Szczęśliwego Nowego Roku

gny

Drodzy czytelnicy i odwiedzający szwedzkapilka.com,

z okazji jutrzejszego święta pozwólcie życzyć sobie wszystkiego, co najlepsze, najcudowniejsze i najwspanialsze. A tak nazywając rzeczy bardziej po imieniu, niech ten nowy, nieznany jeszcze rok przyniesie Wam:

– przynajmniej tak interesujące oferty, jak ta, którą Pauline Hammarlund otrzymała od Fiorentiny

– przynajmniej tyle radości, ile dała nam Linda Sembrant w 92. minucie ćwierćfinału z Belgią

– przynajmniej tyle zdrowia, ile podczas zakończonego sezonu ligowego miała Gudrun Arnardottir

I niech każda z Waszych decyzji okaże się finalnie przynajmniej tak trafna, jak taktyczne roszady RIckarda Johanssona lub dośrodkowania Emmy Petrovic z rzutów rożnych.

Wielkie dzięki, że jesteście ze szwedzką piłką. Trzymajcie się cieplutko i do usłyszenia już w 2023!

Szczęśliwego Nowego Roku!

Piłkarka roku – Kosovare Asllani

player_01

Droga mi nie straszna – śpiewał swego czasu tytułowy bohater musicalu Herkules. I dokładnie te same słowa mogłaby spokojnie zanucić sobie nasza dzisiejsza bohaterka, gdyż to właśnie mocno kręte ścieżki sportowej kariery zaprowadziły ją na sam szczyt szwedzkiego futbolu. Co warte podkreślenia, dotarła tam po raz pierwszy na kilka miesięcy przed swoimi 34. urodzinami, co jedynie potwierdza, jak pełna przeszkód i wyzwań była ta podróż. Ale jeśli ktoś miał takiemu zadaniu podołać, to bez wątpienia tą osobą jest właśnie Kosovare Asllani.

Choć dorastała w Kristianstad, krajowej publiczności przedstawiła się jako piłkarka Linköping. Klub z Östergötland na zawsze stał się zresztą dla niej swego rodzaju przystanią i choć w relacji tej nie brakowało dni mocno burzliwych, to piłkarka i klub później wiązali się ze sobą aż trzykrotnie. Jednak to pierwszy pobyt w LFC okazał się w jej przypadku drogowskazem na dalszą część kariery. To właśnie wtedy poznaliśmy ją jako niepokorną nastolatkę, szybko obwołaną największym ofensywnym talentem, jakiego futbolowa Szwecja nie widziała od czasów Hanny Ljungberg. Kolejne lata to eksplozja formy na boiskach Damallsvenskan, spontaniczny wyjazd do USA i wreszcie ogromne rozczarowanie, gdy selekcjoner Thomas Dennerby podjął szokującą decyzję o pozostawieniu jej poza kadrą na niemiecki mundial. Wtedy wydawało się, że oto szansa na wywalczenie medalu najważniejszej piłkarskiej imprezy czterolecia właśnie wymknęła jej się z rąk, ale Kosse ani myślała się załamywać i dokładnie osiem lat później, na boiskach Francji, sama sobie ten medal wydarła. I to w stylu absolutnie wyjątkowym, bo w roli zdecydowanie najważniejszej zawodniczki w talii Petera Gerhardssona. I kto wie, czy to właśnie ta historia nie jest najlepszym możliwym podsumowaniem jej dotychczasowej kariery, która w dużej części polegała na podążaniu za kolejnymi celami. Wśód nich nie brakowało oczywiście takich, które długimi momentami wydawały się odległe, ale koniec końców z reguły znajdowały się w jej zasięgu.

Nie inaczej wyglądał w jej wykonaniu miniony rok. Wszystko zaczęło się w Madrycie, gdzie nie grała dużo, a większość czasu zabierało jej zmaganie się z problemami zdrowotnymi. I to zarówno tymi natury typowo sportowej, jak i nawracającymi infekcjami wirusowymi. Latem zamieniła hiszpańską stolicę na Mediolan i w nowej, nieoczywistej dla siebie lidze znów przedstawiła się kibicom w wielkim stylu, a wybór do najlepszej jedenastki rundy jesiennej był w jej przypadku wyłącznie formalnością. Do tego dochodzi jeszcze kadra, w której za kadencji Petera Gerhardssona dokonuje rzeczy wprost niebywałych. I naprawdę aż trudno uwierzyć, że to ta sama piłkarka, która przez poprzednich selekcjonerów była bezładnie rzucana po wielu pozycjach na boisku. To jej gol przyklepał nam awans na przyszłoroczny mundial, to jej akcja dała nam sensacyjne prowadzenie na boisku w Kordobie, wreszcie to jej postawa poprowadziła nas aż do półfinału trudnego i wymagającego EURO. I nie ma najmniejszego przypadku w tym, że pod nieobecność Caroline Seger to właśnie na jej ramieniu znalazła się kapitańska opaska. Bo dziś Kosovare Asllani to już nie niepokorna napastniczka, a liderka z prawdziwego zdarzenia. A do tego ofensywna pomocniczka, najlepiej czująca się u boku Stiny Blackstenius, Liny Hurtig, czy Fridoliny Rolfö. I jeśli marzy nam się jakikolwiek sukces na boiskach Australii i Nowej Zelandii, to najwyższy czas zakrzyknąć głośno: Kosse, prowadź!

player_02

Stina Blackstenius – kolejne z cudownych dzieci szwedzkiej piłki, które niezwykle długo czekało na realizację niemałego przecież potencjału. O sportowo-mentalnych perturbacjach w Montpellier 26-latka zdążyła już jednak na dobre zapomnieć, a okres spędzony w Linköping i Göteborgu pozwolił jej na nowo uwierzyć w siebie i swoją grę. Zwieńczeniem tego procesu był transfer do Arsenalu i to właśnie w północnym Londynie jej gwiazda rozbłysła wreszcie pełnią blasku, choć do pełni szczęścia brakuje jeszcze nieco lepszej skuteczności. W kadrze jest niepodważalnym pierwszym wyborem na pozycji numer dziewięć, choć za kadencji obecnego selekcjonera jej rola na boisku uległa wyraźnej zmianie, rzecz jasna z korzyścią dla wszystkich zainteresowanych. No, może z wyjątkiem rywalek szwedzkiej reprezentacji.

Magdalena Eriksson – to nie był jej najlepszy rok na boiskach FA WSL, a i tak na koniec rozgrywek znalazła się wśród kandydatek do jedenastki sezonu. I chyba ten jeden fakt mówi nam w zasadzie wszystko o jej sportowej klasie. Kapitanka Chelsea, jedna z ulubionych piłkarek Emmy Hayes, w niebieskiej części Londynu nie znajdzie się zapewne nawet jedna osoba, która wyobrażałaby sobie defensywę The Blues bez szwedzkiej stoperki. Pytanie tylko, co na ten temat sądzi sama zainteresowana, gdyż jej obecny kontrakt z mistrzem Anglii wygasa z końcem czerwca. W kadrze także miewała momenty lepsze i gorsze, ale chociażby w otwierającym EURO meczu z Holandią pokazała jak wysoko znajduje się jej sufit. A że nader często do niego doskakuje, to jedną z najbardziej newralgicznych stref boiska mamy raczej względnie zabezpieczoną.

Amanda Ilestedt – pamiętacie jeszcze czasy, gdy ochoczo tworzyliśmy alternatywną rzeczywistość, gdzie właśnie Ilestedt razem z Malin Levenstad miały stworzyć duet stoperek, który w kadrze na dobre zluzuje Nillę Fischer i Lindę Sembrant? Cóż, akurat ten scenariusz nigdy się nie zmaterializował, ale przynajmniej jedna z wymienionych ostatecznie stała się niezwykle istotnym punktem reprezentacji Szwecji. Droga do szczęścia wiodła przez Poczdam i Monachium, ale to paryska wiosna 2022 była jak dotąd zdecydowanie najbardziej efektownym czasem w jej karierze. Pewna w klubie, pewna w kadrze, jej wartość dodaną stanowią kapitalne statystyki przy stałych fragmentach i to pod obiema bramkami, o czym boleśnie przekonało się już naprawdę wielu nieszczęśników.

Fridolina Rolfö – ubiegłoroczna zwyciężczyni tym razem musi zadowolić się lokatą w finałowej piątce. W takiej stawce to jednak wciąż olbrzymie wyróżnienie, a fakt, że to właśnie pod jej adresem wygłaszanych było wiele krytycznych uwag podczas EURO pokazuje, jak wiele się od niej wymaga. Bo jej gra na angielskich boiskach wcale nie wyglądała przecież źle. Na taki status była piłkarka miedzy innymi Jitexu i Linköping zapracowała sobie jednak sama, a w kolejnych miesiącach poprzeczka wcale nie zostanie zawieszona niżej. Bo jeśli na co dzień jest się jednym z najważniejszych trybików katalońskiej maszynki do pięknego i efektownego wygrywania, to jakiekolwiek dodatkowe rekomendacje są tu zbędne. A warto nadmienić, że mówimy tu o zawodniczce, która podczas pobytu w Barcelonie do swoich największych atutów dołożyła jeszcze wszechstronność. No i precyzyjne dośrodkowania z bocznych sektorów.

Odkrycie roku – Hanna Wijk

newcomer_01

Pierwsza pozytywna informacja jest taka, że akurat w tej kategorii mieliśmy w tym roku dwie bardzo poważne kandydatki do głównej nagrody, a ostatnimi czasy nie było to bynajmniej regułą. Co więcej, wybór którejkolwiek z nich w stu procentach by się obronił, a argumenty przemawiające na korzyść jednej lub drugiej są w zasadzie wyłącznie subiektywne. Obie prezentowały bowiem stabilną, wysoką formę i pomimo młodego wieku stanowiły o sile zespołów walczących na ligowych boiskach o najwyższe laury. Wskazanie na młodszą i nieco bardziej defensywną Wijk jest pokłosiem tego, co miało miejsce we wrześniu, kiedy to osiemnastoletnia wahadłowa z Lerum wzbiła się na taki poziom, że szybko stała się jedną z głównych pretendentek do tytułu zawodniczki miesiąca w Damallsvenskan. Do tego wszystkiego doszły jeszcze bardzo przyzwoite występy na tle giganta z Paryża w dwumeczu, który bynajmniej nie przyniósł sympatykom Häcken wstydu. Co ciekawe, piłkarka ta była jedną z największych beneficjentek roszady na stanowisku pierwszego trenera Os z Hisingen. Za kadencji Matsa Grena grywała ogony, ale Robert Vilahamn postawił na nią od razu i zdecydowanie, choć początkowo dzieliła jeszcze plac z Molly Johansson. Za otrzymane zaufanie odwdzięczyła się zresztą w najlepszy możliwy sposób i nie ma przypadku w tym, że na przestrzeni dwunastu miesięcy z zawodniczki końca rotacji stała się piłkarką zapraszaną na zgrupowania kadry Petera Gerhardssona. A nie brakuje i takich, którzy mają do selekcjonera żal, że Wijk w dorosłej reprezentacji Szwecji jeszcze nie zadebiutowała. Na wszystko przyjdzie jednak czas i jeśli tylko kolejne miesiące będą wyglądać w jej wykonaniu równie efektownie, to latem przyszłego roku może czekać ją całkiem ciekawie zapowiadająca się podróż na Antypody.

newcomer_02

Anna Sandberg – niezwykle zadziorna i konfrontacyjna, ale ten boiskowy charakter póki co tylko pomaga jej w błyskawicznym przeskakiwaniu kolejnych szczebli kariery. Bezbłędnie poradziła sobie z presją debiutu w Damallsvenskan, szybko przedarła się do wyjściowej jedenastki Örebro, a po transferze do Häcken nie tylko nie zniknęła z radaru, ale dodatkowo wysłała byłą przecież reprezentantkę kraju Lottę Ökvist na zesłanie do Eskilstuny. A to dopiero początek, gdyż 19-letnia Sandberg wciąż chce sięgać wyżej i wyżej. Cóż, wszyscy jakoś nie mamy żadnych wątpliwości, że z takim nastawieniem to się po prostu musi udać!

Matilda Vinberg – gdy masz niespełna dziewiętnaście lat, a w drużynie klubowej rywalizujesz o miejsce w składzie z takimi nazwiskami jak Hasund, Jansson, Folkesson, Kellond-Knight, czy Cooney-Cross, istnieją tak naprawdę dwa wyjścia. Albo pokażesz charakter, albo na dłuższy czas oddalisz się od regularnych występów. Nasza bohaterka zdecydowanie postawiła na opcję numer jeden i nie tylko nie przestraszyła się konkurencji, ale z upływem czasu stała się liderką drugiej linii Hammarby i zawodniczką, od której trener Pinones-Arce tak naprawdę rozpoczynał zestawianie wyjściowej jedenastki. Listopadowy debiut w kadrze był jedynie potwierdzeniem tego, że za Matildą Vinberg absolutnie wyjątkowy czas!

Trener roku – Jonas Eidevall

coach_01

Charyzmatyczny, niepodrabialny, jedyny w swoim rodzaju. Konferencje z jego udziałem bywają dla przedstawicieli mediów bardzo trudne, szczególnie jeśli ktoś akurat niekoniecznie posiadł umiejętność rozumienia nordyckiego humoru. Podczas swojego pobytu w Anglii szczególnie podpadł sympatykom Manchesteru United, a niektórzy z nich do dziś wygwizdują go przy każdej możliwej okazji. Z drugiej jednak strony, mało który menedżer do tego stopnia potrafi zdejmować presję ze swoich zawodniczek, a całą uwagę – nierzadko poprzez kreowanie sztucznych kontrowersji – kierować na siebie. Ta nominacja to jednak nie wynik umiejętności interpersonalnych (choć i one nie są tu całkowicie bez znaczenia), a broniących go wyników. Bo choć w teorii nie wywalczył w ostatnich dwunastu miesiącach z Arsenalem żadnego trofeum, to jednak obok pewnych faktów nie da się przejść obojętnie. Mistrzostwo kraju przegrane z gwiazdorską Chelsea o zaledwie jeden punkt (ech, gdyby nie ta porażka w Birmingham!), awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzyń jako jedyny przedstawiciel angielskiej ekstraklasy, czy wreszcie jesienne 5-1 w Lyonie to wyniki zdecydowanie robiące wrażenie. I nawet jeśli po świetnym starcie kolejnej ligowej kampanii w północnym Londynie znów włączyli coroczny, zimowy motyw wpędzania się w kłopoty (domowe 2-3 z Manchesterem United), to nie da się zaprzeczyć, że szwedzki menedżer raz jeszcze powalczy wiosną o najwyższe laury na wszystkich frontach. A tego faktu nie sposób nie nagrodzić.

coach_02

Andrée Jeglertz – doświadczony trener powrócił do kraju zza Atlantyku i od razu podjął się cokolwiek niełatwej misji. Doprowadzenie zespołu z Linköping na ligowe podium było zadaniem o tyle trudnym, że zespół ten jak żaden inny potrafił gubić punkty w najmniej wytłumaczalnych okolicznościach. Pod wodzą Jeglertza prawidłowość ta odmieniła się jednak o sto osiemdziesiąt stopni, a wyjazdowe zwycięstwa nad Djurgården, Vittsjö i Hammarby były dowodem postępu, jaki stał się udziałem piłkarek LFC pod wodzą nowego szkoleniowca. Jedyna poważniejsza wpadka przytrafiła się w zasadzie na koniec sezonu z Kalmarem, ale niech będzie to po prostu zastrzykiem dodatkowej motywacji na kolejny, wcale nie łatwiejszy sezon.

Pablo Pinones-Arce – Chilijczyk z pochodzenia, ale jego serce jest w stu procentach zielono-białe. W Södermalm zasłynął przede wszystkim odważnymi decyzjami taktycznymi, nierzadko podejmowanymi na bieżąco w trakcie meczu. To właśnie z tego powodu rywalki Hammarby nieustannie muszą mieć się na baczności. Jak mało kto potrafi zarazić wszystkich wokół optymizmem, a niektóre z jego odpowiedzi już przeszły do kanonu szwedzkiej piłki. Ot, na przykład zapytany o to, jak wielkim wyzwaniem jest gra na przestrzeni kilkunastu dni przeciwko Roengård i Häcken, ze spokojem odparł: Rozumiem, że macie na myśli wyzwanie dla nich.

Progres roku – Fanny Andersson

progress_01

Suche liczby (dwa gole, dwie asysty) nie mówią nam wiele o tym, jak wielki jest wpływ 27-letniej pomocniczki na postawę drużyny z Piteå. Ale już obejrzenie choćby jednego meczu drużyny prowadzonej przez Stellana Carlssona wystarczy, aby zrozumieć, że obecność Andersson na boisku dodaje drugiej linii z Norrbotten przynajmniej pięćdziesiąt procent do jakości zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Przekonaliśmy się o tym zresztą pod koniec sezonu, kiedy to klub z dalekiej Północy najpierw nieoczekiwanie najdłużej zachowywał status niepokonanego w rundzie jesiennej, a następnie – już pod nieobecność swojej liderki – zaplątał się z kolei w serię meczów bez zwycięstwa. Nic więc dziwnego, że na trybunach, a także w programach publicystycznych coraz głośniej zaczął pojawiać się temat występów Fanny Andersson w reprezentacji, bo czysto sportowo wybór ten absolutnie by się obronił. Pytanie tylko, jaką wizję ma w tej kwestii selekcjoner, który swoimi dotychczasowymi decyzjami daje jasny sygnał, że przed mundialem nie powinniśmy spodziewać się w kadrze personalnych rewolucji.

progress_02

Stina Lennartsson – wszyscy doskonale pamiętamy przeraźliwy krzyk, którym grająca jeszcze w barwach Växjö piłkarka oznajmiła światu, że oto właśnie doznała bardzo poważnej kontuzji. Powrót na boisko okazał się procesem długim i niełatwym, ale raz jeszcze okazało się, że cierpliwość i konsekwencja na koniec prowadzą do celu. A droga była niełatwa i wiodła przez przeprowadzkę do Linköping, a także zmianę boiskowej roli. Dziś można odnieść wrażenie, że gra na prawym wahadle od zawsze była jej powołaniem, a sportowe walory 25-latki dostrzegł nawet selekcjoner Gerhardsson, włączając ją do szerokiej kadry na październikowe zgrupowanie.

Paulina Nyström – o Eskilstunie mówiło się ostatnimi czasy albo źle, albo wcale, ale ta prawidłowość absolutnie nie dotyczy Pauliny Nyström. Zamiana teoretycznej stabilizacji w Vittsjö na niepewną przyszłość na Tunavallen była swego czasu szeroko komentowana, ale 22-letnia napastniczka najwyraźniej od początku doskonale wiedziała, co robi. I po kilkumiesięcznym okresie aklimatyzacji wystrzeliła z formą tak, że raz po raz zgłaszała swój akces do jedenastki kolejki. A przy tym kompletnie nie robiło jej różnicy, czy ma akurat zagrać przeciwko jednemu z beniaminków, czy przeciwko potentatkom z Hisingen. Dziękujemy i prosimy o więcej, oczywiście już w nowych barwach!

Drużyna roku – Reprezentacja A

team_01

Nie ma sensu się oszukiwać: rok 2022 nie był w wykonaniu kadry Petera Gerhardssona aż tak udany jak poprzedni. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że akurat w tym przypadku poprzeczka wisiała na takiej wysokości, że sam Armand Duplantis popatrzyłby na nią z szacunkiem. I nawet jeśli pod względem gry szwedzka kadra nie była może trzecią najlepszą drużyną angielskiego EURO, to nie sposób nie docenić faktu, że trzecia wielka impreza pod wodzą obecnego selekcjonera przyniosła nam trzeci kolejny awans do strefy medalowej. I coś mocno podpowiada nam, że – delikatnie mówiąc – w najbliższych latach tego typu serie nie będą raczej codziennością. Co równie istotne, ten sukces udało się osiągnąć w warunkach, w których wcale nie dysponujemy żadną złotą generacją, a kolejne młode talenty ani trochę nie szturmują drzwiami i oknami reprezentacyjnych bram. Wynik ponad stan? Być może, ale w takim razie tym bardziej warto to docenić. Tym bardziej, że szeroko pojęta światowa czołówka jest obecnie zdecydowanie bardziej wyrównana niż kiedykolwiek wcześniej, a o powtarzalność na tak wyśrubowanym poziomie jest zwyczajnie coraz trudniej.

Osiem zwycięstw, cztery remisy i dwie porażki, na dodatek obie w stosunku 0-4 – sam bilans szwedzkiej kadry w obecnym roku kalendarzowym nie jest może szczególnie wybitny. Tym bardziej, że potknięcia przytrafiały się nam w starciach z niżej notowanymi zespołami (Włochy, Irlandia), a i do stylu niektórych zwycięstw można byłoby mieć zastrzeżenia. Tak naprawdę przez długi czas jedynym naprawdę jasnym punktem tegorocznego terminarza była wyjazdowa wiktoria nad Finlandią, ale później przyszedł październik i cztery dni, które na dobre rozstrzygnęły kwestię tego wyróżnienia. Zaczęło się od niemal perfekcyjnych dwudziestu minut w Kordobie, a skończyło na cudownym koncercie przeciwko Francji, przy akompaniamencie coraz bardziej rozentuzjazmowanego Gamla Ullevi. Chwil takiej radości nie dał nam ostatnio żaden inny szwedzki zespół, co chyba dobitnie i ostatecznie wyjaśnia temat.

team_02

Linköping – absolutna rewelacja tegorocznych rozgrywek Damallsvenskan. Trzykrotne mistrzynie kraju wróciły na ligowe podium w sezonie, kiedy tak naprawdę mało kto tego od nich oczekiwał. Fenomenalna postawa Olgi Ahtinen, kliniczna precyzja Amalie Vangsgaard i japońska fantazja duetu Momiki – Takarada poprowadziły ekipę z Östergötland w kierunku w pełni zasłużonych medali. Do pełni szczęścia zabrakło jedynie nieco skuteczniejszej postawy w bezpośrednich starciach z topowymi rywalkami; z sześciu podejść aż pięć zakończyło się porażkami LFC.

Rosengård – pierwszy od trzynastu lat dublet (mistrzostwo + puchar) ma oczywiście swoją wymowę. Podobnie jak postawa w każdym z trzech meczów przeciwko Häcken, kiedy to mocno zmotywowane zawodniczki z Malmö wyraźnie pokazały, kto w tym roku jest numerem jeden w szwedzkiej piłce klubowej. A warto przypomnieć, że przed decydującymi momentami próby los nie był dla ekipy ze Skanii przesadnie łaskawy. Całe wrażenie psuje jednak wyraźnie słabsza druga połowa jesieni, kompletne fiasko w Europie (jedno zwycięstwo w ośmiu meczach) i cokolwiek chaotyczna polityka taktyczno-transferowa.