Szwedzki koncert w Duisburgu

contentmedium

Stina Blackstenius jako jedyna trafiła do siatki na boisku w Duisburgu (Fot. Bildbyrån)

Wtorkowy wieczór w Duisburgu rozpoczął się cokolwiek zabawnie, bo od odegrania bardzo oryginalnej wersji szwedzkiego hymnu. Sytuacja ta z miejsca przywołała uśmiechy na twarze piłkarek i kibiców ze Skandynawii, gdyż naprawdę niełatwą sztuką było dopasowanie się do rytmu ustalonego przez organizatora. Szczególnie, że w roli dyrygentki niebiesko-żółtego chóru nie mogły wystąpić na przykład Elin Rubensson lub Olivia Schough, co zapewne mocno ułatwiłoby sprawę. Problemy z rytmem zupełnie zniknęły jednak wraz z pierwszym gwizdkiem holenderskiej sędzi, dzięki czemu przez kolejne dwie godziny mieliśmy niewątpliwą przyjemność delektować się fantastycznym, piłkarskim widowiskiem, w którym właściwie wszystkie główne role obsadziły między sobą podopieczne Petera Gerhardssona. Nasza kadra przyjechała na teren wicemistrzyń Europy i wiceliderek rankingu FIFA jak po swoje i choć grające w składzie zbliżonym do optymalnego Niemki wcale nie prezentowały się źle, to na ich tle Szwedki zagrały po prostu koncertowo. Do pełni szczęścia zabrakło może tylko gola, choć jeszcze przed przerwą futbolówkę w siatce Merle Frohms zdołała umieścić Stina Blackstenius. Prowadząca to spotkanie Shona Shukrula, zgodnie z sugestią swojej asystentki, zdecydowała się jednak odgwizdać spalonego i choć z perspektywy trybun sytuacja ta wyglądała absolutnie czysto, to jednak powściągliwa reakcja szwedzkiej ławki może sugerować, że koniec końców racja mogła znajdować się po stronie pani arbiter. Bez względu na to, napastniczce Arsenalu i tak należą się pochwały za idealne wyjście na pozycję, a także przytomne i precyzyjne uderzenie głową. Gdyby jednak w tym miejscu zacząć wystawiać naszym kadrowiczkom indywidualne laurki za pojedyncze zagrania, to zabawa ta ciągnęłaby się w nieskończoność. Bo w grze ekipy Gerhardssona tego wieczora słabych punktów w zasadzie nie było.

Jeszcze kilka dni temu zastanawialiśmy się jak wypadnie prawdopodobnie najpoważniejszy dotychczas reprezentacyjny test Zeciry Musovic, a tymczasem okazało się, że golkiperka Chelsea przez ponad dziewięćdziesiąt minut musiała radzić sobie z zaledwie jednym strzałem w światło bramki (na dodatek zblokowanym wcześniej przez szwedzką defensywę). Do tego doszły jeszcze dwa skuteczne piąstkowania po kornerach, jedno przytomne wyjście na przedpole i trochę szczęścia po minimalnie niecelnym strzale z dystansu Liny Magull. No cóż, nie będzie przesady w stwierdzeniu, że zdecydowanie bardziej intensywne były z perspektywy Musovic niedawne mecze przeciwko Reading czy Liverpoolowi, co potwierdza jedynie tezę, że osłabiona brakiem kontuzjowanej Ilestedt formacja obronna spisała się na medal. I o ile jeszcze w czwartek mieliśmy sporo uwag w zakresie niedokładności oraz braku dyscypliny, o tyle dziś wszystko funkcjonowało niczym dobrze naoliwiona maszyna. I nawet jeśli Magdalenie Eriksson przytrafił się jeden kompletnie niepotrzebny pass prosto pod nogi rywalki, to takie kiksy musimy zwyczajnie wrzucić w koszty. Bo jak doskonale wiadomo, mecze perfekcyjne trafiają się raz na dekadę, a my swój limit na lata dwudzieste wykorzystaliśmy już w Jokohamie, na inaugurację japońskich Igrzysk. Mówiąc już jednak całkiem serio, nie sposób nie wyróżnić indywidualnie debiutującej dziś w dorosłej kadrze Stiny Lennartsson, która przez niemal osiemdziesiąt minut bardzo dobrze wyłączała z gry najpierw Klarę Bühl, a następnie Svenję Huth. Brzmi całkiem zacnie jak na pierwszy taki mecz, prawda? Raz jeszcze na solidnym poziomie zaprezentowała się także Nathalie Björn, niejako zastępująca w wyjściowej jedenastce wspomnianą wcześniej Ilestedt. Defensorka Evertonu ponownie udowodniła jednak, że wielkie mecze i ponad dwadzieścia tysięcy kibiców rywala na trybunach stanowią dla niej wyłącznie dodatkową motywację i to właśnie ona sprawiała wrażenie pewniejszej w naszym duecie stoperek.

Świetną partię w środku pola zagrała Filippa Angeldal, która chyba na dobre przyzwyczaiła nas do tego, że w reprezentacyjnej koszulce nie zdarza jej się schodzić poniżej określonego, na dodatek naprawdę wysokiego poziomu. W wygranej walce o dominację w centralnym sektorze równie dzielnie, co skutecznie sekundowała jej Elin Rubensson, a gdy w jej miejsce po godzinie gry pojawiła się Julia Zigiotti … wszyscy zaczęliśmy przecierać oczy ze zdumienia. Pomocniczka Brighton chyba przypomniała sobie najwspanialsze chwile spędzone w Hammarby i Göteborgu, pokazując nam prawdopodobnie najbardziej efektowne trzydzieści minut w całej swojej historii występów w kadrze. I to na dodatek grając w stosunkowo nowej dla siebie roli, co raz jeszcze pokazuje, jak skuteczny pod względem taktycznym potrafi być sztab Gerhardssona. Oklaskując kolejne heroiczne odbiory autorstwa Zigiotti, nie mogliśmy jednak przede wszystkim wyjść z podziwu, jak doskonale nasza kadra prezentuje się pod względem fizycznym. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, na tle zdecydowanie najlepszej pod względem motorycznym reprezentacji w Europie Szwedki wyglądały po prostu solidniej. I wyłączając może pierwsze dziesięć minut drugiej połowy, w tym aspekcie to gospodynie miały na murawie w Duisburgu niemałe problemy. A gdy Martina Voss próbowała przytomnie ratować sytuację taktyczną roszadą, w pobliżu szwedzkiej ławki czekała już uprzednio przygotowana odpowiedź, dzięki czemu cały czas to po naszej stronie znajdowała się inicjatywa. Gdy grasz z rywalem z najwyższej półki, nie możesz pozwolić mu na odnalezienie właściwego rytmu i sztuka ta udała się dziś podopiecznym Gerhardssona niemal bezbłędnie.

Na koniec kilka słów o Fridolinie Rolfö, która tego dnia do złudzenia przypominała najlepszą wersję siebie z hiszpańskich boisk. Pamiętacie jeszcze, jak podczas angielskiego EURO pod adresem gwiazdy Barcelony co i rusz pojawiały się głosy umiarkowanej krytyki? Dziś o niczym podobnym mowy być nie może, a liderka naszej kadry przedstawiła nam jednoznaczne argumenty za tym, że do roli tej jest w stu procentach gotowa nie tylko na papierze. Nieco mniej efektowny występ zaliczyła na przeciwległej flance Sofia Jakobsson, ale dla skrzydłowej z Kalifornii również był to swego rodzaju mecz na przełamanie i oby stał się on zapowiedzią lepszych czasów dla tej zawodniczki. I gdyby choć jedną ze stworzonych sytuacji udało się zamienić na gola, to pewnie byłoby jeszcze bardziej miło, ale z drugiej strony … jeśli na murawie w Duisburgu udaje się nam aż sześciokrotnie stworzyć doskonałą sytuację pod bramką Frohms, to chyba i tak nie ma za bardzo na co narzekać. Szczególnie, że dobrze skądinąd dysponowane przeciwniczki nie potrafiły zrewanżować się choćby jedną wykreowaną przez siebie setką. A że nie wpadło? Trudno, najwyżej wpadnie w sierpniu. Bo to właśnie wtedy najbardziej będzie liczyło się, aby w sytuacji sam na sam Blackstenius zmieściła futbolówkę po właściwej stronie słupka.

gerswe

Mistrzynie Azji zapomniały pobronić

madde

Uśmiech na twarzy Madelen Janogy ani trochę nie dziwi (Fot. SvFF)

Całe szczęście, że swój pierwszy oficjalny mecz w tym roku kadra Petera Gerhardssona rozgrywała na kameralnym Marbella Football Centre, bo gdybyśmy znajdowali się na przykład na Gamla Ullevi, to być może niektórzy kibice spóźniliby się na decydujący fragment spotkania. Bo choć trudno w to uwierzyć, to Szwedki rozpoczęły od tak mocnego uderzenia, że jeszcze przed upływem trzeciej minuty gry udało im się wypracować bezpieczną, dwubramkową zaliczkę. I nawet jeśli gdzieś w środku wiedzieliśmy, że w rywalizacji z poważnym przeciwnikiem chińska defensywa potrafi posypać się niczym niedbale zbudowany domek z kart, to jednak chyba sami nie spodziewaliśmy się taśmowo kreowanych przez nasze zawodniczki kolejnych sytuacji bramkowych. A o te momentami było nawet łatwiej niż w pamiętnej, treningowej gierce w Gruzji, co bynajmniej nie wystawia urzędującym mistrzyniom Azji przesadnie dobrego świadectwa. Wrażenie mocno pogubionej sprawiała także strzegąca dostępu do chińskiej bramki 25-letnia golkiperka Yu Zhu, która pierwszą w miarę udaną interwencję zanotowała już po tym, kiedy trzeci raz przyszło jej wyjmować futbolówkę z siatki. A skoro u rywalek nie funkcjonowała ani bramkarka, ani obrończynie, to nietrudno domyślić się, że efekt końcowy takiego układu nie mógł być dla podopiecznych trenerki Qingxii Shui satysfakcjonujący. Tym bardziej, że Szwedki wcale nie musiały wznosić się na wyżyny swoich piłkarskich umiejętności, aby przejąć całkowitą kontrolę nad spotkaniem. Wystarczyło trochę mocniejszego pressingu, klasyczne, prostopadłe podania otwierające boczne sektory boiska, czy wreszcie kilka fizycznych wejść ze strony Rolfö, Blackstenius, czy Rubensson, a wynik na tablicy zmieniał się coraz wyraźniej na naszą korzyść.

Błędy i nieporadność przeciwniczek trzeba jednak umieć wykorzystać, a jeśli mecz przeciwko mimo wszystko przyzwoitemu rywalowi ustawia się pod siebie w trzy minuty, to bez względu na okoliczności, zasługuje to na naprawdę spory szacunek. Tym bardziej, że wspomniane już Blackstenius i Rolfö weszły w mecz na naprawdę wysokich obrotach, niezmiennie przejawiając dużą chęć do gry. Podobnymi słowami możemy opisać postawę duetu środkowych pomocniczek, gdyż w początkowej fazie gry zarówno Angeldal, jak i Rubensson w ogóle nie dały pograć swoim chińskim vis-a-vis. I nawet jeśli z upływem czasu obie nasze dyrygentki nieco spuściły nogę z gazu, wtapiając się tym samym w boiskowy tłum, to w decydujących – jak się miało później okazać – chwilach niezmiennie mogliśmy liczyć na nieocenione wsparcie z ich strony. Pierwszoplanową bohaterką pozytywną została jednak ustawiona po części z konieczności, a po części z potrzeby chwili na dziesiątce Madelen Janogy. Po zawodniczce Hammarby ani trochę nie było widać tego, że sezon w drużynie klubowej przyjdzie jej zainaugurować dopiero za sześć tygodni, dzięki czemu właściwie nie dało się odczuć, że po boisku nie biega tego dnia kontuzjowana Kosovare Asllani. Mało tego, popularna Madde współpracowała w kwadracie z Blackstenius, Rolfö oraz Kaneryd tak płynnie, jakby piłkarki te zagrały w takiej konfiguracji przynajmniej kilkadziesiąt meczów, a nie kilka jednostek treningowych. I nawet jeśli weźmiemy poprawkę na to, że chińska defensywa cały czas pozwalała na bardzo wiele, to imponująca nie tylko liczbami stricte ofensywnymi, ale również cennymi odbiorami i odpowiedzialnymi powrotami zawodniczka z Södermalm bez wątpienia zapisze ten wieczór na ogromny plus. Podobnie zresztą jak coraz odważniej rozpościerająca reprezentacyjne skrzydła Kaneryd, której wyłącznie nieco więcej szczęścia zabrakło do tego, aby zakończyć mecz z przynajmniej dwoma trafieniami na koncie.

O ile jednak z przodu zgadzało się nam sporo, o tyle w tyłach problemy miały dziś nie tylko nasze rywalki. Wiadomym jest, że jeśli skutecznie zamykasz mecz w niespełna piętnaście minut, to dalszą jego część gra się już trochę inaczej, ale nie było przypadku w tym, że selekcjoner Gerhardsson co i raz apelował do swoich obrończyń o koncentrację i większe zaangażowanie. Mistrzynie Azji rozstrzygały bowiem na swoją korzyść zdecydowanie zbyt wiele pojedynków główkowych, a zarówno Shenshen Wang, jak i Yu Yi Xiao często były pozostawione w newralgicznych sektorach bez należytej opieki. Najczęściej kończyło się to wszystko na strachu, ale jednak nad wspomnianą już niefrasobliwością nie da się przejść ot tak do porządku dziennego. Tym bardziej, że do tego wszystkiego dochodziły jeszcze rażące pomyłki w pozycjonowaniu i wyprowadzaniu piłki od szwedzkich obrończyń oraz niedokładne podania w poprzek boiska, co już w najbliższy wtorek może okazać się potencjalnie problematyczne. Swojego dnia nie miała także Jennifer Falk, która wprawdzie doskonale zachowała czujność przy sprytnie wykonanym przez Zhang rzucie wolnym, ale już podejmowane przez nią decyzje na przedpolu częściej wprowadzały w naszych szeregach chaos niż spokój. Kilka słów można byłoby napisać ponadto o dwóch szwedzkich debiutantkach, ale występ biegających na przeciwległych flankach formacji defensywnej Anny Sandberg i Hanny Lundkvist można po prostu określić jako przeciętny. Obie starały się zaznaczyć swoją obecność na boisku, a w przypadku zawodniczki madryckiego Atletico momentami całkiem przyzwoicie wyglądała także współpraca ze skrzydłową. Tych konkretów po obu stronach mogło jednak być trochę więcej, a dodatkowo nie możemy zapomnieć, że to właśnie Sandberg dopuściła do precyzyjnego dośrodkowania Mengwen Li, po którym to najlepsza wśród mistrzyń Azji Xiao strzeliła honorowego gola. Dodatkowym problemem szwedzkiej formacji obronnej może okazać się ponadto uraz Amandy Ilestedt, która już w doliczonym czasie gry nieprzyjemnie podkręciła kostkę po zderzeniu we własnej szesnastce z Falk. A my możemy jedynie domyślać się, że w tym właśnie momencie w Paryżu poleciało zapewne przynajmniej kilka mocnych przekleństw, gdyż w ostatnich tygodniach nad defensywą PSG wydaje się ciążyć jakieś fatum.

Tak, czy inaczej, reprezentacyjny rok 2023 rozpoczynamy od pewnego zwycięstwa, ale nie zapominajmy, że to nie o wynik chodziło dziś w pierwszej kolejności. Cieszymy się przede wszystkim niezmiennie rosnącą formą Madelen Janogy, solidną postawą naszych kluczowych zawodniczek w osobach Rolfö i Blackstenius, kolejnym golem po stałym fragmencie gry i przetestowaniem kilku ofensywnych wariantów, które z powodzeniem mogą przydać się nam na przykład w fazie grupowej australijsko-nowozelandzkiego mundialu. Kilka aspektów wciąż pozostaje do poprawy, a sprawy ani trochę nie ułatwia fakt, że przed arcytrudnym testem w Duisburgu szwedzki selekcjoner będzie miał potężny ból głowy z optymalnym zestawieniem formacji defensywnej. Jedna z przewidzianych do wyjściowej jedenastki piłkarek właśnie najpewniej na dobre się z tej roli wypisała, ale jeśli już się sprawdzać, to tylko z takimi rywalkami i tylko w potencjalnie niesprzyjających okolicznościach. Bo dokładnie na to samo musimy być w pełni przygotowani także na przełomie lipca i sierpnia. A póki co, w podróż do Niemiec udajemy się nie bez strat, ale mimo wszystko w dobrych nastrojach.

swechn

Nadchodzi czas weryfikacji

peter

Mundial w Oceanii będzie najtrudniejszym testem w selekcjonerskiej karierze Gerhardssona (Fot. Getty Images)

Rywalizacja szwedzko-chińska była swego czasu prawdziwym klasykiem piłki reprezentacyjnej. Ten chyba najbardziej pamiętny jej rozdział napisany został dokładnie 32 lata temu, kiedy to na stadionie w Kantonie obie ekipy zmierzyły się w meczu, którego stawką był awans do strefy medalowej mundialu ’91. Piłkarki z Azji dysponowały wówczas najsilniejszą kadrą w całej swojej historii, a jej siłę dopiero co na własnej skórze poczuły między innymi broniące tytułu Norweżki, przegrywając w bezpośrednim starciu 0-4. Chińska maszyna sprawiała wrażenie doskonale naoliwionej i przez fazę grupową rozgrywanego u siebie turnieju przeszła niczym błyskawica, jeszcze mocniej zaostrzając i tak ogromnie już rozbudzone apetyty miejscowych fanów. Ćwierćfinał ze Szwecją miał być jedynie kolejnym przystankiem w drodze po marzenia, bo choć nasza kadra także prezentowała określoną, sportową jakość, to jednak w rywalizacji z gospodyniami imprezy faworytem zdecydowanie nie była. Tymczasem wystarczyło zaledwie 120 sekund, aby Pia Sundhage skutecznie uciszyła trybuny w Kantonie, a gdy te po pierwszym szoku poznawczym trochę doszły do siebie, to rozpoczął się klasyczny one-woman-show w wykonaniu Elisabeth Leidinge. Golkiperka Jitexu postawiła między słupkami szwedzkiej bramki niewidzialny mur, którego tego wieczora nie byłaby w stanie sforsować absolutnie żadna siła, a kolejne pomruki niezadowolenia miejscowych fanów stawały się tak głośne, że słychać było je nawet w Szanghaju i Pekinie. To wszystko jednak nie pomogło i tego właśnie dnia Leidinge stała się pierwszą postacią, która w pojedynkę zatrzymała triumfalny, chiński marsz po złoto i gwiazdkę na reprezentacyjnej koszulce. Co ciekawe, dokładnie tym samym wyczynem osiem lat później popisała się Kristine Lillly, a konkretnie jej głowa, ale to już całkiem inna historia na całkiem inne opowiadanie.

Te nieco nostalgiczne wspominki są o tyle uzasadnione, że znów znajdujemy się przecież w roku mundialowym. Tym razem starcie z reprezentacją Chin będzie miało dla naszych zawodniczek oczywiście inny wymiar i to przynajmniej z dwóch całkowicie oczywistych powodów. Po pierwsze, jest ono jedynie elementem przygotowań do imprezy zasadniczej; po drugie – z chińskiej potęgi na tę chwilę zostały już głównie wspomnienia. I choć kadra prowadzona przez Qingxię Shui (nota bene doskonale pamiętającą niezapomniany wieczór z jesieni ’91) w minionym roku sięgnęła po Puchar Azji, to jednak jej potyczki z zespołami szeroko pojętej czołówki światowej kończyły się ostatnimi czasy głównie spektakularnymi klęskami, ocierającymi się wręcz o kompromitację. Bo wyników pokroju 2-8 z Holandią, czy 0-5 z Brazylią zwyczajnie nie da się nazwać inaczej. Dlatego też dziś, odwrotnie niż nieco ponad trzy dekady temu, to Szwedki przystąpią do rywalizacji z pozycji faworytek, choć nie końcowy rezultat będzie w najbliższy czwartek najważniejszą kwestią. Jasne, miło byłoby rozpocząć nowy rok od efektownego zwycięstwa, ale po raz pierwszy od dawna trafił nam się czas, w którym nie musimy nerwowo liczyć punktów w pogoni za kolejnymi rankingami i rozstawieniami. To daje nam oczywiście pewien komfort, choć gdy tylko przypomnimy sobie, jak prezentuje się kalendarz FIFA na najbliższe miesiące, staje się on mocno ograniczony. Sprawy mają się bowiem tak, że przed ogłoszeniem ostatecznych, 23-osobowych kadr na mundial, reprezentacje spędzą ze sobą zaledwie dziewiętnaście dni. Tyle będzie musiało wystarczyć, aby Peter Gerhardsson wraz ze swoim sztabem znalazł właściwe odpowiedzi na kluczowe pytania, a zakontraktowane zawczasu cztery mecze towarzyskie (dwa w lutym, dwa w kwietniu) będą miały mu w tym pomóc. Choć nie da się ukryć, że szczególnie z perspektywy zawodniczek występujących na co dzień na boiskach Damallsvenskan czy NWSL, terminarz ten jest więcej niż niefortunny.

Jakiekolwiek narzekania nie mają jednak większego sensu, więc po prostu wierzymy w to, iż żaden spośród wspomnianych wcześniej dziewiętnastu dni nie zostanie zmarnowany. Kadra trenera Gerhardssona postawą w chwilach największej próby zapracowała sobie na sporą dozę zaufania i choć w ostatnich miesiącach dało się zauważyć u naszego selekcjonera pewne symptomy zbyt mocnego przyzwyczajenia do nazwisk kojarzących się mu z sukcesem, to jednak niezmiennie liczymy na to, że i tym razem selekcja okaże się właściwa. Mecz przeciwko reprezentacji Chin będzie pierwszą okazją do przetestowania wybranych wariantów, a kolejna – już za nieco ponad tydzień – czeka nas w Duisburgu. I tam poprzeczka pójdzie już znacząco do góry, gdyż formę naszych kadrowiczek sprawdzą coraz bardziej rozpędzone wicemistrzynie Europy i wiceliderki rankingu FIFA, które dopiero co klepnęły na wyjeździe USA. Jeśli jednak mamy się sprawdzać, to najlepiej właśnie na tle takich rywalek, gdyż doskonale wiemy, co czeka nas w ewentualnej fazie pucharowej australijsko-nowozelandzkiego mundialu. I to właśnie tam nadejdzie ostateczny czas weryfikacji, który mocno zdefiniuje nasze spojrzenie nie tylko na kończący się właśnie czteroletni cykl, ale i na całą selekcjonerską kadencję Gerhardssona. Zegar tymczasem niezmiennie pędzi do przodu, a jego licznik wskazuje na dziś 154 dni. Dużo to, czy mało? Okaże się!

Kadra na Chiny i Niemcy

Selekcjoner Peter Gerhardsson powołał pierwszą w tym roku kadrę na oficjalne zgrupowanie i … trzeba mu oddać, że nie obyło się w niej bez delikatnego, zimowego odświeżenia. Bo o ile nominacja dla Tove Enblom może być traktowana chyba jednak w kategoriach ciekawostki i nagrody za świetnie przepracowany na portugalskim wybrzeżu Algarve styczeń, o tyle kilku piłkarkom z pola warto przyjrzeć się bliżej. Szansę potencjalnego debiutu w reprezentacji A otrzymały bowiem aż cztery takie zawodniczki i tak się składa, że wszystkie one to przedstawicielki szeroko pojętej defensywy. Cieszyć może fakt, że wreszcie dostrzeżona została Freja Olofsson, ale timing tej decyzji może już nieco zastanawiać. 24-latka z Örebro powołania doczekała się bowiem nie po kapitalnym sezonie na boiskach Damallsvenskan, nie wówczas, gdy swoją solidną grą cieszyła fanów z Louisville, nawet nie zaraz po rekordowym transferze do Hiszpanii, a w momencie, kiedy to ma niemałe problemy z regularnymi występami w barwach madryckiego Realu. Taka zawodniczka z pewnością zasługuje jednak na to, aby zbyt pochopnie jej nie skreślać, więc samą decyzję ocenić należy na plus. Tym bardziej, że sparing z Chinkami rozegramy przecież na hiszpańskiej ziemi, czyli tam, gdzie akurat Olofsson powinna czuć się doskonale. Pozostałe nowe twarze to już poszukiwania dodatkowych opcji na mocno przetrzebionych kontuzjami bokach defensywy, a alternatywę w tych sektorach boiska stanowić mają nastoletnia rewelacja rundy jesiennej Anna Sandberg z Häcken, jej nieco bardziej doświadczona koleżanka Stina Lennartsson z Linköping, czy wreszcie jeszcze jedna Hiszpanka w tym towarzystwie, czyli Hanna Lundkvist z Atletico. Do tej listy śmiało moglibyśmy dopisać nasze ubiegłoroczne odkrycie w osobie Hanny Wijk, która jednak u progu nowego sezonu zmaga się z problemami zdrowotnymi.

kadra1

t1


Podczas wtorkowej konferencji poznaliśmy także nazwiska 23 piłkarek powołanych na lutowe zgrupowanie szwedzkiej kadry B, zwanej oficjalnie kadrą U-23 (choć patrząc na nazwiska widzimy, że jak zwykle jest to nazwa mająca niewiele wspólnego z rzeczywistością). Podopieczne trenera Martina Qvarmansa Möllera swój obóz rozpoczną w najbliższy poniedziałek w hiszpańskiej Marbelli, a jego punktem kulminacyjnym będą dwa mecze towarzyskie z naprawdę mocnymi rywalkami. 16. lutego aktualną siłę zaplecza szwedzkiej kadry sprawdzą bowiem młode Holenderki, a cztery dni później to samo uczyni reprezentacja Włoch.

Kadra reprezentacji B na Holandię i Włochy:

Bramkarki: Sofia Hjern (Norrköping), Emma Holmgren (Lyon), Angel Mukasa (Rosengård)

Obrończynie: Wilma Carlsson (Piteå), Evelina Duljan (Juventus), Josefin Harrysson (Kristianstad), Elma Nelhage (Häcken), Agnes Nyberg (Uppsala)Josefine Rybrink (Häcken)

Pomocniczki: Fanny Andersson (Piteå), Marika Bergman Lundin (Häcken), Wilma Finnman (Kalmar), Alexandra Hellekant (Häcken), Stinalisa Johansson (Djurgården), Felicia Saving (Linköping), Alva Selerud (Roma), Linn Vickius (Vålerenga), Matilda Vinberg (Hammarby)

Napastniczki: Evelyn Ijeh (Växjö), Zara Jönsson (Stabæk), Cornelia Kapocs (Linköping), Loreta Kullashi (Rosengård), Paulina Nyström (Juventus)

Witajcie w naszej lidze

1361266

Jordan Brewster – nowa idolka trybun w Kristianstad? (Fot. KDFF)

Wszyscy doskonale wiemy, że Damallsvenskan to świetne okno wystawowe dla piłkarek marzących o wielkiej, sportowej karierze. I choć dziś żyjemy w nieco innych realiach ekonomicznych niż na przykład dwadzieścia lat temu, to najwyższa klasa rozgrywkowa w Szwecji niezmiennie pozostaje całkiem atrakcyjnym wyborem dla młodych zawodniczek, które już za chwilę ruszą na podbój największych aren Europy i świata. Jasne, nie zawsze starania te kończą się pełnym powodzeniem, ale nawet wpis sprzed kilku dni pokazuje, jak wiele rozpoczętych właśnie na naszym klubowym podwórku karier doczekało się kolejnych, udanych rozdziałów. Tej zimy szeregi Damallsvenskan także opuściła całkiem solidna reprezentacja i mocno trzymamy kciuki, aby Amalie Vangsgaard, Pauline Hammarlund, czy Paulina Nyström odważnie podążyły śladami Marty Vieiry da Silvy, Lotty Schelin lub Pernille Harder. Życie nie znosi jednak pustki, a transferowy łańcuch pokarmowy wygląda tak, że każdą powstałą lukę trzeba jak najszybciej wypełnić. Szwedzkie zespoły najwyraźniej wzięły sobie tę maksymę głęboko do serca, w związku z czym grudniowo-styczniowe poranki upłynęły nam nie tylko przy akompaniamencie pożegnań, ale i powitań. A skoro tak, to warto przyjrzeć się tym zawodniczkom, które już tej wiosny będą nas – miejmy nadzieję – czarować swoją grą w każdy kolejny weekend. I z całkiem sporym prawdopodobieństwem możemy założyć, że to właśnie one rzucą poważne wyzwanie Evelyne Viens, Oldze Ahtinen oraz Sofii Bredgaard w wyścigu o tytuł MVP nadchodzącej, ligowej kampanii. Oto subiektywny ranking sześciu najbardziej ekscytujących nowych twarzy na szwedzkich boiskach (kolejność alfabetyczna):

Jordan Brewster (23 lata, obrończyni, Kristianstad) – zastąpienie Gabrielle Carle czy Easther Mayi Kith to zadanie niełatwe, bo choć żadna z nich nie była może postacią, o której w trakcie sezonu mówiło się najwięcej, to jednak częstotliwość, z jaką obie wymienione tu panie były wybierane na przykład do jedenastek kolejki, jednoznacznie wskazuje na ich wkład w sukcesy klubu z północno-wschodniej Skanii. W Kristianstad mogą jednak o tyle spać spokojnie, że Elisabet Gunnarsdottir i jej sztab postarali się o naprawdę godną następczynię. Mówimy wszak o zawodniczce, która dopiero co była wymieniana w kontekście niezwykle prestiżowej Nagrody Hermanna, a indywidualne nagrody i wyróżnienia także nie są jej obce. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że spokojnie poradziłaby sobie na boiskach NWSL, więc tym większa radość, że to właśnie Damallsvenskan stanie się przynajmniej na pewien czas jej nowym domem. I oby był to naprawdę owocny dla obu stron związek.

Maika Hamano (18 lat, napastniczka, Hammarby) – Ile ty masz lat? Osiemnaście! Jedna z bohaterek finału (i półfinału zresztą też!) młodzieżowych mistrzostw świata zdecydowała się w bardzo młodym wieku opuścić najlepszą japońską akademię, ale zanim wyruszy na podbój londyńskich uniwersytetów, czeka ją jeszcze dwunastomiesięczny staż w południowym Sztokholmie. Rozpoczęła go od niezwykle mocnego uderzenia (cztery gole w dwóch inauguracyjnych meczach sparingowych) i jeśli tylko uda jej się podtrzymać tę fenomenalną dyspozycję, to zielono-białe trybuny w najbliższym czasie nie raz oszaleją ze szczęścia. A to będzie zdecydowanie przepiękny obrazek.

Audrey Harding (24 lata, napastniczka, Örebro) – w barwach Uniwersytetu Karoliny Północnej z niebywałą regularnością biła kolejne rekordy strzeleckie i punktowe. To wszystko wystarczyło jednak zaledwie do tego, aby zostać wybraną w czwartej rundzie ubiegłorocznego draftu. Rozczarowanie? Najwyraźniej nie dla samej zainteresowanej, która z determinacją szła po swoje i latem 2022 najpierw wywalczyła sobie miejsce w kadrze Washington Spirit, a następnie zaliczyła dziewięć występów w najbardziej wymagającej lidze świata. I nawet jeśli liczba ta szału nie robi, to szacunek budzić musi. Tym bardziej, że akurat na Behrn Arenie mają całkiem przyjemne doświadczenia ze współpracy z zawodniczkami z przeszłością w amerykańskiej stolicy. A historia podobno lubi się powtarzać.

Clarisa Larisey (23 lata, napastniczka, Häcken) – nigdy nie była cudownym dzieckiem kanadyjskiego futbolu, jakich w ostatnich latach ewidentnie nie brakowało. Miniony rok był jednak w jej wykonaniu prawdziwą eksplozją nieco uśpionego dotąd potencjału. Na boiskach szkockiej ekstraklasy robiła prawdziwą furorę, a niebywała solidność i regularność doprowadziły ją w końcu do upragnionego debiutu w kadrze Bev Priestman. I jeśli wydarzy się to, co wydaje się być najbardziej logicznym ciągiem dalszym tej historii, to w Västergötland być może doczekali się właśnie godnej następczyni Christen Press. A to porównanie zdecydowanie wyraża więcej niż tysiąc słów.

Isabella Obaze (20 lat, obrończyni, Rosengård) – pochodzi z Nigerii, ale urodziła się w Danii i to właśnie tam wychowała się jako piłkarka. Jest niezwykle wszechstronna i doskonale potrafi odnaleźć się zarówno w trzy-, jak i czteroosobowym bloku defensywnym, co może okazać się niezwykle cenną informacją dla jej nowej trenerki Renée Slegers. W ostatnich dwóch kampaniach była podstawową zawodniczką HB Køge, z którym nie tylko sięgnęła po pierwsze dla klubu mistrzostwo Danii, ale także sensacyjnie awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzyń. Po transferze do Rosengård stała się najdroższą zawodniczką w historii Kvindeligi, a doskonale wiemy, że akurat obrończyniom taki zaszczyt trafia się niezwykle rzadko. I to chyba mówi o niej naprawdę wiele.

Kristen Sakaki (24 lata, obrończyni, Norrköping) – Spartanka z Kolumbii Brytyjskiej to zawodniczka o zdecydowanie najskromniejszym CV w tym gronie. Bo choć jej uczelniane liczby robią na pierwszy rzut oka całkiem solidne wrażenie (szczególnie, że mówimy tu o lewej obrończyni), to jednak reprezentując prowincjonalny Uniwersytet Trinity Western w Langley nie miała okazji rywalizować na podobnym poziomie, co największe gwiazdy akademickie w NCAA. Jej profesjonalna kariera także póki co nie powala na kolana, bo we Francji nie udało się jej ani indywidualnie (mało występów w wyjściowej jedenastce), ani drużynowo (Saint-Ètienne ostateczne spadł z ligi). Coś podpowiada jednak, że transfer do beniaminka z Norrköping może okazać się najlepszym wyborem w jej dotychczasowej karierze, tym bardziej, że trener Fredheim zdecydowanie potrafi pomagać zawodniczkom o właśnie takim profilu w wyprowadzaniu karier na właściwe tory. A zatem obserwujemy i mocno ściskamy kciuki!

Raport z boisk Europy

ChelseaWomen_Zecira_Musovic

Zecira Musovic coraz częściej ma okazję prezentować się na boiskach FA WSL (Fot. The Guardian)

Globalizacja futbolu postępuje, w związku z czym z każdym upływającym rokiem znacząco zwiększa się liczba szwedzkich piłkarek próbujących szczęścia poza granicami kraju. A ponieważ już za kilkadziesiąt godzin w wielu najsilniejszych ligach Europy oficjalnie zamknie się zimowe okienko transferowe, to nie będzie chyba lepszego momentu, aby przyjrzeć się naszym ambasadorkom, które na co dzień oklaskiwane są przez fanów z Barcelony, Rzymu, czy Londynu. Tym razem darujemy sobie jednak tabelki ze sporą ilością cyferek, bo chodzi tu nie tyle o nie, co o sprawdzenie, w ilu przypadkach decyzja o próbie podboju kontynentu okazała się strzałem w przysłowiową dziesiątkę, a w ilu wręcz przeciwnie. Bo brutalna rzeczywistość wygląda tak, że niestety nie każda z naszych utlandsproffs (tak nazywamy potocznie szwedzkie piłkarki występujące zagranicą) cieszy się zaufaniem swoich trenerów klubowych. A jego brak i w konsekwencji mocno nieregularne występy mogą okazać się poważnym problemem chociażby w perspektywie lipcowo-sierpniowego mundialu. Pod lupę braliśmy oczywiście rozgrywki w pięciu czołowych ligach Europy, gdyż norweska Toppserien oraz amerykańska NWSL (gdzie też mamy swoją reprezentację) grają jak wiadomo systemem wiosna-jesień.


Anglia

Grają regularnie: Hanna Bennison (Everton), Nathalie Björn (Everton), Stina Blackstenius (Arsenal), Magdalena Eriksson (Chelsea), Emma Kullberg (Brighton), Julia Zigiotti (Brighton)

Grają nieregularnie: Filippa Angeldal (Man. City), Lina Hurtig (Arsenal), Johanna Kaneryd (Chelsea), Zecira Musovic (Chelsea)

Grają sporadycznie lub wcale: –

Dołączyły w zimowym okienku: –

Co ciekawe, najsilniejsza liga Europy jest jednocześnie tą, w której szwedzkie zawodniczki grają najbardziej regularnie. Pozycja Magdaleny Eriksson w Chelsea jest niepodważalna nawet w momencie, gdy absolutnie nie mówimy już o zawodniczce wymienianej w gronie podstawowych kandydatek do jedenastki sezonu. Na fali wznoszącej znajduje się za to Hanna Bennison, która jesienią stała się centralnym elementem drugiej linii Evertonu i szczególnie na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku to głównie za jej sprawą The Toffees rozpoczęły marsz w górę ligowej tabeli. Problemów z regularnymi występami (ich jakość to już temat na zupełnie inne opowiadanie) nie ma także nasz duet z Brighton, choć Emmę Kullberg z gry wyłączyły ostatnio kwestie zdrowotne. Te ostatnie szerokim łukiem omijają póki co Stinę Blackstenius, która z kolei wobec urazów Vivienne Miedemy oraz Beth Mead stała się postacią numer jeden w pierwszej linii Arsenalu. A w niej coraz częściej oglądać możemy także Linę Hurtig, gdyż to właśnie była zawodniczka Linköping i Juventusu w zaistniałej sytuacji wskoczyła pod koniec roku do wyjściowej jedenastki Jonasa Eidevalla. Wielkich zmian nie odnotowano póki co u Filippy Angeldal, więc z powodów patriotycznych powinniśmy chyba ściskać kciuki, aby Manchester City jak najdłużej występował zarówno w Pucharze Anglii, jak i w Conti Cup. W tych samych rozgrywkach dotychczas najczęściej podziwialiśmy także Johannę Kaneryd oraz Zecirę Musovic, ale 26-letnia golkiperka ze Skanii wraz z nadejściem Nowego Roku wreszcie stała się pierwszym wyborem Emmy Hayes między słupkami bramki mistrzyń Anglii. I niech ten stan rzeczy utrzyma się jak najdłużej, gdyż kadra tylko na tym skorzysta.


Francja

Grają regularnie: Amanda Ilestedt (PSG)

Grają nieregularnie: –

Grają sporadycznie lub wcale: Emma Holmgren (Lyon)

Dołączyły w zimowym okienku: –

Rok temu Amanda Ilestedt przeżywała swój najlepszy czas w dotychczasowej karierze i wydawało się, że to właśnie we francuskiej metropolii 29-letnia stoperka odnalazła swoje miejsce na ziemi. Dwanaście miesięcy później po tamtej formie nie ma już śladu, czego apogeum obejrzeliśmy w niedawnych derbach przeciwko Fleury. Z punktu widzenia reprezentacji lepiej jednak, aby delikatny dołek przytrafił się w połowie zimy niż na przykład w połowie lata, a o piłkarski potencjał Ilestedt – podobnie jak w przypadku Eriksson – jesteśmy względnie spokojni. Zdecydowanie inaczej mają się sprawy z Emmą Holmgren, która wobec ogromnej konkurencji w Olympique Lyon raczej w najbliższej przyszłości nie powinna liczyć na regularną grę w barwach mistrzyń Francji. W tej nieco dalszej zresztą również.


Hiszpania

Grają regularnie: Amanda Edgren (Huelva), Sofia Hagman (Huelva), Hanna Lundkvist (Atletico), Fridolina Rolfö (Barcelona)

Grają nieregularnie: Freja Olofsson (Real)

Grają sporadycznie lub wcale: –

Dołączyły w zimowym okienku: Therese Simonsson (Huelva)

Zaczniemy dość nietypowo, bo od wizyty w Huelvie, ale ta ekstrawagancja jest tym razem jak najbardziej uzasadniona. Piłkarki Sportingu były bowiem jedną z największych rewelacji pierwszej części sezonu i jeszcze tydzień temu niespodziewanie chyba nawet dla samych siebie plasowały się w górnej połówce tabeli Ligi F. Co godne odnotowania, ten niewątpliwy sukces nie byłby możliwy bez dwójki szwedzkich pomocniczek w osobach zorientowanej zdecydowanie na ofensywę Amamdy Edgren oraz jej nieco bardziej defensywnej koleżanki Sofii Hagman. I choć niedzielna porażka w Sociedad była cokolwiek bolesna, a przewaga nad strefą spadkową wciąż nie pozwala kibicom w Huelvie na spokojny sen, to mamy nadzieję, że do końca sezonu o Sportingu będziemy mówić i pisać niemal wyłącznie pozytywnie. Tym bardziej, że zimą nasza kolonia w tym klubie powiększyła się jeszcze o Therese Simonsson, której z tego miejsca gorąco życzymy powodzenia w podboju hiszpańskich aren. Pozyskana z Linköping napastniczka może pójść w ślady na przykład Fridoliny Rolfö, z której to w Barcelonie są tak bardzo zadowoleni, że właśnie przedłużyli z nią kontrakt o trzy kolejne lata. I nawet jeśli w Katalonii szwedzka 29-latka występuje na placu gry z nieco innymi zadaniami niż w kadrze, to Peter Gerhardsson już wiele razy udowadniał, iż ten fakt doskonale potrafi przekuć w atut. Zdecydowanie najbardziej niepokojące wieści długo napływały za to z Madrytu, ale w ostatnich tygodniach Hanna Lundkvist wreszcie przedarła się do wyjściowej jedenastki Atletico i mocno wierzymy w to, że w jej ślady niebawem pójdzie także Freja Olofsson. Zdajemy sobie jednak przy tym sprawę, że rywalizacja w środku pola Realu stoi jednak na zdecydowanie wyższym poziomie niż na boku defensywy Las Colchoneras.


Niemcy

Grają regularnie: –

Grają nieregularnie: Rebecka Blomqvist (Wolfsburg)

Grają sporadycznie lub wcale: Hanna Glas (Bayern)

Dołączyły w zimowym okienku: –

Liczby Rebecki Blomqvist nie są może dramatyczne, ale nie da się ukryć, że w układance trenera Stroota szwedzka napastniczka nie jest ofensywnym wyborem numer jeden. Co gorsza, nie jest nawet wyborem numer pięć, a znajdujące się przed nią w kolejce do gry konkurentki ani myślą zwalniać tempa. Podobnie jak w przypadku Angeldal, pocieszenia możemy jednak szukać w tym, że Wilczyce rywalizują jednocześnie na kilku frontach, a w terminarzu nie brakuje meczów, w których rotacja jest nie tyle możliwa, co wręcz wskazana ze względu na stosunkowo niewielkie ryzyko straty punktów. Zdecydowanie bardziej skomplikowana jest natomiast sytuacja defensorki monachijskiego Bayernu Hanny Glas, która z powodu poważnej kontuzji jesienią w ogóle nie grała w piłkę i w najbliższych tygodniach ów stan rzeczy się niestety nie zmieni.


Włochy

Grają regularnie: Kosovare Asllani (Milan), Julia Karlernäs (Como), Amanda Nildén (Juventus)

Grają nieregularnie: Marija Banusic (Parma), Emma Lind (Roma), Linda Sembrant (Juventus)

Grają sporadycznie lub wcale: Evelina Duljan (Juventus), Beata Kollmats (Roma), Elin Landström (Roma), Stephanie Öhrström (Roma)

Dołączyły w zimowym okienku: Pauline Hammarlund (Fiorentina), Paulina Nyström (Juventus), Alva Selerud (Roma)

Trwające właśnie rozgrywki zdecydowanie nie rozpieszczają sympatyków AC Milan, ale akurat do postawy Kosovare Asllani specjalnych zastrzeżeń fani Wiśniowo-Czarnych zgłaszać nie powinni. Choć trzeba uczciwie zaznaczyć, że styczeń nie był najlepszym miesiącem w wykonaniu naszej wybitnej reprezentantki i mamy nadzieję, że po mocno przeciętnym występie w derbach Mediolanu doczekamy się u niej spodziewanego odbicia formy. Powody do zadowolenia z pewnością ma także Julia Karlernäs, która po mocno nieudanych epizodach w Sevilli oraz Hisingen, właśnie we Włoszech, a konkretnie w kadrze beniaminka z Como, zdecydowanie wyprowadziła swoją karierę z powrotem na właściwe tory. W tym miejscu koniec jednak z pozytywami, bo o ile szwedzka kolonia na półwyspie Apenińskim jest wyjątkowo liczna, o tyle poza wymienioną dwójką powody do radości dawała nam jedynie Amanda Nildén, dopóki na kilka miesięcy z gry nie wyłączyła jej kontuzja. Swoje minuty zbierają ponadto Linda Sembrant oraz Emma Lind (ta ostatnia w tych mniej kluczowych z perspektywy Romy meczach), ale nie są to bynajmniej występy, o których szeroko rozpisywałyby się włoskie serwisy sportowe. Pozostałe szwedzkie piłkarki pojawiają się na boiskach Serie A albo sporadycznie, albo wcale i trudno liczyć, aby nadchodzące tygodnie przyniosły w tym aspekcie znaczącą poprawę. Choć w przypadku chociażby Elin Landström może to naprawdę dziwić, gdyż ta doświadczona defensorka ma za sobą całkiem udaną przygodą w barwach Interu. W zimowym okienku szeregi włoskich ekip zasiliły Hammarlund, Nyström oraz Selerud, ale w ich przypadku na jakiekolwiek oceny jest jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie. Łatwo jednak zdecydowanie nie będzie, gdyż mówimy o zawodniczkach, które zasiliły kadry zespołów walczących o najwyższe cele na przynajmniej dwóch frontach. Tym bardziej warto odnotować, że Selerud przywitała się z nowym otoczeniem asystą w debiucie i liczymy na to, że okaże się to dobrą wróżbą nie tylko dla niej, ale dla całej trójki nowych przedstawicielek szwedzkiej kolonii na włoskiej ziemi.