piłkarskiej drużynie w kraju obejmie Peter Gerhardsson.

Pierwsza reakcja nie mogła być inna jak … ogólne zaskoczenie. Gerhardsson nie jest wprawdzie w piłkarskim środowisku postacią anonimową, ale ostatni raz bliżej przyglądaliśmy się jego metodom szkoleniowym kilkanaście lat temu, gdy prowadził drużynę Bällinge IF. Z zespołem z Uppland udało mu się zresztą nawet zrobić wówczas niezły wynik, jakim niewątpliwie było zajęcie miejsca na najniższym stopniu ligowego podium, ale jednak mówimy o czasach, w których największą gwiazdą jego ekipy była Annelie Wahlgren. Chyba nikogo nie trzeba specjalnie przekonywać, że w piłce nożnej niemal dwie dekady to cała epoka, więc ocenianie warsztatu Gerhardssona przez pryzmat wyników osiąganych w erze, gdy Norwegia była mistrzem świata, raczej mija się z celem.

Co zatem wiemy o 57-latku z Uppsali, który już za kilka miesięcy stanie się jedną z najważniejszych (przynajmniej z naszego punktu widzenia) osób w kraju? O opinię postanowiliśmy zapytać tych, którzy Gerhardssona przez ostatnie lata mieli okazję obserwować regularnie. Po zakończeniu wspomnianej powyżej przygody z Bällinge, przyszły selekcjoner kadry narodowej postanowił bowiem spróbować szczęścia w męskim futbolu, gdzie sukcesywnie szedł do góry w krajowej hierarchii trenerskiej. Ostatnich dwanaście sezonów Gerhardsson spędził już pracując z klubami z najwyższej klasy rozgrywkowej, a od 2009 roku nieprzerwanie prowadził BK Häcken. Wyniki osiągane przez zespół z Hisingen za jego kadencji muszą budzić szacunek: wicemistrzostwo kraju, Puchar Szwecji i wreszcie trzykrotny awans do europejskich pucharów to w zgodnej opinii ekspertów rezultaty, które znacznie przewyższały oczekiwania i potencjalne możliwości prowadzonej przez niego ekipy. Trenując Häcken, Gerhardsson dał sie także poznać jako szkoleniowiec, który nie przywiązuje się przesadnie do podstawowej jedenastki, a ewentualne rotacje w składzie nie są dla niego ostatecznością. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia wokół reprezentacji, może się to okazać niezwykle cenną umiejętnością. Zgodnie z zapowiedzią, oddajmy jednak głos tym, którzy na temat nowego selekcjonera mają zdecydowanie więcej ciekawego do powiedzenia:

Johan Esk (DN): Moim faworytem był Martin Sjögren, ale wydaje się, że Gerhardsson to także całkiem dobry wybór. Tym bardziej, że jednym z głównych zadań nowego selekcjonera będzie opracowanie właściwego systemu gry ofensywnej, czyli czegoś, co póki co w ogóle nie potrafi zrobić Sundhage. Inną kluczową kwestią będzie łagodne przeprowadzenie kadry przez okres zmiany generacji, ale z tym Gerhardsson nie powinien mieć większych problemów, a dodatkowo pomaga mu to, że w 2018 roku nie będzie musiał grać żadnej wielkiej imprezy. Brak doświadczenia z Damallsvenskan nie jest w jego przypadku jakąkolwiek przeszkodą, a zaprocentować mogą za to lata spędzone w Herrallsvenskan, gdyż mało jest na świecie lig tak zróżnicowanych i tak dobrze uczących trenerskiego fachu.

Johan Rydén (BT): Po pierwsze, pod względem temperamentu Gerhardsson jest niezwykle podobny do Sundhage; także jest bardzo otwartą i przystępną osobą. W Häcken preferował piłkę pozytywną, ofensywną i miłą dla oka i swojej filozofii nie porzucał nawet w rywalizacji z potencjalnie silniejszymi rywalami. Nie oznacza to jednak, że nie potrafił znaleźć odpowiedniego balansu między atakiem i obroną, gdy zachodziła taka konieczność. To, że przez ostatnie lata pracował w męskiej piłce nie powinno być wielkim problemem, gdyż teraz ma osiem miesięcy na to, aby przygotować się do nowej roli. Wybór Gerhardssona odbieram jako początek nowej ery, w której o kształcie reprezentacji zaczną w końcu decydować piłkarki urodzone w latach 90.

Eric Hilmersson (GP): Pytanie o kwalifikacje Gerhardssona jest o tyle niestosowne, że tak naprawdę wszystkie sukcesy Häcken wiążą się wyłącznie z jego osobą. Jest to trener, który pracuje według starannie wyznaczonych przez siebie zasad i nie słyszałem, żeby którykolwiek z piłkarzy był niezadowolony ze współpracy z nim. Wady? Być może czasami zbyt kurczowe trzymanie się tych właśnie zasad i przekonanie, że wysokie posiadanie piłki jest niezależnie od okoliczności kluczem do sukcesu.

Jennifer Wegerup (AB): Gerhardsson spędził ostatnie lata pracując z mężczyznami, ale prowadząc Häcken dał się poznać jako trener posiadający dużą wiedzę piłkarską. Jego znakiem firmowym była atrakcyjna gra ofensywna, która stała się fundamentem jego filozofii, a jest to o tyle ważne, że właśnie takiego stylu wszyscy oczekiwalibyśmy od reprezentacji. Jeśli tylko Gerhardsson poradzi sobie ze znacznie bardziej odpowiedzialną rolą niż ta, którą miał w Herrallsvenskan, to dzisiejszy wybór możemy wspominać bardzo dobrze.

tack-for-allt-peter

Fot. Bildbyrån

Jak zatem widać, wśród opinii przeważają te pozytywne i wydaje się, że nawet jeśli jesienią 2017 nasza kadra nie od razu zamieni się w europejską wersję Nadeshiko, to nowego selekcjonera warto obdarzyć kredytem zaufania i zwyczajnie mu kibicować. Pierwszym poważniejszym testem dla Gerhardssona będą eliminacje do francuskiego mundialu, a te wydają się wręcz wymarzonym momentem na budowanie nowej tożsamości szwedzkiej kadry, którą – miejmy nadzieję – wreszcie będzie się oglądać z największą przyjemnością. Od siebie możemy dodać, że absolutnie pewni jesteśmy za to tego, iż wywodzący się z piłki klubowej trener jest gwarantem, że współpraca na linii SvFF – EFD wyglądać będzie znacznie bardziej harmonijnie niż dziś. Inna sprawa, że akurat w tym aspekcie gorzej niż za kadencji obecnej selekcjonerki być po prostu nie może, co z pewnością potwierdzą w każdej z dwudziestu sześciu grających aktualnie na szczeblu centralnym drużyn.

Rosengård na autostradzie do Cardiff

W obecnej edycji piłkarskiej Ligi Mistrzyń FC Rosengård nie mógł raczej narzekać na wyniki kolejnych losowań, więc nawet trudno się dziwić, że przyzwyczajona do takich właśnie rozstrzygnięć większość sympatyków ekipy z Malmö obstawiała, że na etapie walki o najlepszą czwórkę kontynentu ich klub czekać będzie podróż do Hiszpanii lub Danii. Szczęśliwy trend rzeczywiście został podtrzymany, w związku z czym drużyna Jacka Majgaarda spróbuje przełamać klątwę ćwierćfinału pojedynkiem z FC Barceloną. Nie da się ukryć, że dzisiejsze losowanie najprościej byłoby podsumować w czterech słowach: mogło być znacznie gorzej. Wicemistrzynie Hiszpanii to bez najmniejszych wątpliwości zespół potrafiący grać w piłkę (w dodatku całkiem nieźle), ale z drugiej strony trudno zaprzeczyć, że w trzeciej dekadzie marca bezpieczniej jednak wybrać się do stolicy Katalonii, która swoją drogą o tej porze roku jest wyjątkowo piękna, niż do Lyonu czy Wolfsburga, a przecież na tych rywali również można było trafić (dwie największe potęgi ostatecznie wpadły na siebie, w związku z czym na pewno nie obejrzymy w czerwcu drugiego z rzędu superfinału).

Nie lekceważąc Barcelony, musimy jednak jasno powiedzieć, że chyba po raz pierwszy od kilkunastu lat FC Rosengård jest na papierze wyraźnym faworytem w swej ćwierćfinałowej parze i nie wykorzystać tak ogromnej szansy byłoby po prostu żal. Tym bardziej, że dziś uchylone zostały nie tylko drzwi do dawno niewidzianego w Skanii półfinału, ale także do wielkiego finału w Cardiff. Wolfsburg i Lyon, czyli jedyne kluby, których w Malmö się obawiano, znalazły się bowiem po przeciwnej stronie drabinki, a obaj potencjalni przeciwnicy w grze o finał absolutnie nie jawią się jak przeszkody nie do przeskoczenia. Jeszcze oczywiście nie czas na to, aby rozglądać się za hotelami w największym mieście Walii, gdyż ani w Paryżu, ani tym bardziej w Monachium nikogo nie przerazi perspektywa ewentualnego wyjazdu do Malmö, ale na dziś liczy się jednak przede wszystkim to, że szans na naprawdę sympatyczny wynik dziesięciokrotne mistrzynie Szwecji nie straciły już podczas losowania. Na szczęście, najgorszego ze scenariuszy udało się uniknąć, a na dodatek wszystko wskazuje na to, że ze szwedzkiej perspektywy wiosna (a mamy nadzieję, że i lato) z Ligą Mistrzyń zapowiada się niezwykle emocjonujaco.


Zestaw par 1/4 finału Ligi Mistrzyń:

Fortuna Hjørring – Manchester City WFC

FC Rosengård – FC Barcelona

VfL Wolfsburg – Olympique Lyon

FC Bayern Monachium – Paris Saint-Germain


Zestaw par 1/2 finału Ligi Mistrzyń:

Rosengård/Barcelona – Bayern/PSG

Hjørring/Manchester – Wolfsburg/Lyon

W Globen na galowo

W tym roku złożyło się tak, że podsumowująca sezon 2016 w szwedzkiej piłce gala odbyła się dokładnie dzień po ostatnim meczu o stawkę, który w odległej Papui-Nowej Gwinei rozegrała reprezentacja do lat 20. Podczas poniedziałkowej imprezy w sztokholmskim Globen mogliśmy więc pokusić się o dokonanie pierwszej kompleksowej analizy tego, co w ostatnich jedenastu miesiącach wydarzyło się na naszym, krajowym podwórku. Podsumowania nierozłącznie wiążą się także z wręczaniem nagród, a ogłoszenie nazwisk laureatów w dziesięciu kategoriach było kulminacyjnym punktem stojącej (co warto podkreślić) na niezwykle wysokim poziomie gali. Nominacje i werdykty zawsze wzbudzają mniejsze lub większe kontrowersje, ale trzeba przyznać, że w tym roku kapituła niemal wzorowo wywiązała się ze swoich obowiązków, w związku z czym na scenie oglądaliśmy wyłącznie te osoby, które swoją całoroczną pracą najbardziej zasłużyły na to, aby się w tym miejscu i o tej porze znaleźć.

Diamentowa Piłka, czyli najcenniejsza nagroda indywidualna w szwedzkim futbolu, drugi raz z rzędu trafiła w ręce Hedvig Lindahl. Z werdyktem tym trudno polemizować, gdyż golkiperka Chelsea ma za sobą kolejny niezwykle udany rok, choć trzeba obiektywnie przyznać, że – szczególnie biorąc pod uwagę występy w klubie – nie był on aż tak fenomenalny, jak zdecydowanie najlepszy w jej karierze sezon 2015. Lindahl cały czas była oczywiście także pewnym punktem reprezentacji Pii Sundhage i podobnie jak podczas kanadyjskiego mundialu, otrzymała za swój występ w Brazylii najwyższą notę ze wszystkich szwedzkich piłkarek.

Odbierając nagrodę, bramkarka wicemistrzyń Anglii w emocjonalnym przemówieniu podziękowała najbliższym, którzy zawsze stanowią dla niej ogromne wsparcie, ze szczególnym uwzględnieniem żony Sabine oraz syna Timothy’ego. Co ciekawe, specjalne wyróżnienie otrzymali także trenerzy bramkarzy oraz analitycy reprezentacji Szwecji, którzy – zdaniem Lindahl – mieli zdecydowanie największy udział w awansie kadry do finału turnieju olimpijskiego. Już poza sceną golkiperka Chelsea żartowała, że wszystkie Amerykanki i Brazylijki zostały tak doskonale rozczytane przez szwedzki sztab, że podczas serii rzutów karnych pozostawało jej tylko rzucić się tam, gdzie za chwilę poleci piłka.

hedvigii

Fot. SvFF

Nie będzie z pewnością wielkim zaskoczeniem, jeśli powiemy, że Hedvig Lindahl zgarnęła także nagrodę dla najlepszej bramkarki, w pokonanym polu pozostawiając Jennifer Falk oraz Hildę Carlén. Należy jednak z całą mocą podkreślić, iż nominacje dla golkiperek Göteborga i Piteå również były w pełni zasłużone i stanowiły swego rodzaju wyróżnienie za niezwykle stabilną formę przez cały, zakończony właśnie sezon.

Polemizować trudno także z pozostałymi werdyktami, a każdy, kto przynajmniej od czasu do czasu zagląda na nasz portal, z pewnością nie będzie żadnym z nich choćby w niewielkim stopniu zaskoczony. Wszystkie wyróżnione zawodniczki niezwykle często gościły bowiem w jedenastkach kolejki, a ich nazwiska regularnie pojawiały się przy okazji kolejnych rankingów. Najlepszą obrończynią została więc Linda Sembrant, wśród pomocniczek laur przypadł Marcie, a tytuł najlepszej napastniczki oraz najbardziej wartościowej zawodniczki Damallsvenskan trafił w ręce powoli żegnającej się ze szwedzką ekstraklasą Pernille Harder. Odkryciem roku została Johanna Rytting Kaneryd, której postawę wiosną chwaliliśmy tak bardzo, że w pewnym momencie zabrakło nam do tego odpowiednich słów, a nagroda fair play w wysokości pięćdziesięciu tysięcy koron powędrowała do nowego mistrza z Linköping.

Na osobny akapit zasłużył sobie z pewnością laureat w kategorii Trener Roku. Stellan Carlsson nie zdołał wprawdzie wdrapać się z prowadzoną przez siebie drużyną na podium, ale to, czego przez ostatnie dwa sezony dokonał prowadząc drużynę z Piteå, z pewnością byłoby gotowym scenariuszem na niezłej klasy film i nie wątpimy, że gdyby Piteå znajdowało się nie w Norrbotten, a na przykład w Kalifornii, to o niesamowitym Gangu Carlssona byłoby już głośno na całym świecie. Jeśli ktoś chciałby zapoznać się bliżej z niesamowitą drużyną Stellana Carssona, a przy okazji uzyskać uzasadnienie wczorajszego werdyktu, to gorąco (a nawet bardzo gorąco!) zapraszamy na przykład tutaj, tutaj, tutaj i tutaj.

fg16

Wszyscy laureaci Fotbollsgalan 2016

Kwadrans wygaszonych nadziei

Przez niespełna osiemnaście minut reprezentacja Szwecji była w ćwierćfinale Młodzieżowych Mistrzostw Świata, ale wyrównujący gol Gabi Nunes sprawił, że drużyna Callego Barrlinga i Anneli Andersén swój udział w rozgrywanym w Papui-Nowej Gwinei turnieju zakończyła już na fazie grupowej, a w ćwierćfinale z Japonkami zagrają Brazylijki. Niedosyt? Na pewno, gdyż doskonale zdajemy sobie sprawę, że awans znajdował się w zasięgu. Żal? Chyba jednak nie, wszak trzeba obiektywnie przyznać, iż do Oceanii przyjechało wiele zespołów, które znacznie bardziej zasłużyły na to, aby pozostać w grze o tytuł, a przecież nie możemy liczyć, że na każdym kolejnym turnieju będzie się powtarzać scenariusz z Rio (choć kadra U-20 zaprezentowała się dziś na tle Brazylii minimalnie lepiej niż drużyna Pii Sundhage w swoich dwóch tegorocznych pojedynkach z tym samym rywalem).

Już przed pierwszym gwizdkiem zdawaliśmy sobie sprawę, że aby włączyć się do walki o awans, musimy bezwzględnie strzelić gola. O dziwo, realizacja tej części planu poszła błyskawicznie, gdyż już drugi ofensywny wypad zakończył się całkowitym powodzeniem – Angeldal dośrodkowała z rzutu rożnego, Almqvist przedłużyła głową jej centrę, a Blackstenius z najbliższej odległości wpakowała futbolówkę do siatki obok zaskoczonej Carli. Kolejne minuty należały jednak do Brazylijek, które coraz bardziej przejmowały inicjatywę, aż w końcu udało im się doprowadzić do remisu. Wyrównujący gol był również bezpośrednim następstwem stałego fragmentu gry; tym razem na listę strzelczyń wpisała się Gabi Nunes, wykorzystując podanie Brany. Inna sprawa, że fatalnie w tej sytuacji zachowała się Löfqvist, która we własnej szesnastce kryła swoją rywalkę podobnie, jak szwedzka defensywa podczas pamiętnego (choć raczej mało chlubnego) gościnnego występu w Viborgu. Nic więc dziwnego, że podobny był także efekt. Wynik 1-1 w pełni satysfakcjonował Canarinhas, ale piłkarki z Ameryki Południowej wcale nie zamierzały zwalniać tempa i jeszcze przed przerwą dwukrotnie – za sprawą Julii i Geyse – zmusiły Holmgren do zaprezentowania swoich bramkarskich umiejętności. Jeśli już jesteśmy przy Geyse, to należy wspomnieć także o nieprzyjemnym incydencie z końcówki pierwszej połowy, kiedy to próbująca rozładować nadmiar energii napastniczka już po gwizdku staranowała golkiperkę z Uppsali i na dobrą sprawę właśnie w tym momencie mogła (a może nawet i powinna) zakończyć swój udział w spotkaniu. Całe szczęście, że uraz Holmgren okazał się ostatecznie niegroźny i koniec końców skończyło się na strachu.

Po przerwie liczyliśmy na nieco bardziej ofensywną grę naszych piłkarek, ale ostatecznie tylko raz (za sprawą strzału Anvegård z dystansu) udało się poważnie zagrozić bramce rywalek. Przy tak słabych liczbach trudno liczyć na cud tym bardziej, że brazylijska defensywa starała się wystrzegać błędów, które kilka dni temu poskutkowały poniesioną trochę na własne życzenie porażką z Koreą Północną. Tym razem zawodniczki Dorivala Bueno zagrały cierpliwie i uważnie do końcowego gwizdka, skutecznie odcinając od jakiejkolwiek gry Blackstenius i Anvegård. Szwedzka druga linia długimi minutami nie była w stanie wykreować absolutnie niczego, a wsparcie od potrafiących przecież podłączyć się do akcji bocznych obrończyń w zasadzie nie istniało (bo trudno poważnie traktować jeden rajd Aronsson prawą flanką, który zakończył się … odbiciem się od Brazylijki na wysokości linii środkowej i kontrą ekipy z Ameryki Południowej). Zmiany dokonywane przez duet Barrling – Andersén wyraźnie sugerowały jednak, że – pomimo mało korzystnego rezultatu – nadrzędnym celem jest dziś danie szansy gry tym piłkarkom, które dotychczas podczas turnieju w Oceanii występowały raczej w drugoplanowych rolach. Ani Kullashi, ani Göthberg nie były jednak w stanie zaliczyć epokowego wejścia i odwrócić losów rywalizacji, w związku z czym możemy powiedzieć, że sezon 2016 w szwedzkiej piłce w ten właśnie sposób dobiegł końca. Teraz pozostaje nam go jedynie podsumować (pierwsza okazja już jutro podczas uroczystej gali) i mieć nadzieję, że pomimo katastrofalnej postawy najmłodszych roczników w ostatnich miesiącach, stosunkowo szybko doczekamy się kolejnego występu szwedzkiej reprezentacji na najważniejszym turnieju w piłce młodzieżowej. Kadrze z rocznika 1996 życzymy natomiast spokojnej (choć nie da się ukryć, że niezwykle długiej) podróży do domu, a każdej z piłkarek ją tworzących – kariery na miarę własnych ambicji i oczekiwań.

tttttt

Fot. Ian Walton

Jeszcze nie kończcie sezonu!

Przestawienie się na strefę czasową, w której znajduje się Papua-Nowa Gwinea, nie należy być może do rzeczy najprzyjemniejszych, ale chyba nikt nie zgłaszałby wielkich pretensji, gdyby przyszło nam funkcjonować w niej jeszcze chociaż cztery dni. Aby jednak pozostać w Oceanii przynajmniej do momentu rozegrania ćwierćfinałów, szwedzkie piłkarki muszą pokonać Brazylię w zaplanowanej na jutro ostatniej kolejce grupowych zmagań. Zadanie to wydaje się być jak najbardziej wykonalne, ale trzeba uczciwie przyznać, że na kilkanaście godzin przed pierwszym gwizdkiem Chinki Liang Qin, nie sposób wskazać w tej rywalizacji choćby minimalnego faworyta.

W dwóch pierwszych spotkaniach reprezentacja Szwecji rzeczywiście nie zachwyciła, ale w niedzielny poranek to wszystko nie będzie miało najmniejszego znaczenia. Liczyć będzie się wyłącznie tu i teraz – zwycięstwo zagwarantuje awans do najlepszej ósemki młodzieżowego mundialu, każdy inny wynik oznaczać będzie powrót do domu po trzech meczach. Doskonale wiemy, które atuty znajdują się po naszej stronie, ale nie możemy przy tym zapominać, iż wiele szwedzkich zawodniczek ma za sobą niezwykle wyczerpujący sezon. Jego trudy widać chociażby w postawie Anny Oscarsson. Skrzydłowa Hammarby na boiskach Oceanii w ogóle nie przypomina niezwykle dynamicznej piłkarki, która jeszcze podczas rundy jesiennej błyszczała na stadionach Elitettan i była jedną z głównych architektek awansu klubu z Södermanland do najwyższej klasy rozgrywkowej. Spore zmęczenie widać także po Angeldal, Persson czy Anvegård, ale każda z nich od marca rozegrała sporo ponad trzydzieści meczów na naprawdę dużej intensywności (wszyscy, którzy choć raz mieli styczność ze szwedzką drugą ligą, doskonale wiedzą, o czym mowa). Fakt, że turniej rozgrywany jest na przeciwległym krańcu świata w niezwykle trudnych, żeby nie powiedzieć ekstremalnych warunkach, również nie jest naszym sprzymierzeńcem. Jeśli jednak reprezentacja rocznika 1996 chce o kilka dni przedłużyć swoją najpiękniejszą piłkarską przygodę, to jutro będzie musiała poradzić sobie zarówno z brazylijskimi rywalkami, jak i ze słabością własnych organizmów. Trudno oszacować, który z tych pojedynków będzie trudniejszy, ale nie wątpimy, że oba są do wygrania!

Zarówno Brazylia, jak i Szwecja, w rozegranych dotychczas meczach popełniały mnóstwo poważnych błędów w defensywie, co jest o tyle istotne, że właśnie postawa tej formacji może okazać się kluczem do ewentualnego sukcesu. Problemem reprezentacji prowadzonej przez Callego Barrlinga oraz Anneli Andersén jest z pewnością brak klasycznych stoperek, w związku z czym bezpośrednio przed Emmą Holmgren nieco z konieczności ustawiona została między innymi Ellen Löfqvist, czyli typowa defensywna pomocniczka, która całą dotychczasową karierę spędziła w drugiej linii. Typową środkową obrończynią nie jest zresztą także mająca spore doświadczenie z gry na boku defensywy Julia Ekholm. Jeśli w którymś momencie nasi selekcjonerzy zdecydują się na wypróbowanie wariantu z dwójką wahadłowych obrończyń/pomocniczek, wówczas pojawi się także problem z obsadą lewej strony, po której ostatnio biegała Amanda Persson, choć to Lotta Ökvist wydaje się być aktualnie w nieco lepszej dyspozycji. Patrząc na stan naszej defensywy, możemy jedynie żałować, że z różnych względów do Papui-Nowej Gwinei nie dojechały Musovic, Björn, Pennsäter czy Wieder. Nie jest oczywiście powiedziane, że ów kwartet stanowiłby rozwiązanie wszystkich możliwych problemów, ale na pewno ich obecność znacznie zwiększyłaby dwójce szwedzkich szkoleniowców pole manewru.

W trudnych chwilach światła reflektorów zwrócone są przede wszystkim na liderki, ale musimy zdawać sobie sprawę, że bez wsparcia reszty zespołu Stina Blackstenius nam tego meczu nie wygra. Bardzo liczymy więc na celne podania i świetny przegląd pola Angeldal, przebudzenie Almqvist, która przecież ze wszystkich szwedzkich piłkarek grała w sezonie stosunkowo najmniej oraz występ Johanny Rytting-Kaneryd w większym wymiarze czasowym. Piłkarka Djurgården, która w minionym roku była prawdziwym objawieniem ligowych boisk, swoją postawą udowodniła, że z pewnością zasługuje na grę od pierwszej minuty. Tym bardziej, że jej przebojowość i niekonwencjonalność w zderzeniu z brazylijską piłką mogą okazać się nie do zastąpienia.

Co by się jutro nie miało wydarzyć, kadrze rocznika 1996 i tak należą się ogromne podziękowania za wszystkie wspaniałe emocje, których przez ostatnie lata niezmiennie nam dostarczała. Odniesione w bardzo dobrym stylu zwycięstwa nad Hiszpanią, Niemcami czy Norwegią na zawsze pozostaną w naszej pamięci, a jeśli za kilkanaście godzin uda się do listy pokonanych rywalek dopisać jeszcze Brazylię, to … tym lepiej dla nas. Wszak nikt nie każe nam kończyć sezonu już jutro.

sweprk

Fot. Ian Walton

Formalności dopełnione

Oba “szwedzkie” dwumecze w 1/8 finału piłkarskiej Ligi Mistrzyń w zasadzie zostały rozstrzygnięte już przed tygodniem, wobec czego rozegrane wczoraj i dziś rewanże nie wzbudzały aż takiej ekscytacji, jak być może powinny. Wielkich emocji zabrakło również na murawie, choć w Malmö raczej nie rozpaczają z powodu, że tym razem o awans do kolejnej fazy rozgrywek nie trzeba było drżeć przez sto osiemdziesiąt minut. Znacznie mniej powodów do radości mają za to w Eskilstunie, która na tym etapie zakończyła swój historyczny start w europejskich pucharach. Podobnie jak przed tygodniem, niemiecki Wolfsburg okazał się wyjątkowo wymagającym nauczycielem, z którym ani przez moment nie udało się nawiązać wyrównanej walki o miejsce w najlepszej ósemce w Europie.

Jako pierwsze swój mecz rozegrały jednak piłkarki FC Rosengård, które broniły dwubramkowej zaliczki przywiezionej ze stolicy Czech. Kwestia awansu wydawała się być rozstrzygnięta, ale dziesięciokrotne mistrzynie Szwecji zadbały o to, aby jeszcze przed przerwą rozwiać wszystkie wątpliwości (zakładając, że po pierwszym meczu ktokolwiek w ogóle je miał). Bohaterką Malmö została tego wieczora wracająca do gry po prawie ośmiomiesięcznej przerwie Gaelle Enganamouit, która miała udział przy wszystkich trzech bramkach dla gospodyń. Kibice w Skanii mogą jedynie żałować, że gwiazda reprezentacji Kamerunu nie mogła pomóc swojej drużynie w walce o obronę tytułu w Damallsvenskan, gdyż niewykluczone, że z nią w składzie to właśnie ekipa Jacka Majgaarda sięgnęłaby ostatecznie po mistrzowski laur. Kolejne świetne zawody (choć zakończone drobnym urazem) zanotowała ponadto mająca za sobą fenomenalny rok Ella Masar, a debiut w tegorocznych rozgrywkach zaliczyła kolejna rekonwalescentka Sofie Junge Pedersen.

Na awans do ćwierćfinału nie liczyli za to w Eskilstunie, choć najwierniejsza grupa sympatyków drużyny prowadzonej przez Viktora Erikssona oczywiście pojawiła się w Wolfsburgu. Niestety, tym razem ani fani z Tuna12, ani pozostali kibice sprzyjający jedenastce z Eskilstuny, nie mieli zbyt wielu okazji do świętowania. Piłkarki wicemistrza Niemiec, niczym wytrawne pięściarki, skutecznie wypunktowały swoje rywalki, którym nie pozwoliły nawet na oddanie jednego celnego strzału w kierunku bramki Schult. Same zaś aż trzy razy umieszczały futbolówkę w siatce Lundberg, a łupem bramkowym podzieliły się Jakabfi (pięć goli Węgierki w dwumeczu!), Dickenmann oraz Bernauer. Trafienie Banusic podczas rozgrywanego w iście zimowej scenerii pierwszego meczu na Tunavallen pozostanie więc zdecydowanie najmilszym wspomnieniem wyniesionym z historycznej rywalizacji z jednym z najlepszych klubów świata, który w tym dwumeczu potwierdził swoją mistrzowską klasę.

Losowanie ćwierćfinałów Ligi Mistrzyń czeka nas już za tydzień, a wśród potencjalnych rywali FC Rosengård znajdują się Lyon, Wolfsburg, PSG, Bayern, Manchester, Barcelona oraz Fortuna. Najbardziej korzystną opcją wydaje się być perspektywa wyjazdu do Danii lub Hiszpanii, ale dopiero za kilka dni dowiemy się, czy drużynie ze Skanii i tym razem dopisze szczęście.