Rywalki nie przeszkadzały

aewhun

Anna Anvegård potwierdziła swoją strzelecką dyspozycję z boisk Damallsvenskan (Fot. SVT)

Reprezentacja Szwecji bez Lindahl, Glas, Rolfö, Larsson i Blackstenius, które z różnych powodów nie znalazły się w meczowej kadrze. Reprezentacja Węgier bez ośmiu piłkarek przebywających na kwarantannie po tym, jak w drużynie MTK Budapeszt potwierdzono przypadek zakażenia koronawirusem. Puste trybuny Gamla Ullevi, od których odbijało się wyłącznie echo pokrzykiwania zawodniczek i obojga selekcjonerów. W takiej scenerii przyszło nam wznowić najdziwniejsze eliminacje do piłkarskich mistrzostw Europy w historii. Rozpoczęliśmy je nieco ponad rok temu, w dość niecodzienny zresztą sposób, bo od … straty gola na Łotwie. Zakończymy je – miejmy nadzieję – w grudniu, choć w innych grupach rywalizacja toczyć się będzie jeszcze przez wiele miesięcy. Te wszystkie fakty warto przywołać i usystematyzować choćby z tego powodu, że z dzisiejszej perspektywy, rozegrany we wrześniu 2019 na stadionie w Lipawie mecz wydaje się być częścią odległej przeszłości. Podobnie jak marcowe zgrupowanie w Portugalii, podczas którego po raz ostatni mogliśmy oglądać w akcji drużynę Petera Gerhardssona.

Czas oczekiwania na pierwszy gwizdek zdominowały przede wszystkim dwa tematy. Pierwszy dotyczył obsady szwedzkiej bramki, choć nie brakowało takich, którzy nie bez racji zauważali, że akurat w domowym starciu z Węgierkami nie będzie to najbardziej newralgiczna pozycja na boisku. Tak, czy inaczej, piłkarskie środowisko podzieliło się na zwolenników Jennifer Falk oraz sympatyków Zeciry Musovic, a w czwartkowy wieczór okazało się, że więcej powodów do radości będą mieć ci pierwsi. Golkiperka Göteborga dostała szansę rozegrania pierwszego meczu o punkty w reprezentacyjnych barwach i … w zasadzie w ten sposób moglibyśmy podsumować jej występ. W przeciwieństwie do meczu wyjazdowego, tym razem Węgierki nie potrafiły bowiem choćby raz porządnie zagrozić szwedzkiej bramce. Drugą kwestią, która mocno rozpalała naszą wyobraźnię był brak rytmu meczowego u niektórych piłkarek występujących w ligach zagranicznych. Szybko okazało się jednak, że i w tym przypadku powodów do obaw absolutnie nie ma, a obserwując boiskowe popisy Kosovare Asllani czy Sofii Jakobsson nie sposób było dostrzec, że obie te zawodniczki swój ostatni mecz o punkty rozegrały pół roku temu.

Sam mecz możemy natomiast podzielić na dwie części. Pierwszą, w której przeciwniczki z Węgier próbowały (choć bez wielkiego powodzenia) przeciwstawić się przeważającej, szwedzkiej sile oraz drugą, w której drużyna grająca w białych koszulkach na murawie Gamla Ullevi wyłącznie statystowała. Oczywiście, mamy na uwadze różnicę w piłkarskiej jakości, a także niecodzienne problemy natury nie tylko sportowej, z którymi w ostatnich dniach zmagały się Węgierki, ale tłumaczenie katastrofalnej postawy gości wyłącznie czynnikami obiektywnymi byłoby jednak sporym pójściem na łatwiznę. Podopieczne Ediny Marko gubiły się bowiem w absolutnie podstawowych elementach futbolowego rzemiosła, a próby krycia przy stałych fragmentach gry mogłyby posłużyć za materiał podczas niejednego seminarium dla trenerów. Rzecz jasna jako przykład postawy, która na piłkarskiej murawie jest absolutnie niedopuszczalna. Mówiąc te słowa, doceniamy oczywiście perfekcyjne dośrodkowania Kosovare Asllani oraz postawę Hurtig, Eriksson i Sembrant w walkach o górne piłki. Nie da się jednak ukryć, że dziś rywalki nie przeszkadzały naszym reprezentantkom w śrubowaniu wszelkiego rodzaju statystyk, a zdobywanie kolejnych goli przychodziło Szwedkom łatwiej niż na niejednym treningu. A tego nie da się usprawiedliwić ani kwarantanną zawodniczek z Budapesztu, ani czerwoną kartką dla Barbary Biro, ani wreszcie brakiem doświadczenia debiutującej w reprezentacyjnej bramce golkiperki z Miskolca Fruzsiny Schildkraut.

Co zatem zapamiętamy z chłodnego, wrześniowego wieczoru w Göteborgu? Na pewno górującą w powietrzu Linę Hurtig, skuteczną jak na boiskach Damallsvenskan Annę Anvegård (choć przy jeszcze lepszej efektywności napastniczka Rosengård mogła skończyć dzisiejsze spotkanie nawet z pięcioma golami na koncie), czy wreszcie precyzyjną jak zawsze Kosovare Asllani. Z bardzo dobrej strony pokazały się ponadto ustawione formalnie na bokach defensywy Jonna Andersson oraz Amanda Ilestedt, ale gdy prześledzimy, jak na przestrzeni meczu wyglądała ich średnia pozycja na boisku, to stanie się jasne, że mieliśmy do czynienia z grą wyłącznie na jedną bramkę. Na osobne słowa uznania zasłużyły ponadto Linda Sembrant i Magdalena Eriksson, które nie tylko zapisały na swoim koncie po golu, ale w zasadzie we dwie utrzymały w ryzach szwedzką defensywę. Wszystkie pozostałe piłkarki zdecydowanie bardziej były bowiem zaangażowane w grę ofensywną. Być może największym plusem pierwszego po długiej przerwie meczu kadry Petera Gerhardssona okaże się jednak fakt, że udało się rozegrać go bez żadnych dodatkowych kontuzji i urazów. Już za pięć dni czeka nas bowiem wyjazd na Islandię, gdzie rozegra się pierwszy z dwóch aktów bezpośredniej rywalizacji o bilety na EURO 2022, a nikomu nie trzeba chyba przypominać, że przy tej formule kwalifikacji miejsca i czasu na ewentualne odrabianie strat po prostu nie będzie. Oby jednak od najbliższego wtorku było to wyłącznie zmartwienie Islandczyków.

Leave a comment