Żal straconej szansy

wcl

Dziewięć kolejnych zwycięstw drużyny prowadzonej przez Elisabet Gunnarsdottir, a także coraz lepsza forma prezentowana przez nią z każdym upływającym tygodniem, były naprawdę mocnymi argumentami za tym, aby drugiego podejścia ekipy z Kristianstad do Ligi Mistrzyń oczekiwać z naprawdę realnymi nadziejami. Może nie na awans aż do fazy grupowej, bo akurat ten cel niezmiennie wydawał się absolutnie nieosiągalny, ale jednak gdzieś w środku wierzyliśmy, że przynajmniej do niedzieli wciąż będziemy mieli trzy kluby w wielkiej, europejskiej grze. Niestety, tym razem nie udało się nawet powtórzyć ubiegłorocznego osiągnięcia, a trzeci zespół Damallsvenskan oficjalnie pożegnał się z pucharami w tym samym dniu, w którym się z nimi przywitał. I jest to o tyle smutne, że z Ajaxem dało się dziś nie tylko powalczyć, ale nawet wygrać. I jeśli szczególnie w drugiej połowie ktoś miał flashbacki z pamiętnej potyczki z Bordeaux, to ani trochę się temu nie dziwimy. Z tą drobną różnicą, że w roli Sveindis Jane Jonsdottir wystąpiła tym razem Tabby Tindell, a cała reszta pozostała na swoim miejscu. Łącznie z wynikiem, który jeszcze w okolicach osiemdziesiątej minuty naprawdę pozwalał liczyć na zdecydowanie więcej.

Zacznijmy jednak od początku, bo bardzo długo na stadionie w Hjørring było naprawdę miło. Pierwsza połowa przebiegała bowiem według scenariusza misternie nakreślonego przez islandzką trenerkę Kristianstad, która spodziewała się meczu walki z niewielką liczbą dogodnych sytuacji strzeleckich. Pozytywne było również to, że jeśli już ktoś odważniej zaatakował, to było to raczej przedstawicielki Damallsvenskan, a sporą różnicę robiły dwie eksplozywne wahadłowe w osobach Emmy Petrovic oraz Mii Carlsson. I to właśnie była reprezentantka Szwecji zainicjowała akcję, po której Evelyne Viens raz jeszcze potwierdziła swój strzelecki instynkt. Lise Kop już w 19. minucie musiała więc wyciągać futbolówkę z siatki, a Kristianstad ani myślał zwalniać tempa. Za sprawą kolejnych stałych fragmentów gry pod holenderską bramką raz po raz robiło się nerwowo, ale skromnego prowadzenia niestety nie udało się podwyższyć. Szczelna i w zasadzie bezbłędna była jednak defensywa, a tercet Nilsson – Carle – Mayi Kith ewidentnie obrał kurs na to, aby po raz trzeci w ostatnich dniach zagrać na zero z tyłu. I choć w samej końcówce rywalki spróbowały przejąć inicjatywę, to poza jedną próbą Chasity Grant wynikało z tego stosunkowo niewiele.

21-letnia napastniczka Ajaxu przed przerwą na listę strzelczyń się nie wpisała, ale po wznowieniu gry to właśnie ona stała się postacią numer jeden na murawie w Hjørring. Bo jeśli wicemistrzynie Holandii strzelały gola, a uczyniły to ostatecznie trzykrotnie, to Grant przyłożyła bardzo mocny stempel pod każdą z bramkowych akcji. A zamykające cały mecz trafienie na 3-1 – już w doliczonym czasie gry – było chyba najlepszym możliwym podsumowaniem tego, co właśnie obejrzeliśmy. Ajax zagrał do bólu efektywnie, potrafił zrobić użytek ze stwarzanych sobie okazji i w decydujących momentach zaprezentował się jako drużyna piłkarsko dojrzalsza. Tak było chociażby wtedy, gdy stuprocentową okazję na gola na 2-1 dla Kristianstad zmarnowała Tabby Tindell, a dosłownie chwilę później wspomniana Grant doskonale obsłużyła podaniem rezerwową Eshly Bakker i to przeciwniczki mogły cieszyć się z prowadzenia. Można byłoby oczywiście w tym miejscu analizować każdą z sytuacji oddzielnie i pokusić się o indywidualne cenzurki, ale trudno odpędzić od siebie myśl, że pomimo naprawdę świetnej postawy Grant czy Leuchter, Ajax zwyciężył dziś po prostu jako zespół. A ponieważ futbol to sport drużynowy, to w Amsterdamie przynajmniej do niedzieli będą emocjonować się grą o Ligę Mistrzyń. Kibicom z Kristianstad pozostał natomiast żal niewykorzystanej szansy i … mecz pocieszenia z przegranym z pary Fortuna Hjørring – Eintracht Frankfurt. Jego stawką będzie już jednak wyłącznie poprawienie sobie humorów przed intensywną, ligową jesienią, bo na kolejną, europejską szansę trzeba będzie poczekać przynajmniej dwanaście miesięcy.

lm01

Podsumowanie 16. kolejki

FaIO347WIAAJvpr

Radość w sektorze gości – Hammarby zwycięskie na Tunavallen (Fot. Hammarby IF)

Momenty 16. kolejki:

Super-derby na wszystkich frontach. W obecnym sezonie trochę sobie ponarzekaliśmy na poziom sportowy Damallsvenskan, ale jeśli jakiś mecz miałby być pozytywną reklamą naszej ligi, to bez wahania można byłoby wskazać właśnie na starcie Kristianstad z Vittsjö. Rekordowa frekwencja, atmosfera radosnego pikniku stworzona przez sympatyków obu drużyn i kapitalna dyspozycja zespołu prowadzonego przez Elisabet Gunnarsdottir – tak w największym skrócie moglibyśmy podsumować piątkowy wieczór we wschodniej Skanii. Grające prawdopodobnie najbardziej efektowny futbol w sezonie gospodynie w pierwszej połowie przeprowadziły prawdziwy szturm na bramkę Sabriny D’Angelo, ale kanadyjska golkiperka broniła jak w transie, w sobie tylko znany sposób utrzymując swą drużynę w grze. Jak na ironię, jedynego tego wieczora gola zawodniczki z Kristianstad strzeliły dopiero wtedy, gdy obraz meczu w zasadzie się wyrównał, a sposób na pokonanie swojej rodaczki znalazła w końcu znajdująca się tego lata w wybornej dyspozycji strzeleckiej Evelyne Viens. Kilkanaście minut później mogło być 2-0 dla miejscowych, ale raz jeszcze przypomniała o sobie D’Angelo, w fenomenalnym stylu broniąc egzekwowany przez Sheilę van den Bulk rzut karny. I naprawdę niewiele brakowało, aby w samej końcówce niewykorzystane przez gospodynie sytuacje się na nich w brutalny sposób zemściły. Piłkę na remis miały bowiem na nodze najpierw Lisa Klinga, a następnie Clara Markstedt, ale jednej z piłkarek gości zabrakło nieco precyzji, a drugą powstrzymała równie efektowna Melina Loeck. Z kronikarskiego obowiązku wypada jeszcze dodać, że świetny debiut na szwedzkich boiskach zaliczyła także sprowadzona latem z francuskiego Stade de Reims reprezentantka Kamerunu Easter Mayi Kith, choć tak naprawdę każda z zawodniczek Kristianstad może pogratulować sobie bardzo udanego występu. A nam nieśmiało wpadła do głowy myśl, że przy takiej dyspozycji ekipy ze Skanii, jej europejska przygoda wcale nie musi zakończyć się już w najbliższy czwartek.

Umeå znów rozczarowuje. Piłkarki z Kalmaru wsiadały na pokład lecącego na daleką Północ samolotu w nastrojach iście minorowych. Po pierwsze, w obecnym sezonie z ligowych wojaży nie przywiozły jeszcze choćby punktu. Po drugie, od ponad ośmiu godzin nie potrafiły strzelić w oficjalnym meczu nawet jednego gola. Tej ostatniej statystyki teoretycznie nie udało im się odwrócić także w Västerbotten, ale … od czego są rywalki. W wiosennym starciu obu ekip samobójcze trafienie zapisała na swoim koncie Lisa Dahlkvist, a teraz w ślady zdecydowanie bardziej doświadczonej koleżanki poszła naciskana przez Alyssę Walker Vilma Koivisto, która w 73. minucie meczu interweniowała tak niefortunnie, że całkowicie zaskoczyła w ten sposób Agnes Granberg. Z perspektywy gospodyń dobrego chociaż tyle, że 21-letnia Finka postanowiła być tego dnia bohaterką absolutną i jeszcze w pierwszej połowie udało jej się umieścić futbolówkę również w tej właściwej siatce. A stało się to w wyniku chaosu w szesnastce gości, który skutkował kompletnie nieświadomą asystą Katariiny Kosoli, a także sytuacyjnym, choć niezwykle precyzyjnym strzałem wspomnianej Koivisto. Podział punktów żadną miarą nie mógł satysfakcjonować gospodyń, ale w samej końcówce stuprocentowej okazji na rozstrzygnięcie meczu na korzyść Umeå nie wykorzystała Henna-Riikka Honkanen. Z drugiej strony, o komplet punktów dla Kalmaru spróbowała postarać się rezerwowa Elma Smajic, ale z jej próbą bez większych problemów poradziła sobie Granberg. Potyczka beniaminków ostatecznie zakończyła się zatem sprawiedliwym remisem, z którego zdecydowanie bardziej cieszyły się przyjezdne.

Raz się przegrywa, raz się przegrywa. Nie jest żadną niespodzianką fakt, że naszpikowane gwiazdami Hammarby udanie zrewanżowało się Eskilstunie za sensacyjną porażkę w inauguracyjnej kolejce sezonu. Inna sprawa, że podopieczne Pabla Pinonesa-Arce zwyciężyły w najskromniejszych możliwych rozmiarach, a jedynego gola dnia strzeliła bezpośrednio z rzutu wolnego Norweżka Vilde Hasund. I w tej sytuacji nie zabrakło jednak kontrowersji, gdyż – jak słusznie zauważyły po meczu Elena Sadiku oraz Matilda Plan – akurat ten stały fragment gry sztokholmiankom się absolutnie nie należał, a Matildzie Vinberg udało się w pewnym stopniu oszukać sędzię Evę Svärdsudd. Zdecydowanie bardziej od porażki na boisku kibiców United zmartwiła jednak informacja o nieprzyznaniu klubowi pierwszoligowej licencji na przyszłoroczny sezon. Komisja licencyjna wskazała na mnóstwo nieprawidłowości ekonomicznych w złożonym wniosku i wiele wskazuje na to, że najbliższe tygodnie będą dla działaczy z Tunavallen stresujące głównie z powodów pozasportowych. Bo o ile na boisku klubowi z Eskilstuny nie grozi raczej ani spadek, ani walka o medale, o tyle jego los może zostać przypieczętowany w zaciszu dyrektorskich gabinetów. I choć takich sytuacji bardzo nie lubimy, to jednak są one nieodłącznym elementem profesjonalnego sportu. Działaczom United życzymy jednak przynajmniej tyle zaangażowania w działaniu, ile co tydzień wykazują na murawie piłkarki tego klubu.

Na pozostałych stadionach:

Decyzje Stellana Carlssona czasami nie są dla nas do końca zrozumiałe, ale cóż z tego, skoro często i tak wychodzi na jego. Charyzmatyczny trener Piteå na pięć minut przed końcem spotkania z AIK zaskoczył wszystkich, zdejmując z boiska duet Imo – Eiriksdottir, ale w doliczonym czasie gry prowadzony przez niego zespół strzelił gola na wagę trzech punktów. Asystowała rezerwowa Emma Viklund, a futbolówkę skierowała do siatki najniższa i najlepsza na placu gry Hanna Andersson. Kibice Djurgården bardzo wyczekiwali na debiut Hedvig Lindahl oraz Ebby Hed w barwach Dumy Sztokholmu, ale to nie one zostały bohaterkami potyczki na Stadionie Olimpijskim. W tej roli – kolejny już raz – wystąpiła za to liderka klasyfikacji strzelczyń Damallsvenskan Amalie Vangsgaard, gdyż to właśnie jej gol z 19. minuty zapewnił gościom z Linköping prowadzenie, którego podopieczne trenera Jeglertza już nie oddały. Najmniej emocji było na Behrn Arenie, gdzie przeciętnie dysponowane Örebro bez większych trudności rozbiło Brommę. Wynik ten jest w dużej mierze efektem beztroskiej postawy defensywy ze Sztokholmu, a także dwóch fatalnych interwencji debiutującej na szwedzkich boiskach amerykańskiej bramkarki Maddy Talbot. Prawdziwą wartość drużyny trenera Johanssona poznamy jednak zapewne dopiero w piątkowym starciu z Häcken.

Komplet wyników:

picks16

Przejściowa tabela:

dam2

Klasyfikacje indywidualne:

Wracamy na ligowe boiska

FZf_8AGWIAE0xYM

Gabrielle Carle imponowała formą w letnich sparingach (Fot. Kristianstads DFF)

Mistrzostwa Europy za nami, a to oznacza mniej więcej tyle, że najwyższy czas wrócić do ligowego grania. Długą i intensywną (choć na szczęście nie aż tak, jak wiosna!) piłkarską jesień na dobre zainaugurują nam piątkowe derby Skanii, a później … w zasadzie cały czas będzie się działo. I choć odpowiedzi na wiele pytań zażyliśmy już poznać, a niektóre kluby mocno okopały się na bezpiecznych pozycjach, to pozostaje liczyć na to, że aż do listopada czeka nas przynajmniej kilka emocjonujących wieczorów ze szwedzką piłką klubową w roli głównej. A ponieważ lipcowe, reprezentacyjne granie sprawiło, że wielu z nas zdążyło nieco odzwyczaić się od ligowej rutyny, to warto przypomnieć sobie, z jakiego punktu przystąpimy do drugiej połowy tegorocznego sezonu i kto będzie miał w niej najwięcej do zyskania lub stracenia.

dam2

Tutaj tabela ułożyła nam się w sposób jasny i klarowny. Obrończynie tytułu z Malmö miały na wiosnę problem ze stabilizacją formy, ale ani trochę nie przeszkodziło im to w wypracowaniu sobie w miarę komfortowej przewagi nad ligowym peletonem. A jeśli podopieczne holenderskiej trenerki Renée Slegers zdobędą przynajmniej cztery punkty w sierpniowym dwumeczu przeciwko Häcken oraz Linköping, to droga do trzynastego w historii klubu mistrzowskiego tytułu stanie się jeszcze krótsza niż na tę chwilę. Nieco więcej emocji może przynieść nam rywalizacja o pozostałe miejsca na podium, gdyż faworyzowane zawodniczki z Hisingen trochę na własną prośbę zakończyły wiosenną część zmagań dopiero na czwartej pozycji, a to oznacza dokładnie tyle, że jesienią nie będą zależne wyłącznie od siebie. Medalowe aspiracje mocno zgłaszają bowiem zarówno w Kristianstad, jak i w Linköping i szczególnie perfekcyjnie zbilansowana ekipa ze Skanii wcale nie jest w tej rywalizacji pozbawiona sportowych argumentów. Z drugiego szeregu atakować powinny natomiast kluby ze stolicy, choć zarówno Hammarby, jak i Djurgården mogą mieć spore problemy  odrobieniem poniesionych wcześniej strat do czołówki.

W walce o utrzymanie mamy natomiast cztery kluby i to pomiędzy nimi rozstrzygnie się rywalizacja o jedno miejsce bezpieczne i jedno barażowe. Na papierze zdecydowanie najbardziej solidnie z grona kandydatów prezentuje się Umeå i już najbliższy weekend będzie pierwszą, poważną weryfikacją tego, czy w Västerbotten faktycznie mogą szykować się na stosunkowo spokojną jesień, czy jednak fanów tego zasłużonego dla szwedzkiej piłki klubu czeka kolejna futbolowa nerwówka. Kalmar, Bromma oraz AIK na wiosnę mocno rozczarowywały i niewiele wskazuje na to, aby ten stan miał drastycznie zmienić się po letniej przerwie w rozgrywkach. Regulamin mamy jednak taki, że przynajmniej jedną z tych ekip i tak obejrzymy przynajmniej w barażach, więc prawdopodobnie na dole do końca będzie o co grać, nawet jeśli mówimy o emocjach wygenerowanych w dość sztuczny sposób.

elit2

To jeszcze krótko o Elitettan, gdzie także na wiosnę zabrakło nam większych podniet. Na czele, zgodnie z przewidywaniami, oglądamy niepokonany duet Uppsala – Växjö i oba te kluby wydają się bezpiecznie kroczyć w kierunku powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej. Pewnego rodzaju niespodzianką jest trzecia lokata Alingsås, ale dysponująca najlepszą defensywą w lidze drużyna będzie musiała jesienią odpierać ataki mocno naciskającego duetu Norrköping – Lidköping. Pozostałe kluby do walki o pierwszoligową promocję włączyć się już nie powinny, a i kwestia degradacji wydaje się być zbliżona do rozstrzygniętej. Sytuacja punktowa tercetu Bergdalen – Rävåsen – Älvsjö jest bowiem nie do pozazdroszczenia.

skytte

W klasyfikacji strzelczyń na czele piłkarka, która … w ogóle nie przychodziła do szwedzkiej ligi jako napastniczka. Transfer Uchenny Kanu do ligi meksykańskiej trochę z konieczności wymusił jednak przesunięcie Amalie Vangsgaard do pierwszej linii i raz jeszcze potwierdziło się, że w futbolu czasami najlepsze decyzje biorą się po części z przypadku. Za plecami duńskiej skrzydłowej mamy północnoamerykański duet ofensywny z Kristianstad, na który mocno zwracaliśmy uwagę jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Tabitha Tindell oraz Evelyne Viens oczekiwań nie zawiodły i nie będzie przesady w stwierdzeniu, że to Elisabet Gunnarsdottir ma do dyspozycji najbardziej eksplozywną parę napastniczek w całej lidze. Swoją robotę bez zarzutu wykonały jesienią także zawodniczki Rosengård w osobach Olivii Schough i Lorety Kullashi. To głównie dzięki ich trafieniom zespół z Malmö może z dość bezpiecznej odległości spoglądać na goniący go ligowy peleton. Przełamania w najwyższej klasie rozgrywkowej w końcu doczekała się Amerykanka Hayley Dowd i teraz przekonamy się, czy udana runda wiosenna była w jej wydaniu jedynie chwilowym przebłyskiem, czy może początkiem właściwego trendu. Największą niespodzianką jest obecność w ścisłej czołówce Islandki Hlin Eiriksdottir, która utkwiła nam w pamięci ze względu na bezbłędne egzekwowanie rzutów karnych oraz kapitalnego hat-tricka w nocnym meczu przeciwko Djurgården.

assist

Tutaj z kolei może wydarzyć się absolutnie wszystko, łącznie ze zwycięstwem w tej klasyfikacji Jonny Andersson, która na boiskach Damallsvenskan w tym roku jeszcze nie zdążyła nawet zadebiutować. W normalnych okolicznościach bez cienia wątpliwości stawialibyśmy na Jelenę Cankovic, ale coraz więcej wskazuje, że liderki drugiej linii Rosengård jesienią już w naszej lidze nie ujrzymy. A skoro tak, to najmocniejsze argumenty wydaje się mieć jej klubowa koleżanka Olivia Schough, dla której byłoby to wspaniałe ukoronowanie rosnącej od pewnego czasu formy. Warto zwrócić także uwagę na filigranową Katrinę Gorry z Vittsjö, a także potrafiącą wyczarować coś z niczego Heidi Kollanen z Örebro. Tej ostatniej w dalszym podbijaniu statystyk może jednak skutecznie stanąć na przeszkodzie brak odpowiedniego wsparcia, gdyż klub z Närke ewidentnie nie zalicza się do grona ligowych potentatów. Póki co na czele stawki mamy jednak duet Alva Selerud – Evelyne Viens i wcale nie jest powiedziane, że ostatecznie to jedna z nich nie będzie mogła dumnie tytułować się najlepszą asystentką sezonu 2022 w Damallsvenskan.

transfery

Do końca letniego okienka transferowego pozostały jeszcze niespełna cztery tygodnie, a nową, odświeżoną wersję skarbu kibica zaprezentujemy dopiero podczas najbliższej przerwy reprezentacyjnej. Szwedzkie kluby ani myślą jednak próżnować na futbolowej giełdzie i już teraz ogłoszono kilka naprawdę ciekawych nazwisk, które niewątpliwie ubarwią nam jesienne, ligowe zmagania. Na łowy do Hiszpanii wyruszył stołeczny Djurgården, wzmacniając kadrę doświadczoną golkiperką Hedvig Lindahl, a także mocno niedocenianą defensorką Ebbą Hed. Wśród angielskich potentatów potencjalnych wzmocnień poszukał inny ze sztokholmskich klubów, w efekcie czego do Hammarby trafiły latem Jonna Andersson oraz Simone Boye. Królami polowania jak dotąd okazują się przedstawiciele Häcken, którym wprawdzie nie udało się zatrzymać w Hisingen Johanny Kaneryd, ale transfery zawodniczek pokroju Anvegård, Zeller, czy Sandberg naprawdę budzą szacunek. W Malmö wrócili do sprawdzonego przed laty systemu z penetrowaniem nieoczywistych zakamarków niemieckiej Bundesligi, dzięki czemu – śladami Stefanie Sanders oraz Rebecki Knaak – do stolicy Skanii trafiła latem Gina Chmielinski. Nowymi kartami w talii trenerki Slegers będą ponadto młoda Dunka Olivia Holdt, a także mająca za sobą naprawdę udany sezon w barwach włoskiej Fiorentiny Karin Lundin. W Kristianstad póki co stawiają na jakość i choć podczas trwającego okienka ogłoszono tam tylko jeden transfer, to nazwisko Kamerunki Easther Mayi Kith jak najbardziej budzi szacunek. Z drugiej próby podbicia europejskich boisk wraca do kraju Michelle De Jongh, która spróbuje odbudować się w Linköping pod okiem Andrée Jeglertza. Powody do radości mają także w Norrbotten, wszak do klubu z dalekiej Północy wraca po nieudanej przygodzie w Serie A wychowanka Ronja Aronsson. Transferowych ruchów nie brakowało także wśród zespołów walczących o utrzymanie, choć wydaje się, że te zdecydowanie najbardziej konkretne wykonali w Umeå, kontraktując dwa solidne wzmocnienia formacji defensywnej w osobach Ellen Schampi oraz Emmy Checker.

Dokąd zmierzasz, kadro?

peter

Mundial 2023 będzie prawdziwą weryfikacją sześcioletniej kadencji Petera Gerhardssona (Fot. Getty Images)

Nieco ponad miesiąc temu w tym miejscu pojawił się tekst analizujący szanse i potencjalne zagrożenia w kontekście występu reprezentacji Szwecji na angielskim EURO. Niestety, trochę zaginął on w gąszczu zdecydowanie bardziej krzykliwych i donośnych głosów tych, którzy z kompletnie niewiadomych przyczyn wieszczyli naszej kadrze tego lata powtórkę z Japonii. A trzeba uczciwie przyznać, że podstawy ku temu były mizerne, choć – żeby być wobec niepoprawnych optymistów całkowicie fair – przed rokiem także niewiele zapowiadało aż taką szwedzką eksplozję na boiskach dalekiej Azji. Patrząc jednak na całość potencjału naszej reprezentacji sprzed dwunastu miesięcy i z dziś, zdecydowanie więcej pozytywnych przesłanek można było doszukać się wtedy, gdy chociażby Hanna Glas czy Magdalena Eriksson miały za sobą sezon życia. Pomimo wszelkich przeciwności, brytyjska eskapada i tak zakończyła się jednak umiarkowanym powodzeniem, dzięki czemu dziś możemy tytułować się sympatykami trzeciej drużyny Europy, a przecież jeszcze niedawno podobny przywilej nam absolutnie nie przysługiwał. I jest to niewątpliwie pierwsza z dobrych wiadomości. Druga z nich jest natomiast taka, że kolejna wielka impreza już za niespełna dwanaście miesięcy i z prawdopodobieństwem bliskim pewności możemy już potwierdzić, że reprezentacja Szwecji przystąpi do niej z najsilniejszego koszyka. Jasne, w samym losowaniu jeszcze nikt niczego nie wygrał, ale jednak warto docenić fakt, że po raz pierwszy w tym wieku (!) zagramy na mundialu jako papierowy faworyt grupy. A jeśli wierzyć zapowiedziom, że turniej w Australii i Nowej Zelandii będzie swego rodzaju imprezą życia dla pokolenia ’93, to starcia z teoretycznie silniejszymi przeciwniczkami warto odłożyć sobie na fazę pucharową. Czy jednak przygotowania do podboju południowej półkuli rzeczywiście upłyną nam pod znakiem błogiego spokoju? I co równie istotne: jak mogą wyglądać realia szwedzkiej piłki reprezentacyjnej już po mistrzostwach świata 2023, na których przecież historia futbolu się nie kończy?

Zacznijmy może chronologicznie, czyli od odpowiedzi na pierwsze z pytań. Tym bardziej, że jest ona w miarę oczywista, bo pewne zasady z powodzeniem obowiązują nie tylko w sporcie, ale w zasadzie w każdej dziedzinie życia. A jedna z nich mówi jasno, że stojąc w miejscu tak naprawdę się cofamy. I nie mamy chyba najmniejszych wątpliwości co do tego, że sprawę zdaje sobie z tego także sztab reprezentacji Szwecji. Dlatego właśnie już najbliższą potyczkę z Finlandią należy potraktować jako pierwszy etap mundialowej selekcji, bo na celebrowanie zwycięskich eliminacji nie ma w tej chwili ani czasu, ani przestrzeni. Przed Peterem Gerhardssonem oraz jego najbliższymi współpracownikami jest za to niesamowicie ważny czas, w którym to trzeba będzie znaleźć poprawne rozwiązanie przynajmniej kilku równań z wieloma niewiadomymi. A ewentualny błąd w obliczeniach może okazać się niezwykle kosztowny, bo choć zwieńczenie wielu pięknych karier jednym nieudanym turniejem w żadnym wypadku nie przekreśliłoby wcześniejszych sukcesów, to jednak nieprzypadkowo w futbolu od zawsze obowiązuje niepisana zasada, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Na własnej skórze przekonało się o tym już wiele gwiazd światowych boisk i bardzo nie chcielibyśmy, aby za rok do tej listy dopisanych zostało kilka szwedzkich nazwisk.

Problemem numer jeden, najbardziej zresztą rozgrzewającym w tej chwili opinię publiczną, jest niewątpliwie temat obsady bramki. W temacie dalszej przydatności Hedvig Lindahl do kadry wypowiedzieli się już chyba prawie wszyscy znawcy tematu i przynajmniej tysiąc osób niekoniecznie mających cokolwiek ciekawego do powiedzenia. Ale wiadomo, jak coś znajduje się w karcie na czasie, to stanowisko zająć trzeba, takie to już realia pięknych lat dwudziestych. Najciekawsze było jednak to, co w tej kwestii myśli sama zainteresowana, która pomimo ogromnego rozgoryczenia swoją postawą na EURO postawiła sprawę jasno: o żadnym ogłaszaniu oficjalnego końca reprezentacyjnej kariery nie może być mowy. Lindahl nie wykluczyła, że mecz z Anglią rzeczywiście może okazać się ostatnim podczas trwającej niemal dwadzieścia lat przygody z kadrą, ale zastrzegła, że w takiej sytuacji będzie to decyzja selekcjonera. A jeśli ten ostatni uzna, że doświadczona golkiperka wciąż ma drużynie coś do zaoferowania, to ona będzie gotowa na każde wezwanie i bez względu na rolę, która jej w zespole przypadnie. Inna sprawa, że konkurencja dla 39-latki z Katrineholm solidnie prezentuje się póki co jedynie na papierze. Jennifer Falk, po dwóch kapitalnych sezonach, zaliczyła na boiskach Damallsvenskan mało udaną wiosnę, a uznawana nie bez przyczyny za olbrzymi talent Emma Holmgren przez ostatni rok poważną piłkę oglądała najczęściej z perspektywy ławki (rzadziej), trybun (częściej) lub sofy (najczęściej). A ponieważ na tę chwilę nie ma tematu powrotu do kadry Stephanie Öhrström, a kandydatury Cajsy Andersson nie bierze chyba pod uwagę sam selekcjoner, to pozostaje nam spoglądanie z nadzieją w kierunku Londynu. Nie możemy jednak zapominać, że Zecira Musovic ma w klubie naprawdę poważną konkurencję i na regularne występy w barwach mistrzyń Anglii będzie musiała mocno zapracować.

Kariery nie zamierza kończyć nie tylko Lindahl, gdyż na ostateczną deklarację póki co nie zdecydowała się żadna z naszych doświadczonych piłkarek. Z jednej strony jest to dla selekcjonera spory komfort, ponieważ prosta matematyka podpowiada, że zawsze lepiej dokonywać selekcji z możliwie największej puli zawodniczek. Otwartym pozostaje jednak pytanie, jak postąpi Gerhardsson, jeśli wiosną i latem 2023 dotychczasowe liderki kadry znajdą się akurat w słabszej formie. Czy po sześciu latach naprawdę udanej kadencji będzie go stać na gwałtowny zwrot w przededniu imprezy, która może spuentować jego trenerską karierę? Nie podejrzewamy oczywiście o to, że ktokolwiek w szwedzkim sztabie miałby kierować się sentymentami, ale tak czysto po ludzku wiemy, że niełatwo jest odstrzelić kogoś, z kim dopiero co wspólnie osiągało się naprawdę wielkie sukcesy. Chcielibyśmy rzecz jasna, aby tak dramatyczne wybory okazały się problemem wyłącznie teoretycznym, ale nie możemy wykluczyć sytuacji, w której najtrudniejszym zadaniem dla Gerhardssona przed Australią będzie odpowiednie zbilansowanie kadry. Bo niby kandydatki do zastąpienia starszych koleżanek wcale nie szturmują szaleńczo reprezentacyjnych bram, ale jednak ostatnie tygodnie pokazały nam jasno, że w najsilniejszych piłkarsko krajach zawodniczki urodzone w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, a także na przełomie wieków, stanowią przynajmniej kilkadziesiąt procent wartości wyjściowej jedenastki i proporcje te będą z każdym kolejnym krokiem tylko rosły. U nas natomiast wydają się one do tego stopnia zaburzone, że za młode talenty cały czas uważamy naprawdę solidną ekipę z rocznika -97. I tak, Blomqvist, Angeldal, Björn czy Zigiotti to niewątpliwie piłkarki, którym nie sposób odmówić sportowej klasy, ale nie możemy zapominać, że wszystkie one za rok będą miały już 26 lat. Dotychczasowe wybory Gerharssona nie biorą się jednak wyłącznie z przyzwyczajenia do znajomych twarzy czy też niechęci do młodzieży, głównym problemem jest tu bowiem jakość potencjalnych następczyń. Nie ma bowiem ani trochę przypadku w tym, że przez ostatnie lata szwedzkie młodzieżówki męczyły się okrutnie z rywalkami pokroju Bośni, Grecji, czy Słowenii i dopiero zespół z rocznika -03 potrafił wygrać trzy kolejne mecze z poważnymi przeciwniczkami. Czas pokaże, czy był to tylko jednorazowy wystrzał, czy zapowiedź odwrócenia fatalnego trendu, ale bez względu na to już teraz trzeba zacząć nie tylko myśleć o sztafecie pokoleń, co po prostu ją rozpocząć. I dobrze byłoby, gdyby proces ten uruchomić już przed przyszłorocznym mundialem, gdyż zamrożenie kadry na dwanaście kolejnych miesięcy na pewno okazałoby się fatalne w skutkach. Podobne historie przeżywaliśmy już dwukrotnie i czas pokazać, że potrafimy uczyć się na własnych błędach. Choć trzeba uczciwie zaznaczyć, że zadanie przed Gerhardssonem wydaje się być zdecydowanie trudniejsze od tego, które miały do wykonania jego dwie słynne poprzedniczki, przede wszystkim ze względu na silną jak nigdy konkurencję międzynarodową, która zresztą ani myśli się zatrzymywać i na nas czekać.

Wybór drużyny na australijsko-nowozelandzki mundial, a także kształt wspomnianej wymiany kadrowej, mogą okazać się na koniec nie mniej ciekawe niż same występy szwedzkich piłkarek na boisku. Selekcjonerowi powinniśmy zatem życzyć przede wszystkim tego, aby nie bał się podjąć ryzyka, a gdy już to zrobi, to pozostanie nam zaufać jego wyborom i mocno ściskać kciuki za to, aby okazały się one skuteczne. W przeciwnym bowiem razie, gdzieś w okolicach mundialu 2027 (zakładając, że w ogóle się na niego zakwalifikujemy) dopiero poznamy co to znaczy przystępować do meczu w roli wyraźnego underdoga. I nie jest to absolutnie żadna klątwa, a realna i pozbawiona niepotrzebnych emocji ocena potencjału. Czasy, w których w futbol bawiły się trzy kraje na świecie, bezpowrotnie odeszły bowiem do przeszłości (i całe szczęście!), a utrzymanie się w szerokiej czołówce będzie z każdym kolejnym cyklem zadaniem coraz bardziej wymagającym. I jeśli za pięć lat marzy nam się siedzenie przy najważniejszym, piłkarskim stole, to właśnie nadszedł czas, w którym współodpowiedzialność za losy kadry powinny zacząć brać na siebie zawodniczki młodsze od koleżanek z rocznika -93. Głęboko wierzymy zatem, że etap najbardziej intensywnego rozwoju wciąż mają przed sobą 24-letnie dziś Amanda Nildén oraz Josefine Rybrink, które mogą stanowić alternatywę dla coraz bardziej wiekowej formacji defensywnej. Że sztokholmska szkoła talentów to nie tylko mit na kształt potwora z Loch Ness, a realne zjawisko, którego twarzą będzie między innymi Matilda Vinberg. Że zbierająca w ostatnich miesiącach kapitalne recenzje Anna Sandberg nie ugrzęźnie na ławce w Hisingen i wciąż będzie zachwycać nas swoją dynamiką i ambicją na boiskach Damallsvenskan. Że z problemami zdrowotnymi uporają się Rosa Kafaji i Hanna Lundkvist, a gdy już wrócą do regularnej gry, to nie pozostawią selekcjonerowi jakiegokolwiek wyboru w kwestii powołań. Że siostry Pelgander rzeczywiście okażą się objawieniem na taką skalę, jak obiecują to w Örebro, a Lisa Björk udowodni, że koniec złotej ery Umeå wcale nie musi równać się zmierzchowi futbolu w Västerbotten. I wreszcie: że Hanna Bennison zagra w końcu w kadrze turniej na miarę talentu, którym niewątpliwie dysponuje, gdyż oczekiwanie na jej wystrzał coraz bardziej zaczyna nam przypominać sagę sprzed sześciu lat ze Stiną Blackstenius w roli głównej. Wiem, wyliczanka niby długa, ale gdy porównamy to z zasobami i rezerwami Anglików, Francuzów, czy Hiszpanów, to nie wygląda to przesadnie imponująco. Co więcej, w perspektywie dekady zdecydowanie mocniejszymi kartami dysponują chociażby Holendrzy, a nawet Włosi i Brazylijczycy (pod warunkiem, że wystarczy im cierpliwości, co akurat w ich przypadku niekoniecznie bywa regułą). Futbol jest jednak o tyle piękny, że nie zawsze zwycięża w nim pojemność stadionu narodowego, czy zasobność portfela prezesów krajowej federacji. I choć ostatnie miesiące przyniosły nam wszechobecną fetyszyzację liczb, to niezmiennym wciąż pozostaje fakt, że tych najważniejszych cyferek cały czas musimy szukać w rubryce oznaczającej ilość strzelonych goli. Musimy zatem wierzyć, że te ostatnie w dalszym ciągu będą po naszej stronie, a piękne wspomnienia z EURO ’13, MŚ ’19, czy IO ’21 nie okażą się dla nas ostatnimi przed dłuższą przerwą od sukcesów. Musimy mieć świadomość, że w kolejnych latach o powtórki z tych turniejów może być coraz trudniej, ale czasami naprawdę warto oprzeć się na wierze, nadziei i … rozsądku. A jeśli nam ich nie zabraknie, to ten nowy, piłkarski ład wcale nie musi okazać się aż tak straszny. Choć na koniec warto powiedzieć sobie jedno: łatwo z całą pewnością nie będzie, łatwo to już było!