AIK i Hammarby – witamy!

aikjubel1

AIK świętuje powrót do Damallsvenskan po pięcioletniej przerwie (Fot. Bildbyrån)

Dokładnie rok temu zastanawialiśmy się, czy sezon 2020 nie okaże się pierwszym, w którym w najwyższej piłkarskiej klasie rozgrywkowej w Szwecji zabraknie choćby jednego klubu ze Sztokholmu. Minęło dwanaście miesięcy i wielce prawdopodobna stała się perspektywa Damallsvenskan 2021 z udziałem aż trzech ekip ze stolicy. Mając na uwadze wyłącznie czynniki demograficzne, awans AIK oraz Hammarby do krajowej elity należałoby przywitać z uśmiechem na ustach i otwartymi ramionami, wszak z oczywistych względów to właśnie w Sztokholmie wychowuje się najwięcej przyszłych gwiazd piłkarskich boisk. Tym bardziej, że mówimy tu o zespołach potrafiących pracować z młodzieżą, które po krótszym lub dłuższym niebycie wracają w poczet pierwszoligowców i dołożą wszelkich starań, aby tym razem pobyt w najwyższej klasie rozgrywkowej okazał się czymś więcej niż wyłącznie krótkim epizodem. Uwaga ta tyczy się w szczególności AIK, który w minionej dekadzie nie bez przyczyny nazywany był klubem zbyt słabym na Damallsvenskan, a jednocześnie zbyt silnym na Elitettan.

Tabela mogłaby sugerować, że wywalczenie awansu do krajowej elity była dla podopiecznych Caroline Sjöblom formalnością, ale rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej. I to pomimo faktu, że już na otwarcie sezonu zawodniczki grające na co dzień w żółto-czarnych strojach sensacyjnie rozbiły faworyzowane Hammarby aż 4-1. W kolejnych tygodniach robiło się jednak coraz trudniej, a symbolem poświęcenia włożonego przez AIK w tegoroczną kampanię niech będą chociażby dwa wyszarpane w iście heroicznym stylu zwycięstwa nad Morön. Dzięki mocnemu otwarciu udawało się oczywiście zachowywać względnie bezpieczną przewagę punktową nad grupą pościgową, ale w Solnej doskonale zdawali sobie sprawę, że cały czas trzeba mieć się na baczności, gdyż rywalki łatwo tego awansu nie odpuszczą. Zawodniczki ze stolicy z presją sobie jednak poradziły, a domowe zwycięstwo nad Bollstanäs oznaczało, że powrót do Damallsvsnakan po pięcioletniej banicji stał się faktem. Spory udział miała w tym między innymi pewnie krocząca po tytuł królowej strzelczyń Elitettan Adelisa Grabus, która w Sztokholmie całkowicie odbudowała się po nieudanych, również ze względu na nawracające problemy ze zdrowiem, próbach podboju pierwszej ligi. Strzałem w przysłowiową dziesiątkę okazało się ponadto zakontraktowanie dwóch Finek: Milla-Maj Majasaari gwarantowała stabilność na pozycji bramkarki, zaś sprowadzona już w trakcie sezonu Emma Santamäki na naszych oczach stała się niezwykle istotnym ogniwem formacji defensywnej. Zestaw ten, uzupełniany dodatkowo pokładami doświadczenia (Jenny Danielsson, Sara Nordin) i młodzieńczej fantazji (Rosa Kafaji, Piyatida Somkumpee), z zadania w postaci wywalczenia promocji do najwyższej klasy rozgrywkowej wywiązał się ostatecznie bez zarzutu, ale w Solnej mają świadomość, że rywalizacja na poziomie Damallsvenskan to już zupełnie inny poziom. A skoro tak, to możemy spodziewać się, że Anne Mäkinen będzie tej zimy niezwykle aktywnym graczem na rynku transferowym. Wydaje się bowiem, że w AIK wyciągnięto odpowiednie wnioski z zakończonego kompletną klapą sezonu 2015, a nikt dwukrotnie tych samych błędów powtarzać nie zamierza.

hammarby-klara-for-obos-damalssvenskan

Hammarby nie popełnia dwa razy tych samych błędów – w tym roku końcówka sezonu należała do Bajen (Fot. Hammarby IF)

Według wielu ekspertów, sezon 2020 miał być dla Hammarby przyjemnym spacerkiem w kierunku Damallsvenskan. Jakie więc musiało być zdziwienie wszelkich obserwatorów, gdy okazało się, że zamiast spodziewanego marszu po posypanych kwiatami alejkach w rytm triumfalnych fanfar, piłkarki Bajen zostały zmuszone do wyczerpującej, wysokogórskiej wspinaczki, podczas której nie brakowało jeszcze zastawianych przez kolejne rywalki pułapek. Koniec końców szczyt udało się zdobyć, ale szczególnie w początkowej fazie wyprawy były momenty, gdy powtórka koszmarnego scenariusza sprzed roku wydawała się nie tyle realna, co po prostu bardzo możliwa. I nie chodzi to nawet o derbową wpadkę z AIK, którą w Södermalm przyjęto jak jednorazowy falstart. Po niej przyszedł jednak mało przekonujący mecz z Kalmar, wyjazdowe wpadki w Borlänge oraz Sunne i domowy remis z Brommą. Potknięć i zmarnowanych szans na dołączenie do czołówki wydawało się być zbyt wiele, ale niemal perfekcyjna jesień, podczas której udało się z nawiązką odrobić wszystkie poniesione wcześniej starty, pozwoliła trenerowi Pablo Pinonesowi-Arce zameldować wykonanie zadania. Co ciekawe, pomimo obecności w kadrze Hammarby znaczącej liczby uznanych jak na warunki Elitettan nazwisk, kluczem do sukcesu okazał się kolektyw. Żaden awans nie byłby oczywiście możliwy bez szczelnej defensywy, więc nie może dziwić, że pierwsze indywidualne gratulacje składać będziemy na ręce liderki tej formacji Elsy Karlsson. Docenić warto również całoroczny wysiłek niezmordowanej Ellen Gibson, która grając na chyba najbardziej niewdzięcznej pozycji na boisku, wielokrotnie (jak najbardziej zresztą słusznie!) uznawana była za najlepszą zawodniczkę na placu. O to, aby wszystko zgadzało się również z przodu, skutecznie zadbały przede wszystkim Emma Jansson oraz Emilia Larsson, strzelając gole właśnie wtedy, gdy zespół tych trafień potrzebował. To znamienne, że nie wymieniliśmy podczas tej wyliczanki piłkarek, które przed sezonem najczęściej wskazywane były jako potencjalnie największe gwiazdy ligi, ale jeśli Dajan Hashemi w porę przypomni sobie, że nie tak dawno nazywano ją największym talentem europejskiej piłki, a Hanna Folkesson oraz June Pedersen nawiążą do najlepszych okresów swoich karier, to nawet w obecnym składzie personalnym Hammarby nie byłoby w rywalizacji z pierwszoligowcami całkiem pozbawione szans. Skądinąd wiemy jednak, że w Södermalm szykują się na stosunkowo intensywne okienko transferowe, w związku z czym z jeszcze większą ekscytacją wyczekujemy powrotu Bajen do najwyższej klasy rozgrywkowej. Pamiętając oczywiście, jak wielką sensacją były piłkarki w zielono-białych strojach, gdy poprzednio przyszło im występować w roli beniaminka.

20. kolejka – zapowiedź

hallavstand

Walka o najcenniejsze trofea przy zaostrzonym reżimie sanitarnym – oto rzeczywistość szwedzkiego futbolu jesienią 2020 (Fot. Bildbyrån)

Zapowiedź dwudziestej kolejki Damallsvenskan będzie o tyle wyjątkowa, że przyjrzymy się w niej nie tylko czekającym nas w najbliższy weekend meczom, ale również temu w jaki sposób ich rozstrzygnięcia mogą wpłynąć na końcowe rozstrzygnięcia sezonu 2020, do których to zbliżamy się wielkimi krokami. A sytuacja w tabeli na nieco ponad dwa tygodnie przed finiszem rozgrywek jest z jednej strony stosunkowo klarowna, z drugiej zaś – niebywale pogmatwana. Klarowna, ponieważ już od pewnego czasu obserwujemy trzy równolegle toczące się wyścigi o naprawdę niemałą stawkę. Zagmatwana, gdyż w każdym z nich układ sił tasuje nam się jak na typowym rollercoasterze, a liderzy raz po raz wymieniają się pozycjami z goniącymi.  Oczywiście, biorąc pod uwagę wyłącznie twarde, matematyczne wyliczenia, Uppsala wciąż może teoretycznie utrzymać się w lidze, a Kristianstad oraz Linköping cały czas zachowują szansę na sięgnięcie po mistrzowski tytuł. W praktyce jednak role zostały już raczej obsadzone i każdy doskonale zdaje sobie sprawę, w którym z wyścigów przyszło mu uczestniczyć. A skoro tak, to przyjrzyjmy się każdemu z nich z osobna i przeanalizujmy, gdzie mogą w połowie listopada polać się łzy szczęścia, a gdzie będą w tym samym czasie zastanawiać się co poszło nie tak.

01

Rozpocznijmy od tego, co najprzyjemniejsze, czyli od korespondencyjnej rywalizacji o najcenniejszy laur w szwedzkiej piłce klubowej. Na półmetku rozgrywek wydawało się, że w nieco bardziej uprzywilejowanej pozycji jest Göteborg, ale taktyczny triumf Jonasa Eidevalla w bezpośrednim starciu w połączeniu z porażką piłkarek z Västerbotten w Kristianstad kilka dni później sprawiły, że Puchar Księżniczki Wiktorii ponownie znalazł się bardzo blisko Malmö. Tym bardziej, że wydawało się, iż kwartet Larsson – Cankovic – Anvegård – Seger złapał właśnie formę życia, a w takiej sytuacji Rosengård sprawiał wrażenie maszyny absolutnie nie do zatrzymania. W związku z powyższym, domowy remis z beniaminkiem z Umeå został w stolicy Skanii przyjęty jak jednorazowa wpadka, ale gdy zwycięstwem nie udało się zakończyć także żadnego z trzech kolejnych ligowych spotkań (!), stało się jasne, że oto jesteśmy świadkami jednego z bardziej nieoczekiwanych zwrotów akcji w historii Damallsvenskan. Obecnie bowiem to znów Göteborg ma wszystkie karty w swoich rękach i choć niedawna strata punktów po bardzo przeciętnym zresztą meczu przeciwko Örebro mogła zasiać w sercach fanów KGFC nieco niepokoju, to nie mamy wątpliwości, że w Malmö oddaliby wiele, aby na tym etapie sezonu mieć dokładnie takie problemy.

Göteborg 45, Rosengård 41 – tak prezentuje się punktowy dorobek obu pretendentów do tytułu na trzy kolejki przed końcem ligowych zmagań. Nietrudno zatem policzyć, że dokładnie dwa zwycięskie mecze dzielą piłkarki znad Göty od historycznego sukcesu. W tych obliczeniach zakładamy oczywiście, że w Malmö limit jesiennych nieszczęść został już wyczerpany w całości i drużyna Jonasa Eidevalla zamknie sezon 2020 bez dodatkowych strat. Ten scenariusz wydaje się zresztą być całkiem prawdopodobny, gdyż meczem na przełamanie będzie dla zawodniczek Rosengård domowa konfrontacja ze zdegradowaną już w zasadzie Uppsalą. I nawet mając na uwadze, że Damallsvenskan nieprzypadkowo nazywana jest ligą cudów, niespodzianka w tym akurat starciu jest mniej więcej tak samo realna jak rychły koniec pandemii koronawirusa. Prawdopodobieństwo wystąpienia któregokolwiek z tych zdarzeń każdy może oczywiście oszacować we własnym zakresie. A co ewentualne trzy punkty dla zespołu ze stolicy Skanii oznaczać będą dla liderek z Göteborga? Mniej więcej tyle, że czekająca nas w najbliższy weekend dwudziesta seria spotkań może okazać się najbardziej kluczową dla losów mistrzowskiego wyścigu. Jeśli bowiem podopieczne Matsa Grena wywiozą ze Småland korzystny wynik (którym w tym przypadku będzie choćby i wyszarpane w bólach 1-0), to pozwoli im to zachować czteropunktową przewagę nad najgroźniejszymi rywalkami w sytuacji, gdy do zakończenia rozgrywek pozostawać będą zaledwie dwie kolejki. W praktyce będzie to oznaczać dwie swego rodzaju piłki mistrzowskie dla drużyny z Göteborga: pierwszą na arenie w Linköping i drugą na własnym boisku, przeciwko grającemu już wyłącznie o prestiż Vittsjö. Gdyby jednak zawodniczkom spod znaku KGFC w Växjö przytrafiło się potknięcie, w Skanii na nowo uwierzą, że jeszcze nie wszystko stracone, a w Göteborgu zrobi się bardziej nerwowo niż podczas przedsezonowych przepychanek transferowych o kontrakty Stiny Blackstenius i Brianne Folds. I nawet jeśli wydaje nam się, że obecne liderki Damallsvenskan są w rywalizacji z klubem ze Småland zdecydowanymi faworytkami, to nie zapominajmy, że na VISMA Arenie nikomu nie gra się łatwo. Ot, chociażby w sezonie 2019 zwyciężyć potrafił tam zaledwie jeden występujący w roli gościa zespół. Był nim … Göteborg, a łupem bramkowym podzieliły się wówczas Beata Kollmats oraz Pauline Hammarlund. Pierwsza z nich w niedzielę gola na pewno nie strzeli, ale na zachodnim wybrzeżu na pewno nie obraziliby się gdyby powtórzył się chociaż ubiegłoroczny wynik.

02

Płynnie przechodzimy zatem do rywalizacji o trzecie miejsce, w tym roku pożądane jeszcze bardziej niż dotychczas. To wszystko efekt przeprowadzonej przez UEFA reformy, dzięki której na chwilę obecną aż trzy szwedzkie kluby dostąpią w kolejnym sezonie zaszczytu walki o Ligę Mistrzyń. Oczywiście, dla drużyny z najniższego stopnia ligowego podium droga do najbardziej prestiżowych rozgrywek na kontynencie wieść będzie przez arcytrudne, trzystopniowe kwalifikacje, ale już sam fakt rywalizacji z ekipami pokroju PSG czy madryckiego Atletico jest niewątpliwie niezwykle atrakcyjną nagrodą za całoroczny trud rywalizacji na boiskach Damallsvenskan.

Kandydatów, podobnie zresztą jak w wyścigu o mistrzostwo, mamy dwóch, a jeden z nich – i tu kolejne podobieństwo – przystępuje do listopadowego maratonu ze zdecydowanie lepszej pozycji startowej. Mowa rzecz jasna o Kristianstad, gdzie marzenia o pucharowym debiucie z tygodnia na tydzień nabierają coraz wyraźniejszych kształtów. Jedno spojrzenie na terminarz mówi nam jednak wyraźnie, że dla zespołu prowadzonego od prawie dekady przez Elisabet Gunnarsdottir absolutnie kluczowym meczem będzie czekające nas już w najbliższą niedzielę derbowe starcie z Vittsjö. Jeśli Kristianstad wytrzyma niespotykaną dotąd presję, sięgając w nim po komplet punktów, piłkarki z północno-wschodniej Skanii udadzą się na przyszłotygodniowy wyjazd do Uppsali z bezpieczną przewagą nad Linköping. A to z kolei oznacza tyle, że z dużą dozą prawdopodobieństwa nawet ewentualna porażka w ostatniej serii spotkań nie odbierze im przynajmniej trzeciej lokaty w ligowej tabeli. Jeśli jednak odmienione latem Vittsjö pokusi się za kilkadziesiąt godzin o niespodziankę, a w rozgrywanym równolegle meczu Linköping poradzi sobie z Piteå, na miejscach numer trzy i cztery znów zacznie się kotłować i niewykluczone, że na najważniejsze odpowiedzi przyjdzie nam poczekać do ostatniej kolejki. Dla neutralnych kibiców byłby to oczywiście wymarzony scenariusz, ale w Kristianstad zapewne nie chcieliby fundować sobie w tym miejscu i czasie dodatkowych emocji.

03

I wreszcie bój najtrudniejszy, czyli walka o utrzymanie. Czynny udział weźmie w nim aż sześć drużyn, a jednej z nich już za nieco ponad dwa tygodnie przyjdzie przynajmniej na rok opuścić szeregi Damallsvenskan. Kto okaże się tym nieszczęśnikiem? Wyrokować nijak nie sposób, gdyż ostatnie wyniki sprawiły, że tabela na pozycjach od szóstej do jedenastej zrobiła się bardziej płaska niż ukształtowanie terenu w Danii i naprawdę nie da się jednoznacznie przewidzieć komu to przykre doświadczenie przypadnie ostatecznie w udziale. W najtrudniejszym położeniu wydają się być obie ekipy z Północy i to nie tylko ze względu na minimalną stratę punktową do reszty peletonu, ale również z uwagi na niełatwy terminarz. Ten wydaje się za to najbardziej sprzyjać drużynom z Eskilstuny i Sztokholmu, ale i one muszą mieć się cały czas na baczności. Wystarczy bowiem jedno niekorzystne dla nich rozstrzygnięcie i to one staną się nagle najpoważniejszymi kandydatami do spadku. Seria korzystnych wyników mocno poprawiła morale w Växjö, ale jeśli w listopadzie czekają cię mecze z Göteborgiem oraz Rosengård, to dla wszystkich jest całkowicie jasne, że z jakimkolwiek świętowaniem należy się wstrzymać, a zakupione w przypływie euforii szampany pozostawić póki co głęboko w lodówce. Z największym spokojem do jesiennej gry o pierwszą ligę podchodzić mogą chyba w Örebro, ale i tam zdają sobie sprawę, że aby być całkowicie spokojnym o swój los, trzeba zapunktować jeszcze przynajmniej w jednym meczu. Pierwsza ku temu okazja nadarzy się już jutro, gdy na Behrn Arenę zawita mocno zmotywowany i żądny rewanżu beniaminek z Umeå. To właśnie ten mecz, na równi z rywalizacją Eskilstuny z Djurgården, będzie w największym stopniu decydował o kształcie dolnej połowy tabeli po dwudziestu kolejkach. Możemy być jednak całkowicie pewni, że bez względu na to, kto będzie miał więcej powodów do zadowolenia w najbliższy weekend, rywalizacja o pozostanie w Damallsvenskan będzie otwarta jeszcze przez kolejne dwa tygodnie. I jako neutralni obserwatorzy znów możemy się z takiego obrotu spraw wyłącznie cieszyć, nie zazdroszcząc oczywiście kibicom bezpośrednio zaangażowanych w nią klubów


Zestaw par 20. kolejki:

omg20_01

omg20_02

omg20_03

omg20_04

omg20_05

omg20_06

Anglio, nadchodzimy!

caroline_seger_jubel

Kapitanka Caroline Seger poprowadziła szwedzką kadrę do awansu na kolejną wielką imprezę (Fot. Bildbyrån)

Wiosną 1984 piłkarska reprezentacja Szwecji wygrała swój jedyny jak dotąd wielki turniej w seniorskim futbolu. 38 lat i trzy miesiące później kadra prowadzona przed Petera Gerhardssona stanie przed szansą, aby raz jeszcze sięgnąć na angielskiej ziemi po tytuł najlepszej drużyny Europy. Dzisiejsze zwycięstwo nad Islandią oznacza bowiem tyle, że bez względu na wynik grudniowego meczu ze Słowacją, szwedzka kadra na kolejkę przed końcem eliminacji zapewniła sobie awans na EURO 2022, a przy okazji pierwsze miejsce w kwalifikacyjnej grupie F. Co jednak najważniejsze, sukces ten osiągnięty został w naprawdę niezłym stylu, który na pewien czas pozwoli nam zapomnieć o niedawnych męczarniach w Reykjaviku.

Kolejną dobrą informacją jest to, że w zaproponowanym dziś przez Petera Gerhardssona składzie bez zarzutu funkcjonował każdy element. Bardzo stabilnie między słupkami szwedzkiej bramki zaprezentowała się Jennifer Falk, choć przed meczem nie brakowało tych, którzy mieli poważne wątpliwości co do właśnie takiego wyboru selekcjonera. Golkiperka Göteborga rozwiała je jednak w najlepszy możliwy sposób, popełniając przez dziewięćdziesiąt minut gry zaledwie jeden drobny błąd, który zresztą sama błyskawicznie naprawiła. A o tym, jak wiele znaczy pewna bramkarka, mogą coś powiedzieć Islandki, którym Sandra Sigurdardottir niestety ewidentnie dziś nie pomagała, raz po raz wypluwając przed siebie futbolówkę nawet w pozornie łatwych sytuacjach. Wróćmy jednak do szwedzkiej kadry, a konkretniej do czwórki defensorek, które na murawie Gamla Ullevi odegrały przepiękny koncert gry obronnej. Magdalena Eriksson wygrywała niemal wszystkie ważne przebitki i wraz z Lindą Sembrant zbudowała na środku zaporę, której niesamowicie dynamiczna przecież Elin Metta Jensen nie potrafiła w żaden sposób sforsować. Defensorka Chelsea swoim występem dała kolejny argument, aby na koniec roku to właśnie w jej ręce powędrowała Diamentowa Piłka, ale przecież już w latach 2017 oraz 2019 Eriksson również w pełni zasługiwała na tę nagrodę. Do trzech razy sztuka? Niewykluczone, gdyż dokonania kapitanki Chelsea coraz częściej doceniane są także przez tak zwane media głównego nurtu. W tych ostatnich pierwszoplanowymi postaciami nie są jeszcze Jonna Andersson i Hanna Glas, ale obie boczne obrończynie jak najbardziej możemy dopisać do grona tych, które za mecz przeciwko Islandii powinny otrzymać najwyższe możliwe noty. W ich grze działało dziś wszystko; począwszy od zadań stricte defensywnych, dzięki czemu zdecydowanie bardziej bezbarwny niż przed miesiącem występ zanotowała chociażby Sveindis Jane Jonsdottir, a skończywszy na wzorowej współpracy ze skrzydłowymi, która raz po raz powodowała olbrzymi popłoch w islandzkich szeregach.

Pochwalną wyliczankę moglibyśmy kontynuować w najlepsze, bo przecież na przykład rozgrywająca dziś mecz numer 208 w reprezentacyjnej koszulce Caroline Seger całkowicie przyćmiła w środku pola islandzką gwiazdę Lyonu Sarę Björk Gunnarsdottir. Trudno powiedzieć, czy pomocniczkę Rosengård zachwyciłoby porównanie do odkurzacza, ale na murawie wyglądało to tak, że Seger bezbłędnie czyściła niemal każdą akcję zaczepną gości, skutecznie odbierając im resztki energii oraz chęci do gry. W podobnych superlatywach moglibyśmy pisać o partnerującej jej w drugiej linii Nathalie Björn, która do tego miała swój udział przy golu na 1-0. I nawet jeśli któraś ze Szwedek nie zagrała akurat meczu życia, jak chociażby Anna Anvegård, to i tak zdarzały się jej zagrania, po których ręce mimowolnie składały się do oklasków. W przypadku snajperki z Malmö było to między innymi prostopadłe podanie wykluczające z akcji trzy reprezentantki Islandii, po którym Sofia Jakobsson mogła podwyższyć wynik na 3-0. Wtedy gola zdobyć się nie udało, ale na szczęście w dwóch innych sytuacjach podopieczne Petera Gerhardssona znalazły sposób na pokonanie Sandry Sigurdardottir.

Trafienie numer jeden to 25. minuta i katastrofalny w skutkach błąd liderki islandzkiej defensywy Glodis Perli Viggosdottir. Stoperka Rosengård próbowała wybić piłkę po centrze Nathalie Björn, ale uczyniła to tak niefortunnie, że futbolówka spadła akurat tam, gdzie znajdowała się podłączająca się do akcji z prawego skrzydła Sofia Jakobsson. Piłkarka madryckiego Realu z nieoczekiwanego prezentu postanowiła skorzystać i w taki właśnie sposób po raz drugi wpisała się na listę strzelczyń w kluczowym meczu eliminacyjnym. Gol na 2-0 to już klasyczny kontratak, kolejna asysta do kolekcji Kosovare Asllani i przede wszystkim strzał marzeń Olivii Schough w samo okienko islandzkiej bramki. O ile w kilku poprzednich sytuacjach mieliśmy pełne prawo kwestionować postawę Sigurdardottir, o tyle wydaje się, że z wybronieniem bomby skrzydłowej Djurgården problem miałaby każda golkiperka świata. A sama Schough, po ostatnim gwizdku Francuzki Stephanie Frappart, była jedną z najszczęśliwszych osób na murawie Gamla Ullevi i nawet trudno się temu dziwić. Jeszcze kilka miesięcy temu zawodniczka sztokholmskiego klubu była przecież stosunkowo daleko nie tylko od wyjściowej jedenastki, ale w ogóle od kadry, a październikowe zgrupowanie i dwa naprawdę udane występy przeciwko Łotwie i Islandii sprawiły, że na dobre udało jej się powrócić do grona walczących o miejsce w samolocie do Tokio. Nie możemy bowiem zapominać, że przed angielskim EURO czekają nas jeszcze Igrzyska w Japonii, na których także spróbujemy odegrać jakąś bardziej znaczącą rolę. Na zastanawianie się nad czekającymi nas wielkimi imprezami przyjdzie jednak jeszcze czas, a póki co warto przynajmniej jeden dzień podelektować się odniesionym w naprawdę dobrym stylu zwycięstwem. I choć awans był oczywistym obowiązkiem, to nie sposób zaprzeczyć, że akurat dziś mamy co świętować i żal byłoby z tej okazji nie skorzystać. 

Spacerkiem przez Łotwę

hammarlund

Pauline Hammarlund dwukrotnie pokonała łotewską bramkarkę (Fot. Bildbyrån)

Dokładnie o godzinie dziewiętnastej reprezentantki Łotwy pierwszym kopnięciem piłki rozpoczęły rywalizację na murawie Gamla Ullevi. Dokładnie 52 sekundy później podopieczne trenera Didzisa Matissa … przegrywały już 0-1, a futbolówka ponownie wróciła na środek boiska. Nie był to rzecz jasna rekordowo szybko zdobyty przez szwedzką kadrę gol, ale bez względu na okoliczności otwarcie wyniku już w pierwszej minucie gry zawsze budzi szacunek. Tym bardziej, że premierowe trafienie było efektem nie przypadkowej wybijanki, a naprawdę składnej, zespołowej kombinacji. Na prawym skrzydle doskonale znalazła się Olivia Schough, która bezbłędnie spostrzegła podłączającą się do akcji Hannę Glas, a defensorka monachijskiego Bayernu dośrodkowała spod linii końcowej wprost na głowę nabiegającej na dalszy słupek Liny Hurtig. Ta ostatnia, dzięki fenomenalnej antycypacji, znalazła się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, wobec czego skuteczne wykończenie akcji stało się wyłącznie formalnością. Jeśli jednak trafienie na 1-0 nazwalibyśmy efektownym, to przy drugim golu musielibyśmy poszukać jeszcze bardziej wyszukanych słów, aby opisać jego urodę. Na największe wyrazy uznania zasłużyła sobie oczywiście asysta Julii Zigiotti, po której Annie Anvegård właściwie nie wypadało już zmarnować tak dobrze rozpoczętej akcji. I trzeba przyznać, że liderka klasyfikacji strzelczyń Damallsvenskan z oczekiwań wywiązała się bez zarzutu, pokonując Sofię Nesterową pewnym, mierzonym strzałem. Nie zdążyliśmy jednak na dobre nacieszyć się perfekcyjną współpracą na linii Zigiotti – Anvegård, gdyż chwilę później na tablicy wyników było już 3-0, a swojego dziesiątego gola w reprezentacyjnej koszulce fetowała Olivia Schough. Nie minął nawet kwadrans, a mecz był już całkowicie rozstrzygnięty. Nas najbardziej cieszyło jednak to, że wszystkie trzy trafienia były konsekwencją płynnych, zespołowych akcji i choć rywalki przesadnie nie przeszkadzały w ich konstruowaniu (a raz nawet całkiem wydatnie pomogły), to warto pamiętać, że w pierwszym meczu z outsiderem grupy F trafialiśmy wyłącznie ze stałych fragmentów. Tak, tak, na Łotwie przez dziewięćdziesiąt minut nie potrafiliśmy wcisnąć choćby jednego gola z gry temu samemu rywalowi, którego w Göteborgu złamaliśmy w nieco ponad 50 sekund.

Jeśli jednak ktoś czekał na stałe fragmenty, to i one przełożyły się w końcu na poprawę wyniku. O to także nie było jednak przesadnie trudno, ponieważ rywalki notorycznie gubiły we własnym polu karnym krycie, skupiając więcej uwagi na piłce niż na mobilnych reprezentantkach Szwecji. A każdy, kto przynajmniej w minimalnym stopniu interesuje się futbolem, doskonale zdaje sobie sprawę z jak wielkim ryzykiem wiąże się odpuszczenie Nilli Fischer lub Magdaleny Eriksson w walce o górną piłkę. Swojego gola po rzucie rożnym dołożyła także Pauline Hammarlund, co szczególnie ucieszyło tych, którzy domagali się miejsca w wyjściowej jedenastce dla napastniczki Göteborga. Fani lidera szwedzkiej ekstraklasy mogli uśmiechnąć się jeszcze szerzej po przerwie, gdy okazało się, że ich najlepsza w obecnym sezonie snajperka na jednym trafieniu zatrzymywać się w żadnym razie nie zamierza, a na liście strzelczyń towarzystwa dotrzyma jej debiutująca dziś w kadrze A Filippa Curmark. Skoro jesteśmy już przy zawodniczkach KGFC to warto w tym miejscu nadmienić, że futbolówkę w łotewskiej bramce umieściła także Julia Zigiotti, ale jej celny strzał z dystansu nie poprawił naszej bramkowej zdobyczy, gdyż chwilę wcześniej włoska sędzia zdecydowała się przerwać grę z uwagi na kontuzję głowy jednej z piłkarek gości. I naprawdę szkoda, że tak się stało, gdyż akurat w tym meczu była zawodniczka stołecznego Hammarby na swojego gola zasłużyła jak mało kiedy.

Toczony w coraz wolniejszym tempie mecz zakończył się ostatecznie zwycięstwem szwedzkiej kadry w stosunku 7-0, choć w drugiej połowie obu drużynom bardzo dawał się we znaki coraz mocniej padający nad Göteborgiem deszcz. Bez względu na warunki atmosferyczne trzeba jednak podkreślić, że różnica klas między dwoma biegającymi po murawie Gamla Ullevi zespołami była wręcz kolosalna i gdyby oceniać z osobna każdą minutę rywalizacji, to w żadnej z nich Łotyszki nie prezentowały się lepiej. Trudno zatem oczekiwać, aby dzisiejsze zwycięstwo posłużyło nam przed wtorkiem jako jakikolwiek materiał poglądowy. Nie może jednak być inaczej, skoro defensywę możemy oceniać jedynie przez pryzmat kreowania ataków pozycyjnych, wyprowadzania piłki oraz ofensywnych stałych fragmentów, zaś Jennifer Falk prawdopodobnie najbardziej zmęczyła się śpiewając przed meczem hymn. W tym wszystkim szkoda jedynie tego, że z powodu urazu mięśniowego murawę jeszcze przed przerwą opuścić musiała Lina Hurtig, choć wciąż mamy nadzieję, że ta kontuzjogenna skądinąd zawodniczka włoskiego Juventusu już niebawem będzie ponownie gotowa do gry. Co ciekawe, blisko dokonania zmiany z konieczności były dziś także Łotyszki po tym, jak grająca na co dzień w islandzkim IBV Eliza Spruntule została znokautowana przez Pauline Hammarlund kopnięciem na wątrobę. Na szczęście, w tej sytuacji skończyło się wyłącznie na strachu.

7-0, 8-0, 7-0 – tak przedstawiają się domowe wyniki szwedzkiej kadry w eliminacjach do angielskiego EURO. W najbliższy wtorek czeka nas ostatni mecz na Gamla Ullevi podczas tej kampanii i nawet jeśli miło byłoby zakończyć kwalifikacje równie efektownym zwycięstwem, to nie zamierzamy się obrażać, jeśli po dobrym meczu podopieczne Petera Gerhardssona wygrają na przykład 1-0. Taki wynik oznaczałby bowiem tyle, że już za pięć dni moglibyśmy świętować awans na kolejną wielką imprezę. A przecież takich małych chwil radości potrzebujemy w tej niecodziennej rzeczywistości najbardziej. Poprzeczka w starciu z najgroźniejszym grupowym rywalem będzie rzecz jasna wisiała znacznie wyżej niż dziś, ale przecież ta kadra pokonywała już nie takie wysokości. I to w pierwszych próbach.

Cali przedłużyła emocje

kif

Piłkarki Örebro przywiozły z Göteborga w pełni zasłużony punkt (Fot. Rasmus Ohlsson)

Październik 2020 zdecydowanie nie jest na szwedzkich boiskach dobrym czasem dla liderek. Najpierw niespodziewany i kompletnie niewytłumaczalny kryzys dopadł kroczący dotąd od zwycięstwa do zwycięstwa Rosengård, a w ostatnich dniach do grona zespołów z problemami dołączył także Göteborg. W rywalizacji z mocno osłabionym przecież Örebro piłkarki Matsa Grena zaprezentowały się zdecydowanie poniżej oczekiwań i gdyby tylko przyjezdne lepiej ustawiły sobie celownik, to niewykluczone, że wyjechałyby z Valhalli z kompletem punktów. Na szczęście dla gospodyń, Jennifer Falk skapitulowała w sobotę tylko raz, gdy kapitalną wrzutkę Elli Pikkujämsä na równie efektownego gola zamieniła rekonwalescentka Cali Farquharson. W pozostałych sytuacjach zawodniczkom z Närke brakowało wyrachowania lub precyzji, w wyniku czego na przykład Karin Lundin nie wykorzystała idealnej okazji, aby mocno skomplikować swojemu byłemu klubowi końcówkę sezonu. Oczywiście, szansę rozstrzygnięcia meczu na swoją korzyść miał także Göteborg, jeszcze w doliczonym czasie gry piłkę meczową miała na głowie Natalia Kuikka, a trochę wcześniej słupek bramki gości obiła Filippa Angeldal, ale w niczym nie zmienia to faktu, że właśnie byliśmy świadkami zdecydowanie najsłabszego występu zawodniczek KGFC w sezonie 2020. I nawet jeśli nie jest to jeszcze powód, aby bić na alarm, to odpowiednie wnioski muszą zostać wyciągnięte, bo historyczna szansa zdobycia pierwszego mistrzostwa na 50-lecie istnienia klubu już nigdy się przecież nie powtórzy.

O to, aby w Göteborgu przez najbliższe dwa tygodnie mieli względny spokój, najbardziej zadbały piłkarki z Malmö. Jasne, derby to spotkania o specyficznym klimacie, ale czy gdy dowiedzieliśmy się, że Vittsjö przystąpi do batalii z jedenastokrotnymi mistrzyniami Szwecji bez chociażby Clary Markstedt, nie przeszło nam przez myśl, że teraz to Rosengård już na pewno musi się przełamać? Szybko okazało się jednak, że w futbolu aksjomatów jest stosunkowo niewiele i pomimo wymarzonego wręcz początku (już w trzeciej minucie Anna Anvegård zamieniła na gola wywalczony przez Mimmi Larsson rzut karny), czwarty raz z rzędu podopiecznym Jonasa Eidevalla nie udało się sięgnąć po pełną pulę. Strata punktów w Vittsjö okazała się tym bardziej bolesna, że wyrównujące trafienie w całości zrobiły gospodyniom byłe zawodniczki klubu ze stolicy Skanii. Z narożnika boiska dośrodkowała Ebba Wieder, a do siatki skierowała futbolówkę Mie Leth Jans. Dla duńskiej stoperki mecz przeciwko Rosengård okazał się szczególnie słodko-gorzki, gdyż niespełna kwadrans po zdobyciu gola na 1-1 musiała ona przedwcześnie opuścić plac gry. Od tej chwili duet środkowych defensorek w zespole Thomasa Mårtenssona stanowiły Sandra Adolfsson oraz Emma Pennsäter, którym przy wydatnej pomocy bramkarki Anke Preuss udało się dowieźć do końcowego gwizdka względnie korzystny rezultat. I choć Jelena Cankovic próbowała dosłownie wszystkiego, aby futbolówka przynajmniej jeszcze raz zatrzepotała w siatce Vittsjö, a piłkarkom z Malmö znów nie udało się dopiąć celu.

Ze zwycięskiej ścieżki nie zamierzają za to schodzić w Växjö. Klub, który jeszcze nie tak dawno zamykał ligową tabelę, kilka tygodni temu powrócił do zdecydowanie bardziej klasycznego ustawienia z czwórką defensorek, co okazało się prawdopodobnie najlepszą decyzją w trenerskiej karierze Marii Nilsson. W rywalizacji z beniaminkiem z Uppsali piłkarki ze Småland mogły pokusić się o znacznie bardziej efektowny rezultat, ale trafienia Signe Holt oraz najlepszej na boisku Amandy Johnsson Haahr pozwoliły im przynajmniej chwilowo na dobre zostawić w tyle strefę spadkową. A to wszystko pomimo faktu, że Växjö niezmiennie pozostaje zespołem z najmniejszą liczbą strzelonych goli w całej Damallsvenskan. Kolejne trzy punkty dopisał do swojego coraz bardziej imponującego dorobku także Linköping, pokonując na niełatwym przecież terenie w Sztokholmie stołeczne Djurgården. Kluczem do zwycięstwa ekipy z Östergötland okazały się niespotykana często na ligowych boiskach efektywność (tutaj największe słowa uznania warto skierować do Fridy Maanum), a także solidna niczym skała formacja defensywna, dowodzona przez niezastąpioną w tej roli Nillę Fischer. Paradoksalnie, nie można powiedzieć, że piłkarki Pierre’a Fondina rozegrały aż tak bezbarwny mecz, jak sugerowałby wynik, ale pomimo kilku naprawdę ciekawych pomysłów w ofensywie, ani razu nie udało im się znaleźć sposobu na pokonanie Cajsy Andersson.

I wreszcie dwa spotkania rozegrane w iście zimowej scenerii, które przypomniały nam o tym, jak bardzo wyjątkowy jest obecny sezon. Wszak w nieco bardziej spokojnej rzeczywistości, w tej chwili przymierzalibyśmy się właśnie do finiszu ligowych rozgrywek. Mamy jednak to, co mamy, w związku z czym na decydujące rozstrzygnięcia poczekamy sobie jeszcze miesiąc, a w Piteå gorąco (nomen omen!) wierzą, że nie okażą się one tragiczne dla zespołu Stellana Carlssona. Póki co, zawodniczki z Norrbotten zrobiły ważny krok w kierunku utrzymania, pokonując na własnym boisku Eskilstunę po golu niezastąpionej Madelen Janogy. Inna sprawa, że bramka ta jak najbardziej mogła nie zostać uznana, gdyż kilka sekund wcześniej faulowana we własnym polu bramkowym była golkiperka United Emelie Lundberg. Tym razem fortuna nieco szerzej uśmiechnęła się jednak do uczestniczek poprzedniej edycji Ligi Mistrzyń, dzięki czemu rywalizacja o pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej zapowiada się niezwykle smakowicie. Ze względu na niekorzystne warunki atmosferyczne, w niedzielę swojego meczu nie mogły natomiast rozegrać drużyny z Umeå i Kristianstad, które na zielonej (już nie białej!) murawie spotkały się ostatecznie dzień później. Efekt? Bezapelacyjne zwycięstwo gości, w wyniku którego z walki o bilety do piłkarskiej Europy definitywnie wypisało się Vittsjö.


19. kolejka w liczbach:

Gole: 14  (średnia 2.33 / mecz)

Rzuty karne: 1  (wykorzystany)

Żółte kartki: 10

Czerwone kartki: 2

Najszybszy gol: Anna Anvegård (Rosengård) – 3. minuta (vs. Vittsjö)

Najpóźniejszy gol: Amanda Johnsson Haahr (Växjö) – 86. minuta (vs. Uppsala)

Piłkarka kolejki: Nilla Fischer (Linköping)

Gol kolejki: Jutta Rantala (Kristianstad)


Komplet wyników:


Piłkarka kolejki:

lirare

Klasyfikacja strzelczyń:

skytte

Klasyfikacja asystentek:

assist

19. kolejka – zapowiedź

s

W Umeå mocno liczą na skuteczność Therese Simonsson (Fot. Bildbyrån)

Gdyby sezon 2020 był rozgrywany według pierwotnego regulaminu, to właśnie ostatnia październikowa kolejka przyniosłaby nam odpowiedzi na wszystkie najważniejsze pytania w szwedzkiej piłce klubowej. Od kilku miesięcy żyjemy jednak w zupełnie innej rzeczywistości, w której to na decydujące rozstrzygnięcia przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Jak długo? Jeżeli dane nam będzie doprowadzić rozgrywki do końca, to najpóźniej do 15. listopada. Nie oznacza to jednak, że w najbliższy weekend na boiskach Damallsvenskan zabraknie emocji, gdyż zdecydowana większość ekip doskonale zdaje sobie sprawę, o co obecnie toczy się gra. Trzy równoległe wyścigi o wielką stawkę z udziałem dziesięciu świadomych rangi każdego spotkania klubów to niewątpliwie przepis na pyszne, piłkarskie danie.

Jedną z drużyn, które stoją u progu największego w historii sukcesu, jest niewątpliwie walczący o prawo gry w kwalifikacjach przyszłorocznej Ligi Mistrzyń Kristianstad. W niedzielne popołudnie podopieczne Elisabet Gunnarsdottir spróbują wykonać kolejny krok ku marzeniom w starciu z beniaminkiem z Umeå. Zespół Roberta Bergströma, który w obecnym sezonie punktuje mocno nieregularnie, także ma jednak swoje cele i choć w Västerbotten na ligowe zwycięstwo czekają od 28. sierpnia, to mało komu w tym sezonie udało się skutecznie powstrzymać bramkostrzelną Therese Simonsson. Defensywę ze wschodniej Skanii niewątpliwie czeka więc niełatwe zadanie, ale skoro Maron, Barnes, Rybrink i spółka dopiero co podbiły Malmö, to możemy zakładać, że perspektywa rywalizacji z byłą snajperką stołecznego AIK specjalnie ich nie przeraża. Nieco większy niepokój w Kristianstad może natomiast powodować nadspodziewanie dobra postawa Linköping, które pomimo kolosalnych problemów kadrowych w ostatnim czasie nadzwyczaj konsekwentnie gromadzi ligowe punkty. Piłkarki Olofa Unogårda szczególnie upodobały sobie wygrywanie w najskromniejszym możliwym wymiarze (sześć zwycięstw w stosunku 1-0), ale jeśli w rywalizacji z Djurgården znów uda im się strzelić o jednego gola więcej od przeciwniczek, to w Östergötland z coraz większą śmiałością zaczną spoglądać w górę i będą mieli ku temu całkiem zasadne powody.

O zadziwiającej serii Rosengård można byłoby pisać eseje, a i tak na koniec wszystko sprowadziłoby się do skuteczności. A mówiąc bardziej konkretnie – do jej braku. Anna Anvegård i Mimmi Larsson walczą oczywiście o tytuł najlepszej strzelczyni Damallsvenskan w sezonie 2020, Jelena Cankovic ze stosunkowo bezpieczną przewagą lideruje klasyfikacji asystentek, ale gdyby w Malmö wykorzystywano przynajmniej połowę tych naprawdę klarownych sytuacji, to pozycja Rosengård w tabeli byłaby dziś zupełnie inna. Spoglądanie w przeszłość niewiele jednak zmieni, tym bardziej, że na horyzoncie już kolejne derbowe starcie, a te – jak doskonale wiemy – rządzą się własnymi prawami. W Vittsjö wciąż mają nadzieję na cud w postaci biletu do Europy, ale nawet jeśli na pucharowy debiut przyjdzie jeszcze trochę poczekać, to zwycięstwo nad utytułowanym, lokalnym rywalem również byłoby całkiem przyjemnym prezentem. Z takiego obrotu sprawy ucieszyliby się zresztą nie tylko kibice z Hässleholm i okolic, ale także ci z Göteborga. W mieście nad Götą koncentracja na każdym kolejnym meczu jest tak wielka, że niektóre piłkarki KGFC … nie zdawały sobie sprawy, że po potknięciach Rosengård lider wrócił już do Västerbotten. To pokazuje, jak wielka jest w obozie KGFC determinacja i że słowa o skupianiu się wyłącznie na najbliższym rywalu nie są w tym przypadku wyłącznie pustymi formułkami wypowiadanymi na potrzeby mediów. A to z kolei nie jest najlepszą informacją dla piłkarek Örebro, którym już jutro przyjdzie rozegrać na Valhalli mecz o ligowe punkty.

I wreszcie dwa starcia, które potencjalnie mogą odwrócić nam sytuację w dolnych rejonach tabeli. Uppsala kontra Växjö i Piteå kontra Eskilstuna. O ile obecność pierwszego z wymienionych meczów w tym akurat segmencie dziwić nie może, o tyle drugie zestawienie raczej nie jawiło się nam kilka miesięcy temu jako potyczka o pierwszoligowe być albo nie być. W dramatycznym położeniu znajdują się przede wszystkim piłkarki z Norrbotten, które wprawdzie cały czas mają swój los we własnych rękach, ale kolejna strata punktów może bardzo mocno skomplikować ich sytuację. Z drugiej jednak strony, na porażkę nie mogą pozwolić sobie także w Eskilstunie, gdzie listopadowa nerwówka jest chyba ostatnią rzeczą, jakiej władze klubu oczekiwałyby po tak absorbującym sezonie. Gdyby brać pod uwagę skuteczność i kreatywność, zdecydowanymi faworytkami tej batalii byłyby zawodniczki United, ale czy przed tak istotnym meczem warto w ogóle podpierać się jakimikolwiek statystykami? Historia uczy przecież, że w chwilach największej próby to nie one, a zupełnie inne czynniki, oddzielają ostatecznie zwyciężczynie od pokonanych.


Zestaw par 19. kolejki:

omg19_01

omg19_02

omg19_03

omg19_04

omg19_05

omg19_06