Pucharowiczki na start

contentmedium

Rok temu po Puchar Szwecji sięgnęły piłkarki Häcken. Tytułu przyjdzie im jednak bronić w zupełnie innym składzie (Fot. Bildbyrån)

Od kilku lat piłkarskie emocje na krajowym podwórku rozpoczynają się wraz ze startem fazy grupowej rozgrywek o Puchar Szwecji. Nie inaczej jest w tym roku i to właśnie w ten weekend szesnaście pozostałych w grze klubów zainauguruje kolejny etap podróży, która w zamyśle ma zaprowadzić je aż do wielkiego finału. A stawka wydaje się być jak najbardziej warta poświęcenia, gdyż szefowie piłkarskiej centrali robią wiele, aby prestiż pucharowych zmagań z roku na rok stawał się jeszcze większy. Po reorganizacji systemu i podwyższeniu nagród przyszedł czas na ustanowienie Dnia Pucharu Szwecji, kiedy to odbędą się mecze finałowe zarówno wśród kobiet, jak i wśród mężczyzn. W tym roku przypadnie on 26. maja i to właśnie wtedy dowiemy się, czy charakterystyczne i absolutnie niepodrabialne trofeum pozostanie na kolejny rok w Hisingen, czy może znów zmieni właściciela, co w ostatnich latach zdarzało się nadzwyczaj często. Dla porządku dodajmy tylko, że oba pucharowe finały po raz ostatni jednego dnia rozegrano siedemnaście lat temu i wówczas w obu – dość zresztą niespodziewanie – triumfował stołeczny Djurgården. Piłkarki Dumy Sztokholmu wciąż pozostają w grze o to, aby ów wyczyn powtórzyć, ale droga do celu z pewnością nie będzie należała do łatwych. Dlaczego? To powinien wyjaśnić krótki przewodnik po fazie grupowej:

Grupa A

Tutaj faworytem numer jeden są niewątpliwie mistrzynie z Rosengård, które do wiosennych zmagań przystąpią po nadspodziewanie spokojnym zimowym okienku transferowym. Z kadry, która jesienią wywalczyła tytuł, odeszła w zasadzie jedynie Sanne Troelsgaard, a kilka pozyskanych latem zawodniczek dostało niezbędny czas, aby na dobre zaaklimatyzować się w stolicy Skanii. A przecież doskonale wiemy, jak groźna potrafi być na przykład Loreta Kullashi, gdy tylko znajduje się w optymalnej dyspozycji. O premiowane awansem do fazy półfinałowej miejsce piłkarki z Malmö rywalizować będą przede wszystkim z Linköping, choć w Östergötland przygotowania do sezonu zdecydowanie nie przebiegały aż tak płynnie. Na problemy z kontuzjami narzekała liderka formacji defensywnej Nilla Fischer, a z różnych powodów do dyspozycji trenerów nie zawsze były chociażby Japonki Momiki i Takarada. Jeśli jednak LFC zdoła uporać się z drugoligowcami z Alingsås i Växjö (ten drugi klub prowadzony jest nota bene przez byłego szkoleniowca Linköping Olofa Unogårda), to decydujący o awansie mecz odbędzie się dopiero 12. marca. A z każdym upływającym dniem szanse na sprawienie niespodzianki w Malmö wydają się delikatnie rosnąć.

Grupa B

Obrończynie tytułu przystępują do rywalizacji zmotywowane, ale ich postawa w fazie grupowej może być jedną z większych zagadek. W kadrze klubu z Bravida Areny zimą doszło do naprawdę wielu zmian i dopiero najbliższe tygodnie (a może i miesiące) przyniosą nam odpowiedź na pytanie, czym charakteryzować będzie się Häcken według wizji trenera Roberta Vilahamna. Nowy szkoleniowiec musi poradzić sobie bez kilku piłkarek, które w poprzednim sezonie stanowiły o sile zespołu (szczególnie w formacji ofensywnej), a sprawy nie ułatwia ponadto fakt, iż sprowadzona w ich miejsce za naprawdę spore jak na szwedzkie warunki pieniądze Rosa Kafaji doznała kontuzji już po sześciu minutach pierwszej gry sparingowej. Szeregi ekipy z Hisingen zasiliły jednak również inne ciekawe piłkarki i nie ma co ukrywać, że z zapartym tchem wyczekujemy pierwszych występów w żółto-czarnych barwach Josefine Rybrink czy Andrine Hegerberg. W walce o awans do półfinału coś do powiedzenia z pewnością będzie mieć także Kristianstad, bo choć z klubu prowadzonego przez Elizabet Gunnarsdottir odeszło zimą kilka piłkarek, to ekipa ze wschodniej Skanii wcale nie prezentuje się na papierze gorzej niż jesienią 2021. A kto wie, czy na przykład taka Evelyne Viens nie przyćmi na krajowych boiskach ubiegłorocznych dokonań Sveindis Jane Jonsdottir, bo papiery na wielkie granie Kanadyjka zdecydowanie ma. Podobnie zresztą jak młody zaciąg z Islandii z Amandą Andradottir na czele. O sprawieniu sensacji po cichu marzą zapewne w Örebro i Möldnal, ale w przypadku tych klubów każdy punkt zdobyty na faworytach będzie raczej sporym sukcesem.

Grupa C

To właśnie tutaj trafił wspomniany na wstępie Djurgården, który jak najbardziej może sporo namieszać w walce o pierwsze miejsce w stawce. Dyrektor Balawo i trener Pålsson sprowadzili do klubu kilka naprawdę ciekawych, krajowych piłkarek, a kadra DIF wydaje się zdecydowanie lepiej zbilansowana niż chociażby w sezonach 2020-2021. I jeśli tylko Almqvist czy Wieder nawiążą do swoich najlepszych występów na boiskach Damallsvenskan, to do spółki z Hayley Dowd i Lindą Motlhalo naprawdę mogą stworzyć ekipę zdolną do nawiązania skutecznej walki z każdym rywalem. Chrapkę na wygranie grupy mają też w Eskilstunie, gdzie po zaskakująco dobrej rundzie jesiennej postanowiono raz jeszcze postawić na niemal ten sam zestaw osobowy zarówno na boisku, jak i na ławce trenerskiej. Rozwiązanie, które w założeniu miało być tymczasowym, nieoczekiwanie dla wszystkich stało się elementem długofalowej strategii i teraz pozostaje liczyć na to, że magia duetu Rogic – Jalkerud nie wyczerpała się na jedenastu meczach rundy rewanżowej poprzedniego sezonu. A w tym wszystkim jest jeszcze Piteå, czyli zespół trochę już zapomniany, ale jednak cały czas potrafiący zagrozić teoretycznie silniejszym przeciwniczkom. Co więcej, prowadzony wciąż przez Stellana Carlssona, czyli człowieka, który w Norrbotten potrafił dokonać największego cudu w historii szwedzkiej piłki klubowej. Na tym tle najmniej efektownie wyglądają chyba szanse Mallbacken, ale i w Sunne udało się zbudować całkiem ciekawy zespół i trzy mecze o punkty przeciwko pierwszoligowym rywalom z pewnością będą dla tego zespołu niezwykle cennym doświadczeniem.

Grupa D

Malkontenci kręcą nosem, że to właśnie tutaj będzie najmniej ciekawie, a tymczasem jest wiele przesłanek za tym, iż stanie się … dokładnie odwrotnie. Bo przecież do grupy D trafiły zespoły, które ostatnimi czasy oglądało się z największą przyjemnością i to na ich mecze tak bardzo niecierpliwie czekaliśmy. Jest Hammarby, czyli absolutna rewelacja poprzedniego sezonu w Damallsvenskan, jest Umeå z chyba najciekawszą kadrą od czasów świetności, jest Bromma, która dopiero co wywalczyła sensacyjną promocję do najwyższej klasy rozgrywkowej i wreszcie Lidköping, który o podobną niespodziankę starać się będzie w nadchodzących rozgrywkach. Mało? To popatrzmy na nazwiska piłkarek, które zobaczymy w grze. Wyliczankę rozpocząć możemy na przykład od Madelen Janogy i fenomenalnie partnerującej jej Emilii Larsson, ale akurat tych zawodniczek przedstawiać nikomu nie trzeba. Dodajmy jednak do zestawu Erin Nayler, czyli najlepszą bramkarkę francuskiej Division 1 sprzed kilku lat, byłą reprezentantkę Kanady Shannon Woeller, czy wreszcie trzy wielkie nadzieje szwedzkiego futbolu w osobach Lisy Björk, Ellen Schampi oraz Villemo Dahlqvist. Tutaj na pewno będzie kogo oglądać i choć na tę chwilę minimalnymi faworytkami trzeba nazwać piłkarki z Södermalm, to szans na półfinał nie możemy odbierać absolutnie nikomu. Tym bardziej, że Umeå dopiero co pokazało, że do decydującej fazy rozgrywek potrafiło dojść nawet jako drugoligowiec.

Na szczegółowe podsumowanie fazy grupowej zapraszam 13. marca, czyli w dniu, w którym poznamy komplet tegorocznych półfinalistek.

Przebudzenie po przerwie

FMSKbQXWYAQVYum

Caroline Seger tym razem pewnie wykonała rzut karny (Fot. Bildbyrån)

Niedzielny mecz z Portugalią przyniósł nam potężną dawkę optymizmu, więc dziś – dla niezbędnej w przyrodzie równowagi – nie było już aż tak kolorowo. Powodów do przesadnego dramatyzowania też jednak nie ma, bo choć ambitnych i grających naprawdę solidny futbol Włoszek zdominować się ostatecznie nie udało, to i w dzisiejszym starciu możemy doszukać się przynajmniej kilku pozytywów. Na nie musieliśmy jednak poczekać do drugiej połowy, gdyż przed przerwą to rywalki miały na stadionie w Lagos zdecydowanie więcej do powiedzenia i to one, po strzale Valentiny Giacinti, w pełni zasłużenie prowadziły 1-0. Co gorsza, bramkową sytuację sprokurowaliśmy sobie niejako na własne życzenie, gdy na bardzo niefrasobliwe zagranie w poprzek boiska na trzydziestym metrze przed bramką Hedvig Lindahl zdecydowała się Olivia Schough. Zamiary szwedzkiej skrzydłowej bezbłędnie odczytała Barbara Boanasea, która błyskawicznie posłała w bój wspomnianą Giacinti, a klubowa koleżanka Karin Lundin i Ronji Aronsson nie miała większych problemów ze skutecznym sfinalizowaniem akcji. I nie można niestety powiedzieć, że stosunkowo szybko stracony gol podziałał na szwedzkie piłkarki mobilizująco, gdyż przed przerwą doczekaliśmy się jedynie dwóch celnych strzałów na bramkę Laury Giuliani. Z tym, że pierwszy z nich był w zasadzie niedokładnym dośrodkowaniem Jonny Andersson z rzutu wolnego, a drugi łatwym do obrony uderzeniem Kosovare Asllani zza pola karnego.

Czujni musieliśmy być za to w defensywie, bo choć większość kluczowych pojedynków główkowych Josefine Rybrink z Emmą Berglund wygrywały, to jednak Sara Gama oraz Martina Lenzini co pewien czas zapędzały się w okolice szesnastki Lindahl i to właśnie za ich sprawą na szwedzkim przedpolu robiło się nadzwyczaj nerwowo. Golkiperka madryckiego Atletico także nie mogła pozwolić sobie na dłuższą chwilę rozkojarzenia, bo choć Włoszki grały stosunkowo prostą piłkę, to ich gra bardzo długo przynosiła wymierne efekty i do przerwy to podopieczne trenerki Mileny Bertolini górowały w niemal wszystkich ważniejszych statystykach. I trzeba uczciwie przyznać, że liczby tym razem nie kłamały. Pewnością w interwencjach i w wyprowadzaniu piłki imponowała kapitanka Gama, w środku pola świetną partię rozgrywała Caruso, a zawodniczki ofensywne zrobiły to, z czego w pierwszej kolejności są rozliczane. Po szwedzkiej stronie od czasu do czasu uaktywniała się prawa flanka z Julią Roddar i Sofią Jakobsson, niezłe wejście w mecz zaliczyła grająca dziś w duecie środkowych pomocniczek Elin Rubensson, ale tej sportowej jakości było jednak po prostu zbyt mało. I choć tym razem graliśmy w ustawieniu, które możemy nazwać w przypadku tej kadry podstawowym, to jednak dało się odczuć, że te konkretne zawodniczki nie miały wcześniej zbyt wielu okazji do gry w tym składzie osobowym.

Zdecydowanie więcej dobrych informacji przyniosła nam druga połowa, choć i ona rozpoczęła się od włoskiego ostrzeżenia w postaci strzału z dystansu, który przytomnie odbiła Lindahl. Kolejne minuty to już jednak systematyczne przejmowanie przez Szwedki inicjatywy, a pojawienie się na boisku rezerwowych dziś Seger, Hurtig, czy Blackstenius tylko ten proces przyspieszyło. Do wyrównania powinniśmy jednak doprowadzić jeszcze zanim selekcjoner Gerhardsson zdecydował się na zmiany, kiedy to do idealnie dośrodkowanej przez Asllani futbolówki wyskoczyła Berglund. Strzał stoperki Rosengård zatrzymał się jednak na słupku, a dobitkę Olivii Schough ofiarnie wyblokowała ciałem Lucia Di Guglielmo. Pomocniczka madryckiego Realu ewidentnie rozkręcała się z każdą upływającą minutą i można było odnieść wrażenie, że kolejne udane zagrania tylko dodatkowo ją napędzają. A ponieważ za jej plecami piłki rozdzielała niezwykle efektywna dziś Seger, to szwedzka ofensywa wreszcie wyglądała tak, jak byśmy sobie tego życzyli. I na efekty tej zmiany faktycznie nie trzeba było długo czekać, choć akcja, po której padł wyrównujący gol rozpoczęła się od … nieudanego kontrataku Włoszek. Został on jednak perfekcyjnie skasowany przez Asllani, a później mieliśmy już tylko zagranie do wychodzącej na pozycję Hurtig, rozpaczliwy faul Lenzini we własnym polu karnym i pewnie wykonaną przez Seger jedenastkę. Końcówka meczu to kontynuacja ataków na bramkę Giuliani, choć trzeba oddać, że to Włoszkom w tej fazie gry udało się stworzyć jedyną stuprocentową okazję na rozstrzygnięcie meczu. Girelli wygrała walkę o górną piłkę z Julią Roddar i skierowała futbolówkę w kierunku nabiegającej na wprost bramki Caruso. Pomocniczka Juventusu miała przed sobą w zasadzie pustą bramkę, ale nie zdążyła precyzyjnie ustawić się do strzału, w efekcie czego w sukurs Hedvig Lindahl przyszła poprzeczka.

Remisowy wynik oznaczał, że kwestia zwycięstwa w turnieju o Puchar Algarve rozstrzygnie się w konkursie rzutów karnych. A w nim piłkarki obu reprezentacji pokazały, że bez presji jedenastki strzela się zdecydowanie łatwiej niż podczas gry o punkty. W pierwszych pięciu seriach nie pomyliła się żadna z dziesięciu egzekutorek, a w serii szóstej sprawy w swoje ręce (i nogi) skutecznie wzięła Hedvig Lindahl. Bramkarka Atletico najpierw sama pokonała Giuliani, a następnie zatrzymała futbolówkę uderzoną przez Serturini, dzięki czemu reprezentacja Szwecji po raz piąty w historii zwyciężyła w Pucharze Algarve. I tym miłym akcentem pozostaje zakończyć lutowe zgrupowanie, a już na kolejnym czeka nas pierwsze z tegorocznych wyzwań. Odliczanie do meczu z Irlandią czas zacząć!


itaswe

Efektownie i efektywnie

hannaglas

W swoim 52. meczu dla kadry Hanna Glas doczekała się wreszcie pierwszego gola w reprezentacyjnych barwach (Fot. Bildbyrån)

Piłkarskie kontakty szwedzko-portugalskie były przez wiele lat bardzo luźne, ale ostatnimi czasy sytuacja ta uległa diametralnej zmianie. Dość powiedzieć, że już za kadencji Petera Gerhardssona nasze piłkarki miały aż dwie okazje do zmierzenia się z rywalkami z Półwyspu Iberyjskiego i oba te mecze jak najbardziej miały swoją dramaturgię. Wiosną 2019 równie niespodziewana, co zasłużona porażka błyskawicznie sprowadziła nas na ziemię po efektownym zwycięstwie nad Szwajcarkami, a rok później starcie obu ekip odbywało się w cieniu rozprzestrzeniającej się na kolejne kraje epidemii i w równym stopniu co wydarzenia na Estadio Algarve emocjonowały nas wówczas kolejne konferencje Światowej Organizacji Zdrowia. A jeśli komuś wciąż portugalskich akcentów mało, to nie zapominajmy, że w fazie grupowej tegorocznej Ligi Mistrzyń Häcken rozegrało nadspodziewanie emocjonujący dwumecz z Benfiką, który zakończył się remisem z delikatnym wskazaniem na piłkarki z Lizbony. To one bowiem wygrały ostatecznie wyścig o trzecią lokatę w tabeli, a podopieczne trenerów Grena i Vilahamna musiały zadowolić się pozycją numer cztery.

Jeśli jednak ktoś oczekiwał, że dzisiejszy rozdział portugalskiej historii przyniesie nam jeszcze jedno wyrównane widowisko, ten zdecydowanie się pomylił. Gospodynie zaczęły nawet dość odważnie i już w szóstej minucie nie tyle mogły, co wręcz powinny pokonać Jennifer Falk, ale stuprocentowa okazja Diany Silvy okazała się tak naprawdę jedyną, jaką tego dnia udało im się wykreować. Drużyna prowadzona przez Francisco Neto ani trochę nie przypominała bowiem zespołu, który zaledwie kilka dni wcześniej w dobrym stylu pokonał Norwegię, a w poprzednim roku potrafił dzielnie stawiać czoła Niemkom czy Amerykankom. Spora w tym jednak zasługa Szwedek, bo jak mówi stare, piłkarskie porzekadło w futbolu gra się na tyle dobrze, na ile pozwoli ci przeciwnik. A podopieczne trenera Gerhardssona nie pozwalały dziś rywalkom na wiele i gdyby przed przerwą zaprezentowały tak dobrą skuteczność jak po niej, to końcowe zwycięstwo na otwarcie nowego roku reprezentacyjnego mogło być jeszcze zdecydowanie bardziej okazałe. Narzekać jednak nie będziemy, choć oczywiście mamy nadzieję, że Madelen Janogy limit absurdalnie zmarnowanych bramkowych szans wypełniła już na wiele miesięcy do przodu.

Obojętnie nie da się przejść obok faktu, że aż trzy z czterech goli Szwedki strzeliły bezpośrednio po stałych fragmentach gry. Wygląda więc na to, że lutowe zgrupowanie nie zostało w tej materii zmarnowane i broń, która w eliminacjach EURO 2022 stałą się niemal naszym znakiem firmowym, znów może w decydujących momentach robić różnicę na naszą korzyść. Tym bardziej, że każdy z trzech wspomnianych tu goli był bezpośrednim następstwem całkiem innego zagrania, bo nijak nie da się postawić bezpośredniej centry Amandy Nildén na głowę Amandy Ilestedt obok przytomnego zachowania Hanny Glas, która dzięki dobremu ustawieniu i katastrofalnemu wybiciu portugalskiej defensywy strzeliła swojego pierwszego gola w narodowych barwach. A przecież niewykorzystane okazje Hurtig czy Blackstenius dobitnie pokazały, że liczba przećwiczonych przez szwedzką kadrę wariantów rozegrania rzutów wolnych i rożnych wydaje się nie znać końca.

Przed meczem trochę obawialiśmy się o dyspozycję piłkarek reprezentujących na co dzień kluby Damallsvenskan, ale szybko okazało się, że były to obawy cokolwiek nietrafione. Szwedzka kadra imponowała agresywnym pressingiem, który wraz z upływem minut wydawał się jeszcze przybierać na sile, co od razu przywołało wspomnienia z tak udanego dla nas turnieju olimpijskiego z Tokio i Jokohamy. O ile jesienią mieliśmy do postawy kadrowiczek wiele uwag, o tyle dziś znów zobaczyliśmy tę drużynę, która nieco ponad pół roku temu rzuciła na kolana piłkarski świat i nie ma co ukrywać, że patrzyło się na nią z największą przyjemnością.  Tym bardziej, że zagrożenie pod bramką Patricii Morais czyhało nie tylko po stałych fragmentach, ale w zasadzie … po każdym ataku inicjowanym przez szwedzkie piłkarki. W pierwszym kwadransie doskonały czas miały na prawej flance Hanna Glas z Johanną Kaneryd i to właśnie z tej strony nadchodziło nieustanne niebezpieczeństwo. Kiedy jednak Portugalki zaczęły się do tego przyzwyczajać, mocno uruchomiło się lewe skrzydło, napędzane podwójnymi siłami turyńskiego Juventusu w osobach Nildén i Hurtig. A przecież nie można było zapominać o środku, w którym to obok ewidentnie zmotywowanej do gry Caroline Seger kolejną życiówkę rozgrywała Filippa Angeldal. Pomocniczka Manchesteru City weszła w mecz kapitalnie i już po niespełna dwóch minutach obiła słupek portugalskiej bramki, a była to jedynie zapowiedź tego, co czekało nas w dalszej fazie gry. Choć trzeba przyznać, że była zawodniczka Häcken w pewnym momencie rozochociła się na tyle, że w odstępie kilkudziesięciu sekund przytrafiły się jej dwie całkowicie niepotrzebne straty i w perspektywie czekających nas niebawem wielkich turniejów takich błędów należy się zdecydowanie wystrzegać.

Niewiele da się powiedzieć o postawie szwedzkiej defensywy, która nie została dziś jakoś przesadnie mocno przetestowana. Przy prostopadłym podaniu Tatiany Pinto do Diany Silvy być może nieco lepiej mogła zachować się zarówno Kullberg, jak i Ilestedt, ale z drugiej strony trzeba też docenić jakość zagrania portugalskiej pomocniczki. Już przy wyniku 2-0 stoperka Brighton zdecydowała się ponadto na ryzykowne wybicie na pograniczu pola karnego, ale skoro musimy w tym akapicie wyciągać pojedyncze zagrania, to oznacza to mniej więcej tyle, że obrończynie jako kolektyw zapracowały sobie na naprawdę niezłą notę. Tym bardziej, że w zasadzie każda z nich dołożyła jeszcze coś ekstra z przodu; Glas otworzyła wynik spotkania (a przy odrobinie szczęścia mogła trafić przynajmniej jeszcze jeden raz), a Ilestedt wcale niełatwą główką podwyższyła szwedzkie prowadzenie po asyście Nildén. Można oczywiście życzyć sobie, aby w niektórych aspektach wyglądało to jeszcze lepiej (bo perfekcyjne występy w futbolu z zasady nie istnieją), ale jednak gdyby ktoś dziś narzekał na postawę naszych defensorek, to byłoby to zdecydowanie nie na miejscu.

Efektowny wynik i jeszcze bardziej efektowna gra to zestaw, którego w wykonaniu kadrowiczek Gerhardssona nie oglądaliśmy ani razu od zakończenia Igrzysk. I niby nie było to wcale aż tak dawno, ale jednak już zdążyliśmy się stęsknić. Dlatego nawet jeśli dziś graliśmy wyłącznie towarzysko, to dobrze było znów zobaczyć na placu gry taką drużynę. Teraz całą uwagę koncentrujemy już na czekającym nas w środę meczu z Włoszkami i życzymy sobie, aby także po nim można było wyciągać z gry szwedzkich piłkarek niemal wyłącznie pozytywne wnioski. A grać naprawdę będzie o co i nie mówimy tu wyłącznie o podbudowaniu morale przed kwietniowym starciem z Irlandią. Licznik dni bez porażki kadry bije bowiem nieprzerwanie od niemal dwóch lat i choć krajowy rekord już dawno został pobity, to miło byłoby go jeszcze trochę wyśrubować.


porswe

Z Danią nie zagramy

39aa9840-9e25-4268-a428-1c41587bb19e

Po dwóch latach epidemia wciąż torpeduje plany piłkarkom (Fot. TV2 Østjylland)

Wydawało się, że już tylko godziny dzielą nas od pierwszego w nowym roku kalendarzowym występu kadry Petera Gerhardssona, ale epidemiczna rzeczywistość raz jeszcze postanowiła przypomnieć o sobie w najmniej spodziewanym momencie. Niestety, fala zakażeń w reprezentacji Danii uniemożliwiła tej ekipie dalszy udział w turnieju o Puchar Algarve, w związku z czym zaplanowane na dziś derby Skandynawii nie dojdą do skutku. Na potrzeby rozgrywanej na portugalskich boiskach imprezy wynik tego meczu zostanie zweryfikowany jako walkower 3-0 dla Szwecji, ale rezultat ten nie będzie oczywiście zapisany w żadnych oficjalnych statystykach. Tam znajdzie się dopiero wynik niedzielnej konfrontacji z gospodyniami towarzyskiego turnieju, jeżeli oczywiście tym razem nic nie stanie na przeszkodzie, aby ten mecz rozegrać. Bo wciąż poruszamy się w warunkach, w których pewni będziemy mogli być dopiero wówczas, gdy na stadionie nieopodal miasta Faro wybrzmi pierwszy gwizdek.

A jak na to całe zamieszanie reagują w szwedzkim obozie? Najbliższa prawdy odpowiedź brzmiałaby chyba: całkowicie spokojnie. Właśnie otrzymaliśmy informację od Duńczyków, że ze względu na ognisko zakażeń koronawirusem w drużynie, reprezentacja Danii musi wycofać się w dalszego udziału w turnieju, co potwierdzili już też organizatorzy. Jest to oczywiście bardzo smutna wiadomość przede wszystkim dla Danii, dla całej imprezy, ale również dla nas. My jednak musimy po prostu dołożyć wszelkich starań, aby w najlepszy możliwy sposób przygotować się do czekających nas meczów – powiedziała dyrektorka kadry Marika Domanski-Lyfors. W bardzo podobnym tonie wypowiedział się także selekcjoner Gerhardsson: Są rzeczy, na które zwyczajnie nie mamy żadnego wpływu. Wielka szkoda, że nie będziemy mogli rozegrać meczu z Danią, którego wszyscy tu mocno wyczekiwaliśmy, ale teraz naszym zadaniem jest tak zmodyfikować przygotowania, aby w niedzielę być gotowym na Portugalię.

Jutro szwedzkie kadrowiczki czeka zatem intensywny dzień treningowy, a na poważniejsze wyzwanie boiskowe przyjdzie czas w niedzielę. Pierwszy gwizdek zaplanowano na godzinę 18:05 czasu szwedzkiego (17:05 w Portugalii). Jeśli jednak na siłę mielibyśmy w tej sytuacji szukać pozytywów, to przynajmniej udało się uniknąć perspektywy rozgrywania dwóch meczów w zaledwie 48 godzin. Bez względu na rezultat niedzielnej potyczki, szwedzkie piłkarki swój drugi i zarazem ostatni mecz podczas portugalskiego zgrupowania rozegrają bowiem w środę, 23. lutego.

******

A skoro jesteśmy już przy najważniejszych (około)piłkarskich wydarzeniach nadchodzących dni, to 25. lutego rusza oficjalna sprzedaż biletów na kwietniowy mecz z Irlandią w ramach eliminacji MŚ 2023. Zainteresowanym nie trzeba chyba specjalnie przypominać, że wielce prawdopodobne, iż ci, którzy zdecydują się zasiąść na trybunach Gamla Ullevi, obejrzą na żywo awans pierwszej europejskiej reprezentacji na australijsko-nowozelandzki mundial.

Kadra na Puchar Algarve

nilden

Turniej w Portugalii może być szansą na przykład dla Amandy Nildén (Fot. Bildbyrån)

Nasze intencje, z którymi jedziemy każdego roku na Puchar Algarve, są zawsze takie same. Przede wszystkim chcemy obejrzeć wszystkie zawodniczki w rytmie meczowym, bo turniej ten traktujemy jako niezwykle ważny element etapu przygotowań. Tym razem szykujemy się głównie na kwietniowe mecze w eliminacjach mistrzostw świata, ale w dalszej perspektywie pamiętamy też o finałach EURO 2022 w Anglii. Poprzedni rok był z naszej perspektywy wspaniały i podczas dokonywania selekcji rozmawialiśmy z Magnusem Wikmanem, że podczas naszej kadencji wewnętrzna rywalizacja o miejsce w kadrze nigdy nie była większa – w tak optymistyczne tony podczas wtorkowej konferencji uderzył selekcjoner Peter Gerhardsson. I trudno mu się dziwić, gdyż zarówno czysto statystycznie, jak i pod względem jakości gry, poprzedni rok był jednym z najlepszych w historii szwedzkiego futbolu reprezentacyjnego. Patrzeć trzeba jednak do przodu, a nie wstecz, więc dobrze się dzieje, że sztab trenerski myśli już o napisaniu kolejnego rozdziału pięknej historii, która swój epilog znajdzie nawet nie w Londynie, a w dalekiej Australii latem 2023. Przyszłoroczny turniej będzie zresztą wspaniałą klamrą zamykającą pewną erę szwedzkiej piłki nożnej, ale o tym zapewne wspomnimy jeszcze wiele razy. Póki co skupiamy się jednak na rozpoczynającym się za niespełna tydzień zgrupowaniu w Portugalii, bo to właśnie tam zainaugurujemy, a w zasadzie wznowimy długi marsz w kierunku Sydney.

Wśród powołanych na lutowy obóz piłkarek próżno szukać nazwiska Magdaleny Eriksson, choć defensorka Chelsea wznowiła już treningi po kontuzji. Z takiego obrotu sprawy cieszy się z pewnością niebieska część Londynu, gdyż wiosenna, decydująca faza zmagań w angielskiej FA WSL zapowiada się niezwykle smakowicie. Na oficjalnej liście nie znajdziemy także innej rekonwalescentki Lindy Sembrant, choć 34-letnia obrończyni mistrza Włoch – w przeciwieństwie do Eriksson – do Algarve pojedzie. Cieszymy się, że Linda rozegrała w minioną niedzielę 85 minut i bardzo dobrze, że będzie z nami podczas całego zgrupowania. Pozostajemy oczywiście w stałym dialogu z Juventusem i wspólnie ustaliliśmy, że to pomoże jej szybciej powrócić do swojej optymalnej dyspozycji – podsumował Gerhardsson. Wśród powołanych defensorek nie mogło za to zabraknąć miejsca dla pozostającej niezmiennie jednym z filarów monachijskiego Bayernu Hanny Glas, a także dla Amandy Ilestedt, która z kolei zebrała fenomenalne recenzje za występ w zwycięskim meczu Pucharu Francji przeciwko Olympique Lyon. Skoro byliśmy już przy Juventusie, to warto podkreślić, iż kolejną szansę w kadrze otrzyma także Amanda Nildén, czyli jedna z bohaterek nadspodziewanie trudnego dla ekipy z Turynu meczu przeciwko Weronie. Większych zaskoczeń nie było za to przy odczytywaniu nazwisk powołanych pomocniczek i napastniczek, choć godny odnotowania jest powrót do reprezentacyjnej gry Johanny Kaneryd z Häcken. Nieco dłużej na swoją szansę poczekać będą musiały za to Emilia Larsson oraz Freja Olofsson, bo w ich przypadku solidne występy na boiskach ligowych nie okazały się wystarczającym argumentem dla Gerhardssona i jego sztabu. Debiutu w kadrze nie zaliczy także Karin Lundin, która jesienią trochę poszalała w ofensywie Fiorentiny.


Kadra na Puchar Algarve:

Bramkarki: Jennifer Falk (Häcken), Hedvig Lindahl (Atletico), Zecira Musovic (Chelsea)

Obrończynie: Jonna Andersson (Chelsea), Emma Berglund (Rosengård), Nathalie Björn (Everton), Hanna Glas (Bayern), Amanda Ilestedt (PSG), Emma Kullberg (Brighton), Amanda Nildén (Juventus), Julia Roddar (Washington), Josefine Rybrink (Häcken)

Pomocniczki: Filippa Angeldal (Man. City), Kosovare Asllani (Real), Hanna Bennison (Everton), Johanna Kaneryd (Häcken), Fridolina Rolfö (Barcelona), Elin Rubensson (Häcken), Olivia Schough (Rosengård), Caroline Seger (Rosengård)

Napastniczki: Anna Anvegård (Everton), Stina Blackstenius (Arsenal), Lina Hurtig (Juventus), Sofia Jakobsson (San Diego), Madelen Janogy (Hammarby)


Terminarz kadry:

18. lutego, godz. 18:00: Szwecja – Dania (Faro-Loulé)

20. lutego, godz. 18:15: Portugalia – Szwecja (Faro-Loulé)

23. lutego, godz. 11:30: mecz lub turniej klasyfikacyjny (Lagos lub Faro-Loulé)

Wiosenna feta w Göteborgu?

publik_gamlaullevi_25nov

Wiele wskazuje na to, że tej wiosny trybuny Gamla Ullevi znów będą tętnić życiem (Fot. SvFF)

Rozpoczynające się właśnie Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie dobitnie przypomniały nam o realiach rzeczywistości, w której od mniej więcej dwóch lat przyszło nam funkcjonować. Pandemiczny świat odcisnął swoje piętno także na społeczności piłkarskiej, bo choć prawie wszystkie media z niezwykłą regularnością informowały o rzekomej szwedzkiej strategii polegającej na niewprowadzaniu ostrych restrykcji, to w praktyce wyglądało to zgoła inaczej. I tak przy pustych (lub niemal pustych) trybunach dokończyliśmy eliminacje EURO 2022, przygotowywaliśmy się do wyjazdu na tokijskie Igrzyska, zorganizowaliśmy finał Ligi Mistrzyń, który miał być jednym z głównych punktów obchodów 400-lecia Göteborga i wreszcie rozegraliśmy prawie dwa pełne sezony ligowe Damallsvenskan i Elitettan. Cóż, jeśli tak wygląda futbolowa rzeczywistość bez obostrzeń, to aż strach pytać, z czym mielibyśmy do czynienia w scenariuszu alternatywnym.

Co więcej, do niedawna wydawało się, że to wcale nie było jeszcze ostatnie słowo, gdyż wraz z nadejściem kolejnej epidemicznej fali podjęto decyzję o wstrzymaniu sprzedaży biletów na wiosenne mecze kadry. Decyzja ta została jednak cofnięta, więc o ile podczas najbliższych tygodni nie wydarzy się nie nieprzewidzianego (za co rzecz jasna gorąco trzymamy kciuki), to 12. kwietnia trybuny Gamla Ullevi znów wypełnią się ubranymi w niebiesko-żółte barwy sympatykami futbolu. A wiosenną wyprawę na nasz Stadion Narodowy warto rozważyć chociażby z tego powodu, że mecz z Irlandią może okazać się decydującym w kontekście wywalczenia kwalifikacji na przyszłoroczny mundial. W praktyce wygląda to tak, że jeżeli podopieczne Petera Gerhardssona nie przegrają w starciu z Irlandkami, to już tej wiosny będziemy mogli rozpocząć planowanie podróży na Antypody. Niewykluczone zresztą, że jako pierwsi w Europie, gdyż w naszej strefie nie ma wielu ekip, które mają szansę tak szybko zamknąć kwestię awansu do finałów mistrzostw świata.

Zanim jednak odwiedzimy gościnną (choć jak pokazują ostatnie wydarzenia: nie dla wszystkich) Australię i Nową Zelandię, czekają nas jeszcze finały EURO 2022 na boiskach Anglii. A ponieważ turniej ten zbliża się wielkimi krokami, to i przygotowania do niego zaczynają nabierać właściwego tempa. Niedawno poznaliśmy lokalizację szwedzkiej bazy na ME i dzięki Marice Domanski-Lyfors dowiedzieliśmy się, że podopieczne Petera Gerhardssona zamieszkają w Carden Park nieopodal miasta Chester. Przed wyjazdem na Wyspy Brytyjskie, szwedzkie kadrowiczki czeka jeszcze tradycyjny, dziesięciodniowy obóz w Båstad (20.-29. czerwca), podczas którego rozegrana zostanie również ostatnia gra kontrolna. Wylot do Anglii, a także zakwaterowanie we wspomnianym już Carden Park planowane są na 3. lipca, czyli sześć dni przed otwierającym turniej starciem z obrończyniami tytułu z Holandii.