Zagrać, zwyciężyć, zapomnieć

Gdy po niespełna pięciu minutach aktualne mistrzynie Szwecji prowadziły z zamykającą ligową stawkę drużyną z Umeå różnicą dwóch goli, zaczęliśmy zastanawiać się, czy przypadkiem nie będziemy na Malmö IP świadkami bardzo bolesnego pogromu. Ostatecznie rekordowego zwycięstwa w sezonie podopiecznym Jacka Majgaarda odnieść się nie udało, ale zdecydowanie większa w tym zasługa samych piłkarek ze Skanii niż ich dzisiejszych rywalek. Momentami można było bowiem odnieść wrażenie, że zawodniczki Rosengård myślami są już przy czekających je w najbliższych dniach niezwykle istotnych pojedynkach w Kópavogur oraz Linköping.

Nie przeszkodziło to rzecz jasna ekipie z Malmö w strzeleniu przeciwniczkom z Umeå kilku bramek, gdyż starcie drużyn o tak różnych potencjałach po prostu nie miało prawa skończyć się inaczej. Gospodynie rozpoczęły od bardzo mocnego uderzenia i za sprawą Martens oraz Schelin błyskawicznie rozstrzygnęły losy zwycięstwa, a później cierpliwie czekały aż rywalki opadną z sił i będzie można je zwyczajnie dobić. Wprawdzie po świetnie rozegranym rzucie rożnym Rita Chikwelu zdobyła Anniną Wede kontaktowego gola, ale nawet gdyby gościom jakimś cudem udało się wyrównać (a okazje na to miały zarówno Hurtig, jak i Sandström), to chyba i tak nikt ani przez moment nie pomyślałby, że oto na Malmö IP możemy być świadkami sensacji. Kolejne trafienia dla Rosengård były po prostu kwestią czasu i – jak łatwo się domyślić – w końcu padły.

Sygnał do ponownego strzelania dała tradycyjnie Marta, która – oszczędzana na ważniejsze spotkania – tym razem rozpoczęła mecz na ławce rezerwowych. Wkrótce po wejściu na boisko Brazylijka przytomnie dobiła strzał Martens i piłkarki z Malmö prowadziły 3-1. Na listę strzelców, co powoli również staje się tradycją, wpisała się także grająca jak zwykle z wielkim poświęceniem Ella Masar, wykorzystując idealną centrę Liny Nilsson. Rozgrywająca jeden z lepszych sezonów w całej karierze (choć konsekwentnie pomijana przy okazji powołań do kadry) prawa defensorka Rosengård zapisała w ten sposób na swoim koncie już ósmą w tym roku asystę, ale trzeba uczciwie przyznać, iż ostatnie dwa kwadranse były doskonałą okazją, aby każda z piłkarek mistrza Szwecji nieco podreperowała swoje statystyki. Sztuka ta nie udała się w zasadzie jedynie Nataszy Andonowej, ale akurat Macedonka śrubuje aktualnie znacznie mniej chlubny rekord; od ostatniego gola strzelonego przez byłą napastniczkę Turbine Poczdam mijają właśnie trzy miesiące.

Podobnie jak w przypadku Rosengård, także i w Umeå dzisiejszy pojedynek był jedynie przygrywką do znacznie ważniejszych, październikowo-listopadowych spotkań. Walczącą o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej drużynę Daniela Doverlinda w najbliższych tygodniach czekają bowiem wyjazdy do Sunne i Kristianstad i najpewniej to właśnie w tych meczach rozstrzygnie się los siedmiokrotnych mistrzyń kraju. Paradoksalnie, dzisiejszy mecz mógł wlać w serca kibiców z Västerbotten nieco optymizmu, gdyż piłkarki z Umeå – dopóki starczyło im sił – prezentowały się o klasę lepiej niż chociażby podczas niedawnego wyjazdu do Vittsjö. Tyle tylko, że koniec sezonu coraz bliżej, a Umeå wciąż nie potrafi wystawić głowy ponad strefę spadkową. Margines błędu – i tak już niewielki – niebezpiecznie zbliżył się do zera.

18. kolejka – zapowiedź

Osiemnasta seria spotkań zostanie zainaugurowana za kilka godzin i już pierwszy z meczów okazuje się mieć niebagatelne znaczenie w kontekście walki o mistrzowski tytuł. W innej sytuacji z pewnością poświęcilibyśmy więcej miejsca dodatkowym smaczkom, jak na przykład kolejnemu starciu Marty z klubem, w którym tak naprawdę rozpoczęła się jej wielka kariera, ale dziś te wszystkie kwestie schodzą po prostu na dalszy plan. Dla klubu z Malmö ważne jest wyłącznie to, aby w rywalizacji z ekipą z Västerbotten wywalczyć trzy punkty i tym samym utrzymać kontakt z liderem z Linköping. Styl, jakość widowiska czy nazwiska strzelczyń goli są na ten moment absolutnie drugorzędne.

Jeśli Rosengård zgodnie z przewidywaniami upora się na własnym boisku z outsiderem, to presja znów przerzucona zostanie na drużynę Martina Sjögrena. Wprawdzie Linköping kroczy w lidze od zwycięstwa do zwycięstwa, ale ostatnie mecze ewidentnie pokazały, że dysponująca niezwykle wąską kadrą ekipa z Östergötland zaczyna wykazywać pierwsze oznaki zmęczenia. Czy właśnie w tym upatrują swojej szansy w Örebro? Bardzo możliwe, choć na Behrn Arenie raczej skupiają się na własnych problemach, których – jak doskonale wiemy – akurat w obecnym sezonie nie brakuje. Ewentualne zwycięstwo nad liderem oczywiście nieco osłodziłoby podopiecznym Martina Skogmana niezwykle gorzką jesień, ale na pewno nie będzie o nie łatwo.

Świadkami ciekawego widowiska możemy być także na Vittsjö IP, gdzie spotkają się dwie drużyny znajdujące się ewidentnie na fali wznoszącej. Gospodynie, po słabej rundzie wiosennej, w ostatnich tygodniach potrafiły urwać punkty nawet Rosengård, a rewelacyjny beniaminek z Dalarny dodatkowej rekomendacji chyba nie wymaga. Na inaugurację oba kluby po niezłym meczu podzieliły się punktami, choć zdecydowanie bliżej zwycięstwa były wówczas piłkarki z Borlänge. Czy podobnie będzie w sobotnie popołudnie?

Emocji nie powinno zabraknąć także w pozostałych spotkaniach. Na Valhalli Göteborg spróbuje przerwać serię czterech kolejnych porażek w starciu ze spisującym się bardzo słabo na wyjazdach Kristianstad, w stolicy Djurgården przetestuje Eskilstunę na kilka dni przed jej europejskim debiutem, a na dalekiej północy Piteå postara się zrewanżować Mallbacken za niespodziewaną (a patrząc z dzisiejszej perspektywy – wręcz sensacyjną) wiosenną porażkę 0-4. Każde z tych spotkań z pewnością będzie mieć swoją własną, niepowtarzalną historię, więc pozostaje jedynie życzyć niezwykle emocjonującego weekendu ze szwedzką piłką. O resztę zadbają jak zwykle same zawodniczki.

W Malmö już minus cztery

Środowy pojedynek na Valhalla IP raczej nie wprowadził nikogo na wyższy poziom wzruszeń, ale dla liderek z Linköping liczył się dziś nie styl, a zwycięstwo. Cel podopiecznym Martina Sjögrena udało się ostatecznie zrealizować i październik piłkarki LFC rozpoczną z czteropunktową przewagą nad swoimi najgroźniejszymi konkurentkami. W mieście nad Stångån takiej sytuacji na tym etapie sezonu nie przerabiali już bardzo dawno, a drugi w historii klubu mistrzowski tytuł – choć wciąż daleki – zaczyna jednak coraz wyraźniej majaczyć na horyzoncie.

Pierwsza od ponad siedmiu lat ligowa wygrana w Göteborgu nie przyszła zawodniczkom z Linköping łatwo, choć w pierwszej połowie osłabione brakiem kontuzjowanej Hammarlund gospodynie nie sprawiały wrażenia drużyny, która ma jakiś pomysł, aby zagrozić liderkom Damallsvenskan. Inna sprawa, że sytuacje pod bramką Jennifer Falk także dało się spokojnie policzyć na palcach jednej ręki a przewaga Linköping najbardziej widoczna była w statystyce posiadania piłki. Drużyna Martina Sjögrena, która chociażby w niedawnym pojedynku z Djurgården od pierwszych sekund rzuciła się na rywalki, tym razem przyjęła taktykę spokojnego rozgrywania futbolówki i cierpliwego wyczekiwania na błąd defensywy z Västergötland. Wybór ten okazał się o tyle skuteczny, że jedna z nielicznych bramkowych szans w pierwszej połowie przyniosła gościom upragnionego gola – zamieszanie w szesnastce Göteborga postanowiła zakończyć Stina Blackstenius i strzałem głową otworzyła wynik spotkania.

Po przerwie obudziły się w końcu piłkarki Stefana Rehna, które najprawdopodobniej doszły do wniosku, że grając przed własną publicznością (inna sprawa, że znacznie głośniejsza była zdecydowanie mniej liczna grupka sympatyków Linköping) wypada oddać choć jeden strzał. Sztuka ta udała się w 51. minucie i chyba wszyscy do tej pory zastanawiają się jakim cudem po uderzeniu Sary Lindén nie zrobiło się 1-1. Mająca w swoim dorobku dokładnie sto ekstraklasowych goli dla drużyny z Göteborga doświadczona napastniczka próbowała pokonać Cajsę Andersson z trzech metrów, ale golkiperka LFC zareagowała instynktownie i w sobie tylko znany sposób nie pozwoliła futbolówce przekroczyć całym obwodem linii bramkowej. Było to o tyle istotne, że chwilę później zamiast remisu zrobiło się 2-0 dla liderek; z lewego skrzydła dośrodkowała Minde, a nieczysto uderzona przez Harder piłka po rykoszecie od jednej z zawodniczek KGFC wtoczyła się do siatki miejscowych. W tym momencie prawdziwe emocje na Valhalli dopiero się jednak zaczynały, gdyż rozochocone udanym początkiem drugiej połowy zawodniczki z Göteborga absolutnie się nie zdeprymowały i, wychodząc z założenia, że i tak nie mają już zbyt wiele do stracenia, z jeszcze większą determinacją ruszyły w poszukiwaniu gola kontaktowego. Ich starania zostały nagrodzone po dziesięciu minutach, kiedy to akcję Persson i Lindén skutecznym strzałem sfinalizowała grająca bardzo dobry mecz Rubensson.

W ostatnim fragmencie meczu gospodynie spróbowały jeszcze mocniej przycisnąć, ale – podobnie jak w przypadku Linköping w pierwszej połowie – ich ataki pozycyjne nie przynosiły większych efektów. Groźnie pod bramką Andersson robiło się przede wszystkim po wrzutkach spod linii końcowej, ale golkiperka LFC akurat dziś w walce o górne piłki spisywała się całkowicie bezbłędnie. Po jednym z kontrataków, szansę na to, aby definitywnie rozstrzygnąć losy meczu miała jeszcze Harder, ale kapitanka duńskiej kadry przegrała pojedynek sam na sam z Jennifer Falk. Podopieczne Martina Sjögrena i tak nie maja jednak powodów do narzekań, gdyż skromne prowadzenie udało im się dowieźć do końcowego gwizdka i jeśli w najbliższą niedzielę uda się osiągnąć podobny rezultat w Örebro, to do najważniejszego meczu rundy będą w Linköping przystępować z pole position. Po czwartej kolejnej porażce znacznie mniej powodów do radości mają za to w Göteborgu, choć odmłodzoną drużynę Stefana Rehna na pewno należy pochwalić za ambitną postawę w drugiej połowie. Piłkarki z Västergötland kolejny raz potwierdziły, że w tej grupie zawodniczek drzemie niebywały potencjał i jeśli tylko uda się go właściwie spożytkować, to w największym mieście zachodniej Szwecji mogą szykować się na całkiem pomyślny okres.

linkopings-bobbed-7261676453

Fot. SvFF

Marta ratuje mistrza

Po sobotnim zwycięstwie Linköping, piłkarki FC Rosengård nie mogły sobie pozwolić na jakąkolwiek stratę punktów w derbach Skanii. Pojedynek na Vilans IP okazał się jednak zdecydowanie bardziej wyrównany niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, a o końcowym triumfie mistrzyń kraju przesądziły wyłącznie indywidualne umiejętności największych gwiazd drużyny z Malmö. Kolejny już raz prawdziwy popis równie efektownej, co efektywnej gry dała przede wszystkim znajdująca się ostatnio w wybornej dyspozycji Brazylijka Marta, która wysłała jasny sygnał, że rywalizacja o miano najlepszej piłkarki Damallsvenskan w sezonie 2016, podobnie zresztą jak kwestia mistrzowskiego tytułu, nie została jeszcze rozstrzygnięta.

Na pierwszy błysk geniuszu piłkarki uważanej przez wielu za najwybitniejszą w historii futbolu musieliśmy czekać zaledwie kilkaset sekund. Marta świetnie dostrzegła dobrze uwalniająca się spod krycia Ellę Masar, a była zawodniczka Houston Dash skorzystała z zaproszenia i półgórnym strzałem pokonała Stinę Petersen. Wbrew pozorom, szybko zdobyty przez faworytki gol wcale nie ustawił spotkania, a w kolejnych minutach byliśmy znacznie bliżej wyrównania niż kolejnych bramek dla Rosengård. W bramce gości doskonale spisywała się jednak Zecira Musovic, która świetną postawą przynajmniej dwukrotnie zapobiegła utracie gola przez ekipę z Malmö. Młodzieżowa reprezentantka Szwecji broniła niemal tak pewnie, jak w pamiętnym meczu z Wolfsburgiem, a jej efektowna parada po strzale Mii Carlsson z trzech metrów nawet w NWSL pretendowałaby do miana interwencji sezonu. Pomimo prowadzenia, gra Rosengård nie przekonywała nikogo aż do 65. minuty, kiedy to znów przypomniała o sobie Marta. Brazylijka najwyraźniej doszła do wniosku, że skoro ataki pozycyjne ewidentnie się nie kleją, to czas spróbować rozmontować defensywę Kristianstad w pojedynkę. Jak postanowiła, tak zrobiła, a zakończony celnym strzałem rajd podczas którego minęła kolejno siedem rywalek (!) powinien dziś rozpoczynać serwisy sportowe w każdym zakątku świata. Co godne podkreślenia, najpiękniejszy gol sezonu może okazać się ostatecznie również jednym z najważniejszych, gdyż zapewnił on ekipie z Malmö nie tylko wywalczone w wielkich męczarniach zwycięstwo nad Kristianstad, ale także zachowanie względnego kontaktu punktowego z liderem, który zaczyna niebezpiecznie odskakiwać. W ostatnich minutach szansę na zmniejszenie rozmiarów porażki miejscowych miała jeszcze Edgren, ale i jej nie udało się skierować futbolówki do siatki gości, w efekcie czego mecz, który mógł zakończyć się tak naprawdę każdym wynikiem, różnicą aż dwóch goli wygrały mistrzynie kraju.

******

Rywalizacja Göteborga z Eskilstuną nie ma wprawdzie przesadnie długiej historii (choć jak się okazuje absolutnie wystarczającą, aby na przykład we Francji nazwać ją klasykiem), ale dotychczasowe pojedynki tych drużyn zawsze dostarczały nam mnóstwo emocji. W niedzielne popołudnie obie ekipy postanowiły jednak spróbować czegoś zupełnie nowego i w miejsce rywalizacji o ligowe punkty zdecydowały się rozegrać … sparing. Trudno bowiem o lepsze słowo, aby określić to, co przyszło nam, a także obecnej na trybunach Pii Sundhage oglądać na murawie Valhalla IP.

Trudno jednoznacznie stwierdzić, czym naraziły się swoim koleżankom z pola obie bramkarki, ale ewidentnie było to coś na tyle poważnego, że dziś przez dziewięćdziesiąt minut musiały odkupywać swoje winy. Oczywiście kibice, szczególnie ci neutralni, nie mogli narzekać na nudę, ale jednak po raz ostatni tak radosny futbol oglądaliśmy przy okazji charytatywnego meczu z udziałem gwiazd telewizji. Dziś zresztą też w pewnym momencie zaczęliśmy się zastanawiać, czy aby na pewno za chwilę na murawie nie pojawią się Charlotte Perrelli czy Sarah Dawn Finer, gdyż to byłoby najbardziej odpowiednim podsumowaniem tego widowiska, ale ostatecznie obyło się bez gościnnych występów. Co do samego meczu, to po trzy punkty sięgnęła ostatecznie drużyna lepsza bardziej aktywna, choć wynik w okolicach 5-9 znacznie dokładniej odzwierciedlałby przebieg boiskowych wydarzeń. W ekipie gości szczególnie podobać mogły się autorka trzeciego gola Chloe Logarzo, a także Malin Diaz, która być może dzisiejszym występem załatwiła sobie powołanie na Iran i Norwegię. Nie zapominajmy jednak, że piłkarkom z przednich formacji grało się dziś o tyle łatwiej, że na Valhalli o defensywie nie pamiętał chyba nikt.