Echa pucharowego weekendu (runda 3/3)

cupen3

zn_a

a_01

a_02

tab_a

zn_b

b_01

b_02

tab_b

zn_c

c_01

c_02

tab_c

zn_d

d_01

d_02

tab_d

Bohaterka weekendu: Emma Petrovic (Kristianstad) – Trzeci pucharowy weeekend i trzecie wyróżnienie dla piłkarki, która nie ukończyła jeszcze 21 lat. Taki rozkład akcentów niewątpliwie powinien nas cieszyć i oby okazał się on drogowskazem pokazującym, w którym kierunku zmierzać będzie szwedzka piłka klubowa. Wracając jednak do reprezentantki Serbii, z całą pewnością jest ona jedną z głównych kandydatek do tytułu MVP całej fazy grupowej, a niesamowicie efektowny gol przeciwko Alingsås był tylko i wyłącznie przepięknym dopełnieniem czegoś, co możemy nazwać niemal idealnym wejściem w sezon. Bo czy można twierdzić inaczej, skoro Petrovic wzięła bezpośredni udział w pięciu spośród dziewięciu bramkowych akcji Kristianstad na przestrzeni trzech ostatnich tygodni? No, zdecydowanie nie można. A my i tak zdajemy sobie sprawę, że tę zawodniczkę stać na jeszcze więcej!

Wydarzenie weekendu: Półfinaliści w komplecie – Hammarby, Häcken, Kristianstad oraz Piteå – tak przedstawia się skład półfinalistek Pucharu Szwecji 2023. Zaskoczenia? Znacznie lepszego występu oczekiwano zapewne w Malmö, ale z tak słabą skutecznością piłkarki broniącego tytułu Rosengård nie mogły liczyć na więcej niż jedynie trzecie miejsce w grupie. Z bardzo pozytywnej strony pokazał się w trakcie zmagań grupowych mocno przebudowany zimą przez Rickarda Johanssona zespół z Örebro, ale zawodniczki z Behrn Areny w rywalizacji z wyżej notowanymi Vittsjö oraz Häcken zdołały wywalczyć zaledwie jeden punkt, choć z przebiegu gry zasługiwały na zdecydowanie pokaźniejsze plony. Od wpadki z Solnej rozpoczęło rok nieobliczalne jak zwykle Djurgården, ale solidna gra przeciwko dwóm ekipom z dalekiej Północy nieco uspokoiła tradycyjnie już napięte o tej porze roku nastroje w stolicy.

Odliczanie weekendu: Piteå o dwa mecze od historii – Jeżeli sympatyzujecie z drużyną z Norrbotten, to przypuszczam, że ligową kampanię 2018 pamiętacie w najdrobniejszych szczegółach. I nic w tym dziwnego, gdyż niezwykła historia niepokornego klubu znad koła polarnego lotem błyskawicy obiegła wówczas całą piłkarską Europę. Od tamtych, niezapomnianych chwil minęło już jednak pięć lat i dziś wszyscy zastanawiamy się, czy prowadzony niezmiennie przez charyzmatycznego Stellana Carlssona zespół będzie w stanie przeżyć równie romantyczną przygodę w krajowym pucharze. Na papierze Piteå przystąpi do decydującej fazy zmagań w roli zdecydowanego underdoga, ale … czy dla tej drużyny stanowi to jakikolwiek problem? Przecież nie tak dawno udało się nie tylko wytrzymać, ale i rozstrzygnąć na swoją korzyść rywalizację ze znacznie poważniejszymi graczami na zdecydowanie dłuższym dystansie. A teraz do napisania historii potrzeba tylko i aż perfekcyjnych 180 minut. Albo troszkę więcej …


Młodzieżowe reprezentacje Szwecji nie dawały nam ostatnimi czasy zbyt wielu powodów do radości, więc każdy pojedynczy sukces jest zdecydowanie godny odnotowania. Szczególnie, jeśli udało się go osiągnąć w naprawdę dobrym stylu, a to właśnie stało się udziałem prowadzonej przez Lottę Hellenberg kadry rocznika -06, która na boiskach Holandii dość niespodziewanie, aczkolwiek w pełni zasłużenie pokonała wyżej notowane gospodynie, zapewniając sobie tym samym prawo wyjazdu na finały Mistrzostw Europy w swojej kategorii wiekowej. Autorką jedynego gola, jakiego obejrzeli w sobotnie popołudnie kibice na stadionie w Oldebroek, była stoperka Hammarby Smilla Holmberg, co szczególnie cieszy zapewne sympatyków futbolu w zielono-białej części Sztokholmu. Na pochwały i ciepłe słowa zasługuje jednak zdecydowanie cała drużyna, której jednocześnie życzymy powodzenia w czekającym nas już za kilkadziesiąt godzin starciu z rówieśniczkami z Walii, które oficjalnie zakończy dwuetapowy cykl eliminacyjny. Wynik tego spotkania nie będzie miał już jakiegokolwiek wpływu na kształt tabeli, ale zgadzamy się chyba co do tego, że aż żal byłoby teraz trochę popsuć sobie znakomite przecież humory.

Echa pucharowego weekendu (runda 2/3)

cupen2

zn_a

a_01

a_02

tab_a

zn_b

b_01

b_02

tab_b

zn_c

c_01

c_02

tab_c

zn_d

d_01

d_02

tab_d

Bohaterka weekendu: Rosa Kafaji (Häcken) – Uporządkujmy to chronologicznie: dwa lata temu wybieraliśmy ją Odkryciem Roku w szwedzkiej piłce, później przytrafiła się fatalna kontuzja i prawie dwunastomiesięczna walka o powrót do gry, a teraz … no, nie będziemy ukrywać, że w Hisingen kroi się coś naprawdę interesującego. Pochodząca z Solnej dziewiętnastoletnia napastniczka znów okazała się najgłośniej fetowaną zawodniczką na Bravida Arenie i ani trochę się temu nie dziwimy. Bo jeśli potrafisz wyróżnić się na tle tak utalentowanych koleżanek jak Larsen, Anvegård, czy Larisey, to najbliższe tygodnie zapowiadają się dla ciebie więcej niż interesująco. I oby tylko tym razem dopisało zdrowie, bo jeśli na tym polu wszystko zagra jak trzeba, to o Kafaji w tym roku zrobi się jeszcze bardzo głośno nie tylko w Skandynawii.

Niespodzianka weekendu: Rosengård nie obroni tytułu – Podopieczne Renée Slegers mocno skomplikowały sobie życie porażką na inaugurację, ale sobotnie popołudnie przez pewien czas przywracało sympatykom futbolu w Malmö całkiem realne nadzieje na szczęśliwe zakończenie. Wyjazdowe starcie z Alingsås ostatecznie nie zakończyło się jednak przesadnie efektownym zwycięstwem mistrzyń kraju, a na domiar złego na niekorzyść FCR odwrócił się także rezultat meczu rozgrywanego na innym stadionie. A to wszystko sprawka niezawodnej Evelyne Viens, która dołożyła zdecydowanie największą cegiełkę do tego, że Kristianstad na murawie w Linköping najpierw wyrównał stan rywalizacji, a następnie potrafił jeszcze sięgnąć po pełną pulę. I dzięki wywiezionym z gorącego (choć o tej porze roku wyłącznie w przenośni) terenu punktom to ten zdecydowanie mniej utytułowany klub ze Skanii znalazł się o jeden mały kroczek od półfinału.

Trening strzelecki weekendu: Djurgården demoluje Umeå – Kibice Dumy Sztokholmu przed tygodniem narzekali na pechową, derbową porażkę, ale kolejne starcie z drugoligowym rywalem dostarczyło już wyłącznie pozytywnych emocji. Przyjezdne z Västergötland na samo przywitanie ze stolicą otrzymały od wyżej notowanych przeciwniczek dwa błyskawiczne gongi, a dalej wcale nie działo się z ich perspektywy lepiej i bardziej przyjemnie. Strzelecka kanonada zakończyła się ostatecznie po siódmym trafieniu, a ku uciesze miejscowych fanów prawdziwą królową polowania została tego dnia wychowanka Djurgården Tilde Lindwall. Co równie istotne, cieszyć może także czyste konto z tyłu i kapitalna postawa pozyskanej zimą z Eskilstuny Matildy Plan, która powoli wyrasta na centralną postać formacji defensywnej drużyny Magnusa Pålssona.

Echa pucharowego weekendu (runda 1/3)

cupen

zn_a

a_01

a_02

tab_a

zn_b

b_01

b_02

tab_b

zn_c

c_01

c_02

tab_c

zn_d

d_01

d_02

tab_d

Bohaterka weekendu: Matilda Vinberg (Hammarby) – Dziewiętnastolatka z Södermalm miała bezpośredni udział przy wszystkich czterech trafieniach Zielono-Białych i to w dużym stopniu jej zasługa, że to właśnie Hammarby już po pierwszej kolejce usadowiło się w fotelu liderek swojej grupy. A ponieważ równie wielką furorę robi u progu sezonu pozyskana zimą z INAC Kobe o rok młodsza od Vinberg Japonka Maika Hamano, wiele wskazuje na to, że młodzież z południa Sztokholmu mocno zawładnie tej wiosny sercami fanów futbolu w Szwecji.

Niespodzianka weekendu: AIK zwycięskie w pasjonujących derbach stolicy – Tak, Djurgården mógł mówić w sobotę o wielkim pechu, bo przecież była poprzeczka, heroiczne wybicie z linii bramkowej, a i sędziowskich kontrowersji jak najbardziej nie zabrakło. Tyle tylko, że bez względu na czynniki zewnętrzne, porażki z występującym o klasę niżej rywalem nie da się wyjaśnić tak po prostu. Tym bardziej, że to piłkarki gości jako pierwsze strzeliły w Solnej gola i to one w teorii miały ten mecz pod kontrolą. Końcówka w wykonaniu AIK była jednak piorunująca, a komplet punktów i przy okazji pierwsze od dawna chwile radości zapewniły nielicznym fanom na Skytteholms IP dwa zimowe wzmocnienia.

Mecz weekendu: Rosengård 0-1 Kristianstad – Pucharowy weekend wypełniony był derbowymi potyczkami, a ta zdecydowanie najlepsza pod względem jakości piłkarskiej odbyła się na stadionie w Malmö. Zdobywczynie podwójnej korony z poprzedniego sezonu musiały uznać na własnym boisku wyższość Kristianstad, a jedynego gola niedzielnego popołudnia strzeliła Emmi Alanen, przytomnie wykorzystując ogromne zamieszanie podbramkowe. Oba zespoły pozostawiły jednak po sobie naprawdę pozytywne wrażenie, a każdy z nich może powiedzieć, że miał w tym spotkaniu swoje momenty. Ponieważ w futbolu liczy się przede wszystkim efektywność, to podopieczne Elisabet Gunnarsdottir wykonały niewątpliwie całkiem spory krok w kierunku półfinału, choć droga do niego wciąż pozostaje wyboista i wiedzie przez niełatwy dla żadnego rywala teren w Linköping.

Tydzień spełnionych nadziei

gerswe2

Szwedzka kadra bardzo udanie zainaugurowała mundialowy rok (Fot. SvFF)

Koniec reprezentacyjnego okienka to tradycyjnie czas podsumowań i luźnych wniosków, wśród których tym razem zdecydowanie dominują pozytywne tony. Nie ma się jednak czemu dziwić, gdyż chińsko-niemiecki dwumecz wypadł ze szwedzkiej perspektywy naprawdę obiecująco i szczególnie wtorkowa potyczka w Duisburgu może stanowić dla nas niezwykle istotny punkt odniesienia na kilka najbliższych miesięcy. Jasne, w futbolu każde kolejne starcie to zupełnie osobna historia i z całą pewnością nie możemy liczyć na to, że już w tej chwili dysponujemy drużyną, która choćby jutro mogłaby wyruszyć na Antypody podbijać piłkarski świat. Z drugiej jednak strony, co przytomnie zauważyła Magdalena Eriksson, takie mecze mocno budują pewność siebie, a w momentach największej próby kwestie mentalne często potrafią stanowić różnicę między zwycięstwem i porażką. A ten drobny szczegół może już niebawem okazać się nadzwyczaj istotny. Czego zatem nauczyły nas gościnne, zimowe występy w Marbelli i Duisburgu?

1. Boki defensywy wcale nie muszą okazać się na mundialu naszym największym problemem. Stara, sportowa prawda mówi, że nowe bohaterki rodzą się zazwyczaj pod nieobecność gwiazd i dokładnie ten motyw mogliśmy zaobserwować ostatnio w kadrze Petera Gerhardssona. Urazy Hanny Glas i Amandy Nildén niejako zmusiły selekcjonera do zainicjowania szeroko zakrojonych poszukiwań, a te okazały się nadspodziewanie owocne. Stina Lennartsson dała przeciwko Niemkom występ życia, pozytywne impulsy obejrzeliśmy także ze strony Hanny Lundkvist, a w kolejce czekają jeszcze wciąż nieoszlifowane brylanty w osobach Sandberg oraz Wijk.

2. Raz jeszcze przekonaliśmy się, że potrafimy zagrać solidny, zdyscyplinowany futbol przeciwko topowym rywalkom. I o ile w październiku w Kordobie pomysłu i energii wystarczyło nam na niespełna trzydzieści minut, o tyle w starciu z Francją i Niemcami po raz pierwszy od niepamiętnych czasów w zasadzie stłamsiliśmy motorycznie nasze przeciwniczki. A te ostatnie, co naprawdę warto podkreślać, także zaprezentowały się pod tym względem z całkiem niezłej strony, co jeszcze bardziej uwydatnia, jak wielką pracę wykonały w tej materii reprezentantki Szwecji.

3. Nie będziemy używać przesadnie wzniosłych słów, ale sztab Petera Gerhardssona niezmiennie potrafi wycisnąć z tej kadry to, co najlepsze. I to zarówno w ujęciu zespołowym, jak i indywidualnym. Pamiętacie pomysł z przesunięciem Liny Hurtig na dziewiątkę, z czego później chętnie korzystano także w Turynie? Płynną zmianę ustawienia z przejściem na defensywne 1-4-4-1-1, gdy rywalki rozgrywają atak pozycyjny? Kosovare Asllani i Stinę Blackstenius w nowych boiskowych rolach? Że o stałych fragmentach gry nawet nie wspomnimy, gdyż jest to zbyt oczywiste. Teraz do tego wszystkiego możemy dodać kapitalne wejście Julii Zigiotti, która zaprezentowała się nam w środku pola i dała jasny sygnał, że i w tym sektorze boiska może stanowić naprawdę ciekawą alternatywę. Zaraz obok Angeldal, Seger, Rubensson, czy nawet Björn. No, naprawdę nie wygląda to źle.

4. Jeżeli w defensywie najwięcej uwag kierujemy pod adresem Magdaleny Eriksson, to oznacza to mniej więcej tyle, że … jest dobrze. Kapitanka Chelsea ma teraz niewątpliwie turbulentny czas i to zarówno pod względem sportowym, jak i osobistym (nawiązujemy tu do przeciągających się perturbacji kontraktowych), ale o jej dyspozycję na mundialu powinniśmy być względnie spokojni bez względu na dalszy rozwój wypadków. Skoro jesteśmy już przy środkowych obrończyniach, to humory nieco popsuła nam także niefortunna kontuzja Amandy Ilestedt, ale pierwsze informacje płynące z Paryża podpowiadają, że uraz ten może okazać się mniej groźny niż początkowo zakładaliśmy. A taki splot wydarzeń może paradoksalnie równać się temu, że latem będziemy dysponować dwójką doświadczonych i nie aż tak bardzo zmęczonych sezonem klubowym stoperek. Czyli co, znów win-win?

5. Fridolina Rolfö liderką kadry jest. Zawodniczka, która dopiero co podpisała nową umowę w Barcelonie, tydzień w tydzień czaruje swoją grą na hiszpańskich boiskach, ale w reprezentacji póki co zdecydowanie bardziej cechowała ją solidność niż wirtuozeria. I jeśli ktoś w najtrudniejszych momentach brał na siebie odpowiedzialność za wynik, to zdecydowanie najczęściej była to Asllani, a w drugiej kolejności Blackstenius, czy nawet Angeldal. W starciu z Niemkami Rolfö w zasadzie od pierwszej do ostatniej minuty była na placu gry liderką z prawdziwego zdarzenia i jeśli mecz ten miał dać nam odpowiedź na pytanie, czy piłkarka Dumy Katalonii jest już gotowa do pełnienia w kadrze tej niezwykle istotnej roli, to weryfikacja ta przebiegła jednoznacznie pomyślnie. A przecież nie zaszkodzi zabrać ze sobą na mundial więcej niż jedną liderkę. Jak nie wierzycie, to zapytajcie Amerykanek lub Angielek.

6. Żeby nie było tak pięknie i wesoło, do kuriozalnej sytuacji doszło podczas zgrupowania kadry B, gdzie dwie zawodniczki postanowiły zawinąć się do domów jeszcze przed rozegraniem meczu z Włoszkami, na dodatek nie informując nikogo o swojej decyzji. I nawet jeśli doskonale rozumiemy fakt, że już w niedzielę Angel Mukasa i Loreta Kullashi mają być do dyspozycji trenerki Slegers na niezwykle istotny i prestiżowy z perspektywy Rosengård mecz przeciwko Kristianstad, to jednak nie da się ukryć, iż komunikacja na linii Yvonne Ekroth – Therese Sjögran mogła, a nawet powinna być zdecydowanie lepsza. A pytanie, czy któraś z dezerterek otrzyma jeszcze szansę występu w reprezentacyjnej koszulce, pozostaje na te chwilę bez odpowiedzi.

7. Warto jeszcze nadmienić, że zaplecze pierwszej reprezentacji w starciu z Włoszkami zaprezentowało się bez rewelacji (1-3, honorowe trafienie Bergman Lundin z rzutu karnego), a humoru nie poprawiły nam także młodzieżówki. Dziewiętnastki solidarnie dostały po trzy gole od Hiszpanek i Niemek, kadra rocznika -05 nie potrafiła pokonać kolejno Węgierek i Czeszek, a prowadzona przez Lottę Hellenberg reprezentacja U-17 (z którą wiązaliśmy i wciąż wiążemy przecież pewne nadzieje) dwumecz z Węgierkami zagrała na zero z przodu. I chyba czas na dobre przyzwyczajać się do obrazka, w którym szwedzki futbol reprezentacyjny przypomina efektowną willę, zdecydowanie najlepiej prezentującą się jednak od zewnątrz. Bo wyniki kadry A, podczas kadencji Gerhardssona osiągane zresztą zdecydowanie ponad stan, mocno zakłamują rzeczywistość, z którą prędzej niż później i tak przyjdzie się nam zmierzyć. A coraz więcej wskazuje na to, że zderzenie ze wspomnianą nową normalnością może okazać się dla niezbyt uważnych obserwatorów nadzwyczaj bolesne. Bo żyć ponad stan zdecydowanie nie da się w nieskończoność.

Pucharowiczki na start

contentmedium

Trzy najbliższe weekendy w szwedzkiej piłce klubowej upłyną nam pod znakiem rywalizacji w fazie grupowej Pucharu Szwecji. Już tradycyjnie balans turniejowej drabinki mocno zaburzył nam absurdalny podział geograficzny, w wyniku którego zespoły z południa kraju wydają się mieć nieporównywalnie trudniejszą drogę do wymarzonego półfinału. Dość powiedzieć, że piłkarki broniącego tytułu Rosengård już w najbliższą niedzielę czeka arcytrudne, derbowe starcie z Kristianstad, a przecież swoje ambicje ma też mocno przebudowana w zimowym okienku transferowym ekipa z Linköping. W drugiej z południowych grup hitowo zapowiada się natomiast rywalizacja Häcken z Vittsjö i choć to podopieczne trenera Vilahamna uchodzą w tym zestawieniu za papierowe faworytki, to ewentualna niespodzianka absolutnie nie jest tu wykluczona. Spośród głównych kandydatów do tytułu, zdecydowanie najłagodniejsze wejście w sezon czekać powinno zawodniczki z Södermalm. Rywalki w postaci Brommy, Uppsali oraz Eskilstuny nie powinny okazać się przeszkodą nie do sforsowania dla drużyny prowadzonej przez Pabla Pinonesa-Arce, a gdyby miał ziścić się scenariusz z ich perspektywy idealny, to ofensywny tercet Hamano – Janogy – Vinberg dostanie przynajmniej trzy okazje, aby spokojnie zgrywać się w meczach o stawkę. Tyle teorii, bo weryfikacja tych przewidywań i tak nastąpi na boisku. I to szybciej niż później, gdyż pełny skład półfinałów, do których tradycyjnie awansują zwycięzcy czterech grup, poznamy już w połowie marca, a kompletny rozkład jazdy na najbliższe tygodnia znajdziecie oczywiście poniżej:


Grupa A:

25.-26. lutego: Rosengård – Kristianstad, Alingsås – Linköping

4.-5. marca: Alingsås – Rosengård, Linköping – Kristianstad

11.-12. marca: Kristianstad – Alingsås, Rosengård – Linköping


Grupa B:

25.-26. lutego: Häcken – Örebro, Växjö – Vittsjö

4.-5. marca: Växjö – Häcken, Vittsjö – Örebro

11.-12. marca: Örebro – Växjö, Häcken – Vittsjö


Grupa C:

25.-26. lutego: Hammarby – Bromma, Uppsala – Eskilstuna

4.-5. marca: Uppsala – Hammarby, Eskilstuna – Bromma

11.-12. marca: Bromma – Uppsala, Hammarby – Eskilstuna


Grupa D:

25.-26. lutego: Piteå – Umeå, AIK – Djurgården

4.-5. marca: AIK – Piteå, Djurgården – Umeå

11.-12. marca: Umeå – AIK, Piteå – Djurgården


Szwedzki koncert w Duisburgu

contentmedium

Stina Blackstenius jako jedyna trafiła do siatki na boisku w Duisburgu (Fot. Bildbyrån)

Wtorkowy wieczór w Duisburgu rozpoczął się cokolwiek zabawnie, bo od odegrania bardzo oryginalnej wersji szwedzkiego hymnu. Sytuacja ta z miejsca przywołała uśmiechy na twarze piłkarek i kibiców ze Skandynawii, gdyż naprawdę niełatwą sztuką było dopasowanie się do rytmu ustalonego przez organizatora. Szczególnie, że w roli dyrygentki niebiesko-żółtego chóru nie mogły wystąpić na przykład Elin Rubensson lub Olivia Schough, co zapewne mocno ułatwiłoby sprawę. Problemy z rytmem zupełnie zniknęły jednak wraz z pierwszym gwizdkiem holenderskiej sędzi, dzięki czemu przez kolejne dwie godziny mieliśmy niewątpliwą przyjemność delektować się fantastycznym, piłkarskim widowiskiem, w którym właściwie wszystkie główne role obsadziły między sobą podopieczne Petera Gerhardssona. Nasza kadra przyjechała na teren wicemistrzyń Europy i wiceliderek rankingu FIFA jak po swoje i choć grające w składzie zbliżonym do optymalnego Niemki wcale nie prezentowały się źle, to na ich tle Szwedki zagrały po prostu koncertowo. Do pełni szczęścia zabrakło może tylko gola, choć jeszcze przed przerwą futbolówkę w siatce Merle Frohms zdołała umieścić Stina Blackstenius. Prowadząca to spotkanie Shona Shukrula, zgodnie z sugestią swojej asystentki, zdecydowała się jednak odgwizdać spalonego i choć z perspektywy trybun sytuacja ta wyglądała absolutnie czysto, to jednak powściągliwa reakcja szwedzkiej ławki może sugerować, że koniec końców racja mogła znajdować się po stronie pani arbiter. Bez względu na to, napastniczce Arsenalu i tak należą się pochwały za idealne wyjście na pozycję, a także przytomne i precyzyjne uderzenie głową. Gdyby jednak w tym miejscu zacząć wystawiać naszym kadrowiczkom indywidualne laurki za pojedyncze zagrania, to zabawa ta ciągnęłaby się w nieskończoność. Bo w grze ekipy Gerhardssona tego wieczora słabych punktów w zasadzie nie było.

Jeszcze kilka dni temu zastanawialiśmy się jak wypadnie prawdopodobnie najpoważniejszy dotychczas reprezentacyjny test Zeciry Musovic, a tymczasem okazało się, że golkiperka Chelsea przez ponad dziewięćdziesiąt minut musiała radzić sobie z zaledwie jednym strzałem w światło bramki (na dodatek zblokowanym wcześniej przez szwedzką defensywę). Do tego doszły jeszcze dwa skuteczne piąstkowania po kornerach, jedno przytomne wyjście na przedpole i trochę szczęścia po minimalnie niecelnym strzale z dystansu Liny Magull. No cóż, nie będzie przesady w stwierdzeniu, że zdecydowanie bardziej intensywne były z perspektywy Musovic niedawne mecze przeciwko Reading czy Liverpoolowi, co potwierdza jedynie tezę, że osłabiona brakiem kontuzjowanej Ilestedt formacja obronna spisała się na medal. I o ile jeszcze w czwartek mieliśmy sporo uwag w zakresie niedokładności oraz braku dyscypliny, o tyle dziś wszystko funkcjonowało niczym dobrze naoliwiona maszyna. I nawet jeśli Magdalenie Eriksson przytrafił się jeden kompletnie niepotrzebny pass prosto pod nogi rywalki, to takie kiksy musimy zwyczajnie wrzucić w koszty. Bo jak doskonale wiadomo, mecze perfekcyjne trafiają się raz na dekadę, a my swój limit na lata dwudzieste wykorzystaliśmy już w Jokohamie, na inaugurację japońskich Igrzysk. Mówiąc już jednak całkiem serio, nie sposób nie wyróżnić indywidualnie debiutującej dziś w dorosłej kadrze Stiny Lennartsson, która przez niemal osiemdziesiąt minut bardzo dobrze wyłączała z gry najpierw Klarę Bühl, a następnie Svenję Huth. Brzmi całkiem zacnie jak na pierwszy taki mecz, prawda? Raz jeszcze na solidnym poziomie zaprezentowała się także Nathalie Björn, niejako zastępująca w wyjściowej jedenastce wspomnianą wcześniej Ilestedt. Defensorka Evertonu ponownie udowodniła jednak, że wielkie mecze i ponad dwadzieścia tysięcy kibiców rywala na trybunach stanowią dla niej wyłącznie dodatkową motywację i to właśnie ona sprawiała wrażenie pewniejszej w naszym duecie stoperek.

Świetną partię w środku pola zagrała Filippa Angeldal, która chyba na dobre przyzwyczaiła nas do tego, że w reprezentacyjnej koszulce nie zdarza jej się schodzić poniżej określonego, na dodatek naprawdę wysokiego poziomu. W wygranej walce o dominację w centralnym sektorze równie dzielnie, co skutecznie sekundowała jej Elin Rubensson, a gdy w jej miejsce po godzinie gry pojawiła się Julia Zigiotti … wszyscy zaczęliśmy przecierać oczy ze zdumienia. Pomocniczka Brighton chyba przypomniała sobie najwspanialsze chwile spędzone w Hammarby i Göteborgu, pokazując nam prawdopodobnie najbardziej efektowne trzydzieści minut w całej swojej historii występów w kadrze. I to na dodatek grając w stosunkowo nowej dla siebie roli, co raz jeszcze pokazuje, jak skuteczny pod względem taktycznym potrafi być sztab Gerhardssona. Oklaskując kolejne heroiczne odbiory autorstwa Zigiotti, nie mogliśmy jednak przede wszystkim wyjść z podziwu, jak doskonale nasza kadra prezentuje się pod względem fizycznym. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, na tle zdecydowanie najlepszej pod względem motorycznym reprezentacji w Europie Szwedki wyglądały po prostu solidniej. I wyłączając może pierwsze dziesięć minut drugiej połowy, w tym aspekcie to gospodynie miały na murawie w Duisburgu niemałe problemy. A gdy Martina Voss próbowała przytomnie ratować sytuację taktyczną roszadą, w pobliżu szwedzkiej ławki czekała już uprzednio przygotowana odpowiedź, dzięki czemu cały czas to po naszej stronie znajdowała się inicjatywa. Gdy grasz z rywalem z najwyższej półki, nie możesz pozwolić mu na odnalezienie właściwego rytmu i sztuka ta udała się dziś podopiecznym Gerhardssona niemal bezbłędnie.

Na koniec kilka słów o Fridolinie Rolfö, która tego dnia do złudzenia przypominała najlepszą wersję siebie z hiszpańskich boisk. Pamiętacie jeszcze, jak podczas angielskiego EURO pod adresem gwiazdy Barcelony co i rusz pojawiały się głosy umiarkowanej krytyki? Dziś o niczym podobnym mowy być nie może, a liderka naszej kadry przedstawiła nam jednoznaczne argumenty za tym, że do roli tej jest w stu procentach gotowa nie tylko na papierze. Nieco mniej efektowny występ zaliczyła na przeciwległej flance Sofia Jakobsson, ale dla skrzydłowej z Kalifornii również był to swego rodzaju mecz na przełamanie i oby stał się on zapowiedzią lepszych czasów dla tej zawodniczki. I gdyby choć jedną ze stworzonych sytuacji udało się zamienić na gola, to pewnie byłoby jeszcze bardziej miło, ale z drugiej strony … jeśli na murawie w Duisburgu udaje się nam aż sześciokrotnie stworzyć doskonałą sytuację pod bramką Frohms, to chyba i tak nie ma za bardzo na co narzekać. Szczególnie, że dobrze skądinąd dysponowane przeciwniczki nie potrafiły zrewanżować się choćby jedną wykreowaną przez siebie setką. A że nie wpadło? Trudno, najwyżej wpadnie w sierpniu. Bo to właśnie wtedy najbardziej będzie liczyło się, aby w sytuacji sam na sam Blackstenius zmieściła futbolówkę po właściwej stronie słupka.

gerswe