Ciasno na górze, ciasno na dole

vxj

Trzy mecze, siedem punktów. Växjö nie zamierza oddawać pierwszej ligi bez walki (Fot. SVT)

Szesnasta kolejka Damallsvenskan rozpoczęła się od naprawdę mocnego uderzenia. I nie chodzi tu bynajmniej wyłącznie o fakt, że Kristianstad dopisał się do bardzo długiej już zresztą listy klubów, które nie poradziły sobie z presją w momencie decydującej próby. Taki przebieg wydarzeń udało nam się nawet przewidzieć, ale chyba nikt nie spodziewał się tego, że przyniesie on strzelecką kanonadę w wykonaniu drużyny, która po czternastu rozegranych meczach miała na koncie zaledwie sześć goli, a połowę tego dorobku stanowiły skutecznie egzekwowane przez Signe Holt rzuty karne. Tym razem piłkarki z Växjö nie potrzebowały jednak jedenastki, aby błyskawicznie otworzyć wynik. Ria Öling zagrała idealną piłkę do pokazującej się na lewym skrzydle Amandy Johnsson Haahr, a była zawodniczka między innymi Göteborga bez większego wysiłku przechytrzyła zadziwiająco bierną wobec jej zamiarów defensywę Kristianstad i pewnym strzałem pokonała Brett Maron. Jeśli fani gości myśleli, że tak katastrofalne otwarcie podziała na zespół Elisabet Gunnarsdottir niczym zimny prysznic, to … srodze się przeliczyli. Niespełna dwie minuty później Öling zdecydowała się na indywidualną akcję, którą przerwał dopiero gwizdek sędziego Oscara Johnsona, oznajmiając w ten sposób, że oto właśnie gospodynie podwyższyły wynik meczu na 2-0. Mało emocji? No to przenosimy się na drugą stronę boiska, gdzie Lauren Barnes przytomnie wycofała futbolówkę do dobrze ustawionej Therese Åsland, a reprezentantka Norwegii zrobiła to, co umie najlepiej, strzelając z dystansu tak precyzyjnie, że problem z tym uderzeniem miałaby absolutnie każda bramkarka świata. A zatem 2-1, a na meczowym zegarze dopiero co rozpoczęła się dziewiąta minuta gry. Gdyby w tamtej chwili ktoś powiedział nam, że gol Åsland był ostatnim, jaki tego dnia obejrzymy na VISMA Arenie, pewnie byśmy mu nie uwierzyli, ale okazało się, że piłkarki obu ekip wszystko, co najlepsze przygotowały na pierwszą fazę meczu. I choć w drugiej połowie futbolówka po raz trzeci zatrzepotała jeszcze w siatce gości, sędzia Johnson całkowicie słusznie tej bramki nie uznał. Ów fakt nie był jednak w stanie zmącić radości piłkarek Växjö, które rozważnie broniły skromnej zaliczki i bez większych turbulencji dowiozły ją do szczęśliwego końca. Przyjezdne oczywiście próbowały odwrócić losy tej rywalizacji, w drugiej linii bardzo aktywne były Alice Nilsson oraz Eveliina Summanen, ale wykreowanie realnego zagrożenia pod bramką Fraine okazało się dla podopiecznych islandzkiej trenerki zadaniem ponad siły. Kto wie, jak ułożyłby się ten mecz, gdyby choćby z ławki mogła pomóc swoim koleżankom Svava Ros Gudmundsdottir, ale usprawiedliwianie mało przekonującego występu Kristianstad nieobecnością najskuteczniejszej w tegorocznych rozgrywkach snajperki byłoby mimo wszystko mocnym nadużyciem. Tym bardziej, że w szeregach gospodyń problemów kadrowych także nie brakuje.

Do równie dużej, jeśli nie większej niespodzianki, doszło na Malmö IP, gdzie liderujący tabeli Rosengård przez dziewięćdziesiąt minut nie potrafił przełamać defensywnych zasieków postawionych przez beniaminka z Umeå. Trener Jonas Eidevall robił wszystko, co mógł; w drugiej połowie z ławki wchodziły kolejno Riley, Larsson, Seger oraz Björn, ale żadna z nich nie okazała się tym razem wybawicielką klubu ze Skanii. W wywalczeniu kompletu punktów nie pomógł nawet manewr z przesunięciem do pierwszej linii nominalnej stoperki Glodis Perli Viggosdottir, która w samej końcówce miała znaleźć sposób na pokonanie Agnes Granberg między innymi dzięki swoim umiejętnościom w zakresie gry głową. Zwycięskiego gola nie udało się jednak wcisnąć ani z powietrza, ani po ziemi, choć w 90. minucie piłkę meczową na nodze miała jeszcze Anna Anvegård. Królowa strzelczyń z sezonu 2019 uderzyła prawidłowo, z odpowiednią siłą, ale w środek bramki, dzięki czemu 21-letnia golkiperka z Västerbotten bez większych problemów poradziła sobie z jej strzałem. Co ciekawe, na ciężką próbę została w tym spotkaniu wystawiona także Zecira Musovic, która broniąc uderzenia Fanny Hjelm oraz Lovy Lundin musiała zaprezentować najwyższej próby bramkarski kunszt. Piłkarki gości przez większą część meczu skupione były oczywiście na defensywie, ale co pewien czas zdarzało im się zapędzić większą liczbą zawodniczek pod pole karne ekipy ze Skanii i wtedy w tym sektorze boiska robiło się naprawdę gorąco. Stratę punktów przez liderki bez skrupułów wykorzystał Göteborg, pokonując na Valhalli gości z Piteå w stosunku 3-0. Końcowy wynik może być jednak nieco mylący, gdyż przyjezdne naprawdę przyjechały na zachodnie wybrzeże Szwecji po to, aby grać w piłkę i do pewnego momentu wychodziło im to całkiem nieźle. Wraz z upływem minut uwydatniała się jednak przewaga jakości po stronie gospodyń, a na konkretne liczby w niedzielne popołudnie przekuwała ją przede wszystkim Rebecka Blomqvist, autorka dwóch goli i asysty. Kolejny raz na uwagę zasługuje fenomenalny występ Filippy Curmark, która na naszych oczach z tygodnia na tydzień staje się coraz ważniejszym elementem wyjściowej jedenastki KGFC oraz ambitna i ofiarna postawa rekonwalescentek w osobach Julii Roddar oraz Vilde Bøe Risy, po których na murawie nie było widać ani śladu żadnego urazu.

Pozostałe mecze? W Vittsjö miejscowe podzieliły się punktami z Djurgården, choć z przebiegu gry były zespołem zdecydowanie lepszym. Na szybkiego gola Olivii Schough udało im się jednak odpowiedzieć wyłącznie wyrównującym trafieniem autorstwa rewelacyjnej Emily Gielnik, dzięki czemu sytuacja w środkowych rejonach tabeli stała się jeszcze ciekawsza. Na bezbramkowy remis długo zanosiło się w Uppsali, gdzie Beata Olsson nie trafiła do pustej bramki, Emma Holmgren obroniła rzut karny Fridy Maanum, a Cajsa Andersson wygrała pojedynek sam na sam z Nicole Modin. Żywy, otwarty mecz dwóch równych sobie rywali obfitował w dogodne sytuacje, ale aż do 82. minuty żadnej ze stron nie udawało się umieścić piłki w bramce. Wtedy jednak za zmarnowaną jedenastkę postanowiła zrehabilitować się Maanum, a jej strzał, którego nie ma sensu opisywać (to trzeba zobaczyć!), sprawił, że komplet punktów pojechał ostatecznie do Östergötland. Szesnastą kolejkę zamknęło poniedziałkowe starcie na Tunavallen, gdzie Eskilstuna planowo uporała się z derbowymi rywalkami z Örebro. Bohaterką numer jeden po stronie United była bez wątpienia Felicia Rogic, która wreszcie zrobiła użytek ze swojego największego atutu, jakim niewątpliwie jest szybkość. Jednego gola do skarbczyka Eskilstuny dołożyła ponadto Loreta Kullashi, dla której było to już jedenaste trafienie w obecnych rozgrywkach. 21-letnia napastniczka zrównała się tym samym z duetem snajperek Rosengård na czele klasyfikacji strzelczyń.


16. kolejka w liczbach:

Gole: 13  (średnia 2.17 / mecz)

Rzuty karne: 2  (1 wykorzystany)

Żółte kartki: 11

Czerwone kartki: 0

Najszybszy gol: Amanda Johnsson Haahr (Växjö) – 5. minuta (vs. Kristianstad)

Najpóźniejszy gol: Rebecka Blomqvist (Göteborg) – 90+3. minuta (vs. Piteå)

Piłkarka kolejki: Felicia Rogic (Eskilstuna)

Gol kolejki: Frida Maanum (Linköping)


Komplet wyników:


Piłkarka kolejki:

lirare

Klasyfikacja strzelczyń:

skytte

Klasyfikacja asystentek:

assist

16. kolejka – zapowiedź

bZa1zD-g_730

Czy ktoś powstrzyma marsz Kristianstad do Europy? (Fot. Bildbyrån)

Ostatni weekend września to zdecydowanie zbyt wczesna data, aby pisać, że oto sezon Damallsvenskan wchodzi w decydującą fazę, ale nie da się ukryć, że przynajmniej dla niektórych klubów to właśnie najbliższe dni i tygodnie mogą okazać się absolutnie kluczowe dla realizacji (bądź nie) przedsezonowych założeń. Dotychczas rozegrane mecze pokazały nam, że drużyną całkowicie niepotrafiącą radzić sobie z presją meczów o sześć punktów jest Linköping i choć zespół prowadzony przez Olofa Unogårda matematycznie wciąż pozostaje w grze o puchary, to w tak optymistyczny scenariusz powątpiewają już nawet ci najbardziej zagorzali sympatycy ekipy z Östergötland. I mając w pamięci to, co piłkarki LFC wyprawiały chociażby w domowych potyczkach z Kristianstad oraz Vittsjö, ani trochę się im nie dziwimy. Inna sprawa, że akurat w szesnastej serii spotkań nawet tak krytykowany przez nas Linköping będzie faworytem w starciu z przybliżającą się do szybkiego powrotu w szeregi Elitettan Uppsalą, ale uwaga większości neutralnych kibiców skupiona będzie przede wszystkim na innych wydarzeniach ligowego weekendu.

Jednym z takich wydarzeń na pewno będzie dość niepozornie na pierwszy rzut oka wyglądające starcie na VISMA Arenie. Podbudowane w pełni zasłużonym zwycięstwem nad beniaminkiem z Umeå Växjö podejmie na własnym boisku coraz odważniej marzących o debiucie w eliminacjach Ligi Mistrzyń gości z Kristianstad. Cztery punkty zdobyte w dwóch ostatnich meczach, a także wyraźnie lepsza postawa liderek w osobach Öling, Holt i Umotong, ponownie wlały w serca kibiców ze Småland sporą dawkę optymizmu, ale aby podtrzymać zwycięską passę, przeciwko podopiecznym Elisabet Gunnarsdottir trzeba będzie zagrać jeszcze lepiej, jeszcze bardziej uważnie, a i trochę szczęścia by się przydało. Trenerka Maria Nilsson jest oczywiście przekonana, że jej piłkarki stawią czoła nawet tak niełatwemu wyzwaniu, ale Pomarańczowy Gang ze Skanii swoją do bólu konsekwentną postawą popsuł już w tym sezonie plany wielu rywalkom. I to szczególnie w meczach wyjazdowych, gdyż to właśnie występy w delegacjach pomogły napastniczkom z Kristianstad aż tak wyśrubować bramkowy licznik. Nieoczekiwanym sprzymierzeńcem gospodyń może się jednak okazać … psychika, a przecież od lat wiadomo, że w futbolu głowa nierzadko znaczy więcej niż pozostałe części ciała. W Kristianstad potrafią przecież czytać ligową tabelę i mają pełną świadomość nadarzającej się szansy. Klub, który zaledwie pięć lat temu walczył dosłownie i w przenośni o przetrwanie, staje właśnie u wrót Europy, ale aby przekroczyć wyśniony próg, trzeba najpierw swoją fenomenalną postawę na przestrzeni całego sezonu potwierdzić jeszcze zwycięstwami w takich właśnie meczach. Jest to swego rodzaju nowość, gdyż Kristianstad po raz pierwszy wystąpi w roli drużyny, która musi, a nie tylko może, a taka perspektywa potrafiła spętać nogi zdecydowanie bardziej doświadczonym zespołom. Co więcej, to wszystko dzieje się w chwili, gdy Elisabet Gunnarsdottir posypała się cała defensywa, a zamiast doświadczonych Carlsson, Atladottir, czy Ivarsson, o sile tej formacji stanowią takie piłkarki jak Rybrink, Törnkvist oraz Harrysson, wsparte amerykańską jakością w osobie Lauren Barnes. Czy islandzka myśl szkoleniowa zatriumfuje raz jeszcze, a komplet punktów odjedzie wesołym autobusem w kierunku Skanii? A może to gospodynie lepiej poradzą sobie z inną, ale przecież równie wielką presją wyniku? Co by się nie wydarzyło, możemy być pewni, że w Växjö czeka nas prawdziwa bitwa na wyniszczenie i to zarówno w sferze motorycznej, jak i mentalnej.

Podobnych emocji możemy spodziewać się w Vittsjö, gdzie krocząca od zwycięstwa do zwycięstwa drużyna z najsłynniejszej piłkarskiej wsi podejmie stołeczne Djurgården. Dla podopiecznych Pierre’a Fondina będzie to szansa na przełamanie swego rodzaju fatum, gdyż w ostatnich latach każda wizyta sztokholmianek w okolicach Hässleholm kończyła się mniejszym lub większym rozczarowaniem. O to, by tym razem było inaczej, mają postarać się Olivia Schough z Lindą Motlhalo, a o wygranie walki o środek pola (co w potyczkach z Vittsjö nierzadko bywa kluczowe) zadbają Malin Diaz oraz wciąż aktualna mistrzyni Europy Sheila van den Bulk. Gospodynie także mają jednak kim straszyć, a duet Markstedt – Gielnik, przy dodatkowym wsparciu Michelle De Jongh, to gwarancja najwyższej piłkarskiej jakości. Skoro jednak tak wiele czasu i uwagi poświęcamy rozważaniom na temat przednich formacji obu ekip, to całkiem prawdopodobna wydaje się opcja, że o końcowym wyniku przesądzą obrończynie. Z jednej strony Klinga, Adolfsson oraz duński dynamit Mie Leth Jans, z drugiej – Boakye, Lång, Bloznalis oraz Arnardottir. Tak, to może być zapowiedź bezbramkowego remisu, ale z drugiej strony w tym starciu nie zaskoczy nas chyba absolutnie żadne rozstrzygnięcie. A kompletem punktów zdecydowanie nie pogardziłaby żadna z drużyn.

Domowe mecze czekają w najbliższej kolejce obu liderów; Rosengård podejmie na Malmö IP zespół z Umeå, zaś Göteborg zmierzy się na Valhalli z drugim z przedstawicieli dalekiej Północy. Czy w którymś z tych starć możemy liczyć na niespodziankę? W futbolu oczywiście nie ma rzeczy niemożliwych, ale jeśli ktoś miałby tu sprawić sensację, to raczej podbudowane zwycięstwem nad Uppsalą oraz udanym powrotem Madelen Janogy zawodniczki z Piteå. Dla podopiecznych Stellana Carlssona starcie z wicemistrzyniami Szwecji będzie mieć ponadto wymiar ambicjonalny, gdyż nieco ponad miesiąc temu Göteborg urządził sobie na LF Arenie prawdziwy festiwal goli. A Piteå, choć w obecnych rozgrywkach u siebie spisuje się wyjątkowo słabo, takiego upokorzenia na pewno bez przynajmniej podjęcia próby rewanżu nie zostawi. Sporo do udowodnienia samym sobie mają także piłkarki z Eskilstuny, które w jedynym poniedziałkowym meczu zmierzą się na własnym stadionie z mocno osłabionym Örebro i nawet jeśli tabela mówi coś dokładnie odwrotnego, to gospodynie będą w tej potyczce zdecydowanymi faworytkami. Nie zapominajmy jednak, że na Tunavallen w tym sezonie potrafiła wygrać nawet Uppsala, co może – choć niekoniecznie musi – zapowiadać nam spore emocje. Szczególnie, jeśli Eskilstuna nie będzie potrafiła ułożyć sobie tego meczu pod siebie w jego początkowej fazie.


Zestaw par 16. kolejki:

omg16_01

omg16_02

omg16_03

omg16_04

omg16_05

omg16_06

Cierpienia na wyspie gejzerów

islswe

Wynik taki sobie, a postawa na boisku wcale nie lepsza. Podział punktów w Reykjaviku. (Fot. Bildbyrån)

Islandzka stolica nie okazała się szczęśliwym przystankiem w podróży na angielskie EURO. Co więcej, zabrakło naprawdę niewiele, aby na stadionie Laugardalsvöllur szanse szwedzkich piłkarek na wygranie grupy eliminacyjnej zostały zredukowane niemal do minimum. Podopieczne Jona Thora Haukssona podczas dziewięćdziesięciu minut meczu zrobiły bowiem naprawdę wiele, aby komplet punktów pozostał dziś na Islandii. Spełniły zresztą nawet podstawowy ku temu warunek, strzelając o jednego gola więcej. ale niezrozumiała dla nikogo decyzja chorwackiej sędzi Ivany Martincic sprawiła, że spotkanie to we wszystkich oficjalnych źródłach zostanie zapisane jako remis. Choć gdyby użyć terminologii znanej miłośnikom sportów walki, na punkty bezsprzecznie zwyciężyły dziś gospodynie.

Zanim jednak przeszliśmy do fazy desperackiej obrony jednego punktu, i dla nas w wietrznym Reykjaviku przynajmniej na chwilę zaświeciło słońce. A wszystko to za sprawą nieomylnej ostatnimi czasy Anny Anvegård, która na islandzkiej murawie czuła się na tyle pewnie, że w walce o zagraną przez Sofię Jakobsson piłkę ubiegła nawet … Kosovare Asllani i nie zważając na nic, mierzonym, płaskim strzałem pokonała Sandrę Sigurdardottir. Meczowy zegar wskazywał wówczas 33. minutę, a nam ręce same składały się do oklasków na cześć nie tylko napastniczki Rosengård, ale i skrzydłowej madryckiego Realu, która głównie dzięki swojej wrodzonej determinacji zawalczyła o przegraną wydawałoby się futbolówkę przy linii końcowej i na dwie raty zacentrowała ją w pole karne. I choć pierwszy kwadrans meczu bezapelacyjnie należał do gospodyń, a młoda Karolina Lea Vilhjalmsdottir raz po raz wsadzała na karuzelę Jonnę Andersson, to z każdą upływającą minutą boiskowa sytuacja zdawała się być pod coraz większą kontrolą podopiecznych Petera Gerhardssona. Świetną partię w środku pola rozgrywały dwie inne zawodniczki najlepszego klubu ze Skanii Caroline Seger oraz Nathalie Björn i to głównie dzięki wygrywanym przez nie pojedynkom udało się przenieść ciężar gry nieco bliżej bramki Sigurdardottir. A w tych właśnie rejonach boiska islandzką defensywę nieustannie nękała doskonale dysponowana Anvegård, której postawa jako żywo przypominała nam słynny występ Stiny Blackstenius w pamiętnym, zwycięskim meczu w duńskim Viborgu. Z tą subtelną różnicą, że w przeciwieństwie do swojej starszej koleżanki, napastniczka Rosengård wykorzystała jedną ze stworzonych sobie sytuacji, a brakowało naprawdę niewiele, by przy jej pomocy futbolówka zatrzepotała w siatce przynajmniej jeszcze jeden raz.

Już w pierwszej połowie swoje bramkowe okazje miały jednak także Islandki, a jedną z nich udało im się nawet zamienić na wspomnianego już nieuznanego gola. Po rzucie rożnym w szwedzkim polu bramkowym doszło do olbrzymiego zamieszania, w wyniku którego o górną piłkę powalczyły Zecira Musovic oraz Glodis Perla Viggosdottir. W rywalizacji klubowych koleżanek górą była islandzka defensorka, co pozwoliło Sarze Björk Gunnarsdottir skierować futbolówkę do opuszczonej już przez golkiperkę Rosengård bramki. Uradowane gospodynie w pełni zasłużenie rozpoczęły więc celebrację, przy linii bocznej szalał trener Hauksson, aż tu nagle przeciągły dźwięk chorwackiego gwizdka przerwał ogólną sielankę. Okazało się, że pani Martincic dopatrzyła się rzekomego faulu Viggosdottir na Musovic, dzięki czemu schodząc do szatni wciąż utrzymywaliśmy skromne, jednobramkowe prowadzenie. Wiedzieliśmy jednak, że jeśli chcemy dowieźć je do końca, po przerwie trzeba będzie zagrać zdecydowanie lepiej.

Plan mocniejszego naciśnięcia na rywalki został więc wdrożony w życie, ale jego efektami mogliśmy napawać się zaledwie przez cztery minuty. W kolejnej fazie meczu coraz bardziej zarysowywała się natomiast przewaga piłkarek z Islandii, które swoją postawą niejako zmusiły Amandę Ilestedt oraz Jonnę Andersson do koncentrowania się przede wszystkim na zadaniach obronnych, co w naturalny sposób zmniejszało nasz ofensywny potencjał. I choć Anvegård (a następnie zastępująca ją w końcówce spotkania Mimmi Larsson) z niezłym skutkiem grały swoje, zdecydowanie bardziej gorąco robiło się po przerwie w szesnastce Musovic. A że golkiperka Rosengård gwarantem pewności dziś nie była, to serca biły nam mocniej, gdy Elin Metta Jensen obijała poprzeczkę szwedzkiej bramki lub wdawała się w fizyczne pojedynki w polu karnym z Lindą Sembrant. Tym razem gwizdek pani Martincic milczał jednak jak zaklęty, wobec czego raz jeszcze mogliśmy wziąć głęboki oddech ulgi. Swojego gola Jensen i tak jednak tego dnia zdobyła, choć stało się to w nieco kuriozalnych okolicznościach. Najlepsza aktorka spektaklu na murawie w Reykjaviku, dziewiętnastoletnia Sveindis Jane Jonsdottir, wykonała wrzut z autu, w zupełnie niewytłumaczalny sposób (co sama zainteresowana przyznała zresztą tuż po końcowym gwizdku) pusty przelot zaliczyła próbująca wyjaśnić sytuację Lina Hurtig, Magdalena Eriksson delikatnie się zdrzemnęła, a niepilnowana przez nikogo napastniczka stołecznego Valuru pokonała rozpaczliwie interweniującą Musovic. I choć jasne dla wszystkich jest, że w tej sytuacji główną winowajczynią była skrzydłowa Juventusu, której przydarzył się zupełnie niepotrzebny kiks, to postawa kapitanki londyńskiej Chelsea także doskonale podsumowuje jej dzisiejszy występ. W największym skrócie można byłoby opisać go słowem rozczarowanie, gdyż od zawodniczki tej klasy jak najbardziej mamy prawo oczekiwać więcej, szczególnie w temacie koncentracji i ustawiania się.

Na wystawianie indywidualnych cenzurek przyjdzie rzecz jasna jeszcze czas, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że żadna ze szwedzkich piłkarek nie zbliżyła się dziś na boisku do poziomu, który zaprezentowały na nim Jonsdottir, Gunnarsdottir, czy Viggosdottir. W naszej kadrze małe plusiki moglibyśmy zapisać przy nazwiskach Anvegård, jej zmienniczki Larsson, a także niezatapialnej Caroline Seger. Zarówno w ofensywie, jak i w defensywie, z dobrej strony pokazała się ponadto Nathalie Björn, która do tego wyglądała całkiem przyzwoicie pod względem motorycznym i wielką zagadką pozostaje pytanie dlaczego to właśnie ona została ostatecznie zmieniona jako pierwsza. Oczywiście, w pełni rozumiemy argumentację o wpuszczeniu na plac gry świeżej krwi w postaci Julii Zigiotti, ale czy aby na pewno piłkarka Göteborga nie mogła pojawić się na murawie na przykład w miejsce Hurtig lub Jakobsson? Z powyższej wyliczanki wynika jednak jasno, że to zawodniczki Rosengård były dziś zdecydowanie najjaśniejszymi punktami szwedzkiego zespołu, ale dobrej jakości paliwo z Malmö – pozbawione większego wsparcia londyńsko-madryckiego – wystarczyło nam jedynie (a może i aż?) do wywiezienia z Reykjaviku jednego punktu. Zdobycz tę oczywiście doceniamy i szanujemy, ale mamy nadzieję, że dokładnie za pięć tygodni na Gamla Ullevi nie będziemy świadkami powtórki z rozrywki. Bo pewne jest tyle, że kwestia bezpośredniego awansu na angielskie EURO rozstrzygnie się właśnie wtedy i właśnie tam.

Przystanek Islandia

80e03912d3621839ffe0616fb8ef37ea

Sara Björk Gunnarsdottir chce poprowadzić islandzką kadrę do awansu na EURO (Fot. Getty Images)

Jak dotąd, eliminacje piłkarskich mistrzostw Europy w wykonaniu reprezentacji Szwecji przypominały raczej spacer mało wymagającym szlakiem niż trudną, wysokogórską wspinaczkę. Nadszedł jednak moment, w którym może się to diametralnie zmienić, a wszystko za sprawą wypadu kadry Petera Gerhardssona na Islandię. W teorii powinniśmy być względnie spokojni, wszak trzecia drużyna francuskiego mundialu na papierze wydaje się być zdecydowanym faworytem w starciu z rywalem, który na najważniejszej piłkarskiej imprezie nie miał jeszcze okazji choćby zadebiutować. Islandia posiada jednak sporo atutów, które każą nam zachowywać przed wtorkową potyczką dalece idącą ostrożność. Tym bardziej, że rozegrane przed kilkoma dniami mecze z niżej notowanymi ekipami nie dały nam żadnej odpowiedzi na pytanie, w którym miejscu znajdują się na ten moment oba zespoły.

Przez lata zdążyliśmy przyzwyczaić się do tego, że reprezentantki Islandii możemy podzielić na trzy podstawowe grupy: byłe zawodniczki klubów Damallsvenskan, obecne zawodniczki klubów Damallsvenskan oraz przyszłe zawodniczki klubów Damallsvenskan. Ten powtarzany często żart ma oczywiście wiele wspólnego ze stanem faktycznym, ale analizując ostatnie powołania trenera Jona Thora Haukssona nie sposób nie dostrzec, że coś się w tej kwestii zmieniło. W 23-osobowej kadrze tym razem zabrakło bowiem miejsca dla choćby takich piłkarek jak Gudrun Arnardottir (pewny punkt spisującej się naprawdę solidnie defensywy Djurgården), czy Anna Rakel Petursdottir, która swoje umiejętności z powodzeniem pokazywała w barwach Linköping i Uppsali. Co więcej, nie zdziwimy się wielce, jeśli we wtorek w wyjściowej jedenastce gospodyń jedyną przedstawicielką naszej ligi okaże się Glodis Perla Viggosdottir, czyli – jak by nie patrzeć – podstawowa defensorka kroczącego właśnie po dwunasty w historii mistrzowski tytuł FC Rosengård. Skoro więc na Islandii mogą pozwolić sobie na świadomą rezygnację z zawodniczek pokroju wspomnianej już Arnardottir, czy na pozostawianie na ławce rezerwowych najlepszej snajperki Kristianstad Svavy Ros Gudmundsdottir, to trudno potencjału tej kadry nie doceniać. Tym bardziej, że jej liderką jest jedna z najlepszych pomocniczek świata, dla której zresztą wtorkowy mecz będzie w dużym stopniu wyjątkowy.

Sara Björk Gunnardsottir, bo o niej mowa, to zawodniczka szwedzkim kibicom doskonale znana. Była gwiazda Damallsvenskan po transferze do Bundesligi zanotowała kilka naprawdę udanych sezonów w barwach Wolfsburga, a obecnie cieszy swoja grą sympatyków Olympique Lyon. Nietrudno policzyć, że mianem podstawowej zawodniczki najlepszej klubowej drużyny świata może poszczycić się zaledwie jedenaście piłkarek na naszej planecie i tak się składa, że 29-letnia Islandka jest aktualnie jedną z nich. Dla Gunnarsdottir mecz przeciwko Szwecji będzie spotkaniem numer 133 w narodowych barwach, dzięki czemu stanie się ona liderką pod względem liczby występów w islandzkiej kadrze. Mamy jednak nadzieję, że wyjątkowo tym razem nie pozwolimy jej uczcić tego miłego skądinąd jubileuszu zwycięstwem. Bo pomimo całej sympatii i szacunku do jej piłkarskich dokonań, ewentualna strata punktów w tym meczu może oznaczać pojawienie się komplikacji w walce o przepustki na EURO 2022 w Anglii. A tego, szczególnie mając na uwagę mocno napiętą sytuację epidemiczną w Europie, bardzo byśmy nie chcieli.

Reprezentacja Islandii to jednak nie tylko Gunnarsdottir, z czego świetnie zdają sobie sprawę na przykład sympatycy NWSL. Nazwiska Brynjarsdottir czy Jonsdottir nieprzypadkowo robiły bowiem furorę po tamtej stronie Atlantyku, a wiele historii chociażby szwedzkich piłkarek pokazuje, że zaistnieć w amerykańskiej piłce klubowej wcale nie jest łatwo. Jon Thor Hauksson nie może również narzekać na potencjał defensywny, gdyż wraz z uwielbianą w Malmö Viggosdottir formację tę współtworzą zawodniczki, które na szwedzkich boiskach wielokrotnie oklaskiwaliśmy i wybieraliśmy do jedenastek kolejki w przeszłości. A mówiąc bardziej konkretnie są to: Ingibjörg Sigurdardottir (obecnie Vålerenga), Hallbera Gisladottir (obecnie Valur) oraz Anna Björk Kristjansdottir (obecnie Le Havre). Nawet bez doświadczonej Sif Atladottir, zestaw ten prezentuje się całkiem przyzwoicie. W islandzkiej kadrze nie brakuje także utalentowanej młodzieży i choć zawodniczki takie jak Johannsdottir, Vilhjalmsdottir, czy Sveindis Jonsdottir nie stanowią jeszcze o sile reprezentacji, to możemy być pewni, że jeśli tylko dostaną szansę od selekcjonera, to szwedzkie defensorki będą musiały mieć się mocno na baczności.

Islandia ma potencjał – co do tego nie mamy najmniejszych wątpliwości. Podobnie zresztą, jak niezaprzeczalny jest fakt, że czekający nas we wtorek mecz będzie zdecydowanie najpoważniejszym testem podczas trwającej właśnie kwalifikacyjnej kampanii. Szanując w pełni rywalki, trzeba być jednak świadomym własnych umiejętności, a przecież sportowej jakości w szwedzkiej kadrze także nie brakuje. Anna Anvegård w swoich dwóch ostatnich reprezentacyjnych występach aż pięciokrotnie wpisywała się na listę strzelczyń, a Kosovare Asllani oraz Sofia Jakobsson za kadencji Gerhardssona w każdym kolejnym meczu grają życiówki. Do tego wszystkiego mamy jeszcze sprawdzoną w trudnych bojach i niezastąpioną w powietrznej walce Linę Hurtig oraz dynamiczne wahadłowe, które jak mało kto potrafią zrobić różnicę podczas konstruowania akcji ofensywnych. No i oczywiście nie zapominamy o tajnej (choć czy aby jeszcze na pewno) broni tej kadry, czyli o stałych fragmentach gry. Tylko podczas eliminacji EURO 2022 Szwedki strzeliły już ponad dziesięć goli po rzutach wolnych i rożnych, a licznik ten wcale nie zamierza przestać tykać. A zatem – z szacunkiem, ale bez lęku; w Reykjaviku na pewno czeka nas ciekawe wyzwanie, ale po naszej stronie również są argumenty pozwalające sięgnąć w tej rywalizacji nawet po pełną pulę. A jeśli tak się stanie, to upragniony awans będzie już na wyciągnięcie ręki.

Rywalki nie przeszkadzały

aewhun

Anna Anvegård potwierdziła swoją strzelecką dyspozycję z boisk Damallsvenskan (Fot. SVT)

Reprezentacja Szwecji bez Lindahl, Glas, Rolfö, Larsson i Blackstenius, które z różnych powodów nie znalazły się w meczowej kadrze. Reprezentacja Węgier bez ośmiu piłkarek przebywających na kwarantannie po tym, jak w drużynie MTK Budapeszt potwierdzono przypadek zakażenia koronawirusem. Puste trybuny Gamla Ullevi, od których odbijało się wyłącznie echo pokrzykiwania zawodniczek i obojga selekcjonerów. W takiej scenerii przyszło nam wznowić najdziwniejsze eliminacje do piłkarskich mistrzostw Europy w historii. Rozpoczęliśmy je nieco ponad rok temu, w dość niecodzienny zresztą sposób, bo od … straty gola na Łotwie. Zakończymy je – miejmy nadzieję – w grudniu, choć w innych grupach rywalizacja toczyć się będzie jeszcze przez wiele miesięcy. Te wszystkie fakty warto przywołać i usystematyzować choćby z tego powodu, że z dzisiejszej perspektywy, rozegrany we wrześniu 2019 na stadionie w Lipawie mecz wydaje się być częścią odległej przeszłości. Podobnie jak marcowe zgrupowanie w Portugalii, podczas którego po raz ostatni mogliśmy oglądać w akcji drużynę Petera Gerhardssona.

Czas oczekiwania na pierwszy gwizdek zdominowały przede wszystkim dwa tematy. Pierwszy dotyczył obsady szwedzkiej bramki, choć nie brakowało takich, którzy nie bez racji zauważali, że akurat w domowym starciu z Węgierkami nie będzie to najbardziej newralgiczna pozycja na boisku. Tak, czy inaczej, piłkarskie środowisko podzieliło się na zwolenników Jennifer Falk oraz sympatyków Zeciry Musovic, a w czwartkowy wieczór okazało się, że więcej powodów do radości będą mieć ci pierwsi. Golkiperka Göteborga dostała szansę rozegrania pierwszego meczu o punkty w reprezentacyjnych barwach i … w zasadzie w ten sposób moglibyśmy podsumować jej występ. W przeciwieństwie do meczu wyjazdowego, tym razem Węgierki nie potrafiły bowiem choćby raz porządnie zagrozić szwedzkiej bramce. Drugą kwestią, która mocno rozpalała naszą wyobraźnię był brak rytmu meczowego u niektórych piłkarek występujących w ligach zagranicznych. Szybko okazało się jednak, że i w tym przypadku powodów do obaw absolutnie nie ma, a obserwując boiskowe popisy Kosovare Asllani czy Sofii Jakobsson nie sposób było dostrzec, że obie te zawodniczki swój ostatni mecz o punkty rozegrały pół roku temu.

Sam mecz możemy natomiast podzielić na dwie części. Pierwszą, w której przeciwniczki z Węgier próbowały (choć bez wielkiego powodzenia) przeciwstawić się przeważającej, szwedzkiej sile oraz drugą, w której drużyna grająca w białych koszulkach na murawie Gamla Ullevi wyłącznie statystowała. Oczywiście, mamy na uwadze różnicę w piłkarskiej jakości, a także niecodzienne problemy natury nie tylko sportowej, z którymi w ostatnich dniach zmagały się Węgierki, ale tłumaczenie katastrofalnej postawy gości wyłącznie czynnikami obiektywnymi byłoby jednak sporym pójściem na łatwiznę. Podopieczne Ediny Marko gubiły się bowiem w absolutnie podstawowych elementach futbolowego rzemiosła, a próby krycia przy stałych fragmentach gry mogłyby posłużyć za materiał podczas niejednego seminarium dla trenerów. Rzecz jasna jako przykład postawy, która na piłkarskiej murawie jest absolutnie niedopuszczalna. Mówiąc te słowa, doceniamy oczywiście perfekcyjne dośrodkowania Kosovare Asllani oraz postawę Hurtig, Eriksson i Sembrant w walkach o górne piłki. Nie da się jednak ukryć, że dziś rywalki nie przeszkadzały naszym reprezentantkom w śrubowaniu wszelkiego rodzaju statystyk, a zdobywanie kolejnych goli przychodziło Szwedkom łatwiej niż na niejednym treningu. A tego nie da się usprawiedliwić ani kwarantanną zawodniczek z Budapesztu, ani czerwoną kartką dla Barbary Biro, ani wreszcie brakiem doświadczenia debiutującej w reprezentacyjnej bramce golkiperki z Miskolca Fruzsiny Schildkraut.

Co zatem zapamiętamy z chłodnego, wrześniowego wieczoru w Göteborgu? Na pewno górującą w powietrzu Linę Hurtig, skuteczną jak na boiskach Damallsvenskan Annę Anvegård (choć przy jeszcze lepszej efektywności napastniczka Rosengård mogła skończyć dzisiejsze spotkanie nawet z pięcioma golami na koncie), czy wreszcie precyzyjną jak zawsze Kosovare Asllani. Z bardzo dobrej strony pokazały się ponadto ustawione formalnie na bokach defensywy Jonna Andersson oraz Amanda Ilestedt, ale gdy prześledzimy, jak na przestrzeni meczu wyglądała ich średnia pozycja na boisku, to stanie się jasne, że mieliśmy do czynienia z grą wyłącznie na jedną bramkę. Na osobne słowa uznania zasłużyły ponadto Linda Sembrant i Magdalena Eriksson, które nie tylko zapisały na swoim koncie po golu, ale w zasadzie we dwie utrzymały w ryzach szwedzką defensywę. Wszystkie pozostałe piłkarki zdecydowanie bardziej były bowiem zaangażowane w grę ofensywną. Być może największym plusem pierwszego po długiej przerwie meczu kadry Petera Gerhardssona okaże się jednak fakt, że udało się rozegrać go bez żadnych dodatkowych kontuzji i urazów. Już za pięć dni czeka nas bowiem wyjazd na Islandię, gdzie rozegra się pierwszy z dwóch aktów bezpośredniej rywalizacji o bilety na EURO 2022, a nikomu nie trzeba chyba przypominać, że przy tej formule kwalifikacji miejsca i czasu na ewentualne odrabianie strat po prostu nie będzie. Oby jednak od najbliższego wtorku było to wyłącznie zmartwienie Islandczyków.

Växjö nie chce do Elitettan

fraine

Katie Fraine i jej Växjö wciąż pozostają w grze o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej (Fot. Bildbyrån)

Wyjazd do Umeå nie był jeszcze dla ekipy z Växjö meczem ostatniej szansy, ale ewentualna porażka mocno skomplikowałaby i tak już trudną sytuację piłkarek ze Småland. Nic więc dziwnego, że determinacja podopiecznych trenerki Marii Nilsson sięgnęła w piątkowy wieczór poziomu dotąd nieosiągalnego, co dało się zauważyć w zasadzie od pierwszego gwizdka Sary Wiinikki. Co równie istotne, efekty takiego zaangażowania pojawiły się błyskawicznie, gdyż już w 6. minucie gry Alexandra Jonasson obsłużyła Rię Öling idealnym podaniem, a reprezentantka Finlandii po raz pierwszy w sezonie 2020 wpisała się na listę strzelczyń. W Växjö nie zamierzali jednak zadowalać się skromnym prowadzeniem, a wysoki pressing na połowie rywalek i bezustanny napór na bramkę Tove Enblom trwały w najlepsze. Znajdujące się pod ciągłą presją zawodniczki z Umeå gubiły się, popełniając proste błędy, a przyjezdne po prostu konsekwentnie robiły swoje. Na 2-0 podwyższyła w 22. minucie Signe Holt, perfekcyjnie egzekwując rzut karny (i trzeba zaznaczyć, że słowo ‘perfekcyjnie’ naprawdę nie jest w tym miejscu hiperbolą), a trzeciego gola zapisała na swoim koncie Jennie Nordin, z najbliższej odległości wpychając futbolówkę do siatki po dośrodkowaniu z narożnika boiska. Koncert orkiestry ze Småland trwał więc w najlepsze, a fani tego zespołu mogli zastanawiać się jakim sposobem tak dysponowany zespół nie potrafił trafić do siatki w pięciu spośród sześciu ostatnich meczów.

W drugiej połowie przebudziły się gospodynie, ale na skuteczną pogoń było już za późno. Swoją niekwestionowaną klasę raz jeszcze pokazała jednak Therese Simonsson, która nie tylko przywróciła kibicom z Västerbotten nadzieję przepięknym golem z 62. minuty, ale z równie dobrym skutkiem wcielała się w rolę rozgrywającej, wraz z Fanny Hjelm napędzając kolejne akcje swego zespołu. Kto wie, jak potoczyłyby się ostatnie minuty tego widowiska, gdyby superrezerwowa Monica Jusu Bah wykorzystała przynajmniej jedną z dwóch stuprocentowych okazji, ale siedemnastoletnia nadzieja szwedzkiej piłki w obu sytuacjach zamiast do bramki, uderzała wprost w Katie Fraine, dzięki czemu nie udało się w samej końcówce postawić zawodniczek z Växjö pod większą presją. Komplet punktów odleciał więc na Południe, a w Småland przynajmniej przez dwa tygodnie będą teraz żyć nadzieją, że kapitalna pierwsza połowa w Umeå nie okaże się jedynie miłym wyjątkiem od mocno nieciekawej codzienności.

W drugim, niezwykle istotnym dla układu sił w dolnej części tabeli meczu, Piteå po raz pierwszy w tym roku kalendarzowym sięgnęło po komplet punktów na LF Arenie. Do zwycięstwa poprowadził drużynę Stellana Carlssona duet Madelen Janogy – Fernanda Da Silva, który po przerwie potrzebował zaledwie ośmiu minut, aby rozstrzygnąć ten niezwykle intensywny, ligowy bój. W pierwszej połowie także to gospodynie były stroną przeważającą, ale bardzo długo na drodze do pełni szczęścia stawała im jak zwykle doskonale dysponowana Emma Holmgren. W końcu jednak sprawdziło się powiedzenie, że sama bramkarka meczu nie zremisuje, a zawodniczki z Norrbotten – za sprawą swoich liderek – sięgnęły po swoje. Uppsala próbowała jeszcze poszukać chociażby gola kontaktowego, bliska zakończenia tej misji powodzeniem była nawet Ellen Toivio, ale beniaminkowi kolejny już raz zabrakło w rywalizacji na tym poziomie czysto sportowych argumentów. I choć matematyczne szanse na utrzymanie pierwszej ligi dla Uppsali wciąż oczywiście istnieją, to coraz bardziej prawdopodobny wydaje się błyskawiczny powrót zespołu Jonasa Valfridssona do Elitettan. Na szczęście, wiele przemawia za tym, że w obozie beniaminka są gotowi i na taki scenariusz, wszak tegoroczna kadra była przecież budowana z myślą o występach … na drugim poziomie rozgrywkowym i jeśli tylko uda się zatrzymać w klubie przynajmniej połowę spośród najbardziej wyróżniających się piłkarek, to w połowie listopada powiemy Uppsali raczej do zobaczenia niż żegnajcie na zawsze.

A co działo się na pozostałych arenach? Jak mawiają klasycy – bez niespodzianek. Rosengård zaciągnął ręczny hamulec, a i tak potrafił bez większego wysiłku wywieźć trzy oczka z Behrn Areny. Do siatki znów trafiała Anna Anvegård, a Sofie Svava oraz Jessica Samuelsson dały mały pokaz gry nowoczesnych wahadłowych. Osłabione brakiem Kollanen i Lundin Örebro próbowało się odgryzać, w pierwszej fazie meczu miało nawet swoje szanse na objęcie prowadzenia, ale w ostatecznym rozrachunku w tej potyczce zwycięzca mógł być tylko jeden. Podobnie zresztą jak na Stadionie Olimpijskim w Sztokholmie, gdzie Göteborg skutecznie wymęczył trzymającą się do pewnego momentu bardzo dzielnie defensywę Djurgården. Po komplet punktów sięgnęły także dwa pozostałe zespoły ze Skanii; Kristianstad odprawił po golu Hailie Mace Eskilstunę, zaś Vittsjö zdobyło Linköping Arenę dzięki perfekcyjnie wykonywanym stałym fragmentom gry. W roli dośrodkowującej wystąpiła tym razem Heather Williams, a w rolę snajperki wcieliła się Mie Leth Jans, dwukrotnie pokonując Cajsę Andersson strzałami głową. Czy możemy mówić tu o niespodziewanym rozstrzygnięciu? Absolutnie nie, gdyż już w zapowiedzi zwracaliśmy uwagę, że Linköping w najważniejszych dla siebie momentach regularnie przegrywa. Tradycja wypełniła się więc i tym razem, choć na decydującego gola sympatycy Vittsjö musieli czekać aż do 91. minuty. Z drugiej strony – zwycięstwa w takich okolicznościach smakują przecież jeszcze lepiej.


15. kolejka w liczbach:

Gole: 16  (średnia 2.67 / mecz)

Rzuty karne: 1  (wykorzystany)

Żółte kartki: 12

Czerwone kartki: 0

Najszybszy gol: Ria Öling (Växjö) – 6. minuta (vs. Umeå)

Najpóźniejszy gol: Rebecka Blomqvist (Göteborg) – 90+2. minuta (vs. Djurgården)

Piłkarka kolejki: Mie Leth Jans (Vittsjö)

Gol kolejki: Therese Simonsson (Umeå)


Komplet wyników:


Piłkarka kolejki:

lirare

Klasyfikacja strzelczyń:

skytte

Klasyfikacja asystentek:

assist