Nie lekceważcie Damallsvenskan!

20170220_frauen_harder_vs_sand_3252004439

Fot. VfL Wolfsburg

Niezwykle ekscytujące zimowe okienko transferowe w sposób naturalny musiało pociągnąć za sobą szereg spekulacji dotyczących przyszłości; zarówno tej najbliższej, jak i tej nieco bardziej odległej. Jedni zastanawiają się, jak po przeprowadzonych na niespotykaną dotąd skalę kadrowych rewolucjach będą prezentować się w najbliższych miesiącach poszczególne drużyny, inni natomiast podejmują próbę ukształtowania na papierze piłkarskiej rzeczywistości roku 2030. Sporo miejsca poświęca się w tym wszystkim pozycji Szwecji na futbolowej mapie Europy i choć większość ekspertów jest zdania, że będzie ona systematycznie słabnąć, to nietrudno (jeśli oczywiście wykazuje się taką chęć) znaleźć także szereg argumentów przemawiających za tym, że Damallsvenskan wcale nie musi – jak wieszczą niektórzy – pogrążyć się w marazmie. Jako zdeklarowany przeciwnik wizji apokaliptycznej, już kilka tygodni temu zwróciłem uwagę na kilka przesłanek świadczących o tym, że szwedzka piłka klubowa wcale nie musi wyjść z tej finansowo-sportowej rewolucji mocno poobijana, a przy zaistnieniu sprzyjających okoliczności Damallsvenskan może nawet okazać się jednym z największych beneficjentów nowego ładu (zainteresowanych, którzy jeszcze nie zapoznali się z lekturą, odsyłam tutaj).

Kilka dni temu usłyszałem jednak stwierdzenie, które sprawiło, że bardzo szybko postanowiłem wrócić do tematu (padło ono konkretnie z ust Johana Rydéna, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jest on w swoich przemyśleniach osamotniony). Okazuje się bowiem, że na dwa miesiące przed startem ligi wiele osób jest zdania, że Damallsvenskan już dawno nie była tak słaba, a opinie, że sezon 2017 zapowiada się na najmniej interesujący od wielu lat nie należą wcale do rzadkości. Jako przyczynę takiego stanu rzeczy najczęściej wymienia się niemiecko-francusko-angielską ofensywę transferową, w wyniku której szwedzką ekstraklasę opuściło tej zimy wiele pierwszoplanowych postaci. Ostatni raz tak mało gwiazd grało u nas w lidze chyba w pierwszej połowie lat 90. – przekonują defetyści, choć jeśli na moment ochłodzimy rozgrzane głowy i przyjrzymy się faktom (a opinie – jak powszechnie wiadomo – najlepiej zbija się właśnie za pomocą faktów), to nagle okaże się, że wcale nie mamy powodów, aby jakoś przesadnie rozpaczać i przyozdabiać logo Damallsvenskan czarną wstążką. Jasne, Lyon, Chelsea i niezmordowani Chińczycy szaleją na rynku transferowym i trudno realnie wskazać granicę ich możliwości, ale czy rzeczywiście zimowe łowy odbywają się przede wszystkim kosztem Szwecji? Czy faktycznie każda, która potrafi prosto kopnąć piłkę, odfrunęła tej zimy za Morze Bałtyckie lub Północne, a kluby Damallsvenskan muszą w panice uzupełniać swoje kadry trzynasto- i czternastolatkami, aby tylko móc przystąpić do rozgrywek? No właśnie, nie. Według stanu na dziś (do kwietnia sporo może się jeszcze wydarzyć) na szwedzkich boiskach ujrzymy w tym roku między innymi najlepszą piłkarkę wszechczasów, połowę kadry Pii Sundhage, wiele zawodniczek zagranicznych, które latem będziemy oklaskiwać i życzyć im powodzenia na EURO 2017, całą gamę czołowych futbolistek Afryki, Kanady i USA (no, może w przypadku tego ostatniego kraju trudno mówić o ścisłym topie), a także mnóstwo młodych, jeszcze nie do końca oszlifowanych talentów, właśnie w Linköping czy Göteborgu rozpoczynających marsz ku wielkiej karierze. Mało? Tak zupełnie szczerze, każdemu krajowi na świecie życzyłbym tak wyglądającego kryzysu.

Teza o tym, iż w ostatnich miesiącach doszło w kraju do jakiegoś wyjątkowego exodusu również wydaje się nie do końca trafiona, wszak lista piłkarek, które tej zimy postanowiły pożegnać się ze szwedzką piłką klubową prezentuje się tak:

Pernille Harder (Wolfsburg) – tutaj nawet nie ma co rozpoczynać polemiki, gdyż mówimy o piłkarce, która zdaniem wszystkich (no, prawie, ale nie wracajmy już do tematu plebiscytów) należy obecnie do absolutnego, światowego topu. Ogromna strata.

Stina Blackstenius (Montpellier) – niezaprzeczalnie wielki talent, z którego w przyszłości pociechę mogą mieć nie tylko kolejne kluby, ale i – miejmy nadzieję – reprezentacja. Nie zapominajmy jednak, iż Blackstenius na poziomie Damallsvenskan rozegrała zaledwie jeden przyzwoity (bo żadną miarą nie wybitny) sezon. Czy jej nieobecność rzeczywiście okaże się dla Linköping i całej ligi aż tak dokuczliwa? Patrząc na wczesnowiosenne popisy Mariji Banusic wydaje się, że niekoniecznie.

Fridolina Rolfö (Bayern) – gdy tylko była do dyspozycji Martina Sjögrena, nie zwykła schodzić poniżej pewnego poziomu. W jej przypadku sporym problemem jest jednak podatność na wszelkiego rodzaju kontuzje, w wyniku której przez sporą część mistrzowskiego sezonu ekipa z Linköping musiała radzić sobie bez niej (i robiła to). Drobny uraz Rolfö zdążyła już zresztą złapać także w Monachium. Piłkarka solidna, wciąż perspektywiczna, ale jednak nie z gatunku nie do zastąpienia.

Gaelle Enganamouit (Dalian) – gwiazda kanadyjskiego mundialu, jedna z autorek największego sukcesu w historii kameruńskiej piłki, królowa strzelczyń Damallsvenskan sprzed dwóch lat. Wydawałoby się, że odejście takiej zawodniczki to strata porównywana z transferem Pernille Harder (nota bene dwa lata temu obie panie do końca walczyły o koronę dla najlepszej snajperki ligi, minimalnie lepsza okazała się Afrykanka), ale nie zapominajmy, że od momentu podpisania kontraktu z Rosengård Enganamouit zdecydowanie najwięcej czasu spędzała w gabinetach lekarskich, a na początku okresu przygotowawczego złapała kolejną kontuzję wykluczającą ją z najważniejszych spotkań wiosennej części sezonu.

Natasza Andonowa (PSG) – w Poczdamie zapowiadała się na wielki talent, pierwsza runda w Malmö wyglądała w jej wykonaniu bardzo obiecująco, a potem nastąpił szybki, niekontrolowany zjazd. W sezonie 2016 była jednym z największych rozczarowań ligi, a po jego zakończeniu Therese Sjögran jasno dała Macedonce do zrozumienia, że w Skanii nie ma dla niej przyszłości (inna sprawa, że chyba nie powinna robić tego publicznie). Oby potrafiła odbudować się we Francji.

Louise Quinn (Notts County) – jej przykład przytaczam niejako w opozycji do samego siebie, ale uważam, że to właśnie Irlandki (obok Harder) będzie w najbliższym sezonie najbardziej brakować na szwedzkich boiskach. Z Eskilstuną przeszła drogę od Elitettan do Ligi Mistrzyń, dwa razy lądując w tym czasie w jedenastce sezonu Damallsvenskan i choć defensywa United i bez niej prezentuje się naprawdę solidnie, to chyba wszyscy będziemy tęsknić za niezastąpioną w obu polach karnych Quinn.

Gdyby się uprzeć, do listy można byłoby dopisać jeszcze nazwiska Gajhede, Slegers, Toohey czy Weimer, ale z drugiej strony szwedzka ekstraklasa zdołała również pozyskać wiele równie interesujących nazwisk. Ponad 100-krotna reprezentantka Danii Sanne Troelsgaard, islandzka kadrowiczka Hallbera Gisladottir, odzyskująca właściwy rytm po zdrowotnych perturbacjach Belgijka Tine Schryvers, uważana za największy talent piłkarskiej Finlandii ostatniej dekady Emmaliina Tulkki, czy powracające do gry w rodzimej ekstraklasie Emma Lundh, Marina Pettersson-Engström i Petra Johansson to tylko niektóre z argumentów przemawiających za tym, że sezon 2017 w Damallsvenskan zapowiada się naprawdę ekscytująco. Jeśli dodamy do tego inne tegoroczne wzmocnienia z USA (Levin), Wysp Brytyjskich (Brown), innych krajów nordyckich (Kildemoes) oraz liczną grupę młodych, krajowych piłkarek, wśród których z pewnością znajduje się tegoroczny odpowiednik Blackstenius czy Rytting Kaneryd, to okaże się, że bilans zysków i strat zimy 2016/17 w szwedzkiej piłce wcale nie musi wyjść na minus. Aby jednak to dostrzec, trzeba mocniej pochylić się nad faktami, a nie od dziś wiadomo, że zdecydowanie wygodniej jest podpiąć się do najgłośniej lansowanej w danym momencie tezy i przyjąć ją za własną. Nawet jeśli – co mam nadzieję skutecznie udowodniono powyżej – jej założenia dość wyraźnie kontrastują za stanem faktycznym.

Logika zagubiona pod dachem

http-_www-fotbollskanalen-se_imagehandler-axd-imageformatoriginalguid30b24dcd-2ba1-42ac-a90c-52e5d0d7c0b8

Czy po zimowej przerwie Damallsvenskan powróci do Vittsjö? (Fot. Bildbyrån)

Informacją, która w ostatnich dniach zszokowała i jednocześnie podzieliła piłkarskie środowisko w Szwecji, była decyzja o nieprzyznaniu stadionowi w Vittsjö ekstraklasowej licencji na sezon 2017. Ostateczny werdykt w tej sprawie zapadnie dopiero w pierwszej połowie marca, ale na ten moment arena goszcząca przez pięć ostatnich lat mecze Damallsvenskan (to właśnie tu, w szatni gości, piłkarki Linköping świętowały jesienią minionego roku zdobycie mistrzostwa kraju) nie spełnia ekstraklasowych standardów. Główny zarzut? Zbyt mała liczba zadaszonych miejsc na trybunie głównej. Minimalna wymagana liczba wynosi 800, podczas gdy na obiekcie w Vittsjö doliczono się ich “zaledwie” 640. Jak nietrudno obliczyć, kością niezgody stało się więc 160 krzesełek, a w uzasadnieniu podkreślono, iż już w poprzednim sezonie stadion w północnej Skanii otrzymał jedynie licencję warunkową, a ponieważ na przestrzeni dwunastu miesięcy nie zrobiono nic, aby uzupełnić braki, podjęto decyzję o cofnięciu owego warunkowego zezwolenia.

Analizując zaistniałą sytuację wyłącznie od strony prawa, oczywiście trudno nie przyznać Komisji racji. Regulamin licencyjny w przejrzysty sposób precyzuje wymogi dopuszczania stadionów do organizacji meczów Damallsvenskan, a obiekt w Vittsjö ewidentnie jednego z nich nie spełnia. Podjęta decyzja wybroni się tym bardziej, że po listopadowym posiedzeniu w siedzibie SvFF wszystkie kluby zostały poinstruowane, iż od najbliższego sezonu licencje warunkowe przyznawane będą jedynie w wyjątkowych okolicznościach, najczęściej w przypadku beniaminków danej klasy rozgrywkowej (o odroczenie tego pomysłu o rok bezskutecznie wnioskowała Charlotta Nordenberg). Formalnie wszystko więc się zgadza, ale czasami naprawdę warto porzucić kurczowe trzymanie się przepisów na rzecz zdroworozsądkowego myślenia. W przypadku Vittsjö tym ostatnim nie wykazała się niestety ani SvFF, ani działająca zgodnie z jej instrukcjami Komisja, w efekcie czego miejscowi fani futbolu wciąż nie wiedzą, czy w najbliższych miesiącach w ich mieście wsi ponownie zagości ekstraklasowa piłka.

O zdrowym rozsądku wspominam tu nieprzypadkowo, wszak wszyscy wiemy, że w pewnym sensie Vittsjö jest klubem – jak na warunki Damallsvenskan – niezwykłym. Mało lig na świecie może się bowiem pochwalić zespołem z tak małego ośrodka grającym w najwyższej klasie rozgrywkowej. 640 krzesełek pod dachem to z jednej strony zbyt mało, aby spełnić surowe wymagania, z drugiej – wystarczająco dużo, aby pomieścić na nich dwie trzecie całej populacji Vittsjö! Co więcej, cały obiekt jest na tyle pojemny, że starczyłoby na nim miejsca nie tylko dla wszystkich mieszkańców wsi, ale jeszcze dla kilkusetosobowej wycieczki z nieodległego Hässleholm. Vittsjö IP nie odbiega od innych pierwszoligowych aren również w zakresie komfortu oglądania meczów oraz stanu murawy i klubowych obiektów. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby piłkarki Damallsvenskan w podsumowującej sezon ankiecie uznały stadion w północnej Skanii za najgorszy w lidze, ale to wszystko nie miało wielkiego znaczenia dla pochłoniętej liczeniem krzesełek Komisji Licencyjnej.

Wiadomo, że każda profesjonalizacja – niezależnie czy mówimy tu o armii, czy o piłkarskiej ekstraklasie – niesie za sobą wiele ofiar. Byłoby jednak bardzo przykre, gdyby pierwszą z nich okazał się klub, który w ostatniej dekadzie, głównie rękoma Caleviego Hämäläinena, zrobił dla szwedzkiej piłki naprawdę wiele dobrego. Pozostaje więc liczyć na to, że SvFF oraz wszystkie podległe jej instytucje zreflektują się na tyle szybko i skutecznie, że w sprawie Vittsjö obędzie się koniec końców bez odejmowania punktów, czy skazywania zespołu na całoroczną tułaczkę po sąsiednich lokalizacjach. Tym bardziej, że (jak na ironię) najbliżej położonym obiektem posiadającym licencję Elit na rok 2017 jest wzbudzający od lat wiele kontrowersji Vilans IP w Kristianstad. Nie można więc całkowicie wykluczyć scenariusza, w którym stadion posiadający zdecydowanie najgorszej jakości murawę w lidze będzie w najbliższym sezonie areną aż 24 meczów Damallsvenskan. Jeśli tak się stanie, to wszystkim odwiedzającym Vilans IP klubom będzie trzeba życzyć, aby nie przytrafiła im się podobna historia, jak swego czasu Örebro. Piłkarki z Behrn Areny przejechały bowiem autokarem pół kraju tylko po to, aby dowiedzieć się, że ze względu na niezadowalający stan murawy mogą … natychmiast wracać do busa i udać się w podróż powrotną. Przed jej rozpoczęciem mogły jeszcze oczywiście rzucić okiem na 800 zadaszonych krzesełek, ale trudno było odnieść wrażenie, że ten widok był dla nich w tamtym momencie jakimkolwiek pocieszeniem.

Okruchy pucharowego weekendu

mallb

Mallbacken świętuje awans do ćwierćfinału, w którym będzie jedynym przedstawicielem Elitettan

Długo wyczekiwany weekend z Pucharem Szwecji przyniósł nam efektowne pogromy, przecudnej urody gole i przynajmniej jedno rozstrzygnięcie, które spokojnie można nazwać niespodziewanym. Na jego zakończenie w grze pozostała już tylko połowa z szesnastu drużyn, a każdego z wyłonionych właśnie ćwierćfinalistów dzielą już tylko i aż trzy kroki od tego, aby 27. sierpnia wznieść ku niebu okazałe i jedyne w swoim rodzaju trofeum. Zapraszamy więc na subiektywny przegląd wydarzeń w formie piętnastu krótkich wniosków, które wyciągnęliśmy oglądając zimową część pucharowych zmagań:

– bez względu na to, czy gramy w Växjö, Karlstadzie, czy Luleå, mecze w hali mają swój absolutnie niepodrabialny klimat.

– jeśli Marija Banusic utrzyma swoją formę przynajmniej do wiosny, to w Linköping stosunkowo szybko przestaną tęsknić za Stiną Blackstenius.

– autorskie 3-5-2 Kima Björkegrena wygląda tak płynnie, jakby w Östergötland od lat nie stosowało się żadnej innej formacji.

– jak Lina Hurtig wpisuje się na listę strzelczyń, to najczęściej są to trafienia, którepo prostu chce się oglądać.

– jeśli ktoś ma poprowadzić Örebro do ewentualnego sukcesu, to jest to Lisa Dahlkvist. Przez 53 minuty pierwszoligowiec okrutnie męczył się w Uppsali, ale wtedy bohaterka Igrzysk w Rio najpierw dograła do Andersson, a następnie sama postawiła kropkę nad i.

– Djurgården potwierdził, że nawet bez Appelqvist jest drużyną kompletną, nieprzypadkowo wskazywaną jako potencjalna rewelacja tegorocznych rozgrywek. Inna sprawa, że akurat tym razem rywalki ekipy ze Sztokholmu nawet niespecjalnie próbowały sprawiać wrażenie zespołu, któremu zależy na zwycięstwie.

– Nkemjika Ezurike potrzebowała zaledwie 40 sekund, aby w barwach Mallbacken zdobyć tyle samo goli, ile przez poprzedni sezon ligowy w Vittsjö. Na miejscu fanów z Värmland wstrzymalibyśmy się jednak ze świętowaniem, wszak w poprzednim klubie Kanadyjka jedyne trafienie zanotowała także w debiucie.

– jeśli jesteśmy już przy Vittsjö, to ów klub zdecydowanie nie ma aktualnie najlepszej passy. Jak nie brak pierwszoligowej licencji dla stadionu, to porażka w pucharze z drugoligowcem. Jedyne pocieszenie, że jak już odpadać, to najlepiej po takich golach, jak ten autorstwa Rachel Mercik.

– trudno powiedzieć, czy w Malmö w końcu udało się zbudować optymalną kadrę, ale fakty są takie, że 90 minut z Göteborgiem to chyba najlepsze 90 minut Rosengård za kadencji Jacka Majgaarda.

– zapowiedzi, że forma Lotty Schelin odpali tej wiosny raczej nie były przesadzone. Na miejscu defensorek Barcelony, powoli zaczynalibyśmy obawiać się trzeciej dekady marca.

– jeśli zdaniem kapituły FIFA Schelin swoją postawą w roku 2016 zasłużyła na znalezienie się w gronie dziesięciu najlepszych piłkarek świata, to teraz mogą już spokojnie wysłać do Malmö główną nagrodę.

– Eskilstuna i Piteå na jednej murawie to zawsze gwarancja, że będziemy świadkami czegoś niezwykłego. Bez względu na takie detale jak pora roku, miejsce rozgrywania spotkania, czy przedmeczowe prognozy.

– Kvarnsveden, jak mało który klub, potrafi w dobrym stylu zwyciężać na Jämtkraft Arenie. Tym razem zawodniczki z Borlänge zapakowały w Östersundzie pięć goli.

– kto wie, czy ważniejszą informacją dla kibiców w Dalarnie nie jest jednak zachowanie czystego konta w meczu o punkty. O ile o skuteczność napastniczek z Ljungbergsplanen w zasadzie zawsze można być spokojnym, o tyle defensywę Kvarnsveden wspominało się ostatnio najczęściej przy okazji nieco mniej chwalebnych wyczynów.

– ćwierćfinały zapowiadają się jeszcze bardziej apetycznie. Całe szczęście, że teraz na kolejną fazę rozgrywek nie musimy czekać aż trzy miesiące.

Puchar na początek

Już tradycyjnie, pierwsze w nowym roku mecze o punkty na szwedzkiej ziemi rozegrane zostaną w ramach 1/8 finału Pucharu Szwecji. W grze o trofeum wciąż pozostaje dziesięć klubów Damallsvenskan, czterech przedstawicieli Elitettan, a także dwa zespoły występujące na co dzień poza szczeblem centralnym, które do najlepszej szesnastki przebijać musiały się od pierwszej rundy. Ani Gamla Uppsala, ani Bollstanäs nie są jednak rzecz jasna faworytami swoich potyczek z kolejno Örebro oraz Djurgården i ewentualny awans którejkolwiek z tych ekip do ćwierćfinału kosztem jednego z pierwszoligowców należałoby odczytywać w kategorii sporego kalibru niespodzianki. Znacznie bardziej wyrównaną i kto wie czy w ogóle nie najciekawszą parę tworzą dwie rewelacje ubiegłorocznych rozgrywek: Eskilstuna oraz Piteå, które zmierzą się ze sobą w Norrland (oczywiście, ze względu na mało sprzyjające warunki atmosferyczne spotkanie odbędzie się w Arcushallen). Pojedynek dwóch pierwszoligowców, choć już na otwartym powietrzu, obejrzą także kibice w Malmö, gdzie Jennifer Falk i jej Göteborg spróbują odczarować stadion, na którym klub z Västergötland w oficjalnym meczu nie zwyciężył jeszcze nigdy w historii. Frapująco zapowiada się także pierwszy poważny test zupełnie odmienionego Linköping, a nie zapominajmy, że nieobliczalne Växjö potrafi być niezwykle niewygodnym rywalem.

Przypomnijmy także, że rozgrywki Pucharu Szwecji już za kilka miesięcy czeka gruntowna reforma mająca na celu odświeżenie formatu oraz zwiększenie atrakcyjności poszczególnych meczów. Najpoważniejszą i przy okazji zdecydowanie najbardziej kontrowersyjną (co w żadnym razie nie oznacza, że złą) zmianą jest pożegnanie z klasycznym systemem pucharowym na rzecz wprowadzenia fazy grupowej. Zaletom i wadom “odnowionego” pucharu z perspektywy zarówno czołowych klubów w kraju, jak i przedstawicieli niższych klas rozgrywkowych poświęcimy z pewnością jeszcze sporo miejsca, ale najpierw przekonajmy się, kto wykona kolejny krok w kierunku zapisania się w historii szwedzkiej piłki jako ostatni triumfator przed – było, nie było – rewolucyjną reformą.


Zestaw par 1/8 finału Pucharu Szwecji:

Växjö DFF – Linköpings FC (czwartek, 19:00)

Bollstanäs SK – Djurgårdens IF (sobota, 14:00)

Gamla Uppsala SK – KIF Örebro (sobota, 14:00)

Kungsbacka DFF – Kristianstads DFF (sobota, 14:00)

Mallbackens IF – Vittsjö GIK (sobota, 14:15)

FC Rosengård – FC Göteborg (sobota, 15:00)

Östersunds DFF – Kvarnsvedens IK (niedziela, 15:00)

Piteå IF – Eskilstuna United DFF (niedziela, 16:00)

Lutowy raport transferowy

15876201_685929128255680_3458236164123656192_n

Fot. Instagram

Wprawdzie do zamknięcia szwedzkiego okienka transferowego pozostało jeszcze trochę czasu, ale z pewnością nadszedł już czas, aby po raz czwarty tej zimy przyjrzeć się aktywności klubów Damallsvenskan oraz Elitettan na piłkarskim rynku. Tym razem czołowe ekipy w kraju przyjęły skrajnie różne strategie kompletowania składu na nowy sezon: jedni dopiero teraz budzą się z wielotygodniowej drzemki i powoli zabierają się za wypełnianie kadrowych luk, inni zaś zdołali dopiąć wszystkie kluczowe transakcje przez rozpoczęciem okresu przygotowawczego; jedni postawili na cementowanie posiadanej kadry, inni zdecydowali się przeprowadzić zimą nie tyle tradycyjne wietrzenie szatni, co prawdziwą rewolucję. Która ze strategii tym razem okaże się zwycięska? Odpowiedź na to pytanie poznamy najpóźniej 11. listopada, a póki co zapraszamy na lutowy raport transferowy:

Zaczynamy oczywiście od całkowicie odmienionych mistrzyń z Linköping, które do tegorocznych rozgrywek przystąpią w składzie znacznie różniącym się od tego, jakim dysponowała złota ekipa z 2016. Pomijając roszadę na ławce trenerskiej (Martina Sjögrena zastąpił Kim Björkegren), zdecydowanie najwięcej zmian zaszło w formacji ofensywnej. O ile możemy sobie wyobrazić, że powodzeniem zakończy się misja zastąpienia zarówno Stiny Blackstenius (Marija Banusic), jak i Fridoliny Rolfö (Johanna Rasmussen lub Irma Helin w zależności od tego, czy będzie potrzebna skrzydłowa czy rozgrywająca), o tyle wydaje się całkowicie niewykonalne, aby klub z Östergötland nie odczuł braku wytransferowanej do niemieckiego Wolfsburga Pernille Harder. Kapitanka reprezentacji Danii była kluczową postacią LFC w zasadzie od momentu debiutu w Damallsvenskan i trudno się dziwić, że sympatykom mistrza Szwecji będzie niezwykle trudno przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, w której trzeba będzie radzić sobie bez ulubionej zawodniczki. Pewnym znakiem zapytania w przypadku Linköping jest ponadto obsada bramki, ale póki co wszystko wskazuje na to, że kolejną szansę otrzyma Cajsa Andersson, choć w poprzednich rozgrywkach wychowankę Älty trudno było nazwać najsilniejszym punktem mistrzowskiej drużyny.

Do pewnego momentu w Malmö wszystko toczyło się według wytyczonego planu. Z klubem pożegnały się zawodniczki, dla których w Skanii nie widziano już przyszłości, a gdy PSG zdecydowało się na pozyskanie Nataszy Andonowej (zimą Therese Sjögran wielokrotnie dawała jasno do zrozumienia, że najchętniej pozbyłaby się Macedonki z klubu) mogło się wydawać, że i to okienko FCR zapisze po stronie plusów. Wszystko popsuła jednak poważna kontuzja Gaelle Enganamouit, która sprawiła, że ekipa z Malmö została w zasadzie z jedną klasową napastniczką w osobie Lotty Schelin. Wprawdzie snajperka szwedzkiej kadry na początku okresu przygotowawczego imponuje skutecznością, ale dla wszystkich stało się jasne, że priorytetem na najbliższe dni stało się pozyskanie przynajmniej jednej ofensywnej piłkarki (najlepiej takiej, która będzie można zgłosić do wiosennej Ligi Mistrzyń). Wybór padł ostatecznie na występującą dotychczas w Kolding Dunkę Sanne Troelsgaard, z którą w obecnej sytuacji wiąże się w Malmö całkiem spore nadzieje. Z punktu widzenia reprezentacji (choć nie tylko) niezwykle interesująco zapowiada się ponadto rywalizacja Erin McLeod z Zecirą Musovic o miejsce między słupkami bramki Rosengård.

Czy któraś z pozostałych ekip będzie w stanie pokrzyżować szyki dwójce faworytów? Wydaje się to mało prawdopodobne, choć w Eskilstunie z pewnością nikt nie obraziłby się, gdyby trzeci raz z rzędu udało się zakończyć sezon na podium. Wprawdzie United w tym roku będą musiały radzić sobie bez między innymi Quinn czy Logarzo, ale na Tunavallen cały czas mają kim straszyć. Pomimo odejścia irlandzkiej defensorki, wciąż to obrona (Svensson, Barsley, Viggosdottir, Björn, Glas, Bergman) wydaje się być najsilniejszą formacją Eskilstuny i to właśnie jej postawa może okazać się przepustką do walki o medale. Ciekawi jesteśmy także jak w szwedzkiej ekstraklasie poradzi sobie Fiona Brown, która w miniony weekend zaliczyła całkiem obiecujący debiut w barwach United.

Coraz głośniej da się słyszeć opinię, że to Djurgården może okazać się tegoroczną rewelacją rozgrywek. Czy po latach posuchy w stolicy rzeczywiście mogą liczyć na przełamanie? Nie jest to oczywiście wykluczone, choć szyki z pewnością bardzo pomieszała kontuzja Emilii Appelqvist. Jeśli jednak urazy będą omijały pozostałe zawodniczki, a Joel Riddez (zastąpił na stanowisku trenera Yvonne Ekroth) dobrze wykorzysta ich potencjał, to faktycznie w listopadzie w Sztokholmie mogą mieć powody do świętowania. Djurgården, w przeciwieństwie do wielu ligowych rywali, dysponuje bowiem dobrze zbilansowaną kadrą, co w końcowym rozrachunku może okazać się niezaprzeczalnym atutem. Na pochwałę zasługują także dotychczasowe ruchy transferowe, które w odpowiednim stopniu zapewniły zastrzyk świeżej krwi do każdej z formacji.

Wśród potencjalnych niespodzianek często przewija się też nazwa Kristianstad. Balansujący od kilku lat na skraju finansowej płynności klub w końcu pozyskał strategicznego sponsora i jak tylko zaświeciło się zielone światło, we wschodniej Skanii zabrali się za penetrację rynku transferowego. W efekcie tych działań w Kristianstad pojawiły się między innymi Nigeryjki Chikwelu oraz Chukwudi, Belgijka Schryvers oraz Hanna Sandström ze zdegradowanego Umeå. W pierwszych tygodniach okresu przygotowawczego zdecydowanie największą furorę robi jednak 15-letnia Kajsa Törnkvist i wiele wskazuje na to, że i ona znajdzie się w szerokiej kadrze zespołu, który w tym roku nie zamierza aż do ostatniej kolejki drżeć o ligowy byt.

O zimowej rewolucji w Örebro wspominaliśmy już wiele razy, teraz przyszedł więc ten moment, w którym możemy po raz pierwszy ocenić jej efekty. Oczywiście, trudno traktować pierwszy sparing jako ostateczny punkt odniesienia, ale wydaje się, że rezygnacja ze stanowiących niemal połowę ubiegłorocznej kadry zawodniczek zagranicznych i oparcie drużyny o piłkarki krajowe absolutnie nie spowodowało utraty jakości. Ekipa Martina Skogmana z pewnością nie prezentuje się obecnie gorzej niż inspirowany zewnętrznymi wzorcami team George’a Papachristou, a jeśli wypali pomysł z przekwalifikowaniem Fridy Svensson na stoperkę, Marina Pettersson-Engström i Jenny Hjohlman zagrają na miarę swych najlepszych lat, a talent Emmy Jansson w końcu w pełni eksploduje, to niewykluczone, że na Behrn Arenie w nadchodzących miesiącach podniesie się frekwencja, bo niewątpliwie w Örebro będzie co oglądać.

W Piteå od lat hołdują zasadzie, że drużynę buduje się od tyłu, więc utrzymanie stanu posiadania w defensywie jest zdecydowanie najlepszą informacją tej zimy dla Stellana Calrssona. Teraz tylko trzeba liczyć na to, że Carlén zagra sezon życia (co w sytuacji, gdy walczy o wyjazd na EURO 2017 nie jest wcale takie niemożliwe), Ikidi oraz Lövgren będą stanowiły dla rywalek zaporę nie do przejścia, a Aronsson i Pedersen pokażą wszystkim jak wyglądają nowoczesne boczne obrończynie i znów wszyscy będziemy zachwycać się postawą drużyny z Norrbotten. Kadrowych ubytków tradycyjnie nie udało się uniknąć wśród zawodniczek ofensywnych, ale nie dość, że stosunkowo szybko udało się znaleźć następczynie Irmy Helin (Julia Karlernäs), a także Tempest-Marie Norlin (Madelen Janogy), to jeszcze transfery w postaci Linn Viklund i Cecilii Edlund dają nadzieję, że odkrycia roku kolejny raz szukać będziemy właśnie na dalekiej Północy.

Pierwsza część zimowego okienka przebiegła w Göteborgu aż za spokojnie, ale ogłoszony kilka dni temu transfer Savannah Levin (doskonale pamiętamy udane występy w barwach KGFC jej starszej siostry) jest sygnałem, że i w Västergötland w końcu zaczyna się coś dziać. Zapowiedzią kolejnych transferów jest obecność na Valhalli dwóch testowanych zawodniczek z Islandii, ale zarówno Stafan Rehn, jak i Peter Bronsman zapewniają, że nie będzie mowy o pozyskiwaniu nowych piłkarek na siłę wyłącznie po to, aby zgadzała się liczebność kadry. W minionych latach (ze szczególnym uwzględnieniem okresu, w którym było wyjątkowo duże parcie na wywalczenie mistrzostwa) w Göteborgu popełniono bowiem sporo błędów transferowych, ale wszystko wskazuje na to, że wyciągnięto z nich odpowiednie wnioski. Nie oznacza to oczywiście, że w najbliższych tygodniach w największym mieście zachodniej Szwecji nic się nie wydarzy, ale chociażby wygrany 5-2 sparing z ćwierćfinalistą tegorocznej Ligi Mistrzyń Fortuną Hjørring jasno pokazał, że w młodej ekipie KFGC już teraz drzemie niemały potencjał.

O ile do obecności drużyny z Vittsjö w Damallsvenskan przez ostatnie lata zdążyliśmy się już chyba przyzwyczaić, o tyle spokojne okienko transferowe w wykonaniu tego klubu jest dla nas swego rodzaju nowością. Zazwyczaj grudzień i styczeń były miesiącami, w których tydzień bez informacji o kolejnych wzmocnieniach zespołu z najsłynniejszej na świecie ekstraklasowej wsi był tygodniem straconym, a tymczasem w tym roku jak dotąd ograniczono się do sprowadzenia Emmy Lundh z Liverpoolu oraz Amandy Persson z Växjö (kadrę Vittsjö zasiliły ponadto piłkarki współpracującego z klubem ze Skanii IS Halmia). Czy ów trend utrzyma się także do końca okienka? Trudno powiedzieć, ale niezależnie od tego, brak spektakularnych transferów wcale nie musi martwić sympatyków futbolu w północnej Skanii. Wszak Linköping rok temu udowodnił, że nie zawsze więcej musi oznaczać lepiej.

Bez czterech Amerykanek, ale za to z Tabithą Chawingą rozpoczęły się przygotowania do nowego sezonu w Kvarnsveden. O tym, ile dla klubu z Dalarny znaczy napastniczka z Malawi, nie trzeba chyba w ogóle przypominać, więc jeśli tylko uda się ją utrzymać (kontrakt Chawingi wygasa w grudniu 2018, ale to wcale nie musi być przeszkodą dla wielu klubów), szanse ubiegłorocznego beniaminka na pozostanie w Damallsvenskan wyraźnie wzrosną. Tym bardziej, że w Borlänge pozostać zamierza także inna ofensywna piłkarka z Afryki Elisabeth Addo, która jesienią zanotowała bardzo udane wejście do szwedzkiej ekstraklasy. Nowymi twarzami w Kvarnsveden są za to trzy zawodniczki z Bałkanów: Ivanusa, Kuc oraz Hasanbegovic, o których wspominaliśmy już przy okazji poprzedniego raportu. Więcej na temat ich roli w zespole będziemy mogli jednak powiedzieć dopiero po kilku zimowo-wiosennych sparingach.

W poprzednich latach zespoły awansujące z Elitettan zazwyczaj były niezwykle aktywnymi graczami na rynku transferowym, ale z całą pewnością nie da się tego powiedzieć o tegorocznych beniaminkach. Czekające na debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej Limhamn Bunkeflo zamierza w Damallsvenskan korzystać w znacznej mierze z piłkarek, które w poprzednim sezonie okazały się najlepsze na zapleczu ekstraklasy i w Malmö wierzą, że ta strategia zagwarantuje upragnione utrzymanie w krajowej elicie. Nie oznacza to jednak, że fani LB 07 wiosną w ogóle nie zobaczą w barwach ukochanej drużyny nowych twarzy. Cennym nabytkiem wydaje się być Finka Iina Salmi, która już w zremisowanym meczu z duńskim Brøndby dała próbkę swych nieprzeciętnych umiejętności. W tym samym spotkaniu parę środkowych obrończyń stanowiły Anna Björk Kristjansdottir oraz Malin Winberg i obie także pokazały się z dobrej strony. Przedwczesne skreślanie beniaminka ze Skanii byłoby więc obarczone bardzo dużym ryzykiem.

Jeszcze bardziej zastanawiająca jest sytuacja Hammarby i jeśli ekipa ze stolicy nie zdecyduje się zakończyć zimowego okienka mocnym akordem (a ma w tym przecież spore doświadczenie, że wspomnimy chociażby historię z Katrin Schmidt), to fanów Bajen może czekać bardzo ciężki rok. Niewątpliwie, sporym sukcesem było pozyskanie grającej dotychczas w Uppsali Emmy Holmgren, ale gdyby rozgrywki ligowe inaugurowano dziś, to golkiperka młodzieżowej reprezentacji Szwecji musiałaby raczej nastawiać się na to, że w każdym meczu będzie miała całkiem sporo okazji do zaprezentowania swojej klasy. Szczególnie słabo (w porównaniu z prawdopodobnymi bezpośrednimi rywalkami w walce o utrzymanie) wygląda w Hammarby formacja ofensywna, a transfery zawodniczek pokroju Kajsy Sund (niewątpliwie utalentowanej) niewiele w tej kwestii zmieniają. Całkiem solidnie prezentuje się za to sztokholmska druga linia, choć i jej może w decydujących momentach zabraknąć niezbędnego do rywalizacji na najwyższym poziomie ekstraklasowego doświadczenia.

Największym wygranym tegorocznej zimy w Elitettan wydaje się być zamierzające pewnym krokiem do ekstraklasy Växjö. Hjälmkvist, Fors, czy siostry Karlsson to piłkarki, które powinny pomóc w realizacji wytyczonego celu, jakim jest wywalczenie awansu z pierwszego miejsca. Już tradycyjnie, sporo kadrowych zmian czekało obu tegorocznych spadkowiczów z Damallsvenskan, ale wydaje się, że zarówno w Umeå, jak i w Sunne zadbano o to, aby żadna z tych ekip nie powtórzyła drogi Jitexu, a także innych klubów, które po degradacji z pierwszej ligi nie potrafiły skutecznie rywalizować na jej zapleczu. Obok wspomnianej trójki spore apetyty będą mieć zapewne również w Uppsala, gdzie od dekady czekają na powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. Wiele zmian czekało tej zimy także sympatyków AIK, Östersund i Kalmar, na rezultat nie gorszy od ubiegłorocznego liczą w Kungsbacka, a Sundsvall w poszukiwaniu wzmocnień zapędził się aż za ocean. Klubem, który w ostatnich tygodniach doznał zdecydowanie najbardziej dotkliwych osłabień jest bez wątpienia Hovås Billdal, ale doskonale wiemy, że połowa lutego to dla większości drugoligowców czas, w którym transferowe negocjacje zaczynają dopiero nabierać rozpędu. Możemy się zatem spodziewać, że najbliższe tygodnie przyniosą nam wiele emocji z Elitettan, które potrwają aż do listopada. W końcu nieprzypadkowo mówi się, że najbardziej interesująco jest zawsze na zapleczu.

Sundhage zaatakuje wąsko

image-php

Fot. Bildbyrån

Przywykliśmy już do tego, że ostatnią rzeczą jaką można powiedzieć o konferencjach z udziałem Pii Sundhage jest to, że są one nudne. Nasza selekcjonerka w przeszłości potrafiła ubarwiać je między innymi płomiennymi przemowami na temat struktury narodowościowej kadr zespołów występujących w Damallsvenskan lub własnymi interpretacjami utworów z repertuaru Boba Dylana (i trzeba przyznać, że przynajmniej te ostatnie wychodziły jej całkiem zgrabnie).  Podczas pierwszego po ogłoszeniu kadry na czekający nas za kilka tygodni turniej o Puchar Algarve spotkania z mediami obyło się wprawdzie bez popisów wokalnych, ale zarówno Sundhage, jak i towarzysząca jej Lilie Persson i tak zadbały o to, aby poziom dramaturgii i tym razem był odpowiedni.

Sporym zaskoczeniem dla wszystkich był z pewnością fakt, iż jednym z głównych tematów okazała się Sofia Jakobsson, a także kwestia jej przydatności dla reprezentacji. Oczywiście, kontuzja zawodniczki Montpellier niejako w naturalny sposób wstrząsnęła w ostatnich dniach szwedzkim środowiskiem piłkarskim, ale jednak mało kto spodziewał się, że na konferencji poświęconej Pucharowi Algarve oraz przygotowaniom do EURO 2017 dowiemy się w najdrobniejszych szczegółach ile metrów Jakobsson przebiegła sprintem podczas każdego z ubiegłorocznych meczów reprezentacji i jak kluczowa była jej szybkość i motoryka w realizacji boiskowych założeń. Złośliwi mogliby się zapytać dlaczego podczas prezentacji nie wspomniano nic o takich parametrach jak skuteczność (liczba strzałów celnych i goli), które chyba są jednak dość istotne w przypadku piłkarek ofensywnych, ale jeszcze bardziej od przemilczenia ewidentnie niepasujących do tezy faktów zastanawiało drobiazgowe omawianie tych detali w momencie, gdy stało się jasne, że Jakobsson w kadrze prowadzonej przez tandem Sundhage – Persson nie zagra już ani jednego meczu. Skoro – zdaniem sztabu szkoleniowego – napastniczka Montpellier zasłużyła na taką laurkę, to czy nie można było jej wystawić w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach, na przykład podczas wystąpienia podsumowującego turniej olimpijski? I wreszcie – jeśli już zagłębiliśmy się w szczegółowe statystyki, to czy nie byłoby warto przeanalizować ich przede wszystkim w odniesieniu do tych zawodniczek pierwszej linii, które na turniej do Portugalii jednak pojadą? Skoro 1275 metrów przebiegniętych przez Jakobsson podczas każdych 45 minut brazylijskich Igrzysk pomogło w realizacji nakreślonego celu, to jak na tym tle selekcjonerki zinterpretowałyby osiągnięcia Olivii Schough, Lotty Schelin, czy Stiny Blackstenius? Niestety, tego nie dowiedzieliśmy się ani od Sundhage, ani od Persson.

Na prawdziwą bombę przyszło nam jednak poczekać do momentu, kiedy rozmowa zeszła na temat taktyki, a w zasadzie tymczasowego jej braku. Okazało się, że i na ten zarzut Sundhage ma gotową odpowiedź, która okazała się brzmieć dość trywialnie: przeciwniczki nas przeczytały i nauczyły się naszej gry. Cóż, po usłyszeniu takiego stwierdzenia naprawdę trudno patrzeć w przyszłość z optymizmem, choć oczywiście chwilę później zapewniano nas żarliwie, że tak naprawdę powodów do niepokoju nie ma, a przygotowania planu mającego zapewnić nam sukces na EURO idą zgodnie z harmonogramem (no, może z nic nie znaczącym delikatnym opóźnieniem). Sundhage oznajmiła, że na mistrzostwach Europy będziemy mierzyć się wyłącznie z europejskimi rywalami (i tu akurat miała stuprocentową rację), w związku z czym musimy przygotować się do czekającego nas turnieju inaczej niż do meczu przeciwko USA (kolejny niezaprzeczalny fakt). Okazało się ponadto, że w ostatnich latach cały świat przekonał się o sile szwedzkich skrzydeł, więc dalsze opieranie gry ofensywnej wyłącznie na nich mijałoby się z celem. Pomysłem Sundhage i Persson na EURO jest zatem maksymalne zagęszczenie środka pola i przeniesienie ciężaru gry właśnie tam. Selekcjonerki chciałyby, aby akcenty podczas konstruowania akcji ofensywnych rozłożyły się równomiernie pomiędzy obie flanki oraz pomijaną dotychczas strefę centralną, co sprawi, że w lipcu tego roku Niemki, Rosjanki i Włoszki będą miały znacznie więcej problemów z rozczytaniem szwedzkich ataków. Obie panie zdradziły, że to właśnie organizacji gry ofensywnej w największym stopniu poświęcone będzie zarówno zgrupowanie w Portugalii, jak i krótki, kwietniowy obóz, którego punktem kulminacyjnym będzie sparing z reprezentacją Kanady.

Z zapowiedzi obu selekcjonerek jednoznacznie wynika, że postawa drugiej linii ma być kluczem do sukcesu na holenderskich boiskach. Wiosenna seria meczów towarzyskich będzie więc swego rodzaju testem dla idei kompaktowej ofensywy, która latem ma nas zaprowadzić aż do Enschede. Szkoda tylko, że szansy na wzięcie udziału w swoistej próbie generalnej nie otrzymała Katrin Schmidt, której nazwisko nie znalazło się na liście powołanych na Puchar Algarve. Jeszcze nie tak dawno mogło się wydawać, że to właśnie pomocniczka Djurgården okaże się tym poszukiwanym, brakującym ogniwem spajającym szwedzką pomoc, ale okazuje się, że Pia Sundhage ma na ten temat nieco inne zdanie. Sama zainteresowana wprawdzie wyraźnie zaznaczyła, że selekcja nie została jeszcze zakończona, ale wydaje się, że akcje pochodzącej z Westfalii piłkarki nie stoją aż tak wysoko, żeby na dziś brać ją realnie pod uwagę jako ewentualny pierwszy wybór do gry obok Dahlkvist i Seger. Inna sprawa, że – ze Schmidt czy bez niej – przede wszystkim chcielibyśmy w końcu zobaczyć reprezentację grającą na miarę oczekiwań i posiadanego potencjału. Smutna prawda jest bowiem taka, że od zakończenia EURO 2013 szwedzka kadra ani razu nie potrafiła zagrać trzech dobrych meczów z rzędu, a dwa kolejne udane spotkania odnotowaliśmy w zasadzie tylko raz, wiosną 2015 roku. Jeśli więc chcemy jechać do Holandii nie po to, aby liczyć tam na kolejny cud, to już podczas Pucharu Algarve należałoby wysłać rywalkom jasny sygnał, że klęska w Viborgu została już daleko za nami, a na EURO będziemy gotowi stawić czoła najlepszym na kontynencie. W tym świetle, marcowe starcia z Australią, Chinami oraz Holandią (potencjalnym przeciwnikiem w ćwierćfinale ME) nabierają dodatkowego znaczenia i miejmy nadzieję, że równie doskonale zdaje sobie z tego sprawę także nasz sztab szkoleniowy, zajęty właśnie opracowywaniem ulepszonej wersji kompaktowej ofensywy.