
Piłkarki z Eskilstuny skutecznie udźwignęły presję związaną z rolą faworytek drugoligowej rywalizacji (Fot. Tuna12)
Ten prowokacyjny skądinąd tytuł absolutnie nie ma na celu jakkolwiek deprecjonować bezdyskusyjnego sukcesu, który właśnie stał się udziałem ambitnej ekipy z Uppsali. Jego wydźwięk każe nam raczej zastanowić się nad całokształtem funkcjonowania klubowego futbolu w Szwecji, a także rzetelną oceną reform, których to dopiero co byliśmy świadkami i w jakimś stopniu również uczestnikami. Choć oczywiście nie mamy ani złudzeń, ani tym bardziej oczekiwań, iż SvFF, zresztą przy niemal bezwarunkowej aprobacie EFD, zejdą z jasno obranej ścieżki zmian. I kto wie, by może przyszłość ostatecznie przyzna im rację (oby!), choć w ujęciu czysto sportowym poszerzenie lig na trzech najwyższych poziomach rozgrywkowych do czternastu zespołów na ten moment niestety nijak się nie broni. Ja naprawdę rozumiem, że większość ludzi w swoich ocenach kieruje się przede wszystkim emocjami i wystarczy na przykład zacięta rywalizacja o awans lub utrzymanie, aby chór klakierów bez wahania zaintonował pochwalne śpiewy. Wystarczy jednak zajrzeć choć trochę pod powierzchnię, by zrozumieć, iż zarówno na poziomie Damallsvenskan, jak i pięterko niżej, liczba meczów nudnych, nijakich i zwyczajnie słabych jakościowo z sezonu na sezon zwiększa się w trybie geometrycznym. I tak, jak najbardziej czuję się wyjątkowo kompetentną osobą do wygłaszania tej odważnej tezy, gdyż od równo dekady (proszę bardzo, trafił się nawet całkiem przyjemny jubileusz) każdy mecz szwedzkiej pierwszej ligi (nie licząc trzymiesięcznej przerwy ze względów zdrowotnych, choć już na starcie procesu rehabilitacji wróciłem do kronikarsko-statystycznej pracy) obejrzałem w całości, a i drugoligowa młócka nie jest mi obca, odkąd tylko (re)transmisje spotkań z zaplecza stały się telewizyjnym standardem. Skróty i kompilacje najciekawszych zagrań w najmniejszym stopniu tego trendu nie oddadzą, ale możecie uwierzyć na słowo, że coraz częściej podczas teoretycznie ekstraklasowej gry łapię się na tym, iż w czasie rzeczywistym zdarza mi się zastanawiać, jakim cudem te konkretne zespoły znalazły się na samym szczycie krajowej piramidy. Czy na pewno potrzebujemy aż 28 klubów na szczeblu centralnym i kolejnych 42 bezpośrednio do tego pretendujących? Czy faktycznie aż tyle biegających po naszych boiskach zawodniczek prezentuje poziom, który można z czystym sercem nazwać pierwszoligowym? Jasne, argument o większej liczbie meczów ma sens, ale przecież dokładnie ten sam efekt bez trudu można osiągnąć innymi sposobami niż dokooptowywanie do rozgrywek dodatkowych drużyn. W Danii radzą sobie z tym tematem znakomicie, w Szwajcarii i Austrii także zaproponowano ciekawe rozwiązania, w Portugalii ichniejszą ekstraklasę czasowo zmniejszono i nawet włoska Serie A do tego roku grała w formacie dziesięciozespołowym, z jednoczesnym podziałem na grupę mistrzowską i spadkową po zakończeniu rundy zasadniczej. Dziś witamy w nie tak wcale skromnych progach Damallsvenskan dwóch beniaminków, lecz sceptycy nie bez racji piszą, że oto już poznaliśmy pierwszego przyszłorocznego spadkowicza. I nawet jeśli całe to śmieszkowanie wydaje się być wyjątkowo nie na miejscu, a drużyna z Uppsali ewidentnie cierpi nie za swoje winy i gorąco życzę jej, aby postawą na murawie skutecznie zamknęła wszystkim niedowiarkom usta, to jednak od tematu niepokojąco i systematycznie obniżającego się poziomu meczów na szwedzkich boiskach nie da się całkowicie uciec. I tylko do nas należy decyzja czy i co z tym problemem zrobimy. Być może potraktowanie obecnego okresu jako przejściowego i gra na przeczekanie faktycznie ma jakiś głębszy sens, ale jeśli tak rzeczywiście jest, to na pozytywne efekty tych działań i tak przyjdzie nam trochę poczekać. A skoro już mamy uzbroić się w wystawianą co i raz na wyjątkową próbę cierpliwość, to miło byłoby przynajmniej wiedzieć, że leci z nami jakiś pilot, ktoś w centrali nad tym wszystkim panuje, sytuacja jest na bieżąco monitorowana, a ewentualne wnioski wyciągane i poddawane skrupulatnej analizie. Tym bardziej, że w tak zwanym międzyczasie, za sprawą dwóch następujących po sobie reorganizacji, całą swoją wyjątkowość stracił Puchar Szwecji, którego prestiż nota bene we wcześniejszych latach również był regularnie marginalizowany.
Przechodząc jednak do obu naszych beniaminków, trzeba jasno powiedzieć, że napisały one w tegorocznej kampanii biegunowo różne od siebie historie. Eskilstuna United przystępowała do gry z jasnym celem awansu z pierwszego miejsca, a w klubie mocno zadbano o to, aby zminimalizować ryzyko ewentualnych wpadek. Całkiem świeżym wzorem do naśladowania miała być ubiegłoroczna przygoda Malmö FF i trzeba oddać, że piłkarki z Tunavallen postanowiły podążyć śladami poprzedniczek z błękitnej części Skanii nawet w tych elementach, których naśladować bynajmniej nie miały. Również rozpoczęły ligowe zmagania od czwórki w plecy, rozczarowały swoją postawą także w następnej serii spotkań, lecz gdy już wrzuciły odpowiedni bieg, to systematycznie oddalały się od wyjątkowo niemrawo goniącego je peletonu. Postawienie pieczęci efektowną, wyjazdową wiktorią na terenie lokalnych rywalek z Örebro z pewnością smakowało wyjątkowo, lecz od gwiazdorskiej jak na warunki Elitettan kadry na tym poziomie oczekiwać powinniśmy dokładnie takich wyników. Najlepszą snajperką zespołu okazała się wracająca na stare śmieci Felicia Rogic, o sile ofensywy stanowiły ponadto reprezentantka Nowej Zelandii Gabrielle Rennie, a także dwie posiadające pierwszoligowe doświadczenie Finki Viivi Ollonqvist oraz Inka Sarjanoja, natomiast drugą linię trzymały w ryzach przymierzana swego czasu nawet do kadry Wilma Öhman (z przodu) oraz mistrzyni Europy 2017 z reprezentacją Holandii Sheila van den Bulk (z tyłu). Defensywa United nie była testowana przez rywalki przesadnie często, lecz o stabilność w tym sektorze niepodzielnie dbała Amerykanka Rylie Combs, a dostępu do bramki Eskilstuny z powodzeniem strzegła jej rodaczka Monica Wilhelm. Jeżeli do tego kociołka dołożymy jeszcze rewelacyjną zarówno na skrzydle, jak i na wahadle Szwajcarkę Annę Sutter, specjalistkę od zadań wyjątkowych Elizabeth Rappole oraz całą gamę młodych talentów z Södermanland, to otrzymamy niepowtarzalny i stosunkowo dobrze zbilansowany koktajl, który na drugim poziomie rozgrywkowym zwyciężać po prostu musiał. Co jednak godne podkreślenia, rolę faworytek ostatecznie bez większych problemów udźwignął, a przecież nawet niedawne historie pokazują, że w szwedzkim futbolu nie było to bynajmniej oczywistością.
O ile na Tunavallen kadrę budowano z myślą o nadchodzących po zimowej przerwie pierwszoligowych podbojach, o tyle w Uppsali zdecydowanie atakowali z drugiego szeregu. To Örebro, Umeå, a nawet mający doświadczenie z boisk Damallsvenskan Trelleborg miał zagarnąć dla siebie drugą premiowaną awansem lokatę, ale jeśli którakolwiek z wymienionych tu ekip wciąż marzy o miłym akcencie na koniec roku, swojego szczęścia będzie musiała szukać przez baraże. Nad nimi wszystkimi finiszowała bowiem drużyna bazująca na młodych, krajowych zawodniczkach, w której jedynymi internacjonałkami są i tak niezwykle silnie związane ze Szwecją golkiperka Matilda Nurmi oraz defensywna pomocniczka Olivia Mattsson (obie zarejestrowane w systemie pod fińską flagą). Najmłodszy w lidze szkoleniowiec Julius Brekkan nie wahał się jednak odważnie postawić na nienasycone jeszcze piłkarsko przedstawicielki nowej fali, a te odwdzięczyły się za okazane zaufanie w najlepszy możliwy sposób. Liderka defensywy Thindra Mattsson (rocznik -07) ani trochę nie bała się wzięcia na swoje barki ogromnej odpowiedzialności, a partnerujące jej Ebba Ronquist (-00) oraz Ellen Andersson (-02) dzielnie jej w wypełnianiu tej misji pomagały. Na wahadłach pierwsze skrzypce grały odpowiednio Josefin Baudou (-05) i Julia Ragnarsson (-03), których gra wielokrotnie podrywała z miejsc fanów coraz liczniej zbierających się na kultowym Studenternas IP. I nie ma w tym ani krzty przypadku, gdyż klub od dekad powiązany z środowiskiem akademickim, prowadzony do niespodziewanych mimo wszystko sukcesów przez młode, wschodzące gwiazdy, to niemal gotowy materiał na sportowy film lub serial. A gdyby taki miał ostatecznie powstać, to z pewnością znalazłaby się w nim całkiem wyrazista rola dla Amelii Olofsson (-05), Älvali Lindström (-06), a także Clary (-05) oraz Stiny Leffler (-07). To one w znacznym stopniu odpowiadają za to, czego w ostatnich tygodniach dokonała formacja ofensywna z Uppsali. A o tym, że były to rzeczy naprawdę wielkie, najdobitniej przekonuje nas tabela.
Eskilstuno, Uppsalo – witamy w Damallsvenskan!!





















