Mistrzostwo przegrane w sześć dni?

svt

Moment, który być może rozstrzygnie mistrzowski wyścig (Fot. SVT)

Zaledwie tydzień temu piłkarki z Göteborga wychodziły na boisko w Malmö z zamiarem powiększenia przewagi nad najgroźniejszymi rywalkami w mistrzowskim wyścigu do sześciu punktów. Dziś, choć od tamtej chwili nie upłynęło wcale aż tak wiele czasu, sytuacja w górnych regionach ligowej tabeli zmieniła się tak znacząco, że perspektywa listopadowej fety na Valhalli wydaje się być scenariuszem z gatunku soccer fiction. I ponownie (który to już raz?) to, co w szwedzkim futbolu najważniejsze, wydarzyło się na stadionach w Skanii. O ile jednak po meczu przeciwko Rosengård zawodniczki z Göteborga mogły mieć poczucie, że uległy drużynie lepszej i dojrzalszej taktycznie, o tyle tym razem przyszło im przegrać przede wszystkim z własną nieskutecznością. Choć oczywiście oddajmy Kristianstad, co należne – zwycięski gol autorstwa Therese Åsland absolutnie nie był dziełem przypadku.

Zanim jednak w centrum uwagi znalazła się była pomocniczka Lillestrøm, to podopieczne Matsa Grena były zespołem bardziej dążącym do otwarcia wyniku. Nieobecność Stiny Blackstenius wcale nie wpłynęła negatywnie na jakość ofensywy Göteborga, która raz po raz robiła mnóstwo zamieszania pod bramką Brett Maron. Dogodnych sytuacji stwarzanych przez gości było tak wiele, że oglądający ten mecz przed ekranami telewizorów kibice KGFC z pewnością niejeden raz zdążyli nawet rozpocząć celebrację, ale za każdym razem było to świętowanie cokolwiek przedwczesne. Nawet wówczas, gdy wydawało się, że Pauline Hammarlund musi tylko na wślizgu wjechać z piłką do bramki gospodyń, a futbolówka minęła prawy słupek o centymetry z tej niewłaściwej strony. A Kristianstad? Zawodniczki Elisabet Gunnarsdottir grały swój mecz, skupiając się przede wszystkim na szybkich i kompaktowych kontratakach. Po jednym z nich w doskonałej sytuacji znalazła się Hailie Mace, ale z jej strzałem nie bez trudu poradziła sobie Jennifer Falk. Wobec uderzenia Åsland rezerwowa bramkarka szwedzkiej kadry była już jednak całkowicie bezradna, w efekcie czego to Kristianstad prowadził 1-0, a do końca spotkania pozostawały równo dwa kwadranse. Miejscowym fanom dłużyły się one niemiłosiernie, gdyż nawet grające fenomanalny mecz Kajsa Törnkvist oraz Josefine Ryrink nie były w stanie powstrzymać szturmu przyjezdnych, które coraz bardziej desperacko szukały przynajmniej wyrównującego gola. Szczęście tego dnia było jednak po stronie piłkarek ze Skanii, a coś na ten temat na pewno miałaby do powiedzenia Emily Sonnett, która dwukrotnie obiła obramowanie bramki Kristianstad. Sposobu na zmuszenie Brett Maron do kapitulacji nie znalazła jednak ani amerykańska mistrzyni świata, ani żadna z jej klubowych koleżanek, z czego najbardziej ucieszyli się prawdopodobnie w Malmö.

Strata punktów przez Göteborg oznaczała bowiem, że Rosengård po raz pierwszy w tym sezonie stanął przed szansą na objęcie samodzielnego przodownictwa w przejściowej tabeli. I szansy tej nie zmarnował, choć Eskilstuna raz jeszcze udowodniła, że jest mocno niewygodnym przeciwnikiem dla zespołu Jonasa Eidevalla. Piłkarki z Malmö prowadzenie na Tunavallen objęły już po 246 sekundach, ale szybki gol Anny Anvegård nie załamał bynajmniej zawodniczek United, dzięki czemu w niedzielny wieczór obejrzeliśmy naprawdę ciekawy, piłkarski spektakl. I choć ani przez moment nie było wątpliwości, po której stronie jest sportowa jakość, o końcowym wyniku tej potyczki zadecydowały ostatecznie detale. W 65. minucie Sara Wiinikka zdecydowała się podyktować rzut karny za faul na Jelenie Cankovic i choć początkowo wydawało się, że decyzja ta była jak najbardziej właściwa, każda kolejna powtórka dostarczała nam w tym względzie coraz to nowych wątpliwości. Decyzja pani arbiter ze Svensbyn była jednak ostateczna, a Anna Anvegård z dwunastu jardów mylić się nie zamierzała, dzięki czemu komplet punktów pojechał do Malmö. Gospodyniom w sprawieniu kolejnej w tym roku sensacji nie pomogła ani fantastycznie dysponowana Cosette Morche, ani aktywna jak zawsze Loreta Kullashi, która w samej końcówce mogła jeszcze po raz drugi tego dnia doprowadzić do remisu. Skończyło się jednak na próbach i rozważaniach, czy interwencja Zeciry Musovic aby na pewno mieściła się w ramach przepisów.

A propos niepodyktowanych rzutów karnych – na Stadionie Olimpijskim w Sztokholmie doczekaliśmy się dwóch takich przypadków. Najpierw pretensje do pani Lovisy Johansson zgłaszała ławka Djurgården, gdy w sposób nieprzepisowy powstrzymana została Olivia Schough, a dosłownie kilka minut później przy linii bocznej szalał trener Stellan Carlsson, próbując wytłumaczyć sędziemu technicznemu, jak ewidentny był faul na Cecilii Edlund. Jedyny tego dnia gol padł jednak nie po stałym fragmencie, a po składnej, zespołowej akcji ekipy ze stolicy. Całą zabawę zapoczątkowała Rachel Bloznalis, w swoim stylu na skrzydle urwała się Olivia Schough, a w roli egzekutorki wystąpiła tym razem Sheila van den Bulk. Trafienie to wystarczyło do sięgnięcia po pełną pulę, choć po przerwie piłkarki ze Sztokholmu aż trzykrotnie broniły się, wybijając futbolówkę z linii bramkowej. Za każdym razem niebezpieczeństwu udawało się jednak zażegnać, dzięki czemu zespół Pierre’a Fondina zapisał na swoim koncie trzeci kolejny mecz z czystym kontem, co niewątpliwie zasługuje na szacunek. A nazwiska Katrine Larsen, Gudrun Arnardottir, Fanny Lång oraz Portii Boakye na specjalne wyróżnienie, gdyż to właśnie ich postawa sprawiła, że bez jakiejkolwiek zdobyczy kończyły rywalizację z Djurgården napastniczki kolejno Rosengård, Kristianstad i Piteå. Jak widać – całkiem niezły zestaw. Oklaskami pożegnaliśmy także Linę Hurtig, która w całkiem niezłym stylu przynajmniej na jakiś czas pożegnała się z rodzimą ligą. Do jej poziomu tradycyjnie nie dostosowały się jednak koleżanki z Linköping, w wyniku czego zespół prowadzony przez Olofa Unogårda dopiero w 89. minucie uratował remis na Behrn Arenie w Örebro. Swój marsz w górę tabeli kontynuują za to w Umeå oraz w Vittsjö, gdzie na bohaterkę trybun obok Clary Markstedt i Sandry Adolfsson wyrasta powoli niesamowicie efektywna Australijka Emily Gielnik.


13. kolejka w liczbach:

Gole: 12  (średnia 2.00 / mecz)

Rzuty karne: 2  (oba wykorzystane)

Żółte kartki: 7

Czerwone kartki: 1

Najszybszy gol: Nellie Karlsson (Växjö) – 4. minuta (vs. Vittsjö)

Najpóźniejszy gol: Frida Maanum (Linköping) – 89. minuta (vs. Örebro)

Piłkarka kolejki: Caroline Seger (Rosengård)

Gol kolejki: Frida Maanum (Linköping)


Komplet wyników:


Piłkarka kolejki:

lirare

Klasyfikacja strzelczyń:

skytte

Klasyfikacja asystentek:

assist

13. kolejka – zapowiedź

united

Eskilstuna United zdecydowanie potrafi wygrywać z wyżej notowanymi rywalami (Fot. Morgan Nyberg Boussard)

Dwa starcia najpoważniejszych pretendentów do tytułu za nami, a na szczycie ligowej tabeli punktowy remis. To kto w końcu zostanie tym mistrzem? Odpowiedź na tak postawione pytanie jest w swej prostocie wręcz banalna: ten, który popełni mniej błędów. Przez nami jeszcze dziesięć jesiennych kolejek, a podczas nich – prawdopodobnie do samego końca sezonu – będziemy emocjonować się korespondencyjną rywalizacją Rosengård i Göteborga. Tydzień po tygodniu piłkarki dwóch czołowych szwedzkich klubów stawać będą przed niełatwą próbą charakteru, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jedno choćby najmniejsze potknięcie może nieść za sobą nadzwyczaj przykre konsekwencje. A nie będzie już przecież okazji, aby ewentualne straty odrobić w bezpośredniej rywalizacji. Trenerzy Eidevall i Gren oczywiście gorąco wierzą w to, że prowadzonym przez nich zespołom żadna wpadka się nie przydarzy, ale zerkamy w terminarz i widzimy, że już w najbliższy weekend na obu liderów czyhają potencjalne niebezpieczeństwa. Zarówno Rosengård, jak i Göteborg czekają bowiem trudne i nieprzyjemne wyjazdy, z których nasze eksportowe ekipy wcale nie muszą wrócić z tarczą.

Zacznijmy od Göteborga, który z Kristianstad zmierzył się na inaugurację obecnego sezonu i zwyciężył w tej rywalizacji 5-1. Prawda, że był to łatwy i przyjemny mecz dla podopiecznych Matsa Grena? No właśnie nieprawda! Doskonale przecież pamiętamy, że przez nieco ponad czterdzieści minut to zawodniczki ze wschodniej Skanii sprawiały na Valhalli zdecydowanie lepsze wrażenie i kto wie, jak potoczyłyby się dalsze wydarzenia, gdyby tuż przed przerwą przyjezdne nie sprezentowały rywalkom z Göteborga dwóch goli. Podobnych podarunków w starciu z Rosengård nie zamierzała za to rozdawać Eskilstuna, która po dwóch trafieniach Lorety Kullashi odniosła w Malmö niezwykle cenne zwycięstwo. I choć o powtórkę z historii na Tunavallen może być ciężko, gdyż pędzący po dwunasty tytuł ekspres ze Skanii właśnie zbliża się do osiągnięcia prędkości maksymalnej, to cały czas miejmy na uwadze fakt, że United to zdecydowanie najmniej przewidywalna ekipa w całej lidze. Oczywiście, dla wszystkich jest całkowicie jasne, kto będzie w obu wspomnianych tu potyczkach faworytem, ale z drugiej strony czy naprawdę nazwiemy jakąś ogromnych rozmiarów sensacją scenariusz, w którym przynajmniej jeden z kandydatów do mistrzostwa straci w ten weekend punkty? Absolutnie nie i jest to tylko jeden z powodów, dla których kochamy tę ligę.

Damallsvenskan to jednak znacznie więcej niż tylko walka o tytuł, z czego doskonale zdają sobie sprawę na przykład w Uppsali oraz Växjö. Dla klubów z tych właśnie miast najbliższa kolejka ma bowiem równie kluczowe znaczenie, choć w ich przypadku gra toczy się o zdecydowanie mniej eksponowane cele. W przejściowej tabeli oba zespoły znajdują się aktualnie pod kreską i brak zwycięstwa w ten weekend może oznaczać stratę dystansu do jadącego w tym roku niezwykle szeroką ławą ligowego peletonu. W teorii, nieco łatwiejsze zadanie czeka piłkarki Jonasa Valfridssona, które miesiąc temu stosunkowo łatwo rozprawiły się z drugim z beniaminków. Umeå z lipca, a Umeå z sierpnia, to jednak dwa kompletnie inne zespoły i jeśli w Uppsali nie chcą stać się kolejnym trofeum na półce łowczyń z Västerbotten, to znalezienie sposobu na bramkostrzelny ostatnimi czasy duet Lundin – Simonsson, powinno stać się przynajmniej chwilowo absolutnym priorytetem. Na brak zmartwień przed niedzielnym meczem nie może narzekać także Maria Nilsson, gdyż jej podopieczne staną naprzeciwko wracającemu na właściwe tory Vittsjö, które coraz bardziej zaczyna przypominać z wyglądu trzecią drużynę poprzedniego sezonu. A walcząc ze wszystkich sił o ligowy byt chciałoby się napotykać na swojej drodze nieco bardziej wygodne rywalki niż szybka jak błyskawica Clara Markstedt, mistrzyni przygotowania motorycznego Emily Gielnik, imponująca kreatywnością Michelle De Jongh, czy wreszcie precyzyjna jak nigdy dotąd Ebba Wieder.

Po jednej stronie Djurgården, dla którego wreszcie zdaje się świecić słońce, a po drugiej znajdujące się w coraz trudniejszym położeniu Piteå. Złośliwi żartują, że daty ostatniego ligowego zwycięstwa klubu z Północy nie pamięta już nawet trener Stellan Carlsson, ale odkładając uszczypliwości na bok, nie sposób przejść obojętnie obok faktu, że drużyna reprezentująca Szwecję w cały czas trwającej (!) edycji Ligi Mistrzyń, za chwilę może z hukiem polecieć w otchłań Elitettan. I wbrew pozorom, problemem nie jest już wyłącznie brak klasowej dziewiątki, gdyż pomijając kilka chlubnych wyjątków (Guro Pettersen, Faith Ikidi, Josefin Johansson), w Piteå na zadowalającym poziomie nie funkcjonuje obecnie nic. Nadzieja w Madelen Janogy? Kto wie, ale pewne jest, że ten zespół jak najszybciej potrzebuje ożywczego impulsu. Dobrego meczu na przełamanie mocno potrzebowaliby również w Linköping, gdzie uzbierali już wprawdzie 22 punkty, ale oglądanie z bliska boiskowych poczynań drużyny prowadzonej przez Olofa Unogårda przypomina długimi momentami sport wyjątkowo ekstremalny. Czy na Behrn Arenie piłkarki z Östergötland zaprezentują się w końcu na miarę zespołu rywalizującego o europejskie puchary? A może ambitne plany popsują im niezwykle ostatnio efektywne Heidi Kollanen oraz Karin Lundin, które równie nieoczekiwanie, co niepostrzeżenie stworzyły jeden z najciekawszych i najtrudniejszych do powstrzymania duetów w Damallsvenskan? Najbezpieczniej będzie chyba powiedzieć, że obie opcje wydają się mniej więcej tak samo (nie)prawdopodobne.


Zestaw par 13. kolejki:

omg13_01

omg13_02

omg13_03

omg13_04

omg13_05

omg13_06

Mimmi wskazała drogę

larsson

Mimmi Larsson w formie – nastroje w Malmö w normie (Fot. Bildbyrån)

To mógł być historyczny wieczór dla klubu z Göteborga. Wystarczyło tylko strzelić przynajmniej o jednego gola więcej od odwiecznych rywalek z Malmö, a dwa czekające już pół wieku na realizację marzenia w jednej chwili stałyby się rzeczywistością. Historia mocno przestrzegała jednak kibiców z Västergötland przed zbytnim optymizmem, bo skoro pomimo kilkudziesięciu podjętych do tej pory prób piłkarkom KGFC nie udało się odnieść choćby pojedynczego wyjazdowego zwycięstwa nad FC Rosengård, to tym razem o łatwej przeprawie także nie mogło być mowy. I łatwo – patrząc z perspektywy gości – faktycznie nie było. Co więcej, gdy w 50. minucie Mimmi Larsson wykorzystała katastrofalny błąd Emmy Kullberg i wyłożyła idealną piłkę Annie Anvegård, a królowa strzelczyń poprzednich rozgrywek pewnym strzałem podwyższyła wynik na 3-0, przynajmniej jedno z przywołanych tu marzeń można było spokojnie odłożyć na półkę o nazwie „Do realizacji w bliżej nieokreślonej przyszłości”. I choć od tamtego momentu gra toczyła się niemal wyłącznie na połowie ekipy z Malmö, ambitnym zawodniczkom z Göteborga nie udało się nawet osłodzić tej podwójnie gorzkiej porażki honorowym trafieniem. A my, choć statystyki wskazują na coś dokładnie odwrotnego, wcale nie mieliśmy poczucia, że nawet ten jeden gol im się należał. W niedzielę wygrała bowiem drużyna dojrzalsza, bardziej efektywna i mająca na ten mecz po prostu lepszy pomysł.

A przecież to całe zamieszanie na szczycie Damallsvenskan wcale nie musiało skończyć się aż tak pomyślnie z perspektywy Rosengård. O ile przed trzema tygodniami na Valhalli piłkarki Jonasa Eidevalla od pierwszego gwizdka zmuszały przeciwniczki do głębokiej defensywy wysokim pressingiem, o tyle tym razem byliśmy świadkami całkiem wyrównanego początku. Może z lekkim wskazaniem na gospodynie, które nieco częściej znajdowały się w posiadaniu piłki, ale z drugiej strony to Stinie Blackstenius udało się oddać pierwszy tego wieczora celny strzał. Błyskawicznie odpowiedziała na niego Anvegård i mogło się wydawać, że przynajmniej do końca pierwszej połowy spotkanie to będzie toczyć się w rytmie falującym, a ciężar gry przenosić się będzie spod jednej pod druga szesnastkę. Na nieszczęście gości, mniej więcej po 20 minutach Mimmi Larsson przypomniała sobie, że w tej chwili jest najlepszą piłkarką biegającą po boiskach Damallsvenskan. A gdy to nastąpiło, była napastniczka między innymi Eskilstuny oraz Linköping błyskawicznie przystąpiła do działania. Efekt? Perfekcyjna wystawka do Ali Riley, która strzałem po ziemi pokonała zasłoniętą Jennifer Falk. Zawodniczki i trenerzy z Göteborga reklamowali jeszcze spalonego, ale pani Pernilla Larsson podjęła jak najbardziej słuszną decyzję, uznając gola na 1-0. A skoro na listę strzelczyń wpisała się lewa wahadłowa Rosengård, to Jessica Samuelsson nie mogła przecież być gorsza i jeszcze przed przerwą prawa defensorka z Malmö także dodała swoje nazwisko do najważniejszej rubryki w meczowym protokole, dobijając strzał Mimmi Larsson. Warto zaznaczyć, że dla obu piłkarek było to pierwsze ligowe trafienie w sezonie 2020, co jeszcze bardziej uwydatnia ogromny potencjał drzemiący w zespole prowadzonym przez Jonasa Eidevalla. Grając przeciwko Rosengård musisz być bowiem przygotowana na to, że maksymalne niebezpieczeństwo czyha ze strony dosłownie każdej piłkarki. W pierwszej połowie pokazały to działające bez jakichkolwiek zastrzeżeń wahadła, a na samym początku drugiej swoje dołożył bramkostrzelny duet napastniczek Larsson – Anvegård. I w zasadzie można było się rozejść. Przyjezdne, jak już wspomniano, do samego końca próbowały jeszcze cokolwiek zmienić, ale nawet gdy wydawało się, że gol dla nich paść musi, na linii bramkowej jak spod ziemi wyrastała Sanne Troelsgaard lub Katrine Veje, odbierając rywalkom resztki chęci do dalszej gry.

Za chwilę w Göteborgu z pewnością rozpoczną się głębokie analizy tej niezaprzeczalnie dotkliwej porażki. Padną pytania, czy zasadne było wystawianie w wyjściowej jedenastce Amerykanki Emily Sonnett, która do Szwecji przyleciała zaledwie kilka dni przed meczem i w tym czasie zdołała odbyć z drużyną jeden pełny trening (i jeden niepełny). Mats Gren zdecydował się jednak podjąć to ryzyko i trudno powiedzieć, aby popełnił w tym miejscu jakiś niewybaczalny błąd. Oczywiście, im więcej powtórek tego starcia obejrzymy, tym bardziej będziemy dostrzegać brak zgrania reprezentantki USA z koleżankami z formacji defensywnej oraz – przede wszystkim – z pięcioosobowym blokiem w drugiej linii, ale Sonnett w żadnym wypadku nie można nazwać winowajczynią numer jeden. Nie mamy absolutnie jakiejkolwiek gwarancji, że gdyby zamiast niej zagrała doprowadzona w ostatniej chwili do stanu boiskowej używalności Emma Berglund, to końcowy rezultat wyglądałby inaczej. Można byłoby oczywiście zastosować jeszcze wariant bezpieczny polegający na wycofaniu do obrony Emmy Koivisto lub Filippy Curmark, ale czy on zagwarantowałby sukces w rywalizacji z rozpędzonymi dosłownie i w przeności Samuelsson i Riley, z profesorką środka pola Caroline Seger oraz z rozdzielającą piłki z niebywałą precyzją Jeleną Cankovic? Można naprawdę mocno wątpić. Porażkę gości z Göteborga trudno usprawiedliwiać również kontuzją Stiny Blackstenius, która jeszcze przed przerwą zmuszona była opuścić murawę. Zastępująca ją Rebecka Blomqvist zaliczyła bowiem całkiem udane wejście, które jednak nijak nie przełożyło się na konkrety po stronie goli. A skoro skuteczności i precyzji zabrakło i jej i niezwykle ostatnio regularnej Pauline Hammarlund, to czy gwarancją sukcesu byłaby mająca zazwyczaj olbrzymi problem akurat z tym elementem piłkarskiego rzemiosła Blackstenius? Raz jeszcze jest to mocno wątpliwa teza.

To nie jest tak, że Göteborg zagrał wczoraj źle. To Rosengård zagrał po prostu lepiej i w pełni zasłużenie sięgnął po pełną pulę. Mistrzowski wyścig wciąż jednak trwa, choć od teraz – jak przystało na czasy globalnej epidemii – wyłącznie w formie korespondencyjnej. Póki co minimalną przewagę ma w nim drużyna z Malmö, ale na pewno wiemy jedynie tyle, że mistrzem za trzy miesiące zostanie ten, który w rundzie rewanżowej popełni mniej błędów. Mats Gren i jego piłkarki wciąż mogą zatem przejść do historii, choć od kilkunastu godzin zmieniło się jedno: nie są już w tej kwestii zależni wyłącznie od siebie. Eskilstuna United lubi to.

Co jeszcze zapamiętamy z 12. kolejki? Długo dyskutowany rzut karny, który pozwolił piłkarkom z Umeå ustawić sobie Derby Północy, a także kapitalną pogoń Eskilstuny, która odrobiła w Vittsjö wszystkie straty, a następnie w niespełna sześćdziesiąt sekund wypuściła z rąk wyszarpany z tak wielkim trudem punkt. Fani z Örebro na pewno wspomnieliby jeszcze o przepięknej urody golu Karin Lundin, który odwrócił losy meczu w Uppsali, a ci ze Sztokholmu o tym, że Djurgården w pełni zasłużenie wywiózł komplet punktów z niezdobytego od dawna Kristianstad.  I tylko kibice z Växjö westchnęłiby głęboko, rozmyślając dlaczego znów nie udało się strzelić choćby jednego gola. A szansa była większa niż kiedykolwiek wcześniej, gdyż w starciu z bezbarwnym i grającym bez żadnego polotu Linköping, to gospodynie miały przez większą część meczu inicjatywę. O końcowym wyniku przesądził jednak jeden perfekcyjnie wykonany stały fragment gry.


12. kolejka w liczbach:

Gole: 16  (średnia 2.67 / mecz)

Rzuty karne: 1  (wykorzystany)

Żółte kartki: 5

Czerwone kartki: 1

Najszybszy gol: Therese Simonsson (Umeå) – 13. minuta (vs. Piteå)

Najpóźniejszy gol: Emily Gielnik (Vittsjö) – 90. minuta (vs. Eskilstuna)

Piłkarka kolejki: Mimmi Larsson (Rosengård)

Gol kolejki: Karin Lundin (Örebro)


Komplet wyników:


Piłkarka kolejki:

lirare

Klasyfikacja strzelczyń:

skytte

Klasyfikacja asystentek:

assist

Więcej niż mecz

vp

Puchar Księżniczki Wiktorii – najcenniejsze trofeum w szwedzkim futbolu klubowym

Gdy dokładnie pół wieku temu w Landvetter nieopodal Göteborga zakładano piłkarski klub, nie była to bynajmniej informacja, którą żyły wówczas lokalne media. I nawet nie ma co mieć o to wielkich pretensji, gdyż drużyna ta nie została przecież powołana do życia w celu podboju choćby krajowej ligi. Konsekwencja i i wytrwałość w dążeniu do celu sprawiły jednak, że dokładnie po 25 latach zespół z Landvetter zameldował się w najwyższej klasie rozgrywkowej, w której nieprzerwanie występuje zresztą po dziś dzień. Co więcej, z biegiem czasu w klubowej gablocie zaczęły pojawiać się pierwsze poważne trofea, a jesienią 2011 – siedem lat po przeprowadzce do ścisłego centrum Göteborga – nadeszła pora debiutu w europejskich pucharach. Bardzo zresztą udanego, gdyż dwumecz z chorwackim Osijekiem zakończył się efektownym zwycięstwem piłkarek znad Göty. W takim rytmie upływały kolejne lata, spektakularne sukcesy przeplatały się ze znacznie mniej chlubnymi porażkami, ale do pełni szczęścia wciąż brakowało tego najcenniejszego i najbardziej pożądanego skalpu – złotego medalu za triumf w Damallsvenskan. Wielu trenerów próbowało zapisać się w historii klubu, jako osoby, które doprowadziły ekipę z zachodniej stolicy Szwecji do pierwszego w historii mistrzostwa i trzeba przyznać, że kilku spośród nich było nawet naprawdę blisko celu. Ostatecznie jednak zaszczytu wzniesienia w górę charakterystycznego pucharu nie zaznał ani Bo Falk, ani Torbjörn Nilsson, ani Marcus Lantz, ani żaden z pozostałych śmiałków. Trafiały się sezony, w których od eksplozji niepohamowanej radości kibiców z Göteborga dzielił zaledwie jeden punkt, ale gdy wydawało się, że następnym razem już na pewno musi się udać, zamiast jednego kroku naprzód, zazwyczaj robiono trzy do tyłu.

Dokładnie w pięćdziesiątą rocznicę istnienia klubu nadarza się jednak niepowtarzalna szansa, aby raz na zawsze obalić mit drużyny potrafiącej w decydujących momentach co najwyżej ładnie przegrywać. Bezczelny chichot losu sprawił jednak, że jeden z kluczowych meczów w swojej historii, zawodniczki z Göteborga rozegrają w okolicznościach w niczym nie kojarzących się z normalną, piłkarską rzeczywistością. Na niemal pustym stadionie, pozbawione wsparcia swoich kibiców, podopieczne Matsa Grena wyjdą w niedzielny wieczór na murawę Malmö Idrottsparken, aby zrealizować marzenia trzech pokoleń fanów futbolu z zachodniego wybrzeża. Choć będąc bardziej precyzyjnym należałoby raczej powiedzieć: znacząco przybliżyć się do ich realizacji, gdyż w ten weekend nikt pucharu jeszcze wręczać nie będzie. Ewentualne zwycięstwo na gorącym i nieprzystępnym terenie w Skanii pozwoliłoby jednak klubowi z Göteborga odskoczyć na teoretycznie bezpieczną odległość od ligowego peletonu w decydującym momencie sezonu. I całkiem prawdopodobne wydaje się założenie, że tym razem, tak ciężko zbudowanego kapitału, zawodniczki KGFC nie pozwoliłyby już roztrwonić.

Zwycięstwa mają jednak to do siebie, że zdecydowanie łatwiej o nich pisać niż je osiągać. I w Göteborgu, jak mało gdzie, tę bolesną prawdę wszyscy rozumieją doskonale. A gdyby na chwilę ktoś o niej zapomniał, to coroczny wyjazd do Malmö pełni w tej kwestii funkcję wybitnie edukacyjną. Tak się bowiem składa, że od początku istnienia klubu, Landvetter/Göteborg ani razu nie pokonał w oficjalnym meczu wyjazdowym zespołu występującego obecnie pod szyldem FC Rosengård. I znowu można byłoby w tym miejscu przywołać wszystkie sytuacje, w których zwycięstwo gości wydawało się być na wyciągnięcie ręki. Ale czy ma to sens, skoro absolutnie zawsze coś koniec końców stawało im na drodze. Czasami była to wrzucona do własnej bramki piłka, czasami efektowny samobój w niemal ostatniej akcji meczu, czasami strzał życia Nataszy Andonowej z rzutu wolnego w doliczonym czasie gry, a w poprzednim sezonie niewykorzystany rzut karny w 89. minucie przy wyniku 2-2. Gdyby tym razem wreszcie miało się udać, oznaczałoby to tyle, że w Göteborgu jednego dnia przepędzono dwa demony, a autostrada do tytułu na pięćdziesięciolecie stanie przed piłkarkami Matsa Grena otworem. Do tego, aby ta kusząca skądinąd wizja stała się rzeczywistością, potrzeba jeszcze tylko jednego elementu. Trzech punktów w niedzielę …

O nie będzie jednak niezwykle trudno, bo w Rosengård też mają swoje marzenia i plany. Klub założony – a jakże – w 1970 roku ligę wygrywał już wprawdzie jedenastokrotnie, ale w Malmö wierzą, że – jak w znanej piosence – najlepsze dni są wciąż przed nami. A poniedziałkowa strata punktów w Sztokholmie przeciwko Djurgården podziałała na zespół Jonasa Eidevalla wyłącznie mobilizująco. W stolicy Skanii żartują nawet, że może nawet dobrze się stało, bo dwa mecze z rzędu na zero z przodu nie przytrafiają się zawodniczkom z Rosengård przesadnie często, a to z kolei ma być gwarancją goli w najważniejszym starciu całej rundy rewanżowej. Bo przecież logiczne jest, że skoro tak bramkostrzelne snajperki jak Larsson, czy Anvegård miały ostatnio rozregulowane celowniki, to tym razem będzie dokładnie odwrotnie. Co bardziej pragmatyczni sympatycy ekipy z Malmö zauważają jednak, że z pełnym poszanowaniem i wdzięcznością trzeba będzie przyjąć nawet najbardziej skromne 1-0, a zwycięskiego gola niech wepchnie w zamieszaniu podbramkowym nawet Zecira Musovic. Byle tylko wynik po ostatnim gwizdku się zgadzał, bo rywalki z Göteborga prezentują się naprawdę solidnie i wydają się być w pełni świadome nadarzającej się szansy.

To nawet znamienne, że w tej zapowiedzi niezwykle rzadko pojawiały się nazwiska piłkarek obu klubów. Boiskowe atuty Emmy Koivisto, Julii Roddar, czy Pauline Hammarlund z jednej oraz Glodis Perli Viggosdottir, Sanne Troelsgaard i Jeleny Cankovic z drugiej strony znamy przecież doskonale. O nich rozmawiamy na co dzień, one sprawiają, że tak kochamy tę ligę i być może one okażą się w niedzielę czynnikiem decydującym o zwycięstwie, porażce lub remisie. A być może nie. Bo Rosengård vs Göteborg to coś więcej niż mecz. Jeśli jakimś cudem ktoś jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, to 23. sierpnia 2020 raz na zawsze się o tym przekona.

12. kolejka – zapowiedź

KIF_Örebro_12-1

W Örebro mają nadzieję na udane rozpoczęcie rundy rewanżowej (Fot. Martin Avedal)

Jeśli latem zagraliśmy całą piłkarską wiosnę i latem rozpoczynamy także piłkarską jesień, to jest to niewątpliwie znak, że sezon 2020 trwa w najlepsze. Bez dwóch zdań jest on inny niż wszystkie poprzednie, ale za chwilę może okazać się wyjątkowym i  niepowtarzalnym również w aspekcie sportowym. I nie ma co robić wielkiej tajemnicy z tego, że mowa tu szczególnie o jednym z klubów, który w najbliższą niedzielę stanie przed szansą dokonania czegoś wyjątkowego i to w pięćdziesiątą rocznicę swojego istnienia. Z tej właśnie przyczyny zapowiedź dwunastej kolejki ligowej będzie podzielona na dwa segmenty. Meczem, który być może okaże się decydującym w walce o mistrzowski tytuł, zajmiemy się jutro w zupełnie osobnym wpisie. Dziś natomiast przyjrzyjmy się bliżej temu, co wydarzy się w najbliższy weekend na pięciu pozostałych stadionach, które siłą rzeczy tym razem znajdą się nieco w cieniu rozstrzygnięć na Malmö IP.

Zaczniemy chronologicznie, bo terminarz ułożył się nam tak, że drugą część sezonu – podobnie zresztą jak pierwszą – przywitamy wraz z Derbami Północy. I podobnie jak niespełna dwa miesiące temu, obie ekipy przystąpią do rywalizacji o prymat w regionie z identyczną liczbą punktów na koncie. Słowa ogromnego podziwu dla tych, którzy przewidzieli aż tak nieprawdopodobny scenariusz. Żeby było jeszcze ciekawiej, oceniając jedynie aktualną dyspozycję piłkarek obu zespołów, to beniaminek z Umeå wydaje się mieć nieco więcej konkretów po swojej stronie. Nyström i Kullberg z każdym kolejnym dniem przekonują nas, że czas jest ich wielkim sprzymierzeńcem, a defensywa z Västerbotten powoli staje się produktem jeśli nie kompletnym, to na pewno całkiem solidnym. Therese Simonsson okazała się jednym z największych odkryć pierwszej części sezonu, Lova Lundin najwyraźniej jej tego pozazdrościła i po kilku tygodniach sama włączyła się do wyścigu o ten laur, a o Monikę Jusu Bah dosłownie za parę chwil bić się będą największe firmy kontynentalnej Europy oraz angielskiej WSL. No i ta druga linia, której nie zmogła nawet przymusowa kwarantanna. A co mamy po drugiej stronie? Z przodu finezyjna Da Silva, za jej plecami zawsze groźna Karlernäs, trzymająca w ryzach defensywę Ikidi i ewidentnie przeżywająca drugą, piłkarską młodość Josefin Johansson. No i oczywiście powracająca do nas po dłuższej przerwie Madelen Janogy. Czy to wszystko nie brzmi trochę jak przepis na sporą niespodziankę? W rzeczy samej, ale skoro tak, to zgodnie z zasadą Pierwszego Prawa Damallsvenskan możemy nastawić się na długo wyczekiwane przełamanie ekipy z Piteå po świetnym meczu w wykonaniu podopiecznych Stellana Carlssona.

Z walki o swoje marzenia nie zamierza rezygnować także drugi z beniaminków, ale jeden rzut oka na terminarz nie pozostawia wątpliwości: aby realnie marzyć o pozostaniu w gronie najlepszych, piłkarki z Uppsali muszą w czterech najbliższych kolejkach sięgnąć po przynajmniej siedem punktów. A to z kolei bezpośrednio prowadzi nas do konstatacji, że w domowym meczu z Örebro dla drużyny prowadzonej przez Jonasa Valfridssona liczy się tylko zwycięstwo. Czy taki plan jest w ogóle możliwy do realizacji? Cóż, w futbolu, szczególnie tym szwedzkim, niemożliwe z zasady nie istnieje, ale Kollanen, Pikkujämsä i niedoceniana, ale wciąż dokładająca swoją cegiełkę do sukcesu ekipy z Närke Karin Lundin zapewne patrzą na tę kwestię nieco inaczej. Z drugiej jednak strony, jeśli Cassandra Korhonen lub Cornelia Kapocs mają już w tym roku przebić się do świadomości nie tylko tych nieco bardziej zaangażowanych widzów Damallsvenskan, to właśnie takie mecze są ku temu najlepszą okazją. Czyli standardowo – będzie się działo!

Bezpośrednie starcia Kristianstad i Djurgården układają się bardzo różnie, ale łączącym je spoiwem jest zazwyczaj to, że nigdy nie brakuje im dramaturgii. Potwierdzenie tej reguły mieliśmy zresztą kilka tygodni temu, gdy na Stadionie Olimpijskim podopieczne Elisabet Gunnarsdottir zdołały wyszarpać punkt pomimo trzybramkowego deficytu, a bohaterką absolutną (czyli pozytywną i negatywną) okazała się wówczas strzelająca do obu bramek Fanny Lång. Niełatwo odgadnąć kto tym razem wysunie się nam podczas boiskowej rywalizacji na pierwszy plan, gdyż kandydatek do tego miana po obu stronach mamy aż nadto. I to zarówno wśród nazwisk już na ligowym poletku doskonale znanych (Diaz, Schough, Nilsson czy Åsland), jak i wśród utalentowanej młodzieży, na którą przecież w obu klubach nie boją się odważnie stawiać. Na niezwykle niewygodny dla siebie teren wybierze się w niedzielę Eskilstuna, której w historii pierwszoligowych starć ani razu nie udało się jeszcze zdobyć twierdzy Vittsjö. Czy powinniśmy nastawiać się na to, że oto nadeszła ta długo wyczekiwana przez kibiców z Sörmland chwila? Wszak podopieczne Magnusa Karlssona dopiero co przełamały fatalną passę w rywalizacji z Piteå, a Vaila Barsley, Halimatu Ayinde i Loreta Kullashi solidnością wręcz imponują. W Vittsjö także jednak doskonale zdają sobie sprawę z tego, o co toczy się gra, a ewentualny dobry występ przeciwko United byłby dla trenera Thomasa Mårtenssona potwierdzeniem, że najgorsze już za klubem z północnej Skanii i w dalszej części sezonu może być już wyłącznie lepiej. Z dokładnie takim samym nastawieniem przystępują do rundy rewanżowej również w Linköping, więc jeśli ktoś w niedzielny wieczór wciąż będzie odczuwał niedosyt ligowego futbolu, to warto zwrócić swój wzrok w kierunku VISMA Areny, na której już niejednemu faworytowi zdarzyło się zgubić niezwykle cenne punkty.


Zestaw par 12. kolejki:

omg12_01

omg12_02

omg12_03

omg12_04

omg12_05

omg12_06

Ekspres z Malmö powstrzymany

tilde_lindwall

Tilde Lindwall to jedna z wielu utalentowanych nastolatek z Djurgården (Fot. Bildbyrån)

Bardzo długo zanosiło się, że pierwszą część sezonu zakończymy spokojnie, według najbardziej prawdopodobnego scenariusza. W niedzielę ligowych emocji nie zabrakło, ale na koniec po trzy punkty w każdym ze spotkań sięgnęły te, które zgodnie z logiką wygrać miały. Poniedziałkowe popołudnie przyniosło nam wybitnie niepiłkarską aurę, ale na rozgrzanej 32-stopniowym upałem Valhalli faworyt również – choć nie bez problemów – zrobił swoje. Aż wreszcie nadszedł wieczór, a wraz z nim jedna z większych niespodzianek rozgrywanej w środku lata rundy wiosennej. A wszystko za sprawą młodych, gniewnych sztokholmianek, które ani myślały przestraszyć się rozpędzonego ekspresu z Malmö. Na tle najgłośniejszych nazwisk szwedzkich boisk, Louise Hvarfner i Tilde Lindwall rozegrały fenomenalną partię, a ponieważ równie dobrze dysponowane były ich nieco bardziej doświadczone koleżanki, Jonas Eidevall po ostatnim gwizdku Sary Persson mógł jedynie bezradnie rozłożyć ręce. Tym razem nie było nawet sensu rozmawiać z sędzią, gdyż Djurgården na ten bezbramkowy remis po prostu sobie zasłużył i nie mogło być mowy o jakiejkolwiek kontrowersji.

Zacznijmy jednak od początku i powróćmy na chwilę do meczu, który jedenastą serię spotkań nam rozpoczął. A w nim nadzwyczaj spektakularnie przywitała się z nową ligą Phoebe McClernon, która w niespełna pięć minut mogła zapisać na swoim koncie bramkę i asystę. Problem byłej defensorki Orlando Pride polegał jednak na tym, że obie te sytuacje miały miejsce po … niewłaściwej stronie boiska. 22-letnia Amerykanka najpierw zaliczyła całkowicie niepotrzebną stratę na własnej połowie, z czego bezlitośnie skorzystała Emily Gielnik, a następnie przetestowała refleks swojej rodaczki w bramce Växjö. Na szczęście dla kibiców ze Småland Katie Fraine zachowała czujność, dzięki czemu na tablicy wyników wciąż widniało tylko 0-1. Na drugą połowę meczu McClernon już nie wyszła, ale nazywanie jej główną winowajczynią porażki byłoby jednak mocnym nadużyciem. Po przerwie cały czas to przyjezdne nadawały ton boiskowym wydarzeniom i ostatecznie w 88. minucie przypieczętowały zwycięstwo po płynnej, dwójkowej akcji coraz lepiej rozumiejącego się duetu Markstedt – Gielnik. Komplet punktów pozostał również na Tunavallen, choć przeżywające kryzys Piteå tym razem zrobiło naprawdę wiele, aby odnieść pierwsze od sześciu kolejek zwycięstwo. Na drodze do szczęścia stanęła jednak piłkarkom z Norrbotten niemal bezbłędna tego dnia defensywa United, dowodzona przez twardą niczym skała byłą reprezentantkę Szkocji Vailę Barsley. Z przodu swojego gola dołożyła oczywiście niesamowicie regularna Loreta Kullashi, choć dłużej niż sam jej strzał pamiętać będziemy z pewnością rajd i asystę Kaisy Collin. Po pełną pulę sięgnął w niedzielę także Kristianstad, choć na Behrn Arenie podopieczne Elisabet Gunnarsdottir miały naprawdę ciężką przeprawę. O końcowym wyniku przesądziły ostatecznie dwa nieco szczęśliwe gola autorstwa Rantali oraz Gudmundsdottir (oba po rykoszetach), na które zawodniczki z Närke odpowiedziały jedynie trafieniem Emmy Östlund, po szóstej w sezonie asyście Finki Heidi Kollanen. Passę trzech kolejnych porażek skutecznie przerwał Linköping, pokonując na własnym boisku Uppsalę, między innymi dzięki bramkom pozyskanej z Sevilli Nigeryjki Uchenny Kanu.

W poniedziałek do gry weszły liderki z Göteborga, ale na rozgrzanej sierpniowym żarem Valhalli długo nie potrafiły znaleźć sposobu na coraz pewniej radzącego sobie w pierwszoligowych realiach beniaminka z Umeå. Co więcej, w pierwszej fazie meczu to goście stworzyły sobie okazję, po której Jennifer Falk musiała ratować się sparowaniem futbolówki na poprzeczkę. Im dłużej trwał mecz, tym bardziej uwidaczniała się jednak piłkarska wyższość gospodyń, które ewidentnie górowały nad rywalkami dojrzałością i motoryką. Na pierwszego gola przyszło im poczekać aż do 50. minuty, kiedy to na strzał z dystansu zdecydowała się rezerwowa dziś Filippa Curmark i była to jak najbardziej słuszna decyzja. W samej końcówce rezultat na 2-0 ustaliła jeszcze Stina Blackstenius, która wcześniej – w swoim stylu – zmarnowała kilka zdecydowanie bardziej dogodnych sytuacji. Na osobną pochwałę zasłużyła sobie jednak najbardziej aktywna w drugiej linii Göteborga Julia Roddar, gdyż to własnie przez nią przechodziła większość najgroźniejszych ataków gospodyń. Liderkom zwycięstwo wymęczyć się udało, ale obrończyniom tytułu sztuka ta się już nie powiodła. Anna Anvegård sprawdziła wytrzymałość poprzeczki na Stadionie Olimpijskim, Mimmi Larsson jak zwykle bez wytchnienia absorbowała uwagę defensorek Djurgården, Jelena Cankovic próbowała coraz to nowych rozwiązań na rozmontowanie sztokholmskiej defensywy, ale na koniec dnia to Portia Boakye i Gudrun Arnardottir mogły paść sobie w ramiona, gratulując świetnego wyniku z jedną z czołowych drużyn Europy. A to wszystko sprawia, że najbliższa niedziela zapowiada się jeszcze bardziej ekscytująco niż mogliśmy to sobie wyobrazić.


11. kolejka w liczbach:

Gole: 13  (średnia 2.17 / mecz)

Rzuty karne: 0

Żółte kartki: 10

Czerwone kartki: 0

Najszybszy gol: Emily Gielnik (Vittsjö) – 3. minuta (vs. Växjö)

Najpóźniejszy gol: Beata Olsson (Uppsala) – 90+6. minuta (vs. Linköping)

Piłkarka kolejki: Vaila Barsley (Eskilstuna)

Gol kolejki: Loreta Kullashi (Eskilstuna)


Komplet wyników:


Piłkarka kolejki:

lirare

Klasyfikacja strzelczyń:

skytte

Klasyfikacja asystentek:

assist