Szwedzkie TOP-50 – napastniczki

hurtig

Nikogo nie może dziwić fakt, że Lina Hurtig jest ulubienicą trybun w Turynie (Fot. Getty Images)

Wiosną można było odnieść wrażenie, że Lina Hurtig posiada niezwykle rzadką umiejętność zamieniania w złoto wszystkiego, czego dotknie. Czas ten był dla niej perfekcyjny zarówno jeśli chodzi o dokonania klubowe, jak i reprezentacyjne i to bez względu na to, czy występowała akurat na skrzydle, czy tez na dziewiątce. Na tym jednak nie koniec, bowiem równie udana była w jej wykonaniu końcówka roku i gdyby nie naprawdę delikatny spadek formy wczesną jesienią, to mielibyśmy tu równorzędną, plebiscytową konkurentkę dla Fridoliny Rolfö. Snajperkę Juventusu z zawodniczką Barcelony łączy jednak nie tylko ogromny talent, ale i ponadprzeciętna podatność na kontuzje, więc do w pełni zasłużonych gratulacji dołączamy oczywiście standardowe życzenia zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Bo jak ono dopisze, to o postawę Hurtig możemy być całkowicie spokojni! Kolejne miejsca w zestawieniu to tercet napastniczek z Damallsvenskan, dzięki któremu także na rodzimej ziemi oglądaliśmy w minionym sezonie spektakle najwyższej kategorii. Stina Blackstenius z niezwykłą regularnością biła kolejne rekordy i nie ma chyba takiej klasyfikacji, w której jej nazwisko nie pojawiłoby się na jednym z czołowych miejsc. Madelen Janogy zdecydowała się na nowe otwarcie w barwach Hammarby i dołożyła w ten sposób sporą cegiełkę do tego, że beniaminek niemal do ostatniej kolejki bił się o lokatę gwarantującą start w eliminacjach przyszłorocznej Ligi Mistrzyń. Olivia Schough zanotowała zdecydowanie najlepszy sezon w karierze, a akces do ścisłej, krajowej czołówki zgłosiła w najtrudniejszym jego momencie, kiedy to wzięła na swoje barki odpowiedzialność za wynik zespołu i bezpiecznie doprowadziła Rosengård do stacji z napisem mistrzostwo.

Na tegorocznej liście mamy aż trzy nowe nazwiska, a każda z tych piłkarek zrobiła naprawdę wiele, aby w tym zestawieniu ostatecznie się znaleźć. Karin Lundin najpierw utrzymywała Örebro w bezpiecznym dystansie od strefy spadkowej, a po letnim transferze do Fiorentiny stała się jedną z poważniejszych kandydatek do korony królowej strzelczyń włoskiej Serie A. Emilia Larsson była postacią numer jeden fazy grupowej Pucharu Szwecji i największym objawieniem rundy wiosennej w Damallsvenskan, a osiemnastoletnia Rosa Kafaji nieprzypadkowo zamieniła po zakończeniu sezonu AIK Solna na BK Häcken pomimo zaporowej – jak mogłoby się w szwedzkich warunkach wydawać – sumy odstępnego. Odświeżenie rankingu niewątpliwie cieszy i mamy wielką nadzieję, że niebawem przynajmniej jedna z tych zawodniczek otrzyma szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności także na gruncie reprezentacyjnym od selekcjonera Gerhardssona. Na więcej minut w kadrze z pewnością może liczyć także Johanna Kaneryd, która okazała się beneficjentką zamiany Skanii na Hisingen.

Całkiem przyzwoitą wiosnę zaliczyła na hiszpańskich boiskach Sofia Jakobsson, ale transfer do monachijskiego Bayernu póki co ewidentnie nie wychodzi jej na plus. Wzloty i upadki notowała w ostatnich miesiącach także Mimmi Larsson, której w pokazaniu pełni możliwości często przeszkadzały niestety kontuzje. O siłę rażenia pierwszej linii mocno niepokoili się w Eskilstunie, ale rzeczywistość pokazała, że obawy te były cokolwiek nieuzasadnione. Felicia Rogic raz jeszcze udowodniła, że szybkość nie jest wcale jej jedynym atutem, a sensacyjny powrót do wielkiej formy zaliczyła powracająca do kraju z norweskiej przygody Mia Jalkerud. Utalentowana młodzież atakowała nie tylko w Sztokholmie, gdyż w barwach Linköping kapitalnie prezentowała się Cornelia Kapocs, udowadniając tym samym, że w jej przypadku nikt nie ma prawa mówić o one-season-wonder.

04-av

Szwedzkie TOP-50 – pomocniczki

rolfö (fcb)

Fridolina Rolfö i FC Barcelona – połączenie idealne? (Fot. FC Barcelona)

Już kilka razy ocierała się o Diamentową Piłkę, ale nikt chyba nie ma wątpliwości, że w tym roku trofeum to powinno trafić właśnie w jej ręce. Bo jak by nie patrzeć i jak by nie liczyć, rok 2021 był rokiem Fridoliny Rolfö. Raz jeszcze potwierdziło się, że w przypadku tej zawodniczki mamy do czynienia z gwiazdą największego formatu i jeśli tylko będzie zgadzać się zdrowie, to żadne limity dla niej nie istnieją. W reprezentacji błyszczała zarówno podczas japońskich Igrzysk, jak i w trakcie niełatwych przecież jesiennych eliminacji do mundialu. W nowym klubie pokazała się jako piłkarka wszechstronna, dynamiczna i potrafiąca błyskawicznie wpasować się do gry najlepszej drużyny klubowej minionego roku. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że to wcale nie musi być jeszcze jej sufit. Te same słowa możemy zresztą odnieść do chyba największej rewelacji ostatnich miesięcy, czyli Filippy Angeldal. I choć w sporcie popularne jest powiedzenie, że sylwetka nie gra, to jednak nie sposób nie zauważyć jak wielki postęp pomocniczka ta zrobiła pod względem motorycznym. A ponieważ piłkarsko u niej też wszystko się zgadza, to możemy mówić już o zawodniczce kompletnej, która może stanowić wartość dodaną zarówno dla reprezentacji Szwecji, jak i dla Manchesteru City. Kolejne miejsca w rankingu okupują dwie legendy w osobach Kosovare Asllani oraz Caroline Seger. O nich akurat powiedziano i napisano chyba już wszystko, ale japońskie Igrzyska pokazały ponad wszelką wątpliwość, że złota generacja szwedzkiego futbolu póki co ani myśli ustępować miejsca młodszej fali. I bardzo dobrze, bo oglądanie tej dwójki to bez względu na okoliczności czysta przyjemność.

Co słychać na kolejnych miejscach? Znajdziemy tam Hannę Bennison, która latem zamieniła Damallsvenskan na angielską FA WSL i w nowych realiach zaaklimatyzowała się naprawdę udanie. Na tę chwilę możemy powiedzieć, że jest zawodniczką numer dwanaście w kadrze Evertonu, ale patrząc jak wielką różnicę potrafią często zrobić jej wejścia z ławki, pewne miejsce w jedenastce wydaje się być wyłącznie kwestią czasu. Bardzo solidnie w barwach Racingu Louisville prezentowała się natomiast Freja Olofsson i nic dziwnego, że jeszcze w grudniu zainteresowanie jej osobą wyrażały między innymi dwa uznane kluby hiszpańskie. Na liście zwraca uwagę obecność aż trzech piłkarek Häcken, choć nie da się nie zauważyć, że w porównaniu z rokiem 2020 zarówno Filippa Curmark, jak i Julia Zigiotti nieco obniżyły loty. Powrót do gry po przerwie macierzyńskiej zanotowała za to Elin Rubensson i nawet jeśli nie był to comeback w spektakularnym, hollywoodzkim stylu, to z nią na boisku jakość drugiej linii zespołu z Hisingen jest zdecydowanie wyższa niż pod jej nieobecność. Za sprawą Anny Welin oraz Alice Nilsson dwie piłkarki w zestawieniu ma także Kristianstad i to również dzięki temu właśnie duetowi klub prowadzony przez Elisabet Gunnarsdottir drugi raz z rzędu potrafił zakończyć ligowe zmagania na najniższym stopniu podium.

Zaskoczeniem mogą być natomiast dwie tegoroczne nowości na liście. Fanny Andersson imponowała równą formą zarówno wiosną w Eskilstunie, jak i jesienią w Piteå i jej nazwiska po prostu nie dało się tu pominąć. Jeszcze ciekawszy wydaje się chyba jednak przykład Fanny Hjelm, który pokazuje, że nawet po trzydziestce można wejść na solidny, ligowy poziom. Zawodniczka Hammarby doskonale odnalazła się w taktyce zaordynowanej przez Pabla Pinonesa-Arce i to właśnie ona była jedną z cichych bohaterek wspaniałego sezonu w wykonaniu stołecznego beniaminka.

03-mt

Szwedzkie TOP-50 – obrończynie

glas (mladen lackovic)

Hanna Glas – jedna z najlepszych defensorek niemieckiej Bundesligi (Fot. Mladen Lackovic)

Historia tej zawodniczki bez wątpienia nadawałyby się na scenariusz do filmu. Aż trzykrotnie poważne kontuzje próbowały zatrzymać jej karierę, ale ona za każdym razem wracała na boisko silniejsza niż kiedykolwiek. Determinacja w dążeniu do celu została ostatecznie nagrodzona, a kończący się właśnie rok był dla niej pasmem niekończących się sukcesów. Kibice reprezentacji na zawsze zapamiętają ocierający się o perfekcję występ przeciwko mistrzyniom świata z USA, a fani monachijskiego Bayernu z dumą obserwowali, jak Hanna Glas z rekordową przewagą w głosowaniu zostaje wybrana do jedenastki sezonu niemieckiej Bundesligi. Fenomenalny sezon defensorki z Bawarii sprawił, że po dwuletniej dominacji pozycję liderki zestawienia musiała opuścić Magdalena Eriksson, choć trzeba wyraźnie podkreślić, że kapitanka Chelsea w ostatnich miesiącach jak najbardziej potwierdziła swoją przynależność do światowej czołówki wśród stoperek. Do tego elitarnego grona powoli zbliża się również Amanda Ilestedt, której przenosiny z południa Niemiec do stolicy Francji ewidentnie wyszły na dobre. Teraz jeszcze tylko pozostaje ustabilizować i tak niezłą już formę i można realnie myśleć o tym, aby za rok znaleźć się na samym szczycie tego mocno obsadzonego przecież rankingu. Co ciekawe, podobnie jak przed rokiem, całe podium wśród obrończyń zajęły piłkarki z rocznika -93, choć tym razem zabrakło na nim miejsca dla Jonny Andersson. Lewa defensorka Chelsea, po całkiem udanej rundzie wiosennej i przyzwoitym występie na Igrzyskach, jesienią straciła miejsce w wyjściowej jedenastce londyńskiej ekipy i póki co nie dała Emmie Hayes wielu argumentów przemawiających za tym, aby niebawem miała je odzyskać.

O ile poza granicami Szwecji popis dawały 28-latki, o tyle na stadionach Damallsvenskan z najlepszej strony pokazywały się defensorki, które trzydzieste urodziny mają już dawno za sobą. Nilla Fischer była skałą i opoką w niestanowiącej bynajmniej monolitu formacji obronnej Linköping, a niewiele od niej młodsza Sandra Adolfsson bardzo skutecznie dyrygowała poczynaniami koleżanek z Vittsjö. Po pełnej niepotrzebnych turbulencji zimie, efektowny powrót do zestawienia zanotowała Emma Berglund, udowadniając w tej sposób wszystkim niedowiarkom, że jeszcze nie pora ją skreślać. Problemy zdrowotne mocno wyhamowały także karierę Mii Carlsson, ale na szczęście rok 2021 okazał się dla niej zdecydowanie bardziej łaskawy niż poprzedni. I choć w przyszłym sezonie nie będziemy już oglądać jej wzorowej współpracy z Josefine Rybrink, to za ten rok obu defensorkom Kristianstad należą się bez wątpienia gromkie oklaski. Podobnie zresztą jest w przypadku Nellie Karlsson, która wprawdzie poznała w Växjö gorzki smak degradacji, ale do swojej postawy poważniejszych zastrzeżeń mieć absolutnie nie powinna.

Na liście wyróżnić możemy także dwa niespotykane tu dotąd nazwiska. Amanda Nildén najpierw zaliczyła bardzo udaną rundę w Eskilstunie, a po letnim transferze do włoskiego Juventusu konsekwentnie budowała swoją pozycję w nowej dla siebie lidze. Równie spektakularnie z wielkim futbolem przywitała się dziewiętnastoletnia Hanna Lundkvist, która była najjaśniejszą postacią defensywy rewelacyjnego beniaminka z Södermalm, a kapitalna postawa na boiskach Damallsvenskan zaowocowała grudniowym transferem do madryckiego Atletico. I oby w przypadku obu tych piłkarek była to dopiero zapowiedź wielkich rzeczy, których obie jak najbardziej mogą niebawem w świecie futbolu dokonać.

02-fv

Szwedzkie TOP-50 – bramkarki

falk

Jennifer Falk z wyróżnieniem zdała reprezentacyjny egzamin dojrzałości (Fot. Bildbyrån)

Oficjalnie zamykający piłkarski rok ranking zaczynamy tradycyjnie od bramkarek, czyli od pozycji, na której próżno szukać większych zawirowań. Po raz drugi z rzędu króluje nam Jennifer Falk i mając na uwadze ostatnich dwanaście miesięcy są to rządy absolutnie niepodzielne. Golkiperka Häcken regularnie pokazywała się z dobrej strony zarówno w lidze, jak i w europejskich pucharach i z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością możemy stwierdzić, że gdyby nie ona, porażki klubu z Hisingen z Bayernem czy Lyonem byłyby zdecydowanie bardziej dotkliwe. 28-latka z Göteborga zaimponowała ponadto występami w kadrze, gdzie wykorzystała każdą spośród otrzymanych przez selekcjonera szans. Jej kapitalne występy przeciwko USA (w kwietniowym meczu towarzyskim) oraz Nowej Zelandii (to już na Igrzyskach w Japonii) jednoznacznie pokazały, że Falk już teraz jest całkowicie gotowa do roli bramkarki numer jeden w najważniejszej drużynie w kraju. Póki co Peter Gerhardsson w decydujących starciach stawiał jednak na doświadczoną Hedvig Lindahl i trudno powiedzieć, aby wyszedł na tym źle. Legenda szwedzkiej bramki zaliczyła poprawny występ na turnieju w Tokio, a i w lidze nie zanotowała spektakularnych wpadek. Tyle tylko, że okazji do zaprezentowania swoich umiejętności kibicom madryckiego Atletico nie miała zbyt wiele, gdyż o miejsce między słupkami musiała ostro rywalizować zarówno wiosną (z Pauline Peyraud-Magnin), jak i jesienią (z Dolores Gallardo).

Na ławce rezerwowych Chelsea na dłużej utknęła natomiast Zecira Musovic, która regularne występy bardzo długo notowała jedynie w mniej prestiżowych rozgrywkach. I choć spisywała się w nich bez zarzutu, to wszyscy czekaliśmy na okazję do nieco poważniejszej weryfikacji. Ta nadarzyła się pod koniec roku, gdy z powodów zdrowotnych niezdolna do gry była Ann-Katrin Berger i … wszyscy wiemy, jak piękną katastrofą dla mistrzyń Anglii się ona zakończyła. Oczywiście, niezwykle kosztowne porażki z Reading i Wolfsburgiem nie są wyłączną winą golkiperki ze Skanii, ale szwedzka piłkarka na pewno nie dała tymi występami impulsu do tego, aby obecna hierarchia miała za chwilę ulec zmianie. Zdecydowanie inaczej mają się sprawy z Emmą Holmgren, która po całkiem udanej rundzie w Eskilstunie podpisała dwuletni kontrakt z wielkim Olympique Lyon i tyle ją na murawie widzieliśmy. Trochę szkoda, bo z jednej strony sama obecność w kadrze tak utytułowanego klubu jest ogromną nobilitacją, ale jednak dla zawodniczki w wieku 24 lat żaden trening z najlepszymi nie zastąpi meczowego rytmu. A tego ostatniego golkiperce z Uppsali ewidentnie póki co brakuje. Tegoroczną listę zamyka Cajsa Andersson, co mówi wiele nie tyle o niej samej, co o obecnej kondycji szwedzkiej bramki. Piłkarka Linköping znalazła się w zestawieniu pomimo faktu, że przez większą część roku zacięcie rywalizowała o skład z fińską nastolatką Anną Koivunen. Kołderka na tej pozycji jest jednak zdecydowanie krótsza niż kiedykolwiek wcześniej, ale czy może być inaczej, skoro zaledwie w dwóch (!!!) klubach Damallsvenskan pewne miejsce między słupkami miała w minionym sezonie rodzima bramkarka. A i w Elitettan proporcje te wyglądają gorzej niż kiedykolwiek wcześniej. Cóż, pozostaje cieszyć się, że póki co mamy Falk w fenomenalnej formie, gdyż zaplecza na horyzoncie na ten moment zwyczajnie nie widać.

01-mv

Szwedzka wiosna w Europie

uefa_women_s_champions_league_202122_quarter-finals_draw_16_.jpg

Tak w komplecie prezentują się pary ćwierćfinałowe obecnej edycji Ligi Mistrzyń

Porażka piłkarek Häcken w Lyonie oficjalnie zakończyła udział szwedzkich klubów w obecnej edycji Ligi Mistrzyń. Ekipa z Hisingen jako jedyna z grona trzech przedstawicieli Damallsvenskan udanie przebrnęła przez kwalifikacje, ale już sam start w fazie grupowej nie był dla podopiecznych Matsa Grena i Roberta Vilahamna specjalnie udany. Pięć porażek w sześciu meczach, a także festiwal indywidualnych błędów w formacji defensywnej sprawił, że debiutu nowego formatu najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywek nie będziemy chyba wspominać z sentymentem. Drobnym pocieszeniem pozostaje fakt, iż dwa zwycięstwa Häcken nad Vålerengą (to jeszcze w eliminacjach) oraz wyszarpany triumf w Lizbonie pozwoliły nam przynajmniej na rok obronić piątą lokatę w krajowym rankingu UEFA, ale wynik ten można co najwyżej nazwać wypełnieniem absolutnego planu minimum. A i to wielu ekspertów poddałoby zapewne w wątpliwość. Dla porządku przypomnijmy jeszcze, że Rosengård pożegnał się z pucharami w trzeciej rundzie kwalifikacyjnej (przegrywając w kuriozalnych okolicznościach dwumecz z Hoffenheim), a Kristianstad potknął się na drugim płotku, którym okazało się francuskie Bordeaux. I znów: niby z takimi rywalkami odpaść nie wstyd, ale przecież doskonale pamiętamy te mecze i bardzo dobrze wiemy, że zdecydowanie lepsze wyniki były w nich dosłownie na wyciągnięcie ręki. O odpadnięciu obu ekip ze Skanii zadecydowały jednak detale i to one sprawiają, że piłkarską jesień 2021 w wykonaniu szwedzkich klubów oceniamy jednak na minus.

Skoro jednak my jesteśmy rozczarowani, to co mają w tym momencie powiedzieć Anglicy? Mierzący niezwykle wysoko Manchester City został wyjaśniony jeszcze w eliminacjach, a uchodząca za być może głównego faworyta całych rozgrywek Chelsea pożegnała się z marzeniami o końcowym triumfie już na etapie fazy grupowej. Wiosną honoru FA WSL bronić będzie więc jedynie Arsenal, choć i podopieczne doskonale znanego nam Jonasa Eidevalla promocję do ćwierćfinału wywalczyły w wielkich bólach i mękach na stadionie w Dietmara Hoppa. Na przeciwnym biegunie pod względem nastrojów znajdują się natomiast Hiszpanie, bo o ile do Barcelony grającej w swojej własnej lidze zdążyliśmy się już jako tako przyzwyczaić, to awans do ósemki zawodniczek Realu Madryt jest już pewnym zaskoczeniem. Tym bardziej, że po drodze do tej fazy zmagań piłkarki ze stolicy Hiszpanii skutecznie wyjaśniły między innymi wspomniany już Manchester City, o czym wielu zdążyło już zresztą zapomnieć. A przecież z równie dobrej strony pokazało się nam Levante, które wprawdzie nie wyrzuciło za burtę wielkiego Lyonu, ale potrafiło rozegrać z najbardziej utytułowanym, europejskim klubem naprawdę wyrównany dwumecz. Powody do radości mają ponadto sympatycy klubowego futbolu w wydaniu włoskim (to głównie za sprawą rewelacyjnego Juventusu), portugalskim, czy też ukraińskim. Solidna postawa Żytłobudu Charków sprawiła bowiem, że ostatnia z wymienionych lig w sezonie 2023-24 będzie reprezentowana w eliminacjach Ligi Mistrzyń przez nie jeden, lecz aż dwa kluby.

Przedstawicielek Damallsvenskan na etapie ćwierćfinałów próżno szukać, ale jeszcze przed dzisiejszym losowaniem było jasne, że w obecnych rozgrywkach po najcenniejsze trofeum sięgnie przynajmniej jedna Szwedka … albo Szwed. Tak się bowiem ciekawie złożyło, że w każdej z pozostałych na placu boju drużyn znajdziemy przynajmniej jeden niebiesko-żółty akcent, czy to w kadrze zawodniczej, czy na ławce trenerskiej. Dziś nie będziemy oczywiście analizować szans poszczególnych ekip na wygranie tegorocznej Ligi Mistrzyń (na trzy miesiące przed wznowieniem rozgrywek trochę mijałoby się to z celem), ale zobaczmy, jak zakończone właśnie losowanie przedstawia się ze szwedzkiej perspektywy. A jest ona na tyle ciekawa, że każdy mecz wiosennej części rozgrywek będzie dla nas niezwykle interesujący. Oczywiście, włącznie z wielkim finałem w Turynie i to bez względu na to, kto ostatecznie w nim wystąpi.


Ćwierćfinały Ligi Mistrzyń 2021-22:

FC Bayern München (Glas, Jakobsson) – Paris Saint-Germain (Ilestedt)

Juventus FC (Hurtig, Nildén, Sembrant) – Olympique Lyonnais (Holmgren)

Arsenal FC (Eidevall) – VfL Wolfsburg (Blomqvist)

Real Madrid CF (Asllani) – FC Barcelona (Rolfö)


Półfinały Ligi Mistrzyń 2021-22:

Real/Barcelona – Arsenal/Wolfsburg

Juventus/Lyon – Bayern/PSG


Finał Ligi Mistrzyń 2021-22:

Zwyciężczynie półfinału 1 – Zwyciężczynie półfinału 2

Żegnaj, Europo!

contentmedium

Beata Kollmats zupełnie nie radziła sobie z ofensywną siłą Lyonu (Fot. Getty Images)

Starcie pierwszej z ostatnią drużyną grupy D wyglądało dokładnie tak, jak stereotypowo wyobrażalibyśmy sobie klasyczną potyczkę lidera z outsiderem. Niestety, spora w tym zasługa samych piłkarek Häcken, które robiły naprawdę bardzo wiele, aby ułatwić rywalkom z Lyonu zadanie. A kolejne, tracone przez wicemistrzynie Szwecji gole napawały nas coraz większą beznadzieją, bo jak tu konkurować z najlepszymi w Europie, jeśli popełnia się seryjnie tak podstawowe, nijak nie pasujące do standardów Ligi Mistrzyń błędy.

Nie mamy pojęcia, czy trener Robert Vilahamn lubi grać w bingo, ale wczoraj wieczorem szkoleniowiec Häcken jak najbardziej mógł odhaczyć na liście w zasadzie wszystkie boiskowe zdarzenia, których w meczu z francuskim hegemonem chcieliśmy uniknąć. Mnożyły się straty na własnej połowie, szwankowała celność podań w poprzek placu gry, a boczne defensorki wielokrotnie traciły futbolówkę na rzecz zawodniczek Lyonu w newralgicznych sektorach boiska. To jednak nie wszystko, gdyż znów dały o sobie znać szkolne błędy indywidualne, dzięki którym rywalki nawet nie musiały się specjalnie wysilać, aby wpisywać się po kolei na listę strzelczyń. Jasne, możemy mówić, że na przykład gol na 1-0 był wypadkową szczęścia i przytomności umysłu Catariny Macario, ale zadajmy sobie pytanie, czy reprezentantka USA oddałaby w taj akcji jakikolwiek strzał, gdyby nie wydatna pomoc ze strony Beaty Kollmats. Stoperka z Hisingen miała swój udział także przy drugim golu dla Lyonu, kiedy to pozwoliła Adzie Hegerberg na zdobycie jednej z najłatwiejszych bramek w karierze. Nawiasem mówiąc, norweska napastniczka w identyczny sposób trafiała już do siatki rywalek kilkaset razy, ale jak widać cały czas ten stosunkowo prosty schemat jest w stanie rozmontować niejedną formację defensywną świata. Inna sprawa, że kapitalną pracę dla swojej klubowej koleżanki zrobiła w tej konkretnej sytuacji Selma Bacha, potwierdzając tym samym status jednego z największych odkryć rundy jesiennej nie tylko na francuskich boiskach. W ostatnim kwadransie zawodniczki z Lyonu dołożyły jeszcze dwa kolejne gole; najpierw do meczowego protokołu wpisała się doświadczona Amandine Henry, wykorzystując błąd Filippy Curmark przy próbie wyprowadzenia piłki, a przysłowiową wisienką na torcie okazało się trafienie po stałym fragmencie gry. Wiemy skądinąd, że po meczach przeciwko Benfice i Bayernowi to właśnie ten element ćwiczony był przez piłkarki z Hisingen najbardziej intensywnie, ale wystarczyła chwila nieuwagi i machnięcie się Johanny Kaneryd, aby Melvine Malard do spółki z Janice Cayman ustaliły wynik rywalizacji.

W poprzednim akapicie pojawiło się kilka nazwisk piłkarek Häcken, ale trzeba mieć na uwadze fakt, że nie były one jedynymi, którym przytrafiały się w omawianym tu meczu kompletnie niewytłumaczalne kiksy. Bardzo niebezpieczne straty zaliczały chociażby Anna Csiki, czy wczorajsza jubilatka Hanna Wijk, ale ich błędy nie prowadziły w linii prostej do kolejnych goli dla Lyonu. Nie jest to jednak w żadnym stopniu okoliczność łagodząca, podobnie zresztą jak w przypadku Luny Gevitz, która tak wiele razy została wsadzona przez francuską ofensywę na karuzelę, że w najbliższym czasie nie musi wybierać się w tym celu do parku rozrywki. Czy zatem w zespole wicemistrzyń Szwecji ktokolwiek zasłużył na wyróżnienie? Owszem, jak najbardziej znaleźliśmy dwie takie piłkarki, dzięki którym wynik wczorajszej rywalizacji nie prezentuje się jeszcze mniej ekskluzywnie. Jedną z nich jest oczywiście Jennifer Falk i jeśli ten mecz miał być pożegnaniem 28-letniej golkiperki z Hisingen, to ręce aż same składają się do oklasków. Interwencje po strzałach Delphine Cascarino, czy Janice Cayman były naprawdę najwyższej próby, a nie zapominajmy przecież o wszystkich momentach, kiedy to błyskawiczna reakcja bramkarki Häcken pozwoliła naprawić błędy koleżanek z formacji defensywnej. Drugą piłkarką zasługującą na pochwałę jest natomiast Stina Blackstenius, która na stadionie w Lyonie rozegrała jeden z lepszych meczów w obecnej edycji Ligi Mistrzyń. I bardzo szkoda, że szczególnie w drugiej połowie nie bardzo miała z kim grać, bo jej przegląd pola i wysoka celność podań naprawdę mogły przełożyć się w ofensywie na coś zdecydowanie bardziej konstruktywnego. Przebłyski solidnej gry miały ponadto Johanna Kaneryd oraz Elin Rubensson, ale to wszystko było zdecydowanie zbyt mało na dobrze dysponowany Lyon. Debiutancka przygoda z odnowioną Ligą Mistrzyń kończy się zatem dla Häcken piątą porażką w sześciu grupowych meczach i gdybyśmy mieli z dzisiejszej perspektywy przewidywać przyszłość, to trudno wyobrazić sobie, aby klub z Västergötland miał za rok znów zameldować się w gronie szesnastu najlepszych drużyn w Europie. Tym bardziej, że przez kwalifikacje będzie musiał przechodzić w zdecydowanie bardziej wymagającej ścieżce ligowej. Niezmiennie mamy jednak nadzieję, że mityczne wnioski z lekcji udzielonych przez Lyon i Bayern zostaną jednak wyciągnięte, bo mocne Häcken jest czyś, czego szwedzka piłka niewątpliwie potrzebuje.


15.12.2021.

Liga Mistrzyń 2021/22 – grupa D

Olympique Lyonnais 4-0 BK Häcken

1-0 Macario 35., 2-0 Hegerberg 52., 3-0 Henry 76., 4-0 Cayman 79.

Lyon: Endler – Carpenter, Buchanan, Renard, Morroni (59. Cayman) – Mbock Bathy (78. Julini), Henry (83. Banyahia) – Cascarino (59. Malard), Macario (78. Bruun), Bacha – Hegerberg

Häcken: Falk – Wijk, Gevitz, Kollmats, Ökvist – Rubensson, Curmark – Kaneryd, Larsen (80. Karlernäs), Csiki (57. Gejl) – Blackstenius


W drugim meczu grupy D Bayern Monachium pewnie pokonał Benfikę Lizbona po golach Karoliny Vilhjalmsdottir, Lei Schüller, Giulii Gwinn oraz Klary Bühl. Mistrzynie Niemiec umocniły się tym samym na drugim miejscu w grupie i wraz z Lyonem awansowały do ćwierćfinału Ligi Mistrzyń. Klub ze stolicy Portugalii zakończył natomiast grupową rywalizację na trzeciej lokacie.