Szczęśliwego Nowego Roku

images

Drodzy czytelnicy i odwiedzający szwedzkapilka.com,

z okazji jutrzejszego święta pozwólcie życzyć sobie wszystkiego, co najlepsze, najcudowniejsze i najwspanialsze. Niech zdrówko niezmiennie pozwala wam realizować kolejne wyznaczone sobie cele, a droga do nich dostarcza wam wiele pozytywnych emocji, które na zawsze pozostaną w waszej pamięci. Niech każda z waszych decyzji okazuje się tak trafiona jak boiskowe wybory Yuki Momiki, a każdy wasz pierwszy raz tak spektakularny, jak ligowy debiut Felicii Schröder. Jeśli marzy się wam jakiś wspaniały comeback, to koniecznie bierzcie przykład z Rosy Kafaji, a gdy przyjdzie wam po drodze zamknąć pewien rozdział, to niech żegnają was jak w Kristianstad Elisabet Gunnarsdottir. Ale przede wszystkim nie przejmujcie się pierdołami, nie traćcie ani jednej sekundy waszego cennego czasu na smutnych frustratów i pamiętajcie, że dobro zawsze wraca, a ludzi dobrej woli naprawdę jest więcej.

Szczęśliwego Nowego Roku, trzymajcie się cieplutko!

Piłkarka roku 2023

06_a

Choć w teorii właśnie ten wybór powinien być najbardziej wyczekiwany, to w tym roku trudno budować tu sztuczną dramaturgię. Bo nie da się ukryć, że wskazanie najlepszej szwedzkiej piłkarki ostatnich dwunastu miesięcy nie należy do zadań szczególnie wymagających. Oczywiście, można byłoby na siłę szukać argumentów przeciw, ale wtedy przypominamy sobie decydujące momenty finału Ligi Mistrzyń i całą dyskusję możemy w zasadzie uznać za zakończoną. Warto jednak podkreślić, że wyróżnienie dla Fridoliny Rolfö zdecydowanie nie jest wyłącznie wypadkową pojedynczego występu, lecz wyrażeniem najwyższego uznania dla progresu, jaki w stolicy Katalonii stał się udziałem tej zawodniczki. Bo owszem, trzydziestolatka z Kungsbacki wielokrotnie zachwycała nas już w czasach występów na boiskach ekstraklasy szwedzkiej i niemieckiej, ale dopiero po transferze do Barcelony udało jej się wskoczyć na poziom zarezerwowany wyłącznie dla najwybitniejszych postaci futbolowego świata. A fakt, że dokonała tego skoku ucząc się jednocześnie gry na całkowicie nowej dla siebie pozycji, do tego w całkowicie nowym dla siebie systemie, jeszcze bardziej dobitnie akcentuje skalę jej sportowej jakości. W tych samych kategoriach możemy zresztą traktować liczne wskazania do jedenastki sezonu hiszpańskiej Ligi F, bo wszyscy mamy przecież świadomość, jak wybitne konkurentki trzeba było pozostawić w tyle, aby podobnych zaszczytów móc w ogóle dostąpić.

Ponadprzeciętną klasę Rolfö regularnie potwierdzała również na niwie reprezentacyjnej, choć z roli liderki najlepiej wywiązała się na samym początku roku, jeszcze podczas wiosennych sparingów. Przeciwko Niemkom i Norweżkom zagrała taką poezję, że aż fizycznie szkoda, że żaden z tych meczów nie zakończył się ostatecznie zwycięstwem podopiecznych Gerhardssona. Na sam mundial do Australii i Nowej Zelandii jechać w zasadzie nie powinna, ale zdecydowała się nie opuszczać kadry pomimo przewlekłych problemów zdrowotnych i znów błysnęła dokładnie wtedy, gdy drużyna najbardziej jej wsparcia potrzebowała. Fantastyczna postawa naszej czołowej dziesiątki nie pozwoliła wprawdzie pokonać w półfinale rozpędzonych Hiszpanek, ale zaplanowany zaledwie cztery dni później rewanż na Australijkach udał się już znakomicie. I szkoda jedynie tego, że reprezentacyjny rok 2023 w tym właśnie momencie się dla Fridoliny Rolfö zakończył, ale zdrowie zawsze powinno stawiać się na pierwszym miejscu, a koniecznych zabiegów nie da się odkładać w czasie w nieskończoność. Gorąco wierzymy jednak, że ta mocno doświadczona przez kontuzje piłkarka raz jeszcze powróci w wielkim stylu, a jej boiskową wirtuozerię z niekłamanym zachwytem podziwiać będziemy przez wiele lat.

06_b

Cztery wyróżnienia, cztery kompletnie odmienne ścieżki kariery, ale w każdej z nich na pierwszy plan przebija się ambicja połączona z konsekwencją w dążeniu do celu. Tak było chociażby w przypadku Rosy Kafaji, którą przecież dokładnie dwa lata temu nagradzaliśmy w pełni zasłużonym laurem w kategorii Odkrycia Roku. Później był jeszcze jednocześnie rekordowy i hitowy transfer z AIK do Häcken i… jeden złowrogi trzask, który w mgnieniu oka na niemal rok całkowicie przystopował harmonijnie rozwijającą się karierę. Młoda sztokholmianka jest jednak żywym dowodem na to, że nawet tak traumatyczne przeżycia mogą okazać się zalążkiem czegoś dobrego. Bo jeśli w rok wchodzisz jako pacjentka szpitala w Göteborgu, a kończysz go w roli pierwszoplanowej postaci fazy grupowej Ligi Mistrzyń, a także największej nieobecnej lipcowo-sierpniowego mundialu, to jest to ewidentnie znak, że po drodze wiele rzeczy musiałaś zrobić dobrze. Ogromny, jakościowy awans zaliczyła także Filippa Angeldal, która do wielkiego futbolu również wyruszała z gniazda stołecznych Gryzoni. 26-letnia dziś pomocniczka miała wtedy łatkę dużego talentu, któremu na przeszkodzie mogą na pewnym etapie stanąć deficyty motoryczne, ale systematyczną pracą nad samą sobą udowodniła, że przeszkody istnieją wyłącznie po to, aby skutecznie stawiać im czoła. A przywoływana już wcześniej konsekwencja doprowadziła ją do punktu, w którym stała się podstawową zawodniczką środka pola topowego klubu najbardziej wymagającej ligi świata.

Pochwałą wytrwałości mogą być też losy trzeciej już w tym gronie dawnej gwiazdy AIK, czyli Nathalie Björn. Jeszcze jedna przedstawicielka niezwykle udanego rocznika -97 przez lata znajdowała się w cieniu swoich nieco bardziej utytułowanych koleżanek, ale konsekwentnie robiąc swoje została wreszcie dostrzeżona przez największe, europejskie kluby i właśnie znajduje się w przededniu wymarzonego transferu, który w jej przypadku okaże się jednocześnie biletem do regularnej gry o naprawdę najwyższą stawkę. Kto wie, być może w jednym z tych spotkań Björn będzie miała sposobność zmierzyć się z Johanną Kaneryd, bo choć w przypadku tej niesamowicie dynamicznej skrzydłowej nie zawsze zgadzają się procenty i inne matematyczne statystyki, to jednak z jakiegoś powodu Emma Hayes konsekwentnie znajduje dla niej miejsce w wyjściowej jedenastce Chelsea. 26-latka z Kolsvy błysnąć formą potrafi jednak nie tylko w niebieskiej koszulce mistrzyń Anglii, o czym przekonaliśmy się chociażby przy okazji mundialowego otwarcia przeciwko RPA. Tak, szło nam wtedy dosłownie jak po grudzie, a skuteczny powrót możliwy był przede wszystkim dzięki indywidualnym popisom jednej, niestrudzenie biegającej po prawym skrzydle zawodniczki.

Odkrycie roku 2023

05_a

Nie ma absolutnie żadnej niespodzianki w tym, że tytuł Odkrycia Roku trafia do piłkarki, która właśnie na przestrzeni ostatnich miesięcy na dobre zaistniała w szerszej świadomości fanów. Nie każdy ma jednak sposobność, aby przedstawić się nowemu audytorium w sposób tak spektakularny, jak zrobiła to Felicia Schröder. Mówimy bowiem o zawodniczce, która w chwili startu tegorocznej, ligowej kampanii nie miała jeszcze podpisanego profesjonalnego kontraktu i choć miała już za sobą występy w młodzieżowych reprezentacjach Szwecji, to w futbolu klubowym była jedynie piętnastoletnią adeptką jednej z piłkarskich akademii. Od tego czasu sprawy przybrały jednak tak szalony obrót, że podobne scenariusze najczęściej możemy oglądać wyłącznie w kalifornijskich filmach, a i tam są one często klasyfikowane jako wysoce nieprawdopodobne. Ta historia uzmysławia nam jednak, że niemożliwe nie istnieje również w prawdziwym życiu.

Debiut w pierwszoligowej piłce? Nie będzie przesady, jeśli powiemy, że najlepszy w historii ligi od samego początku jej istnienia. Bo przecież nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby zawodniczka zamieniła trzy pierwsze kontakty z piłką na… dwa gole! Wiosenna eksplozja była zatem niesamowicie głośna, ale w kolejnych miesiącach o młodej piłkarce zrobiło się jakby ciszej. Kontuzje Stine Larsen oraz Clarissy Larisey zmusiły jednak trenera Maka Adama Linda do ciągłego eksperymentowania, a ponieważ szkoleniowiec rodem z Bejrutu nieoczywistych rozwiązań się nie boi, to nie dość, że od razu przypomniał sobie o Schröder, to jeszcze postanowił wystawiać ją jako opcję numer jeden na dziewiątce. Ligowy chrzest bojowy tej strategii przypadł na niesamowicie prestiżowe starcie z Rosengård i choć akurat w nim nastoletnia gwiazda na listę strzelczyń jeszcze się nie wpisała, to zebrała za swój występ całkiem sporo pochlebnych opinii. W kolejnych tygodniach ze skutecznością bywało bardzo różnie, ale trenerskie zaufanie raz jeszcze zaprocentowało, a wyczekiwane przełamanie przyszło w najlepszym możliwym momencie. To właśnie Felicia Schröder okazała się bowiem jedną z głównych architektek zwycięskiego dwumeczu z holenderskim Twente, a i wyrównujące trafienie w konfrontacji z madryckim Realem najpewniej nie padłoby bez jej udziału. Historia jak z bajki? Być może, ale mocno trzymamy kciuki, aby sezon 2023 okazał się jedynie pierwszym rozdziałem długiej, przepięknej sagi.

05_b

Jeżeli nie macie pojęcia, że w Halmstadzie funkcjonuje klub o wdzięcznej nazwie BK Astrio, to… nie martwcie się, nie jesteście w tej kwestii jedyni. Do grona słabiej poinformowanych zdecydowanie nie zaliczała się jednak Wilma Leidhammar, gdyż to właśnie w barwach wspomnianego zespołu przyszło jej inaugurować sezon 2022. Dobre występy młodej napastniczki na poziomie ligi regionalnej nie uszły uwadze skautów z Norrköping, ale nie da się powiedzieć, żeby bohaterka tej historii miała znaczący udział w wywalczeniu przez Peking sensacyjnego awansu do Damallsvenskan. Logika podpowiadała więc, że tym bardziej w najwyższej klasie rozgrywkowej to nie od niej trener Fredheim będzie rozpoczynał budowanie wyjściowej jedenastki, ale jak to często w naszej ukochanej dyscyplinie sportu bywa, prawa logiki nie zawsze znajdują tu zastosowanie. Leidhammar ewidentnie rosła piłkarsko z miesiąca na miesiąc, a eksplozja jej talentu sprawiła, że zagraniczne gwiazdy w osobach Dawber czy Robertson coraz częściej musiały zadowalać się miejscem na ławce rezerwowych.  Sama zainteresowana stała się natomiast młodzieżową reprezentantką kraju, a także największą obok kapitanki My Cato ulubienicą najwierniejszych fanów z Curva Nordahl. A to wszystko z potencjałem na dalszy rozwój, w który wszyscy w Norrköping gorąco wierzą.

Mało wam nieprawdopodobnych historii? To posłuchajcie tej! Gdy Johanna Renmark zdecydowała się pozostać w Uppsali na sezon 2023, jej podstawową ambicją była jak najlepsza postawa na boiskach Elitettan. Szybko okazało się jednak, że plany te trzeba w trybie pilnym zweryfikować, gdyż wobec braku pierwszoligowej licencji dla Eskilstuny (nota bene – macierzystego klubu Renmark) ekipa ze Studenternas IP została zaproszona do regularnych występów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Według wszystkich przewidywań miała w niej pełnić rolę etatowego dostarczyciela punktów, ale dziewiętnastoletnia skrzydłowa najwyraźniej o tym nie wiedziała i już w inauguracyjnej kolejce dwoma efektownymi golami pozwoliła niespodziewanemu beniaminkowi odrobić straty od stanu 0-2. A że nie był to wyłącznie jednorazowy wyskok, to na stole dyrektorów z Uppsali coraz częściej zaczęły pojawiać się konkretne oferty z lig zagranicznych. Tę najkorzystniejszą złożył najwyraźniej norweski Brann i choć rozgrywki Toppserien zawodniczki z Bergen zakończyły tym razem poza ligowym podium, to niepowodzenia na krajowym podwórku z nawiązką odbiły sobie awansując do fazy grupowej Ligi Mistrzyń. Pełen niespodzianek rok Johanna Renmark kończyła więc nie 26. kolejką Elitettan, a dwumeczem z legendarnym Olympique Lyon i wciąż całkiem realną szansą na awans do ćwierćfinału najbardziej prestiżowych, europejskich rozgrywek. A w nim czekać może już kolejna, niezwykła przygoda w postaci na przykład wyjazdu do Barcelony, Londynu, Monachium lub… Hisingen.

Trener roku 2023

04_a

Dwanaście miesięcy temu witał nadejście Nowego Roku w Linköping, gdzie podjął się misji zbudowania zespołu, który chwalić będziemy nie tylko za wyniki, ale i za styl. I trzeba przyznać, że choć było to naprawdę ambitne wyzwanie, to jego realizacja zdecydowanie mogła imponować. A fani w Östergötland, po wielu latach upokorzeń i docinek, znów mogli z podniesionymi głowami wybrać się na przykład do Malmö. Bo nie dość, że odwieczne rywalki z Rosengård udało się ukłuć aż trzy razy, to jeszcze dzieła zniszczenia dokonano tak efektownie, że pierwsze 45 minut ligowej rywalizacji na Bilbörsen Arenie każdy kibic spod znaku Lejonflocken powinien oprawić w ramkę i postawić na honorowym miejscu. Pod nieobecność kontuzjowanej, a następnie wytransferowanej do Anglii Olgi Ahtinen, rolę głównej kreatorki gry z powodzeniem wzięła na siebie Yuka Momiki, ale plan trenera Jeglertza zakładał, że LFC chwalić będziemy przede wszystkim za zespołowość. I tak właśnie się stało, gdyż wokół japońskiej reżyserki swoje genialne momenty miały zarówno doświadczone Karlsson czy Takarada, jak i młode, wschodzące gwiazdy w osobach Lisy Björk oraz Cathinki Tandberg. A trochę zapomniana już Cornelia Kapocs powróciła do wielkiego grania w tak imponującym stylu, że na koniec sezonu mogła cieszyć się z tytułu dla najlepszej snajperki Damallsvenskan. Co jednak szczególnie godne uwagi, przez cały ten czas Linköping pozostawał zespołem, który aż chciało się oglądać, a w parze z wrażeniami artystycznymi jak najbardziej szedł także pokaźny dorobek punktowy.

Świetne referencje sprawiły, że latem po Jeglertza zgłosiła się szukająca następcy Larsa Søndergaarda duńska federacja i trzeba powiedzieć, że pierwszy w historii tej kadry zagraniczny selekcjoner zaliczył w nowej roli prawdziwe wejście smoka. Bo jak inaczej nazwać pewną, nie pozostawiającą najmniejszych wątpliwości wiktorię nad dwukrotnymi mistrzyniami świata z Niemiec? Świetną passę udało się jeszcze podtrzymać cennym zwycięstwem na niełatwym terenie na Islandii, a Pernille Harder oraz Amelie Vangsgaard niemal jednogłośnie wybierano do drużyny marzeń pierwszej połowy fazy grupowej Ligi Narodów. Kontuzja gwiazdy monachijskiego Bayernu ani trochę nie pokrzyżowała Jeglertzowi szyków i dopiero grudniowy dwumecz skutecznie sprowadził rozpędzony, duński dynamit z powrotem na ziemię. Szczególnie bolesna okazała się domowa porażka z Islandią, gdyż to właśnie ten rezultat sprawił, że pochodzący ze Skanii selekcjoner nie wywalczył ze swoim zespołem awansu do Final Four Ligi Narodów, ale to potknięcie ani trochę nie przesłania faktu, że za Jeglertzem niezwykle produktywny rok, w którym zdecydowanie więcej było jednak wzlotów, a wśród nich nie zabrakło i tych naprawdę efektownych.

04_b

Tak, zdecydowanie nie powinniśmy ukrywać faktu, że w ostatnich miesiącach szwedzka kadra niebezpiecznie zbliżyła się na wszystkich możliwych płaszczyznach do słusznie minionego okresu późnej Sundhage. Z tego właśnie tytułu ostatnimi czasy na alarm zdarzało się nam bić niezwykle regularnie, więc pozwólcie, że dziś wyjątkowo nie o tym. Bo jednak nie da się przejść obojętnie obok faktu, że za sterami najważniejszej drużyny w kraju siedzi selekcjoner, który wbrew wszelkiej logice po raz trzeci wracał do domu z medalem wielkiej imprezy, choć ani razu nie jechał na nią w roli faworyta do blachy. Co więcej, to Peter Gerhardsson wraz ze swoim sztabem doprowadzili reprezentację Szwecji na sam szczyt rankingu FIFA, a warto przypomnieć, że swoją kadencję przyszło im rozpoczynać w okolicznościach wyraźnie niesprzyjających. To są fakty, z którymi nie da się polemizować i które niezależnie od aktualnie towarzyszących nam przemyśleń trzeba odpowiednio docenić. Robiąc to, mocno wierzymy jednak, że następca lub następczyni Gerhardssona nie będzie mierzyć się na starcie swojej selekcjonerskiej przygody z aż tak wielkimi wyzwaniami. A nie trzeba chyba specjalnie tłumaczyć, co to oznacza.

Jako piłkarz znany był kibicom w Göteborgu pod nazwiskiem Karlsson, ale trenerskie szlify zbierał już jako Robert Vilahamn. Rok temu podjął się misji uratowania sezonu BK Häcken i zrobił to na tyle skutecznie, że w Hisingen mogli cieszyć się z wicemistrzostwa Szwecji, a także awansu do finału krajowego pucharu. Większości obserwatorów postać Vilahamna kojarzy się jednak z odważnym stawianiem na młodzież, co doskonale wpisuje się w długofalową wizję klubu z Bravida Areny. To właśnie pod skrzydłami tego trenera szerszej publiczności na dobre przedstawiły się między innymi Hanna Wijk oraz Anna Sandberg, a niesamowicie płynny powrót po długiej przerwie spowodowanej kontuzją zaliczyła Rosa Kafaji. Zespoły prowadzone przez Vilahamna nie boją się presji ze strony rywalek, a gdy już spod niej wyjdą, to potrafią zaskoczyć przeciwniczki zarówno mądrze zbudowanym atakiem pozycyjnym, jak i szybką wymianą z udziałem dwóch-trzech zawodniczek. Nic więc dziwnego, że wiosną Häcken wypracował sobie w tabeli bezpieczną przewagę nad grupą pościgową, a sam trener w glorii lidera Damallsvenskan wybrał się do jednej z północnych dzielnic Londynu, gdzie od sierpnia mozolnie próbuje wprowadzać stołeczny Tottenham na jeszcze wyższy poziom. I patrząc chociażby na przebieg niedawnych derbów z Arsenalem, trzeba powiedzieć, że na Wyspach Brytyjskich sprawy także przybierają jak najbardziej pozytywny z jego perspektywy kierunek.

Progres roku 2023

03_a

Choć urodziła się na doskonale znanej zarówno fanom lotnictwa, jak i kibicom piłki nożnej wyspie Landvetter, a swój pierwszoligowy debiut zaliczyła właśnie w Göteborgu, to szerszej publiczności przedstawiła się jako zawodniczka Uppsali. To z ostatnim z wymienionych klubów najpierw świętowała premierowy awans do Damallsvenskan, a następnie rozegrała swój debiutancki sezon w krajowej elicie. Stabilna i solidna dyspozycja sprawiła, że dość szybko przyszło jej powrócić w rodzinne strony, gdzie już w barwach niewątpliwie zaliczającego się do ścisłej, ligowej czołówki Häcken postanowiła kontynuować swój sportowy rozwój. Prawdziwym przełomem okazał się jednak dla niej dopiero sezon 2023, w którym to stała się absolutnie kluczową postacią zespołu z powodzeniem rywalizującego na trzech arcytrudnych frontach.

Tak się ciekawie składa, że w tym roku nieoczywiste bohaterki Häcken kreowane były w znacznym stopniu przez wydarzenia losowe. Gdyby bowiem z nawracającymi problemami zdrowotnymi nie zmagały się Elin Rubensson oraz Fipippa Curmark, to trenerzy Vilahamn i Lind z całą pewnością nie rozpoczynaliby zestawiania wyjściowej jedenastki od nazwiska Mariki Bergman Lundin. Pech koleżanek sprawił jednak, że 24-latka z Landvetter otrzymała swoją życiową szansę i powiedzieć, że ją w pełni wykorzystała to w zasadzie nie powiedzieć nic. Dwie nominacje do jedenastki miesiąca, pewne miejsce w ligowej drużynie gwiazd, a także status liderki drugiej linii Os z Hisingen to tylko niektóre z całkiem niedawnych osiągnięć nowej ulubienicy trybun na Bravida Arenie. Do pełni szczęścia tak naprawdę brakuje w tym zestawie tylko jednego, ale na to akurat sama Bergman Lundin nie ma niestety najmniejszego wpływu. A szkoda, bo potencjalnie skorzystać mogłaby na tym cała szwedzka piłka.

03_b

Zdecydowanie największymi szczęściarzami są ci spośród nas, którzy w porę odnajdą swoje miejsce na ziemi. W przypadku Alice Carlsson poszukiwania wiodły między innymi przez Örby, Möldnal i Brommę, aby ostatecznie znaleźć swój szczęśliwy finał w Södermalm. 28-letnia dziś stoperka trafiła do Hammarby przed czterema laty i w tym czasie przebyła ze swoim aktualnym klubem drogę z Elitettan do podwójnej korony. Z każdym upływającym miesiącem coraz bardziej znacząca stawała się jej pozycja nie tylko w szatni, ale i na murawie. Mistrzowski sezon kończyła już w roli kapitanki, mentalnej liderki, a także ostoi bloku defensywnego, o którym mówiło się niemal wyłącznie pozytywnie. Nic więc dziwnego, że latem odrzuciła zdecydowanie bardziej korzystną pod względem finansowym ofertę z mediolańskiego Interu, gdyż – jak to pięknie ujęła sama zainteresowana – jej serce należy do Hammarby i nie istnieje takie miejsce, w którym mogłoby być jej lepiej niż tam. Każdy, kto miał przyjemność obejrzeć kulisy decydującego o mistrzostwie meczu przeciwko Häcken, doskonale wie, do czego w tej chwili nawiązuję. A ci, którzy tej fantastycznej przemowy jeszcze jakimś cudem nie widzieli, niech wykorzystają krótszą niż zazwyczaj zimową przerwę do nadrobienia zaległości. Zapewniam, że warto!

Wprawdzie Wilma Carlsson debiutowała na pierwszoligowych boiskach niedługo po swoich piętnastych urodzinach, ale realnie zaistniała na tym poziomie rozgrywkowym dopiero siedem lat później. Okoliczności towarzyszące temu wydarzeniu nie były jednak specjalnie miłe, gdyż jej ukochany klub z Umeå poznał gorzki smak degradacji, a ona sama również miała swojej boiskowej postawie wiele do zarzucenia. Wysłannicy lokalnego rywala z Piteå bezbłędnie dostrzegli jednak drzemiący w 23-letniej stoperce potencjał, a decyzja o zaoferowaniu jej trzyletniego kontraktu byłą najlepszą spośród tych, jakie mogli podjąć. Bo nie da się ukryć, że to nie Ikidi czy Löfqvist, lecz właśnie Carlsson była w minionym sezonie zdecydowanie najpewniejszym punktem defensywy z Norrbotten. Co istotne, jej dobra gra często zbiegała się w czasie z kluczowymi meczami, dzięki czemu niedoceniana rewelacja z Północy potrafiła skutecznie postawić się przeciwniczkom pokroju Hammarby czy Linköping, grając z nimi na zero z tyłu. Szczególnie imponująca była w jej wykonaniu końcówka rundy wiosennej, kiedy to otarła się nawet o tytuł zawodniczki miesiąca, a takie zaszczyty defensorkom trafiają się niezwykle rzadko. W tym konkretnym przypadku o żadnych kontrowersjach nie mogło jednak być mowy, gdyż Wilma Carlsson w sezonie 2023 to po prostu znak najwyższej, piłkarskiej jakości.

Mecz roku 2023

02_a

Sezon 2023 na boiskach Damallsvenskan przyniósł nam aż dwa sześciogwiazdkowe mecze. Ten rozegrany na początku listopada na Tele2 Arenie w Sztokholmie wszyscy mamy jeszcze bardzo świeżo w pamięci. I nic w tym zaskakującego, wszak właśnie wtedy i właśnie tam w zasadzie rozstrzygnęły się losy ostatecznej kolejności na ligowym podium. Warto mieć jednak na uwadze, że niespełna pół roku wcześniej, na zdecydowanie bardziej kameralnym Hammarby Idrottsplats, przyszłe mistrzynie Szwecji stworzyły jeszcze jeden pasjonujący i pełen nieprawdopodobnych zwrotów akcji piłkarski spektakl. Choć w pełni trafne byłoby chyba słowo współtworzyły, gdyż bez aktywnego wkładu gościń z Malmö 22. maja nie stałby się wyjątkową datą w tegorocznym, ligowym kalendarzu. A jeśli chcecie raz jeszcze poczuć tamte emocje, to zapraszam do fragmentu pomeczowego tekstu, który chyba najlepiej udowadnia, dlaczego pomimo niewątpliwie mocnej konkurencji, to właśnie rywalizacja Hammarby z Rosengård otrzymuje w tej kategorii palmę pierwszeństwa.

Ach, co to był za wieczór! Jeżeli cały czas trzymają was emocje po poniedziałkowym hicie kolejki, to nie bójcie się – wszystko z wami w porządku. Na stadionie w Sztokholmie mieliśmy bowiem prawie wszystko, co powinno charakteryzować wspaniałe, piłkarskie widowisko. Genialna atmosfera na trybunach uświetniona niezwykle kreatywną oprawą kibiców Hammarby – była. Walka o każdy milimetr boiska – jak najbardziej. Napięcie na obu ławkach zwieńczone upomnieniami na trenerów – odhaczone. Prowadzenie obu ekip, dwa gole zdobyte w odstępie jednej minuty i wreszcie podział punktów po obronionym rzucie karnym w doliczonym czasie gry – oczywiście. A przecież nawet po kapitalnej interwencji Anny Tamminen Rosengård i tak zdołał jeszcze wypracować sobie kolejną, doskonałą okazję do strzelenia zwycięskiego gola, kiedy to za nierozważną zabawę Evy Nyström we własnej szesnastce najboleśniejszą możliwą karę wymierzyć mogła Sofie Bredgaard. Tym razem przed utratą gola gospodynie skutecznie uratowała jednak Simone Boye i może nawet dobrze się stało, gdyż z neutralnego punktu widzenia po takim spotkaniu oba zespoły zasłużyły na to, aby dopisać do swojego tegorocznego dorobku przynajmniej jeden punkt. A wcale nie jest przecież tak, że tylko i wyłącznie gościnie ze Skanii mogły w samej końcówce postawić na tym meczu decydującą pieczęć. Coś na ten temat z pewnością miałaby do powiedzenia Kyra Cooney-Cross, której pudło z 80. minuty śnić może się jeszcze bardzo, bardzo długo. I nic w tym dziwnego, gdyż reprezentantka Australii dziewięćdziesiąt dziewięć ze stu analogicznych sytuacji spokojnie zakończyłaby z golem lub asystą do Maiki Hamano. Pech polegał jednak na tym, iż ten jeden wyjątek przyplątał się akurat w najgorszym możliwym momencie.

02_b

Niespełna pół wieku po rozegraniu swojego premierowego, oficjalnego meczu piłkarska reprezentacja Szwecji stanęła przed szansą awansu na pierwsze miejsce światowego rankingu. Ów fakt dla wielu był jednak wyłącznie miłą, statystyczną ciekawostką, gdyż na Eden Arenie w nowozelandzkim Auckland gra toczyła się przede wszystkim o awans do strefy medalowej tegorocznego mundialu. I choć to w naszych rywalkach bukmacherzy nie bez przyczyny upatrywali papierowych faworytek, boisko błyskawicznie te przewidywania zweryfikowało. Przez ponad godzinę byliśmy świadkami cudownego, szwedzkiego koncertu bez choćby jednej fałszywej nuty, następnie trochę na własną prośbę zafundowaliśmy sobie nieprawdopodobną nerwówkę w ostatnim kwadransie, a później była już tylko czysta, bezgraniczna radość…

Fragment pomeczówki: Co by się nie wydarzyło, z tej imprezy przedwcześnie nas już nie wyproszą! Ćwierćfinał przeciwko Japonii, od meczu rozegranego w tej samej fazie poprzedniego mundialu, różnił się w zasadzie wszystkim… oprócz końcowego wyniku. Bo zupełnie jak przed czterema laty, wbrew wskazaniom bukmacherów i większości ekspertów, kadrowiczki Petera Gerhardssona znów zwyciężyły 2-1 i znów zameldowały się w najlepszej czwórce turnieju. To ostatnie stało się zresztą w ostatnich latach swego rodzaju normą, gdyż za kadencji 63-letniego selekcjonera z Uppsali Szwedki jeszcze ani razu nie wróciły do domów przed półfinałami. Możemy więc powiedzieć, że nowa, sympatyczna tradycja została niejako podtrzymana, choć nerwów i prawdziwego rollercoastera sportowych emocji znów nie udało się przy tym uniknąć. A przed ponad godzinę absolutnie nic na to nie wskazywało.

******

Choć do gabloty klubu z Hisingen nie trafił w kończącym się właśnie roku żaden z pucharów, to o zawodniczkach Häcken mówiło się na przełomie listopada i grudnia zdecydowanie najwięcej. I bardzo dobrze, gdyż tak efektownej postawy na poziomie fazy grupowej Ligi Mistrzyń zdecydowanie się nie spodziewaliśmy, a tuż po losowaniu za umiarkowany sukces uznalibyśmy każdy wyszarpany na tym etapie punkcik. Potentaci z Paryża, Madrytu i Londynu w tej właśnie kolejności przekonali się, że najważniejszą wartością w futbolu nie zawsze musi okazać się wielkość klubowego budżetu, a historia kopciuszka ze Skandynawii błyskawicznie podbiła serca spragnionych nieoczywistych rozstrzygnięć kibiców z całej Europy. Pamiętając o grupowych podbojach, warto jednak pamiętać, że żaden z tych cudownych, nieprawdopodobnych momentów nigdy nie miałby miejsca, gdyby nie pewien jesienny wieczór w holenderskim Enschede.

Fragment pomeczówki: Ach, co to był za wieczór! Niby jeszcze stosunkowo niedawno piłkarki z Göteborga (występujące wtedy pod szyldem KGFC) potrafiły po heroicznym boju pokonać w stolicy Bawarii monachijski Bayern, ale jednak z każdym kolejnym rokiem zaczynaliśmy coraz bardziej odzwyczajać się od sytuacji, w której jakikolwiek klub z Damallsvenskan z powodzeniem rzuca wyzwanie wyżej notowanemu rywalowi. Wtedy jednak, całe na żółto-czarno, wkroczyły na scenę zawodniczki Häcken i szybko okazało się, że w osiągnięciu założonego celu nie przeszkodzi im ani plaga kontuzji, ani fatalne i mocno chaotyczne sędziowanie, ani fakt, że w obu meczach z holenderskim Twente trzeba było odwracać wynik. Wicemistrzynie Szwecji w poczuciu słusznej sprawy konsekwentnie robiły swoje, w przeciwieństwie do mocno zagotowanych w końcówce rewanżowego starcia Holenderek nie dały się ponieść emocjom i pewnie krocząc nakreśloną uprzednio drogą, po ostatnim gwizdku odebrały należną im nagrodę. Bo choć doskonale wiemy, że absolutnie każdy sukces zawsze ma wielu ojców i wiele matek, to w przypadku zwycięskiego dwumeczu z faworyzowanym Twente powiedzenie to staje się prawdziwe jak mało kiedy. Bo po stronie Häcken jednej bohaterki minionych siedmiu dni wybrać się po prostu nie da.