Rozliczenie z Anglią

kosse

Kosovare Asllani była na EURO 2022 liderką szwedzkiej kadry (Fot. Getty Images)

Podróżowanie tego lata bywa często wyzwaniem pełnym niespodzianek, ale trzymając się tej terminologii trzeba powiedzieć, że akurat nasza wyprawa na angielskie boiska skrajnych emocji zdecydowanie nam oszczędziła. I w przeciwieństwie do sytuacji na większości brytyjskich lotnisk, u nas wszystko od początku do końca przebiegało zgodnie z harmonogramem. Pokonaliśmy tych, których mieliśmy pokonać, przegraliśmy z tymi, z którymi mieliśmy przegrać i nawet zremisowaliśmy wtedy, gdy logika podpowiadała remis jako najbardziej logiczny scenariusz. Mało tego, strzelaliśmy mniej więcej tyle i dokładnie tak, jak strzelać mieliśmy i jedynie traciliśmy nieco więcej i inaczej niż było to oczekiwane. To wszystko złożyło się ostatecznie na awans do najlepszej czwórki, ale finał okazał się ostatecznie celem absolutnie nieosiągalnym. W ujęciu statystycznym zamykamy jednak EURO 2022 na trzecim miejscu i nie da się nie zauważyć, że za kadencji Petera Gerhardssona wciąż nie wypadamy na wielkich turniejach ze strefy medalowej. Choć rzecz jasna tym razem mówimy o medalach wyłącznie wirtualnych, ponieważ tradycję rozgrywania meczów o trzecie miejsce UEFA porzuciła już trzydzieści lat temu. A szkoda i naprawdę miło byłoby do niej wrócić.

Każdy wielki turniej w szwedzkim wydaniu podsumowujemy zawsze indywidualnymi ocenami dla naszych zawodniczek. A ponieważ tradycję trzeba szanować, nie inaczej będzie i dziś, choć recenzowanie występu reprezentantek Szwecji na EURO 2022 nie będzie zadaniem aż tak przyjemnym jak analiza francuskiego mundialu lub japońskich Igrzysk. Na angielskich boiskach nie brakowało jednak także miłych chwil, a jedna z naszych piłkarek jak najbardziej może pretendować do miejsca w najlepszej jedenastce turnieju. Bez zbędnego przedłużania przechodzimy zatem do części właściwej, przypominając, że w tym przypadku używamy tradycyjnej skali 1-5.

Hedvig Lindahl – 2. Nie ma co się oszukiwać – to zdecydowanie nie był udany turniej w wykonaniu 39-letniej bramkarki. Nie będziemy już wracać do pojedynczych obrazków z meczów przeciwko Anglii czy Szwajcarii, ale nie ma wątpliwości, że tym razem golkiperka nie stanowiła mocnego punktu szwedzkiej kadry. I jest to cokolwiek delikatne potraktowanie tematu. Samokrytyczna w ocenie swojej postawy była zresztą sama zainteresowana, która jednak jasno podkreśliła, że kariery reprezentacyjnej z własnej woli kończyć nie zamierza. I bardzo dobrze, bo rekord Elisabeth Leidinge wciąż czeka na pobicie, ale aby tak się stało, to za rok potrzebujemy Lindahl w zdecydowanie lepszej dyspozycji.

Hanna Glas – 1.5. Jedna z głównych bohaterek tokijskich Igrzysk i jednocześnie jedna z tych, które na EURO 2022 najbardziej nie spełniły pokładanych oczekiwań. Choć trzeba uczciwie przyznać, że w Anglii wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. Gra na trzech różnych pozycjach, a po drodze jeszcze do tego infekcja wirusowa zadania jej na pewno nie ułatwiały. Oceniać musimy jednak to, co widzieliśmy na boisku, a tam nie było dobrze ani w defensywie, ani w ofensywie (za wyjątkiem pierwszych 45 minut przeciwko Holandii). Cała nadzieja w tym, że po słabej wiośnie i mało imponującym lecie nadejdzie zdecydowanie lepsza jesień, bo mówimy przecież o zawodniczce, która w piłkę grać naprawdę potrafi.

Amanda Ilestedt – 2.5. Ona akurat przystępowała do EURO po naprawdę udanym sezonie ligowym we Francji i nie ma co ukrywać, że widzieliśmy w niej jeden z pewniejszych punktów szwedzkiej defensywy. Zaczęło się jednak nerwowo, bo od niezwykle elektrycznego występu przeciwko Holandii. Później było już zdecydowanie bardziej spokojnie, a starcie z Portugalią zakończyłaby nawet z golem na koncie, gdyby futbolówki nie zdjęła jej z głowy Carole Costa. O ile dyspozycja ta okazała się w pełni wystarczająca na fazę grupową i ćwierćfinał z Belgią, o tyle powstrzymanie rozpędzonych Angielek okazało się już zadaniem ponad siły.

Magdalena Eriksson – 2.5. Druga z naszych podstawowych stoperek zagrała na angielskich boiskach … lustrzane odbicie tego, co zaprezentowała Ilestedt. Kapitanka Chelsea pokazała się ze świetnej strony przeciwko Holandii, kiedy to dwiema spektakularnymi interwencjami w zasadzie uratowała nam jeden punkt. Im dalej w turniej, tym było już jednak gorzej … najpierw sprokurowany prawie-karny przeciwko Szwajcarii, następnie fatalne podanie do Bachmann (na szczęście bez konsekwencji) i tak już do końca EURO Eriksson dbała o to, aby szwedzkim fanom serce od czasu do czasu zabiło nieco mocniej i to bynajmniej nie z radości.

Jonna Andersson – 3. Długo czekała na swój turniej z reprezentacją i być może właśnie się go doczekała, choć z wiadomych względów pozostało to trochę niezauważone. To jej gol otworzył wynik przeciwko Holandii, choć tę bramkę niewątpliwie zrobiła jej Asllani i wręcz nie wypadało tego skutecznie nie wykończyć. Nowa defensorka Hammarby udanie zaprezentowała się także przeciwko Portugalii, a i w półfinale z Anglią wniosła na lewą flankę nieco ożywienia. A to wszystko mimo tego, że i jej nie ominęły na EURO problemy mięśniowo-wirusowe. Bez wątpienia jedna z zawodniczek, które nie mogą mieć sobie wiele do zarzucenia.

Linda Sembrant – 2.5. Doświadczona stoperka stoczyła dramatyczny wyścig z czasem, który ostatecznie udało się jej wygrać, dzięki czemu w ogóle załapała się do kadry na EURO. Sam turniej zaczęła na ławce, ale ze względu na kłopoty zdrowotne koleżanek wskoczyła do jedenastki na mecz z Belgią i … w doliczonym czasie gry swoim golem przepchnęła nas do półfinału, kontynuując w ten sposób tradycję strzelania na wielkich turniejach. Przeciwko Anglii również dobrze weszła w mecz i przez dwa kwadranse imponowała spokojem i skutecznością odbiorów. Później, co zresztą doskonale pamiętamy, nie było już jednak tak spektakularnie.

Amanda Nildén – 3. Jedna z dwóch turniejowych debiutantek w kadrze w Anglii miała w ogóle nie zagrać. Jej szansą okazały się jednak … zakażenia koronawirusem, które przed ćwierćfinałem mocno zdziesiątkowały szwedzki blok defensywny. Piłkarka Juventusu otrzymała więc kredyt zaufania w starciu z Belgią i jak najbardziej spłaciła go w całości, choć momentami dało się zauważyć brak automatyzmu na przykład w jej współpracy z Rolfö. Ogólnie jednak występ, choć krótki, to zdecydowanie na plus.

Nathalie Björn – 2.5. Występ trochę jak z historii o doktorze Jekyll i panu Hyde. Przeciwko Belgii zagrała piękny koncert, przez dziewięćdziesiąt minut będąc najlepszą Szwedką na boisku. W starciu z Anglią było za to … dokładnie odwrotnie i tylko dzięki uprzejmości szwajcarskiego gwizdka w ogóle udało jej się dokończyć ten mecz. Doskonale wiemy jednak, jak wielki drzemie w niej potencjał i jeśli tylko zdrowie pozwoli jej na regularne występy w klubie, to za rok może być jedną z absolutnych liderek kadry na mundialu. A mówimy o piłkarce niesamowicie wszechstronnej, którą bez jakiejkolwiek przesady możemy nazywać szwedzką wersją Leah Williamson.

Filippa Angeldal – 3. Tak trochę po cichu stała się w obecnym roku kalendarzowym liderką kadry zarówno w klasyfikacji strzelczyń, jak i asystentek. Podczas EURO niewiele się w tym względzie zmieniło, choć sama zainteresowana konkretne liczby dorzuciła do swojego dorobku jedynie w meczu z Portugalią. Właśnie wtedy dwukrotnie sfinalizowała w swoim stylu dobrze wykonane stałe fragmenty, pieczętując tym samym zwycięstwo w grupie C. W pozostałych starciach starała się być aktywna, często pokazywała się koleżankom do gry, nie unikała podejmowania trudnych decyzji, ale zazwyczaj do pełni szczęścia czegoś jej brakowało. I to najlepiej chyba podsumowuje jej angielski występ: było nieźle, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że mogło być jeszcze lepiej.

Caroline Seger – 2. Kolejna z doświadczonych piłkarek, dla których EURO 2022 będzie turniejem absolutnie do zapomnienia. I to nie tylko ze względu na kontuzję stopy, która wykluczyła ją z udziału w dwóch meczach. Kiedy jednak szansę już dostawała, to ani trochę nie przypominała piłkarki, która szczególnie na początku rundy wiosennej tak bardzo imponowała nam na ligowych boiskach. Pełnej katastrofy, szczególnie w kontekście zadań bardziej defensywnych, oczywiście nie było, ale czy od kapitanki kadry i potencjalnej liderki drugiej linii nie powinniśmy oczekiwać zdecydowanie więcej? Oczywiście, że tak.

Hanna Bennison – 2.5. Jedyna zawodniczka U-21 w szwedzkiej kadrze zapamięta EURO 2022 choćby dlatego, że w rywalizacji ze Szwajcarią udało jej się otworzyć swój reprezentacyjny, strzelecki dorobek. Uderzenie z dystansu w rywalizacji z Helwetkami było oczywiście najwyższej próby, ale gdy próbujemy sobie przypomnieć inne jej udane zagrania, to musimy szukać naprawdę głęboko. Talent nieprzeciętny, ale dla kadry wciąż nieodkryty i oby cokolwiek zmienił w tej kwestii przyszłoroczny mundial. Ale do tego niezbędne mogą okazać się regularne występy w klubie.

Kosovare Asllani – 3.5. Liderka. O tym, jak wiele znaczy dla kadry Gerhardssona, napisano już chyba wszystko. I nie ma w tym przypadku, gdyż podczas kadencji obecnego selekcjonera nie przytrafił się jej jeszcze słabszy turniej. Możemy żałować jedynie tego, że nie zdążyła się w pełni zregenerować na półfinał z Anglią, choć pewnym pocieszeniem pozostaje fakt, że nawet z w pełni zdrową Asllani trudno byłoby się skutecznie przeciwstawić gospodyniom. A my zastanawiamy się, czy w Mediolanie znajdzie się ktoś, kto będzie potrafił wykorzystać jej umiejętności tak dobrze, jak robi to szwedzki selekcjoner.

Fridolina Rolfö – 2.5. Chyba najwięcej krytykowana tego lata szwedzka piłkarka. Jeśli jednak zdobywa się w wielkim stylu Diamentową Piłkę, to trzeba liczyć się z tym, że oczekiwania kibiców będą większe niż kiedykolwiek wcześniej. A Rolfö swoimi występami na przestrzeni ostatnich miesięcy jak najbardziej dawała podstawy, aby od jej gry naprawdę wiele wymagać. Na samym EURO zawodniczka Barcelony rozegrała jeden naprawdę dobry mecz (przeciwko Szwajcarii), jeden słabszy (Portugalia) i trzy całkowicie bezbarwne. Z pewnością nie składa się to na opis największego rozczarowania całej imprezy, ale jednak liderki w jej osobie także trudno było się doszukać.

Johanna Kaneryd – 2.5. Zaczęła turniej na ławce, a gdy już się z niej podniosła, to zaprezentowała nam to, co doskonale potrafi. I gdy przeciwniczki zostawiały jej miejsce na rozwinięcie skrzydeł, to mieliśmy szansę obejrzeć najlepszą wersję pomocniczki Häcken. Problem jednak w tym, że faza pucharowa EURO to nie Damallsvenskan, a różnicę między tymi dwoma poziomami piłkarskiego wtajemniczenia najdobitniej pokazał nam właśnie przykład Kaneryd. I chyba powinniśmy cieszyć się z faktu, iż sama zainteresowana jak najszybciej chciałaby spróbować sił w mocniejszej lidze, gdyż kadrze taka zmiana wyszłaby tylko na dobre.

Lina Hurtig – 2.5. Gdy napastniczka kończy turniej bez jakichkolwiek liczb, to trudno mówić w takiej sytuacji o sukcesie. Przypadek zawodniczki Juventusu jest jednak o tyle niejednoznaczny, że po pierwsze w kilku sytuacjach zabrakło jej wyłącznie boiskowego szczęścia (choć ktoś może nie bez racji zauważyć, że również i umiejętności), a po drugie w wejściu na wyższy poziom ewidentnie nie pomagały jej decyzje sztabu szkoleniowego oraz boiskowe wybory koleżanek. Dodajmy, że nie zawsze w pełni zrozumiałe. Ambicja i determinacja były oczywiście na stałym, wysokim poziomie, ale koniec końców nie udało jej się w sposób wyraźny zaznaczyć swojej obecności na turnieju, a z tego przede wszystkim musimy rozliczać piłkarki formacji ofensywnej.

Stina Blackstenius – 3. Zawodniczka Arsenalu z całą pewnością nie zostanie po ostatnich doświadczeniach miłośniczką wideoanaliz VAR. Bo gdyby nie one, to ten naprawdę udany dla siebie turniej kończyłaby z przynajmniej trzema trafieniami na koncie. Tak się ostatecznie nie dzieje, ale – niejako na pocieszenie – jej strzał z meczu z Portugalią był jedną z największych ozdób angielskiej imprezy. Na plus musimy oczywiście podkreślić także zespołowość i świetne wywiązywanie się z powierzonych jej boiskowych zadań, nie zawsze oczywistych w przypadku piłkarek występujących na pozycji numer dziewięć. Na delikatny minus: skuteczność w meczu przeciwko Szwajcarii, przez co zdecydowanie zbyt długo i całkowicie niepotrzebnie było na Bramall Lane nerwowo.

Rebecka Blomqvist, Sofia Jakobsson, Elin Rubensson, Olivia Schough – bez oceny. Grały zbyt krótko.

Jennifer Falk, Emma Kullberg, Zecira Musovic – nie grały.

Średnia ocena (2.56) niewiele różni się od noty wyjściowej, co jak najbardziej potwierdza tezę, że EURO 2022 było w wykonaniu naszych piłkarek występem przeciętnym. Złośliwi powiedzieliby oczywiście w tym momencie, że znów wynik lepszy niż gra, ale być może ochłodzi to kilka rozgrzanych głów, które chciałyby zawsze i wszędzie oglądać kadrę w wersji Japonia 2021. A skoro wracamy już pamięcią do tamtych miłych chwil, to na koniec zobaczmy, jak w ujęciu wystawianych na bieżąco po turnieju not tegoroczny turniej wypada na tle pozostałych wielkich imprez na przestrzeni minionej dekady:


EURO 2013 – średnia ocen 2.90

Najlepsze indywidualnie: Lotta Schelin (4.0), Nilla Fischer (3.5), Marie Hammarström (3.5)


MŚ 2015 – średnia ocen 2.33

Najlepsze indywidualnie: Hedvig Lindahl (3.5), Sofia Jakobsson (3.0), Caroline Seger (2.5)


IO 2016 – średnia ocen 2.53

Najlepsze indywidualnie: Hedvig Lindahl (3.5), Fridolina Rolfö (3.0), Lotta Schelin (3.0)


EURO 2017 – średnia ocen 2.40

Najlepsze indywidualnie: Linda Sembrant (3.0), Kosovare Asllani (3.0), Stina Blackstenius (3.0)


MŚ 2019 – średnia ocen 2.94

Najlepsze indywidualnie: Kosovare Asllani (4.0), Nilla Fischer (4.0), Sofia Jakobsson (3.5)


IO 2021 – średnia ocen 3.10

Najlepsze indywidualnie: Fridolina Rolfö (4.5), Hanna Glas (3.5), Caroline Seger (3.5)


EURO 2022 – średnia ocen 2.56

Najlepsze indywidualnie: Kosovare Asllani (3.5), Stina Blackstenius (3.0), Jonna Andersson (3.0)

The Chester Report (X)

england_v_sweden_semi_final_-_uefa_women_s_euro_2022

Półfinał okazał się dla szwedzkich piłkarek przeszkodą nie do przeskoczenia (Fot. Getty Images)

The end of the road! Każda historia musi mieć swoje zakończenie, a dla nas podczas EURO 2022 ostatnią stacją okazało się Bramall Lane w Sheffield. Czy jest nam żal? Cóż, gdy dochodzi się do półfinału, to zawsze gdzieś w środku tli się nadzieja na to, że jakimś cudem uda się przejść jeszcze jedną przeszkodę, a ewentualna porażka nigdy nie jest miłym doświadczeniem. Dzisiejsze emocje jednak bardzo różnią się od tych, które towarzyszyły nam na przykład po starciu z Holandią na francuskim mundialu, czy niezapomnianej, epickiej batalii z Niemkami na Gamla Ullevi. Wtedy mieliśmy do czynienia z ogromną złością i wszechobecnym poczuciem straconej szansy, teraz natomiast możemy jedynie pogratulować podopiecznym trenerki Wiegman w pełni zasłużonego zwycięstwa i życzyć im powodzenia na Wembley. Bo co do tego, że dziś w Sheffield wygrała drużyna lepsza, nikt nie ma chyba jakichkolwiek wątpliwości.

Powiedzmy sobie szczerze: ten awans ani przez moment nie był blisko. Tak, przez pierwsze dwa kwadranse mogliśmy być z postawy naszych piłkarek umiarkowanie zadowoleni, ale jednak trzydzieści minut względnie dobrej gry to zdecydowanie zbyt mało, aby marzyć o finale EURO. To znaczy, jeden raz w historii potrafiliśmy w chyba jeszcze gorszym stylu doczłapać do meczu o złoto, ale taki fart zdarza się prawdopodobnie raz na kilkadziesiąt lat. A Angielki ani myślały brać przykładu z Brazylii 2016, która grając przed własną publicznością nie potrafiła zamienić na gola żadnej z kilkunastu stworzonych przez siebie szans. Co więcej, tym razem gospodynie wykorzystały już pierwszą wykreowaną setkę i był to właściwie koniec emocji na Bramall Lane. Bo możemy oszukiwać się, że decydujący wpływ na losy meczu miała fenomenalna interwencja Earps po strzale Blackstenius, ale tak naprawdę ten finał odjechał nam znacznie wcześniej i nawet kontaktowa bramka najpewniej niewiele by nam wówczas pomogła. Naszą jedyną szansą była próba doprowadzenia do powtórki z Nicei, kiedy to w meczu o brąz mistrzostw świata dwukrotnie zaskoczyliśmy Angielki w początkowej fazie meczu, a następnie długimi minutami w heroiczny sposób broniliśmy wypracowanej wcześniej przewagi. Teraz jednak nie udało się ani dołożyć nic z przodu (choć okazje ku temu miały w komplecie Jakobsson, Blackstenius i Rolfö), ani tym bardziej postawić szczelnej tamy z tyłu. Kolejny mało spektakularny występ między słupkami szwedzkiej bramki zanotowała Hedvig Lindahl (dwa puszczone gole spokojnie idą na jej konto), bohaterka ćwierćfinału z Belgią Nathalie Björn wyróżniła się przede wszystkim tym, że spokojnie mogła opuścić murawę przedwcześnie z czerwoną kartką na koncie, a Hanna Glas (wystawiona nota bene na lewym boku defensywy!) potwierdziła, że wiosenna obniżka formy nie była w jej przypadku chwilowa. W tej sytuacji niewiele zdziałać mogła nawet liderka szwedzkiego bloku obronnego w osobie Magdaleny Eriksson, choć gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że kapitanka Chelsea również nie ma za sobą udanego turnieju.

Sporo słusznej krytyki zbierze za dzisiejszy mecz także sam selekcjoner, który swoimi nie zawsze zrozumiałymi decyzjami bynajmniej nie wprowadzał tak bardzo potrzebnego nam tego wieczora spokoju. O ile delegowanie do wyjściowej jedenastki Sofii Jakobsson oraz przestawienie Glas na lewą flankę możemy nazwać suwerennymi decyzjami szkoleniowca, o tyle roszady przeprowadzane już w trakcie meczu wzbudzały coraz większą konsternację. Bo skoro decydujemy się na dwie zmiany w 50. minucie, to czy nie lepiej byłoby przeprowadzić je w przerwie, kiedy i tak goniliśmy wynik? A skoro mamy już ten wynik gonić (albo chociaż próbować), to czy aby na pewno najlepszą do tego opcją jest wprowadzenie rekonwalescentki Seger w miejsce Angeldal? Poza tym, jeżeli mniej więcej w tym samym czasie zapadła decyzja o pojawieniu się na murawie Jonny Andersson, to czy zamiast marnować dwa okienka, nie warto było poczekać te dwie minuty i przeprowadzić potrójną zmianę? A jeśli nowa zawodniczka Hammarby była gotowa do gry w stosunkowo dużym wymiarze czasowym, to skąd w ogóle pomysł z całkowicie nową rolą dla Glas? Dlaczego do ostatniego gwizdka na murawie pozostawała mająca już żółtą kartkę i ostrzeżenie Björn i wreszcie czemu ani minuty nie przebywały na boisku wspólnie Hurtig i Blackstenius, w ustawieniu na dwie grające w linii napastniczki? Bo jeśli rzeczywiście było nam wszystko jedno ile stracimy i chodziło wyłącznie o poszukanie kontaktowego gola, to aż prosiło się o taki manewr. Oczywiście, odpowiedzi na wiele z tych pytań nigdy nie usłyszymy, ale byłoby dobrze gdyby szwedzki sztab wielokrotnie przeanalizował dzisiejszy mecz także pod kątem swojej postawy. Bo czasu na wyciągnięcie wniosków jest niby sporo (konkretnie dwanaście miesięcy), ale okazji na przetestowanie ewentualnych poprawek już wcale aż tak wiele nie będzie. A główny cel wciąż pozostaje przecież niezmienny.

W nocy z wtorku na środę oficjalnie żegnamy się z angielskim EURO. Po powrocie do domu pozostanie już tylko dokonać standardowego rozliczenia z wielkim turniejem (stali czytelnicy zapewne doskonale znają tę rubrykę) i zbierać siły na niesamowicie intensywną, ligową jesień. Wszystkim, którzy zaglądali tu przez ostatnie trzy tygodnie gorąco dziękuję i po raz ostatni odmeldowuję się z gościnnego Yorkshire (jak odwiedzicie kiedyś Wielką Brytanię, to naprawdę warto zahaczyć o ten mocno niedoceniany region). Mam przy tym nadzieję, że następnym razem słyszymy się w nieco bardziej przyjemnych okolicznościach. Sympatykom reprezentacji Anglii, Niemiec i Francji życzę wielu emocji podczas dwóch ostatnich meczów turnieju, które – trzymam za to mocno kciuki – nie zawiodą waszych oczekiwań. Ale żeby nie kończyć w minorowych nastrojach: nowy, już oficjalny rekord dni bez porażki w oficjalnym meczu reprezentacji Szwecji wynosi od dziś 872. Taki bowiem dystans dzieli od siebie 6. marca 2020 i 26. lipca 2022, choć z wielu względów mamy wrażenie, że daty te są częścią dwóch różnych epok. Najważniejsze niech będzie jednak w tym wszystkim to, że już od jutra wspomniany licznik zacznie bić od nowa i niech robi to jak najdłużej. Trzymajcie się!

The Chester Report (IX)

swefans

Przekaz jest jasny i prosty – widzimy się na Wembley (Fot. Soft Hooligans)

Jak nie rekordowe w historii Wielkiej Brytanii upały, to strajk pracowników kolei. Tak się składa, że podczas wielkich, piłkarskich turniejów zawsze towarzyszą nam dodatkowe, pozasportowe atrakcje. Tym razem nam akurat udało się wylosować na tej ekonomiczno-politycznej loterii nieco bardziej szczęśliwy los, gdyż ze zdecydowanie większymi problemami natury logistycznej będą musieli zmierzyć się podążający na środowy półfinał w Milton Keynes sympatycy reprezentacji Francji i Niemiec. Jutro na Bramall Lane w Sheffield powinni raczej dotrzeć wszyscy zainteresowani, tym bardziej, że w przeważającej większości szwedzka grupa wsparcia i tak zainstalowała się w regionie Yorkshire, który na kilka lipcowych tygodni stał się dla nas domem z dala od domu. Czy jak mawiają to w kraju naszych najbliższych rywalek: home away from home. Inna sprawa, że nawet mocno naładowani energią niebiesko-żółci fani będą stanowić jutro na trybunach zdecydowaną mniejszość. Jak bardzo wyraźną? Początkowo przysługiwało nam na ten mecz równo tysiąc biletów, ale pula ta okazała się zdecydowanie zbyt skromna w stosunku do zainteresowania. Chęć pomocy w mediacjach błyskawicznie wyraziła jednak szwedzka ambasada w Zjednoczonym Królestwie i ostatecznie stanęło na kompromisowej liczbie 1250. Całkowitego rozkładu sił w znaczący sposób to oczywiście nie zmienia, ale z drugiej strony możemy być pewni, że nawet w starciu z rozpędzonymi do granic gospodyniami, szwedzki doping będzie momentami słyszalny. A jeśli na murawie będzie działo się dobrze, to momentów tych może być nawet całkiem sporo.

A jakie tematy dominują w szwedzkim obozie w przededniu chyba najważniejszego (no, albo jednego z dwóch najważniejszych) meczu roku 2022? Po pierwsze – medycyna. Wiemy, że pozytywny wynik testu na koronawirusa uzyskała przebywająca obecnie w izolacji Jonna Andersson. Występująca do niedawna w barwach londyńskiej Chelsea defensorka nie jest jednak jedyną piłkarką, która od meczu z Belgią nie uczestniczyła w choćby jednym treningu kadry. W identycznej sytuacji znajduje się bowiem Olivia Schough, choć na oficjalny komunikat medyczny w sprawie skrzydłowej Rosengård trudno póki co liczyć. Z zespołem od pewnego czasu trenuje za to jej klubowa koleżanka Caroline Seger, która – jeśli wierzyć zapowiedziom lekarza – gotowa do gry była już na Belgię. W ćwierćfinałowej potyczce nasza kapitanka na placu gry się jednak nie pojawiła, a fakt, że podczas poniedziałkowej jednostki Seger spędziła sporo czasu na zajęciach indywidualnych, również trudno uznać za jakkolwiek optymistyczny. Nazwisko pomocniczki ze Skanii z pewnością znajdzie się jednak w jutrzejszym protokole meczowym i z pewnych informacji to by było na tyle. Przejdźmy jednak do pozytywów, a największym z nich zdecydowanie okazał się powrót do życia Kosovare Asllani. Najlepsza szwedzka piłkarka na EURO jak zniknęła nam z radarów tuż po ostatnim gwizdku meczu z Belgią, tak pojawiła się dopiero dziś. I to w całkiem efektownym stylu, bo zarówno na treningu, jak i podczas konferencji prasowej. Na tej ostatniej w temacie wyczerpania organizmu wypowiadała się jednak bardzo oszczędnie i precyzyjnie, co jednak szybko wytłumaczyła Johanna Kaneryd. Po prostu powiedzieli nam, żeby nie odpowiadać konkretnie na takie pytania – odparła zawodniczka Häcken, która swoją wyjątkową szczerością wzbudziła jednocześnie podziw i rozbawienie. Dla wszystkich jest jednak całkowicie jasne, że istnieje duża presja na to, aby informacje medyczne nie przedostawały się tam, gdzie przedostać się nie powinny. Nie złamiemy jednak chyba tajemnicy lekarskiej mówiąc, że w pełnym wymiarze w poniedziałkowych zajęciach uczestniczyły już cztery pozostałe rekonwalescentki: Hanna Glas (po przebytym zakażeniu koronawirusem), Hedvig Lindahl (po odpoczynku) oraz Hanna Bennison i Jennifer Falk (obie po przebytych infekcjach) i wiele wskazuje na to, iż kwartet ten będzie jutro w komplecie do dyzpozycji selekcjonera.

A o czym jeszcze dyskutujemy, gdy z agendy schodzą medycyna i pogoda? Na szczęście głównie o sobie, a nie o rywalkach. Media w kraju niezmiennie grzeją temat słabszej niż można było się spodziewać dyspozycji Fridoliny Rolfö, a największy szwedzki dziennik sportowy przeprowadził nawet … ankietę, w której zapytał trenerów klubów Damallsvenskan o rady dla Gerhardssona w temacie przywrócenia zawodniczki Barcelony do optymalnej dyspozycji. Inni zauważają, że we wtorek w Sheffield kluczowa może okazać się postawa szwedzkiej defensywy, którą z dużym prawdopodobieństwem czeka najpoważniejszy od wielu miesięcy test. Czy nasze piłkarki są na niego gotowe? Mecze zarówno na EURO, jak i w eliminacjach mundialu, trochę zaburzyły nam w tej kwestii pewność siebie, ale zawsze na koniec pozostaje wiara, że właśnie w chwili największej próby uda się zagrać ten jeden, najlepszy mecz. I tyczy się to w równym stopniu całej formacji, z bramkarką włącznie. O Angielkach, jeśli w ogóle, mówi się natomiast zaskakująco niewiele. Ale z drugiej strony, co by tu odkrywczego ogłosić? Że za kadencji Sariny Wiegman zespół ten poczynił pod wieloma względami kolosalny postęp? To wyraźnie podkreślała dziś Magdalena Eriksson, choć nowego porządku świata tym ogłoszeniem nie zaprowadziła. Że prawe skrzydło Angielek jest na EURO niemal bezbłędne? To też widzi każdy, kto choćby pobieżnie śledzi turniej. Że Walsh i Stanway rozgrywają w środku pola koncert za koncertem, osiągając przy tym nierealne wręcz statystyki? I to jest oczywiste. W zasadzie każda z podstawowych zawodniczek Sariny Wiegman (może w wyjątkiem Ellen White i nieprzetestowanej póki co Mary Earps) kręci się na ten moment gdzieś w okolicach nominacji do najlepszej jedenastki turnieju, co tylko pokazuje, jak wysoko zawiśnie dla nas jutro poprzeczka. Ale wiecie co? Nacja, którą reprezentuje taki człowiek jak Mondo Duplantis, nie ma prawa bać się żadnej poprzeczki! A skoro tak, to jedziemy po marzenia, po finał, po własny rekord świata! Dobrej zabawy!

The Chester Report (VIII)

linda

92. minuta, jeden gol i półfinał jest nasz (Fot. Pontus Orre)

Back to Sheffield! We wtorek zagramy o finał na tym samym stadionie, na którym nie tak dawno rozpoczynaliśmy naszą angielską przygodę. A my od pewnego czasu wprost uwielbiamy takie turniejowe powroty. Pamiętacie francuski mundial i triumfalne, ponowne wizyty w Rennes i Nicei? Tam też mierzyliśmy się z najwyższej klasy rywalkami, którym po ostatnim gwizdku pozostawało jedynie pokiwać z uznaniem głowami. Teraz sytuacja niejako się powtarza, ponieważ to na kroczących od jednego efektownego zwycięstwa do drugiego gospodyniach EURO 2022 ciążyć będzie presja zwycięstwa, a my po raz pierwszy od dłuższego czasu wyjdziemy na mecz w roli underdoga. A to paradoksalnie wcale nie muszą być dla nas złe informacje. Oby tylko w decydujących momentach opuściły nas problemy natury pozasportowej, to przed grą o finał będziemy ostrożnymi optymistami. Na analizę najbliższej przyszłości przyjdzie jednak jeszcze czas, bo dziś mamy pełne prawo świętować trzeci półfinał z rzędu na wielkiej imprezie. Wiecie ile innych reprezentacji może pochwalić się podobnymi statystykami? Jeśli nie, to spróbujcie to policzyć, a wtedy jeszcze bardziej docenicie to, czego tej niepokonanej od 868 dni kadrze udało się właśnie dokonać.

Jaki był mecz – każdy widział. Z jednej strony możemy narzekać na niską efektywność, zbyt długie przestoje, czy wreszcie łatwe do rozczytania schematy konstruowania akcji ofensywnych. To wszystko jest oczywiście prawdą, ale warto docenić przy tym solidność belgijskiej defensywy, która raz jeszcze udowodniła, że w futbolu sukcesy buduje się od tyłu, a prawidłowość ta jest szczególnie widoczna w przypadku ekip na dorobku. W pierwszej połowie obrończynie Czerwonych Płomieni dały się zaskoczyć tylko jeden raz, kiedy to błysk geniuszu pokazała niezawodna Kosovare Asllani. Przez chwilę mogło się wydawać, że zamiary piłkarki Milanu idealnie przeczytała Stina Blackstenius, ale radość z faktu umieszczenia piłki w belgijskiej siatce szybko przerwała nam bezlitosna analiza VAR. Rywalki miały więc trochę szczęścia, ale nie zapominajmy o drobnym szczególe, który na imię ma Nicky, a na nazwisko Evrard. Bądźmy szczerzy: mało kto z nas śledzi na bieżąco rozgrywki ligowe w Belgii i może nawet trochę dziwił nas fakt, że 27-letnia piłkarka grająca przez dwa ostatnie sezony w Gent znalazła się w hierarchii trenera Serneelsa wyżej niż chociażby znana z występów w barwach włoskiego Sassuolo Diede Lemey. Finały EURO ponad wszelką wątpliwość udowodniły nam jednak, że belgijski selekcjoner doskonale wiedział, co robi i w tej chwili trudno nam wyobrazić sobie najlepszą jedenastkę turnieju bez belgijskiej bramkarki. Bo przecież nawet w sytuacji, która koniec końców przyniosła nam zwycięskiego gola, Evrard chwilę wcześniej popisała się dwiema kapitalnymi paradami. Wobec drugiej dobitki była już rzecz jasna całkowicie bezradna, ale ani trochę nie wpływa to na ocenę jej występu zarówno dziś, jak i w trzech spotkaniach fazy grupowej. A w Leuven mogą naprawdę zacierać ręce, że taką zawodniczkę udało im się zaklepać jeszcze przed rozpoczęciem letniego okienka transferowego, gdyż obecnie byłoby to zadanie zdecydowanie bardziej wymagające.

Wróćmy jednak do spraw naszych i nie chodzi tutaj wcale o dyskusję na temat niewykonanych przez Petera Gerhardssona zmian. W tej kwestii możemy jedynie zacytować jednego z trenerów Damallsvenskan, który w analogicznej sytuacji odparł, że roszady personalne mają sens tylko i wyłącznie wtedy, gdy wykonuje się je w konkretnym celu, a w przeciwnym razie są jedynie graniem na alibi. Szwedzki selekcjoner owego celu najwyraźniej nie widział i ostatecznie wyszło na jego, choć nasza cierpliwość rzeczywiście została tym razem wystawiona na naprawdę ciężką próbę. Inna sprawa, że akurat dziś gra szwedzkich piłkarek wcale nie była aż tak zła, jak na pomeczowej konferencji oceniali to najwięksi krytycy. A skoro tuż przed decydującym rzutem rożnym w żółtym sektorze dominowało podejście w stylu: teraz Ilestedt i 1-0, to znaczy to tyle, że nawet utrzymujący się przez ponad dziewięćdziesiąt minut bezbramkowy remis nie zachwiał wiarą w ten zespół. I bardzo skądinąd słusznie, bo w tej prognozie nie udało się trafić wyłącznie nazwiska obrończyni, która wpisała się na listę strzelczyń. Tego zaszczytu dostąpiła ostatecznie mająca za sobą naprawdę wymagający rok Linda Sembrant, dla której wspomniany gol z pewnością okazał się najwspanialszą możliwą nagrodą za tygodnie walki o to, aby na turniej do Anglii w ogóle pojechać. Tę walkę z czasem udało się wygrać, choć bardzo długo wcale nie było to aż tak oczywiste. I dokładnie tymi samymi słowami moglibyśmy określić dzisiejszy mecz z Belgią, który jednak – i podkreślmy to naprawdę wyraźnie – wcale nie był popisem szwedzkiej bezradności, jak niektórzy chcieliby to widzieć.

A co z indywidualnymi laurkami? Jak widać, Gerhardsson nieprzypadkowo chwalił podczas ostatniego przedmeczowego briefingu Nathalie Björn, bo piłkarka Evertonu rozegrała dziś na szóstce naprawdę efektowną partię. Do pełni szczęścia zabrakło może konkretów w postaci liczb, choć tych przynajmniej dwa razy pozbawiły jej koleżanki, marnując doskonale rozpoczętą akcję ofensywną. Jeśli jednak defensywne pomocniczki rozliczamy zarówno ze statystyk typowo defensywnych, jak i z gry do przodu, to Björn w obu tych aspektach zwyczajnie nie zawiodła. Niezwykle aktywnie weszła w mecz Kosovare Asllani, ale to w przypadku meczów kadry stało się w ostatnich latach czymś w rodzaju niepisanej tradycji. Inna sprawa, że gdyby nie system VAR, to szwedzka wicekapitanka byłaby na tę chwilę liderką klasyfikacji asyst na angielskim EURO, ale słynne już na cały piłkarski świat wideoweryfikacje pozbawiły ją aż dwóch decydujących podań. Druga połowa nie była już w wykonaniu Kosse aż tak efektywna, choć ambicji i chęci do gry nie można jej odmówić nawet wtedy, gdy zaczynało brakować sił. A te ulatywały coraz bardziej wyraźnie z każdą upływającą minutą, w wyniku czego Asllani nie była w stanie spędzić choćby chwili w pomeczowej strefie mieszanej i jako jedyna ze szwedzkich piłkarek bezpośrednio z murawy udała się na zasłużony odpoczynek. Lekarz kadry uspokoił jednak, że w tym przypadku nie ma tematu kontuzji lub choroby, a mówić możemy tylko (lub aż) o wyczerpaniu organizmu. I znów w tym miejscu pojawiają się nam przed oczami obrazki z francuskiego mundialu, kiedy to po meczu z Holandią byliśmy świadkami identycznej sytuacji, a dosłownie trzy dni później odrodzona na nowo Asllani została jedną z bohaterek nieoczekiwanej wiktorii nad Anglią. Historia podobno lubi się powtarzać.

Sporo pochwał zebrała ponadto zastępująca dziś chorą Jonnę Andersson Amanda Nildén, dla której starcie z Belgią było absolutnym debiutem na wielkiej imprezie. I faktycznie, pierwszy występ na EURO defensorka Juventusu może zapisać na plus, a o zaufaniu ze strony bardziej doświadczonych koleżanek może świadczyć fakt, że to właśnie Nildén wykonywała dziś wszystkie stałe fragmenty, które nominalnie byłyby działką Andersson. Na podobne recenzje nie mogła natomiast liczyć ustawiona raz jeszcze w roli lewoskrzydłowej Fridolina Rolfö i coraz częściej słychać głosy, że ubiegłoroczna zdobywczyni Diamentowej Piłki nie jest na angielskich boiskach w optymalnej formie. Nierzadko podnoszony jest także temat jej roli na boisku oraz tego, czy aby na pewno Gerhardsson w pełni potrafi spożytkować taktycznie jej potencjał. Wiemy jednak, że Rolfö to zawodniczka potrafiąca jednym wybitnym występem zamknąć usta wszystkim krytykom, więc mocno trzymamy kciuki, aby stało się to na przykład w Sheffield. Podobnie mają się zresztą sprawy z Magdaleną Eriksson, która swój zdecydowanie najlepszy mecz na turnieju rozegrała przeciwko Holandii, a w kolejnych starciach wielokrotnie decydowała się przetestować naszą cierpliwość. Mecz przeciwko Anglii może być jednak dla niej spotkaniem wyjątkowym, a okazji do wykazania się jakością defensywnego rzemiosła może być w nim więcej niż podczas całej drogi do półfinału EURO. O tym, jak zneutralizować angielskie atuty będziemy jednak myśleć w kolejnej analizie, a póki co meldujemy wykonanie zadania i pozdrawiamy z najlepszej czwórki! Do następnego razu!

The Chester Report (VII)

glas

Występ Hanny Glas przeciwko Belgijkom stoi pod dużym znakiem zapytania (Fot. Pontus Orre)

Przetrwaliśmy! I nie, wcale nie chodzi tu o rywalizację w grupie C, choć w niej też oczywiście zapisaliśmy na swoim koncie pewne sukcesy. Zdecydowanie większym wyzwaniem okazało się jednak skuteczne poradzenie sobie z … najcieplejszym dniem w historii Wielkiej Brytanii. Fale upałów są wprawdzie w tej części Europy zjawiskiem coraz bardziej powszechnym, ale tym razem pogoda naprawdę przesadziła. Do tego stopnia, że wczorajsze wydania najpopularniejszych brukowców i dzienników w komplecie stanęły do wyścigu o najbardziej krzykliwy i katastroficzny tytuł na pierwszej stronie, a dramatyczne informacje o roztapiającej się pod wpływem gorąca Anglii chwilowo wyparły z nagłówków i Beth Mead i Borisa Johnsona. A to w obecnych czasach naprawdę duże osiągnięcie. Wiele wskazuje jednak na to, że już za moment zarówno piłkarki, jak i ustępujący ze stanowiska brytyjski premier powrócą na należne im miejsca, gdyż środowy poranek przyniósł pierwsze oznaki ochłodzenia, a od jutra powinniśmy na dobre wrócić do warunków, które stereotypowo kojarzą nam się z typowym, angielskim lipcem, czyli dwudziestu stopni na termometrach i kropel deszczu padających z nieba. Po kilkudniowym skwarze zmiany tej wyczekujemy jednak z utęsknieniem, a ponieważ selekcjonerem naszej kadry jest człowiek o pseudonimie Rainman, to już o ogóle wydaje się to kapitalnym prognostykiem przed czekającym nas za chwilę ćwierćfinałem.

Nie jest jednak tak, że do pierwszego od trzynastu lat meczu przeciwko Belgii przystąpimy wolni od wszelkich zmartwień i trosk. Bardzo długo wydawało się, że nas przed i w trakcie angielskiego EURO problemy z niewiadomych względów omijają, ale jak widać przeznaczenia najwyraźniej nie da się oszukiwać w nieskończoność. Szczególnie, że wciąż funkcjonujemy przecież w rzeczywistości wyjątkowej, a koszmarna epidemia, choć nie zbiera już takiego żniwa jak jeszcze kilka miesięcy temu, wciąż nie daje o sobie zapomnieć. Pierwszy sygnał alarmowy pojawił się dzień po meczu z Portugalią, kiedy to objawy choroby wirusowej zgłosiła sztabowi medycznemu jedna z piłkarek. Takiej sytuacji oczywiście nie można było lekceważyć, a przeprowadzone u wszystkich członków szwedzkiej ekipy szybkie testy antygenowe przyniosły niestety trzy wyniki pozytywne. Nazwiska zakażonych osób pozostawały jednak tajemnicą do momentu potwierdzenia wstępnej diagnozy wynikami testów PCR i w tym miejscu musimy naprawdę szczerze i z uznaniem pochwalić fakt, iż dane te rzeczywiście nie ujrzały światła dziennego wcześniej niż było to konieczne. A przecież łatwo domyślić się, że wszelkiego rodzaju domysłów i podchodów oczywiście nie brakowało. Imponująca szczelność bańki informacyjnej w niczym nie zmieniła jednak tego, że Hanna Glas, Emma Kullberg oraz psycholog kadry Rasmus Liljeblad znaleźli się w izolacji, a akurat w szwedzkim obozie jej reguły przestrzegane są w sposób najbardziej surowy spośród wszystkich uczestników EURO. Dwie zawodniczki i lekarz w tej chwili nie mają więc absolutnie żadnej możliwości fizycznego kontaktu z resztą ekipy, którą – podobnie zresztą jak cały zewnętrzny świat – mogą jedynie obejrzeć przez zamknięte okno hotelowe. Posiłki dostarczane są im bezpośrednio pod drzwi pokojów, a rolę dostawczyń pożywienia z własnej, nieprzymuszonej woli wzięły dziś na siebie Fillippa Angeldal i Johanna Kaneryd. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że niebawem nie zwiększy się im zakres obowiązków, gdyż z powodu choroby w środowym treningu nie wzięły udziału także Jennifer Falk, Jonna Andersson oraz Hanna Bennison. W przypadku wymienionego tu tercetu wspomniane testy antygenowe nie wykazały wprawdzie zakażenia koronawirusem, ale w zaistniałej sytuacji będzie trzeba je powtórzyć i z niepokojem czekać na wyniki. A te mogą dość mocno skomplikować nam ostatnie godziny przed piątkowym bojem na Leigh Sports Village.

Nietrudno zauważyć, że wśród zmagających się z infekcjami piłkarek znajdują się dwie boczne defensorki, które odpowiednio na prawej (Glas) i lewej (Andersson) stronie defensywy były ostatnio pierwszym wyborem szwedzkiego selekcjonera. I o ile w przypadku byłej piłkarki Chelsea możemy jeszcze liczyć na cud w postaci uniknięcia najgorszego scenariusza, to jednak trzeba być mentalnie przygotowanym na to, że żadnej z nich jutro na murawie nie zobaczymy. A to z kolei ponownie zmusza Gerhardssona do dokonywania roszad i przesunięć, które ostatnimi czasy nie zawsze przynosiły nam oczekiwane rezultaty. Na stole leżą tak naprawdę dwie opcje: albo powrót do ustawienia z trójką stoperek (w którym nijak nie potrafimy zagrać z poważnymi rywalkami na zero z tyłu), albo zestaw klasyczny z Magdaleną Eriksson obstawiająca lewą flankę. Minimalnie bardziej prawdopodobny wydaje się wariant pierwszy, ale nawet w nim problematyczną kwestią pozostaje obsada wahadeł. W teorii akurat te sektory boiska wydają się mocno zabezpieczone, bo oprócz alternatyw z kategorii jeden do jednego (Amanda Nildén) mamy w kadrze cały wachlarz zawodniczek mających za sobą występy jako wing backs. Do tego grona zaliczyć możemy między innymi Elin Rubensson (dwa sezony jako boczna defensorka Häcken), Johannę Kaneryd (z czasów gry w Djurgården), czy wreszcie Fridolinę Rolfö (od czasu do czasu ustawiana tak przez Jonatana Giraldeza w Barcelonie), co pozornie daje szwedzkiemu szkoleniowcowi całkiem spore pole manewru. Teraz trzeba będzie jednak postawić na to rozwiązanie, które akurat w piątek, 22. lipca 2022 zafunkcjonuje najlepiej na stadionie w Leigh. A to nie jest już aż takie oczywiste i bez względu na treść kolejnych komunikatów medycznych, sztab szkoleniowy czeka jutro jeszcze jedna nieprzespana noc. I tym razem bynajmniej nie ze względu na upał.

Z Belgią do tej pory mierzyliśmy się w oficjalnych meczach czterokrotnie i za każdym razem okazywaliśmy się w bezpośredniej rywalizacji lepsi. Gorąco wierzymy, że prawo serii zadziała także na EURO 2022, choć przygotowania akurat do tego meczu trudno nazwać optymalnymi. W przeszłości zdarzały się jednak turnieje, kiedy to podobnego rodzaju wstrząsy jeszcze bardziej cementowały szwedzką kadrę i okazywały się fundamentem naprawdę wielkich sukcesów. Nieco starszym kibicom nie trzeba chyba przypominać mundialu 2003 w USA, kiedy to swój osobisty dramat tuż przed … ćwierćfinałem z Brazylią przeżyła Caroline Jönsson. Wtedy zatrzymaliśmy się dopiero w finale, teraz musimy wykonać w jego kierunku kolejny krok. I choć nie będzie to zadanie tak łatwe, jak może się niektórym wydawać, to zwycięstwo jak najbardziej pozostaje w naszym zasięgu. A skoro nasza liderka Kosovare Asllani obiecuje na konferencji, że narzucimy Belgijkom tempo, którego rywalki nie będą miały prawa wytrzymać, to pozostaje jej tylko uwierzyć. I czekać, aby słowa te znalazły potwierdzenie na boisku.

The Chester Report (VI)

FX4YddkWQAoxEo5

Tak prezentuje się jedenastka, która właśnie ‘załatwiła’ nam pierwsze miejsce w grupie (Fot. Pontus Orre)

I co, naprawdę było się po co tak denerwować? Miał być przynajmniej jeden gol ze stałego fragmentu, a był … o jeden więcej niż podczas lutowej potyczki z Portugalkami, czyli dokładnie cztery. To znaczy, mówiąc czysto technicznie futbolówka w siatce naszych dzisiejszych rywalek lądowała jeszcze częściej, ale dwukrotnie radości z kolejnego trafienia na EURO pozbawiła nas linia wyznaczająca spalonego. Nie będziemy jednak narzekać, bo bilans szczęścia i pecha ostatecznie i tak wyszedł na zero. Wszak w doliczonym czasie pierwszej połowy francuska sędzia miała pełne prawo odgwizdać przewinienie Amandy Ilestedt, co automatycznie skutkowałoby anulowaniem gola na 3-0. Inna sprawa, że od początku do końca było jasne, że zwycięzca na rozgrzanej niemal do granic murawie Leigh Sports Village mógł być tylko jeden i że w tej właśnie roli wystąpiły dziś szwedzkie piłkarki. Cyferki na tablicy wyników nie były jednak całkowicie bez znaczenia, gdyż cały czas toczył się korespondencyjny pojedynek z Holenderkami o to, kto nastrzela ostatnim grupowym rywalkom więcej bramek. A grać zdecydowanie było o co, bo awans z pierwszego miejsca oznaczał nie tylko potencjalnie łatwiejszego przeciwnika w ćwierćfinale, ale także perspektywę rozegrania tego arcyważnego meczu na znanym nam już stadionie, który na dodatek usytuowany jest w pobliżu naszej turniejowej bazy. A nie od dziś wiadomo, że im mniej przejechanych na turnieju kilometrów, tym lepiej dla organizmów. Oczywiście, na pewno nie będzie to w najbliższy piątek czynnik decydujący, ale jednak miło wchodzić w fazę pucharową z perspektywą, że dalsza wyprawa czeka nas dopiero na finał. Tak, tak, pod warunkiem, że w nim zagramy, a szanse na to są wciąż dokładnie takie same jak przed Holandią, czy po Szwajcarii. I niech to wybrzmi jasno i głośno.

Wracając do dzisiejszego popołudnia, najprościej byłoby podsumować je stwierdzeniem o perfekcyjnie wykonanym planie i w tym miejscu zakończyć analizę. Już przed turniejem wiedzieliśmy, że układ meczów jest dla nas o tyle sprzyjający, że z Portugalkami zmierzymy się w trzeciej kolejce, kiedy to nasze rywalki będą już mocno podmęczone niezwykle intensywnymi potyczkami ze Szwajcarią i Holandią. Taki stan rzeczy mocno utrudniał im złapanie właściwego dla siebie rytmu, co najbardziej dobitnie widać było po bohaterce poprzedniego tygodnia Jessice Silvie. Dynamiczna skrzydłowa cały czas wykazywała chęć do gry, kilkukrotnie dała próbkę nieprzeciętnych umiejętności technicznych, ale jednak widoczny dla wszystkich był fakt, że ciało, a mówiąc bardziej precyzyjnie nogi, nie zawsze nadążają za głową. Względy motoryczne nie były jednak największą zmorą Portugalek, które raz jeszcze przeprowadziły bezpłatny pokaz tego, jak nie należy zachowywać się w okolicach własnego pola karnego podczas stałych fragmentów. I zanim przejdziemy w tym względzie do pochwał w kierunku naszych piłkarek (a dziś jak najbardziej chwalić jest za co!), to musimy zaznaczyć, że tym razem rywalki specjalnie nam w poprawianiu indywidualnych statystyk nie przeszkadzały. Czy ta niefrasobliwość również mogła być efektem grania trzeciego meczu o punkty w odstępie ośmiu dni? A może to szwedzka siła ofensywna okazała się aż tak imponująca? Cóż, prawda – jak to często bywa – leży zapewne gdzieś pośrodku.

Ponieważ jednak po wysokim zwycięstwie na EURO, a przy okazji pierwszym na turnieju czystym koncie po stronie Hedvig Lindahl, powinno być przede wszystkim miło, to teraz przyszedł czas na laurki w stronę bohaterek z Leigh. W tej roli wystąpiła dziś przede wszystkim kapitanka Kosovare Asllani, która ponownie zagrała fenomenalne zawody z opaską na ramieniu. Pomocniczka Milanu doskonale weszła w mecz, a później … było jeszcze lepiej. I nawet jeśli Portugalki stosunkowo szybko połapały się, że to właśnie ze strony Kosse czyha na nie największe zagrożenie, to niewiele mogły w tym temacie zdziałać. A rozegranie rzutu wolnego przed golem na 2-0, poprzedzone krótką wymianą zdań między Asllani i Jonną Andersson, niech na zawsze pozostanie dla nas obrazkiem numer jeden tego popołudnia. I jeśli ktoś z niewiadomych powodów zdecydował się nie oglądać dzisiejszej batalii w Leigh, to przynajmniej ten moment powinien jak najszybciej nadrobić. Kolejne udane zawody w reprezentacyjnej koszulce ma za sobą także Filippa Angeldal, która jednak tym razem wystąpiła przede wszystkim w nieco mniej typowej dla siebie roli egzekutorki. Liczby wykręcane w kadrze w roku 2022 przez piłkarkę Manchesteru City absolutnie nie przestają imponować, a coś mówi nam, że nie było to jeszcze jej ostatnie słowo. Mały plusik stawiamy także przy nazwisku Stiny Blackstenius, która na (uznanego) gola musiała czekać aż do 91. minuty, ale gdy już wreszcie skutecznie zdjęła pajęczynę z portugalskiej bramki, to uczyniła to w stylu idealnie nadającym się na otwarcie dzisiejszych serwisów sportowych. Trafienie to było o tyle istotne pod względem psychologicznym, że pierwszy gol na dużym turnieju to dla napastniczki zawsze swego rodzaju przełamanie i ulga. A przy okazji w końcu udało się też ukłuć Portugalki z gry, więc nikt nie będzie mógł narzekać, że to zwycięstwo to tak właściwie dzięki stałym fragmentom. Póki co czeka nas jednak gorąca w jak najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa noc, a jutro udajemy się do klimatyzowanego pomieszczenia i z zainteresowaniem obserwujemy ostateczne rozstrzygnięcia w grupie D. Preferencji w temacie wymarzonych przeciwniczek absolutnie nie mamy, choć w sumie dawno nie graliśmy meczu o punkty na przykład z taką Belgią. Coś jednak mówi nam, że ostatecznie skończy się na jeszcze jednym starciu z Włoszkami, ale kto by nie stanął na drodze, cel pozostaje niezmienny. Podobnie zresztą, jak droga, którą do niego zmierzamy. Trzymajcie się, pozdrowienia z pierwszego miejsca w grupie, fajnie tu!