Piłka nożna – świętować nie można

1620938

Zdobywczynie pucharu wracają do ligowej rzeczywistości, a w niej już czeka bardzo niewygodny rywal (Fot. Bildbyrån)

Jeszcze w maju czekają nas wszystkie zaplanowane na wiosnę bezpośrednie starcia pomiędzy drużynami wielkiej trójki, ale choć pierwsze z nich odbędzie się dopiero za tydzień, to w najbliższy weekend ligowi potentaci także nie mogą bynajmniej liczyć na taryfę ulgową. Jako pierwsze na boisko wyjdą mistrzynie z Södermalm, które w derbowym boju zmierzą się z przeżywającym właśnie swój gwiezdny czas Djurgården i w tym zestawieniu spodziewać możemy się tak naprawdę wszystkiego oprócz… łatwego, lekkiego i przyjemnego zwycięstwa którejkolwiek ze stron. Szczególnie frapująco przedstawia się perspektywa walki o dominację w środku pola, do której z jednej strony stanie nieustraszony tercet Roddar – Joramo – Vallotto, z drugiej zaś zachwycające nas właściwie w każdym swoim występie od początku pucharowej fazy grupowej Therese Åsland oraz Nellie Lilja, w ostatnich tygodniach wzmocnione dodatkowo wsparciem nastoletniej rewelacji z Japonii Shimoni Koyamy. Zbliżone zarówno pod względem potencjału, jak i aktualnej dyspozycji, wydają się być także skrzydła obu stołecznych ekip, a pewnej przewagi Bajen upatrywalibyśmy chyba jedynie na dziewiątce (nawet wówczas, gdy Ellen Wangerheim wciąż ma status powracającej do regularnej gry rekonwalescentki, choć niezmiennie mamy nadzieję obejrzeć ją w nieco większym wymiarze) oraz na bokach defensywy. Czy ten czynnik okaże się w sobotnie popołudnie decydujący? A może szalę przechyli coś kompletnie innego, a my znów będziemy mogli przywoływać nieśmiertelny tekst o nieprzewidywalnych i rządzących się własnymi prawami derbach? Przekonamy się już za kilkadziesiąt godzin, ale ciekawie będzie na pewno.

Z nieco łatwiejszym zadaniem teoretycznie powinny mierzyć się zarówno liderki z Malmö, jak i wicemistrzynie z Hisingen, choć w obu przypadkach ewentualnej niespodzianki do końca wykluczyć także nie sposób. Problemem trapionych kontuzjami piłkarek Häcken może okazać się odpowiednia reakcja na trzeci z rzędu przegrany finał Pucharu Szwecji, który oznacza dokładnie tyle, że biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, do gabloty klubu z Västergötland trafił właśnie piąty z rzędu srebrny medal. Dla wielu konkurentek z Damallsvenskan byłoby to oczywiście nie lada osiągnięcie, ale na Bravida Arenie celują zdecydowanie wyżej i są to jak najbardziej uzasadnione ambicje. Tych ostatnich nie brakuje także zawodniczkom Rosengård, które niemal dokładnie rok temu zostały wręcz upokorzone w pierwszej połowie rywalizacji na Bilbörsen Arenie w Linköping, a ponieważ trzon zespołu ze stolicy Skanii pozostał ten sam, to żądza rewanżu wydaje się w tym przypadku wręcz naturalna. Tym razem to podopieczne trenera Kjetselberga mają po swojej stronie mityczne momentum, to one przewodzą ligowej stawce, grają zdecydowanie najpiękniejszy w kraju futbol, ale nasza dyscyplina sportu jak mało która potrafi uczyć pokory. I nawet jeśli LFC pod wodzą Rafaela Roldana nie potrafił odnieść w obecnym roku kalendarzowym ani jednego zwycięstwa nad pierwszoligowym rywalem (pomimo aż pięciu podjętych prób!), to dziewięćdziesiąt minut w jedno, majowe popołudnie jest w stanie zmienić naprawdę wiele. Transfer Yuki Momiki do angielskiego Leicester znacząco zachwiał oczywiście układem sił, ale to też nie jest tak, że Cornelia Kapocs z Cathinką Tandberg nagle zapomniały, jak strzela się gole. Obrończyniom Rosengård zalecamy zatem szczególną uwagę.

Jeszcze wczoraj głowy piłkarek, trenerów i kibiców z Piteå zajęte były tylko i wyłącznie celebrowaniem historycznego triumfu w Pucharze Szwecji, ale nieubłagalny, ligowy terminarz już puka w szybkę i prosi o atencję. Skoncentrowanie się na zwyczajnej konfrontacji z Kristianstad może okazać się jednak dla bohaterek z LF Areny zadaniem ponad siły, bo jak tu myśleć o skutecznym powstrzymaniu Hlin Eiriksdottir i spółki, skoro przed chwilą jedynym zajmującym uwagę tematem było śledzenie na żywo samochodowej podróży pucharu z Göteborga do Norrbotten, która to doczekała się na klubowej stronie oraz w mediach społecznościowych osobnej relacji (drużyna oczywiście wracała do domu samolotem). W Piteå doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli zespół nie zapląta się niepotrzebnie w walkę o utrzymanie, to plan maksimum na ten rok został już właściwie wykonany, a teraz można do niego jedynie po drodze dokładać kolejne mniejsze lub większe skalpy. I ta jednocześnie komfortowa i potencjalnie niebezpieczna perspektywa może okazać się dla drużyny trenera Carlssona zarówno przekleństwem, jak i wybawieniem. Czas pokaże, która z tych opcji okaże się bliższa prawdy, ale póki co największymi beneficjentkami tego zamieszania zupełnie nieoczekiwanie mogą okazać się piłkarki z Kristianstad, dla których ewentualne zwycięstwo na dalekiej Północy byłoby niczym przypływ tak bardzo potrzebnej w tym niełatwym czasie dobrej energii. Zdecydowanie więcej do przegrania niż do wygrania mają za to w najbliższy weekend zawodniczki z Norrköping oraz Växjö, które już jutro udadzą się na stadiony wciąż szukających premierowego zwycięstwa w tegorocznej kampanii beniaminków. Leidhammar, Andersson, Cato, Russell, Dupuy, czy Danielsson to nazwiska, które tej wiosny już zdążyły zapisać się w świadomości nawet tych nieco mniej zagorzałych kibiców, ale aby pójść jeszcze jeden szczebelek wyżej, do efektownych przebłysków trzeba byłoby dorzucić solidność i powtarzalność. Patrząc pod tym kątem, wyjazdy do Solnej oraz Trelleborga wydają się być wręcz wymarzonym testem, z którym to każdy aspirujący do miana pozytywnej niespodzianki sezonu zespół powinien sobie bez większych turbulencji poradzić. Nieco enigmatycznie zapowiada się za to potyczka na Behrn Arenie, gdzie hołdujące grze na zero z przodu Örebro podejmie wyznające zasadę, że na początku był chaos Vittsjö. I coś mówi nam, że jeśli ktoś się z tego wszechobecnego chaosu wyłowi, to w pierwszej kolejności będzie to Tanya Boychuk lub Molly Johansson.

md4

Drużyna od cudów znów to zrobiła

Fotboll, Svenska Cupen, Final, Häcken - Piteå

Niemożliwe (wciąż) nie istnieje – Puchar jedzie na Północ!! (Fot. Michael Erichsen)

Cztery do zera – dokładnie tak mógłby brzmieć wynik dzisiejszego finału Pucharu Szwecji po upływie dwóch kwadransów pierwszej połowy i nikt nie mógłby zgłaszać w tej sprawie szczególnych pretensji. No bo policzmy na spokojnie: zaczęło się od niepewnej interwencji Samanthy Murphy po strzale Anny Csiki, kiedy to futbolówka mogła polecieć w zasadzie wszędzie, później mieliśmy dwa fenomenalne, prostopadłe podania autorstwa odpowiednio Josefine Rybrink oraz Johanny Fossdalsy, po których to wyborne okazje marnowała Clarissa Larisey, a na koniec tej fazy meczu obramowanie bramki gościń obiła jeszcze aktywna jak zawsze Alice Bergström, próbując w ten sposób sfinalizować jeden z licznych, zespołowych wypadów zawodniczek z Hisingen prawym skrzydłem. Dominacja miejscowych nie podlegała więc dyskusji, ale – zupełnie jak przed kilkoma dniami – nijak nie przekładało się to na konkretne wpisy w tych najbardziej kluczowych rubrykach meczowego protokołu. A skoro nie udawało się gospodyniom, to szczęścia postanowiły wreszcie spróbować także podopieczne trenera Carlssona, wykorzystując do tego cokolwiek niefrasobliwą postawę eksperymentalnie zestawionego środka defensywy Häcken. Brylowała w tym przede wszystkim Anam Imo, która na tyle skutecznie uciekła całkowicie bezradnej Lisie Löwing, że ta ostatnia nie potrafiła powstrzymać jej nawet ewidentnie przekraczając przepisy gry w piłkę nożną. Na drodze do pełni szczęścia byłej reprezentantce Nigerii stanęła jednak interweniująca Jennifer Falk, ale sympatycy ekipy z Hisingen nie odetchnęli bynajmniej na długo. Po upływie zaledwie kilkudziesięciu sekund Imo raz jeszcze wystąpiła w roli głównej, tym razem wykładając świetną piłkę ustawionej tuż przed linią pola karnego Selinie Henriksson. Jakość strzału pochodzącej z Kiruny pomocniczki pozostawiała już jednak sporo do życzenia, a ostrzeżone dwukrotnie Häcken postanowiło póki co więcej z ogniem nie igrać i znów przenieśliśmy się z akcją na połowę przyjezdnych z Norrbotten. Goli z tego jednak nie było, w wyniku czego do szatni oba zespoły udały się przy bezbramkowym remisie, a to zdawało się brzmieć jak obietnica niemałych emocji po przerwie.

Sommarvädret – to słowo dało się usłyszeć na Bradvida Arenie zdecydowanie najczęściej, a na iście letnie warunki pogodowe uwagę zwracali przede wszystkim nieliczni, lecz zmotywowani nie mniej od swoich piłkarek kibice z dalekiej Północy. Oni mieli jednak ten komfort, że mając do dyspozycji niemal cały sektor za jedną z bramek, mogli w dogodnym dla siebie momencie poszukać tak bardzo potrzebnego w pełni majowego słońca orzeźwienia. Grające w czerwonych trykotach zawodniczki na podobne udogodnienia liczyć jednak nie mogły, a było absolutnie oczywistym, że to przede wszystkim biegająca bez piłki drużyna jako pierwsza może zacząć odczuwać trudy tego spotkania. A nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że Häcken jak mało kto potrafi cierpliwie czekać na swoją szansę, a następnie z zimną krwią wykorzystać minimalne spóźnienie lub błąd w kryciu jednej z rywalek. Kolejne minuty jednak upływały, trener Lind sukcesywnie wprowadzał do gry potencjalne super-rezerwowe (w tym zacnym gronie znalazły się chociażby Kafaji, Schröder oraz Jusu Bah), a premierowy gol wciąż nie padał. Nie brakowało oczywiście okazji, aby go strzelić, ale albo Wijk pocelowała o kilka centymetrów zbyt wysoko, albo niepewnie interweniująca Murphy szczęśliwie zdjęła piłkę z głowy Sandberg, albo strzał jednej ze swoich koleżanek wbrew własnej woli przyjęła na siebie Schröder. Prawe skrzydło gospodyń nieustannie stwarzało zagrożenie, lewe sprawiało wrażenie nieco uśpionego, Rybrink z Fossdalsą starały się rozerwać szczelne zasieki Piteå pojedynczym błyskiem geniuszu, ale na tablicy wyników niezmiennie świeciły się dwa zera. I nawet jeśli podopieczne libańskiego szkoleniowca Maka Linda zdawały się utrzymywać boiskowe wydarzenia pod swoją kontrolą, a zdroworozsądkowe myślenie podpowiadało, że solidny mur z Norrbotten najpewniej da się w końcu skruszyć (jak nie w regulaminowym czasie, to przynajmniej w dogrywce), to jednak perspektywa trzeciej z rzędu finałowej porażki chyba po raz pierwszy realnie pojawiła się w świadomości szykujących się od rana na fetę fanów Häcken. Gdyby ktoś zapewnił ich wtedy, że rzeczonej dogrywki w ogóle nie będzie trzeba grać, wszyscy zapewne przyjęliby taką wiadomość z niemałym entuzjazmem. Jednak, jak to często powtarzają mądrzy ludzie: uważaj, czego sobie życzysz, bo…

Czwarta minuta doliczonego czasu gry, wprowadzona na murawę dosłownie kilkadziesiąt sekund wcześniej Saga Swedman rusza odważnie do teoretycznie beznadziejnej piłki, wygrywa przebitkę z Lisą Löwing w okolicach koła środkowego i przytomnie daje się sfaulować. Zachowanie to wzbudza jak najbardziej uzasadniony entuzjazm sektora gościń, choć niemal wszyscy są wówczas przekonani, że podstawową korzyścią z perspektywy interesów Piteå okaże się zyskanie kilkudziesięciu sekund spokoju dla mocno sponiewieranej odpieraniem kolejnych ataków Häcken defensywy. Do stojącej futbolówki pewnym krokiem pochodzi jednak inna rezerwowa Asla Johannesen, ustawiona na szesnastym metrze kapitanka Josefin Johansson przedłuża jej zagranie głową, a prowadząca to spotkanie pani Tess Olofsson… bez wahania wskazuje na wapno. Na nic zdały się protesty Filippy Curmark, bo sędzia z Malmö nie wyrażała choćby minimalnego zainteresowania historią o naturalnym ułożeniu rąk i ochronie twarzy, którą to pomocniczka Häcken ekspresyjnie starała się przedstawić. Rzut karny to jednak jeszcze nie gol, a niemałą odpowiedzialność postanowiła wziąć na swoje barki Emma Viklund, czyli… trzecia ze zmienniczek w talii trenera Carlssona. Zadanie wcale nie należało do puli tych najłatwiejszych, o czym w marcowym półfinale boleśnie przekonały się chociażby obrończynie tytułu z Hammarby, ale 23-latka ze Skellefteå uderzyła tak precyzyjnie, że Jennifer Falk nie pomogłoby nawet bezbłędne odczytanie intencji strzelającej. 1-0 dla gościń z Piteå, na trybunach niemała konsternacja, a szczęśliwa bohaterka ze łzami w oczach podbiega do jedynego szalejącego z radości sektora, dumnie wskazując na herb ukochanego klubu. I podobnie jak kilka dni wcześniej w przypadku Isabelli Hobson z Evertonu, nikt nie miał wątpliwości, że ten jeden mały gest powiedział nam więcej niż tysiąc słów. Bo choć gospodynie rzuciły się jeszcze do odrabiania strat, dwa razy interweniować musiała Murphy, a Kafaji zdecydowała się na ostatni strzał rozpaczy, to ostatni gwizdek Tess Olofsson oznajmił, że oto drużyna od cudów raz jeszcze dokonała absolutnie niemożliwego. A kadra oparta na mocno identyfikujących się z lokalną społecznością zawodniczkach pochodzących z Norrland była w stanie zadać ćwierćfinalistkom tegorocznej edycji Ligi Mistrzyń dokładnie tyle samo bólu i rozczarowania, ile… one same dopiero co zadały na nieco bardziej eksponowanej scenie faworyzowanym przeciwniczkom z Paryża czy Madrytu. Że niby romantyzm w piłce się skończył? Cóż, jak widać z całą pewnością nie w tej szwedzkiej…

cupen

cupen2

Między ustami, a brzegiem pucharu

33b4c7e2-531b-4d09-9ede-4d22aedceadc

Ubiegłoroczny finał Pucharu Szwecji był pokazem siły Hammarby zarówno na boisku, jak i na trybunach (Fot. Emma Wallskog)

Häcken czy Piteå? Już jutro jeden z tych dwóch klubów zapisze się na liście triumfatorek Pucharu Szwecji. W przypadku gospodyń byłby to piąty tego rodzaju wpis, gościnie z Norrbotten stoją natomiast przed szansą dokonania czegoś historycznego. Za piłkarkami z Hisingen przemawia oczywiście zdecydowanie większa sportowa jakość, ale ich sprzymierzeńcem zdaje się być również… historia. Tak się bowiem ciekawie składa, że Häcken jak dotąd zawsze sięgał po trofeum, gdy stawał do finałowej batalii w roli gospodarza (2011, 2012, 2019, 2021), natomiast w roli gościa wszystkie dotychczasowe podejścia (2002, 2022, 2023) kończyły się niepowodzeniem. Jak wiadomo, jutrzejsze starcie odbędzie się na Bravida Arenie, co w oczywisty sposób sugeruje, że to właśnie w Västergötland powinni powoli przygotowywać się do długich, wieczorno-nocnych celebracji. Tyle tylko, że w Piteå doskonale zdają sobie z tego wszystkiego sprawę, a Stellan Carlsson jak mało kto potrafi skutecznie zepsuć zabawę krajowym potentatom. Najlepszym tego przykładem była rzecz jasna mistrzowska kampania 2018, a niespełna sześć lat później niepozorny klub z Północy staje przez szansą, aby ponownie zaistnieć w świadomości nie tylko ludzi szwedzkiej piłki. Bo choć sam awans do finału jest dla Piteå czymś absolutnie wyjątkowym, to historia lubi zapamiętywać wyłącznie zwycięzców. I nadzwyczaj ambitny plan zakłada, że to właśnie w tym gronie znajdzie się zespół prowadzony od wielu lat przez charyzmatycznego trenera Carlssona.

Zanim jednak na dobre pochłonie nas wir boiskowej rywalizacji, warto rozprawić się z pewnym, często powtarzanym mitem. Jutrzejsze starcie nie będzie bowiem ani rewanżem za minioną sobotę, ani tym bardziej za ostatnią kolejkę poprzedniej, ligowej kampanii, kiedy to Häcken z rywalkami z Piteå się uporał, ale rozmiary tamtego zwycięstwa nie pozwoliły zawodniczkom z Hisingen prześcignąć w wirtualnej tabeli liderującego wówczas Hammarby. Finałowe starcie stanowić będzie bowiem całkowicie osobne opowiadanie, którego treść zapisana zostanie wyłącznie podczas 90 lub 120 minut. Konieczność grania dogrywki nie byłaby zresztą dla żadnego z klubów wypłynięciem na nieznane wody, gdyż w obu marcowych półfinałach losy awansu rozstrzygały się właśnie w dodatkowym czasie gry. Co więcej, zarówno Häcken, jak i Piteå przeszły na tym etapie rozgrywek realną próbę charakteru, bo w pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że wszystko harmonijnie zmierza w kierunku finału Hammarby – Rosengård. Zawodniczki z Norrbotten skutecznie podniosły się jednak po dwóch błyskawicznie przyjętych z ręki (a będąc bardziej precyzyjnym: nogi oraz głowy) Olivii Holdt ciosach i w nieprawdopodobnie dramatycznych okolicznościach najpierw odrobiły straty, a następnie same zadały faworyzowanym oponentkom decydujące trafienie. Zielono-białą nawałnicę przetrwać musiały natomiast Osy z Hisingen, które to w pierwszej połowie potyczki z Hammarby w grze utrzymywały przede wszystkim kapitalne parady Jennifer Falk. Reprezentacyjna golkiperka była zresztą także jedną z pierwszoplanowych postaci emocjonującego, dziesięcioseryjnego konkursu rzutów karnych, do którego doszło za sprawą wyrównującego gola autorstwa Katariiny Kosoli. Jak zatem widać, emocji i zwrotów akcji w pucharowych półfinałach zdecydowanie nie brakowało, ale finał – jako się rzekło – to już zupełnie inne historia. I choć w jej epilogu tylko jedna z rywalizujących ekip będzie mogła wznieść w niebo Västergötland puchar, to dobrego, trzymającego w napięciu i pozbawionego kontrowersji meczu życzymy niniejszym obu zespołom. Walczcie fair i dajcie wszystkim kibicom, a przede wszystkim sobie samym show, do którego wracać będziemy jeszcze długo po jego zakończeniu.

Sverige, nu kör vi igen!


Droga obu klubów do finału


Puchar Szwecji – tabela zwyciężczyń

cup3


Puchar Szwecji 2023-24 – klasyfikacja strzelczyń

cup4

Radosna sobota w stolicy

hif

Zadanie wykonane! Pomocniczki Hammarby ponownie poprowadziły swój zespół do cennego, ligowego zwycięstwa (Fot. Henric Wauge)

Jeżeli ktoś postanowił zasugerować się poradą z zapowiedzi kolejki, to – podobnie jak przed tygodniem – raczej nie ma powodów do narzekania. Niesłusznie stawiana przed starciem z Vittsjö w roli underdoga ekipa z Brommy nie tylko odprawiła rywalki z północnej Skanii bez jakiejkolwiek zdobyczy punktowej, ale w niezwykle metodyczny sposób uwypukliła wszystkie niedostatki w drużynie Jonasa Axeldala. Losów meczu nie odwróciły przyjezdnym ani roszady taktyczne, ani personalne, a poza aktywną i usilnie szukającą gry Tanyą Boychuk, żadna z piłkarek Vittsjö nie zaprezentowała na Grimsta Idrottsplats poziomu choćby zbliżonego do tego, który na pierwszoligowych boiskach powinien być nie tyle oczekiwany, co wręcz wymagany. Zupełnie odmienne nastroje panują natomiast w zachodnim Sztokholmie, gdzie tym razem zgadza się nie tylko wynik. Zbierająca fenomenalne recenzje jeszcze w marcowych, pucharowych bojach Ellen Toivio każdym kolejnym występem udowadnia, że nie był to bynajmniej jedynie chwilowy wyskok formy. Ozdobą sobotniego starcia był oczywiście jej fenomenalny wolej, ale mało kto zauważył, że to właśnie przytomność umysłu Toivio i błyskawiczne wznowienie gry rzutem z autu zapoczątkowało akcję zwieńczoną kluczowym dla losów meczu golem Fridy Thörnqvist. Co godne podkreślenia, w grze BP niemal bezbłędnie funkcjonowała także lewa flanka, na której błyszczała z kolei Wilma Wärulf. Wahadłową ze stolicy konsekwentnie wymieniamy jako jedną z najbardziej niedocenianych zawodniczek ligi, ale mamy nadzieję, że jeszcze kilka podobnych występów sprawi, iż ów fakt ulegnie szybkiej dezaktualizacji. Fani sympatyzujący z Brommą ogromne nadzieje pokładać mogą także w dziewiętnastoletniej Verze Blom, która dosłownie na naszych oczach przechodzi przemianę z mocno zadaniowej zmienniczki w kluczową i biorącą na swoje barki odpowiedzialność za zespół postać drugiej linii. W kolejce, aby podążyć jej śladem, czeka także wychowanka BP Augusta Priks i choć na tym etapie sezonu z przesadnymi pochwałami lepiej się jeszcze wstrzymać, to trend w drużynie trenera Gunnarsa wydaje się być jednoznacznie pozytywny. Nie może jednak być inaczej, skoro nawet tak bardzo krytykowana ostatnimi czasy Julia Olsson, właśnie w zachodnim Sztokholmie zdołała chyba wreszcie przywrócić swoją karierę na właściwe tory.

Fani na Bravida Arenie mogli być potężnie skonsternowani, gdy tuż przed upływem pierwszego kwadransa odważny, ofensywny wypad gościń z Piteå zakończył się umieszczeniem futbolówki w siatce Jennifer Falk. Anam Imo piłkę zastawiła i przytomnie odegrała, podłączająca się do akcji Ronja Aronsson precyzyjnie dośrodkowała, a Josefin Johansson wygrała powietrzny pojedynek i pomimo próby interwencji w wykonaniu reprezentacyjnej golkiperki, przycelowała niemal idealnie, choć – do czego sama się zresztą przyznała – trochę szczęśliwie. Häcken dość nieoczekiwanie znalazł się więc w kłopotliwym położeniu, ale czasu na postawienie odpowiedniej diagnozy i właściwe zarządzenie sytuacyjnym kryzysem wciąż pozostawało całkiem sporo. I podopieczne trenera Linda faktycznie zrobiły z niego użytek, choć na wyrównujące trafienie w Hisingen czekali aż do czwartej spośród doliczonych do pierwszej połowy minut. Młoda Dunka z Wysp Owczych Johanna Fossdalsa próbę nerwów wytrzymała jednak wzorowo, a wykorzystany przez nią rzut karny stanowił w pewnym sensie zapowiedź problemów, z którymi po przerwie miała zmierzyć się ekipa z Piteå. I choć w ujęciu ogólnym zawodniczki z Norrbotten broniły się naprawdę dzielnie, to sunący w kierunku ich pola karnego jednokierunkowy ruch prędzej czy później musiał przynieść gospodyniom kolejne trafienia. To najważniejsze zapisała na swoim koncie Anna Sandberg, która najpierw sugestywnie zasygnalizowała swoim koleżankom, gdzie oczekuje piłki, a następnie uprzedziła całkowicie nieprzygotowaną do odpowiedniej reakcji Aronsson. Motorem napędowym większości akcji zespołu z Hisingen była jednak niezmordowana Alice Bergström i nawet trochę szkoda, że błędna decyzja asystentki sędzi Hanny Laajanen kosztowała byłą skrzydłową Djurgården gola. Bo tak kapitalny występ w pełni zasługiwał, aby w statystykach uświetnić go czymś więcej niż tylko jedną asystą, kilkoma kluczowymi podaniami i rekordową liczbą wykonanych sprintów. Z perspektywy Häcken najważniejsze było jednak tego dnia utrzymanie względnie bliskiego dystansu do uciekającej dwójki liderów, a gdy tuż przed końcem meczu na 3-1 podwyższyła kapitanka Filippa Curmark (asysta Josefine Rybrink z rzutu rożnego) stało się jasne, że gospodynie na stratę kolejnych w tej kampanii punktów sobie nie pozwolą i można powoli rozpoczynać przygotowania się do nowego, tym razem pucharowego wyzwania.

Na lidze mogą natomiast skupić się w Djurgården i jak dotąd wychodzi im to wprost kapitalnie. Przeciwko bezzębnemu, ale jednak całkiem solidnemu w defensywie Örebro, piłkarki Dumy Sztokholmu rozegrały bezbarwną pierwszą połowę, ale na początku drugiej pomocną dłoń (w znaczeniu jak najbardziej dosłownym!) postanowiła wyciągnąć w ich kierunku Beatrice Gärds i od tego momentu oglądaliśmy zupełnie inny mecz. Z batutą dyrygentki biegała po murawie Stadionu Olimpijskiego Norweżka Therese Åsland, która tej wiosny ewidentnie przypomniała sobie czas, kiedy to jeszcze będąc zawodniczką Kristianstad, zostawała jednym z objawień naszej ligi. Grono cudownie odrodzonych w drużynie trenera Fernandeza współtworzą także Tove Almqvist oraz Nellie Lilja, bo nie da się ukryć, iż ich obiecujące kariery w pewnym momencie również znalazły się na nieplanowanym i nadspodziewanie ostrym zakręcie. To wszystko wydaje się jednak należeć do zamkniętej już przeszłości, a ze wsparciem w osobie Shinomi Koyamy oraz nowym, portugalskim zaciągiem w formacji ofensywnej, w Djurgården mają pełne prawo oczekiwać, że już za tydzień uda się przywrócić starą, derbową tradycję ligowych zwycięstw nad Hammarby. Obrończynie mistrzowskiego tytułu zdają się jednak mieć na ten temat nieco inne zdanie, a Martin Sjögren wcale nie dysponuje w środku pola słabszymi od swojego kolegi po fachu kartami. Smilla Vallotto, Julia Roddar oraz Emilie Joramo to tercet, bez którego Bajen ani nie wygrałyby grupy Pucharu Szwecji, ani tym bardziej nie zainkasowały kompletu punktów w trzech ligowych kolejkach. Już w niedzielę czeka nas zatem starcie dwóch ewidentnie znajdujących się w uderzeniu formacji, a mając na uwadze wyjątkowość tej konkretnej rywalizacji, specjalnych zaproszeń na Tele2 Arenę zdecydowanie nie trzeba będzie rozsyłać.

A propos solidnej i utrzymującej się na uprzednio ustalonym poziomie formy, z kronikarskiego obowiązku odnotowujemy pewne zwycięstwo liderek z Malmö nad czerwoną latarnią z Solnej. Sofie Bredgaard zagrała prawdziwy masterclass, Anni Hartikainen przedstawiła się publiczności w Skanii po niespełna 180 sekundach pobytu na placu gry, a Olivia Holdt z Momoko Tanikawą rozklepały defensywę AIK w stylu, który nawet w grze wideo trudno byłoby skopiować. Jeśli zatem niekoniecznie macie chęć nadrabiania w pełnym wymiarze jednostronnej potyczki z Malmö, to przynajmniej drugiego gola Rosengård zdecydowanie warto zobaczyć. Efektownie, choć w kompletnie odmiennym stylu, do siatki Linköping trafiła Elin Nilsson i długo wydawało się, że będzie to trafienie na wagę drugiego z rzędu zwycięstwa ekipy z Växjö. Lwice z Östergötland odgryzły się jednak norweską kombinacją duetu Eckhoff – Dirdal, ale ostatnie słowo i tak należeć miało do prowadzonych przez trenera Unogårda gospodyń, a bohaterką większej części Kronobergu została przekwalifikowana z sukcesem na wahadłową Nesrin Akgün. Nastolatka z Halmstadu do dynamiki i ponadprzeciętnej aktywności tym razem dołożyła jeszcze skuteczność, dzięki czemu już teraz można z pełną odpowiedzialnością nazwać ją jedną z nieoczywistych zwyciężczyń początkowej fazy sezonu. Tego samego zdecydowanie nie możemy powiedzieć o Linköping, które pod wodzą trenera Roldana nie potrafiło pokonać żadnego z pięciu dotychczasowych pierwszoligowych przeciwników. A ponieważ następny w kolejce czeka już Rosengård, to opcje dla LFC mamy w zasadzie dwie. Ta bardziej realna podpowiada, że nieco wstydliwa już seria zostanie przedłużona jeszcze przynajmniej o tydzień, zaś ta optymistyczna zakłada ewentualne przełamanie w takim momencie, że od razu napędzi ono i odpowiednio nastroi zespół do walki w dalszej części rundy. I jak to mawiają w analogicznych sytuacjach nasi amerykańscy przyjaciele: choose your player!


Komplet wyników:


Klasyfikacje indywidualne:


Klasyfikacje drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2


#pokolejce

awds3

Nic trzy razy się nie zdarza?

kif

Złamane serca piłkarek Örebro chwilę po końcowym gwizdku to stały punkt dwóch inauguracyjnych ligowych kolejek (Fot. Jonas Ljungdahl)

Skoro poprzednia seria ligowych zmagań rozłożona była aż na cztery dni, to tym razem dla równowagi emocje rywalizacji na siedmiu stadionach przyjmiemy w wersji wybitnie skondensowanej. Sobotnie popołudnie zapowiada się więc nadzwyczaj intensywnie, ale nawet jeśli wyjdziemy z założenia, iż futbol lubi zaskakiwać nas właśnie wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy, to jeden fakt wydaje się być w tej naszej układance absolutnie nienaruszalny. A jest nim pozycja w tabeli piłkarek FC Rosengård, które nadchodzący weekend przywitają w niezwykle wygodnym fotelu liderek i najpewniej nie ruszą się z niego ani na milimetr. Ewentualna strata punktów w rywalizacji z zamykającym stawkę AIK całkiem słusznie zostałaby odebrana w Malmö w kategoriach ogromnego rozczarowania, ale o ile w największym mieście Skanii przykrych z perspektywy gospodyń niespodzianek nie przewidujemy, o tyle na pozostałych arenach jak najbardziej może się porządnie zakotłować. I niech właśnie tak się dzieje, gdyż ciekawa i ekscytująca liga to wręcz idealny materiał do wszelkiej maści dyskusji i analiz, a bez nich nasza wspólna rzeczywistość byłaby przecież zdecydowanie mniej ekscytująca.

Oczy wielu fanów futbolu niewątpliwie skierowane będą w sobotnie popołudnie na Bravida Arenę, gdzie rozegrana zostanie swego rodzaju próba generalna przed czekającym nas już w najbliższą środę finałem Pucharu Szwecji. Nie da się ukryć, że to podopieczne trenera Linda przystępują do dwumeczu z Piteå w roli zdecydowanych faworytek, ale czy w obu przypadkach uda im się bezbłędnie wywiązać z tej niełatwej przecież roli? Podobne pytania zadają sobie w Södermalm, bo nawet jeśli zgodzimy się co do tego, że Hammarby Martina Sjögrena swoją postawą na boisku zachwyca nas tej wiosny wyjątkowo oszczędnie, to w tabeli póki co wszystko się z perspektywy obrończyń mistrzowskiego tytułu zgadza. Czy wyjazd zawodniczek Bajen na charakterystyczną, hybrydową murawę do Kristianstad cokolwiek w tej kwestii zmieni? Cóż, północno-wschodnia Skania była w ostatnich latach niezwykle trudnym do podbicia terenem, ale po gruntownej, zimowej przebudowie kadry Pomarańczowa Armia KDFF szczególnie w formacji defensywnej prezentuje się zaskakująco niestabilnie. Z drugiej jednak strony, papiery na naprawdę solidne granie z przodu mają Islandki Eiriksdottir oraz Tryggvadottir, Tabitha Tindell prędzej czy później wreszcie się przełamie, a skrycie marząca o wyjeździe na francuskie Igrzyska Amy Sayer dodatkowej motywacji ani trochę nie potrzebuje. I z tej całej wyliczanki wychodzi nam tyle, że niby Hammarby powinno te trzy punkty wyszarpać, ale jeśli tego ostatecznie nie zrobi, to nie będziemy krzyczeć o sensacji, która ninejszym wydarzyła się na naszych oczach.

Z niemałym zaciekawieniem spoglądać będziemy także na Sztokholm, ponieważ z wizytą na Stadion Olimpijski wybiera się zespół, który z niesamowitą regularnością… traci decydujące gole w 95. minucie gry. Czy niezwykle surowe lekcje, udzielone zawodniczkom z Örebro przez nauczycielki z Hammarby oraz Växjö, pozwolą podopiecznym trenera Johanssona uniknąć nadzwyczaj bolesnego hat-tricka? Wielu neutralnych kibiców z pewnością nie miałoby nic przeciwko, gdyż całkiem słusznie wymieniane w gronie największych pozytywnych zaskoczeń pierwszej fazy sezonu Barron, Sigurbjörnsdottir, czy Lassas po prostu nie zasługują na to, aby trzeci raz z rzędu opuszczać plac gry z poczuciem palącego wręcz rozczarowania. Inna kwestia, że o Djurgården tym bardziej możemy wypowiadać się jak dotąd niemal wyłącznie w samych superlatywach, a druga linia Dumy Sztokholmu niepostrzeżenie staje się formacją, dla której regularnie odpala się transmisje. Niemożliwe? Ależ skąd, w tej lidze niemożliwe nie istnieje!

Tę niepisaną zasadę wzięli sobie chyba głęboko do serca w Trelleborgu, gdzie nieoczekiwanie wywalczony podczas domowej inauguracji punkt rozpalił nowe nadzieje, które zaczęły trochę przygasać po wcześniejszym falstarcie w Sztokholmie. Skromny punkcik utrzymania w najwyższej klasie rozgrywkowej żadną miarą jednak nie zagwarantuje, więc Filekovic, Ollerstam i reszta spróbują pójść za ciosem i tym razem powstrzymać niesamowicie rozpędzony, a na dodatek imponujący skutecznością tercet Cato – Kanutte – Leidhammar. Ciekawy sprawdzian czeka prowadzone przez hiszpańskiego szkoleniowca Rafaela Roldana piłkarki z Linköping, które w bieżącym roku kalendarzowym dzielą się punktami z każdym napotkanym na drodze pierwszoligowym rywalem (biorąc pod uwagę zarówno starcia ligowe, jak i pucharowe). Czy na stadionie w Växjö ta wyjątkowo intrygująca seria dobiegnie wreszcie końca? A jeśli tak, to w którą stronę? Niejako zgodnie z tradycją, najbardziej letnie emocje towarzyszą chyba potyczce na Grimsta Idrottsplats, choć po prawdzie w rywalizacji Brommy z Vittsjö nie zdziwi nas absolutnie nic i niech właśnie to stanowi zachętę do przyjrzenia się tej parze ze szczególną uwagą. Umiejętności indywidualne teoretycznie powinny być w tym zestawieniu atutem gościń ze Skanii, ale zespół trenera Axeldala sprawia wrażenie tak pogubionego na wszystkich możliwych frontach, że wyraźnie lepiej zorganizowana i poukładana ekipa ze stolicy spokojnie może sięgnąć tutaj po pełną pulę. I jeśli ktoś lubi nieoczywiste rozwiązania, to typ na wygraną BP jest jak najbardziej warty uwagi, choć jednocześnie niepozbawiony pewnego ryzyka. Wszak nikt nie zabroni Heidi Kollanen raz jeszcze idealnie przymierzyć ze stojącej piłki.

md3

Tak się bawi i wygrywa lider z Malmö

kdfffcr

Radość piłkarek z Malmö nie dziwi. Trzecie tej wiosny derby i trzecie bezapelacyjne zwycięstwo FC Rosengård (Fot. Johan Nilsson)

Po pierwszych w obecnej kampanii ligowej derbach Skanii mogliśmy zastanawiać się, czy to Rosengård prezentuje się na starcie nowego sezonu tak dobrze, czy może przebudowywane ręką nowego trenera Jonasa Axeldala Vittsjö zwyczajnie zapomniało dojechać na inaugurację. Na szczęście, terminarz okazał się na tyle łaskawy, że już kolejny weekend miał nas do odnalezienia odpowiedzi na to intrygujące pytanie znacząco przybliżyć, ponieważ trzynastokrotnie mistrzynie kraju udały się do nieodległego Kristianstad. A jest to teren, na którym ostatnimi czasy wygrywały wprawdzie dość regularnie, ale każde z tych zwycięstw okupione było niemałym wysiłkiem. Tym razem fani obu ekip zaciętego starcia się jednak nie doczekali, a gdy Rosengård po upływie mniej więcej kwadransa postanowił wrzucić wyższy bieg, to zabawę podopiecznym trenera Kjestelberga przerwał dopiero obwieszczający koniec pierwszej połowy gwizdek sędzi Hanny Laajanen. Do szatni obie ekipy udały się przy wyniku 3-0 dla gościń z Malmö i podobnie jak przed tygodniem trzeba obiektywnie zaznaczyć, że z perspektywy rywalek był to zdecydowanie najniższy wymiar kary. Bo przecież po ewidentnym faulu na Olivii Holdt przyjezdnym należał się chociażby jeszcze rzut karny, a duńska napastniczka na potwierdzenie tego oczywistego faktu zaprezentowała nawet realne efekty nieodpowiedzialnego zagrania defensorki KDFF (osobom o słabszych nerwach zdecydowanie nie rekomendujemy dalszego zgłębiania tematu). Pochodząca z Ikastu 22-latka była zresztą jedną z głównych architektek efektownego zwycięstwa swojego zespołu i o ile w przeszłości wiele razy podkreślaliśmy wzorową współpracę Holdt z Olivią Schough, o tyle w niedzielne popołudnie w rozmontowywaniu zaskakująco bezradnej formacji obronnej Kristianstad sekundowała jej przede wszystkim rodaczka Sofie Bredgaard. Koncert orkiestry z Malmö żadną miarą nie był jednak wyłącznie popisem jednego czy dwóch instrumentów, bo fałszywej nuty nie zagrała również ponownie czarująca nas w środkowym sektorze Momoko Tanikawa, zestawiona cokolwiek eksperymentalnie defensywa, dzielnie trzymana w ryzach przez Islandkę Gudrun Arnardottir, ani wreszcie stojąca między słupkami Eartha Cumings, która w niezwykle istotnych momentach popisała się dwiema kapitalnymi interwencjami na refleks po strzałach głową Tabithy Tindell. Najwierniejsi i najbardziej wytrwali fani z Kristianstad doczekali się wprawdzie honorowego trafienia autorstwa Amy Sayer, lecz – co szczerze przyznała zresztą na pomeczowej konferencji Alice Nilsson – w tych derbach zwyciężyła po prostu drużyna o klasę lepsza. I jest to chyba najbardziej trafne podsumowanie sześciu kwadransów boiskowej rywalizacji.

Drugim wydarzeniem weekendu okazała się piątkowa potyczka Djurgården z Norrköping i tutaj możemy mieć małą satysfakcję wynikającą z faktu, iż to właśnie na ten mecz zwracaliśmy w zapowiedzi szczególną uwagę. Ani trochę nie przewidzieliśmy jednak tego, że zawodniczki Dumy Sztokholmu aż pięciokrotnie umieszczą futbolówkę w siatce Emmy Lind, a i tak do ostatnich minut będą drżeć o to, czy z Östergötland uda im się wywieźć choćby jeden punkt. Ów plan minimum udało się ostatecznie podopiecznym trener Fernandeza zrealizować, ale kontrowersji i wątpliwości temu towarzyszących bynajmniej nie zabrakło, a pretensje pod adresem sędzi Evy Svärdsudd oraz jej asystentek gremialnie zgłaszali przedstawiciele obu drużyn. Skąd to całe zamieszanie? Otóż jeszcze przed przerwą pani arbiter nie uznała… trzech strzelonych przez gościnie ze stolicy goli, w każdej z tych sytuacji dopatrując się pozycji spalonej jednej z zawodniczek Djurgården. Decyzje zatem niezwykle odważne, ale czy słuszne? Cóż, w dwóch przypadkach wszystko rozbijało się dosłownie o centymetry i nawet telewizyjne powtórki nie przyniosły nam w tym temacie jednoznacznej odpowiedzi. Kiedy jednak już w drugiej części meczu Beata Kollmats dobijała z najbliższej odległości strzał Nellie Lilji, chorągiewka sędzi liniowej podniesiona akurat nie została, co z kolei mocno zirytowało ławkę z Norrköping, a także marznących na kultowej Curva Nordahl miejscowych fanów. Podział punktów koniec końców wydaje się wynikiem sprawiedliwym, choć to Djurgården dłuższymi fragmentami prezentował nam zdecydowanie więcej piłkarskiej jakości. Shinomi Koyama już definitywnie zgłosiła akces do miana jednego z odkryć tegorocznej, ligowej kampanii, a Therese Åsland zarówno pod względem fizycznym, jak i mentalnym, coraz bardziej zaczyna przypominać siebie z czasu gry w Kristianstad. Płynnie funkcjonującą drugą linię niemal bezbłędnie scala ustawiona na szóstce Nellie Lilja, a o aktywność i dynamikę na skrzydłach dbają ewidentnie rozkręcające się Tove Almqvist oraz zastępująca kontuzjowaną Stinalisę Johansson Lucia Duras, czyli duet z potencjałem sięgającym nawet reprezentacji, choć w przypadku tej ostatniej nie jest wcale powiedziane, że będzie to konkretnie kadra Szwecji. Oczywiście, teraz trzeba do tego dołożyć jeszcze solidność w tyłach, ale jeśli zarówno niedoświadczona golkiperka Elvira Björklund, jak i chwilami nieco zbyt elektryczny duet stoperek Plan – Kollmats zredukują liczbę przytrafiających się im kiksów i fatalnych w skutkach pomyłek, to Djurgården stoi przed największą od dłuższego czasu szansą, aby wreszcie zerwać z łatką wiecznego rozczarowania. Problemów do niepokoju nie mają póki co także w Norrköping, bo choć punktowo wszystko nie do końca się spina, to Sara Kanutte zdaje się być trafionym rozwiązaniem palących problemów na dziewiątce, a My Cato z Wilmą Leidhammar ewidentnie złapały właściwy dla siebie rytm i oglądanie ich w akcji jest czystą przyjemnością nie tylko ze względu na będące ostatnio ich znakiem firmowym efektowne gole.

Ozdobą derbów stolicy była niewątpliwie asysta Julie Blakstad do Smilli Vallotto, ale trzeba uczciwie przyznać, że w rywalizacji z mającą skuteczny i konsekwentny plan na mecz Brommą, obrończynie mistrzowskiego tytułu mocno rozczarowały. Komplet punktów raz jeszcze zapewniła im jednak świetnie interweniująca Anna Tamminen, która nieoczekiwanie dla wszystkich zebranych na Tele2 Arenie, aż dwukrotnie musiała pokazać próbkę swoich nieprzeciętnych, bramkarskich umiejętności. Na uwagę zasługuje ponadto drugi kolejny mecz z golem Emilie Joramo, która szczególnie w pierwszej połowie była motorem napędowym większości ofensywnych prób Bajen. Fenomenalna dyspozycja Ronji Aronsson nie wystarczyła, aby po najdłuższej w całej lidze (a na dodatek pełnej nieoczekiwanych przygód) podróży do Trelleborga zawodniczki z Piteå dopisały do swojego dorobku drugie z rzędu zwycięstwo. Bezbramkowy remis z całą pewnością należy rozpatrywać w kategoriach sukcesu absolutnego beniaminka Damallsvenskan, który wprawdzie w końcówce spotkania dał się zdominować ogranemu w pierwszoligowych realiach rywalowi, ale we wcześniejszej fazie meczu – głównie za sprawą niezwykle aktywnych Sofie Rewuchy oraz Alice Egnér – zrobił wystarczająco dużo, aby żałować, że oprócz pierwszego punktu nie udało się uświetnić historycznego popołudnia na Vångavallen czymś jeszcze bardziej okazałym. Örebro znów broniło się dzielnie aż do 95. minuty, ale właśnie wtedy przytrafiło się niepewne wybicie Clary Ekstrand, chwila nieuwagi Beatrice Gärds i reprezentantka Bułgarii Dessislava Dupuy nie musiała w zasadzie robić wiele, aby zapewnić drużynie z Växjö bezcenne zwycięstwo. Trzy punkty trafiły także do skarbczyka Vittsjö, choć nawet powrót do strefy komfortu (czytaj: klasycznego ustawienia 4-4-2) nie odmienił znacząco drużyny trener Axeldala. Różnicę w rywalizacji z AIK zrobiła jednak Heidi Kollanen, która ewidentnie wciąż potrafi z wyjątkową precyzją przymierzyć ze stojącej piłki. Ligowy weekend zamknęła nam potyczka dwóch ubiegłorocznych medalistek, a w niej mocno osłabione Häcken ostatecznie podzieliło się punktami z Linköping. Wszystko, co najciekawsze wydarzyło się w samej końcówce spotkania, bo najpierw gościnie z Hisingen wyszły na prowadzenie wskutek pechowej interwencji naciskanej przez Clarissę Larisey Nellie Karlsson, a następnie stan rywalizacji spektakularnym wolejem wyrównała Michelle De Jongh, dzięki czemu drugą kolejkę ligowych zmagań podsumowaliśmy w najlepszy możliwy sposób.


Komplet wyników:


Klasyfikacje indywidualne:


Przejściowa tabela:

dam2


#pokolejce

awds2