Kadra na Hiszpanię i Francję

gerhardsson-emtrupp-2022

Piłkarski tydzień pędzi w takim tempie, że aż trudno skupić się dłużej na jednym, konkretnym wydarzeniu. Dopiero co emocjonowaliśmy się meczem sezonu w Damallsvenskan, Rosengård skutecznie wypełnił misję awansu do Ligi Mistrzyń, a tu już za pasem kolejne okienko reprezentacyjne i czekające nas emocje z kadrą Petera Gerhardssona w roli głównej. A zapowiada się ono o tyle ciekawie, że przynajmniej w teorii wreszcie przyjdzie nam mierzyć się z rywalkami, które mają wszelkie atuty, aby mocno uwypuklić nasze ewentualne braki. Bo z całym szacunkiem do przeciwniczek z zakończonych właśnie śmiesznych eliminacji, starcia z nimi były w przeważającej większości niczym innym jak kompletnie bezwartościowym wypełnianiem kalendarza. Tym razem na być więc inaczej, choć nie jest też wielką tajemnicą, że zarówno hiszpańską, jak i francuską federacją wstrząsnęły ostatnimi czasy niemałe skandale. My jednak patrzymy głównie na siebie i na czysto sportowy aspekt tych potyczek.

Jeśli chodzi o powołania, to już tradycyjnie nie było w nich rewolucji, choć do bliższego przyjrzenia się niektórym nazwiskom zmusiła Gerhardssona sytuacja kadrowa. Mocno liczyliśmy, że miejsce kontuzjowanej Hanny Glas zajmie na prawym wahadle jej imienniczka Wijk, że poważną szansę otrzymają inne, zachwycające nas tydzień w tydzień na ligowych murawach młode strzelby (Sandberg, Vinberg), ale selekcjoner stwierdził, że … akurat te piłkarki swoje zadanie mają wykonać gdzie indziej. Tym sposobem na liście znalazło się nazwisko Stiny Lennartsson, która faktycznie notuje w barwach Linköping zdecydowanie najlepszy sezon od czasu pamiętnej kontuzji, ale czy aby na pewno jest to już ten poziom? Choć z drugiej strony, dopóki tego nie zweryfikujemy, nigdy nie będziemy mieć pewności. Dyskusja na temat kadr młodzieżowych, a także roli, którą mają one odgrywać w reprezentacyjnym łańcuchu pokarmowym, odżyła jednak właśnie na nowo i dopiero się rozkręca.

Między słupkami szwedzkiej bramki swoją długo wyczekiwaną szansę dostanie wreszcie Zecira Musovic. Golkiperka londyńskiej Chelsea na kadrę jeździ od pewnego czasu regularnie, ale wciąż czeka w niej na pierwszy, poważny test. I jeśli najbliższe godziny nie przyniosą nam niczego nieprzewidywanego, to próba ta czeka ją już na początku października w rywalizacji z Hiszpanią i Francją. Co ciekawe, miejsce w szerokiej kadrze wywalczyła sobie także Emma Lind, czyli zawodniczka z chyba najciekawszą ze wszystkich ścieżką kariery. Golkiperka ta objawiła nam się swego czasu w barwach Limhamn Bunkeflo, następnie reprezentowała między innymi w Turbine Poczdam, ale jeszcze na początku obecnego sezonu występowała w drugoligowym Jitexie Möldnal. Obecnie zawitała natomiast do wicemistrzyń Włoch z AS Roma, gdzie spotkała się między innymi ze Stephanie Öhrström, choć akurat żadna ze Szwedek nie jest naturalną jedynką w układance trenera Alessandro Spugny. W formacjach ofensywnych większych zaskoczeń nie stwierdzono, choć godny odnotowania jest powrót do łask duetu Julia Zigiotti – Sofia Jakobsson, co mając na uwadze szczególnie dyspozycję tej pierwszej, jest jednak pewną zagadką.


Kadra na Hiszpanię i Francję:

Bramkarki: Emma Holmgren (Lyon), Emma Lind (Roma), Zecira Musovic (Chelsea)

Obrończynie: Jonna Andersson (Hammarby), Nathalie Björn (Everton), Magdalena Eriksson (Chelsea), Amanda Ilestedt (PSG), Emma Kullberg (Brighton), Stina Lennartsson (Linköping), Amanda Nildén (Juventus), Linda Sembrant (Juventus)

Pomocniczki: Filippa Angeldal (Man. City), Kosovare Asllani (Milan), Hanna Bennison (Everton), Filippa Curmark (Häcken), Johanna Kaneryd (Chelsea), Fridolina Rolfö (Barcelona), Elin Rubensson (Häcken), Olivia Schough (Rosengård), Julia ZIgiotti (Brighton)

Napastniczki: Stina Blackstenius (Arsenal), Rebecka Blomqvist (Wolfsburg), Lina Hurtig (Arsenal), Sofia Jakobsson (San Diego), Madelen Janogy (Hammarby)


Terminarz kadry:

7. października, godz. 20:30: Hiszpania – Szwecja (Kordoba)

11. października, godz. 18:30: Szwecja – Francja (Göteborg)

Plan wykonany

BEN_2730-scaled-e1663839094968-2048x737

FC Rosengård – uczestniczki fazy grupowej Ligi Mistrzyń 2023 (Fot. Bildbyrån)

Gdyby spojrzeć na efekt końcowy, to można spokojnie przyznać, że szwedzkie kluby w eliminacjach Ligi Mistrzyń po prostu zagrały na miarę oczekiwań. Kto miał odpaść – odpadł, kto miał awansować – awansował, ale porażka piłkarek Kristianstad z Ajaxem, czy heroiczna walka Häcken z hegemonem z Paryża z pewnością ujmy naszej lidze nie przynoszą. Jak się jednak zwykło mówić, historię piszą zwyciężczynie, a tymi zdecydowanie były dziś wieczorem zawodniczki z Malmö. Zespół prowadzony przez Renée Slegers przed tygodniem przywiózł z norweskiego Bergen całkiem satysfakcjonujący remis i na własnym boisku miał postawić ostatni krok na drodze do europejskiego raju. Cel ten udało się zrealizować, choć do przerwy żadna z ekip nie potrafiła przechylić losów rywalizacji na swoją stronę. Mistrzynie Szwecji doskonale weszły jednak w drugą połowę i to właśnie początkowe fragmenty tej części gry przesądziły ostatecznie o wyniku dwumeczu. Spora w tym zasługa grającej dziś na prawym wahadle Rii Öling, która na swoim skrzydle była dosłownie i w przenośni nie do zatrzymania i to właśnie z jej sektora boiska zainicjowane zostały dwie bramkowe akcje Rosengård. Nie możemy jednak w tym miejscu nie docenić także zasług Sofie Bredgaard, gdyż to kapitalny strzał w wykonaniu młodej Dunki był de facto pierwszym sygnałem, że oto na Malmö IP będziemy za chwilę świadkami historycznego wydarzenia. I gdyby patrzeć na rywalizację z Brann jako całość, to chyba właśnie do Bredgaard lub do jej rodaczki Olivii Holdt powędrowałaby statuetka dla najbardziej wartościowej zawodniczki dwumeczu. W samej końcówce piłkarki z Norwegii stać było jeszcze na zdobycie trafienia honorowego, ale stało się to w momencie, gdy gospodynie prowadziły już 3-0, w pełni kontrolując boiskowe wydarzenia. I dobrze, gdyż dzięki temu szwedzka piłka klubowa pozostanie w tym roku w grze aż do połowy grudnia, bo właśnie wtedy zaplanowano ostatnią serię spotkań fazy grupowej Ligi Mistrzyń.

Zdecydowanie trudniejsze zadanie miały dziś podopieczne Roberta Vilahamna i choć potężnego PSG nie udało im się wyeliminować, to za postawę w rewanżowym starciu również należą im się spore pochwały. Tak, szczególnie w drugiej połowie przewaga górujących pod względem motorycznym wicemistrzyń Francji zaczęła się uwidaczniać, ale licznie zgromadzona na trybunach Bravida Areny publiczność na zawsze zapamięta na przykład okres między 20., a 35. minutą, kiedy to skromny klub z Hisingen potrafił dosłownie zepchnąć do narożnika europejskiego, futbolowego giganta. Niewykorzystana setka Stine Larsen, fenomenalne rajdy posiadającej chyba żelazne płuca Anny Sandberg, czy kapitalna współpraca Rubensson i Curmark w środku pola to obrazki, do których jeszcze długo będziemy wracać z nieukrywaną radością i dumą. A przecież gospodynie o choćby jednego gola walczyły naprawdę do końca i jeszcze w doliczonym czasie gry mogła zapisać go na swoim koncie Elma Nelhage. I bardzo szkoda, że tak się właśnie nie stało, gdyż byłoby to wspaniałe podsumowanie tej inspirującej historii. Ale fani Os z Hisingen i tak mieli mnóstwo powodów, aby po ostatnim gwizdku oklaskiwać swoje boiskowe bohaterki.

O awans do fazy zasadniczej Ligi Mistrzyń grano dziś nie tylko w Szwecji, ale w wielu miastach całej Europy. Wyniki sprzed tygodnia sugerowały, że możemy być świadkami przynajmniej jednej niespodzianki, ale faworytki ostatecznie w komplecie poradziły sobie z przejściowymi trudnościami, solidarnie awansując do kolejnej rundy. W najlepszej szesnastce kontynentu nie zabraknie zatem między innymi piłkarek Arsenalu, Juventusu, czy Benfiki, które już w najbliższy poniedziałek dowiedzą się, z kim przyjdzie im rywalizować o promocję do ćwierćfinału. Dodajmy tylko, że jeśli Bayern Monachium nie straci na własnym boisku zaliczki przywiezionej z Sociedad, to mistrzynie Szwecji podczas losowania fazy grupowej znajdą się w trzecim koszyku.

fcr

bkh

Podsumowanie 21. kolejki

jpeg

Olga Ahtinen raz jeszcze poprowadziła swój zespół do bezcennego zwycięstwa na niełatwym terenie (Fot, Corren)

Momenty 21. kolejki:

W derbach Skanii szanują tradycję. Bezpośrednie starcia Rosengård i Vittsjö zazwyczaj mają w sobie mnóstwo dramaturgii, ale choć ich przebieg bywa czasami naprawdę zaskakujący, to niezmiennie jest w nich jedno: klub z okolic Hässleholm jeszcze nigdy w historii nie potrafił pokonać bardziej utytułowanego rywala. I nawet gdy pełnia szczęścia wydawała się być dosłownie na wyciągnięcie ręki, to koniec końców piłkarki z Malmö zawsze znajdowały skuteczny sposób na uniknięcie derbowej porażki. Czasami był to gol Lotty Schelin w ostatniej akcji meczu, innym razem dwa szczęśliwe gwizdki prowadzącej mecz sędzi, ale nieskazitelny z perspektywy dwunastokrotnych mistrzyń Szwecji rekord trwał w najlepsze. Dlaczego wspominamy o tym akurat teraz? Ponieważ sobotnie popołudnie napisało kolejny, równie nieprawdopodobny rozdział rywalizacji dwóch ekip z południa kraju. A początek wcale nie wskazywał na to, że będziemy świadkami aż takiego emocjonalnego rollercoastera, gdyż faworytki stosunkowo szybko ustawiły sobie mecz, na raty pokonując Sabrinę D’Angelo po zamieszaniu w polu karnym. Autorką premierowego gola byłą niezawodna tej jesieni Rebecca Knaak, ale na jej trafienie przyjezdne odpowiedziały w najlepszy możliwy sposób. Clare Polkinghorne szybko i przytomnie zagrała ze stojącej piłki do Clary Markstedt, ta świetnie dojrzała nabiegającą na wprost bramki Lindę Sällström, a fińskiej snajperce pozostało jedynie dostawić nogę i doprowadzić w ten sposób do remisu. Taki przebieg boiskowych zdarzeń był dla miejscowych fanów małym szokiem, który szybko przerodził się jednak w całkowitą konsternację, gdy futbolówkę w szesnastkę gospodyń wrzuciła Charlotte Grant, a rozgrywająca kapitalny mecz Markstedt wygrała pojedynek powietrzny z Arnardottir i po raz drugi tego dnia zmusiła Teagan Micah do kapitulacji. Podopieczne Renée Slegers musiały więc gonić wynik, ale pogoń ta długo nie układała się po ich myśli. I choć kolejnych szans na pokonanie D’Angelo nie brakowało, to zawodniczki z Vittsjö także potrafiły odgryzać się bardzo niebezpiecznymi wypadami pod bramkę FCR. Dwie piłki meczowe miała chociażby na nodze Jutta Rantala, ale za pierwszym razem fińskiej skrzydłowej stanęła na drodze do szczęścia poprzeczka, a za drugim dobrze interweniująca Micah. Na dziesięć minut przed końcem wciąż utrzymywał się jednak korzystny z perspektywy gości rezultat, ale wtedy sprawy w swoje ręce postanowił wziąć niemiecki zaciąg w kadrze Rosengård. Pierwszoplanowa rola w tej misji przypadła znów Rebece Knaak, która najpierw zaliczyła asystę przy trafieniu swojej byłej koleżanki z Freiburga Stefanie Sanders, a w trzeciej z doliczonych minut już samodzielnie (oczywiście strzałem głową) przechyliła szalę zwycięstwa na stronę obrończyń tytułu. I choć niespodzianka znów była o krok, to hierarchia w Skanii wciąż pozostaje nienaruszona.

W szaleństwie metoda. Tuż po zakończeniu zwycięskiego meczu przeciwko Hammarby Elisabet Gunnarsdottir z rozbrajającą szczerością przyznała, że oto właśnie dane jej było posłać w bój najbardziej szaloną jedenastkę w dotychczasowej karierze trenerskiej. Od tamtej wypowiedzi upłynęło już kilka dni, ale sytuacja kadrowa Kristianstad wcale się w tym okresie nie poprawiła. Do rotacji wróciła wprawdzie reprezentantka Kamerunu Easter Mayi Kith, ale na liście kontuzjowanych cały czas pozostaje ostoja defensywy KDFF Gabrielle Carle, a do końca sezonu na placu gry nie zobaczymy już mistrzyni Europy sprzed pięciu lat Sheili van den Bulk. A jeśli komuś mało problemów defensywnych, to jeszcze w pierwszej połowie rywalizacji z Djurgården boisko przedwcześnie musiała opuścić Josefin Harrysson. W zaistniałej sytuacji trzeba było uciekać się do improwizacji, w wyniku której w trójce środkowych obrończyń obejrzeliśmy nominalną defensywną pomocniczkę Alice Nilsson oraz występującą zazwyczaj na skrzydle lub wahadle Emmę Petrovic. O ile jednak o występ swojej kapitanki fani z Kristianstad byli względnie spokojni, o tyle postawa młodzieżowej reprezentantki Serbii, z którą kilka dni wcześniej kilka razy zatańczyła na boisku Madelen Janogy, była swego rodzaju niewiadomą. Obawy sympatyków futbolu ze wschodniej Skanii okazały się jednak mocno przesadzone, a Petrovic udowodniła, że także w środku bloku defensywnego czuje się całkiem komfortowo. Największe owacje po końcowym gwizdku w pełni zasłużenie zebrała jednak Evelyne Viens, która z tygodnia na tydzień prezentuje na szwedzkich boiskach coraz większy luz, a obserwując jej grę jak najbardziej można mieć flashbacki z czasów gdy swoją grą cieszyły nas Pernille Harder czy Tabitha Chawinga. Tym razem była napastniczka Gotham FC zakończyła dzień z dorobkiem trzech goli i asysty, a to oznacza, że w obu klasyfikacjach indywidualnych Kanadyjka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Podobnie zresztą jak ekipa z Kristianstad w mistrzowskim wyścigu, w którym to o całkowite powodzenie może być jednak zdecydowanie trudniej.

Na pozostałych stadionach:

W miniony weekend na ligowych boiskach zaprezentował się nam kwartet drużyn walczących o utrzymanie zamykających ligową tabelę i nie będzie chyba wielkim zaskoczeniem, gdy powiemy, że żadna z tych ekip nie potrafiła dopisać do swojego dorobku choćby jednego oczka. A poprzeczka nie wisiała przecież przesadnie wysoko, gdyż AIK podejmował na własnym boisku targaną problemami natury wszelakiej Eskilstunę, do Umeå przyjechało niby solidne, aczkolwiek zbierające potężny łomot od niemal każdego wyżej notowanego rywala Örebro, a Kalmar mierzył się z nieobliczalnym jak zawsze Piteå. Na papierze zdecydowanie mocniejszego przeciwnika miał w tej serii spotkań jedynie beniaminek z Brommy, choć akurat piłkarki Häcken myślami były już chyba przy rewanżowej potyczce z PSG i przez cały mecz grały na zaciągniętym hamulcu. Raz jeszcze przekonaliśmy się jednak, że różnica w sportowej jakości między niekoniecznie zmotywowanymi średniakami, a grającymi teoretycznie o najwyższą stawkę zespołami z końca tabeli jest niestety mocno widoczna. A jedynym zaskoczeniem może być to, że najbliżej wyszarpania remisu były tym razem zawodniczki z Kalmaru, które nawet strzeliły prawidłowego gola za sprawą Allison Pantuso. Trafienie to z niewiadomych względów nie zostało jednak uznane, a już w doliczonym czasie gry prowadząca ten mecz sędzia w dość komiczny sposób próbowała chyba naprawić swój błąd, nie gwiżdżąc ewidentnego faulu amerykańskiej stoperki na Amandzie McGlynn. Niechybnie zmierzającą do siatki futbolówkę na linii bramkowej zatrzymała jednak Cecilia Edlund, dzięki czemu komplet punktów odleciał ostatecznie do Norrbotten. Zdecydowanie więcej emocji przyniósł nam za to poniedziałkowy wieczór, kiedy to przy głośnym akompaniamencie trybun Hammarby mierzyło się z Linköping. I choć to przyjezdne wciąż biją się o ligowe podium, przedmeczowymi faworytkami tego starcia były podopieczne trenera Pabla Pinonesa-Arce. I z roli tej, pomimo początkowej dominacji gości, wywiązywały się do pewnego momentu znakomicie. W pierwszej połowie czyste konto dwiema kapitalnymi interwencjami uratowała jednak zespołowi z Östergötland Cajsa Andersson, a po przerwie kolejną bohaterką LFC postanowiła zostać Olga Ahtinen. Rozgrywająca właśnie sezon życia reprezentantka Finlandii zdecydowała się na mierzony strzał zza pola karnego, którego żadnym sposobem nie byłaby w stanie wybronić nawet golkiperka światowej klasy. Ostatnie pół godziny to już reklama szwedzkiego futbolu w najlepszym wydaniu; dwie poprzeczki, dwie niewykorzystane sytuacje sam na sam, intensywna gra pod obiema bramkami i – wreszcie – sędziowskie kontrowersje. Końcowy rezultat nie uległ już jednak zmianie, dzięki czemu to Linköping na dobre zameldował się w grze o medale. Hammarby zaś na swoją szansę będzie musiało poczekać przynajmniej rok, ale patrząc na to, jak harmonijnie rozwija się piłkarski projekt w Södermalm, sezon 2023 w Damallsvenskan jak najbardziej może upłynąć nam pod znakiem zachwytów nad grą Zielono-Bialych.

Komplet wyników:

picks21

Przejściowa tabela:

dam2

Klasyfikacje indywidualne:

Za tydzień gramy o awans

holdt

Olivia Holdt zastanawia się, dlaczego stadion w Bergen nagle ucichł (Fot. Bildbyrån)

Nordyckie derby i szansa, której po prostu nie wypada nie wykorzystać. Jasne, norweski Brann to rywal z bardzo solidnej, europejskiej półki, ale doskonale zdajemy sobie sprawę, że w nowej erze Ligi Mistrzyń o awans do fazy grupowej z każdym upływającym rokiem będzie naszym klubom coraz trudniej. Dlatego też do środowego starcia w Bergen podchodziliśmy z ogromnym szacunkiem do przeciwnika, ale i z konkretnymi oczekiwaniami wobec drużyny prowadzonej przez holenderską trenerkę Renée Slegers. A sięgały one tego, aby przed czekającym nas dokładnie za tydzień rewanżem w Malmö ustawić się we względnie komfortowym położeniu. Ten plan minimum ostatecznie udało się mistrzyniom Szwecji wypełnić, choć przy odrobinie szczęścia można było pokusić się o jeszcze większą zaliczkę przywiezioną z terenu rywala. Dzisiejszego popołudnia futbolówka ewidentnie nie chciała jednak słuchać się Olivii Schough i Rii Öling, wobec czego kwestia zwycięstwa w dwumeczu rozstrzygnie się 28. września w stolicy Skanii.

Napiszmy to jednak wprost: choć Rosengård był zespołem, który stworzył sobie na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut więcej dogodnych sytuacji, to Brann kończył dzisiejszy mecz z poczuciem wypuszczonego z rąk pewnego wydawałoby się zwycięstwa. Gospodynie rozstrzygnęły bowiem na swoją korzyść niezwykle wyrównaną pierwszą połowę, a jedynego gola w tej części meczu zapisała na swoim koncie doskonale znana wszystkim kibicom Damallsvenskan Svava Ros Gudmundsdottir. I nie będzie wielkiej przesady jeśli powiemy, że byłej napastniczce Kristianstad wyszedł strzał życia, a doskonale znająca przecież boisko w Bergen Teagan Micah mogła jedynie bezradnie obserwować wpadającą do jej siatki futbolówkę. 1-0 nie było być może wynikiem marzeń z perspektywy Brann, ale jednak rezultat ten mocno przybliżał mistrzynie Norwegii do awansu i na początku drugiej połowy dało się zauważyć, że gospodynie ewidentnie szanują to, co przed chwilą udało im się wypracować. Gra z obu stron nie była może porywająca, ale taki jej obraz zdecydowanie bardziej odpowiadał miejscowym, które długimi fragmentami skutecznie oddalały niebezpieczeństwo od własnego pola karnego. Wtedy jednak dały o sobie znać młode, duńskie strzelby w kadrze Rosengård i to w dużej mierze dzięki nim gościom udało się doprowadzić do wyrównania stanu gry. Sygnał do ataku dała rozgrywająca kapitalną partię w środku pola Sofie Bredgaard, a gola na wagę remisu strzeliła sprowadzona do klubu w letnim okienku transferowym Olivia Holdt, wykorzystując mało przekonujące zachowanie norweskich defensorek. Zdecydowanie więcej niż o samym strzale mówiło się jednak o cieszynce piłkarek FCR, które charakterystycznym gestem uciszyły żywiołowo reagujący na boiskowe wydarzenia stadion. A naprawdę było kogo uciszać, gdyż na arenie w Bergen zakręciliśmy się dziś koło frekwencyjnego kompletu, co najbardziej zaskoczyło chyba … samą szwedzką delegację. W ostatnim kwadransie niewiele brakowało, aby nastroje fanów Brann zrobiły się jeszcze bardziej minorowe, ale o centymetry pomyliła się najpierw Schough, a następnie Öling. A skoro tak, to piłka wciąż pozostaje w grze, a kolejnego uczestnika fazy grupowej drugiej edycji nowej Ligi Mistrzyń poznamy dopiero za tydzień.

******

Wtorkowy wieczór z Ligą Mistrzyń upłynął nam pod znakiem sporych niespodzianek (z użyciem mocno nadużywanego ostatnimi czasy przez sportowych dziennikarzy słowa sensacja wstrzymamy się jeszcze tydzień), a doniesienia z kolejnych stadionów wprawiały wszystkich w coraz większe zdumienie. Najpierw potknął się bowiem Juventus, który trafieniu Amandy Nildén po asyście Annahity Zamanian zawdzięcza wywiezienie remisu z duńskiego Køge, następnie Ajax postawił się w Londynie mocno faworyzowanemu Arsenalowi, a na inaugurację piłkarskiej środy sportowy pazur pokazały nawet mistrzynie Albanii z Vllazni. To wszystko podpowiadało nam, że może i w Paryżu wcale nie musi być aż tak jednostronnie, choć z drugiej strony nie było żadnego przypadku w tym, iż to właśnie podopieczne Roberta Vilahamna były na tym etapie rozgrywek zdecydowanie największym underdogiem na karcie. Tak, stawiając na Køge, Ajax, czy Rosenborg nie dało się wygrać tyle, ile bukmacherzy płacili za ewentualne zwycięstwo piłkarek z Hisingen w stolicy Francji. Zdroworozsądkowo typowaliśmy od czwórki w górę, bo przecież nie mieliśmy wątpliwości, że po drugiej stronie wybiegnie na boisko zespół kompletny, podbudowany dodatkowo dwoma pewnymi zwycięstwami na inaugurację nowej, ligowej kampanii. A później rozpoczął się mecz …

Początkowo wszystko szło zgodnie z paryskim planem, który zakładał szybkie otwarcie wyniku. Wykonanie tego zadania wzięła na siebie … była piłkarka klubu z Göteborga Lieke Martens, bezbłędnie wykorzystując dośrodkowanie innej dawnej gwiazdy szwedzkich boisk Ramony Bachmann. Jeśli jednak ktoś spodziewał się, że w tym momencie emocje na przedmieściach Paryża właśnie się skończyły, ten srodze się pomylił. Oczywiście wciąż to gospodynie miały więcej z gry, na połowie Häcken niebezpiecznie mnożyły się stałe fragmenty, ale dyrygowana przez 37-letnią Australijkę Aivi Luik defensywa wicemistrzyń Szwecji ani myślała pękać. A na tym nie koniec dobrych wiadomości, bo nieoczekiwanie dla wszystkich ciekawie zrobiło się także po drugiej stronie boiska. Strzał Mariki Bergman Lundin nie był może aż tak efektowny jak podczas jednego ze spotkań ligowych, ale szybko przekonaliśmy się, że Sarah Bouhaddi może i zmieniła kluby, ale z całą pewnością nie zmieniła bramkarskich nawyków. I to właśnie doświadczona francuska golkiperka w arcyważnym momencie dosłownie podarowała naszym piłkarkom drugie, sportowe życie w tym dwumeczu, bo wynik 1-1 oznaczał, że cała rywalizacja rozpoczynała się właśnie od nowa.

W drugiej połowie wciąż przecieraliśmy oczy ze zdumienia, a najmocniej i najgłośniej oklaskiwaliśmy bohaterkę numer jeden ostatnich tygodni Hannę Wijk, która na tle największych gwiazd światowych aren radziła sobie bez jakichkolwiek kompleksów. A ponieważ jej śladami poszła także ustawiona tym razem nieco bardziej ofensywnie Anna Sandberg, to paryska defensywa, a wraz z nią sympatyzująca z PSG publiczność, musiała przeżywać naprawdę trudne chwile. Kolejne minuty upływały, wynik ani trochę się nie zmieniał, a rozochocona Bergman Lundin raz jeszcze postanowiła sprawdzić czujność Bouhaddi. Tym razem jednak niestety bez powodzenia. A szkoda, bo od mniej więcej siedemdziesiątej minuty napór PSG zaczął narastać w tempie geometrycznym, a na przedpolu Jennifer Falk kotłowało się zdecydowanie zbyt mocno i zdecydowanie zbyt często. Gospodynie zdawały sobie sprawę, że coraz mniej czasu dzieli je od kompromitacji, jaką niewątpliwie byłby z ich perspektywy remis w starciu z Häcken, ale przelatująca raz po raz przez szwedzkie przedpole futbolówka ani myślała wpadać do siatki. Ofiarne blokowanie kolejnych prób rywalek przynosiło spodziewane efekty aż do 86. minuty, kiedy to mistrzyni olimpijska Ashley Lawrence obsłużyła idealnym zagraniem jedną z największych gwiazd francuskiego mundialu Kadidiatou Diani, a ta znalazła wreszcie sposób na pokonanie Falk. PSG uratowało w ten sposób skromne zwycięstwo, ale nie da się ukryć, że to Häcken wygrało tego wieczora zdecydowanie więcej. I to w zasadzie bez względu na to, co czeka nas za tydzień w starciu rewanżowym.

01

02

Podsumowanie 20. kolejki

madde

Madelen Janogy nie potrafiła przedrzeć się przez szczelną defensywę Kristianstad (Fot. Henric Wauge)

Momenty 20. kolejki:

Rewelacja jesieni powstrzymana. Pod adresem piłkarek Hammarby napisaliśmy ostatnio wiele ciepłych słów, ale w pochwałach tych nie było ani krzty przesady. Patrząc bowiem całkowicie obiektywnie, ekipa z zielono-białej części Sztokholmu gra jesienią najbardziej atrakcyjny futbol w całej lidze, a skoro tak, to z tym większym zaciekawieniem obserwowaliśmy jak zakończy się jej wyjazd na arcytrudny teren w Kristianstad. Szybko okazało się, że zawodniczki ze stolicy ani myślą zwalniać tempa, a Madelen Janogy rzeczywiście wróciła do formy, którą pamiętamy chociażby z mistrzowskiego sezonu Piteå. Jej indywidualny rajd już w szóstej minucie mógł, a nawet powinien przynieść gościom prowadzenie, ale rozpaczliwa i ekstremalnie szczęśliwa interwencja Josefin Harrysson uratowała gospodynie przed nieszczęściem. Hammarby niezmiennie parło jednak do przodu swoim rytmem, na lewym wahadle piłkarski koncert grała Jonna Andersson i wydawało się, że gol dla gości jest tylko kwestią czasu. Wtedy jednak kolejny raz przekonaliśmy się, jak ważna jest w futbolu pozycja bramkarki. Debiutująca między słupkami zespołu z Södermalm Hannah Kohl (Annę Tamminen zatrzymała w Sztokholmie infekcja wirusowa) w całkowicie niezrozumiały sposób przepuściła futbolówkę uderzoną przez Amandę Andradottir i to gospodynie – absolutnie wbrew futbolowej logice – otworzyły wynik meczu. Dalsza część pierwszej połowy to wciąż przewaga Hammarby, ale Melina Loeck nie zamierzała brać przykładu ze swojej vis-a-vis i kolejnymi udanymi interwencjami trzymała swój zespół na powierzchni. A po przerwie dostaliśmy swego rodzaju powtórkę z rozrywki, czyli najpierw doskonała, lecz niewykorzystana okazja Janogy, a następnie gol dla Kristianstad, który tym razem padł łupem posiadającej nieprawdopodobny instynkt strzelecki Tabithy Tindell. Trafienie pozyskanej z Kalmar Amerykanki niejako ostudziło nam boiskowe emocje, bo choć obie ekipy w końcówce dołożyły jeszcze po golu (po stronie gości na listę strzelczyń wpisała się niezawodna Vilde Hasund), to cały czas było jasne, że komplet punktów tym razem pozostanie w Skanii. A podopieczne trenerki Elisabet Gunnarsdottir zrobiły właśnie niezwykle istotny krok na drodze do … prawdopodobnie wicemistrzostwa, choć w Kristianstad niewątpliwie marzą o czymś jeszcze bardziej spektakularnym.

Wątpliwości (chyba) wyjaśnione. Z sąsiadami najlepiej żyć w zgodzie i unikać niepotrzebnych sporów. Ta prawda doskonale sprawdza się nie tylko w futbolu, ale i w innych aspektach życia, a historia rywalizacji Umeå vs Piteå jest tego najlepszym przykładem. Dwa najlepsze kluby północnej Szwecji w ostatnich latach niezwykle skutecznie unikały bowiem bezpośrednich starć, raz po raz mijając się na naszej piłkarskiej piramidzie. Bieżący sezon przyniósł nam jednak długo wyczekiwane derby, a wiosenna potyczka na LF Arenie, choć wygrana przez podopieczne Stellana Carlssona, nie przyniosła nam jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, kto może tytułować się nieformalnym mistrzem dalekiej Północy. Rewanżowa potyczka z jednej strony trochę nam wyklarowała, gdyż ponownie to zespół z Piteå okazał się finalnie o jednego gola lepszy. Tyle tylko, że raz jeszcze nie było to zwycięstwo odniesione w przekonującym stylu, a w Västerbotten znów będą zastanawiać się jakim cudem futbolówka ani trochę nie chciała odnaleźć drogi do siatki po strzałach Honkanen, Holm, czy Dahlqvist. Odpowiedzią na te pytania po części może być osoba Amandy McGlynn, która dwiema kapitalnymi interwencjami uratowała swojej drużynie ten mecz, a przy okazji status jedynej niepokonanej jesienią drużyny w Damallsvenskan. Gospodynie naprawdę mają natomiast czego żałować, bo nie dość, że coraz bardziej wstydliwa passa meczów bez zwycięstwa jest wciąż kontynuowana, to jeszcze sytuacja w tabeli robi się z ich perspektywy naprawdę dramatyczna. I niewielkim pocieszeniem jest tu fakt, że akurat dziś zwycięski gol dla Piteå padł po przepięknej, zespołowej akcji, przypominającej nieco piłkarskie gry wideo.

W bólach, ale za trzy punkty. Opisywanie następujących po sobie meczów ligowych metodą kopiuj-wklej nie jest może najszczęśliwszym pomysłem, ale co możemy poradzić na to, że Hanna Wijk każdym kolejnym występem udowadnia, że na tę chwilę jest bez wątpienia najlepszą boczną defensorką ligi. Co więcej, osiemnastolatka z Lerum złapała taką formę, że głosy nawołujące do tego, aby to właśnie ona wybiegła na boisko w Cordobie jako podstawowa prawa obrończyni reprezentacji Szwecji wydają się już nie tyle odważne, co po prostu rozsądne. Mecz na Tunavallen był bowiem jeszcze jednym popisem umiejętności Wijk, która najpierw dorzuciła idealną piłkę na głowę Stine Larsen, a następnie w równie spektakularny sposób obsłużyła Elin Rubensson. O ile jednak pierwszą z wymienionych sytuacji udało się piłkarkom trenera Vilahamna zamienić na gola, o tyle w drugiej w sukurs Katie Fraine przyszła poprzeczka. A ponieważ w sobotnie popołudnie zawodniczki z Hisingen ze skutecznością ogólnie były nieco na bakier, to zamiast oczekiwanego pewnego zwycięstwa zafundowały sobie zupełnie niepotrzebny dreszczowiec. Bo rozbite kadrowo i ekonomicznie gospodynie pokazały ogromną wolę walki i raz po raz próbowały odgryzać się zdecydowanie silniejszemu na papierze rywalowi. A to w sytuacji sam na sam minimalnie pomyliła się Felicia Rogic, a to Jennifer Falk musiała ratować się interwencją po strzale głową … jednej z najniższych na boisku Mii Jalkerud, aż w końcu cudownym uderzeniem w okienko celu dopięła Paulina Nyström i na pół godziny przed końcem spotkania niespodziewanie zrobiło się 1-1. Ostatecznie komplet punktów uratowała gościom rezerwowa tego dnia Marika Bergman Lundin, wykorzystując pechowy kiks Emmy Östlund oraz nienajlepsze ustawienie na linii Katie Fraine. Sama strzelczyni przyznała jednak, że była to próba całkowicie sytuacyjna, a o żadnym dokładnym celowaniu nie było w tamtej chwili mowy. W niczym nie zmienia to jednak faktu, że komplet punktów pojechał koniec końców do Hisingen, choć odniesione w takim stylu zwycięstwo z pewnością nie poprawiło morale przed środowym wyjazdem wicemistrzyń Szwecji do Paryża.

Na pozostałych stadionach:

Djurgården niezmiennie czeka na pierwsze zwycięstwo w rundzie jesiennej. Tym razem podopieczne trenera Pålssona podzieliły się punktami z beznadziejną Brommą, choć po szczęśliwym (aczkolwiek przyznamy, że efektownym) strzale Stinalisy Johansson długo prowadziły na Grimsta IP 1-0. Na niespełna kwadrans przed końcem do wyrównania doprowadziła jednak Klara Andrup, a fani Dumy Sztokholmu znów musieli przełknąć gorzką pigułkę. Cóż jednak robić, skoro jedynie Tove Almqvist oraz sprowadzona latem z Madrytu Ebba Hed wydają się regularnie prezentować pierwszoligową formę, a to trochę mało, aby podjąć walkę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jeszcze bardziej minorowe nastroje w Solnej, gdzie defensywa AIK co tydzień pozwala kolejnym rywalkom podreperować strzeleckie statystyki. Tym razem z okazji skorzystały zawodniczki z Örebro, wśród których na mocne wyróżnienie zapracował sobie tercet Hoff Persson – Lockwood – Agustsdottir. Weekend z Damallsvenskan zamknęło nam niezwykle ciekawie zapowiadające się starcie Vittsjö z Linköping. Coraz mocniej pretendujące do miana rewelacji sezonu piłkarki z Östergötland dosłownie wyszarpały w północnej Skanii komplet punktów, choć to gospodynie szybko otworzyły wynik za sprawą dziewiątego w sezonie trafienia Jutty Rantali. W drugiej połowie losy meczu odwróciły jednak Michelle De Jongh oraz niezawodna z perspektywy kibiców LFC Olga Ahtinen, dzięki czemu w Linköping wciąż mogą spoglądać na ligową grupę pościgową z perspektywy wiceliderek mistrzowskiego wyścigu. Prawdziwą wartość drużyny prowadzonej przez trenera Jeglertza pokażą jednak dwa najbliższe tygodnie, kiedy to jej formę sprawdzą kolejno Hammarby i Häcken. Do stracenia będzie w nich sporo, ale do zyskania chyba jednak nieporównywalnie więcej.

Komplet wyników:

picks20

Przejściowa tabela:

dam2-6

Klasyfikacje indywidualne: