
Zimowe okienko transferowe 2017
Choć zimą większość liczących się lig ma w planach krótszą lub dłuższą przerwę, to właśnie wtedy mają miejsce wydarzenia, które w znaczącym stopniu wpływają na końcowy kształt tabeli. Tegoroczne okienko transferowe już zostało przez wielu okrzyknięte najbardziej interesującym w historii, a chyba nikt nie ma wątpliwości, że jest to dopiero początek trendu, który na wiele lat ustali nowy porządek na piłkarskiej mapie Europy i świata.
O tym, że futbolowa mapa Europy zmienia się w zawrotnym tempie pisałem już wiele razy, z nostalgią wspominając czasy, kiedy to w Möldnal udało się zbudować jeden z czołowych klubów na kontynencie, korzystając wyłącznie z wychowanych przez siebie piłkarek. To działo się jednak niemal pół wieku temu, a dziś musimy odnaleźć się w rzeczywistości, w której nawet nie tak dawno święcąca triumfy ekipa z Umeå musiała przełknąć gorzki smak degradacji bez specjalnych widoków na szybki powrót choćby do krajowej elity. Przyszłość w piłce nożnej należy bowiem nie do prowincjonalnych miasteczek leżących gdzieś pod kołem podbiegunowym i stawiających na szkolenie i wychowywanie, lecz do olbrzymich aglomeracji o niekończącym się potencjale nie tylko sportowym, ale i ekonomicznym, gdzie z futbolu da się zrobić dobrze prosperujący biznes. Transferowa ofensywa Lyonu, Paryża, Londynu czy Monachium dopiero się zaczyna i wielką naiwnością byłoby liczenie na to, że jest to wyłącznie okres przejściowy. Nawet jeśli z jakichkolwiek przyczyn którykolwiek z siedzących obecnie przy najważniejszym stole graczy w pewnym momencie zdecyduje się powiedzieć pas, natychmiast zostanie on zastąpiony kolejnym, wywodzącym się z dokładnie tego samego, ekonomicznego nurtu. Dużym i wciąż niewykorzystanym pod względem potencjału rynkiem jest jeszcze przecież chociażby Hiszpania, która pod względem frekwencji na stadionach już teraz bije wiele silniejszych lig i gdy tylko na Półwyspie Iberyjskim wyczują koniunkturę i zdecydują się na poważniejsze inwestycje w futbol, to powyższą grafikę najpewniej trzeba będzie szybko zaktualizować. Osobnym tematem są rzecz jasna Chiny, bo choć Azjaci utrzymują, że nadrzędnym celem na ten moment jest dla nich odbudowa potęgi reprezentacji, to nie przeszkodziło im to w ściągnięciu do swojej ligi połowy brazylijskiej kadry. Oczywiście, masowa ekspansja najlepszych piłkarek świata do Państwa Środka w najbliższych latach wydaje się być mało realnym scenariuszem, ale przecież w sporcie biznesie niczego nie można być pewnym.
Nas oczywiście najbardziej interesuje, jaką rolę w tym nowym rozdaniu pełnić będzie Szwecja. Najwięksi pesymiści zaczęli już nawet tworzyć katastroficzne wizje, według których na areny Damallsvenskan czy Elitettan za kilkanaście lat zaglądać będą już wyłącznie zbłądzeni wędrowcy, ale taki rozwój wypadków można spokojnie włożyć między bajki. Co więcej, jeśli tylko najbliższych kilka partii uda się rozegrać właściwie, to nie jest wcale wykluczone, że Szwecja nie okaże się zupełnie niespodziewanie jednym z największych beneficjentów nowego ładu. Wiele w tej materii zależy jednak od właścicieli klubów, których trafne i błędne decyzje mogą mieć nawet większy wpływ na przyszłość szwedzkiej piłki niż zdobywane na boiskach gole.
Pójście na wymianę ciosów ze znacznie potężniejszym rywalem zazwyczaj kończy się niezwykle bolesną klęską, o czym doskonale wie każdy, kto ma choćby minimalne pojęcie o ekonomii czy sportach walki. Zamiast więc licytować się z najbardziej możnymi (zakładając rzecz jasna, że nie doczekamy się w Szwecji klubu, który będzie w stanie to robić bez ryzyka powtórki z Tyresö), trzeba będzie wypracować taki model, który uczyni naszą ligę atrakcyjną dla piłkarek, sponsorów, mediów i kibiców. Nie będzie to oczywiście zadanie łatwe, ale pozycję startową mamy w tym swoistym wyścigu najlepszą z możliwych.
Pierwszym i chyba największym powodem do optymizmu jest bez wątpienia olbrzymi potencjał ludzki. Sto siedemdziesiąt tysięcy zarejestrowanych piłkarek to liczba wręcz niewyobrażalna. Oznacza ona, że obecnie mniej więcej co ósma kobieta w wieku 5-35 jest zarejestrowaną piłkarką i choć ze względów oczywistych (demografia) raczej nie powinniśmy liczyć na jej nagły wzrost, to niewątpliwie jest to kapitał, który niezwykle trudno będzie roztrwonić. Kolejną kwestią jest infrastruktura; nie ma sensu wyliczać w tym miejscu najbardziej prężnie działających akademii, ale prawda wygląda tak, że od Norrland po Skanię w każdym zakątku kraju można w bardziej niż przyzwoitych warunkach rozpocząć swoją przygodę z piłką. Co więcej, ciągłej profesjonalizacji ulega także kadra pracująca z młodzieżą, choć na tym polu wciąż jest wiele do poprawy i nic dziwnego, że dyskusja na ten temat swego czasu otarła się nawet o Riksdag. Drogowskazem dla już ukształtowanych piłkarek może być także na przykład trwające właśnie okienko transferowe, podczas którego sam tylko Linköping wypuścił aż trzy zawodniczki do topowych klubów. Oznacza to mniej więcej tyle, że Damallsvenskan to zdecydowanie najlepsza liga na to, aby właśnie tu zrobić sobie ostatni przystanek przed najważniejszym transferem w karierze. Nie więc dziwnego, że tak chętnie przyjeżdżają tu piłkarki z Bałkanów, Afryki czy pozostałych krajów nordyckich, dla których gra w lidze szwedzkiej może okazać się nie tylko nieocenioną nauką czy sportowym awansem, ale i trampoliną do kolejnych, jeszcze bardziej spektakularnych osiągnięć.
Nie sposób dziś przewidzieć, jak będzie wyglądała Damallsvenskan za dwadzieścia lat, ale gdybym naprawdę musiał stworzyć jakąś wizję, to jawi mi się ona jako liga niezwykle atrakcyjna nie tylko dla zawodniczek (co argumentowałem powyżej), ale i dla kibiców. Zarówno tych w kraju, którzy jeszcze bardziej będą mogli identyfikować się z wspieranymi przez siebie drużynami, jak i tych zagranicznych, szukających przyjemnej odtrutki po dziesiątym z kolei podobnym meczu Paryż – Lyon, Londyn – Manchester, czy Wolfsburg – Monachium. Jako liga, która jeszcze bardziej niż dziś kusić będzie nie tylko całkiem niezłymi perspektywami, ale i szeroko rozumianą atrakcyjnością. Pozostaje tylko mieć nadzieję, aby akurat ta wizja (która – przy okazji – zakłada także awans FC Rosengård do tegorocznego finału Ligi Mistrzyń), niewiele różniła się od rzeczywistości.
Pingback: Nie lekceważcie Damallsvenskan! | Szwedzka piłka