Klasyk i cała reszta

4830fd65-e2d5-403d-9911-a67e0c0927a6

W poprzednim sezonie żaden ze szwedzkich klasyków nie doczekał się rozstrzygnięcia (Fot. Sportbladet)

Każda szanująca się liga ma swój klasyk i Damallsvenskan bynajmniej nie jest w tej materii wyjątkiem. Zestaw drużyn biorących udział w takim meczu zmienia się oczywiście na przestrzeni lat, choć akurat na naszym podwórku niezmiennie od kilku sezonów to rywalizacja FC Rosengård z BK Häcken jak żadna inna rozpala wyobraźnię postronnych kibiców. Fakt ten nie stanowi rzecz jasna wielkiego zaskoczenia, gdyż to właśnie te dwa zespoły, mniej więcej od końcówki poprzedniej dekady, święciły w krajowych rozgrywkach zdecydowanie najwięcej triumfów. O ile jednak na boisku w Malmö zawodniczki ze stolicy Skanii są dla przyjezdnych wyjątkowo mało gościnne (zero porażek w oficjalnych starciach!), o tyle w Västergötland gra idzie z reguły na żyletki, a o końcowym wyniku w podobnym stopniu, co doskonały plan taktyczny i umiejętności czysto piłkarskie, decydują także zdecydowanie mniej obiektywne zmienne. To wszystko stanowi jednak obietnicę, że oto w najbliższy poniedziałek nie będziemy się nudzić, gdyż dwaj faworyci do tytułu staną w szranki właśnie na Bravida Arenie w Hisingen. Po jednej stronie przetrzebione kontuzjami Häcken, choć już ze ściągniętą w trybie nadzwyczajnym ze zgrupowania kadry młodzieżowej Felicią Schröder, a także powracającymi do treningów rekonwalescentkami Kafaji, Luik oraz Jusu Bah, po drugiej zaś sprawiający wrażenie drużyny idealnej Rosengård, który jednak już dawno nie był zmuszony przechodzić aż tak wymagającego testu. Czy Momoko Tanikawa raz jeszcze skradnie całe show i wraz z Rią Öling oraz Olivią Holdt nie pozostawi wątpliwości co do tego, kto na tę chwilę rządzi w szwedzkiej piłce klubowej? A może najjaśniej zabłyśnie gwiazda innej wschodzącej gwiazdy Johanny Fossdalsy, która najtrudniejszych wyzwań ani trochę się nie obawia, co udowodniła chociażby w połowie grudnia na londyńskim Stanford Bridge? Przez nadchodzące godziny możemy się nad tym wszystkim jedynie zastanawiać, a potem niech przemówi boisko…

Na wynik rywalizacji na szczycie nerwowo czekać będą przede wszystkim w Södermalm, choć podopieczne trenera Martina Sjögrena skupić powinny się jednak w pierwszej kolejności na wykonaniu swojego zadania. Wyjazd na niełatwy teren do Piteå często okazuje się bowiem zdradliwy, a Hammarby nawet w tak bardzo wyjątkowym dla siebie, mistrzowskim sezonie nie potrafiło rozstrzygnąć na swoją korzyść żadnego z trzech pojedynków przeciwko rywalkom z Norrbotten (mówimy tu oczywiście wyłącznie o regulaminowym czasie gry). Jasne, wtedy w wybornej dyspozycji znajdowała się Anam Imo, a dzielnie sekundowała jej reprezentantka Filipin Katrina Guillou, ale drużyna Stellana Carlssona jak żadna inna potrafi w najmniej spodziewanym momencie wykreować bohaterki kompletnie nieoczywiste. Dyrygowana przez zbierającą tej wiosny kapitalne recenzję Evę Nyström defensywa będzie musiała mieć się zatem na baczności, bo skoro nabierający niebywałego rozpędu Rosengård skarciła na LF Arenie Saga Swedman, a marzenia Häcken o dorzuceniu do klubowej gabloty jeszcze jednego pucharu rozbiła w pył Emma Viklund, to nie można wykluczyć, że tym razem na pierwszy plan wysunie się na przykład Selina Henriksson lub mająca skądinąd całkiem sporo do udowodnienia swojemu byłemu klubowi Sara Eriksson. Logika oczywiście wyraźnie podpowiada, że pod względem sportowej jakości niemal wszystkie atuty znajdują się po stronie obrończyń tytułu, ale czy to wystarczy, aby Bajen po zakończeniu szóstej serii spotkań wciąż mogły chwalić się wszem i wobec perfekcyjnym, ligowym rekordem?

Kto wie, czy najbardziej niedoceniany w tej kolejce mecz nie odbędzie się od razu na jej rozpoczęcie. Bromma i Växjö to zespoły, których oglądanie zdecydowanie nie męczy oczu, a momentami potrafi wręcz zachwycić i jeśli tylko oba zespoły nie zdecydują się na maksymalnie zamknięty model boiskowej rywalizacji, to powinno czekać nas całkiem sympatyczne, niedzielne popołudnie z Verą Blom i resztą sympatycznego składu spod znaku BP. Aż tak interesująco teoretycznie nie powinno być w Kristianstad, choć derby tu i ówdzie potrafią solidnie zaskoczyć swoją nieprzewidywalnością i wymykaniem się utartym schematom. Jeśli jednak beniaminek z Trelleborga miałby pozytywnie zaskoczyć, to musi ustrzegać się tak banalnych błędów, jakie co i raz stawały się udziałem podopiecznych trenera Felldina podczas niedawnej konfrontacji z AIK. Co do drugiego z tegorocznych, pierwszoligowych nowicjuszy, to wyjazd na teren znajdującego się w naprawdę głębokim kryzysie sportowo-egzystencjonalnym Linköping niespodziewanie stał się dla zawodniczek z Solnej nie lada szansą, ale mieć jej świadomość to jedno, a zrobić z niej realny użytek to drugie. Szczególnie jeśli samemu prezentuje się poziom predestynujący raczej do występów na zapleczu krajowej elity. Na stadionie w Norrköping pierwszych w sezonie punktów poszuka Örebro i ani trochę nie zaskoczy nas zarówno zakończenie tej misji pełnym sukcesem, jak i jej całkowite fiasko. Która wersja okaże się ostatecznie tą prawdziwą, w pierwszej kolejności zależy jednak od postawy zawodniczek IFK, gdyż to one mają w swoich rękach, nogach i głowach zdecydowanie więcej piłkarskich atutów, z których to będzie można w poniedziałek zrobić spory użytek ku uciesze zasiadających na kultowej Curva Nordahl sympatyków najwyżej notowanego klubu z Östergötland.

md6

Mamy Barcelonę w domu

javerud

Wygrywanie kolejnych meczów powoli staje się w Malmö elementem piłkarskiej codzienności (Fot. Mats Javerud)

Jak grać i wygrywać w trybie wybitnie ekonomicznym? Lekcję o takiej właśnie tematyce poprowadziły w tym tygodniu trzy najsilniejsze kadrowo szwedzkie kluby. Każdy z nich mierzył się z mocno niewygodnym rywalem, ale koniec końców udało im się uniknąć nie tylko potencjalnych niespodzianek w postaci straty punktów, ale i całkowicie z ich perspektywy niepotrzebnej nerwówki w końcówkach spotkań. A to ostatnie, mając na uwadze intensywny i niełatwy terminarz najbliższych tygodni, było kwestią niemal tak samo istotną jak suchy wynik. W przypadku Häcken w zasadzie idealnie potwierdziło się nam porzekadło o zerowym bilansie szczęścia i pecha w zawodowym futbolu. O ile w finale Pucharu Szwecji, czy w ligowej potyczce na Bilbörsen Arenie, podopiecznym trenera Linda piłka ewidentnie nie chciała wpadać do siatki, o tyle w środowy wieczór mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem dokładnie odwrotnym. Wystarczyły zaledwie trzy ofensywne wypady, aby Rosa Kafaji ustrzeliła premierowy w tej kampanii dublet, Clarissa Larisey dołożyła trafienie numer trzy, a Ruby Grant szturmem zaatakowała czołowe lokaty w klasyfikacji asystentek. Växjö naprawdę nie prezentowało się na boisku źle dla oka, trener Unogård specjalnie na ten dzień nakreślił całkiem interesujący plan, ale cóż z tego, skoro już po upływie dwóch kwadransów przewaga faworytek zrobiła się tak duża, że od tego momentu obserwowaliśmy wyłącznie dogrywanie tego meczu przez oba zespoły. Już tradycyjnie swoje problemy miały także mistrzynie z Hammarby, które dopiero tuż przed końcem pierwszej połowy oddały premierowy celny strzał w światło bramki Sofii Hjern. Jak na ironię, w tym momencie gospodynie i tak prowadziły jednak różnicą jednego gola, a to wszystko zasługa grającej jeszcze jeden fenomenalny, indywidualny koncert Smilli Vallotto. Młoda gwiazda reprezentacji Szwajcarii wprowadziła bowiem w poczynania defensywy z Norrköping tyle popłochu, że Maja Regnås nad wyraz niefortunną interwencją zwyczajnie wyręczyła usilnie szukające premierowego trafienia zawodniczki Bajen. Po stronie plusów trener Sjögren jak najbardziej powinien zanotować także nazwisko Smilli Holmberg, która wystąpiła w wyjściowej jedenastce w miejsce uczestniczki ubiegłorocznego mundialu Stiny Lennartsson i na pewno nie zaprezentowała się od nieco bardziej doświadczonej koleżanki gorzej. Nawet po przełączeniu na tryb zachowawczy zdecydowanie najbardziej efektownie niezmiennie wygląda jednak postawa piłkarek FC Rosengård, które do słynnej Barcelony upodabniają się nie tylko kolorami trykotów. Występ Momoko Tanikawy i Olivii Holdt w zasadzie co kilka dni moglibyśmy opisywać korzystając jedynie z opcji kopiuj-wklej, bo w słowniku wyrazów bliskoznacznych powoli zaczyna już brakować tych, których do podkreślenia ich niewątpliwej, sportowej klasy jeszcze tej wiosny nie wykorzystaliśmy. Nieszczęśnikiem wpadającym pod koła rozpędzonego walca ze stolicy Skanii w tym przypadku okazał się Djurgården, ale drużyna z Malmö zdaje się nie zwracać jakiejkolwiek uwagi na to, kogo danego dnia akurat postawiono jej na drodze. Zawodniczki trenera Kjetselberga na boisko wychodzą tylko po to, aby zaprezentować nam swoją najlepszą grę i jak dotąd strategia ta sprawdza się wręcz doskonale.

Na pozostałych arenach nie działo się wiele, choć – paradoksalnie – najbardziej żywy mecz obejrzeli kibice na Grimsta Idrottsplats w Sztokholmie. Rywalizacja Brommy z Piteå goli nam wprawdzie nie dostarczyła, ale tempa, jakości i szeroko rozumianej pierwszoligowej piłki właśnie tam dostaliśmy zdecydowanie najwięcej. Zasługa w tym przede wszystkim regularnie zachwycających nas tej wiosny gospodyń, które to jak dotąd nie mają jakiejkolwiek konkurencji w wyścigu o miano pozytywnej niespodzianki sezonu. W rozegraniu jeszcze jednego świetnego meczu zawodniczkom z zachodniego Sztokholmu nie przeszkodziła ani nieobecność jednej z dotychczasowych liderek (Ellen Toivio), ani nieco bardziej anonimowy występ drugiej (Wilmy Wärulf), a ręce do oklasków składały nam się przede wszystkim po fenomenalnych zagraniach dziewiętnastoletniej Very Blom, która z kolei coraz wyraźniej pretenduje do miana pierwszego poważniejszego odkrycia tegorocznych rozgrywek. Jej boiskowa współpraca zarówno z Idą Bengtsson, jak i z dwójką dynamicznych skrzydłowych, z tygodnia na tydzień prezentuje się coraz bardziej płynnie, choć poprawę jakości w poczynaniach BP da się dostrzec w niemal każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła. Na przeciwnym biegunie znajdują się za to pod tym względem niedawne medalistki z Linköping, którym na otarcie łez pozostają jedynie niesamowicie efektowne gole. Autorką jednego z nich była w czwartkowe popołudnie Vilma Koivisto, ale uderzenie z dystansu pod poprzeczkę bramki Elin Vaughan nie wystarczyło nawet do tego, aby ze stadionu w Vittsjö wywieźć choćby jeden punkt. Piłkarki z północnej Skanii swoją grą również bynajmniej nie zachwyciły, ale różnicę po ich stronie zrobił przede wszystkim tercet mocno nieoczywisty w składzie Tanya Boychuk – Linda Sällström – Kayla Adamek. Na Vångavallen w Trelleborgu dobitnie przekonaliśmy się, że niełatwo pozbyć się drugoligowych nawyków nawet kilka miesięcy po wywalczeniu promocji do najwyższej klasy rozgrywkowej. Trochę tu śmieszkujemy, ale nie da się ukryć, że obserwując niemal zerowe tempo, brak intensywności i pomyślunku, gole padające po szkolnych, podstawowych błędach i wreszcie hat-tricka sygnowanego nazwiskiem Adelisa Grabus, dostaliśmy w zasadzie żywą reklamę tego, co pojedynczy zapaleńcy nazywają stylem życia à la Elitettan. Gol Ashley Barron nie pomógł Örebro wydostać się ze strefy spadkowej, bo jedna (no dobrze, w porywach trzy) zawodniczki reprezentujące pierwszoligowy poziom to wciąż zbyt mało, aby zawiązać realną walkę z pełnoprawnym pierwszoligowcem. I to nawet wówczas, gdy ten ostatni ma swoje problemy i aktualnie znajduje się na etapie coraz słabiej maskowanego kryzysu.


Komplet wyników:


Klasyfikacje indywidualne:


Klasyfikacje drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2


#pokolejce

awds5

Wyzwanie: angielski tydzień

1154120_original_MR111

W Växjö radość i spokój, w Örebro smutek i niedowierzanie – właśnie tak rozpoczął nam się ten sezon (Fot. Ronny Johansson)

Takie tygodnie starsi, piłkarski kibice zwykli nazywać angielskimi i o dziwo wcale nie jest to nawiązanie do towarzyszących nam aktualnie warunków pogodowych, lecz do konieczności rozegrania przez każdy z klubów trzech ligowych meczów na przestrzeni ośmiu-dziewięciu dni. W szwedzkiej rzeczywistości z takim właśnie paradoksem mamy zazwyczaj do czynienia podczas zdecydowanie bardziej intensywnej rundy wiosennej i jest to najczęściej dobry pretekst, aby nieco bliżej przyjrzeć się zawodniczkom nieoczywistym, które podczas regularnego grania rzadziej wysuwają się na pierwszy plan. Nie jest wszak wielkim odkryciem, że napięty terminarz jednoznacznie sprzyja rotacjom (a nawet do pewnego stopnia je wymusza), a to z kolei tworzy idealne warunki ku temu, by tym razem to któraś ze zmienniczek w bohaterskim stylu uratowała swojej drużynie bezcenne punkty. Najbliższe godziny niechybnie wykreują nam więc przynajmniej jedną podobną historię, choć możemy spokojnie założyć, że i papierowe liderki zechcą w momencie próby potwierdzić swoją wartość, grając na miarę oczekiwań wymagających skądinąd kibiców.

Już jutro terminarz serwuje nam dwa niezwykle frapujące dania i doprawdy trudno orzec, które z nich powinniśmy wybrać jako główne, a które z konieczności niejako zdegradujemy do roli miejmy nadzieję równie pysznego deseru. Poważna kontuzja Islandki Nielsdottir nie okazała się bynajmniej zabójcza dla sięgających przynajmniej lokaty w górnej połówce tabeli planów Olofa Unogårda, a ściągnięta niejako na zastępstwo strażaczka-ratowniczka Jenny Danielsson z miejsca wkomponowała się w doskonale funkcjonującą maszynę z Kronobergu. Bardzo istotnymi jej elementami niezmiennie pozostają natomiast ustawiana konsekwentnie na dziesiątce Elin Nilsson oraz operująca nieco bliżej linii bocznej Larkin Russell, która wraz z Bułgarką Dessislavą Dupuy odpowiedzialna jest przede wszystkim za strzelanie goli. Realizacja tego zadania wychodzi im póki co kapitalnie, z czego cieszyć może się chociażby ekspertka od stałych fragmentów gry Alexandra Jonasson. Ona z kolei na pewno z chęcią zapisałaby wreszcie przy swoim nazwisku jakąś asystę, udowadniając przy okazji, że boiskowe wydarzenia z wiosny ubiegłego roku nie były wyłącznie zasługą dysponującej niespotykanym na szeroką skalę instynktem strzeleckim Evelyn Ijeh. Växjö ma zatem swoje problemy, ale one wydają się stosunkowo niewielkie przy tych, które stały się ostatnio udziałem trenera Maka Linda. Pochodzący z Bejrutu szkoleniowiec płaci cenę za absurdalnie intensywną w wykonaniu jego zespołu zimę, a wiele przeciążeniowych urazów w ekipie Os z Hisingen jest niestety bezpośrednim następstwem ambitnej rywalizacji na trzech, wymagających frontach w środku sezonu urlopowego. Żeby tego było mało, trochę wbrew zaleceniom i prośbom, na domowe EURO U-17 powołanie otrzymała Felicia Schröder, co jeszcze bardziej zawęża i tak już minimalne pole manewru. Kadra Häcken póki co okazuje się jednak mieć wystarczająco jakości, aby większość ligowych spotkań jakoś ostatecznie przepychać, ale jutro przed piłkarkami z Västergötland kolejna, wymagająca próba, podczas której koncentrację trzeba będzie zachować do samego końca. Bo wystarczy jedno spojrzenie w statystyki, aby zobaczyć, w której fazie spotkania Växjö potrafi być zdecydowanie najgroźniejsze. Ciekawa rywalizacja zarówno na murawie, jak i na trybunach, czeka nas za to w starciu niepokonanego Hammarby z mierzącym wysoko, lecz jak dotąd wciąż szukającym swojego stylu Norrköping. W obozie Peking cieszyć mogą się póki co przede wszystkim z  naprawdę przyzwoitego dorobku punktowego, strzeleckiego nosa Sary Kanutte, ogólnej dyspozycji Wilmy Leidhammar, sportowej jakości wnoszonej przez pozyskane zimą Danę Leskinen oraz Vesnę Milivojevic i wreszcie dyspozycji niezniszczalnej z perspektywy sympatyków IFK My Cato, bezbłędnie wywiązującej się z roli nie tylko kapitanki, ale i mentalnej przywódczyni tej ambitnej skądinąd grupy. Wyliczanka okazała się więc zaskakująco długa, ale czy tych atutów wystarczy także na ewidentnie nabierające rozpędu mistrzynie Szwecji? Przekonamy się jutro, ale oczy warto mieć w każdej fazie meczu szeroko otwarte.

Vittsjö i Linköping nie tak dawno zmierzyły się ze sobą na zakończenie fazy grupowej Pucharu Szwecji, ale tamto spotkanie okazało się równie rozczarowujące, co tegoroczna postawa obu zainteresowanych klubów. W północnej Skanii na horyzoncie pojawiły się jednak przynajmniej dwa nieco jaśniejsze promienie w postaci wyrwanego za sprawą Tanyi Boychuk dramatycznego zwycięstwa na Behrn Arenie w Örebro oraz tak bardzo wyczekiwanego, kilkumilionowego wsparcia od lokalnego samorządu, które przynajmniej na pewien czas pozwoli uzupełnić mocno ostatnio nadszarpnięty, klubowy budżet. Na podobne impulsy w Linköping wciąż czekają, ale jeśli kiedyś maszyna ta ma wreszcie odpalić, to… lepszej okazji może już nie być. I choćby z tego tylko powodu niepozorny wydawałoby się wyjazd do Vittsjö w środku tygodnia nabiera nagle nadspodziewanie dużego znaczenia, a warto pamiętać, iż akurat na tym obiekcie zawodniczkom LFC akurat nigdy łatwo się nie grało, choć mistrzowskie wspomnienia sprzed siedmiu lat mają z tego miejsca całkiem przyjemne. Na Vångavallen w Trelleborgu zmierzy się dwóch tegorocznych beniaminków Damallsvenskan i jeśli mielibyśmy wyciągać wiążące wnioski wyłącznie na podstawie wydarzeń ostatnich dni, to w tym zestawieniu po komplet punktów zdecydowanie powinien sięgnąć AIK. To wszystko oczywiście przy zastrzeżeniu, że zawodniczki z Solnej tym razem strzelać będą przede wszystkim do tej właściwej bramki, bo z tym akurat w pierwszej fazie sezonu pojawiły się cokolwiek nieoczekiwane problemy. W Örebro powoli mogą zastanawiać się, czy w zaistniałej sytuacji nie spróbować skorzystać z metod niekonwencjonalnych i nie zabawić się na przykład w zaklinanie rzeczywistości, choć myślący nieco bardziej pragmatycznie sugerowaliby zapewne raczej odpowiednią pracę nad sferą mentalną. A terminarz przychodzi w tej materii z pomocą, gdyż dysponujące naprawdę ograniczoną głębią kadry, a na dodatek mające w nogach podróż do Norrbotten Kristianstad, niekoniecznie musi być w pierwszej kolejności zainteresowane szukaniem zwycięskiego gola w formule 90+. O podtrzymanie perfekcyjnej, domowej passy z pewnością powalczy za to Bromma, a jej mecz przeciwko niespodziewanym triumfatorkom krajowego pucharu z Piteå jawi się jako równanie z wieloma niewiadomymi. Jeśli jednak ktoś ma je w czwartkowy wieczór ostatecznie rozwiązać, to najprędzej będzie to Ellen Toivio lub Frida Thörnqvist, choć cały czas warto mieć na uwadze fakt, iż gościnie z Północy jak mało kto w najmniej oczekiwanym momencie potrafią popsuć rywalkom każdą imprezę. Na koniec zostaje nam rywalizacja Rosengård z Djurgården, czyli ekip, o których było tutaj tej wiosny dużo i niemal wyłącznie pozytywnie. Tym razem grzecznie poprosimy więc piłkarki obu zespołów jedynie o kontynuację, choć zdajemy sobie sprawę, że dla zmagających się z brakami kadrowymi zawodniczek ze stolicy będzie to naprawdę niełatwy test na terenie rozpędzonego do granic przyzwoitości lidera rozgrywek.

md5

Derby w zielono-białych barwach

f0b6f8a994eb184ca6822d49b58e490a4fb71cc2-6000x4000

Ten obrazek najlepiej oddaje nastroje panujące w obu obozach po długo wyczekiwanych derbach Sztokholmu (Fot. Bildbyrån)

Jak najbardziej zasadnie okrzyknięte hitem czwartej serii spotkań derby stolicy okazały się mieć dwa oblicza. To pierwsze, w którym oba zespoły stworzyły na murawie Tele2 Areny kapitalny i pasjonujący spektakl, oglądaliśmy mniej więcej do 65. minuty. I o ile jako neutralni obserwatorzy bawiliśmy się w tym okresie naprawdę wybornie, o tyle możemy jedynie domyślać się, jakie napięcie towarzyszyło wówczas sympatykom obu stołecznych zespołów. Jako pierwsze pretekstu do celebracji dostarczyły swoim kibicom podopieczne trenera Fernandeza, puentując zespołowy wypad prawą flanką przepięknym, mierzonym strzałem tuż przy prawym słupku bramki Moy Edrud. Trudno było jednak oszacować, czy większe słowa uznania należały się wtedy finalizującej tę akcję Tove Almqvist, czy może ustawionej na prawym wahadle Rosjance Aleksandrze Łobanowej, dzięki której tak szczęśliwe z perspektywy gościń zakończenie było w ogóle możliwe. Z prowadzenia na terenie aktualnego mistrza kraju zawodniczki Djurgården nie cieszyły się jednak długo, gdyż Bajen potrzebowały zaledwie niespełna 180 sekund, aby całkowicie odwrócić losy derbowej rywalizacji. I warto zaznaczyć, że dokonały tego w stylu przynajmniej równie efektownym, bo zarówno prostopadłe zagranie Smilli Vallotto do ewidentnie łapiącej właściwy dla siebie rytm Ellen Wangerheim, jak i przytomne i w pełni przemyślane podłączenie się do ofensywnej akcji kapitanki Alice Carlsson, spokojnie można byłoby nazwać atrybutem godnym mistrzyń. Suchy wynik 2-1 dla Hammarby nijak nie oddaje jednak istnego rollercoastera emocji, który przeżywaliśmy w wyniku choćby zmarnowanej przez Shinomi Koyamę setki, obijania przez rzeczoną Japonkę słupka bramki Hammarby, czy wreszcie nieustannej walki o dominację w sektorze środkowym, która to w znacznym stopniu decydowała o tym, pod którym polem karnym za chwilę będą się działy rzeczy. Podobny obraz meczu obserwowaliśmy także w pierwszym kwadransie po przerwie, kiedy to piłkę meczową na remis miała na nodze chociażby Portugalka Ana Teles. Im jednak dłużej trwał mecz, tym wyraźniej zarysowywała się przewaga motoryczna zawodniczek trenera Sjögrena, a niemal całkowicie pozbawione wsparcia z ławki zawodniczki Djurgården zmuszone były cofać się coraz głębiej i głębiej. Do przewidzenia było, iż taka strategia w zderzeniu z rozpędzającą się maszyną z Södermalm może zwiastować tylko i wyłącznie kłopoty, a ich uosobieniem stała się w dużej mierze norweska skrzydłowa Anna Jøsendal. To właśnie ona dwoma najwyższej próby strzałami (bo tego dnia na Tele2 Arenie najwyraźniej nie dało się inaczej) ostatecznie przesądziła o tym, że to jej zespół przynajmniej na kilka kolejnych dni podtrzyma status niepokonanego w tegorocznej kampanii ligowej. Co jednak równie istotne, Hammarby tym razem wreszcie zagrało tak, że zdecydowanie więcej mówi się dziś o samym zwycięstwie i jego autorkach, niż o wątpliwym stylu, w którym zostało ono osiągnięte. A to w perspektywie kolejnych, majowych wyzwań, może okazać się dla trenera Sjögrena naprawdę istotnym kapitałem.

O ile w przypadku Hammarby możemy mówić o pewnym przełamaniu, o tyle Rosengård tej wiosny coraz bardziej przypomina nam na ligowych boiskach… Barcelonę. Oczywiście, zachowujemy w tym porównaniu właściwy dla sytuacji umiar i proporcje, ale jednak nie da się przejść obojętnie obok faktu, że podopieczne Joela Kjetselberga zwyczajnie demolują napotkane na drodze rywalki, bawiąc się przy tym przednio i nie ma absolutnie żadnego znaczenia, kogo akurat danego dnia terminarz postawi im na drodze. Tym razem padło na Linköping, a w drodze po kolejny, pewny triumf nie zatrzymała liderek z Malmö ani kilkudziesięciominutowa przerwa z powodu szalejącej nad Östergötland ulewy, ani bardziej chyba rozpaczliwe niż przemyślane taktycznie roszady trenera LFC Rafaela Roldana. Momoko Tanikawa niezmiennie kontynuuje tradycję wpisywania się na listę strzelczyń w każdej (!) ligowej kolejce, a duńska snajperka Olivia Holdt zdaje się coraz mocniej pracować zarówno na powołanie do kadry Andrée Jeglertza, jak i na potencjalny transfer do jednej z czołowych lig Europy. Z niszczycielskiego dla rywalek rytmu piłkarek Rosengård nie wybił nawet niespodziewany przede wszystkim dla Earthy Cumings kiks Jessiki Wik, w wyniku którego nieco kuriozalnego gola z okolic koła środkowego strzeliła Irene Dirdal. Jej trafienie było jednak w zasadzie pojedynczym promykiem radości dla sympatyków Linköping, którzy wciąż czekają na pierwsze od wielu miesięcy zwycięstwo swojego klubu. Do wygrywania coraz bardziej zaczynają się za to przyzwyczajać w stolicy Skanii, a każdy kolejny mecz ewidentnie napędza i tak rozpędzony już zespół, który po ubiegłorocznym fiasku jak powietrza potrzebował takiej właśnie odmiany. I nawet jeśli przy okazji pomeczowych relacji FCR najczęściej przywołujemy nazwiska Tanikawy, Holdt, Öling, czy Bredgaard, to gołym okiem widać, że pod ich przywództwem z tygodnia na tydzień na naszych oczach rośnie cała kadra, nie wyłączając z tego ani utalentowanych nastolatek pokroju Bei Sprung oraz Jo-Anne Cronquist, ani tych najbardziej doświadczonych w osobach Olivii Schough, czy Caroline Seger. I nawet jeśli w pierwszej dekadzie maja nie będziemy jeszcze nikomu wieszać medali na szyjach, to tak wyjątkowego otwarcia sezonu w wykonaniu piłkarek z Malmö po prostu nie wypada nie docenić.

Zwycięska seria Rosengård jest więc jak widać całkowicie uzasadniona, ale tego samego nie da się powiedzieć o wyniku sobotniej potyczki w Solnej. AIK przegrał w tegorocznej kampanii czwarty z rzędu mecz, choć tym razem to zawodniczki trenera Björka w zasadzie zdominowały na dystansie 90 minut przeciwniczki z Norrköping. Samobójczy gol już w pierwszej minucie sprawy beniaminkowi ze stolicy jednak nie ułatwił, podobnie zresztą jak doskonała skuteczność Sary Kanutte, która tej wiosny zamienia w złoto absolutnie wszystko, co dostanie na tacy. A że tym razem najpierw świetnym podaniem obsłużyła ją Dana Leskinen, a chwilę później jej wyczyn skopiowała kapitanka My Cato, to nawet wyborna dyspozycja Moy Sjöström w połączeniu z faktem, iż Wilma Leidhammar postanowiła wyjątkowo strzelać do swojej bramki, nie wystarczyły Gryzoniom ze Sztokholmu do sięgnięcia choćby po premierowy punkt. Dobra dyspozycja bramkarek nie pomogła także ekipom z Trelleborga oraz Brommy, choć gdy Anna Koivunen w niewiarygodny sposób odbiła futbolówkę po strzale Filippy Curmark, to przez krótką chwilę mogliśmy mieć poczucie, że oto na Bravida Arenie czeka nas mocno nieoczywiste rozstrzygnięcie. Wtedy jednak sprawy w swoje ręce postanowiły wziąć odpowiedzialne w jedenastce Häcken za właściwe funkcjonowanie prawej flanki Hanna Wijk oraz Alice Bergström i to przede wszystkim dzięki temu duetowi komplet punktów pozostał ostatecznie w Hisingen. Zgodnie z oczekiwaniami, piłkarskich fajerwerków nie doczekaliśmy się w Närke, gdzie – co również zresztą przewidzieliśmy w stu procentach – szansę na zostanie bohaterkami swoich drużyn miały przede wszystkim Molly Johansson i Tanya Boychuk. A ponieważ sztuka ta udała się jedynie pochodzącej z Ukrainy Kanadyjce, to Vittsjö przywiozło do północnej Skanii pierwsze w tym roku zwycięstwo z delegacji. W Örebro zaś ponownie mogli zachodzić w głowę, ile razy da się jeszcze wypuścić z rąk stosunkowo korzystny wynik w ostatniej z doliczonych przez sędzię minut.


Komplet wyników:


Klasyfikacje indywidualne:


Klasyfikacje drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2


#pokolejce

awds4

Drużyna miesiąca – kwiecień

Podstawowa jedenastka

april

Między słupkami stawiamy na Earthę Cumings, która w zasadzie jako jedyna spośród zawodniczek grających na tej pozycji w każdym z kwietniowych meczów zanotowała przynajmniej jedną kluczową, ratującą wynik interwencję. Szkockiej golkiperki nie sposób zatem nazwać nieco przypadkową beneficjentką fenomenalnego otwarcia sezonu w wykonaniu Rosengård, bo nawet jeśli to nazwiska jej koleżanek z przedniej formacji zdecydowanie częściej rozpalały wyobraźnię, to drużyna trenera Kjetselberga w tyłach prezentowała się przynajmniej tak samo solidnie. Nominacja dla byłej zawodniczki Liverpoolu z pewnością jest jednak pewnym zaskoczeniem, gdyż po słabszym, a na dodatek zwieńczonym skomplikowanym urazem początku na szwedzkich boiskach, to Angel Mukasa zdawała się być zdecydowanie bliżej statusu bramkarki numer jeden zespołu ze stolicy Skanii. Obecnie ta hierarchia jest już jednak całkowicie klarowna, a pozycja 24-latki z Edynburga absolutnie niepodważalna.

Nieoczywistych wyborów nie brakuje także na obu bokach defensywy, ale zarówno Nesrin Akgün, jak i Ellen Toivio nie pozostawiły nam choćby minimalnych wątpliwości co do słuszności tych nominacji. Dziewiętnastolatka z Kronobergu nadspodziewanie szybko przystosowała się do całkowicie nowej dla siebie pozycji na boisku i występując już w roli wahadłowej odegrała pierwszoplanową rolę w obu kwietniowych zwycięstwach Växjö, zaś starsza od niej o siedem lat zawodniczka Brommy zaimponowała przede wszystkich w meczach przeciwko Linköping oraz Vittsjö, po których to skazywana na kolejny rok ostrej walki o ligowy byt ekipa z zachodniego Sztokholmu zebrała mnóstwo w pełni zasłużonych pochwał. Parę środkowych obrończyń tworzą natomiast doświadczona Jessica Wik, która bezbłędnie trzyma w ryzach nieco eksperymentalnie zestawianą defensywę z Malmö oraz Amerykanka Ashley Barron, szerzej kojarzona jako autorka najbardziej spektakularnego wejścia do Damallsvenskan w historii. Niestety dla kibiców z Närke, ów debiut okazał się ostatecznie mieć iście tragiczne zakończenie, ale ofiarne i co najważniejsze skuteczne interwencje rosłej stoperki z Cincinnati w zderzeniu z przeważającymi siłami ze Sztokholmu na długo pozostaną w naszej pamięci.

O boiskowych wyczynach pomocniczek Djurgården i Rosengård szczegółowo informowaliśmy na bieżąco, więc nie ma specjalnego zaskoczenia, że to właśnie duety reprezentujące na co dzień te dwa kluby stanowią trzon naszej drużyny miesiąca. Therese Åsland z Shinomi Koyamą sprawiły, że nieco zmęczeni już ciągłymi rozczarowaniami fani Dumy Sztokholmu po długiej przerwie znów zaczęli przychodzić na Stadion Olimpijski z uzasadnioną ekscytacją, a nie jedynie z poczuciem kibicowskiego obowiązku. Równie efektowny japońsko-nordycki duet stworzyły w Malmö Momoko Tanikawa z Olivią Holdt, a o jego niełatwej do powstrzymania sile przekonały się już na własnej skórze derbowe rywalki z VIttsjö oraz Kristianstad. Formację uzupełnia nam Szwajcarka Smilla Vallotto, czyli jedyna w tym gronie przedstawicielka mistrzowskiego Hammarby. Najlepsza zawodniczka Bajen w fazie grupowej Pucharu Szwecji nie miała problemów z przeniesieniem świetnej, zimowej dyspozycji na wiosnę i to między innymi dzięki jej postawie, obrończynie tytułu zaksięgowały w kwietniu trzy kolejne, ligowe zwycięstwa, a łatwo o nie wcale nie było.

Rywalizacja o miejsce na dziewiątce była stosunkowo zacięta, ale ostatecznie to Wilma Leidhammar okazała się najlepszą spośród szerokiego grona pretendentek. Nominowana przed kilkoma miesiącami do tytułu piłkarskiego Odkrycia Roku w Szwecji napastniczka Norrköping błysnęła już na inaugurację przeciwko Häcken, gdzie długo wydawało się, że to właśnie jej zagrania poprowadzą ubiegłorocznego beniaminka do nieoczekiwanego zwycięstwa na terenie jednego z głównych faworytów tegorocznych rozgrywek. Swoją kapitalną dyspozycję potwierdziła także w rywalizacji przeciwko rewelacyjnemu w ostatnich tygodniach Djurgården, kiedy to nie dość, że mocno dała się we znaki obrończyniom Dumy Sztokholmu, to jeszcze zwieńczyła swój popis fenomenalnym uderzeniem bezpośrednio z rzutu wolnego, który spokojnie byłby ozdobą każdego stadionu świata.


Ławka rezerwowych

april_res

Bramka: Serina Backmark (AIK)

Obrona: Ronja Aronsson (Piteå), Wilma Wärulf (Bromma)

Pomoc: Tove Almqvist (Djurgården), Alice Bergström (Häcken), Sofie Bredgaard (Rosengård), Julia Roddar (Hammarby)

Atak: Felicia Schröder (Häcken)

Piłka nożna – świętować nie można

1620938

Zdobywczynie pucharu wracają do ligowej rzeczywistości, a w niej już czeka bardzo niewygodny rywal (Fot. Bildbyrån)

Jeszcze w maju czekają nas wszystkie zaplanowane na wiosnę bezpośrednie starcia pomiędzy drużynami wielkiej trójki, ale choć pierwsze z nich odbędzie się dopiero za tydzień, to w najbliższy weekend ligowi potentaci także nie mogą bynajmniej liczyć na taryfę ulgową. Jako pierwsze na boisko wyjdą mistrzynie z Södermalm, które w derbowym boju zmierzą się z przeżywającym właśnie swój gwiezdny czas Djurgården i w tym zestawieniu spodziewać możemy się tak naprawdę wszystkiego oprócz… łatwego, lekkiego i przyjemnego zwycięstwa którejkolwiek ze stron. Szczególnie frapująco przedstawia się perspektywa walki o dominację w środku pola, do której z jednej strony stanie nieustraszony tercet Roddar – Joramo – Vallotto, z drugiej zaś zachwycające nas właściwie w każdym swoim występie od początku pucharowej fazy grupowej Therese Åsland oraz Nellie Lilja, w ostatnich tygodniach wzmocnione dodatkowo wsparciem nastoletniej rewelacji z Japonii Shimoni Koyamy. Zbliżone zarówno pod względem potencjału, jak i aktualnej dyspozycji, wydają się być także skrzydła obu stołecznych ekip, a pewnej przewagi Bajen upatrywalibyśmy chyba jedynie na dziewiątce (nawet wówczas, gdy Ellen Wangerheim wciąż ma status powracającej do regularnej gry rekonwalescentki, choć niezmiennie mamy nadzieję obejrzeć ją w nieco większym wymiarze) oraz na bokach defensywy. Czy ten czynnik okaże się w sobotnie popołudnie decydujący? A może szalę przechyli coś kompletnie innego, a my znów będziemy mogli przywoływać nieśmiertelny tekst o nieprzewidywalnych i rządzących się własnymi prawami derbach? Przekonamy się już za kilkadziesiąt godzin, ale ciekawie będzie na pewno.

Z nieco łatwiejszym zadaniem teoretycznie powinny mierzyć się zarówno liderki z Malmö, jak i wicemistrzynie z Hisingen, choć w obu przypadkach ewentualnej niespodzianki do końca wykluczyć także nie sposób. Problemem trapionych kontuzjami piłkarek Häcken może okazać się odpowiednia reakcja na trzeci z rzędu przegrany finał Pucharu Szwecji, który oznacza dokładnie tyle, że biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, do gabloty klubu z Västergötland trafił właśnie piąty z rzędu srebrny medal. Dla wielu konkurentek z Damallsvenskan byłoby to oczywiście nie lada osiągnięcie, ale na Bravida Arenie celują zdecydowanie wyżej i są to jak najbardziej uzasadnione ambicje. Tych ostatnich nie brakuje także zawodniczkom Rosengård, które niemal dokładnie rok temu zostały wręcz upokorzone w pierwszej połowie rywalizacji na Bilbörsen Arenie w Linköping, a ponieważ trzon zespołu ze stolicy Skanii pozostał ten sam, to żądza rewanżu wydaje się w tym przypadku wręcz naturalna. Tym razem to podopieczne trenera Kjetselberga mają po swojej stronie mityczne momentum, to one przewodzą ligowej stawce, grają zdecydowanie najpiękniejszy w kraju futbol, ale nasza dyscyplina sportu jak mało która potrafi uczyć pokory. I nawet jeśli LFC pod wodzą Rafaela Roldana nie potrafił odnieść w obecnym roku kalendarzowym ani jednego zwycięstwa nad pierwszoligowym rywalem (pomimo aż pięciu podjętych prób!), to dziewięćdziesiąt minut w jedno, majowe popołudnie jest w stanie zmienić naprawdę wiele. Transfer Yuki Momiki do angielskiego Leicester znacząco zachwiał oczywiście układem sił, ale to też nie jest tak, że Cornelia Kapocs z Cathinką Tandberg nagle zapomniały, jak strzela się gole. Obrończyniom Rosengård zalecamy zatem szczególną uwagę.

Jeszcze wczoraj głowy piłkarek, trenerów i kibiców z Piteå zajęte były tylko i wyłącznie celebrowaniem historycznego triumfu w Pucharze Szwecji, ale nieubłagalny, ligowy terminarz już puka w szybkę i prosi o atencję. Skoncentrowanie się na zwyczajnej konfrontacji z Kristianstad może okazać się jednak dla bohaterek z LF Areny zadaniem ponad siły, bo jak tu myśleć o skutecznym powstrzymaniu Hlin Eiriksdottir i spółki, skoro przed chwilą jedynym zajmującym uwagę tematem było śledzenie na żywo samochodowej podróży pucharu z Göteborga do Norrbotten, która to doczekała się na klubowej stronie oraz w mediach społecznościowych osobnej relacji (drużyna oczywiście wracała do domu samolotem). W Piteå doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli zespół nie zapląta się niepotrzebnie w walkę o utrzymanie, to plan maksimum na ten rok został już właściwie wykonany, a teraz można do niego jedynie po drodze dokładać kolejne mniejsze lub większe skalpy. I ta jednocześnie komfortowa i potencjalnie niebezpieczna perspektywa może okazać się dla drużyny trenera Carlssona zarówno przekleństwem, jak i wybawieniem. Czas pokaże, która z tych opcji okaże się bliższa prawdy, ale póki co największymi beneficjentkami tego zamieszania zupełnie nieoczekiwanie mogą okazać się piłkarki z Kristianstad, dla których ewentualne zwycięstwo na dalekiej Północy byłoby niczym przypływ tak bardzo potrzebnej w tym niełatwym czasie dobrej energii. Zdecydowanie więcej do przegrania niż do wygrania mają za to w najbliższy weekend zawodniczki z Norrköping oraz Växjö, które już jutro udadzą się na stadiony wciąż szukających premierowego zwycięstwa w tegorocznej kampanii beniaminków. Leidhammar, Andersson, Cato, Russell, Dupuy, czy Danielsson to nazwiska, które tej wiosny już zdążyły zapisać się w świadomości nawet tych nieco mniej zagorzałych kibiców, ale aby pójść jeszcze jeden szczebelek wyżej, do efektownych przebłysków trzeba byłoby dorzucić solidność i powtarzalność. Patrząc pod tym kątem, wyjazdy do Solnej oraz Trelleborga wydają się być wręcz wymarzonym testem, z którym to każdy aspirujący do miana pozytywnej niespodzianki sezonu zespół powinien sobie bez większych turbulencji poradzić. Nieco enigmatycznie zapowiada się za to potyczka na Behrn Arenie, gdzie hołdujące grze na zero z przodu Örebro podejmie wyznające zasadę, że na początku był chaos Vittsjö. I coś mówi nam, że jeśli ktoś się z tego wszechobecnego chaosu wyłowi, to w pierwszej kolejności będzie to Tanya Boychuk lub Molly Johansson.

md4