Prowokacje, dylematy i derbowe dramaty

dd3ed9da-748b-4928-bffd-93e8d52da11d

Jo-Anne Cronquist i jej koleżanki z FC Rosengård wciąż liczą na bezpośredni awans do fazy ligowej przyszłorocznej Ligi Mistrzyń (Fot. SR)

To miały być pierwsze derby Malmö o takim ciężarze gatunkowym i trzeba przyznać, że nasze apetyty tym razem absolutnie nie zostały zaostrzone na wyrost. Oba zespoły udowodniły, że nawet w tak wczesnej fazie sezonu są w stanie zaprezentować nam widowisko o najwyższym poziomie dramaturgii, a niewyjaśniający nam póki co zupełnie nic podział punktów ani trochę nie krzywdzi żadnej ze stron. Szkoda tylko, że do atmosfery marcowego, futbolowego święta niekoniecznie dostosowali się fani ekipy z błękitnej części miasta, w stosunkowo prymitywny sposób obrażając autorkę wyrównującego trafienia dla FC Rosengård Jo-Anne Cronquist. Dwudziestoletnia defensorka w sposób wyczerpujący odniosła się zresztą do tematu podczas pomeczowej konferencji, a my mogliśmy jedynie żałować, że zamiast rozpływać się nad przytomnością umysłu i precyzyjnym lobem w wykonaniu młodej zawodniczki, zastanawialiśmy się kto, kogo i w jakim stopniu sprowokował. Warto jednak odnotować, że najbardziej wyczekiwany w tym tysiącleciu beniaminek Damallsvenskan sportowo jest w pełni gotowy na naprawdę poważne wyzwania, a typowane przez nas już wcześniej na potencjalne gwiazdy ligi Amerykanka Izzy D’Auila oraz Algierka Ines Belloumou jak najbardziej posiadają papiery na to, aby w kolejnych tygodniach zrobiło się o nich w szwedzkich mediach naprawdę głośno. Swoją cegiełkę do całkiem obiecującego wejścia ekipy z Malmö w nowy rok dołożyła także Sara Kanutte, lecz o jej zamiłowaniu do pucharowych zmagań napisano już chyba wystarczająco i wyczerpująco. Inna sprawa, że norweska snajperka w rozgrywkach Svenska Cupen błyszczy w barwach już trzeciego klubu, w każdym przypadku bijąc się o zwycięstwo w klasyfikacji strzelczyń.

Na rozstrzygnięcia w grupie z udziałem Linköping, Växjö oraz dwóch ekip z Malmö jeszcze trochę poczekamy, ale Hammarby oraz Häcken znają się defilować w kierunku półfinałów stosunkowo pewnym krokiem. Pod względem optycznym, zdecydowanie korzystniejsze wrażenie sprawiają jednak póki co piłkarki z Hisingen i to w nich należałoby chyba upatrywać głównych kandydatek do sięgnięcia po długo wyczekiwaną, mistrzowską koronę. W drużynie trenera Linda bez zarzutu funkcjonują wszystkie formacje, wyborną dyspozycją strzelecką imponuje Felicia Schröder, Hikaru Kitagawa, Hanna Wijk, Alice Bergström, Nesrin Akgün oray Monica Jusu Bah dają szkoleniowcowi bezcenny wachlarz możliwości w bocznych sektorach boiska, a Johanna Fossdalsa do spółki z nową reprezentantką Kanady Carly Wickenheiser sumiennie dbają o to, aby wszystko zgadzało się także w środku pola. Na tym tle Hammarby prezentuje się nieco mniej imponująco, lecz… to wszystko jedynie bardzo ostrożne prognozy tak naprawdę w przededniu ligowych zmagań. Wszak ustawienie norweskiego duetu Blakstad – Hasund na lewej flance dopiero co przyniosło dwa efektowne gole w rywalizacji z Alingsås, Holmberg i Lennartsson także miały momenty naprawdę owocnej współpracy na przeciwległej flance, a Ellen Wangerheim, choć czasami irytuje nieskutecznością, oczekiwane liczby koniec końców wyrabia. A gdy jeszcze podleczą się rekonwalescentki, a do zespołu z Södermalm dołączy Olga Ahtinen, to mistrzowski wyścig może zrobić się naprawdę frapujący.

Wielkimi krokami zbliża się nie tylko inauguracja nowego sezonu Damallsvenskan, ale i powrót po zimowej przerwie Ligi Mistrzyń, która w tym roku nieoczywistymi wynikami bynajmniej nie sypnęła. Europejską rywalizację ze szczególnym zainteresowaniem obserwować będą sympatycy Rosengård, gdyż to właśnie za jej sprawą mistrzynie Szwecji mają szansę zameldować się w fazie ligowej przyszłorocznej UWCL bez konieczności przebijania się przez eliminacje. Aby tak się stało, po triumf w obecnej edycji musiałby sięgnąć klub, który w swojej rodzimej lidze również zajmie miejsce biorące w kontekście Ligi Mistrzyń. Trzeba zatem uczciwie przyznać, że szanse na taki scenariusz należy ocenić dość wysoko, a gwarancją jego realizacji byłby na przykład jeszcze jeden sukces Barcelony, Lyonu lub premierowa wiktoria londyńskiej Chelsea. Zmagania w pozostałych ligach europejskich uważnie śledzić będą także fani z Hisingen oraz Södermalm. Ci pierwsi mogą mieć nadzieję na rozstawienie swoich piłkarek w każdej z eliminacyjnych faz, do którego przybliża Osy z Västergötland pojawienie się w drabince każdego klubu legitymującego się współczynnikiem niższym niż 32.933 (czyli na przykład Manchester United, Eintracht Frankfurt, Paris FC). W jeszcze innym kierunku spoglądać będą szanowani i cenieni w całej Europie kibice Bajen, bo dzięki wyjazdowemu zwycięstwu nad austriackim SKN St. Pölten, klub ze szwedzkiej stolicy otworzył sobie furtkę ro rozstawienia w pierwszej rundzie eliminacyjnej przyszłorocznej Ligi Mistrzyń. Aby do tego doszło, Hammarby będzie potrzebować korzystnych dla siebie rozstrzygnięć w przynajmniej czterech spośród pięciu następujących lig: Włochy, Dania, Ukraina, Austria, Holandia. Przeprowadzona dziś symulacja pokazuje, że obecnie warunek ten zostałby spełniony (jedynie Eredivisie wypluła nam niesprzyjające dane), ale do rozegrania pozostało jeszcze tyle spotkań, że na tej podstawie można mówić jedynie o naprawdę bardzo delikatnym optymizmie.

Porozmawiajmy szczerze, selekcjonerze!

E3iZ2wBWUAY_vXe

Ellen Wangerheim w niebiesko-żółtych barwach? To naprawdę może się udać, ale dajmy sobie szansę! (Fot. Getty Images)

Pierwsze zgrupowanie kadry w nowym roku kalendarzowym za nami. Liczbowo sprawy prezentują się zadowalająco, bo jedno zwycięstwo i jeden remis przywiezione z dwóch wymagających wyjazdów to dorobek, który warto uszanować. Tak, tę frazę powtarzamy w naszych analizach i podsumowaniach nader często, ale o niektórych kwestiach warto sobie co jakiś czas przypominać. Szczególnie, że przez dekady funkcjonowaliśmy w nieco innej rzeczywistości, w której o korzystne wyniki w potyczkach z przedstawicielkami aspirujących, europejskich nacji było zdecydowanie łatwiej. Dziś piłkarska geografia Europy przedstawia się bardziej interesująco, a skoro tak, to kolejnych cyklów eliminacyjnych pod żadnym pozorem nie możemy traktować jako przykrego obowiązku do wypełnienia. Lista chętnych do gry o najwyższe cele z roku na rok błyskawiczne się wydłuża, a my… możemy się z takiego obrotu sprawy jedynie cieszyć, bo przecież realne wyzwania od zawsze napędzają do jeszcze skuteczniejszego działania.

My jednak nie do końca o tym, wszak szczególnie wyjazd do wietrznego Wrexham na powrót skłonił nas do poważnych refleksji w temacie wyborów personalnych szwedzkiego selekcjonera. Oczywiście, ani trochę nie oczekujemy, że oto Peter Gerhardsson nagle zmieni swoje podejście do wykonywanej pracy o sto osiemdziesiąt stopni, lecz nawet mając na uwadze czekającą nas niebawem zmianę na trenerskim stołku, pewne pytania postawić po prostu trzeba. A jak uczy życie, najlepiej zrobić to wprost i bez niepotrzebnej zabawy w półśrodki. I to nawet mimo przekonania, że najpewniej kwestie te na zawsze niejako zawisną w próżni i nie doczekają się jakkolwiek satysfakcjonującej odpowiedzi.

Zacznijmy może od zarysowania kontekstu: kilka dni temu, w kalifornijskim San Diego, doszło do stojącego na niesamowicie wysokim poziomie jakościowym starcia reprezentacji USA i Japonii w ramach towarzyskiego turnieju SheBelieves Cup. W drużynie Emmy Hayes podstawowy tercet środkowych pomocniczek stworzyły Samantha Coffey, Lindsey Horan oraz siedemnastoletnia Lily Yohannes. Jokerką w talii Grenlandczyka Nilsa Nielsena okazała się natomiast inna nastolatka Toko Koga. Obie te zawodniczki łączy fakt, iż na powołanie do czołowej reprezentacji globu zapracowały sobie świetnymi występami na boiskach… holenderskiej Eredivisie! Była trenerka londyńskiej Chelsea w swoich wyborach wykazała się jednak zdecydowanie większą nieszablonowością, gdyż odważne postawienie chociażby na Ally Sentnor, siostry Thompson, czy Tarę McKeown także trudno nazwać oczywistym, podobnie zresztą jak szansę daną nie tak dawno z powodzeniem broniącej dostępu do bramki Piteå Amandzie McGlynn. Turnieje towarzyskie, a także rozgrywki Ligi Narodów stanowią kapitalny poligon doświadczalny dla ewentualnych eksperymentów i trudno się dziwić, że selekcjonerzy skwapliwie z tego daru korzystają. Na przestrzeni ostatni lat mogliśmy z bliska obserwować dynamiczny rozwój reprezentacyjnych karier takich zawodniczek, jak chociażby Klara Bühl, Lena Oberdorf i Sjoeke Nüsken (Niemcy), Wieke Kaptein (Holandia), Lauren James i Maya Le Tissier (Anglia), Emma Færge i Josefine Hasbo (Dania). One wszystkie na wczesnym etapie swoich sportowych karier otrzymały od selekcjonerów niezbędny kredyt zaufania, który obecnie z korzyścią dla wszystkich regularnie spłacają. Mylą się jednak ci, którzy twierdziliby, że wspomniana otwartość tyczy się jedynie wprowadzaniu do zespołu młodych, głodnych gry debiutantek i dbaniem o płynne przeprowadzenie mitycznej sztafety pokoleniowej. To znaczy, ona oczywiście jest swego rodzaju efektem ubocznym, lecz główny zarzut pod adresem naszego, reprezentacyjnego sztabu odnosi się do całkowitego braku reakcji na bieżące wydarzenia. Prowadzący duńską kadrę Andrée Jeglertz nagle wymyślił sobie eksperyment z 36-letnią Sanne Troelsgaard w roli pół-prawej stoperki w trzyosobowym bloku defensywnym, Hiszpanka Montserrat Tomé wysłała jasny sygnał do Cristiny Martin-Prieto oraz Maite Zubiety, że widzi i docenia ich cotygodniowe dokonania w odpowiednio Benfice Lizbona (liga portugalska!) i Athletiku Bilbao, a odpowiedzialny za wyniki Niemek Christian Wück nie pozostał obojętny na to, co na boiskach Damallsvenskan wyczyniała rewelacyjna jesienią Rebecca Knaak. Te przykłady moglibyśmy mnożyć, bo tak właśnie wygląda to w większości zdrowych, piłkarskich ekosystemów. Z olbrzymim smutkiem musimy jednak zaznaczyć, że w gronie tych ostatnich od pewnego czasu próżno szukać reprezentacji Szwecji.

Raz jeszcze warto podkreślić, że w tym tekście nie chodzi o wykłócanie się o jakiekolwiek konkretne nazwisko. Każdy z nas, a selekcjoner i jego współpracownicy w szczególności, ma oczywiste prawo do swojej wizji i to jej powinien ufać, bo z niej na koniec dnia (cyklu) będzie rozliczany. Problem jednak w tym, że u nas konkretnej strategii trudno się w ogóle dopatrzeć. Na każdej pozycji obowiązuje żelazna hierarchia, przestrzegana bez wyjątków zarówno w przypadku gier o stawkę, jak i potyczek o charakterze towarzyskim. Nie tylko my, ale i skauci naszych rywali, są w stanie bezbłędnie wskazać zarówno personalia, jak i ustawienie szwedzkiej kadry nawet w przypadku ewentualnych kartek czy urazów. Sam fakt bycia otwartą książką nie stanowi może jeszcze powodu do bicia na alarm, bo skoro Gerhardsson i jego ludzie gorąco wierzą w umiejętności swoich wybranek, to i my najpewniej powinniśmy im zaufać (choć czynimy to z coraz większym wahaniem na twarzach). Nie da się natomiast obojętnie przejść obok faktu, że droga obrana przez nasz sztab niebezpiecznie popycha nas w kierunku spalonej ziemi, po której spacerować będzie już nie sam Gerhardsson, lecz jego następca. Bo nawet jeśli wysilimy do maksimum wyobraźnię i naszkicujemy scenariusz, w którym szwedzkie weteranki (Asllani, Jakobsson, Sembrant, Andersson i reszta) na tegorocznym EURO raz jeszcze prowadzą nas do szczęśliwego zakończenia, to wkrótce potem i tak nadejdzie moment, gdy – tym razem już z przymusu – będziemy zmuszeni przetestować nowe rozwiązania. I zamiast wypracować sobie wcześniej jakąkolwiek przydatną bazę, będziemy musieli improwizować na żywym organizmie, prawdopodobnie podczas trwających w najlepsze eliminacji do brazylijskiego mundialu, których powodzenie z dużą dozą prawdopodobieństwa zależeć może od wyniku jednego, barażowego dwumeczu. Lista piłkarek czekających na przynajmniej pobieżne sprawdzenie swojej przydatności na reprezentacyjnym gruncie jest całkiem długa, a znajdziemy na niej między innymi bramkarki Emmę Holmgren i Someę Polozen, obrończynie Hannę Wijk, Smillę Holmberg, Ronję Aronsson, Annę Sandberg, czy Nesrin Akgün, pomocniczki My Cato, Matildę Vinberg i Julię Karlernäs (ta ostatnia to mocno niedoceniana, a przy tym najsolidniejsza szwedzka piłkarka występująca na boiskach włoskiej Serie A), skrzydłowe Alice Bergström, Johannę Renmark i Stinalisę Johansson, czy wreszcie ofensywne Rosę Kafaji, Maję Wangerheim, Evelyn Ijeh i Felicię Schröder. Tylko tutaj uzbierało się kilkanaście nazwisk, a przecież była to lista tworzona niejako na szybko, bez dogłębnej analizy i dodatkowych przemyśleń. Nikt z nas nie da oczywiście gwarancji, że którakolwiek w wymienionych tu zawodniczek okazałaby się lekarstwem na wszystkie, szwedzkie problemy, lecz – pozostając niejako przy medycznej terminologii – hołdując obecnej strategii w ogóle nie dajemy sobie szansy, aby te formy terapii jakkolwiek przetestować. I właśnie tego nieświadomego działania na swoją własną niekorzyść dotyczy główny, stawiany tu zarzut. Wszak z dwojga złego chyba wolelibyśmy konstruktywnie krytykować selekcyjne pomyłki niż całkowitą, selekcjonerską bierność.