Na początku był chaos…

swenor2

Nordyckie derby na Gamla Ullevi to zawsze spore wydarzenie (Fot. SvFF)

Jeśli ktoś z neutralnych kibiców zdecydował, że obejrzenie rywalizacji na Gamla Ullevi będzie dla niego idealnym sposobem na spędzenie wtorkowego popołudnia, to tej decyzji najpewniej ostatecznie nie żałował. No, chyba że mówimy tu o osobie, która w futbolu najbardziej ceni sobie dyscyplinę i solidność w defensywie, bo tych akurat elementów piłkarskiego rzemiosła wybitnie brakowało dziś u obu zainteresowanych stron. I nawet jeśli wszyscy zgodzimy się co do tego, że to gospodynie były przez większą część meczu stroną przeważającą, to wysoki, bramkowy remis jest wynikiem niemal idealnie podsumowującym kwietniową batalię w centrum Göteborga. Tym samym podopieczne Petera Gerhardssona zapisały na swoim koncie już trzeci kolejny mecz bez zwycięstwa, a od czasu efektownej wiktorii nad Francją, z tarczą kończyły zaledwie jedną z pięciu towarzyskich gier. Czy zatem to jest już ten moment, w którym powinniśmy zacząć panikować i z narastającym niepokojem wyczekiwać nadejścia mundialowego lata? Absolutnie nie!

Oczywiście scenariusz, w którym do Oceanii polecimy jako kandydat numer jeden do złota, od początku mieścił się w kategorii soccer fiction, ale ta kadra niezmiennie posiada w sobie gen zwycięstwa i w pojedynczym meczu z powodzeniem jest w stanie rzucić wyzwanie dowolnemu rywalowi. A ostatnie turnieje nauczyły nas, że w chwili najważniejszej próby szwedzkie piłkarki potrafią nie tylko sprostać oczekiwaniom, ale nawet zagrać zdecydowanie powyżej posiadanego na papierze potencjału. Nie mamy rzecz jasna żadnej pewności, że na boiskach Australii i Nowej Zelandii sytuacja ta raz jeszcze się powtórzy, ale wiosenna, słabsza seria żądną miarą nie sprawiła, że oto nasze szanse na udany mundial właśnie znacząco się zmniejszyły. Co więcej, jeśli już kiedyś Lindzie Sembrant miała się przytrafić przegrana kluczowa główka, Magdalenie Eriksson pogubione w nieodpowiedzialny sposób krycie, a Jonnie Andersson czy Hannie Lundkvist spóźniony powrót na pozycję, to lepiej, że stało się to dziś, a nie na przykład w drugiej połowie meczu 1/8 finału MŚ przeciwko Holandii. Choć z drugiej strony, nie da się przejść obojętnie obok faktu, iż duńsko-norweski dwumecz dostarczył naszemu sztabowi mnóstwo materiału do analizy, a jednym z jej kluczowych elementów będzie zdecydowanie krytyczne spojrzenie na postawę formacji obronnej. Bo liczba błędów przez nią popełnionych zdecydowanie przerasta nie tylko dopuszczalne minimum, ale i granicę piłkarskiej przyzwoitości, a to już trochę niepokoić musi. Pewne pocieszenie stanowić może jednak to, że filarami defensywy są u nas przecież zawodniczki doświadczone, dla których nadchodzący mundial nie będzie bynajmniej debiutancką imprezą. Eriksson, Björn, czy kontuzjowana obecnie Ilestedt już wielokrotnie udowadniały, że potrafią wskoczyć na naprawdę wysoki poziom, a następnie przez wiele tygodni się na nim utrzymać, w związku z czym zadaniem numer jeden będzie sprawić, aby na przełomie lipca i sierpnia znów stała się symbolem jakości i solidności. I nawet jeśli po zakończonym właśnie dwumeczu wydaje się to nie lada wyzwaniem, to jednak mimo wszystko dobrze, że szwedzcy trenerzy pracować będą akurat na takim materiale.

Przejdźmy jednak do plusów, bo i takich po meczu w Göteborgu nie brakuje. Po pierwsze – Fridolina Rolfö, czyli jedyna na ten moment szwedzka piłkarka, która spokojnie może powiedzieć o sobie, że reprezentuje poziom all-star. Dzisiejszy mecz jedynie potwierdził to, co doskonale wiedzą ci, którzy na co dzień delektują się popisami fenomenalnej FC Barcelony. Rolfö jest zawodniczką kompletną i to bez względu na to, że przychodzi jej grać na wahadle, na skrzydle, czy w roli podwieszonej za plecami napastniczki dziesiątki. Styl, w którym po indywidualnej akcji otworzyła wynik meczu na Gamla Ullevi, postawił na nogi nie tylko szwedzkich kibiców, a jeśli efektowny slalom pomiędzy norweskimi defensorkami oglądała narciarska mistrzyni w tej specjalności Sara Hector, to mogła jedynie pokiwać z uznaniem głową. Występ 29-latki z Kungsbacki nie ograniczył się jednak do tylko jednego błysku i nawet trochę szkoda, że na przykład niesygnalizowany strzał z dystansu w drugiej połowie wylądował ostatecznie na poprzeczce norweskiej bramki. Bo tak dysponowana Rolfö jak najbardziej zasłużyła tego dnia nawet na hat-tricka. Świetną drugą połowę rozegrała ponadto Filippa Angeldal i wydaje się, że przynajmniej jedna niewiadoma dotycząca obsady środka pola doczekała się już ostatecznego rozwiązania. Podobnie zresztą, jak kwestia obecności w wyjściowej jedenastce Stiny Blackstenius oraz Johanny Kaneryd, gdyż obie te piłkarki wniosły dziś z ławki naprawdę mnóstwo ożywienia, imponując przy tym pewnością siebie, czego nijak nie da się powiedzieć o ich bezpośrednich konkurentkach w osobach odpowiednio Rebecki Blomqvist i Sofii Jakobsson. Do miejsca w mundialowej kadrze zbliżyła się ponadto Matilda Vinberg, co cieszyć powinno nie tylko sympatyków stołecznego Hammarby, ale każdego, kto dobrze życzy szwedzkiej kadrze w nieco dalszej perspektywie. Bo akurat wysypu utalentowanych dwudziestolatek od wielu już lat coś nie możemy się doczekać. Pisząc o pozytywnych bohaterkach nordyckich derbów, nie sposób nie wspomnieć także o trójce Norweżek, które dołożyły największą cegiełkę do tego, że drużyna prowadzona przez Hege Riise ostatecznie uniknęła na Gamla Ullevi porażki. Frida Maanum pokazała, że fenomenalną dyspozycję z angielskich boisk jak najbardziej da się przenieść na reprezentacyjny grunt, odpalona kolejno z PSG i Wolfsburga Karina Sævik pozwoliła norweskim fanom przynajmniej przez chwilę nie myśleć o kolejnym urazie Ady Hegerberg, a wypożyczona ostatniego dnia okienka transferowego z Manchesteru City do Häcken Julie Blakstad swój pierwszy oficjalny występ w Västergötland uświetniła dwiema asystami. A której z ekip ten szalony i nieco chaotyczny mecz dał ostatecznie więcej? Tego być może dowiemy się za około cztery miesiące…

swenor