Gra o marzenia – sezon 2

e640eb8f-6e0a-41f0-9827-11ba3a4521da

Faith Ikidi przez lata skutecznie powstrzymywała kolejne liderki ofensywy z Hisingen (Fot. Michael Erichsen)

Potyczki lidera z wiceliderem nie są bynajmniej w piłkarskim uniwersum czymś nadzwyczajnym. Przy odpowiednich przemeblowaniach w górnej połówce tabeli taka sytuacja może powtórzyć się nawet kilka razy na przestrzeni jednego sezonu, więc po co w ogóle całe to zamieszanie? Czy warto poświęcać aż tyle uwagi pojedynczemu meczowi w sytuacji, gdy mistrza Szwecji poznamy dopiero za pół roku i nie mamy absolutnie żadnej gwarancji, że w ostatecznym rozdaniu naszej futbolowej gry o tron którakolwiek z tych ekip w ogóle pozostanie w grze? Odpowiedź na to pytanie jest jednoznacznie twierdząca, bo czasami występują obiektywne okoliczności, które zwyczajnie nie pozwalają przejść obok takiego wydarzenia obojętnie bez względu na to, co przyniesie najbliższa przyszłość. Tak było przed pięcioma laty, kiedy to absolutnie sensacyjny lider z dalekiej Północy podejmował na własnym boisku aspirującego wicelidera z Västergötland w starciu, którego stawką było zdecydowanie więcej niż tylko trzy punkty. Przy tamtej okazji powstał nawet specjalny tekst przedmeczowy, w którym to w formie niezobowiązującej zabawy próbowaliśmy pozycja po pozycji oszacować jakościowy potencjał obu ekip. Trochę czasu od tamtych chwil upłynęło, świat zdecydowanie nie jest już taki sam, jak latem 2018, ale jak widać nie przeszkodziło to nam raz jeszcze dotrzeć do punktu, w którym sensacyjny lider z Norrbotten znów zmierzy się w walce o najwyższe cele z rozpędzającym się wiceliderem z Göteborga. Stadion ten sam, drużyny te same (no, jedna po drobnym liftingu), stawka meczu zbliżona i nawet jeśli znajdujemy się na jeszcze wcześniejszym niż wtedy etapie sezonu, a obie ekipy walczą o swój drugi (a nie pierwszy) mistrzowski tytuł w historii, to chyba nie zaszkodzi nawiązać do sympatycznej tradycji sprzed pięciu lat? A skoro tak, to zanim zawodniczki dwóch najlepszych zespołów obecnej kampanii rozpoczną swoje show na murawie LF Areny, zapraszam na – mam nadzieję – zjadliwą przystawkę w postaci konfrontacji na papierze ekranie. Przedmeczowe ładowanie oficjalnie uważam zatem za rozpoczęte!

Samantha Murphy vs Jennifer Falk. Zaczynamy od naprawdę mocnego uderzenia, czyli od konfrontacji byłej golkiperki North Carolina Courage z najpoważniejszą na ten moment kandydatką do wyjściowej jedenastki w kadrze Petera Gerhardssona. 30-letnia Falk aż czterokrotnie potrafiła wywalczyć sobie miejsce w Jedenastce Roku Damallsvenskan, ale póki co na piąte tego typu wyróżnienie chyba się nie zanosi. Zdecydowanie wyższą i bardziej równą dyspozycją w początkowej fazie sezonu imponowała bowiem o cztery lata młodsza Amerykanka. Piteå 1-0 Häcken.

Ronja Aronsson vs Hanna Wijk. Pierwsza z wymienionych doskonale pamięta mistrzowski sezon 2018, po którym to postanowiła wyruszyć w świat, zatrzymując się kolejno w Linköping oraz włoskiej Florencji. Zdecydowanie najlepiej czuje się jednak pod kołem podbiegunowym i to właśnie tam zamierza sięgnąć po kolejny tytuł. Otoczenia póki co zmieniać nie zamierza także 19-letnia Wijk, którą mocno interesowały się już czołowe kluby z kontynentalnej Europy. Oferty te zostały jednak zignorowane przez samą zawodniczkę, gdyż póki co priorytetem wydaje się kwestia wywalczenia mistrzostwa dla Hisingen. Piteå 1.5-0.5 Häcken.

Wilma Carlsson vs Josefine Rybrink. Zestawienie zawodniczek mocno niedocenianych, a przecież bez ich niemałego wkładu żadna z formacji defensywnych nie zbierałaby w ostatnich tygodniach aż tak pozytywnych not. Obie posiadają swoje niezaprzeczalne atuty, obie wciąż mogą jeszcze wiele w niektórych aspektach swojej gry poprawić (paradoksalnie: mówimy tu w zasadzie o tych samych aspektach), ale gdyby patrzeć tylko na ten sezon, to zarówno bezwzględne liczby, jak i ogólne wrażenie podpowiadają nam wskazania na piłkarkę Os. Piteå 1.5-1.5 Häcken.

Faith Ikidi vs Aivi Luik. Dwie weteranki, które w maju złapały taką formę, że jeśli tylko w najbliższej kolejce nie wydarzy się żadna katastrofa, to wspólnie obsadzą miejsca na środku defensywy w Drużynie Miesiąca. Nigeryjkę znamy od kilkunastu lat i jeśli myślimy o legendach Damallsvenskan, to jej nazwisko wielu z nas przychodzi do głowy jako jedno z pierwszych. Australijkę wciąż za to poznajemy i nie da się ukryć, że oglądanie jej gry jest zdecydowanie doświadczeniem z gatunku tych najbardziej pozytywnych. Decyzję trzeba jednak podjąć, a skoro tak, to… Piteå 2.5-1.5 Häcken.

Sara Eriksson vs Anna Sandberg. Dwie ambitne nastolatki, które ani trochę nie ukrywają faktu, że tę ligę zamierzają podbić w iście brawurowym stylu. A podbijanie to, co trzeba obiektywnie przyznać, idzie im jak dotąd całkiem nieźle. Nie ma jednak przypadku w tym, że tylko o jednej z wymienionych coraz głośniej i wyraźniej wspomina się nawet w kontekście australijsko-nowozelandzkiego mundialu i nie są to bynajmniej słowa wypowiadane na wyrost. Cóż, to brzmi jak naprawdę solidna rekomendacja. Piteå 2.5-2.5 Häcken.

Ellen Löfqvist vs Marika Bergman Lundin. Piłkarka z Norrbotten to w ostatnich latach w zasadzie synonim solidnego, ligowego grania. Bez fajerwerków (no, może z wyjątkiem efektownych goli strzelanych głową), ale i bez kiksów powodujących u kibiców z Piteå przyspieszone bicie serca. Zawodniczka z Hisingen wydaje się posiadać dokładnie te same cechy, lecz jej dodatkowym atutem wydaje się być dobrze rozumiana boiskowa kreatywność i nieprzewidywalność, którą zdążyli poznać już nie tylko w Vittsjö czy Linköping, ale także w Paryżu. Piteå 2.5-3.5 Häcken.

Fanny Andersson vs Elin Rubensson. Pierwsza niezmiennie znajduje się na granicy powołania do kadry Petera Gerhardssona, druga w seniorskiej reprezentacji rozegrała już prawie osiemdziesiąt spotkań. To wszystko mogłoby wskazywać na całkiem sporą przewagę pochodzącej ze Skanii pomocniczki Häcken, ale na boisku tej jakościowej różnicy nie widać ani trochę. Obie posiadają w sobie gen liderki, który pozwala im w dowolnym momencie meczu w pojedynkę zrobić różnicę. Komu więc uda się uwolnić go tym razem? Piteå 3-4 Häcken.

Olivia Holm vs Rosa Kafaji. Pozyskana z Umeå zawodniczka w trzech kolejnych meczach udowadniała, że w środku pola potrafi być w pełni wartościową partnerką zdecydowanie bardziej doświadczonej Andersson. Jej główny problem polega jednak na tym, iż w tym zestawieniu po drugiej stronie znajduje się talent najczystszej próby, który po całkowicie straconym z powodu kontuzji sezonie 2022, odradza się w najpiękniejszym możliwym stylu. O możliwościach Kafaji najlepiej świadczy fakt, że wybieraliśmy ją szwedzkim Odkryciem Roku w czasach, gdy byłą zawodniczką AIK. A to chyba zamyka już absolutnie wszystkie dyskusje. Piteå 3-5 Häcken.

Tuva Skoog vs Julie Blakstad. Jedna dopiero co obchodziła osiemnaste urodziny, a tuż przed nimi spadała z Damallsvenskan wraz z Umeå. Druga jest zaledwie o cztery lata starsza, ale dopiero co potrafiła wywalczyć sobie miejsce w wyjściowej jedenastce Manchesteru City, gdzie pod koniec rundy jesiennej grała bardziej regularnie niż chociażby Filippa Angeldal. I jeśli w przypadku środkowych pomocniczek dotychczasowe osiągnięcia kariery mogły być nieco mylące, o tyle tutaj o podobnej zależności mowy być chyba nie może. Piteå 3-6 Häcken.

Katrina Guillou vs Anna Anvegård. Obie bardzo chciałyby pojechać latem na mundial, ale nie da się ukryć, że konkurencja w kadrze Filipin wydaje się być nieco łatwiejsza niż w Szwecji. Jeśli jednak Anvegård będzie kontynuować serię kapitalnych meczów przeciwko najpoważniejszym ligowym konkurentkom, to selekcjoner Gerhardsson może mieć za chwilę do rozwiązania naprawdę niełatwe równanie. Bo o średnio udanym epizodzie w Evertonie (rzecz jasna z wielu powodów, także tych niepiłkarskich) pamiętamy już chyba coraz bardziej mgliście. Piteå 3-7 Häcken.

Anam Imo vs Clarissa Larisey. Trener Jonas Eidevall swego czasu próbował przekonać nas, że 22-letnia dziś Nigeryjka to prawdopodobnie najbardziej utalentowana zawodniczka, z którą miał przyjemność współpracować. Wspomniał również, że w przyszłości na pewno sięgnie ona po koronę królowej strzelczyń Damallsvenskan i choć słowa te długo wydawały się być wypowiedziane nieco na wyrost, to wiosna 2023 dostarczyła nam w tej kwestii zupełnie nową perspektywę. Wysoką, sportową klasę prezentuje również pozyskana zimą z ligi szkockiej Larisey, która po niełatwych początkach, ewidentnie z każdym kolejnym meczem przybliża się do swojej optymalnej dyspozycji. Mecz na szczycie czeka nas jednak już za kilka godzin, czyli końcowy wynik to… Piteå 4-7 Häcken.

Na boisku jedenaście najprawdopodobniej nie padnie, ale wspaniałego, piłkarskiego popołudnia życzymy zarówno kibicom emocjonalnie zaangażowanym po którejkolwiek ze stron, jak i tym całkowicie neutralnym. Trzymajcie się i jak to mówią sędzie we francuskiej Division 1: Bon match dla wszystkich!

Monday, we’re in love!

hiffcr

Na stadionie w Sztokholmie walki i dramaturgii zdecydowanie nie brakowało (Fot. Hammarby IF)

Ach, co to był za wieczór! Jeżeli cały czas trzymają was emocje po poniedziałkowym hicie kolejki, to nie bójcie się – wszystko z wami w porządku. Na stadionie w Sztokholmie mieliśmy bowiem prawie wszystko, co powinno charakteryzować wspaniałe, piłkarskie widowisko. Genialna atmosfera na trybunach uświetniona niezwykle kreatywną oprawą kibiców Hammarby – była. Walka o każdy milimetr boiska – jak najbardziej. Napięcie na obu ławkach zwieńczone upomnieniami na trenerów – odhaczone. Prowadzenie obu ekip, dwa gole zdobyte w odstępie jednej minuty i wreszcie podział punktów po obronionym rzucie karnym w doliczonym czasie gry – oczywiście. A przecież nawet po kapitalnej interwencji Anny Tamminen Rosengård i tak zdołał jeszcze wypracować sobie kolejną, doskonałą okazję do strzelenia zwycięskiego gola, kiedy to za nierozważną zabawę Evy Nyström we własnej szesnastce najboleśniejszą możliwą karę wymierzyć mogła Sofie Bredgaard. Tym razem przed utratą gola gospodynie skutecznie uratowała jednak Simone Boye i może nawet dobrze się stało, gdyż z neutralnego punktu widzenia po takim spotkaniu oba zespoły zasłużyły na to, aby dopisać do swojego tegorocznego dorobku przynajmniej jeden punkt. A wcale nie jest przecież tak, że tylko i wyłącznie gościnie ze Skanii mogły w samej końcówce postawić na tym meczu decydującą pieczęć. Coś na ten temat z pewnością miałaby do powiedzenia Kyra Cooney-Cross, której pudło z 80. minuty śnić może się jeszcze bardzo, bardzo długo. I nic w tym dziwnego, gdyż reprezentantka Australii dziewięćdziesiąt dziewięć ze stu analogicznych sytuacji spokojnie zakończyłaby z golem lub asystą do Maiki Hamano. Pech polegał jednak na tym, iż ten jeden wyjątek przyplątał się akurat w najgorszym możliwym momencie.

Jeszcze jeden rewelacyjny występ rozegrała skrzydłowa Rosengård Olivia Schough, a historia jej kariery może stanowić wspaniałą inspirację dla wielu sportowców, którzy w swoich dyscyplinach niekoniecznie byli uważani za cudowne dzieci. Widzimy jednak, że wcale nie jest to warunkiem koniecznym do tego, aby skutecznie przełamywać kolejne bariery, a realnego skoku jakościowego równie dobrze można dokonać także po trzydziestce. A przecież gdzieś w okolicach kanadyjskiego mundialu nie bez racji mnożyły się kąśliwe uwagi, że jednymi z największych atutów Schough są nieprzeciętne umiejętności wokalne, a także dbanie o podtrzymanie pozytywnej atmosfery w klubowej szatni. Osiem lat później słowa te jawią się jednak niemal jak bluźnierstwo, choć malkontenci niezmiennie zarzucają 32-letniej dziś skrzydłowej, że wachlarz jej zagrań wcale nie jest przesadnie szeroki. Cóż jednak z tego, skoro swoje popisowe akcje udało jej się dorowadzić do takiej perfekcji, że nabierają się na nie nawet te rywalki, które doskonale wiedzą, co Schough za moment będzie robić. I chyba właśnie ten aspekt najbardziej celnie podkreśla jej aktualną, sportową klasę. A przestrzelony rzut karny? Cóż, podobne historie zdarzały się największym legendom, choć akurat dziś wieczorem to pozornie kompletnie nieudane kopnięcie zawodniczki Rosengård wcale nie było efektem przegranej próby nerwów. Jak przyznała bowiem po ostatnim gwizdku sama zainteresowana, strzał po ziemi w środek bramki był efektem tego, że… z zasady nigdy tak nie strzela, a spodziewała się, że w Hammarby solidnie odrobili pracę domową. I nie było to nawet do końca błędne założenie, ale celowo delikatnie opóźniona reakcja Tamminen pozwoliła sztokholmiankom uratować jeden punkt. Gdyby jednak ktoś chciał w wolnej chwili nadrobić skrót poniedziałkowego spektaklu, to gorąco polecamy tylko i wyłącznie wersję 90-minutową. Bo Öling, Wik, Sørbo, Hamano i reszta obsady uraczyły nas taką gamą cudownych zagrań, że naprawdę szkoda byłoby przegapić którekolwiek z nich.

Dziewiąta kolejka należała ewidentnie do bramkarek, gdyż aż trzy specjalistki od gry na tej właśnie pozycji zapracowały sobie na miano bohaterek meczu. A znając specyfikę naszej ligi, jest to ewenement zdecydowanie godny uwagi. Oprócz wspomnianej już Tamminen, w rolach jak najbardziej pierwszoplanowych wystąpiły także Melina Loeck z Kristianstad oraz Milla-Maj Majasaari z Uppsali i to właśnie ich postawa pozwoliła zostawić w pokonanym polu rywalki z odpowiednio Djurgården i Örebro. A trzeba uczciwie przyznać, że w obu tych meczach po zwycięstwo wcale nie sięgnęły zespoły lepsze tego dnia piłkarsko. Jeśli jednak masz niemal bezgraniczne oparcie w swojej golkiperce, a do tego z przodu grają w twoich barwach takie liderki jak Evelyne Viens (to o Kristianstad) czy Johanna Renmark (a to o naszym rewelacyjnym beniaminku), to punkty wpadają ci do skarbczyka nawet wtedy, gdy niekoniecznie wszystko układa się po twojej myśli na boisku i poza nim. I super, gdyż futbol kochamy również za to, że nie zawsze da się go odmierzyć jedynie za pomocą suchych liczb. Choć Audrey Harding na tę chwilę miałaby w tym temacie trochę inną opinię.

Skoro jesteśmy już przy beniaminkach, to warto odnotować, iż piątą kolejną porażkę zanotował tak często chwalony przez nas tej wiosny Norrköping. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że majowy terminarz ani trochę nie rozpieszczał podopiecznych trenera Fredheima, które na tle zdecydowanie bardziej doświadczonych w pierwszoligowym graniu przeciwniczek i tak potrafiły pokazać się z naprawdę przyzwoitej strony. Nie inaczej było w niedzielnej rywalizacji z Vittsjö, bo choć Gorry, Markstedt i Rantala udanie zadbały o to, aby komplet oczek wrócił razem z nimi do północnej Skanii, to po końcowym gwizdku i tak zdecydowanie najwięcej mówiło się o fenomenalnej dyspozycji Wilmy Leidhammar oraz My Cato. Jasne, do kadry na tegoroczny mundial żadna z nich w trybie last minute raczej nie wskoczy, ale sam fakt, że w ogóle ktokolwiek bierze taki scenariusz pod uwagę pokazuje, iż w Norrköping chyba robią coś dobrze. I teraz pozostaje tylko życzyć cierpliwości i konsekwencji w dążeniu do realizacji wytyczonych sobie niezwykle ambitnych, długoterminowych celów. Powody do uśmiechu mają także w Växjö, bo naprawdę mało kto spodziewał się, że doskonale naoliwiona przez trenera Unogårda maszyna na tym etapie sezonu będzie miała już na koncie aż cztery zwycięstwa. Co ciekawe, wszystkie odniesione w najskromniejszych możliwych rozmiarach (1-0) i za każdym razem bezpośredni udział w bramkowej akcji brała Evelyn Ijeh. Liderka formacji ofensywnej ze swoich zadań niewątpliwie wywiązuje się więc perfekcyjnie, ale równie wielki wkład w tak efektowną sekwencję wyników mają także Elin Nilsson oraz Alexandra Jonasson i to właśnie one są jednymi z najpoważniejszych pretendentek do miana nieoczywistych bohaterek ligowego przedwiośnia (cóż, wiosna do Szwecji przyszła w tym roku wyjątkowo późno). Osobne słowa uznania należą się także dowodzonej przez Emmę Pennsäter defensywie z Växjö, która najwyraźniej doskonale zdaje sobie sprawę, że w piłce nożnej lepiej wpuścić sześć goli w jednym meczu niż jednego w sześciu kolejnych potyczkach. I tak, zderzenie z rozpędzonym Hammarby było na swój sposób traumatycznym doświadczeniem, ale dziś w Småland już nikt o nim nie pamięta. I całkiem słusznie.

Natłok wrażeń sprawił, że trochę zapomnieliśmy o tym, jak piękne show dały nam w piątkowy wieczór piłkarki Häcken. Podopieczne Roberta Vilahamna do przerwy trzykrotnie trafiały w obramowanie bramki Linköping, ale gdy na trybunach Bravida Areny zaczęto nieśmiało przebąkiwać coś o klątwie, w niespełna czterdzieści sekund po wznowieniu gry bezsensowne dyskusje zamknęła Marika Bergman Lundin, wykorzystując niepewną interwencję Cajsy Andersson. I od tego momentu sympatycy coraz bardziej żwawych Os z Hisingen (w sumie nic w tym dziwnego, wszak w maju natura budzi się do życia) mogli już tylko z szerokimi uśmiechami na ustach oklaskiwać rajdy Anny Sandberg, techniczną maestrię Rosy Kafaji, czy najlepszy występ na szwedzkich boiskach Julie Blakstad oraz Clarissy Larisey. Dobry prognostyk przed meczem na szczycie? A jakże, choć w Norrbotten również dołożą wszystkich starań, aby Piteå nie okazało się przesadnie gościnnym miejscem dla przybyszy z zachodniego wybrzeża. To wszystko brzmi chyba jak zapowiedź kolejnych, niepowtarzalnych emocji, a zatem… widzimy się w kolejny weekend!


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2

Nic dwa razy…?

pif

Czy to zdjęcie z roku 2018? Nie, to maj 2023, a Piteå znów na szczycie! (Fot. Bildbyrån)

Podobno istnieją historie, które na przestrzeni dziejów nie mają prawa wydarzyć się więcej niż raz. I wiele przemawiało za tym, że sezon 2018 w Damallsvenskan należy właśnie do tej kategorii. Wszak w realiach współczesnego futbolu próżno szukać innego zespołu, który wywalczył tytuł mistrzowski poważnej ligi w sytuacji, gdy typowano go raczej jako potencjalnego spadkowicza. Po sensacyjnym wdrapaniu się na sam szczyt krajowej piramidy, w Piteå szybko wrócili jednak w lepiej zbadane rejony, jakimi w przypadku zawodniczek z Norrbotten niewątpliwie są dolne strefy stanów średnich ligowej tabeli. Co więcej, przed dwoma laty drużyna prowadzona przez Stellana Carlssona de facto zakończyła ligowe granie pod kreską, a pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej zapewniło jej wyłącznie średnio przemyślane rozszerzenie Damallsvenskan do czternastu zespołów. Szalony wyskok sprzed pięciu lat coraz bardziej jawił się więc jako filmowa, lecz zdecydowanie jednorazowa anomalia. Aż tu nagle nadeszła wiosna 2023…

Tym razem o wskazywaniu Piteå jako potencjalnego spadkowicza nie było wprawdzie mowy, ale wynikało to przede wszystkim z tego, że w nadętej lidze znalazło się miejsce dla takich wynalazków, jak Bromma, Uppsala, czy inny Kalmar. A gorzej od nich w piłkę grać się zwyczajnie nie da (dla porządku: mówimy tu o pierwszoligowym graniu). Wśród ekspertów panował jednak konsensus, że w grze o medale liczyć się będzie wyłącznie Wielka Szóstka (trzy kluby ze Skanii, Hammarby, Häcken oraz Linköping), a jeśli ktoś będzie w stanie im w pojedynczych meczach zagrozić, to w tej roli widziano przede wszystkim stołeczny Djurgården. Dla Piteå miał to być natomiast jeszcze jeden spokojny sezon spędzony w strefie niczyjej, gdzieś w okolicach lokat 8-10. Tym bardziej, że u progu ligowej wiosny kontuzje wyłączyły z gry między innymi Josefin Johansson, Ronję Aronsson oraz Selinę Henriksson, a problemy natury fizycznej nie omijały również kluczowych z ofensywnego punktu widzenia Anam Imo, czy Kartiny Guillou. Tyle teorii, gdyż ta – jak to często bywa – mocno rozjechała nam się z praktyką. Duma Norrbotten przebłyski dobrej gry pokazała nam już w krajowym pucharze, gdzie naszpikowane gwiazdami Hammarby dopiero w dogrywce potrafiło przechylić szalę awansu na swoją korzyść, a start ligowych zmagań udowodnił nam, że nie był to bynajmniej chwilowy wystrzał formy, a stały i mający nadspodziewanie solidne fundamenty trend.

Mówi się, że w futbolu tytuły wygrywa defensywa, więc nie będzie wielkiego zaskoczenia, że bohaterką numer jeden jest dla sympatyków Piteå wyciągnięta z ligi islandzkiej Samantha Murphy. 26-letnia Amerykanka znalazła się na sportowym zakręcie po niezbyt przyjaznym rozstaniu z rodzimą ligą NWSL, ale Stellan Carlsson kolejny już raz pokazał, że pod kołem podbiegunowym potrafią radzić sobie z podobnymi przypadkami jak mało gdzie. Pamiętacie, jak przed laty zaczęliśmy na własne potrzeby nazywać klub z Norrbotten kliniką złamanych karier? Cóż, najwyraźniej czas potwierdzić, że działa ona cały czas, a jej skuteczność ani trochę nie spada. A nazwisko Murphy spokojnie możemy dopisać do długiej listy, na której znajdują się już tak zasłużone dla naszej dyscypliny postacie jak Stephanie Labbé, Pauline Hammarlund czy Madelen Janogy. Zdecydowanie bardziej harmonijne są sportowe losy Faith Ikidi oraz Ellen Löfqvist, czyli jedynych przedstawicielek mistrzowskiego składu 2018 w obecnej wyjściowej jedenastce. To właśnie one zbudowały wraz z młodą, wyciągniętą z Umeå Wilmą Carlsson trzyosobowy blok defensywny, na którym tej wiosny cyklicznie łamią sobie zęby kolejni ligowi potentaci. Prawdziwym odkryciem minionych tygodni jest jednak z pewnością Rebecka Holm, która do tego momentu w poważnym futbolu nie wyróżniła się absolutnie niczym. Czy ktoś jeszcze dwa miesiące temu mógł przypuszczać, że to właśnie ta zawodniczka stworzy z Fanny Andersson jeden z najlepiej rozumiejących się duetów środka pola? Być może wierzył w to trener Carlsson i jeśli rzeczywiście tak wyglądał jego plan, to wypada mu tylko pogratulować. Bo skoro wspomniana już Johansson stanowiła w poprzednich sezonach centralny punkt drugiej linii, to teraz okazało się, że nawet bez tak kluczowej zawodniczki istnieje w Norrbotten życie. I wcale nie musi być ono smutne i pozbawione perspektyw. A przecież na wznoszącej znajdują się jeszcze takie talenty, jak Sara Eriksson i Tuva Skoog, które w najmniej spodziewanym momencie także mogą przywdziać peleryny superbohaterek i na swoich barkach przeprowadzić całą drużynę przez ewentualny kryzys. Bo w Piteå mamy taki mikroklimat, że do wygrywania nie trzeba tu głośnych nazwisk.

Nie bez przyczyny to drużyna trenera Carlssona znajduje się w centrum uwagi, gdyż to właśnie ona po rozegraniu ośmiu serii spotkań wygodnie rozsiadła się w fotelu przeznaczonym dla liderek Damallsvenskan. Co równie istotne, dokonała tego w chyba najlepszym możliwym stylu, czyli pokonując w bezpośrednim starciu przewodzące dotąd ligowej stawce Hammarby. Gościniom z Södermalm nie pomógł nawet powrót do wyjściowej jedenastki Madelen Janogy, choć oddajmy, że 33-krotna reprezentantka kraju miała akurat całkiem spory udział przy wyrównującym trafieniu Sary Kanutte. Decydujące słowo należało jednak do gospodyń, które tuż po wznowieniu gry zagrały coś, co potrafią najlepiej. Akcja po części sytuacyjna, po części wypracowana, ale gdy przyszło do finalizacji, to zarówno Filipinka Guillou, jak i Nigeryjka Imo znalazły się dokładnie w tym miejscu, w którym znaleźć się powinny. Sztokholmianki oczywiście miały swoje okazje, aby doprowadzić przynajmniej do remisu, w doliczonym czasie gry zresztą niemal dokonała tej sztuki Jonna Andersson, ale po końcowym gwizdku podopieczne trenera Pinonesa-Arce znów mogły jedynie żałować niewykorzystanych szans. I podobnie jak tydzień temu w Hisingen, fani Bajen głośno narzekali, że gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka, to lider na pewno pozostałby w zielono-białej części Sztokholmu. Cóż, trochę prawdy w tych rozważaniach jest, choć czy możemy tak z ręką na sercu powiedzieć, że Hammarby z przebiegu gry bezwzględnie zasłużył na komplet punktów w którymś z dwóch ostatnich meczów? Raczej nie, oba te starcia były w znacznym stopniu wyrównane i miały pełne prawo pójść w obie strony. A że ostatecznie poszły w tę niezbyt z perspektywy południowych dzielnic stolicy korzystną? Football, bloody hell!

W rzeczywistości każdego człowieka istnieje bardzo niewiele pewnych rzeczy. Wiecie, podatki, celne główki Lindsey Horan oraz fakt, że Häcken nigdy nie wygrywa w Malmö. Klub z Västergötland już wiele razy potrafił objąć w stolicy Skanii prowadzenie, a później nawet je podwyższyć i dowieźć do 90. minuty, ale cóż z tego, skoro na koniec i tak zostawało z niego wyłącznie niedowierzanie mieszające się z rozczarowaniem. Nie inaczej było w miniony piątek, kiedy to po dwóch trafieniach Anny Anvegård wydawało się, że Osy z Hisingen mają pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Fanom w sektorze gości humorów nie popsuła nawet kontaktowa bramka Sofie Bredgaard i w sumie całkiem słusznie, gdyż podopieczne trenera Vilahamna ani myślały zwalniać tempa i najpierw Kafaji, a następnie Blakstad powinny zamknąć ten mecz jeszcze przed rozpoczęciem finałowego kwadransa. Tak się jednak nie stało, a później – niczym w słynnej kibicowskiej przyśpiewce – mistrzynie Szwecji wrzuciły wyższy bieg, Loreta Kullashi perfekcyjnie obsłużyła Olivię Schough i… dziękujemy, po ewentualne zwycięstwo zapraszamy panie z Hisingen za rok. Na historyczne, derbowe punkty w najwyższej klasie rozgrywkowej poczekają także fani z Norrköping, którzy jednak dodają tej lidze tyle kolorytu, że aż szkoda, iż nie przekłada się to na dodatkowe punkty w ligowej tabeli. Choć czy aby na pewno się nie przekłada? Obserwując ambicję i determinację, z jaką piłkarki absolutnego beniaminka tydzień po tygodniu stawiają czoła zdecydowanie bardziej rutynowanym rywalkom, możemy dojść do dokładnie odwrotnej konkluzji, nawet jeśli akurat z nieodległego Linköping ponad czterotysięczna (!) grupa fanów wracała tym razem na tarczy. Nie mamy jednak żadnych wątpliwości, że ekipa zasiadająca na co dzień na słynnej Curva Nordahl jeszcze nie raz poniesie tego lata swoje ulubienice do rzeczy naprawdę wielkich. A mając przed oczami zawodniczki pokroju Wilmy Leidhammar czy My Cato widzimy, że i na sportowym polu przyszłość futbolu w Norrköping rysuje się w zdecydowanie jasnych barwach. Skoro jesteśmy już przy derbach, to takowe odbyły się również w Vittsjö, gdzie drużyna Ulfa Kristianssona podzieliła się punktami z mającym mistrzowskie aspiracje Kristianstad. Gościnie prowadziły od 3. minuty po trafieniu niezawodniej Evelyne Viens i do pewnego momentu wydawało się, że nic złego tego wieczora stać im się po prostu nie może. Wtedy jednak do gry weszła Hanna Ekengren i do spółki z Rantalą, Persson oraz Grant wyszarpała dla najsłynniejszej, piłkarskiej wsi w Szwecji jeden punkt. A do tego, aby ostatecznie zamienić go w trzy, zabrakło dosłownie centymetrów. Podczas tak napakowanej ładunkiem emocjonalnym kolejki jeszcze bardziej odstawał od stawki pewien produkt meczopodobny, ale dla dobra nas wszystkich… ani słowa o Kalmarze. Nie w tym miejscu i nie w tych okolicznościach, bo po prostu nie wypada.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2