Krajobraz po medalu

sandberg

Pochodząca z Örebro Anna Sandberg była jedyną obok Hanny Bennison zawodniczką U-26 w kadrze Gerhardssona na tegoroczny mundial (Fot. Bildbyrån)

Mundial – i co dalej? Kilkanaście miesięcy temu pisałem, że turniej w Australii i Nowej Zelandii powinniśmy celebrować o tyle, że wcale nie jest powiedziane, czy na kolejnych mistrzostwach szwedzkie piłkarki w ogóle zobaczymy. I nawet jeśli w słowach tych było zapewne trochę przesady, to jednak niewątpliwie prawdą jest, że oto nadchodzą czasy, w których sam awans na duży turniej traktować będziemy już nie w kategoriach obowiązku, lecz zadania. Poziom europejskiej czołówki podnosi się bowiem na tyle szybko, że dosłownie za moment miejsce wśród dwunastu najlepszych reprezentacji na kontynencie trzeba będzie sobie wywalczyć i ani trochę nie zanosi się, aby miały być to łatwe boje. Tym bardziej, że wiele wskazuje na to, iż przystąpimy do nich posyłając do walki albo poobijane i zmęczone wieloletnim graniem weteranki, albo zawodniczki w podobnych warunkach zupełnie niesprawdzone. Brzmi jak przepis na nieoczekiwaną katastrofę? Oj, zdecydowanie tak!

Sztafeta pokoleń to pojęcie doskonale znane w każdym sporcie drużynowym. Wiadomo, że jeden lub dwa wybitne roczniki potrafią czasami załatwić sprawę, ale jednak naturalna kolej rzeczy wygląda najczęściej tak, że reprezentacje młodzieżowe funkcjonują na zasadzie niezwykle istotnego ogniwa piłkarskiego łańcucha pokarmowego, które regularnie dostarcza seniorskiej kadrze energię w postaci płynnie wchodzących do dorosłego futbolu zawodniczek. W naszym przypadku proces ten został jednak w pewnym momencie brutalnie przerwany, a ekipa Petera Gerhardssona została całkowicie pozbawiona niezbędnego wsparcia. I pisząc słowo całkowicie tym razem ani trochę nie hiperbolizuję, gdyż spośród piłkarek urodzonych w latach 1998-2001 żadna nie zdołała póki co osiągnąć poziomu, który uprawniałby ją do regularnych występów w drużynie narodowej. Z jednej strony na taki obrót spraw powinniśmy być chyba nawet trochę przygotowani, gdyż nawet na tym portalu wielokrotnie mogliście przeczytać lamenty po kolejnych porażkach zawodniczek reprezentujących te właśnie roczniki z Polską, Bośnią, czy Islandią. Tyle tylko, że nawet wtedy można było mieć nadzieję przynajmniej na jakieś pojedyncze wystrzały, które koniec końców zasilą seniorską kadrę. Nic takiego jednak nie nastąpiło i nawet jeśli przebłyski naprawdę dobrej gry miała chociażby Josefine Rybrink, to w dłuższej perspektywie wynikało z tego stosunkowo niewiele. Oczywiście, nie możemy wykluczyć, że któraś z 23- lub 24-letnich obecnie Szwedek jeszcze nas wszystkich pozytywnie zaskoczy, ale gdy spojrzymy na to, jak wielkim potencjałem na najbliższe lata dysponować będą inne nacje już nawet nie czołowej piątki, a trzydziestki, to stworzony w ten sposób obraz wygląda niestety mało optymistycznie. I jeśli Peter Gerhardsson lub jego następcy podołają misji przeprowadzenia naszej piłki przez tę pokoleniową przepaść, to będę chyba pierwszą osobą, która podpisze postulat o postawienie takiemu śmiałkowi pomnika na Götaplatsen. Bo właśnie tak wysoko szacuję skalę wyzwania, które tak na dobrą sprawę czai się tuż za rogiem.

Bardzo szanuję to, jak wiele dla szwedzkiego futbolu zrobiły Lotta Schelin, Nilla Fischer, Hedvig Lindahl, Linda Sembrant, czy Caroline Seger, ale nie ma większego sensu zakłamywanie rzeczywistości: przedstawicielki tej wspaniałej generacji swoją misję już zakończyły. Oczywiście mam na myśli wyłącznie ich czynne kariery zawodnicze, gdyż nie wątpię, iż wiele z nich z powodzeniem odnajdzie się także w nowych rolach. Niezwykle cieszy mnie fakt, że tak wiele radości przyniosło nam oglądanie niesamowitych roczników -93 oraz -97, ale nie mogę nie zauważyć, że wszystkie te tak bardzo utytułowane już piłkarki podczas kolejnego mundialu będą należeć już do elitarnego grona 30+. I o ile w wielu innych zawodach wciąż byłyby w tym wieku uznawane za młode i perspektywiczne, o tyle w piłce nożnej zwyczajnie nie da się opierać siły zespołu wyłącznie na nich. No, chyba że mówimy o turnieju weteranek. Ktoś zatem będzie musiał do tej drużyny wejść i nawet jeśli sztab szkoleniowy jak dotąd konsekwentnie unikał personalnych roszad, to za chwilę zwyczajnie zostanie do nich zmuszony. Teoretycznie powodów do włączania syren alarmowych nie ma, gdyż szczególnie w roczniku -03 znajdziemy kilka naprawdę interesujących nazwisk. Sandberg, Wijk, Kafaji, Vinberg, Cato i Renmark to tylko niektóre z nich, a przecież w blokach startowych czekają jeszcze młodsze Larsson, Holmberg, czy Schröder. To wszystko daje pewne nadzieje, ale… nie zapominajmy, że w innych krajach pula młodych, ekscytujących talentów wcale nie wydaje się być mniejsza i nie mówimy tu nawet o Anglii i Hiszpanii (bo takiego porównania w ogóle nie ma sensu zaczynać), lecz o Austrii, czy Holandii. Co więcej, zawodniczki z tamtych krajów wydają się mieć na tę chwilę przewagę doświadczenia i ogrania w ważnych meczach. A to może zrobić różnicę, gdy na przykład za pięć lat będziemy w samej końcówce remisować 1-1 na boisku w Wiener Neustadt, czy innym Salzburgu. Nie musi, ale jak najbardziej może.

Wyszarpany przed niespełna tygodniem jeszcze jeden medal piłkarskich mistrzostw świata oczywiście bardzo mnie cieszy, ale zdecydowanie nie chciałbym, aby okazał się on równocześnie ostatnim. A gdy widzę, że 26-letnia Rebecka Blomqvist była trzecią najmłodszą kadrowiczką Gerhardssona na mundial w Australii i Nowej Zelandii, to jednak dopada mnie coś więcej niż delikatny niepokój. Tym bardziej, że na ten sam turniej selekcjoner Hiszpanek zabrał aż trzynaście piłkarek U-25, Japonia, Anglia i Holandia miały takich zawodniczek dwanaście, Niemcy jedenaście, Australia dziewięć, a wyśmiewane przez wszystkich za nieumiejętne i zbyt powolne wprowadzenie młodzieży USA siedem. Dwie Szwedki (Bennison i Sandberg) wyglądają w tym zestawieniu niestety średnio poważnie, a przecież piłkarki urodzone na przełomie wieków i tuż po nim już teraz zdają się niepodzielnie rządzić na światowych murawach, a każdy upływający miesiąc będzie jedynie ten trend pogłębiać. Jeszcze niby jest trochę czasu, aby na to wszystko zareagować, ale najpierw trzeba się chyba zastanowić… czy jakakolwiek skuteczna reakcja jest tu w ogóle możliwa. Mam nadzieję i chcę mocno wierzyć, że jednak tak, bo przyjemnie ogląda się boiskowe popisy największych wirtuozek futbolu, ale jeszcze sympatyczniej robi się, gdy to Szwedki rywalizują na najważniejszych turniejach o najwyższe cele. Do takiego stanu rzeczy ostatnia dekada bardzo nas zresztą przyzwyczaiła i obyśmy niebawem nie musieli tych przyzwyczajeń zmieniać, tłumacząc przy tym młodszym pokoleniom, że kiedyś to w Malmö, Göteborgu i Sztokholmie też była wielka piłka, a powracające z finałów mistrzostw świata czy Igrzysk Olimpijskich kadrowiczki eskortowały specjalnie przygotowane na tę okazję samoloty.

Proszę wstać, młodość idzie!

Mundial w Australii i Nowej Zelandii rozpalił piłkarską społeczność do tego stopnia, że choć od finałowej, hiszpańsko-angielskiej rywalizacji upłynęły już cztery dni, to jej echa wciąż pobrzmiewają równie głośno i donośnie, co w niedzielne popołudnie. I bardzo dobrze, gdyż to właśnie takie momenty ogniskują zainteresowanie dyscypliną, które zresztą – i tutaj będę się akurat upierać – globalnie stawia nas w pozycji niekwestionowanego lidera wśród kobiecych sportów zespołowych. Co więcej, teraz gra idzie już nie o to, aby ewentualnej konkurencji nie dać się dogonić, lecz o to, kiedy zaczniemy ją kolejne razy dublować. I proszę nie odbierać tych słów jako triumfalizmu, czy braku szacunku do naszych przyjaciół reprezentujących inne dyscypliny, bo fakty mówią tutaj same za siebie. W tej chwili swoje mistrzowskie imprezy rozgrywają chociażby siatkarki, nie tak dawno okazję do międzynarodowych rywalizacji na najwyższym szczeblu miały koszykarki, hokeistki, czy rugbistki, ale nawet gdyby zsumować zasięgi wygenerowane przez te wszystkie turnieje, to i tak nie miałyby one do nas podjazdu. I jest to niewątpliwie coś, z czego możemy być dumni, gdyż każdy z nas, czasami nawet nie do końca świadomie, dołożył to tego gigantycznego sukcesu swoją cegiełkę.

Skoro jednak mamy poświęcić na światową piłkę reprezentacyjną jeszcze kilka chwil, to ciekawym podsumowaniem tej lipcowo-sierpniowej histerii będzie subiektywny wybór najlepszej drużyny mistrzostw. Tym bardziej, że podobne zestawienia pojawiają się ostatnimi czasy wszędzie, więc raz można dla odmiany podążyć za obowiązującymi trendami. Oczywiście, każdy ma w tej kwestii prawo do swoich wyborów i przemyśleń, gdyż futbolu nie da się tak do końca zmierzyć nawet najbardziej rozbudowanymi statystykami. Dlatego potraktujcie proszę tę listę po prostu jako formę uhonorowania tych, które na boiskach Oceanii pokazały się z bardzo dobrej strony. I tak, wyselekcjonowanie wyłącznie jedenastki okazało się ostatecznie zadaniem zbyt karkołomnym, wobec czego zestawienie zostało jeszcze uzupełnione o siódemkę rezerwowych. Bo przecież w piłce nożnej żadna drużyna nie może nazwać się kompletną bez wartościowych zmienniczek, prawda?

W bramce bez większych wątpliwości pewne miejsce otrzymuje Daphne van Domselaar (23 l., Aston Villa), która przedstawiła się międzynarodowej publiczności na ubiegłorocznym EURO i od tamtej pory ani myśli zwalniać tempa. Na mundialu jako jedyna z golkiperek notowała wyłącznie występy dobre i wybitne, przynajmniej dwukrotnie ratując swojej kadrze bezcenne punkty. Wybór ten oznacza, że podobnie jak przed czterema laty, to holenderska golkiperka zajmuje miejsce między słupkami drużyny marzeń.

Boki defensywy do królestwo Hiszpanek. Na prawej stronie prawdopodobnie największa specjalistka od gry na tej pozycji Ona Batlle (24 l., Barcelona), która udowodniła, że w razie konieczności potrafi z powodzeniem występować także na przeciwległej flance. Tam jednak póki co rządzi doskonale pamiętana przez nas Olga Carmona (23 l., Real Madryt), czyli bohaterka jednej z najbardziej inspirujących historii tych mistrzostw. To wyróżnienie jest jednak motywowane wyłącznie kwestiami sportowymi, a o cudownym odrodzeniu pomimo przeciętnego wejścia w turniej będzie wspominać się jeszcze bardzo długo. Złe dobrego początki okazały się także mottem przewodnim dla naszej Amandy Ilestedt (30 l., Arsenal), która tworzy w tej ekipie centralny punkt bloku defensywnego wraz z reprezentantką Anglii Jessicą Carter (25 l., Chelsea), z którą już jesienią będzie mierzyć się w elektryzujących kibiców nie tylko na Wyspach Brytyjskich derbach Londynu.

Środek pola to tercet dość osobliwy, gdyż znalazło się w nim miejsce dla dwóch piłkarek, które nieco ponad rok temu zagrały przeciwko sobie w prawdopodobnie najmniej medialnym dwumeczu fazy grupowej Ligi Mistrzyń 2021-22. Okazuje się jednak, że potencjalnych gwiazd mundialu szukać możemy nie tylko w klubach angielskich, hiszpańskich, czy amerykańskich, ale także w Damallsvenskan lub w ekstraklasie Portugalii, gdyż to właśnie te rozgrywki reprezentują odpowiednio Elin Rubensson (30 l., Häcken) oraz Christy Ucheibe (22 l., Benfica). I bynajmniej nie są to wybory na zachętę, lecz pełnoprawne wskazania najbardziej wartościowych pomocniczek najlepszego taktycznie mundialu w historii. Nasz tercet uzupełnia ponadto mistrzyni nowoczesnej gry box-to-box, a w razie potrzeby szóstka idealna, czyli Teresa Abelleira (23 l., Real Madryt).

No dobrze, ale ktoś w tym wszystkim musi jeszcze piłkę rozegrać i dodać od siebie trochę finezji. A skoro tak, to spoglądamy w kierunku dwóch reprezentacji, które z efektowną grą kojarzą nam się w pierwszej kolejności. Pierwsza część turnieju była niewątpliwie popisem japońskich Nadeshiko, a kreatorką i reżyserką w zespole trenera Ikedy była niezmiennie Yui Hasegawa (26 l., Manchester City). Obok niej swoje miejsce znaleźć musi także jedyna i niepowtarzalna Aitana Bonmati (25 l., Barcelona), wokół której zrobiło się ostatnimi czasy tak głośno, że aż chciałoby się z rozsądku trochę ten hype rozładować. Tyle tylko, że nie byłoby w tym większego sensu, gdyż każda pochwała w kierunku zawodncizki ze stolicy Katalonii wydaje się być w pełni uzasadniona. I wreszcie jedyna w tym gronie napastniczka, choć Linda Caicedo (18 l., Real Madryt) klasyczną dziewiątką zdecydowanie nie jest. Utalentowana nastolatka z Cali przywitała się jednak z seniorskim futbolem tak efektownie, że nie mamy żadnych wątpliwości, iż i w takim ustawieniu odnalazłaby się przynajmniej tak dobrze, jak w niemieckim polu karnym!

I jeszcze krótkie wyróżnienie dla wspomnianej już siódemki rezerwowych, którymi są: bramkarka Chiamaka Nnadozie (22 l., Paris FC), defensorki Nathalie Björn (26 l., Everton) i Alex Greenwood (29 l., Manchester City), pomocniczki Lindsey Horan (29 l., Lyon) oraz Hayley Raso (28 l., Real Madryt) i wreszcie napastniczki Lauren Hemp (23 l., Manchester City) oraz Salma Paralluelo (19 l., Barcelona).

Jak zatem widać, zestawienie to zdominowane jest przez zawodniczki występujące na co dzień na boiskach Hiszpanii i Anglii, co nie jest bynajmniej jedynie naturalnym następstwem tego, iż to właśnie te nacje spotkały się przed kilkoma dniami w decydującej batalii o złoto. Ciekawe jest jednak to, że w wyróżnionej osiemnastce nie znalazła się choćby jedna przedstawicielka amerykańskiej NWSL, a zdecydowanie najbliżej takiego wyróżnienia zakręciła się… napastniczka kadry RPA Thembi Kgatlana z Racingu Louisville. Jak na ironię, to właśnie przedstawicielki klubu ze stanu Kentucky (nota bene prowadzonego przez byłego trenera Linköping Kima Björkegrena) generalnie prezentowały się podczas tego mundialu najbardziej solidnie, czego dowodem był chociażby pamiętny hat-trick autorstwa Ary Borges przeciwko Panamie. Zdecydowanie najbardziej wartościowym spostrzeżeniem wyniesionym z analizy tych nazwisk może być jednak fakt, że zaledwie dwie przedstawicielki naszej wyjściowej jedenastki to zawodniczki powyżej 26. roku życia. Jedynymi wyjątkami od reguły są tutaj dwie Szwedki i właśnie to stanowić będzie interesujący punkt wyjścia do obiecanej dyskusji o przyszłości naszej kadry, na którą już teraz zapraszam, bo zdecydowanie jest tutaj całkiem sporo materiału do analizy. Odkładając jednak na chwilę szwedzką perspektywę, możemy jednak dojść do w pełni słusznych wniosków, że w futbolu wielkimi krokami idzie nowe, a następna generacja bohaterek kibicowskich serc już za momencik szturmem podbije murawy całego świata. I nie mam żadnych wątpliwości, że nigdy w historii nie było lepszego momentu na to, aby być miłośnikiem i pasjonatem tej wspaniałej dyscypliny. A że z naszego punktu widzenia oznacza to perspektywę wyzwań na niespotykaną dotąd skalę? No cóż, przynajmniej będzie ciekawie, choć na Sandberg, Wijk, Kafaji, Cato, Vinberg, czy Jusu Bah niewątpliwie czekają przeszkody, z którymi ich starsze koleżanki zdecydowanie nie musiały się mierzyć. A jeśli już, to zdecydowanie nie z taką częstotliwością.

Rozliczenie z Oceanią

elin

Najlepsza szwedzka piłkarka na MŚ 2023 nigdy w karierze nie grała w zagranicznym klubie (Fot. Getty Images)

Czwarty w historii brązowy medal mundialu, czwarty półfinał ery Gerhardssona i kolejny wielki turniej, którym mogliśmy emocjonować się do samego końca. Wynik ponad stan? Być może, ale jeśli już trochę mnie znacie, to pewnie wiecie, jak jest. Ja od zawsze należę do tych, którzy starają się tonować nastroje, gdy większość wpada w euforię lub pokazywać, że nie wszystko stracone, gdy wszyscy powoli szykują się na klęskę. Cóż, taka postawa popularności bynajmniej nie przysparza, ale moim celem absolutnie nigdy nie była i nie jest próba bycia kontrowersyjnym na siłę. Ot, po prostu czasami trzeba zakrzyknąć, że coś jest białe tylko i wyłącznie po to, aby niektórzy zauważyli, że rzeczony przedmiot jest niekoniecznie czarny, lecz ciemnoszary. Ta cokolwiek mało zgrabna metafora pojawiła się w tym miejscu nieprzypadkowo, gdyż teraz nadszedł moment najbardziej intensywnego konsumowania sukcesu, a doświadczenie podpowiada, że właśnie wtedy często rodzą się śmiałe i nie do końca mające poparcie w rzeczywistości tezy. A wystarczy przecież jedno spojrzenie na piłkarską demografię i geografię, aby zauważyć, że na kolejne dwa mundiale z rzędu z medalami możemy tym razem czekać zdecydowanie dłużej. Podkreślam przy tym, że możemy nie znaczy wcale musimy i również nie mam nic przeciwko temu, aby już latem 2027 ponownie przeżywać miesiąc turniejowych uniesień z kadrą Blågult w rolach głównych. Tyle tylko, że nawet w chwilach triumfu warto mieć świadomość nadchodzących wyzwań, gdyż jedynie wtedy można skutecznie stawić im czoła.

Teksty poturniejowe zaplanowałem jednak dwa i kwestią przyszłości zajmiemy się jednak dopiero w tym, który wciąż przed nami. Chronologia i logika podpowiadają bowiem, że na początek warto byłoby podsumować to, co za nami, dokonując przy tym klasycznego rozliczenia z zakończoną w niedzielę na Antypodach imprezą. Bywało na niej głośno, bywało i radośnie, niektóre zawodniczki przeżywały swoje chwile chwały, ale jak wypadły w indywidualnym ujęciu? Zapraszam do tradycyjnego zestawienia, w którym jak zawsze posiłkujemy się najpopularniejszą w szwedzkich mediach skalą 1-5:

Zecira Musovic – 3. Bardzo dawno nie jechaliśmy na wielki turniej z tak ogromnymi obawami o pozycję bramkarki. I co? I Musovic naprawdę dała radę! Oczywiście, cały turniej nie był w jej wykonaniu aż tak wybitny, jak chcieliby tego ci, którzy pamiętają głównie niesamowity popis w 1/8 finału przeciwko USA, ale nawet spory udział przy golu na 1-2 dla Hiszpanii, czy kilka niepewnych interwencji w obu meczach fazy grupowej, ani trochę nie przesłaniają faktu, że ze szwedzkiej perspektywy jest ona jedną z największych zwyciężczyń wprawy na Antypody. Choć z wręczaniem złotych, srebrnych i innych kolorowych rękawic zdecydowanie bym się tutaj jeszcze wstrzymał.

Nathalie Björn – 3.5. Wróciła na pozycję, na której przedstawiła się szerszemu światu jeszcze jako piłkarka stołecznego AIK i szybko okazało się, że pewnych automatyzmów po prostu się nie zapomina. Pod względem stricte defensywnym zdecydowanie najpewniejszy punkt szwedzkiej formacji obronnej, co brzmi tym bardziej dumnie, że na boiskach Nowej Zelandii i Australii tyły mieliśmy akurat nadzwyczaj dobrze zabezpieczone. Ciekawe tylko, jakie spojrzenie ma na to wszystko trener Brian Sørensen?

Amanda Ilestedt – 3.5. Rozpoczęła turniej dokładnie tak samo, jak dekadę wcześniej Nilla Fischer podczas EURO 2013, czyli… prezentem przy golu dla rywalek. Później jednak również podążyła jej śladem, skutecznie włączając się do wyścigu o tytuł najlepszej snajperki turnieju, co najwidoczniej w poważnym futbolu zdarza się przede wszystkim Szwedkom. Jasne, wzrost jest jej sporym atutem, ale wkładu Ilestedt w przywieziony z Oceanii medal zdecydowanie nie powinniśmy sprowadzać wyłącznie do analizy jej warunków fizycznych. Byłoby to bowiem zwyczajnie niesprawiedliwe.

Magdalena Eriksson – 3. Ostatnio coraz częściej przytrafiają się jej boiskowe drzemki, o czym przypomnieliśmy sobie chociażby w pierwszej połowie rywalizacji z Japonią. Na szczęście, w przeciwieństwie do EURO ’22, tym razem nie było mowy o żadnej serii podobnych kiksów, a długimi minutami 30-letnia stoperka przypominała wręcz zawodniczkę, którą przed laty trzykrotnie wybieraliśmy szwedzką piłkarką roku. I choć na czwarte tego typu wyróżnienie na koniec grudnia raczej się nie zanosi, to nowa zawodniczka mistrzyń Niemiec jak najbardziej może pogratulować sobie przyzwoicie wykonanego, mundialowego zadania.

Jonna Andersson – 2.5. Zdecydowanie najbardziej wrażliwy punkt szwedzkiej defensywy, z czego skwapliwie próbowały korzystać nasze kolejne rywalki. Gerhardsson zaufał jej jednak bezgranicznie i koniec końców zapewne decyzji tej nie żałuje. Choć fakt, że wahadłowa Hammarby w starciach z przeciwniczkami ze ścisłego topu miała zdecydowanie mniej zadań ofensywnych, wyraźnie pokazuje, że sztab również doskonale zdawał sobie z pewnych ograniczeń sprawę. Ocenę o pół stopnia podnoszą ponadto niesamowicie precyzyjne dogrania ze stojącej piłki, bo akurat w tym konkretnym elemencie, to Andersson była naszą liderką.

Filippa Angeldal – 3. Ostatnie dwa lata to dla tej pomocniczki prawdziwa sinusoida pod każdą postacią, ale jeśli prześledzimy jej karierę jeszcze od czasów AIK, to akurat Angeldal ewidentnie zdaje się być personifikacją powiedzenia, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. I właśnie tę wzmocnioną wersję zawodniczki Manchesteru City mieliśmy przyjemność oglądać przez przeważającą część mundialu.  Do pełni szczęścia zabrakło jedynie większej liczby otwierających podań do przodu oraz… nieco częstszego podnoszenia głowy podczas prowadzenia piłki, w wyniku czego nie zawsze potrafiła w porę dostrzec urywające się rywalkom koleżanki. Ogólnie jednak turniejowy egzamin uznać możemy za zaliczony.

Elin Rubensson – 4. Rekonwalescentka. Liderka. Profesorka. Udowodniła, że można stać się jedną z najważniejszych postaci największej, piłkarskiej imprezy czterolecia, grając przez całą dotychczasową karierę w Damallsvenskan. Nie sposób przejść obojętnie obok jej tytanicznej pracy zarówno w ofensywie, jak i w defensywie, ale chyba nikogo nie powinno to dziwić, skoro mówimy o zawodniczce, która zaliczyła już chyba każdą pozycję na boisku. Niektórzy żałują, że w półfinale opuściła plac gry w 86. minucie, bo istnieje przekonanie, iż ona akurat w porę doskoczyłaby do pozostawionej bez opieki Carmony nawet wówczas, gdyby nie była do tego wyznaczona. I nawet jeśli wiara ta jest nieco na wyrost, to o sportowej wartości Rubensson mówi ona więcej niż tysiąc słów.

Johanna Kaneryd – 2.5. Rozpoczęła fantastycznie i w meczu przeciwko RPA była zdecydowanie najjaśniejszym punktem szwedzkiej kadry. Tyle tylko, że zdobyty Fridoliną Rolfö (tak, nie ma tutaj literówki!) wyrównujący gol w starciu w mistrzyniami Afryki okazał się jej najbardziej efektownym zagraniem na całym turnieju. Dryblowała, nie bała się sprintów, szarpała prawym skrzydłem, ale sumarycznie w fazie pucharowej nie dała tyle, ile najpewniej sama by od siebie oczekiwała. Ale to jedynie zaostrza nasze apetyty na przyszłość, bo potencjał u tej zawodniczki niewątpliwie jest ogromny.

Kosovare Asllani – 3. Podczas poprzednich turniejów za kadencji Gerhardssona była niemal bezbłędna i w zasadzie za każdym razem albo ocierała się o najlepszą jedenastkę turnieju, albo była w niej pewniaczką. Na boiskach Nowej Zelandii i Australii aż tak efektownie się nie zaprezentowała, ale poprzeczkę ustawiła sobie tak wysoko, że podnoszenie jej w nieskończoność było zadaniem po prostu niewykonalnym. A Kosse, choć w turniej wchodziła bardzo powoli, to w decydujących momentach znów wzięła na siebie odpowiedzialność i w rywalizacji z Japonią oraz Australią poprowadziła zespół do dwóch bezcennych zwycięstw. A łatwo jej bynajmniej nie było, gdyż po raz pierwszy miała sposobność wystąpić na tak wielkiej scenie w roli kapitanki najważniejszej drużyny w kraju.

Fridolina Rolfö – 2.5. Gwiazda Barcelony jechała na Antypody opromieniona zwycięskim golem w finale tegorocznej Ligi Mistrzyń, ale życia niestety nie ułatwiała jej przewlekła kontuzja kolana. Kłopoty ze zdrowiem to niestety w przypadku tej zawodniczki nawracający problem i możemy jedynie zastanawiać się, czy gdyby nie kolejne urazy, to właśnie 29-latka z Kungsbacki nie byłaby na tę chwilę posiadaczką przynajmniej kilku Złotych Piłek. Wracając jednak do mundialu, Rolfö z całą pewnością nie zapisze tego turnieju w rubryce swoich największych osiągnięć indywidualnych, ale jeśli od kluczowych zawodniczek oczekujemy konkretów i liczb nawet wtedy, gdy nie znajdują się w optymalnej dyspozycji, to wahadłowa mistrzyń Hiszpanii swoje na boiskach Oceanii zdecydowanie zrobiła.

Stina Blackstenius – 2.5. Gdyby nie puentujący całą tę piłkarską zabawę mecz o brąz, to właśnie snajperka Arsenalu byłaby najniżej ocenioną zawodniczką kadry Gerhardssona. Gdy jednak wszyscy coraz głośniej domagali się obecności w wyjściowej jedenastce Hurtig lub Blomqvist, 97-krotna reprezentantka Szwecji odpowiedziała krytykom w najlepszy możliwy sposób, a jej popis na Lang Park w Brisbane jak najbardziej możemy porównać z tym, czego kilkanaście dni wcześniej dokonała w rywalizacji z USA Zecira Musovic. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że Blackstenius nigdy nie zaprezentuje nam sprinterskich umiejętności Beerensteyn, czy skuteczności Christen Press, ale nasz obecny selekcjoner najlepiej na świecie potrafi uwypuklić jej największe, sportowe atuty.

Hanna Bennison – 2.5. Szwedzka Golden Girl ze Skanii (ten tytuł chyba będzie jej błogosławieństwem lub przekleństwem do końca kariery) wchodziła najczęściej z ławki, ale niestety znów zdarzało się, że jej obecność na placu gry wprowadzała w naszych szeregach więcej zamieszania niż spokoju. Zdecydowanie najrówniej i najbardziej solidnie zaprezentowała się na tle Argentynek, ale z oczywistych powodów ten mecz miał zdecydowanie inny ciężar gatunkowy niż wszystkie pozostałe.

Lina Hurtig – 2.5. Bohaterka większości fotografii po niesamowitej serii rzutów karnych w 1/8 finału, choć sama z jedenastu metrów uderzyła wprost fatalnie. Szczęście zdecydowanie było jednak wtedy po jej stronie, a w półfinale przeciwko Hiszpanii pomogła już sobie sama, przytomnie zgrywając futbolówkę pod nogi Blomqvist. Na tym jednak kończą się pozytywne wspomnienia jej mundialowej przygody, gdyż pozostałe epizody – pomimo ogromnych chęci – okazały się być raczej z gatunku tych na zaliczenie.

Sofia Jakobsson – 2.5. Gdyby o obecności w kadrze na mundial decydowały wyłącznie względy sportowe, skrzydłowa San Diego Wave nie miałaby prawa się w niej znaleźć. Gerhardsson raz jeszcze wiedział jednak swoje i choć wydaje się to wprost nieprawdopodobne – znów się nie pomylił. Przeciwko USA Jakobsson rozegrała bowiem najbardziej efektowne minuty w kadrze od czasu poprzedniego mundialu, na którym – co warto przypomnieć – była jedną z niekwestionowanych bohaterek.

Madelen Janogy – 2.5. Faza grupowa wyglądała naprawdę solidnie i wiele wskazywało na to, że jokerka sprzed czterech lat z Francji i na tym mundialu doskonale odnajdzie się w identycznej roli. W starciu z Japonkami weszła jednak na dwadzieścia minut i najpierw niemal od razu sprokurowała zupełnie niepotrzebny rzut karny (przyznajemy, że dyskusyjny), a następnie nijak nie potrafiła odnaleźć właściwego dla siebie rytmu. I być może między innymi z tego powodu, w fazie medalowej już jej na boisku nie oglądaliśmy.

Rebecka Blomqvist – 3. W Wolfsburgu pełni rolę ofensywnej piłkarki numer sześć, ale w kadrze nie musi rywalizować o plac z koleżankami pokroju Pajor, Popp, czy Jonsdottir i skwapliwie z tego korzysta. Napastniczka o zdecydowanie innej charakterystyce niż Blackstenius, co również otwiera Gerhardssonowi kilka dodatkowych furtek. Na mundialu cechowała ją przede wszystkim niesamowita skuteczność, co nie zawsze było w jej przypadku aż taką oczywistością.

Tove Enblom, Jennifer Falk, Stina Lennartsson, Anna Sandberg, Linda Sembrant, Olivia Schough, Caroline Seger – bez oceny.


A jak przedstawia się występ szwedzkich piłkarek na tegorocznym mundialu w zestawieniu z innymi wielkimi turniejami ostatniej dekady? Naprawdę bardzo dobrze! Średnia ocen całej drużyny to 2.88, co jest we wspomnianym okresie czwartym najwyższym wynikiem, niewiele tylko ustępującym tym z EURO 2013 oraz MŚ 2019. Dla porządku, przypominamy chronologicznie wszystkie turnieje z interesujących nas lat 2013-2023:


EURO 2013 – średnia ocen 2.90

Najlepsze indywidualnie: Lotta Schelin (4.0), Nilla Fischer (3.5), Marie Hammarström (3.5)


MŚ 2015 – średnia ocen 2.33

Najlepsze indywidualnie: Hedvig Lindahl (3.5), Sofia Jakobsson (3.0), Caroline Seger (2.5)


IO 2016 – średnia ocen 2.53

Najlepsze indywidualnie: Hedvig Lindahl (3.5), Fridolina Rolfö (3.0), Lotta Schelin (3.0)


EURO 2017 – średnia ocen 2.40

Najlepsze indywidualnie: Linda Sembrant (3.0), Kosovare Asllani (3.0), Stina Blackstenius (3.0)


MŚ 2019 – średnia ocen 2.94

Najlepsze indywidualnie: Kosovare Asllani (4.0), Nilla Fischer (4.0), Sofia Jakobsson (3.5)


IO 2021 – średnia ocen 3.10

Najlepsze indywidualnie: Fridolina Rolfö (4.5), Hanna Glas (3.5), Caroline Seger (3.5)


EURO 2022 – średnia ocen 2.56

Najlepsze indywidualnie: Kosovare Asllani (3.5), Stina Blackstenius (3.0), Jonna Andersson (3.0)


MŚ 2023 – średnia ocen 2.88

Najlepsze indywidualnie: Elin Rubensson (4.0), Nathalie Björn (3.5), Amanda Ilestedt (3.5)

Liderki poprowadziły po medal

brons_prisutdelning

Takie obrazki chcielibyśmy oglądać jak najczęściej (Fot. Bildbyrån)

Przez cały turniej ich boiskowe poczynania wzbudzały wiele skrajnych emocji, bo choć ambicji i zaangażowania odmówić im było nie sposób, to jednak gdzieś w środku czuliśmy, że to do końca nie jest to. Gdy jednak nadszedł dzień walki o medal, to właśnie one wzięły na siebie ciężar gry i na własnych barkach zaniosły szwedzką kadrę na podium mundialu w Australii i Nowej Zelandii. O kim mowa? O liderkach tego zespołu, które niektórzy po przegranym półfinale zdążyli już odesłać na ławkę rezerwowych. Peter Gerhardsson wiedział jednak swoje i raz jeszcze okazało się dlaczego to on od ponad sześciu lat zajmuje tak zaszczytne stanowisko. Siódmy mecz turnieju okazał się zdecydowanie najlepszym dla Kosovare Asllani, Fridoliny Rolfö oraz Stiny Blackstenius i to właśnie ich postawa w znacznym stopniu zrobiła nam różnicę, dzięki której możemy teraz cieszyć się z kolejnego medalu wielkiej imprezy. Na uwagę zasługuje szczególnie postawa napastniczki londyńskiego Arsenalu, dla której ostatnie tygodnie okazały się być wyjątkowo trudne. Pomimo ogromnego kredytu zaufania Blackstenius długo nie potrafiła złapać właściwego dla siebie rytmu i choć tu i ówdzie chwaliliśmy ją za grę tyłem do bramki lub stwarzanie przestrzeni dla koleżanek z formacji ofensywnej, to jednak nie było przypadku w tym, że z meczu na mecz coraz głośniejsze zdawały się być prośby o więcej minut dla Rebecki Blomqvist oraz Liny Hurtig. Gerhardsson, Wikman i reszta sztabu wiedzieli jednak swoje, a w starciu przeciwko Australii 27-letnia snajperka z Östergötland za otrzymane wsparcie podziękowała w najlepszy możliwy sposób. Pamiętacie może szalony mecz w Viborgu, który decydował o tym, czy w ogóle pojedziemy na mundial we Francji? Wtedy Blackstenius prawdopodobnie po raz pierwszy zaprezentowała się nam jako zawodniczka kompletna i gdyby jej dzisiejszy popis trzeba było do czegoś porównać, to właśnie tam należałoby szukać inspiracji. Przed pierwszym gwizdkiem pani Cheryl Foster obawialiśmy się, że to wśród rywalek możemy oglądać piłkarki o charakterystyce dziewątki i pół, a tymczasem to Szwedka pokazała światu, jak uniwersalna może być we współczesnym futbolu wysunięta napastniczka.

Wielu malkontentów zapewne podniesie kwestię zmęczenia australijskich piłkarek, które – co trzeba uczciwie przyznać – rozegrały prawdopodobnie swój najsłabszy mecz na tegorocznym mundialu. Stara, sportowa prawda mówi jednak, że gra się tak dobrze, na ile pozwala przeciwnik, a Szwedki na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut nie pozwoliły dziś Matyldom na zbyt wiele. Kilka groźnych dośrodkowań, strzały z dystansu, dwa lub trzy zamieszania w szesnastce – to wszystko, na co na murawie Lang Park w Brisbane stać było podopieczne trenera Gustavssona. Oczywiście, gdyby któraś z tych sytuacji przyniosła ostatecznie gola, to cała zabawa mogła potoczyć się według kompletnie innego scenariusza, ale w podobny sposób gdybać moglibyśmy przecież po każdym meczu. A mówiąc zupełnie obiektywnie, to Szwecja była dziś w swoich poczynaniach zdecydowanie bardziej konkretna, a jej zwycięstwo nawet w końcówce ani przez moment nie wydawało się tak naprawdę zagrożone. I nie ma co kryć, że pomni niedawnych thrillerów z USA i Japonią, taki przebieg drugiej połowy meczu przyjęliśmy jako całkiem przyjemną odmianę. Jeszcze jeden niezwykle solidny występ w środku pola zaliczyła Elin Rubensson i choć nagrodę MVP tego spotkania przyznajemy jej troszkę na wyrost (bo pewnie bardziej na ten tytuł zasłużyła sobie chociażby Blackstenius), to jednak warto docenić i zaakcentować, jak kapitalnie prezentowała się na Antypodach pomocniczka grająca na co dzień w Häcken. A nie zapominajmy, że piłkarka lidera Damallsvenskan na mundial jechała jako rekonwalescentka, która na szczęście w porę zdążyła nie tylko się wykurować, ale także wskoczyć na swój najwyższy, sportowy poziom. Podobne słowa możemy skierować także pod adresem Amandy Ilestedt, Magdaleny Eriksson, czy Filippy Angeldal. Ta ostatnia nie miała wprawdzie problemów zdrowotnych, ale przecież pół roku temu w rotacji Manchesteru City wydawała się być tak daleko od wyjściowej jedenastki, że realna wydawała się nawet zmiana klubu na zasadzie wypożyczenia. Wszystko zmieniło się jednak wraz z nadejściem wiosny, a okraszony kapitalnym golem występ przeciwko Chelsea okazał się jedynie zapowiedzią niezwykle udanego lata.

Co dalej z tą kadrą? Poszukanie odpowiedzi na to pytanie wydaje się zadaniem niezwykle trudnym, gdyż dla wielu zawodniczek turniej w Australii i Nowej Zelandii był swego rodzaju klamrą, która w niesamowicie efektowny sposób spięła najbardziej medalodajny okres szwedzkiej piłki reprezentacyjnej. Teraz niechybnie czeka nas zmiana pokoleniowa, a wyniki osiągane w ostatnich latach przez kadry młodzieżowe nie napawają bynajmniej przesadnym optymizmem. I nawet jeśli Gerhardsson zdecyduje, że rozpoczynającą się już za nieco ponad miesiąc inauguracyjną edycję Ligi Narodów pociągną jeszcze dotychczasowe liderki, to prędzej czy później (raczej jednak prędzej) coraz większą odpowiedzialność za losy najważniejszej drużyny w kraju będą musiały brać na siebie zawodniczki, które na tegoroczne mistrzostwa w ogóle nie pojechały. Tym wszystkim zajmiemy się jednak za kilka(naście) dni, bo teraz wciąż mamy przed oczami Blackstenius wychodzącą na pozycję i odgrywającą do Asllani, Rubensson rządzącą w środku pola, defensywę kończącą jeszcze jeden mecz na zero z tyłu i Madelen Janogy śpiewającą Våran sång na podium w Brisbane. I bardzo dobrze, bo to właśnie te obrazki powinny zostać nam w pamięci na długie miesiące. Gerhardsson znów pojechał na wielki turniej jako underdog i znów wróci z niego z medalem. A cały świat znów może rozpisywać się o szwedzkich stałych fragmentach, choć tym razem nie w kontekście wrzutek na głowę Ilestedt z każdego możliwego kąta. Pamiętacie, jak w ćwierćfinale z Japonią podyktowano dla nas rzut karny po analizie VAR? Wtedy futbolówkę wzięła do rąk Fridolina Rolfö, ale gdy wszyscy (z Ayaką Yamashitą na czele) szykowali się na strzał wahadłowej Barcelony, ta oddała piłkę Filippie Angeldal. Dziś raz jeszcze przyszło naszym kadrowiczkom wykonywać jedenastkę i tym razem to pomocniczka Manchesteru City skutecznie odwróciła uwagę od egzekutorki, którą tym razem okazała się być Rolfö. Wydaje się wielce prawdopodobne, że takie zachowania już na stałe znajdą się w notesach piłkarskich trenerów, a my będziemy mogli mieć satysfakcję, że to właśnie kadra Gerhardssona jako pierwsza zaprezentowała je na wielkiej scenie. Czyli co, mundial na plus? Oczywiście, że tak i to z tysiąca powodów!

ausswe

Pokonać bohaterki milionów serc

F3tpmfHacAAy6A_

Australijskie piłkarski podczas mundialu stały się w swoim kraju prawdziwymi bohaterkami tłumów (Fot. Getty Images)

Kilka lat temu w internecie ogromną popularność zdobywały memy zaczynające się od słów To uczucie, gdy… i właśnie one lepiej niż cokolwiek innego obrazują sytuację, w jakiej przed swoim ostatnim meczem na tegorocznym mundialu znalazła się piłkarska reprezentacja Szwecji. Już za kilkadziesiąt godzin, na murawie wypełnionego po brzegi Lang Park w Brisbane, podopieczne Petera Gerhardssona zmierzą się bowiem z drużyną, która w ostatnich tygodniach rozkochała w futbolu całą Australię. I nie, absolutnie nie ma w tych słowach żadnej hiperboli, bo szaleństwo na punkcie popularnych Matildas osiągnęło taką skalę, że bohaterkami codziennych rozmów na ulicach stały się nie tyle Samantha Kerr, czy Caitlin Foord, lecz Clare Hunt, Kyra Cooney-Cross i Mackenzie Arnold. Półfinałowa porażka z Anglią wszystkich Australijczyków oczywiście mocno zabolała, tu i ówdzie na trybunach polały się łzy, ale szybko zostały one otarte, gdyż na horyzoncie wciąż znajduje się historyczny sukces, jakim niewątpliwie byłby dla tego kraju pierwszy medal wielkiej, globalnej imprezy. Spełnienie pragnień niemal trzydziestomilionowego narody zniweczyć spróbuje jednak reprezentacja Szwecji, która w roli tak zwanych party poopers sprawdza się zazwyczaj całkiem nieźle. Rok temu w Anglii w analogicznej sytuacji poszaleć się wprawdzie za bardzo nie udało, ale już na Antypodach najpierw przerwaliśmy amerykański sen o trzecim z rzędu złocie, a następnie wyrzuciliśmy z turnieju zespół grający najpiękniejszy futbol, któremu – co bez większego trudu dało się usłyszeć – mocno sprzyjało ponad dziewięćdziesiąt procent trybun w Auckland. Tym razem zarówno dysproporcje wśród kibiców, jak i stawka meczu będą jeszcze większe, ale… na piłkarskiej murawie nie ma żadnych sentymentów. I choć filmiki z samolotów, stref kibica, czy nawet organizowanych naprędce prywatnych eventów ogląda się z niekłamaną radością, to mamy nadzieję, że za kilkadziesiąt godzin wszyscy ci Australijczycy będą dziękować za wspaniały mundial czwartej drużynie świata. A brązowe medale wrócą wraz z naszymi kadrowiczkami do Sztokholmu.

Co wiemy zatem o Australijkach? No, nie da się ukryć, że całkiem sporo. Można chyba nawet pokusić się o opinię, że z szerokiej, światowej czołówki to właśnie ta kadra (może jeszcze obok Holandii) najbardziej przypomina szwedzką. I to nie tylko dlatego, że za jej sterami od kilku już lat siedzi doskonale znany nam trener Tony Gustavsson, który równo dekadę temu budował na przedmieściach Sztokholmu potęgę kontrowersyjnego z tysiąca powodów projektu o nazwie Tyresö. Tamte czasy to już jednak zamierzchła przeszłość, a charakterystyczny szkoleniowiec, po kilku latach spędzonych z sukcesami w USA, osiadł na stałe na Antypodach, gdzie czuje się na tyle dobrze, że przed każdym meczem wraz ze swoimi podopiecznymi dumnie śpiewa słowa Advance Australia Fair. A powody do dumy ma tym większe, że tegoroczny mundial bez względu na wszystko zakończy się jego osobistym sukcesem, choć po całkowitej klęsce w Pucharze Azji oraz fatalnej serii meczów towarzyskich jego posada zdawała się nawet nie tyle zagrożona, co po prostu wisiała na włosku. Porażki, nawet te najbardziej dotkliwe, mogą jednak stanowić materiał do nauki, co Gustavsson skrzętnie wykorzystał. A federacja chyba w tej chwili nie żałuje, że nie wysłuchała całkiem licznych przecież podszeptów nawołujących do natychmiastowej i bezwarunkowej dymisji urodzonego w Sundsvall selekcjonera. Podjęta wtedy decyzja broni się zresztą nie tylko ze względu na sam awans do półfinału, bo o ile przeciwko Irlandii czy Francji zwycięstwo Matildas było wypadkową umiejętności i szczęścia, o tyle potyczki z Kanadą i Danią mogą być po latach wspominane jako najlepsze mecze australijskiej kadry w historii mundiali. A to jest już pewien dorobek, choć z oczywistych względów dziś absolutnie nikt o tym nie myśli. Teraz bowiem liczy się wyłącznie znajdujący się w zasadzie na wyciągnięcie ręki medal, o który przyjdzie w sobotę powalczyć ze Szwecją.

Wystarczy już o Gustavssonie, bo przecież na koniec to prowadzone przez niego zawodniczki wystąpią w sobotę w pierwszoplanowych rolach. A wśród nich także nie brakuje tych, które kojarzymy całkiem dobrze chociażby z boisk Damallsvenskan. Podstawowy duet środkowych pomocniczek tworzą na tym mundialu Kyra Cooney-Cross z Hammarby oraz Katrina Gorry z Vittsjö, a w klubie z najsłynniejszej, piłkarskiej wsi w Europie na co dzień występują także Clare Polkinghorne oraz Charlotte Grant. W razie potrzeby selekcjoner z Västernorrland będzie mógł także skorzystać z usług doświadczonej stoperki Aivi Luik (Häcken), a w kadrze na mundial znalazło się ponadto miejsce dla Courtney Nevin (Leicester, do niedawna Hammarby) oraz trzeciej bramkarki Teagan Micah (Liverpool, do niedawna Rosengård). A przecież w przeszłości barwy Mallbacken reprezentowała jeszcze Tameka Butt występująca obecnie pod nazwiskiem Yallop. To wszystko sprawia, że duch Damallsvenskan będzie unosił się nad areną w Brisbane zdecydowanie mocniej niż podczas któregokolwiek z dotychczasowych meczów tegorocznych mistrzostw. A to się nawet całkiem dobrze składa, wszak już za niespełna dwa tygodnie nasza rodzima liga wraca z wielkim przytupem. I z całą pewnością piłkarki obu nacji zrobią wszystko, aby to one mogły wrócić do swoich klubów z medalami na szyjach i zdecydowanie szerszymi uśmiechami na twarzach. Choć nie jest wcale wykluczone, że jeszcze podczas letniego okienka transferowego przynależność klubowa kilku z nich ulegnie zmianie, bo na przykład po wspomnianą Cooney-Cross już od wczesnej wiosny ustawia się całkiem zacna kolejka chętnych, na czele której widzimy między innymi przedstawicieli czołowych ekip FA WSL. I nawet jeśli zgadzamy się co do tego, że Hammarby wcale nie musi jednej ze swoich liderek pilnie sprzedawać, to jednak w futbolu zdarzają się czasami oferty, obok których zwyczajnie nie wypada przejść obojętnie.

Skoro czeka nas starcie dobrych znajomych, to raczej nie spodziewamy się, aby którakolwiek ze stron potrafiła tutaj w trybie last-minute zaatakować z zaskoczenia. Po Australijkach spodziewamy się więc najbardziej tradycyjnego ustawienia 1-4-2-3-1, a w zasadzie pewnej jego wariacji, gdyż Matildas doskonale opanowały zarówno sztukę błyskawicznego przechodzenia na dwójkę ustawionych niemal w linii napastniczek, jak i wykorzystywania jednej z ofensywnych pomocniczek w roli klasycznej dziesiątki. Choć jeśli w tej ostatniej roli występuje akurat Fowler lub van Egmond, to na tym mundialu chyba bardziej powinniśmy nazwać ją piłkarką dziewięć i pół, bo właśnie tak swego czasu umownie określiliśmy zawodniczki o takiej właśnie charakterystyce. Moc australijskiego lewego skrzydła poznać zdołał każdy, kto choć raz odwiedził stadion londyńskiego Arsenalu i wszyscy zgodzimy się chyba co do tego, że bez duetu Catley – Foord przetrzebiona kontuzjami drużyna Jonasa Eidevalla miałaby wielkie trudności w wywalczeniu lokaty premiującej ją udziałem w eliminacjach piłkarskiej Ligi Mistrzyń. Szczególnej tajemnicy nie stanowią także boiskowe zalety oraz wady Samanthy Kerr czy Hayley Raso, ale nawet posiadana przez nas dogłębna wiedza nie była w stanie uchronić nas przed nieco wstydliwą porażką 0-4, którą w listopadzie ubiegłego roku zaserwowała nam w Melbourne kadra trenera Gustavssona. Bohaterką tamtego spotkania jak najbardziej słusznie okrzyknięto filigranową Katrinę Gorry, która również tego lata rozgrywa właśnie kapitalny mundial. Czy popularna Mini w najbliższą sobotę raz jeszcze pogrąży szwedzką kadrę? A może to nasze piłkarki wezmą udany rewanż, łamiąc niejako przy okazji miliony całkowicie rozkochanych w futbolu australijskich serc? W tej rywalizacji zdarzyć może się naprawdę wszystko, więc z tym większą ciekawością oczekujemy turniejowej puenty. I oby okazała się ona dla nas szczęśliwa! Dobrego meczu!

PS. informacja dodatkowa dla osób śledzących temat rankingu: każde zwycięstwo szwedzkich piłkarek w czasie regulaminowym lub po dogrywce sprawi, że przynajmniej na 26 godzin odzyskamy pierwszą lokatę w wirtualnym rankingu FIFA i na pewno nie spadniemy do końca turnieju niżej niż na drugie miejsce (w przypadku porażki z Australią może oznaczać to przesunięcie się na pozycję numer trzy lub nawet cztery). Aby zachować prowadzenie także po finale, będziemy jednak potrzebowali korzystnego z naszej perspektywy rozstrzygnięcia meczu pomiędzy Anglią i Hiszpanią. Na ten moment najbardziej wymarzony scenariusz to 0-0 po dogrywce i triumf podopiecznych Jorge Vildy po rzutach karnych, ale to wszystko może jeszcze ulec delikatnej modyfikacji w zależności na przykład od rozmiarów ewentualnego zwycięstwa Szwedek nad Australijkami.