Ta ostatnia niedziela

Wprawdzie Halloween obchodzić będziemy dopiero w poniedziałek, ale piłkarki Damallsvenskan niezwykle skutecznie zadbały o to, aby już ostatnia ligowa niedziela sezonu 2016 przebiegła pod znakiem horrorów. Te najbardziej dramatycznie – zgodnie z przewidywaniami – obejrzeliśmy w Umeå i Borlänge, ale również w Piteå działo się tyle, że nikt, kto mniej więcej trzy godziny temu opuszczał LF Arenę z pewnością nie był rozczarowany jakością widowiska. Przez kilkadziesiąt minut wydawało się, że dziś poznamy przynajmniej jednego spadkowicza, ale szalone końcówki sprawiły, iż wszystkie najważniejsze rozstrzygnięcia zarówno jeśli chodzi o walkę w dolnych rejonach tabeli, jak i rywalizację o trzecie miejsce, zapadną dopiero za tydzień. Taki obrót spraw niekoniecznie cieszy sympatyków najbardziej zainteresowanych drużyn, ale neutralni kibice już mogą zacierać ręce w oczekiwaniu na sobotnie grande finale.

kristianstad-jpg

Fot. TT Nyhetsbyrån

Zanim jednak nadejdzie dzień decydującego starcia, wróćmy jeszcze na chwilę do wydarzeń przedostatniej kolejki, która zaczęła się od dobrych wieści dla Kristianstad. Najpierw okazało się, że kontuzjowana podczas zgrupowania reprezentacji Danii Stina Petersen jednak będzie mogła wystąpić od pierwszej minuty, a po niespełna kwadransie gry gol Mii Carlsson sprawił, że na ten moment zespół ze wschodniej Skanii był niemal pewny utrzymania w najwyższej klasie rozgrywkowej. Trzeba podkreślić, że prowadzenie Kristianstad było jak najbardziej zasłużone, a gdyby było wyższe, to też nikt w Dalarnie raczej nie powinien mieć z tego powodu pretensji. Mające za sobą fenomenalną rundę jesienną piłkarki Kvarnsveden na tle niezwykle zdeterminowanych podopiecznych Elisabet Gunnarsdottir wyglądały bowiem jak drużyna, której jeszcze przed pierwszym gwizdkiem ktoś odciął dopływ energii. Na szczęście dla widowiska, w kadrze ekipy z Borlänge znajduje się jedna zawodniczka, która nie wpisuje się w żadne schematy i to właśnie ona na początku drugiej połowy niemal w pojedynkę doprowadziła do remisu. Pamiętacie trafienie Marty sprzed mniej więcej miesiąca, które natychmiast obiegło Szwecję, Europę i świat? Tabitha Chawinga zrobiła dziś coś równie spektakularnego i po przedryblowaniu Ivarsson, Karlsson oraz Atladottir, mierzonym strzałem umieściła futbolówkę w siatce gości obok interweniującej Petersen. W kolejnych minutach nie brakowało sytuacji pod obiema bramkami; inicjatywa wciąż należała do ambitnie szukających zwycięskiego gola piłkarek ze Skanii, ale Chawinga gospodynie próbowały to wykorzystać, raz po raz inicjując szybkie kontry. Po jednej z nich, wychodzącą na czysta pozycję napastniczkę z Malawi nieprzepisowo zatrzymała Atladottir, za co zasłużenie obejrzała czerwona kartkę i Kristianstad kończył mecz w dziesiątkę. W 93. minucie afrykańskiej napastniczki Kvarnsveden nie udało się jednak powstrzymać nawet faulem i zupełnie niespodziewanie to beniaminek znalazł się na prowadzeniu. Koniec emocji? W żadnym razie! Kristianstad wznowił od środka, wywalczył rzut rożny, a Mia Carlsson strzałem głowa zapewniła swojej drużynie jeden punkt. Wyszarpane w tak dramatycznych okolicznościach oczko nie zagwarantowało wprawdzie pozostania na kolejny sezon w Damallsvenskan, ale możemy być pewni, że zdobyty w ostatnich sekundach meczu w Borlänge gol sprawił, że przygotowania do pojedynku o pierwszoligowe być albo nie być upłyną w Kristianstad w bardziej sprzyjającej atmosferze.

******

W Umeå doskonale zdawali sobie sprawę, że meczu z Göteborgiem po prostu nie można przegrać. Drużyna Daniela Doverlinda wyszła na murawę świadoma stawki dzisiejszego spotkania i od pierwszych minut zepchnęła gości z Västergötland do rozpaczliwej momentami defensywy. W bramce KGFC doskonale spisywała się jednak Jennifer Falk i tylko jej interwencje po strzałach Chikwelu oraz Hjohlman sprawiły, że do szatni obie ekipy schodziły przy bezbramkowym remisie. Po przerwie – jeśli to w ogóle możliwe – przewaga Umeå była jeszcze większa, ale futbolówka ewidentnie nie chciała choćby raz wpaść do siatki gości. W 75. minucie pomocną dłoń do gospodyń wyciągnął nawet prowadzący dzisiejszy mecz Alexander Milovanovic, dyktując mocno wątpliwy rzut karny, ale i w tej sytuacji na wysokości zadania stanęła Falk, odbijając piłkę po strzale Lisy Lantz (co ciekawe, była to trzecia kolejna zmarnowana przez zawodniczki z Umeå jedenastka). W doliczonym czasie gry piłkę meczową na nodze miała jeszcze Hjohlman, ale w Västerbotten nie doczekaliśmy się dziś choćby jednego gola. Gospodynie mają oczywiście pełne prawo żałować zremisowania meczu, w którym przez dziewięćdziesiąt minut nie pozwoliły wyżej notowanym rywalkom oddać choćby jednego celnego strzału, ale jeszcze bardziej zastanawiające jest to, dlaczego przez niemal cały sezon piłkarki z Umeå nie potrafiły nawet zbliżyć się do zaprezentowanego dziś przez siebie poziomu, gdyż tak grająca drużyna z pewnością nie miałaby najmniejszego problemu z wywalczeniem utrzymania w krajowej elicie. Pobudka przyszła jednak zbyt późno, choć zdobyty właśnie punkt sprawia, że sezon wciąż jest jeszcze do uratowania. Warunek jest jeden – zwycięstwo w Kristianstad.

******

Bez kontuzjowanej Martens, pauzującej za nadmiar żółtych kartek Masar oraz odpoczywającej po urazie Marty udały się do Norrland piłkarki FC Rosengård. Od pierwszej minuty w drużynie z Malmö zagrała za to Gaelle Enganamouit i nic dziwnego, że to właśnie na szykującą się na Ligę Mistrzyń oraz Puchar Narodów Afryki napastniczkę skierowana była uwaga większości obserwatorów. Wciąż urzędująca królowa strzelczyń Damallsvenskan nie znajduje się jeszcze w swojej szczytowej formie, ale już dzisiejszy mecz pokazał, jak wiele znaczy jej obecność na boisku. To właśnie po faulu na Kamerunce rzut karny zamieniła na gola Natasza Andonowa, a Faith Ikidi oraz Emelie Lövgren z pewnością zgodnie przyznają, że nawet gra przeciwko powracającej po wielomiesięcznej przerwie Enganamouit do najprzyjemniejszych nie należy. Gościom z Malmö ostatecznie nie udało się utrzymać skromnego prowadzenia, gdyż tuż przed końcem pierwszej połowy do remisu doprowadziła Norlin, wykorzytsując fenomenalną asystę … Emmy Berglund. Po przerwie więcej okazji na zdobycie zwycięskiego gola miały gospodynie, ale tę zdecydowanie najdogodniejszą zmarnowały piłkarki z Malmö, gdy po strzale Andonowej futbolówka zatrzymała się na poprzeczce, a dobijająca Landeka nie była w stanie celnie skierować jej do pustej bramki. Remis 1-1 oznacza, że – biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki – po raz pierwszy od sierpnia 2011 Rosengård zanotował passę czterech kolejnych meczów bez zwycięstwa.

******

Emocji nie zabrakło także na pozostałych stadionach. Derbowy mecz z udziałem Eskilstuny i Örebro okazał się niemal lustrzanym odbiciem wiosennego starcia obu ekip. Podobnie jak wówczas na Behrn Arenie, tak i dziś na Tunavallen byliśmy świadkami wyrównanego spotkania, w którym jedna z drużyn po profesorsku wypunktowała przeciwnika. W rolę nauczycielek raz jeszcze wcieliły się podopieczne Viktora Erikssona, a łupem bramkowym tym razem podzieliły się Quinn, Schjelderup oraz Larsson, bez najmniejszych skrupułów wykorzystując kardynalne błędy zawodniczek z Örebro. Zwycięstwo nad lokalnym rywalem sprawia, że na kolejkę przed zakończeniem rozgrywek Eskilstuna ponownie znalazła się na trzecim miejscu w ligowej tabeli.

Bardzo udanie pożegnały się ze swoimi kibicami także piłkarki Vittsjö, a wydarzeniem dnia w północnej Skanii był bez wątpienia hat-trick Clary Markstedt. Zwycięstwo nad Djurgården przyszło zawodniczkom Thomasa Mårtenssona nadspodziewanie łatwo, ale patrząc na aktualną dyspozycję defensywy ze Sztokholmu, która ewidentnie udała się na przedterminowe wakacje, inaczej po prostu być nie mogło. Obrazkiem, który najlepiej podsumowuje obraz meczu jest rajd i asysta Lindy Sällstrröm przy golu na 3-1. Fińska skrzydłowa chyba sama nie spodziewała się, że kiedykolwiek w tym sektorze boiska dostanie tyle swobody, ale skoro już rywalki postanowiły jej nie przeszkadzać, to grzechem było z takiej okazji nie skorzystać. Piłkarki ze stolicy z pewnością pochwalić należy za to, że do ostatniego gwizdka starały się zmniejszyć rozmiary porażki, ale podstawowa różnica polegała dziś na tym, że obrończynie Vittsjö nie były jeszcze myślami na zimowych urlopach.

Stosunkowo najbardziej przewidywalny był przebieg meczu w Sunne, gdzie zawitały świeżo upieczone mistrzynie z Linköping i zrobiły to, co z reguły najlepsza drużyna ligi robi wtedy, gdy przyjdzie jej zmierzyć się z tą najsłabszą. Klasycznym hat-trickiem popisała się Pernille Harder, przy okazji dokładając do swojego dorobku jedenastą w sezonie asystę i wciąż zachowując szanse na to, aby jako pierwsza piłkarka w historii Damallsvenskan zwyciężyć w obu tych klasyfikacjach. Piłkarki z Värmland nie miały zbyt wielu argumentów w starciu z liderem, a najlepszą okazję za zdobycie honorowego gola stworzyły sobie w 92. minucie, kiedy to główkowała Sarah Bergman. Niestety dla gospodyń, trąconą przez nią futbolówkę na linii bramkowej zatrzymała Andersson i bardzo prawdopodobnego pożegnania Strandvallen z ekstraklasą nie udało się choć trochę osłodzić.

21. kolejka – zapowiedź

To już ostatnia niedziela, którą w sezonie 2016 przyjdzie nam spędzić z piłkarkami szwedzkich klubów. Nowego mistrza kraju poznaliśmy wprawdzie już po poprzedniej kolejce, ale inne, równie ważne rozstrzygnięcia cały czas przed nami. Niewykluczone, że niektóre z nich poznamy już za kilkanaście godzin, więc chyba nie trzeba dodatkowej zachęty, aby w jutrzejsze popołudnie wybrać właśnie sprawdzoną i godną zaufania ofertę Damallsvenskan.

Dzisiejszą zapowiedź rozpoczniemy nietypowo, bo … od końca. Niezwykle pasjonująca walka o pozostanie w elicie jest jednak na chwilę obecną tym, co w największym stopniu zajmuje uwagę kibiców. W bardzo nieciekawym położeniu na dwie kolejki przed końcem rozgrywek znajdują się zamykające tabelę piłkarki z Umeå, które w najbliższej serii spotkań podejmą na własnym boisku Göteborg. Podopieczne Daniela Doverlinda doskonale zdają sobie sprawę, iż kolejna porażka mocno ograniczy szanse na utrzymanie w Damallsvenskan, a przy niekorzystnym układzie innych spotkań niewykluczone, że może nawet przesądzić o degradacji niezwykle utytułowanego klubu. Pomimo prawdopodobnej absencji Liny Hurtig trzeba będzie więc zagrać o pełną pulę i pierwsze od niemal czterech miesięcy ligowe zwycięstwo.

Skoro już mowa o zwycięstwach, to bardzo nietypową dla siebie serię notują właśnie zawodniczki Mallbacken, które – uwzględniając wszystkie rozgrywki – po raz pierwszy w tym roku zanotowały dwa wygrane mecze z rzędu. Tę nadspodziewanie udaną passę podtrzymać będzie jednak bardzo ciężko, gdyż w niedzielę na Strandvallen przyjadą świeżo upieczone mistrzynie z Linköping, które grając już bez tak ogromnej presji wyniku zechcą udowodnić, że wywalczony dwa tygodnie temu tytuł nie był dziełem przypadku. W Värmland wciąż oczywiście wierzą w cud w postaci utrzymania, ale jakoś trudno nam sobie wyobrazić, aby drużyna Martina Sjögrena pierwszą w sezonie porażkę poniosła właśnie w Sunne.

Długo wydawało się, że w zdecydowanie najlepszej sytuacji spośród drużyn walczących o utrzymanie znajduje się Kristianstad, ale ekipa ze Skanii także musi zmagać się z bardzo poważnymi problemami. Kontuzja Stiny Petersen odniesiona podczas azjatyckiego tournee reprezentacji Danii sprawiła, że … na chwilę obecną w kadrze pierwszego zespołu nie ma ani jednej zdolnej do gry bramkarki (z urazami zmagają się również Maron, Mattsson oraz Olsson). W spotkaniu pucharowym przeciwko Kalmar między słupkami bramki KDFF stanęła mierząca zaledwie 160 centymetrów islandzka defensorka Erla Arnardottir, ale jeśli to ona będzie miała zatrzymać składający się między innymi z Chawingi, Addo oraz Weimer atak beniaminka z Dalarny, to jakoś nie wróżymy tej misji powodzenia.

Równie pasjonująco zapowiada się korespondencyjny pojedynek o miejsce na najniższym stopniu ligowego podium, gdyż zarówno Eskilstuna, jak i Piteå zmierzą się jutro z bardzo wymagającymi rywalkami. Na papierze cięższe zadanie czeka podopieczne Stellana Carlssona, które będą musiały stawić czoła FC Rosengård. Wprawdzie drużyna z Malmö przyjedzie do Norrland bez Elli Masar, a także bez jakichkolwiek szans na obronę mistrzowskiego tytułu, ale możemy być pewni, że Jack Majgaard potraktuje wyjazd na LF Arenę bardzo poważnie. Niezwykle zmotywowane przystąpią do derbowego pojedynku także piłkarki Örebro, które spróbują odgryźć się Eskilstunie za niezwykle dotkliwa porażkę w rundzie wiosennej. Mecz ten będzie szczególnym wydarzeniem dla obecnego szkoleniowca klubu z Behrn Areny, który po raz pierwszy zagra przeciwko drużynie, w której spędził najlepsze lata swej trenerskiej kariery. W jutrzejszym spotkaniu Martin Skogman nie będzie mógł jeszcze skorzystać z usług zdyskwalifikowanej za faul na Jennifer Falk Melissy Tancredi, ale zwycięski mecz w Sztokholmie pokazał, że nawet bez kanadyjskiej snajperki ofensywa Örebro może prezentować się nadzwyczaj efektownie.

Rywalizacja Vittsjö i Djurgården być może nie przyciągnie na stadion oraz przed ekrany zbyt wielu fanów, ale ci, którzy jednak zdecydują się na osobistą lub wirtualną wizytę w północnej Skanii, na pewno nie poczują się rozczarowani. Obie ekipy miały w obecnych rozgrywkach lepsze i gorsze momenty, ale ich cechą wspólną jest z pewnością pozytywnie rozumiana nieprzewidywalność. Możemy się więc spodziewać, że i tym razem na Vittsjö IP obejrzymy ciekawe spotkanie, pełne nieoczywistych rozwiązań, a to przecież brzmi jak przepis na perfekcyjne, piłkarskie popołudnie.

Gotowe na mundial

Dopiero przedwczoraj poznaliśmy ostateczny kształt reprezentacji do lat 20, która w listopadzie i (miejmy nadzieję) grudniu powalczy w odległej Papui-Nowej Gwinei o największy sukces w historii szwedzkiej piłki młodzieżowej. Owe opóźnienie wyniknęło z faktu, iż do ostatniej chwili trwały pertraktacje w sprawie wyjazdu na mundial Zeciry Musovic oraz pozostałych zawodniczek wicemistrza Szwecji. Jak można było przypuszczać, dyskusje last minute nie przyniosły jakichkolwiek rezultatów i na turnieju w Oceanii nie obejrzymy ani Musovic, ani żadnej z jej klubowych koleżanek. Szczególnie nieobecność młodej golkiperki FC Rosengård będzie rzecz jasna sporym osłabieniem, ale o tym, że taka ewentualność wydaje się być najbardziej prawdopodobna pisaliśmy już od kilku miesięcy. Co najważniejsze, pod uwagę brał ją także selekcjonerski duet Calle Barrling – Anneli Andersén, w związku z czym sporo minut w meczach kontrolnych z poważnymi rywalami dostawała Emma Holmgren. Bramkarka z Uppsali zebrała w ten sposób niezbędne, reprezentacyjne doświadczenie, które powinno zaprocentować podczas turnieju finałowego. Poza nieobecnościami, o których wspomniano powyżej, w składzie szwedzkiej kadry trudno doszukać się większych niespodzianek, choć – jak to zwykle w podobnych sytuacjach bywa – pytań o konkretne nazwiska nie brakuje. Na turniej nie pojedzie bowiem między innymi Julia Zigiotti Olme, a akurat piłkarkę Hammarby wielu widziałoby wśród zawodniczek udających się w podróż życia na drugi kraniec świata. Miejsc do obsadzenia było jednak tylko 21, a pełna lista wybranek Barrlinga oraz Andersén prezentuje się następująco:

Bramkarki: Agnes Granberg (Team TG), Emma Holmgren (Sirius), Moa Öhman (Piteå)

Obrończynie: Ronja Aronsson (Piteå), Julia Ekholm (Hammarby), Maja Göthberg (Göteborg), Ellen Löfqvist (Piteå), Josefine Rybrink (Kungsbacka), Lotta Ökvist (Piteå)

Pomocniczki: Tove Almqvist (Linköping), Filippa Angeldal (Hammarby), Rebecka Blomqvist (Göteborg), Michelle De Jongh (Örebro), Nellie Lilja (Limhamn Bunkeflo), Anna Oskarsson (Hammarby), Amanda Persson (Växjö), Johanna Rytting Kaneryd (Djurgården), Olivia Welin (Limhamn Bunkeflo)

Napastniczki: Anna Anvegård (Växjö), Stina Blackstenius (Linköping), Loreta Kullashi (AIK)

Siedem pytań o kadrę

Od zakończenia Igrzysk w Rio reprezentacja Pii Sundhage rozegrała już cztery mecze, a więc możemy przyjąć, że dysponujemy już materiałem, na podstawie którego można postarać się o rzetelną ocenę pierwszego etapu przygotowań do EURO 2017. Niestety, starcia ze Słowacją, Danią, Iranem oraz Norwegią nie przyniosły nam odpowiedzi na pytanie o aktualną tożsamość naszej kadry. Na konferencjach słyszeliśmy wprawdzie wiele pięknych wypowiedzi na temat nowego systemu gry i poszukiwania złotego środka między ofensywą i defensywą, ale w momencie, gdy rozbrzmiewał pierwszy gwizdek, to na boisku widzieliśmy przede wszystkim chaos, z którego (szczególnie na tle rywali prezentujących nieco niższą piłkarską jakość) od czasu do czasu udawało się stworzyć coś dobrego. Koncepcja? Nawet jeśli jakaś była, to momentami można było odnieść wrażenie, że każda z zawodniczek była na innej przedmeczowej odprawie. Zegar odliczający czas do rozpoczęcia holenderskiego turnieju bije niesamowicie szybko, czasu na eksperymenty pozostało już coraz mniej, a szwedzką reprezentację na chwilę obecną, nawet przy najbardziej optymistycznym podejściu do tematu, trudno nazwać drużyną gotową na podbój europejskich aren. Lista problemów, która teoretycznie powinna zacząć się skracać, niebezpiecznie się wydłużyła, a najważniejsze z nich przedstawiają się tak:

680

Fot. Petter Arvidson

O co w tym wszystkim chodzi? Kwestia absolutnie kluczowa, gdyż bez niej zwyczajnie nie ruszymy z miejsca. O ile na poziomie amatorskiego kopania piłki nie trzeba specjalnie przejmować się taktycznymi niuansami, o tyle od reprezentacji predendującej do światowej czołówki raczej oczekiwalibyśmy na boisku jakiegoś pomysłu na grę. W ostatnich tygodniach Sundhage przy każdej nadarzającej się okazji wspomina o magicznym nowym systemie, który w końcu pomoże znaleźć właściwy balans, ale póki co z nowości w pamięć zapadło jedynie bardzo nowatorskie krycie przy drugim golu dla Danii, kiedy to najpierw Harder wygrała główkę pomimo asysty czterech Szwedek, a następnie Nadim miała w polu karnym tyle wolnej przestrzeni, że przed oddaniem strzału zdążyłaby jeszcze wykonać telefon do Portland i poinformować wszystkich, żeby włączyli telewizory, bo za chwilę padnie gol.

Kombinować, ale jak? Wiele razy słyszeliśmy, iż jednym z filarów tajemniczego nowego systemu ma być gra kombinacyjna i częstsze utrzymywanie się w posiadaniu piłki. Aby jednak jakiś system zaczął funkcjonować w miarę poprawnie, zawsze warto mieć do tego odpowiednich wykonawców, a w tym konkretnym przypadku – odpowiednie wykonawczynie. Niestety, mimo najszczerszych chęci, efektowna i kreatywna gra nie jest pierwszą rzeczą, która przychodzi nam do głowy, gdy pomyślimy o tercecie Seger – Dahlkvist – Appelqvist. W tym zestawieniu jedynie piłkarka Lyonu ma bowiem jakiekolwiek predyspozycje, aby odnaleźć się w nowej taktyce Sundhage, choć i ona będzie zmuszona odejść od niektórych spośród preferowanych przez siebie zagrań. W ogóle, po dłuższym zastanowieniu dochodzimy do wniosku, że być może jedyną piłkarką, która bez większych problemów sprawdziłaby się w takiej grze (być może nawet u boku Seger) jest Katrin Schmidt, ale – paradoksalnie – debiut byłej młodzieżowej reprezentantki Niemiec w niebiesko-żółtych barwach jest dziś tematem znacznie bardziej odległym niż chociażby jeszcze rok temu.

Podcięte szwedzkie skrzydła. Tyle już napisaliśmy o enigmatycznym systemie, że chyba najwyższy czas nazwać go po imieniu. Nie jest to bowiem klasyczne ustawienie 4-3-3, lecz 4-3-2-1, momentami – w zależności od boiskowych wydarzeń – płynnie przechodzące w 4-3-1-2. Jak doskonale wiemy, każdy system na swoje ofiary, a w tym przypadku okazały się nimi klasyczne skrzydłowe, dla których zwyczajnie zabrakło miejsca w tej układance. Nie jest to oczywiście dobra wiadomość na przykład dla Julii Spetsmark, ale także i dla Kosovare Asllani, choć trzeba oddać, że akurat zawodniczka Manchesteru jest na tyle wszechstronna, że bez większego problemu odnajdzie się nawet w proponowanym przez Sundhage ustawieniu. Tak, czy inaczej, nie sposób nie zauważyć, że lansując taką formułę, już przed rozpoczęciem meczu na własne życzenie pozbawiamy się jednego argumentu, który w ofensywie bardzo mógłby się przydać.

In Hedvig we trust. Obecność w kadrze jednej z lepszych, a niewykluczone, że i najlepszej bramkarki na kontynencie to bezsprzecznie duży luksus, którego zazdroszczą nam w wielu krajach w Europie. Doświadczona Hedvig Lindahl mniej więcej dwa lata temu weszła na poziom nieosiągalny dla zdecydowanej większości golkiperek i od tej pory niezmiennie na nim pozostaje. Warto jednak zastanowić się, czy jesteśmy przygotowani na ewentualność, w której najlepszej szwedzkiej piłkarki na dwóch ostatnich wielkich turniejach miałoby w Holandii zabraknąć? Owszem, świetną i co najważniejsze równą formę w lidze prezentuje Jennifer Falk, przeciwko Iranowi i Norwegii z niezłej strony pokazała się Hilda Carlén, ale o żadnej z nich nie można powiedzieć, aby cieszyły się zaufaniem selekcjonerki. Bo jak inaczej można odczytywać fakt, że jeśli tylko Lindahl jest zdrowa, to w reprezentacji gra po prostu wszystko?

Dziura na lewej obronie. Przez większą część swojej selekcjonerskiej przygody Pia Sundhage obsadzała tę newralgiczną pozycję Magdaleną Eriksson lub Elin Rubensson, ale oba te rozwiązania okazały się ostatecznie mało trafione. Być może jakiś wpływ na to miał fakt, że żadna z wymienionych zawodniczek na co dzień z lewą obroną nie ma kompletnie nic wspólnego. Ba, żadna nie posiada nawet, wydawałoby się niezbędnego, doświadczenia z gry na boku formacji defensywnej! W ostatnich meczach mieliśmy już okazję oglądać nominalną lewą obrończynię Jonnę Andersson i choć sceptycy głośno zastanawiają się, czy aby na pewno prezentuje ona reprezentacyjny poziom, trzeba uczciwie przyznać, że obecnie także nie widzimy na horyzoncie wyraźnie lepszej alternatywy. Widzimy za to jedną równie dobrą, która na pewno – biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację – byłaby warta sprawdzenia. Nazywa się ona Elin Landström.

Sofia nie do poznania. W Montpellier ją uwielbiają i trudno się temu dziwić, gdyż naprawdę mają ku temu powody. Regularnie strzela, asystuje, a zdarza się, że i w pojedynkę potrafi zapewnić swojej klubowej drużynie bezcenne punkty. Niestety, cały czar pryska, gdy tylko przyjeżdża do kraju i przebiera się w koszulkę narodowej reprezentacji. Od marca 2015 i meczu na Algarve Cup przeciwko Niemkom, Sofia Jakobsson nie zagrała dla kadry meczu, w którym dałaby jej tyle, ile niemal co tydzień daje ekipie z Montpellier. Można byłoby tłumaczyć ten fakt specyfiką francuskiej ekstraklasy, gdyby nie to, że defensywy Iranu czy Mołdawii wcale nie prezentują się lepiej od tych z Metzu czy Marsylii. Ta trudna do zdefiniowana niemoc jest o tyle zadziwiająca, że akurat napastniczka o charakterystyce Jakobsson powinna świetnie odnaleźć się w trzyosobowej, na dodatek nie grającej w jednej linii formacji ofensywnej.

Czy mamy plan B? OK, wiem, że to będzie trudne, ale przez moment załóżmy, że system Sundhage zaczyna funkcjonować zgodnie z planem (jakkolwiek by on nie wyglądał), że znajdujemy w końcu ten upragniony i wyśniony balans, a problemy na newralgicznych pozycjach rozwiązują się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wciąż pozostaje jednak pytanie – i co dalej? Czy jeśli w 60. minucie meczu finałowego Francuzki/Niemki/Angielki przeczytają nas na tyle, że potrzebna będzie natychmiastowa korekta, to czy w naszych rękach będą znajdowały się jeszcze jakieś mocne karty? Wiosną, gdy w meczach przeciwko Szwajcarii i Holandii trzeba było w ostatnich minutach bronić satysfakcjonujących nas wyników, jedynym pomysłem było przejście na grę szóstką w defensywie i brakowało jedynie tego, aby między słupkami pojawiła się druga bramkarka. Czy latem 2017 będzie nas stać na jakąś bardziej sensowną, a zarazem mniej rozpaczliwą alternatywę? Bo są uzasadnione obawy, że ta, którą zastosowaliśmy w Rotterdamie, tym razem może się zakończyć co najwyżej powtórką z Ottawy.

Bezbramkowe derby Skandynawii

Bezbramkowy remis, niezła pierwsza połowa, nieco słabsza druga i wciąż więcej pytań niż odpowiedzi – tak w największym skrócie można streścić to, co wydarzyło się dziś wieczorem w Kristiansand. W starciu wicemistrzyń Europy z wicemistrzyniami olimpijskimi były momenty lepsze, gorsze, a na koniec nie zabrakło nawet scen rodem z kalifornijskich horrorów, gdy po zderzeniu głowami z Eriksson boisko opuszczała zakrwawiona Ada Hegerberg (na szczęście pierwsze informacje dotyczące stanu zdrowia snajperki Lyonu są optymistyczne). W 52. derbach Skandynawii zabrakło jednak goli, w związku z czym żadna z drużyn nie opuszczała murawy Sparebanken Sør Areny w stu procentach usatysfakcjonowana.

Dzisiejszy mecz był dwunastym w historii szwedzko-norweskim pojedynkiem, który zakończył się bez wyłonienia zwycięzcy i biorąc pod uwagę przebieg spotkania, rezultat ten należy uznać za w pełni sprawiedliwy. Przez większą część pierwszej połowy inicjatywa należała do podopiecznych Pii Sundhage i to właśnie nasze piłkarki były w tym okresie znacznie bliższe wyjścia na prowadzenie. Dwukrotnie w doskonałych sytuacjach znalazła się częściej niż zazwyczaj wspomagająca dziś ofensywny tercet Caroline Seger, ale w pierwszym przypadku jej intencje rewelacyjnie przeczytała doświadczona Hjelmseth, skracając kąt strzału, a w drugim futbolówka ostatecznie ugrzęzła w bocznej siatce norweskiej bramki. Jak można było przypuszczać, po stronie gospodyń najbardziej efektowna akcja w pierwszej części gry była efektem świetnej współpracy duetu Hansen – Ada Hegerberg, ale również im nie udało się wpisać wówczas do protokołu meczowego.

Im bliżej końcowego gwizdka, tym częściej to Norweżki starały się prowadzić grę, ale większość ich ataków pozycyjnych kończyła się w okolicach trzydziestego metra przed bramką Hildy Carlén. Szwedki, podobnie jak w fazie pucharowej Igrzysk Olimpijskich, nastawiły się przede wszystkim na szybkie kontrataki i niewiele brakowało, aby po jednym z nich w sytuacji sam na sam znalazła się Asllani. W ostatniej chwili spod nóg pomocniczki Manchesteru futbolówkę wygarnęła jednak wracająca Isaksen, zażegnując tym samym niebezpieczeństwo. Zawodniczka Stabæk pokazała się także pod szwedzką bramką, gdzie w 70. minucie mogła przesądzić o zwycięstwie swojej reprezentacji, ale ani ona, ani próbująca dobijać jej uderzenie Ada Hegerberg, nie potrafiły umieścić piłki w siatce gości. W ostatnich minutach pokonać Carlén próbowała jeszcze Haavi, ale skrzydłowa Lillestrøm źle podeszła pod piłkę, w efekcie czego futbolówka po jej strzale pofrunęła o dobrych kilka metrów zbyt wysoko.

Skoro jesteśmy już przy Hildzie Carlén, to jej występ zasługuje na osobny akapit chociażby z tego względu, iż po raz pierwszy w swojej reprezentacyjnej karierze miała ona okazję zagrać od pierwszej minuty w starciu z nieco bardziej wymagającym (a mówiąc bardziej otwarcie – po prostu poważnym) rywalem. Za dzisiejszy mecz przy jej nazwisku możemy z czystym sumieniem postawić mały plus, choć nie zapominamy o tym, że przytrafiły się jej także dwa niezbyt pewne wyjścia do górnych piłek; po jednym w każdej z połów. Poza tym, golkiperka Piteå ustrzegła się poważniejszych błędów, choć na początku drugiej części gry serca szwedzkich kibiców zadrżały, gdy Carlén postanowiła zabawić się w Hedvig Lindahl i interweniować daleko poza własną szesnastką. Na szczęście, tym razem z dryblingu z Emilie Haavi w okolicach linii bocznej udało się wyjść zwycięsko, ale na przyszłość radzilibyśmy jednak unikać tego typu decyzji w sytuacjach, gdy nie sa one absolutnie konieczne. Bramkarkę Piteå jednoznacznie możemy za to pochwalić za bardzo dobre czytanie gry, dobrą (a na pewno lepszą niż zwykle) grę nogami, a także niezłą współpracę z formacją defensywną, która przecież w takim ustawieniu nawet na gierkach treningowych nie grała ze sobą wielu minut.

Jednym z tematów na długie rozmyślania podczas zimowych wieczorów może być za to obsada pozycji środkowej napastniczki, która pełni niezwykle ważną rolę w preferowanym przez Sundhage ustawieniu. Dziś przez większą część meczu w tym sektorze boiska oglądaliśmy Sofię Jakobsson, ale kolejny już raz piłkarka Montpellier w koszulce szwedzkiej kadry okazała się być znacznie mniej produktywna niż w tej klubowej. W tych samych słowach moglibyśmy podsumować także występ Pauline Hammarlund, która wchodziła jako jokerka w obu październikowych sparingach, ale w żadnym nie potrafiła dać drużynie spodziewanego impulsu. Oczywiście, nie możemy zapominać, że w odwodzie pozostają jeszcze niedostępne tym razem z różnych względów Blackstenius oraz Schelin, a także zdobywająca powoli zaufanie selekcjonerki Larsson, ale jeśli założymy, że w wyjściowej jedenastce znajdzie się miejsce dla maksymalnie dwóch z nich, to rywalizacja zapowiada się niesamowicie pasjonująco. Równie ekscytująca walka toczyć będzie się także o miejsca w drugiej linii i trochę szkoda, że choćby przez minutę na tle nieźle dysponowanej Norwegii nie obejrzeliśmy dziś na przykład Julii Spetsmark, a zamiast niej na boisku pojawiła się nie znajdująca się jeszcze w optymalnej formie Hanna Folkesson.