8. kolejka – zapowiedź

Ósmą i zarazem ostatnią przez przerwą na czerwcowe mecze kadry ligową kolejkę już dziś wieczorem zainauguruje starcie Djurgården z Eskilstuną. W teorii – wskazanie zdecydowanych faworytek tej potyczki nie powinno być zadaniem przesadnie trudnym, wszak drużyna, która tej wiosny przegrała siedem z ostatnich dziewięciu meczów o punkty zmierzy się z rywalem, który w analogicznym okresie nie poniósł ani jednej porażki. Jeśli jednak spojrzymy na tę rywalizację z nieco szerszej perspektywy, to okaże się, że w Sztokholmie wcale nie wygrywa się tak łatwo, a komplet punktów wywiozły ze Stadionu Olimpijskiego jedynie naszpikowany gwiazdami Rosengård z Lieke Martens na czele, mistrzowski Linköping ze skuteczną Banusic oraz nieobliczalne Kvarnsveden po dwóch błyskach geniuszu fenomenalnej Tabithy Chawingi, Wiemy, że Eskilstunie przytrafiają się w obecnych rozgrywkach zarówno mecze wybitne, jak i te wyraźnie słabsze i jeśli za kilkanaście godzin przyjdzie nam obejrzeć tę nieco mniej efektowną twarz zespołu prowadzonego przez Viktora Erikssona, to gospodynie wcale nie będą w tej konfrontacji bez szans. Z drugiej strony, równie prawdopodobny jest scenariusz, w którym Diaz, Schough i Larsson sprawią, że już po 45 minutach będzie po zabawie, a piłkarki United zagwarantują sobie fotel lidera na wyłączność przynajmniej do 18. czerwca.

Gonić ekipę z Södermanland próbują przede wszystkim faworyzowane Linköping oraz Rosengård, które w nadchodzący weekend czekają całkowicie odmienne wyzwania. Mistrzynie Szwecji udadzą się na daleką Północ, gdzie na mało gościnnej LF Arenie będą musiały stawić czoła już nie tak efektownej, ale wciąż niezwykle efektywnej maszynie Stellana Carlssona. Zawodniczki z Malmö zmierzą się natomiast na własnym boisku z jednym ze swoich ulubionych ligowych rywali, bowiem Kristianstad jeszcze nigdy nie ugrał w wyjazdowych potyczkach z Rosengård choćby punktu. Co więcej, w latach nieparzystych starcia obu zespołów na Malmö IP zazwyczaj kończyły się mało przyjemnym dla gości pogromem; dwa lata temu było to 7-0, a mecz był jednocześnie pożegnaniem z Damallsvenskan Anji Mittag. Jak doskonale wiemy, historia zatoczyła koło i niemiecka snajperka znów jest piłkarką FCR, więc być może tym razem Kristianstad przysłuży się do … odbudowania się byłej napastniczki Wolfsburga. Oczywiście, przy założeniu, że Rosengård kolejny raz nie zaprezentuje na boisku czegoś, co wymykałoby się jakimkolwiek zasadom logiki.

Równie interesująco zapowiadają się pojedynki istotne dla rozwoju wypadków w dolnej części tabeli. Podbudowane remisem (choć okradzione ze zwycięstwa) w Malmö Örebro podejmie na własnym boisku Vittsjö i – mimo, że tabela wskazywałaby coś dokładnie odwrotnego – będzie w tym zestawieniu faworytem. W sześciu spośród siedmiu ostatnich meczów obu ekip na Behrn Arenie gospodynie aplikowały rywalkom przynajmniej trzy gole i gdyby udało im się podtrzymać dobrą passę, to wydaje się mało prawdopodobne, aby punkty ostatecznie pojechały do Skanii. Oczywiście, nie zaszkodziłoby przy tym mieć oko na Lindę Sällström, gdyż w ostatnich tygodniach fińska napastniczka rozochociła się na tyle, że zadziwia już nie tylko szybkością. Ciekawie będzie także w Borlänge, gdzie w rywalizacji przeciwko beniaminkowi ze Skanii, ofensywa Kvarnsveden znów spróbuje strzelić więcej goli niż zawali defensywa. Czy Chawinga, Addo i reszta podołają zadaniu? A może będziemy świadkami wydarzenia absolutnie historycznego i właśnie w najbliższą sobotę Kvarnsveden po raz pierwszy w historii zagra w Damallsvenskan na zero z tyłu? Jeśli tak, to głupio byłoby nie zobaczyć tak epokowej chwili na własne oczy. Nieco bardziej spokojnie zapowiada się starcie na Valhalii, gdzie Rubensson i Hammarlund, wspomagane przez swoje jeszcze młodsze koleżanki, postarają się rozmontować defensywne zasieki autorstwa Olofa Unogårda. Z tym zadaniem kompletnie nie poradziły sobie Rosengård i Kristianstad, ale już na przykład Limhamn Bunkeflo udowodniło, że nie jest to bynajmniej żadna mission impossible. Jak w zderzeniu z obroną z Södermalm wypadnie wspomniana Hammarlund? Postrzela sobie przed przerwą na reprezentację, czy może – jak niedawno Mittag lub Chukwudi – wykreuje bohaterki w osobach Holmgren i Lindberg? Przekonamy się już w niedzielne popołudnie.

omg8_01

omg8_02

omg8_03

omg8_04

omg8_05

omg8_06

Bramkarskie dylematy po szwedzku

18555662-coc0G

Fot. Per Montini

Nie od dziś wiemy, że solidna, a przy tym regularna bramkarka, to w szwedzkiej piłce ligowej towar wybitnie deficytowy. Owszem, na przestrzeni lat mieliśmy okazję obserwować na boiskach Damallsvenskan wiele wybitnych specjalistek w tej dziedzinie, ale jednak trudno przypomnieć sobie okres, w którym większość ekstraklasowych klubów mogłaby z czystym sumieniem wyrazić pełne zadowolenie z obsady tej pozycji. Trudno się więc dziwić, że skoro pozyskanie (lub – w wersji dla bardziej ambitnych – wychowanie) choćby jednej klasowej golkiperki stanowi dla większości drużyn olbrzymie wyzwanie sportowo-logistyczne, kwestia personaliów bramkarki numer dwa i trzy zazwyczaj nie znajduje się przesadnie wysoko na liście aktualnych priorytetów. Analizując najnowszą historię kilku klubów, bardzo łatwo dojść jednak do wniosku, że taka polityka kadrowa łudząco przypomina taniec nad przepaścią na cienkiej linie i w ekstremalnych przypadkach może nieść za sobą niezwykle przykre konsekwencje.

Gdyby wziąć do ręki tegoroczny skarb kibica, to nawet bez eksperckiej wiedzy piłkarskiej stosunkowo łatwo wskazać jedyny szwedzki klub, w którym kontuzja podstawowej bramkarki nie skutkowałaby natychmiastowym obniżeniem się potencjału wyjściowej jedenastki o kilkadziesiąt procent. Erin McLeod oraz Zecira Musovic miewają oczywiście występy lepsze i gorsze, ale wystawienie żadnej z nich nie sprawi, że sympatycy FC Rosengård z niepokojem będą przyglądać się każdej piłce lecącej w kierunku ich golkiperki. Co więcej, w minionym sezonie w kadrze zespołu ze Skanii znajdowały się jeszcze Sofia Lundgren oraz Jessica Höglander i choć doskonale pamiętamy, że było to po części spowodowane poważnym urazem Kanadyjki McLeod, to jednak i tak mieliśmy tu do czynienia z ewenementem na skalę nie tylko krajową, ale i światową. Poza Malmö trudno jednak szukać na mapie Szwecji innego klubu, w którego kadrze natrafilibyśmy na dwie równorzędne i jednocześnie prezentujące określony poziom sportowy bramkarki. Co gorsza, nawet w najwyższej klasie rozgrywkowej nie brakuje za to zespołów, w których uraz golkiperki numer jeden za każdym razem oznacza bardzo początek całkiem poważnych problemów.

Jest całkowicie jasne, że znalezienie dobrej dublerki to szczególnie w przypadku bramkarek zadanie niezwykle karkołomne. Rotacje akurat na tej pozycji nie są przesadnie częstym zjawiskiem, a żadna mająca konkretne cele i ambicje piłkarka nie zgodzi się na to, aby dobrowolnie przez całą karierę przesiadywać na trybunach lub ławce rezerwowych. Nawet jeśli założymy, że ławka ta znajduje się w Lyonie, Paryżu, czy Londynie, w pewnym momencie zacznie się ona robić coraz mniej wygodna i trudno się nawet temu specjalnie dziwić. W żadnym stopniu nie tłumaczy to jednak postawy tych klubów, których przedstawiciele wychodzą z założenia, że do momentu wystąpienia sytuacji awaryjnej nie ma większego znaczenia, kto akurat w danym momencie zakłada bluzę z numerem dwa.

Jednym z najbardziej klasycznych przykładów opisanej powyżej kadrowej beztroski może być drużyna z Göteborga. Jest to o tyle zastanawiające, że położone nieopodal Möldnal było przez lata siedzibą znanej w całym kraju szkółki bramkarskiej, co przynajmniej w teorii powinno ułatwiać włodarzom i skautom KGFC penetrację lokalnego rynku. Faktem jest, że w Göteborgu zazwyczaj dbają o to, aby podstawowa golkiperka klubu prezentowała odpowiedni jak na pierwszoligowe warunki poziom i tylko w tym wieku przez Valhallę przewinęły się tak uznane nazwiska, jak Solo, Lindahl, Hammarström, Geurts, czy Falk. Funduszy i wizji nie starczało już jednak na odpowiednie zabezpieczenie się na wypadek kontuzji lub innych sytuacji losowych, co w kilku sezonach kosztowało KGFC wiele ligowych punktów, a w konsekwencji szansę na włączenie się do walki o medale oraz prawo gry w europejskich pucharach. Całkiem świeża jest na przykład historia sprzed dwóch lat, kiedy to uraz Loes Geurts wykluczył Holenderkę z gry na wiele miesięcy, a Göteborg przez całą rundę rewanżową zmuszony był korzystać z zastępstwa. Do bramki z konieczności weszła wówczas osiemnastolatka bez jakiegokolwiek doświadczenia w seniorskiej piłce i … resztki nadziei klubu na udany sezon zostały niezwykle szybko rozwiane. Nie ma sensu przytaczać tu konkretnych sytuacji z meczów przeciwko Örebro, Rosengård czy Eskilstunie, gdyż chyba każdy doskonale pamięta te wszystkie kuriozalne gole, a June Pedersen z Piteå zapewne do dziś zastanawia się, jakim cudem jej dwa kopnięcia z koła środkowego znalazły drogę do siatki. Z powagi sytuacji szybko zdali sobie sprawę także w klubie i natychmiast podjęto skuteczną próbę namówienia Kristin Hammarström do powrotu na kilka miesięcy ze sportowej emerytury, ale – jak pokazały kolejne lata – nie wszyscy potrafią wyciągać w popełnionych przez siebie błędów właściwe wnioski. Wiosną 2017 kontuzja Jennifer Falk znów kosztowała Göteborg utratę przynajmniej kilku punktów (Piteå, Eskilstuna) w niemal identycznych okolicznościach i można się tylko zastanawiać, czy tym razem zmusi to osoby decyzyjne do bardziej owocnych refleksji.

Celowo nie wymieniłem w poprzednim akapicie nazwiska młodej bramkarki, która w obu przypadkach wskoczyła do wyjściowej jedenastki Göteborga, choć nie jestem naiwny i doskonale zdaję sobie sprawę, że jej personalia nie są dla nikogo tajemnicą. Intencją tego tekstu nie jest bowiem publiczne napiętnowanie tej, czy innej zawodniczki, a zwrócenie uwagi na niefrasobliwą politykę kadrową i transferową klubów aspirujących do krajowej czołówki. Bohaterka naszego tekstu w lutym tego roku skończyła dopiero dwadzieścia lat, co w przypadku bramkarek często jest wiekiem wręcz juniorskim, więc absolutnie nie przekreślałbym szans na zrobienie przez nią pierwszoligowej kariery. Tym bardziej, że pojedyncze udane interwencje, a także zdecydowanie ponadprzeciętny refleks sugerowałyby, że mamy do czynienia z naprawdę utalentowaną golkiperką. Myślę jednak, że lepszym rozwiązaniem zarówno dla klubu, jak i dla samej zainteresowanej, byłaby spokojna praca nad eliminowaniem kolejnych mankamentów (chwytanie, antycypacja, gra w powietrzu, ustawianie się) przy jednoczesnym ogrywaniu się w nieco mniej stresogennych rozgrywkach. To samo tyczy się zresztą bramkarek Djurgården czy Kvarnsveden, które również zostały w najmniej odpowiednim momencie rzucone na głęboką wodę i nie skorzystał na tym absolutnie nikt. Wiadomo, są na świecie bramkarki, które w bardzo młodym wieku doskonale radzą sobie z presją, a raz wywalczonego/otrzymanego miejsca w składzie nie oddadzą już nigdy, ale jeśli akurat chwilowo nie posiadamy zawodniczki o takiej charakterystyce, warto pomyśleć nad nieco bardziej rozważnym kompletowaniem kadry i doborem ról, gdyż niezwykle łatwo jest złamać karierę, która na dobrą sprawę nie zdążyła się jeszcze rozpocząć.

Gotowi na trzeci akt?

cupen

Fot. SvFF

W Malmö niespodzianki nie było, gdyż … po prostu być jej nie mogło. Choć fani ekipy z Borlänge jeszcze w przerwie pocieszali się, że przecież do odrobienia jest tylko jeden gol, z przodu biega Chawinga, a eksperymentalnie zestawiona defensywa jakoś się trzyma, to tak naprawdę zwycięzca tego meczu był już wtedy doskonale znany. Piłkarkom z Dalarny rzeczywiście za pierwsze 45 minut należą się pochwały, gdyż gdyby nie pechowy samobój po centrze Anji Mittag, to najprawdopodobniej do szatni oba zespoły schodziłyby przy bezbramkowym remisie. Wystarczyło jednak, aby w pierwszym kwadransie po przerwie gospodynie wrzuciły nieco wyższy bieg, a różnica potencjałów uwidoczniła się w najbardziej bolesny dla gości sposób. Ostatecznie skończyło się na sześciu zdobytych golach, a łupem bramkowym podzieliły się największe gwiazdy FCR i choć w Borlänge mogą śmiać się przez łzy, że miesiąc temu przy okazji ligowej potyczki trzeba było wyjeżdżać ze Skanii z jeszcze pokaźniejszym bagażem, to chyba nikt nie ma wątpliwości, że druga odsłona dzisiejszej potyczki pokazała, jak wielki dystans dzieli obecnie Kvarnsveden od krajowej czołówki.

Więcej emocji miało być w Sztokholmie i rzeczywiście pierwszy kwadrans zapowiadał, że na Stadionie Olimpijskim możemy być świadkami rywalizacji, w której do wyłonienia zwycięzcy nie wystarczy regulaminowe 90 minut. Obie drużyny rozpoczęły mecz nadzwyczaj zachowawczo i można nawet pokusić się o stwierdzenie, że to pod bramką Cajsy Andersson oglądaliśmy nieco bardziej klarowne sytuacje strzeleckie. Gospodyniom żadnej z nich nie udało się jednak zamienić na gola, co zemściło się w 33. minucie, kiedy to niezastąpiona tej wiosny Banusic w swoim stylu wyprowadziła aktualne mistrzynie kraju na prowadzenie. Od tej pory to piłkarki LFC sprawiały wrażenie bardziej zdolnych do wyprowadzenia kolejnych ciosów, a gdy na początku drugiej połowy na 2-0 podwyższyła rozgrywająca kolejny świetny mecz Almqvist, stało się jasne, że awansu podopiecznym Kima Björkegrena nikt i nic już nie odbierze. Piłkarki ze stolicy w ostatnim kwadransie próbowały jeszcze pożegnać się z tegoroczną edycją pucharu honorowym golem, po drugiej stronie boiska okazji na kontynuowanie strzeleckich popisów sprzed czterech dni nie wykorzystała Kildemoes, ale więcej bramek stosunkowo licznie zebrani na stadionie w Sztokholmie kibice obu klubów już nie obejrzeli. Możemy jednak przypuszczać, że ci, którzy przyjechali na mecz z Linköping, nie byli z tego powodu jakoś szczególnie zmartwieni.

Wyniki obu półfinałów oznaczają, że po letniej przerwie czeka nas trzeci akt wielkiej rywalizacji na linii Malmö – Linköping. W sezonie 2015 mistrzostwo wywalczyła ekipa ze Skanii, zaś puchar ostatecznie trafił do gabloty w Östergötland. Rok później kluby znów podzieliły się trofeami, lecz tym razem w odwrotnej konfiguracji. Jakie rozstrzygnięcia przyniesie nam lato i jesień 2017? Pierwszą, niezwykle ważną odpowiedź poznamy już 27. sierpnia, kiedy oba zespoły staną naprzeciwko siebie w wielkim finale Pucharu Szwecji. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że akurat na ten mecz piłkarki nie będą potrzebowały dodatkowej motywacji, a stworzone przez nie widowisko – bez względu na końcowy wynik – dostarczy nam całkiem pokaźną dawkę sportowych emocji. Jest to o tyle dobra informacja, że niewykluczone, iż akurat w tym okresie wielu ludzi będzie być może bardzo potrzebować meczu, który na nowo przywróci im wiarę w szwedzką piłkę.

Pucharowy weekend

Dam-Cupen

Fot. dif.se

Ostatni majowy weekend upłynie nam przede wszystkim pod znakiem półfinałów Pucharu Szwecji. W grze o trofeum imieniem księżniczki Wiktorii wciąż pozostają cztery zespoły, ale za niewiele ponad 24 godziny ich liczba zmniejszy się o połowę. Czy trzeci raz z rzędu w decydującym boju zetrą się dwa najbardziej utytułowane kluby ostatnich lat? A może piłkarki ze Sztokholmu lub Borlänge pokuszą się o sprawienie niespodzianki i wszyscy czekający na kolejny finał marzeń będą musieli obejść się smakiem?

Wydaje się, że mniej więcej jasna jest sytuacja w przypadku półfinału w Malmö. Zdecydowany faworyt jest tu tylko jeden, a ewentualne potknięcie i brak awansu podopiecznych Jacka Majgaarda do finału byłyby nie sensacją, a trzęsieniem ziemi, którego siłę poczuliby nawet mieszkańcy Alicante. Wprawdzie w tym roku, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, zawodniczki z Rosengård aż pięciokrotnie (a przecież mamy dopiero maj!) nie potrafiły pokonać swoich rywalek, ale ta statystyka to … jedynie jeszcze jeden argument przemawiający za tym, że tym razem kolejnej przykrej niespodzianki być nie powinno. Ci, którzy nie do końca ufają matematycznym wyliczeniom oraz rachunkowi prawdopodobieństwa, bez trudu znajdą także mnóstwo aspektów czysto sportowych, przemawiających za zdecydowanym zwycięstwem papierowych faworytek. Po pierwsze, mecz odbędzie się na Malmö IP, a największym osiągnięciem Kvarnsveden na tym obiekcie są póki co … dwie porażki różnicą pięciu goli. Po drugie, defensywa z Dalarny pod nieobecność Sundberg znajduje się w kompletnej rozsypce i nawet powrót Hermansson nie sprawi, że w trzy dni zacznie ona przypominać formację zdolną podjąć walkę na tym poziomie. Po trzecie, bez względu na to, w jakim ustawieniu wyjdzie na to spotkanie Rosengård, w zasadzie każda piłkarka znajdująca się w kadrze zespołu ze Skanii ma na chwilę obecną sporo do udowodnienia, a lepsza okazja na podbudowanie nadwątlonego morale trafić się po prostu nie mogła. Po czwarte, Rosengård w ostatnich miesiącach przegrał już wystarczająco wiele, aby w tak kuriozalnych okolicznościach wypuścić szansę na wywalczenie jakiegokolwiek trofeum. Sympatykom gości pozostaje oczywiście wiara w cuda i Chawingę, ale nawet supergwiazda z Malawi nigdy nie strzeliła w rywalizacji z innym klubem ekstraklasy sześciu goli w jednym meczu, a niewykluczone, że w Malmö do zwycięstwa potrzebny będzie piłkarkom z Dalarny bardzo pokaźny dorobek bramkowy. Inna sprawa, że afrykańska napastniczka Kvarnsveden bez względu na okoliczności znajdzie się w centrum uwagi nie tylko defensorek Rosengård, gdyż w ostatnich dniach coraz głośniej mówi się na temat jej transferu do jednego z czołowych, europejskich klubów. Chawinga wprawdzie nie tak dawno przedłużyła swój kontrakt w Borlänge, ale wiadomo, że pojawienie się na stole konkretnej oferty zawsze zmienia sytuację o sto osiemdziesiąt stopni, a dla zainteresowanych tematem nie jest wielką tajemnicą, że w stronę Dalarny łaskawym wzrokiem spoglądają między innymi w Paryżu, Monachium i Oslo. Kto wie, czy w zaistniałej sytuacji nawet sami kibice Kvarnsveden nie zamieniliby historycznego awansu do finału na gwarancję pozostanie swojej najlepszej zawodniczki w klubie przynajmniej do końca sezonu.

Drugi półfinał odbędzie się w Sztokholmie i choć tutaj również nietrudno wskazać faworyta, to jednak prawdopodobieństwo wystąpienia niespodzianki wydaje się być zdecydowanie większe. Choć miejsca zajmowane przez zainteresowane kluby w ligowej tabeli teoretycznie temu przeczą, Linköping nie dysponuje aż taką siłą rażenia jak Malmö, a Djurgården to zespół zdecydowanie bardziej zbilansowany i poukładany niż Kvarnsveden. Najnowsza historia bezpośrednich starć obu ekip również obfituje przede wszystkim w niezwykle wyrównane pojedynki, a podczas ubiegłorocznego starcia na Stadionie Olimpijskim to wręcz piłkarki ze stolicy sprawiały lepsze wrażenie na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut. Problemem gospodyń są jednak mocno komplikujące zestawienie wyjściowej jedenastki kontuzje, bo o ile do nieobecności Appelqvist wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić, to uraz Holenderki van den Bulk i konieczność gry duetem Ekroth – Sundlöv na środku defensywy niebezpiecznie przypomina głośno tykającą bombę. Podobnie wygląda zresztą kwestia obsady bramki, gdyż – pomimo całego szacunku dla Petry Kümin – na chwilę obecną z Gudbjörg Gunnarsdottir była golkiperka Älta wspólną ma jedynie przynależność klubową. Ze wszystkich kluczowych zawodniczek w niedzielę nie będzie mógł skorzystać także Kim Björkegren, ale efektowne debiuty Tulkki oraz Kildemoes na poziomie ekstraklasy pokazały, że klub z Östergötland w rzeczywistości dysponuje znacznie szerszą kadrą niż przypuszczano tuż po zamknięciu zimowego okienka transferowego. Czy właśnie ten argument przechyli szalę zwycięstwa na korzyść LFC? Niewykluczone, choć gospodynie są zdeterminowane, aby pokazać wszystkim niedowiarkom, że ich awans do tej fazy rozgrywek nie był dziełem przypadku. Faktem jest, że droga Djurgården do półfinału nie należała do najtrudniejszych, a wyeliminowanie jednego zespołu znajdującego się obecnie w strefie spadkowej Elitettan oraz dwóch grających na co dzień w rozgrywkach regionalnych nie jest może wyczynem na miarę czołówki serwisów informacyjnych, ale już awans do finału kosztem urzędującego mistrza kraju z pewnością skutecznie zamknąłby usta próbującym deprecjonować dotychczasowe wyniki sztokholmianek.


Półfinały Pucharu Szwecji:

FC Rosengård – Kvarnsvedens IK (niedziela, 16:00, Malmö IP)

Djurgårdens IF – Linköpings FC (niedziela, 16:00, Stockholms Stadion)

Podsumowanie 7. kolejki

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem wiele osób zastanawiało się, jak zaprezentują się piłkarki Eskilstuny przystępujące do ligowej batalii z perspektywy lidera Damallsvenskan. Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy to właśnie dodatkowa presja sprawiła, że podopieczne Viktora Erikssona miały w środowy wieczór ogromne problemy ze znalezieniem właściwego rytmu, ale fakty są takie, że przez mniej więcej pół godziny zawodniczki United w niczym nie przypominały zespołu tak świetnie prezentującego się w meczach przeciwko Rosengård czy Limhamn Bunkeflo.  Wtedy jednak pomocną dłoń wyciągnęły do nich … rywalki z Dalarny, pozwalając Nathalie Björn na swobodne wbiegnięcie we własne pole karne, Glodis Viggosdottir na przygotowane zagranie piłki głową, a Mimmi Larsson na wepchnięcie jej z najbliższej odległości do siatki Jenny Wahlén. Jeśli jednak fani Eskilstuny liczyli na to, że zdobyty właściwie z niczego gol sprawi, że ich ulubienice zaczną w końcu grać na większym luzie, to srodze się zawiedli. Najpierw w sytuacji sam na sam z Lundberg znalazła się Chawinga, następnie golkiperka United została sprawdzona przez Lovę Lundin, a kibice na trybunach Tunavallen wciąż mogli przecierać oczy ze zdumienia, obserwując, jak to zespół z Borlänge bez najmniejszych kompleksów prowadzi grę na boisku lidera. Tuż przed końcem pierwszej połowy nieodpowiedzialnie zachowała się Hasanbegovic, zupełnie niepotrzebnie faulując w niegroźnej sytuacji Fionę Brown, a Olivia Schough przymierzyła bezpośrednio z rzutu wolnego na tyle precyzyjnie, że obie drużyny schodziły do szatni przy prawdopodobnie jednym z najbardziej niesprawiedliwych 2-0 w historii szwedzkiej piłki klubowej. Po przerwie oglądaliśmy już zdecydowanie mniej emocjonujące spotkanie, głównie za sprawą tego, że gospodynie w końcu przejęły kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, oddalając niebezpieczeństwo od bramki Lundberg, zaś przyjezdne z minuty na minuty traciły nadzieję na wywiezienie z Eskilstuny korzystnego rezultatu. Ostatecznie rozwiała je w 72. minucie Mimmi Larsson, podwyższając na 3-0 po jeszcze jednym indywidualnym błędzie bośniackiej stoperki Kvarnsveden. W ostatnich minutach na listę strzelczyń zdążyły się jeszcze wpisać najlepsze snajperki obu zespołów; po samotnym rajdzie przez pół boiska honorowego gola dla gości zdobyła Chawinga, a w doliczonym czasie gry wynik na 4-1 dla United ustaliła Larsson, pieczętując w ten sposób zwycięstwo, które wymagało od liderek znacznie większego wysiłku niż wskazywałby na to jego rozmiary.

01

Pierwszy mecz po bolesnej porażce nigdy nie jest łatwy, ale jeśli pretenduje się do miana czołowej drużyny w kraju, to umiejętność szybkiego i właściwego reagowania w sytuacjach kryzysowych należy zaliczyć do tych absolutnie obowiązkowych. W starciu z młodym zespołem z Göteborga piłkarki Linköping udowodniły ponad wszelką wątpliwość, że wciąż nie należy o nich zapominać w kontekście walki o europejskie puchary, a Maja Kildemoes zaliczyła niejako przy okazji zdecydowanie najlepszy występ w całej dotychczasowej karierze. Nie był to być może klasyczny teatr jednej aktorki, gdyż na pochwały zasłużyło w środowy wieczór znacznie więcej zawodniczek LFC, ale cztery gole zdobyte przez piłkarkę o defensywnych inklinacjach (choć – podobnie jak w poprzednich spotkaniach Jessica Samuelsson – przesuniętą nieco bliżej bramki przeciwniczek) to wynik, który bez względu na wszystko musi budzić szacunek. Drużyna Stefana Rehna jedynie w pierwszym kwadransie drugiej połowy spróbowała nieco bardziej postraszyć defensywę z Östergötland, ale trafienie Rebecki Blomqvist po centrze Pauline Hammarlund okazało się zaledwie golem na otarcie łez. Ekipa z zachodniego wybrzeża nie była bowiem w stanie maksymalnie wykorzystać dobrego okresu swojej gry, a gdy po sprytnym wykonaniu przez duet Banusic – Andersson rzutu wolnego zamiast 2-2 zrobiło się 3-1 dla gospodyń, zapał zawodniczek z Göteborga wyraźnie osłabł. W ostatnim kwadransie jeszcze dwukrotnie postanowiła zrobić z tego użytek wspomniana Kildemoes, bezlitośnie wykorzystując fakt, iż bramkarce oraz stoperkom gości przytrafiały się błędy, które na tym poziomie po prostu nie powinny mieć racji bytu. Pewne zwycięstwo, a także solidna postawa całego zespołu, to z punktu widzenia Kima Björkegrena dwie fantastyczne wiadomości nie tylko w perspektywie walki o obronę tytułu, ale również ze względu na zaplanowany na najbliższą niedzielę półfinał Pucharu Szwecji, w którym mocno podbudowany Linköping zmierzy się na wyjeździe ze stołecznym Djurgården.

02

W siódmej kolejce Damallsvenskan w sposób absolutnie niekontrolowany rozwiązał nam się worek z hat-trickami, ale nawet w ponadprzeciętnym natłoku strzeleckich popisów, czwartkowy wyczyn Lindy Sällström o kilka długości przebił wszystko, co dzień wcześniej zaprezentowały nam piłkarki Linköping oraz Eskilstuny. Fińska snajperka nie tylko jako pierwsza w sezonie 2017 zapisała na swoim koncie hat-trick klasyczny, ale – co jeszcze bardziej niesamowite – potrzebowała na jego skompletowanie zaledwie dziewięciu minut! Żeby było mało, żaden z trzech goli dla Vittsjö nie był następstwem dobrze rozegranego stałego fragmentu; wszystkie zostały zdobyte z gry, po napędzanych przez drugą linię ze Skanii akcjach ofensywnych, ale trzeba zaznaczyć, że przynajmniej w dwóch bramkowych sytuacjach nie popisała się Petra Kümin, drugi raz z rzędu zastępująca kontuzjowaną Islandkę Gudbjörg Gunnarsdottir między słupkami bramki Djurgården. W ostatnim kwadransie pierwszej połowy inicjatywa należała do gości ze Sztokholmu, ale pomimo kilku dogodnych okazji, ani razu nie udało im się umieścić futbolówki w siatce Shannon Lynn. Najbliższa powodzenia była w 35. minucie Petronella Ekroth, ale po jej strzale piłkę z linii bramkowej w ofiarny sposób wybiła wszędobylska Sällström. Zawodniczki ze stolicy zdecydowanie bardziej skuteczne były za to tuż po przerwie, kiedy Schmidt doskonale dojrzała wychodzącą na pozycję Jalkerud, a ta, w sytuacji sam na sam, nie miała najmniejszego problemu z pokonaniem szkockiej golkiperki Vittsjö. Podopiecznym Thomasa Mårtenssona udało się jednak powstrzymać nacierającą z coraz większym animuszem ofensywę Djurgården na tyle, że pomimo wysiłków rozgrywającej bardzo dobre spotkanie Katrin Schmidt, więcej goli dla gości tego dnia już nie padło. Strzelanie w północnej Skanii w ostatnich minutach kontynuowały za to gospodynie. Po perfekcyjnie wyprowadzonej kontrze, Sällström dograła do nabiegającej na wprost bramki Markstedt, która ustaliła wynik spotkania na 4-1, sprawiając w ten sposób, że po raz trzeci z rzędu rywalizacja obu zespołów na Vittsjö IP zakończyła się identycznym rezultatem.

03

Na określenie “typowy mecz walki” większość piłkarskich kibiców reaguje mało entuzjastycznie, ale naprawdę trudno znaleźć słowa, które bardziej wiernie oddałyby przebieg czwartkowych wydarzeń na murawie Zinkendamms IP. Starcie dwóch tegorocznych beniaminków Damallsvenskan nie było być może widowiskiem, do którego będziemy z wielką przyjemnością wracać podczas długich, zimowych wieczorów, ale nie możemy zapominać, że dla obu klubów gra na boisku w Sztokholmie toczyła się o naprawdę wysoką stawkę. Od pierwszych minut zdecydowanie częściej przy piłce znajdowały się zawodniczki Hammarby, ale z pieczołowicie budowanych przez Dahlström, Tegström oraz Angeldahl akcji wynikało stosunkowo niewiele. Znacznie bardziej konkretne były za to nastawione na szybkie, ofensywne wypady piłkarki z Malmö, którym jeszcze przed przerwą dwukrotnie udało się umieścić piłkę w bramce Emmy Holmgren. Jako pierwsza dokonała tego mająca ewidentnie patent na Hammarby Michaela Johnsson, która przeciwko sztokholmiankom trafiała także na zapleczu ekstraklasy, a niespełna dwadzieścia minut później na 2-0 podwyższyła kapitanka Limhamn Bunkeflo Mia Persson (Johnsson tym razem wystąpiła w roli asystentki). Nadzieje gospodyń na korzystny wynik odżyły na początku drugiej połowy, gdyż niemal natychmiast po wznowieniu gry udało im się złapać kontakt bramkowy z rywalkami. Ze strzałem Oskarsson poradziła sobie jeszcze Emma Lind, ale wobec dobitki Ekblom bramkarka z Malmö była już całkowicie bezradna. Niestety dla sympatyków Bajen, gol kapitanki drużyny ze Sztokholmu był jednocześnie ostatnim obejrzanym przez nich tego popołudnia na Zinkendamms IP. Podopieczne Olofa Unogårda należy docenić za to, że do ostatniej minuty z olbrzymią determinacją walczyły przynajmniej o wyrównanie stanu rywalizacji, ale ostatecznie w ligowej potyczce z Limhamn Bunkeflo trzeci raz z rzędu przyszło im przełknąć gorycz porażki.

04

Jack Majgaard Jensen nie dokonał żadnej zmiany w wyjściowej jedenastce przed meczem przeciwko ostatniemu w tabeli Örebro, ale jeśli sympatycy FC Rosengård przez całą pierwszą połowę mieli olbrzymie problemy z rozpoznaniem na boisku swoich piłkarek, to trudno im się z tego powodu jakoś szczególnie dziwić. Te same zawodniczki, które w sobotę potrafiły w niezłym stylu odczarować Arenę Linköping, na tle pozostającego od ponad miesiąca bez ligowego zwycięstwa rywala prezentowały się po prostu katastrofalnie. Gdy w 15. minucie Spetsmark popisała się prostopadłym podaniem, a Jansson bez większego trudu ustawiła sobie Riley i strzałem po ziemi pokonała McLeod, nikt nie mógł powiedzieć, że Örebro objęło prowadzenie ma Malmö IP niezasłużenie. Gdyby kwadrans później futbolówka raz jeszcze zatrzepotała w siatce zespołu ze stolicy Skanii po strzale Hanny Terry, również nikt w obozie dziesięciokrotnych mistrzyń Szwecji nie miałby prawa narzekać na sprzyjające rywalkom szczęście. Gospodynie, które w pierwszych czterdziestu pięciu minutach odpowiedziały jedynie anemicznym strzałem Masar i jedną dogodną sytuacją Schelin, obudziły się dopiero po przerwie i szybko potwierdziło się, że defensywa Örebro w niczym nie przypomina monolitu, gdy przychodzi jej grać pod presją. Podopieczne Jacka Majgaarda z minuty na minutę spychały swoje rywalki do coraz bardziej rozpaczliwej defensywy, ale sposobu na dobrze interweniującą Söberg nie potrafiła znaleźć ani Martens, ani wprowadzona z ławki Mittag i dopiero ingerencja prowadzącej to spotkanie Tess Olofsson pozwoliła gospodyniom wyrównać stan rywalizacji. Pochodząca z Malmö sędzia postanowiła bowiem uznać gola dla Rosengård, nie bacząc na to, że mającą pełną kontrolę nad futbolówką golkiperkę Örebro do bramki … wepchnęła Masar, prezentując przy tym zagranie z pogranicza mieszanych sztuk walki i futbolu amerykańskiego. Gdy w 81. minucie Schelin już w normalnych okolicznościach wyprowadziła swój zespół na prowadzenie, wydawało się, że koniec końców komplet punktów ostatecznie pozostanie w Skanii, ale przepięknej urody gol Emmy Jansson sprawił, że sprawiedliwość na Malmö IP została choć trochę uratowana. Remis 2-2 oznaczał dla gości przerwanie passy trzech kolejnych porażek, ale w klubie z Behrn Areny z pewnością szybko nie zapomną o okolicznościach, w których przyszło im zostawić na stadionie Rosengård dwa bezcenne punkty.

05

Na Vilans IP spotkały się dwa zespoły, które – w przeciwieństwie do większości klubów Damallsvenskan – zdecydowanie lepiej prezentują się w defensywie niż w ofensywie. Mając to na uwadze, większość obserwatorów spodziewała się meczu, w którym o końcowym wyniku zadecydować może jedna akcja i – jak się później okazało – były to jak najbardziej trafne przewidywania. Od pierwszych minut stroną bardziej aktywną starały się być gospodynie i już w 4. minucie, po strzale Rity Chikwelu, w sukurs defensywie z Norrland musiała przyjść poprzeczka. Największe zagrożenie pod bramką Maron czyhało natomiast po wykonywanych przez Pedersen oraz Aronsson stałych fragmentach gry, ale pomimo seryjnie bitych rzutów rożnych i kilku spięć w szesnastce gospodyń, gościom z Piteå w pierwszej połowie nie udało się oddać choćby jednego celnego strzału. Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie, ale tym razem piłkarkom z Kristianstad udało się udokumentować swoją przewagę golem. Po niedokładnym wybiciu piłki przez Lövgren znalazła się ona pod nogami Hanny Sandström, a była zawodniczka Umeå przymierzyła w samo okienko bramki nieprzygotowanej do interwencji Hildy Carlén. Najlepszą okazję na doprowadzenie do remisu przyjezdne stworzyły sobie dziesięć minut później, ale ani Janogy, ani Johansson, nie potrafiły z kilku metrów wepchnąć futbolówki do siatki Kristianstad. W doliczonym czasie gry swoją szansę na uratowanie drużynie z Norrland jednego punktu miała jeszcze Jakobsson, ale tym razem doskonałym refleksem popisała się Maron. Skuteczna interwencja amerykańskiej bramkarki sprawiła, że zwycięstwo na swoim koncie zapisać mógł sobie zespół, któremu z przebiegu gry zdecydowanie bardziej na tych trzech punktach zależało.

06

07

08

09

7. kolejka – zapowiedź

Początek tygodnia upłynął nam przede wszystkim pod znakiem analizy powołań duetu Sundhage – Persson na czerwcowe mecze towarzyskie reprezentacji oraz będącą ich bezpośrednią konsekwencją wypowiedzi obu selekcjonerek. Kto dobrowolnie zrezygnował z kadry? Kto najzwyczajniej w świecie nie chce wpychać się tam, gdzie nie jest szczególnie mile widziany? Dlaczego po raz pierwszy w historii dobrnęliśmy do punktu, w którym występy w drużynie narodowej nie dla wszystkich stanowią spełnienie marzeń? Czy aby na pewno o ostatecznym składzie kadry na EURO 2017 decydować będą przede wszystkim względy sportowe? Tymi kwestiami zajmiemy się zdecydowanie bardziej szczegółowo podczas przerwy reprezentacyjnej, a póki co – za radą Malin Diaz – skupimy się na tym, co w najbliższych godzinach czeka nas na ligowych boiskach. Jest to rzeczywiście o tyle wskazane, że właśnie znajdujemy się w samym środku piłkarskiego maratonu, podczas którego w zaledwie 15 dni rozegrane zostaną trzy pełne kolejki Damallsvenskan oraz Elitettan, a także oba półfinały Pucharu Szwecji. Emocji oraz materiału do analizy z pewnością nie powinno więc nam zabraknąć.

Już dziś wieczorem na boisko w Eskilstunie wybiegną podopieczne Viktora Erikssona, które po raz pierwszy w obecnym sezonie przystąpią do ligowego meczu z pozycji liderek Damallsvenskan. Czy będzie to dla nich dodatkowym zastrzykiem pozytywnej energii, czy może istnieje ryzyko, że presja, szczególnie w początkowej fazie gry, nieco spęta im nogi? Trener ekipy z Södermanland przekonuje, że Tunavallen po zakończeniu najbliższej potyczki wciąż pozostanie niezdobytym terenem, chwaląc przy tym postawę każdej formacji United w dotychczas rozegranych meczach na własnym boisku. Tym razem szczególnie trudne zadanie czeka z pewnością obrończynie Eskilstuny, które będą musiały znaleźć sposób na zneutralizowanie fenomenalnej Tabithy Chawingi. Nie będzie wielkiego przekłamania w stwierdzeniu, że w obecnych rozgrywkach sztuka ta nie udała się jeszcze tak naprawdę nikomu, ale jeśli ktoś ma przełamać ów trend, to chyba właśnie najbardziej zgrane defensywne trio całej ligi w osobach Björn, Barsley oraz Viggosdottir. W równolegle rozgrywanym meczu sponiewierany dosłownie i w przenośni w starciu z FC Rosengård Linköping podejmie Göteborg. Drużyna Stefana Rehna z całą pewnością marzyłaby o tym, aby pójść w ślady zawodniczek z Malmö i także po raz pierwszy w historii wywieźć punkty z nowego stadionu w Östergötland, ale nie będzie to zadanie z gatunku tych najłatwiejszych. Szczególnie, że w obozie LFC robią wszystko, aby gotowe do gry w jak największym wymiarze były Banusic, Helin oraz Samuelsson, czyli trzy niezwykle istotne elementy układanki Kima Björkegrena.

Aż cztery pierwszoligowe mecze czekają nas w czwartek, a każdy z nich będzie na swój sposób wyjątkowy. W Vittsjö zmierzą się drużyny grające tej wiosny zdecydowanie poniżej oczekiwań i choć szczególnie w przypadku gospodyń sytuacja w tabeli przedstawia się póki co stosunkowo bezpiecznie, to warto z tego miejsca zaapelować do obu ekip o natychmiastową pobudkę i wejście na wyższy poziom zanim rzeczywiście zrobi się nieciekawie. W tak wyrównanej lidze jak Damallsvenskan nie da się bowiem wywalczyć utrzymania bazując tylko i wyłącznie na szczęściu, a jeśli ktoś chce się na własnym przykładzie przekonać, że to faktycznie prawda, to w listopadzie będzie czekać go bardzo niemiła niespodzianka. W Sztokholmie czeka nas starcie skazywanych na pożarcie beniaminków, które z kolei konkurują póki co o miano największej rewelacji rozgrywek. Hammarby i Limhamn Bunkeflo prezentują całkowicie odmienne filozofie gry, ale obie wydają się nadspodziewanie dobrze zdawać w najwyższej klasie rozgrywkowej egzamin, a ewentualne trzy punkty wywalczone w czwartek pozwoliłyby jednemu z klubów nieco wyraźniej odskoczyć od strefy spadkowej. Na Malmö IP zetrą się ekipy, które jeszcze w sezonie 2015/16 dumnie reprezentowały Szwecję w europejskich pucharach. Ich obecna sytuacja znacznie różni się jednak od tej sprzed osiemnastu miesięcy i o ile w Rosengård udało się chwilowo zapanować nad pożarem na tyle, że nie rozprzestrzenia on się poza klubową szatnię, o tyle Örebro z wielkim impetem uderzyło o dno ligowej tabeli i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższej serii spotkań było się w stanie z niego wydźwignąć. Nawet jeśli czerwiec okaże się dla zespołu Martina Skogmana lepszy niż maj (a pewnie tak będzie, choćby z tej przyczyny, że gorszy być po prostu nie może), to na Behrn Arenie czeka nas wyjątkowo niespokojne lato. Do Kristianstad przyjedzie podbudowane passą pięciu meczów bez porażki Piteå, a warto pamiętać, że drużyna z Norrbotten jak mało kto potrafi grać na Vilans IP. Czy Stellan Carlsson, który właśnie przedłużył kontrakt ze swoim klubem do grudnia 2020, raz jeszcze opuści wschodnią Skanię w glorii zwycięzcy? A może gospodyniom uda się wreszcie zestawić ofensywę w taki sposób, aby dobra postawa tercetu Chukwudi – Chikwelu – Edgren przyniosła w końcu wymierne, punktowe korzyści? Przedmeczowym faworytem wydaje się być Kristianstad, ale … czy identycznie nie było w każdym z trzech poprzednich sezonów?

omg7_01

omg7_02

omg7_03

omg7_04

omg7_05

omg7_06