Jaki ładny brzydki awans

Gol Julie Blakstad pozwolił Hammarby zachować trzybramkową zaliczkę ze Sztokholmu (Fot. Henric Wauge)

Tydzień temu było nerwowo, dziś nieco (choć wbrew pozorom nie jakoś znacząco) spokojniej, lecz gdyby ktoś szczerze zapytał, czy aby na pewno z tej norwesko-szwedzkiej batalii obronną ręką wyszła drużyna bardziej jakościowa, bylibyśmy zmuszeni na tak postawione pytanie dać odpowiedź negatywną. Czy jednak to wszystko ma teraz pierwszoplanowe znaczenie? Absolutnie nie! Hammarby cierpiało, straciło gola w najbezpieczniejszym wydawałoby się fragmencie spotkania, w końcówce raz jeszcze dało się zepchnąć do głębokiej defensywy, ale najważniejsze, że to trzecia ekipa Damallsvenskan poprzedniego sezonu oficjalnie zameldowała się w głównej drabince premierowej edycji piłkarskiego Pucharu Europy. I ten wyczyn zasługuje na odpowiednie docenienie, bo przecież ostatnimi czasy szwedzki futbol klubowy na nadmiar tak prestiżowych zwycięstw bynajmniej nie narzeka, a tuż po losowaniu to kroczącym pewnie po mistrzostwo Norwegii piłkarkom z Bergen przyznawaliśmy nieco więcej szans na sukces.

Pierwsza połowa dzisiejszego starcia w jakimś sensie przywołała nam zeszłotygodniowe obrazki z Grimsta Idrottsplats. Znów to Brann prowadził grę, szybko przenosząc jej ciężar na połowę sztokholmianek, lecz podstawowa różnica polegała na tym, że tym razem optyczna przewaga nijak nie przekładała się na jakiekolwiek poważniejsze zagrożenia pod bramką Meliny Loeck. Mocno defensywnie usposobiona przez trenera Sjögrena wyjściowa jedenastka z trzema stoperkami, dwiema wahadłowymi oraz dwiema nominalnymi szóstkami ze swoich zadań wywiązywała się bez zarzutu, a gdy już przytrafiło się jakieś niepotrzebne zgubienie krycia lub kiks w okolicach własnego pola karnego, gospodynie nie potrafiły zrobić z tego właściwego użytku. Żegnający się powoli z ławką Bajen były selekcjoner norweskiej kadry z charakterystycznym dla siebie łagodnym zapałem oklaskiwał harujące na całej długości i szerokości boiska podopieczne, którym jednak równocześnie należała się drobna nagana za… zmarnowanie dwóch kapitalnych okazji na zamknięcie tego dwumeczu jeszcze przed przerwą. Hammarby dwukrotnie udało się bowiem przedrzeć w pobliże szesnastki Brann, lecz strzały Ellen Wangerheim oraz Anny Jøsendal z precyzją wspólnego miały naprawdę wyjątkowo niewiele. A ponieważ w futbolu niewykorzystane okazje lubią się mścić, to dosłownie z niczego kilka chwil później wynik otworzyły gospodynie, za sprawą dobijającej z najbliższej odległości strzał jednej z koleżanek Brenny Lovery. Odrobienie części strat ewidentnie pozwoliło liderkom Topppserien na powrót uwierzyć w skuteczny powrót i gdy y tylko cudownie przebudzona w tej fazie meczu Signe Gaupset zmieściła futbolówkę przy dalszym słupku bramki Bajen, to nagle sytuacja zmieniłaby się ze względnie kontrolowanej w niebywale nerwową. Na szczęście gościń ze Szwecji, na przerwę obie ekipy schodziły jednak przy zaledwie jednobramkowym prowadzeniu miejscowych.

Po zmianie stron oglądaliśmy dość podobny film, bo znów to zawodniczki z Bergen starały się narzucić swoje warunki, znów niewiele dobrego z tego wynikało i wreszcie znów to błyskawiczne wypady Hammarby niosły ze sobą większe zagrożenie. No i wreszcie – tym razem za trzecią próbą – piłkarki ze Sztokholmu dopięły swego, choć uderzeniu Julie Blakstad do perfekcji również było daleko. Takimi detalami przejmować się jednak absolutnie nie będziemy, gdyż to właśnie w tym momencie stało się jasne, że jeśli nie wydarzy się jakiś niespodziewany kataklizm, jutro będziemy emocjonować się losowaniem kolejnej fazy Pucharu Europy z udziałem aż dwóch szwedzkich klubów. Na ostateczne ogłoszenie tej radosnej nowiny musieliśmy jednak jeszcze trochę poczekać, gdyż w ostatnim kwadransie Brann chyba zdał sobie sprawę z powagi sytuacji, w wyniku czego raz jeszcze zrobiło się nam wszystkim znacznie bardziej gorąco i to bynajmniej nie ze względu na niestandardowe wskazania termometru. Swoją niekwestionowaną, sportową klasę zupełnie jak w pierwszym meczu postanowiła zaprezentować niezwykle aktywna Lauren Davidson, a rezerwowa Josefine Birkelund wniosła do gry Brann tyle ożywienia, że aż dziękowaliśmy w myślach trenerowi Leifowi Smerudowi, iż tak pozytywnie usposobioną zawodniczkę wprowadził na plac gry dopiero w okolicach osiemdziesiątej minuty. Potem był jeszcze słupek, dwa wyraźnie niespokojne wybicia na uwolnienie, seria rzutów rożnych dla ekipy z Bergen i wreszcie mogliśmy obwieścić, że najważniejsza tej jesieni bitwa o Skandynawię padła łupem Hammarby. A styl? Cóż, to było naprawdę ładne, brzydkie zwycięstwo i proszę nie odbierajcie tych słów jako sarkazmu. Bo wygrywać w ten sposób też trzeba umieć!

******

Pozostałe, szwedzkie dwumecze rozstrzygnęły się przed tygodniem, choć akurat w Malmö mocno kombinowana jedenastka Rosengård zaprezentowała na tle lizbońskiego Sportingu klasyczny futbol na tak i aż szkoda, że mało kto zechciał obejrzeć tę batalię na żywo. Skoro jednak trener Qvarmans Möller postanowił oszczędzać siły na Linköping i Alingsås, to z podobnego założenia wyszli najpewniej także sympatycy najbardziej utytułowanego klubu ze Skanii. A szkoda, bo trafienie Mai Johansson było prawdziwą ozdobą tego tygodnia w europejskich pucharach, a gdyby tylko Isabella Sara Tryggvadottir w doliczonym czasie gry przycelowała równie precyzyjnie, to Rosengård w najmniej spodziewanym momencie mógł nawet zaksięgować pierwsze w tym półroczu zwycięstwo nad przeciwnikiem grającym w piłkę nożną na poziomie profesjonalnym. Jeśli zaś chodzi o Häcken, to w Katowicach na listę strzelczyń po stronie Os z Hisingen wpisała się nawet wciąż czekająca na jakiekolwiek minuty w Damallsvenskan lub Pucharze Szwecji młodzieżowa reprezentantka Malawi Faith Chinzimu i to w zasadzie stanowi najlepsze podsumowanie całego tego dwumeczu. Choć trener Lind raz jeszcze przekonał się, że na skuteczność Pauliny Nyström oraz dynamikę Matildy Nildén zawsze może liczyć. No i jeszcze naprawdę przyjemny gol Moniki Jusu Bah – kto nie widział, niech szybciutko to delikatne niedopatrzenie nadrabia!

******

Losowanie całej drabinki fazy zasadniczej Pucharu Europy 2025-26 odbędzie się jutro o godzinie 13:00.


Komplet wyników:

Pierwsza kadra Tony’ego

Kosovare Asllani rozpoczęła już trzecią setkę występów w reprezentacyjnej koszulce (Fot. Molly Darlington)

Jak będzie wyglądać szwedzka kadra pod przewodnictwem Tony’ego Gustavssona? Nie miejmy złudzeń, pierwsze, wciąż nieśmiałe odpowiedzi na tak postawione pytanie poznamy najwcześniej wiosną, po premierowych meczach w ramach eliminacji brazylijskiego mundialu. To właśnie wtedy potrzebować będziemy stylu, jakości i wyników (w dowolnej kolejności) i wówczas jakiekolwiek oceny będą miały realną rację bytu. Bo jednak hiszpańskie testy nowego produktu, a takim niewątpliwie jest dziś szwedzka reprezentacja, trudno traktować jako wiążący papierek lakmusowy i to bez względu na to, czy wypadną one zaskakująco pozytywnie, czy też stanie się dokładnie odwrotnie.

Skoro jednak nowy selekcjoner odkrył pierwsze karty, to warto choć pobieżnie przeanalizować listę powołanych przez niego piłkarek. Największym zaskoczeniem wydaje się obecność w tym gronie Lindy Sembrant, której nijak nie da się nazwać nawet najbardziej pewnym punktem defensywy stołecznego AIK. Znany Tony’emu Gustavssonowi cel z pewnością mają też nominacje dla Elmy Nelhage oraz Hanny Bennison, które w swoich drużynach klubowych trudno nazwać zawodniczkami wyjściowej jedenastki. O żadnych wielkich kontrowersjach mowy jednak absolutnie być nie może, bo skoro szkoleniowiec postanowił przyjrzeć się w warunkach meczowo-treningowych akurat tym zawodniczkom, to takie jego prawo, a w ogólnym ujęciu jego wybory i tak wydają się znacząco bardziej zrozumiałe niż te dokonywane pod koniec kadencji przez jego poprzednika. Z którym – co warto przypomnieć – nadzwyczaj często wdawaliśmy się w konstruktywną (miejmy nadzieję) polemikę, a szwajcarskie boiska ostatecznie i tak przyznały mu rację.

Bardzo cieszy natomiast docenienie równej, stabilnej dyspozycji niezmiennie wyróżniających się na tle rywalek z Damallsvenskan Moy Öhman (Malmö) oraz Moniki Jusu Bah (Häcken). W pełni zasłużonego wyróżnienia doczekała się także notująca kapitalny początek sezonu w Anglii Anna Sandberg oraz notorycznie pomijana przez Petera Gerhardssona liderka ofensywy Milanu Evelyn Ijeh. Nowy selekcjoner nie pozostał również obojętny na efektowny powrót do regularnych występów Rosy Kafaji oraz Rebecki Blomqvist, którym letnia zmiana barw klubowych ewidentnie wychodzi póki co na plus. Kto zatem może czuć się w jakimś stopniu pominięty? Zdecydowanie najgłośniej jest w tym temacie o Ellen Wangerheim, która dopiero co ukłuła trzema trafieniami norweski Brann. Kontuzjowana Tuva Skoog oraz weteranka drugiej linii Mia Persson z różnych względów z równania wypisały się same, lecz trochę szkoda, że na swoją szansę wciąż musi cierpliwie czekać Alice Bergström (Häcken), jak najbardziej poważna kandydatka do tytułu najbardziej wartościowej zawodniczki Damallsvenskan w obecnym sezonie. Wśród prawych defensorek w przyszłości warto zwrócić ponadto uwagę na Nathalie Hoff Persson (Malmö), a wybiegając wzrokiem poza szwedzki grunt nie zapominajmy o skutecznej na lewej flance Amandzie Nildén (Tottenham), której młodsza siostra Matilda niebawem tez coraz śmielej zacznie pukać do bram najważniejszej drużyny w kraju. Jako się jednak rzekło, to wszystko wyłącznie luźne i niewiele znaczące personalne dywagacje, bo czas wyciągania wniosków dopiero przed nami i niekoniecznie mamy tu na myśli nawet najbliższe dni.

Najciekawiej na dole

Sara Kanutte jest już wiceliderką tegorocznej klasyfikacji strzelczyń Damallsvenskan (Fot. Bildbyrån)

Zapowiedź ligowego weekendu w środowy poranek nie jest zapewne czymś, do czego przywykliśmy, ale w tym tygodniu odejście od tradycyjnej rutyny ma swoje konkretne powody. Po pierwsze, już za chwilę nasza uwaga skupi się na dywagacjach dotyczących nowego otwarcia w kadrze, po drugie ręce będziemy mieli zajęte mocnym ściskaniem kciuków za Hammarby, które na niełatwym terenie w Bergen spróbuje obronić zaskakująco wysoką (choć absolutnie nie stanowiącą jakiejkolwiek gwarancji powodzenia) zaliczkę z pierwszego meczu kwalifikacji Pucharu Europy. W tych ostatnich rozgrywkach w bój ruszą oczywiście także dwaj inni przedstawiciele szwedzkiej myśli klubowej, lecz Häcken i Rosengård priorytety mają ustawione na ten moment zdecydowanie gdzie indziej i my to akurat jak najbardziej szanujemy. Wracając jednak do Damallsvenskan, niektóre karty zostały już rzecz jasna wyłożone na stół, lecz pewna ich część – szczególnie ta dotycząca rywalizacji w dolnej połówce tabeli – wciąż nie została jeszcze rozdana. A skoro tak, to chyba nadszedł idealny moment, aby pokrótce przeanalizować, jakie odpowiedzi może przynieść nam nie tylko nadchodzący, ligowy weekend, lecz cała końcówka tegorocznej kampanii. Bo nawet jeśli dla jednych sezon realnie już się zakończył, to nie brakuje również takich, którym presja wyniku towarzyszyć będzie nieprzerwanie aż do połowy listopada, a w przypadku ekipy zmuszonej do gry w barażach – jeszcze o tydzień dłużej.


Gra o mistrzostwo

Tutaj podtrzymujemy słowa z podsumowania poprzedniej kolejki: wyścig o tytuł w zasadzie został już rozstrzygnięty, a Häcken może go przegrać tylko i wyłącznie ze sobą.


Gra o podium i europejskie puchary

Hammarby może mieć swoje problemy dosłownie w każdej formacji, ale mając w perspektywie rywalizację z Vittsjö, Alingsås oraz Brommą możemy spokojnie założyć, że drużyna trenera Sjögrena tego nie wypuści. Zresztą nawet przy nieco bardziej wymagającym terminarzu byłoby to raczej mało prawdopodobne. Realna gra toczy się zatem o jedno miejsce, a i ona tak na dobrą sprawę może rozstrzygnąć się już w najbliższą sobotę.

Wystarczy bowiem, że piłkarki beniaminka z Malmö dopiszą do swojego dorobku przynajmniej punkt w wyjazdowej rywalizacji z Djurgården i w błękitnej części największego miasta Skanii będzie można zintensyfikować przygotowania do medalowej fety i przyszłorocznego debiutu w europejskich pucharach. Przy takim układzie, drużynie trenera Valfridssona do zaklepania przynajmniej trzeciego miejsca na koniec sezonu potrzebne będzie bowiem zaledwie jedno zwycięstwo w trzech listopadowych meczach, a poziom trudności tego wyzwania do najwyższych raczej się nie zalicza (Piteå oraz Vittsjö u siebie oraz Norrköping na wyjeździe). Do ewentualnych dywagacji i rozważań wrócimy wyłącznie w przypadku, gdy sobotnie starcie Djurgården z MFF przyniesie nam wygraną miejscowych, choć zawodniczkom ze stolicy łatwo o rzeczony triumf nie będzie. W ekipie z Malmö skutecznością błyszczy ostatnimi czasy Sara Kanutte, która niczym dekadę temu Christen Press udowadnia nam, że nawet na pierwszoligowym poziomie strzelecką regularność da się z powodzeniem połączyć w wyjątkowo mało efektowną dla oka grą. O walory artystyczne w kadrze beniaminka niezmiennie dbają jednak Nathalie oraz Mia Persson, a w miniony weekend kontuzjowaną Tuvę Skoog w kapitalnym stylu zastąpiła autorka premierowego trafienia na EURO 2025 Katariina Kosola.


Gra o prestiż

Kristianstad, Vittsjö, AIK, Alingsås – te drużyny grają już wyłącznie o to, aby na zimowe urlopy rozjechać się w nieco bardziej pozytywnych nastrojach. Do tego grona chętnie dopisalibyśmy także Norrköping, ale po pierwsze – Stellan Carlsson, po drugie – kibice z Curva Nordahl, po trzecie – podtrzymanie efektownej serii, po czwarte – dla spokoju ducha wstrzymajmy się jeszcze do meczu Djurgården vs Malmö. Choć mamy świadomość, że robimy to nieco na wyrost.


Gra o utrzymanie

O, tutaj wreszcie coś się dzieje. Bo niczym w jednej z popularnych gier hazardowych mamy do wyboru pięć ścieżek: trzy z nich gwarantują bezpieczne pozostanie na pierwszoligowym gruncie, czwarta oznacza konieczność rozegrania barażowego dwumeczu o utrzymanie, piąta zaś skazuje na degradację do Elitettan i wszystkie bezpośrednio związane z tą niedogodnością konsekwencje.

Linköping – znajdują się o tyle w najmniej sprzyjającym położeniu, że w zasadzie do końca rozgrywek każdy kolejny mecz będzie dla nich spotkaniem ostatniej szansy. Z takim scenariuszem w Östergötland zdążyli się już chyba jednak oswoić, a dwie poprzednie potyczki o zbliżonym ciężarze gatunkowym zakończyły się wysokimi zwycięstwami nad Vittsjö (3-0) oraz Brommą (4-1). Jeżeli zatem nie walczący już o nic konkretnego AIK także opuści Bilbörsen Arenę z pustymi rękami (co wydaje się wielce prawdopodobne), to w listopadzie – po wkalkulowanej w koszty porażce w Hisingen – drużynę trenera Kirka czekają dwa solidne egzaminy dojrzałości. Zapunktować będzie trzeba zarówno u siebie z Kristianstad, jak i na wyjeździe przeciwko Rosengård, a zaplanowane na ostatnią, ligową kolejkę starcie dwóch wielce zasłużonych dla szwedzkiego futbolu marek już teraz jawi się jako absolutnie największe wydarzenie jesieni 2025 w Damallsvenskan.

Rosengård – dla ratowania ligowego bytu i uniknięcia pierwszego w historii spadku z najwyższej klasy rozgrywkowej odpuścili nawet pucharową rywalizację w Portugalii, ale czy tan wyjątkowo odważny (żeby nie powiedzieć desperacki) manewr jakkolwiek realnie im pomoże? Po letniej przerwie w ligowych zmaganiach, czternastokrotne mistrzynie Szwecji potrafiły pokonać wyłącznie dwa zespoły amatorskie (północnomacedoński Ljuboten oraz występujący w lidze regionalnej Lilla Torg), z tygodnia na tydzień prezentując na krajowych boiskach coraz bardziej sfrustrowaną twarz. Jeżeli tej wstydliwej passy nie uda się przełamać także w Norrköping (czego do końca wykluczyć nie możemy, wszak FCR bywa wyjątkowo nieprzewidywalny), to po reprezentacyjnej przerwie absolutnym priorytetem będzie dla obrończyń tytułu… wzięcie udanego rewanżu na Alingsås za wiosenną porażkę na Mjörnvallen. Następnie w kalendarzu mamy daleką wyprawę na LF Arenę oraz przywoływane już domowe starcie z Linköping, które w niesprzyjającym scenariuszu może okazać się dla obu ekip meczem o ligowy byt.

Bromma – rundę rewanżową rozpoczęły w wyjątkowo marnym stylu, lecz gdy kolejny już raz postawiliśmy na tym zespole krzyżyk, ten przebudził się w najmniej spodziewanym momencie i gdyby nie dwie poniesione ostatnio w wyjątkowo pechowych okolicznościach porażki, już teraz moglibyśmy wymieniać BP w kontekście pozytywnej niespodzianki sezonu. Tak się jednak nie stało, a mając na uwadze, iż piłkarki z zachodniego Sztokholmu mają jeszcze w terminarzu zarówno Häcken, jak i Hammarby, ich aktualne położenie wciąż jest dalekie od komfortu. Aby zapewnić sobie ligowy byt, podopieczne trenera Gunnarsa powinny bowiem poszukać przynajmniej czterech (a najlepiej sześciu) punktów z listopadowym dwumeczu przeciwko Växjö (wyjazd) oraz AIK (dom). W teorii jak najbardziej do zrobienia, w praktyce różnie może z tym być.

Växjö – co by się nie wydarzyło, ekipa trenera Unogårda w obecnym sezonie ewidentnie rozczarowała. Na jej szczęście, w najbliższy weekend czeka ją wyjazd do zamykającego tabelę i najpewniej pogodzonego z losem Alingsås, co otwiera furtkę na dopisanie do swojego skromnego dorobku trzech kolejnych punktów i wyczekiwanie na listopadowe boje z nieco większym spokojem. Z podobnego założenia wyszedł zresztą chyba i sam szkoleniowiec, który nie bacząc na fatalną zarówno w cyferkach, jak i w obrazku serię porażek, ewidentnie oszczędzał swoje liderki w osobach Amerykanki Russell oraz Japonki Kamogawy. Czy strategia poprowadzi Växjö do tak bardzo potrzebnego im zwycięstwa na Mjörnvallen? W Kronobergu z pewnością nikt nie dopuszcza nawet jakiejkolwiek innej alternatywy.

Piteå – przez cały sezon balansowały na niezwykle cienkiej linie, niezmiennie flirtowały z degradacją, a ich mecze spokojnie można by puszczać pacjentom cierpiącym na bezsenność jako formę niekonwencjonalnej terapii. Co więcej, wybory personalne trenera Bernhardssona szokowały absolutnie wszystkich, lecz gdy zrobiło się naprawdę źle Sampson i Edlund wreszcie dostały należne im minuty, Johannesen wróciła na nominalną pozycję, Gray przypomniała sobie, że nie tak dawno była piłkarką z potencjałem na karierę w NWSL i jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało – bezpośrednie zagrożenie chwilowo udało się oddalić. Pełnego sukcesu ogłaszać jednak jeszcze nie będziemy, do niego potrzeba jeszcze przynajmniej jednego, a w wariancie optymalnym trzech punktów w niedzielnym starciu z Kristianstad. Listopadowy terminarz nie jest bowiem z perspektywy Piteå szczególnie sprzyjający i za chwilę może się okazać, iż raz jeszcze trzeba będzie zagrać o wszystko z Rosengård, choć stawka meczu będzie tym razem zgoła odmienna niż siedem lat temu.

Mistrzynie w zasadzie znamy

Anna Anvegård mocno przyczyniła się do tego, że tytuł mistrzowski znalazł się blisko Hisingen (Fot. Bildbyrån)

Moglibyśmy w tym miejscu budować napięcie, że przecież do wygrania jeszcze całkiem sporo punktów, do przegrania równie wiele, a futbol – nie tylko ten w skandynawskim wydaniu – z każdym rokiem staje się coraz bardziej nieprzewidywalny. Skoro jednak mamy do siebie szacunek, to budowanie sztucznego napięcia pozostawmy tym, którzy zajmują się tym zawodowo. Realnie sprawy przedstawiają się bowiem tak, że drugi w historii, a pierwszy od czasu przeprowadzki na Bravida Arenę mistrzowski tytuł klubowi z Hisingen odebrać mógłby wyłącznie jakiś kompletnie nieprzewidziany kataklizm. Hammarby miał szansę ten stojący ogólnie na średnim poziomie wyścig przedłużyć, lecz jeśli popełnia się w defensywie tak szkolne, juniorskie wręcz błędy, to oglądać trzeba się raczej za niż przed siebie. Bo tak dysponowana ekipa z Södermalm prędzej roztrwoni zaliczkę w eliminacjach Pucharu Europy i da się wyprzedzić w ligowej tabeli beniaminkowi z Malmö, niż realnie zagrozi drużynie prowadzonej przez pochodzącego z Libanu szkoleniowca Maka Adama Linda.

Żeby jednak nie było zbyt słodko i cukierkowo, Häcken także nie zaprezentował nam w sobotnie popołudnie wybitnej, sportowej jakości. Jasne, różnica poziomów była tego dnia bezdyskusyjna, ale przecież to wyłącznie niefrasobliwe zachowanie Jennifer Falk pozwoliło przyjezdnym stanąć przed gratisową szansą błyskawicznego powrotu do gry. Wręczony przez reprezentacyjną golkiperkę bilet z rąk zawodniczek Bajen wyszarpała jednak ofiarną interwencją Stine Sandbech, a gościnie ze stolicy samodzielnie nie potrafiły wykreować w okolicy szesnastki Häcken czegokolwiek konstruktywnego. Przechodząc jednak do pozytywów, przepiękną ozdobą starcia na szczycie Damallsvenskan był gol autorstwa znajdującej się w naprawdę świetnej dyspozycji Anny Anvegård. Jeżeli zapomnimy na moment o wszystkich kiksach i nieporozumieniach w szeregach Hammarby i skupimy się wyłącznie na wykończeniu, to dwukrotna królowa strzelczyń rodzimej ligi zasługuje w tej kategorii na zdecydowanie maksymalną notę. Najbardziej wartościową uczestniczką sobotniego widowiska okazała się jednak amerykańska skrzydłowa Tabitha Tindell, która po przeprowadzce do Västergötland tak świetnie nauczyła się gry na nowych dla siebie pozycjach, że coraz trudniej dostrzec w niej rasową snajperkę, którą przez lata mogli oklaskiwać kibice w Kalmarze oraz Kristianstad. Swój piłkarski last dance nadzwyczaj dostojnie i efektownie zalicza także czterdziestoletnia Australijka Aivi Luik, która chyba sama nie zakładała, że jej wkład w ewentualny mistrzowski tytuł dla Os będzie aż tak znaczący. Weteranka nie tylko europejskich boisk najpierw jednak wywalczyła miejsce w wyjściowej jedenastce trenera Linda kosztem tak godnych konkurentek jak Emma Östlund, czy Emelie Byrnak, a następnie każdym kolejnym występem dostarczała nam coraz więcej argumentów przemawiających za tym, że postawienie na nią było najlepszą możliwą decyzją.

Solidarnie, różnicą jednej bramki, swoje mecze poprzegrywały zespoły najmocniej zaangażowane w walkę o pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. I choć każdy z nich ewidentnie ma czego żałować, to pretensje i żale ze zdecydowanie największą intensywnością mogą artykułować w Brommie. Piłkarki z zachodniego Sztokholmu w starciu z Vittsjö bez dwóch zdań były zespołem lepszym, bardziej aktywnym i prowadzącym grę, ale ponownie odpowiedniego wsparcia nie dała swoim koleżankom z ofensywnych formacji bramkarka puszczająca niemal każdą lecącą w kierunku jej bramki piłkę. Rosengård w konfrontacji z Djurgården aż tak nie dominował, lecz końcowy rezultat i tak mógłby być z perspektywy zawodniczek ze Skanii zdecydowanie lepszy, gdyby tylko nieco częściej udawało im się skierować futbolówkę w pilnie strzeżony przez Annę Koivunen prostokąt. Tym bardziej, że z drugiej strony na przykład taka Olivia Ulenius wpisywała się na listę strzelczyń nawet wtedy, gdy akurat wyjątkowo chciała dośrodkowywać. Linköping na Eleda Stadion w Malmö był może od sprawienia potencjalnej niespodzianki najdalej, choć nie wątpimy, że trener Kirk ma na ten temat swoje zdanie, do poparcia którego jego podopieczne szczególnie w drugiej połowie dostarczyły mu całkiem sporo argumentów. Niebywale skuteczna Sara Kanutte zadbała jednak o to, aby ewentualna pogoń LFC mogła zakończyć się w najgorszym wypadku nerwową końcówką dla wyjątkowo nielicznie przybyłych tym razem na stadion fanów beniaminka.

Niezwykle cenne zwycięstwo wywiozły z Växjö piłkarki trenera Bernhardssona, choć niewiele brakowało, aby w swoim oryginalnym stylu udało im się zremisować wygrany mecz. Bo właśnie tak by się stało, gdyby strzał Elin Nilsson w siódmej z doliczonych do drugiej połowy minut poszybował dosłownie kilkanaście centymetrów w prawo. Nieco wcześniej poduszkę bezpieczeństwa w postaci dwóch goli zaliczki wypracowała im jednak Emily Gray i jeśli ekipa z Norrbotten jakimś cudem prześlizgnie się nad kreską na koniec sezonu, to właśnie była pomocniczka Utah Royals powinna pierwsza ustawić się do przyjmowania gratulacji i podziękowań. Naprawdę ciekawy, choć pozbawiony realnej stawki mecz obejrzeliśmy w Kristianstad. Początek należał do gospodyń, lecz dysponujące mocniejszą i zdecydowanie szerszą kadrą przyjezdne z minuty na minutę coraz wyraźniej przejmowały nad boiskowymi wydarzeniami kontrolę i pomimo heroicznej postawy Moy Olsson, na samej mecie udało im się ostatecznie dopiąć celu. A żeby uszanować niepisaną, carlssonowską tradycję, decydujący okazał się stały fragment gry, który po dośrodkowaniu Debory-Anne de la Harpe, na zwycięskiego gola zamieniła najlepsza na placu gry Jessica Wik. Gdyby mecz AIK z Alingsås zakończył się po pięciu kwadransach, wówczas moglibyśmy napisać kilka zdań o wyjątkowo efektywnej ekipie z Solnej, która potrafi zrobić użytek z dosłownie każdej stworzonej przez siebie bramkowej okazji. W sposób szczególny w szeregach Gryzoni wyróżniała się coraz pewniej szturmująca pierwszoligowe boiska Nova Selin, choć nieco w jej cieniu swoje równie sympatyczne historie napisały Ella Reidy (autorka dwóch asyst) oraz doświadczona Linda Sembrant (premierowy gol po powrocie do Damallsvenskan). Całe to miłe wrażenie mocno popsuł jednak fakt, że w AIK najwyraźniej zapomnieli, iż mecz piłki nożnej ustawowo trwa 90 minut. Bo na to wszystko, co wyprawiało się na Skytteholms IP w samej końcówce, litościwie spuścimy po prostu zasłonę milczenia.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:


#pokolejce


Jedenastka kolejki:

Oto jest dzień

Mecze na szczycie Damallsvenskan mają zazwyczaj niezwykle efektowną oprawę (Fot. Pontus Orre)

Czy kwestia mistrzostwa Szwecji 2025 rozstrzygnie się właśnie w ten weekend? Na oficjalną koronację i wszystkie wynikające z naszego ligowego ceremoniału imprezy towarzyszące będziemy rzecz jasna musieli poczekać do listopada, lecz nie da się ukryć, iż to jutrzejsze starcie dwóch głównych pretendentek do tytułu, może okazać się w końcowej układance decydujące. Bo jeśli piłkarki z Hisingen, przy wsparciu mającej już ewidentnie dość chwalebnych porażek Bravida Areny, w bezpośrednim pojedynku okażą się lepsze od Hammarby, ich przewaga w tabeli urośnie do rozmiarów trudnych do roztrwonienia. Podopieczne trenera Linda mają ten komfort, że nawet podział punktów nie byłby z ich perspektywy najgorszym rozwiązaniem, choć oczywiście o żadnej grze na remis ze strony Häcken mowy być nie może. W Södermalm nie bez racji przypominają jednak, że niemal dokładnie dwa lata temu kluby te spotkały się w meczu o zbliżonym ciężarze gatunkowym i wtedy również mistrzowskie marzenia sympatyków Bajen realnie przedłużało jedynie zwycięstwo. Skuteczność Madelen Janogy, dynamika i kreatywność Matildy Vinberg oraz przede wszystkim heroiczne interwencja Anny Tamminen pozwoliły wówczas piłkarkom ze stolicy triumfować w stosunku 3-2, a echa epickiej batalii słychać było daleko poza granicami Szwecji i Skandynawii. Od tamtego czasu zmieniło się jednak sporo, a żadnej z bohaterek jesieni 2023 w południowym Sztokholmie już nie ma. Kadra zespołu z Västergötland transformację przeszła zdecydowanie skromniejszą, ale czy ten aspekt okaże się jutro kluczem do sukcesu Os z zachodniego wybrzeża? Śmiemy wątpić, choć mimo wszystko zgadzamy się z bukmacherami oraz ekspertami, którzy w gospodyniach widzą minimalne faworytki tej długo wyczekiwanej potyczki.

Przez lata, przy okazji takich mistrzowskich rywalizacji, prezentowaliśmy zestawienia obu prognozowanych jedenastek w schemacie pozycja po pozycji. Tym razem taka praktyka przyniosłaby nam kilka iście frapujących zestawień, z pojedynkami Falk vs Loeck, Bergström vs Holmberg, Wijk vs Blakstad oraz Schröder vs Wangerheim na czele, ale całościowe liczenie punktów ostatecznie sobie darujemy. Niech po prostu jeszcze głośniej przemówią liczby, które po ostatnim gwizdku miejmy nadzieję niezapomnianego, piłkarskiego widowiska, wpisywać będziemy do kolejnych rubryk pomeczowego raportu. W sobotni wieczór jeden z rywalizujących o tytuł klubów mocno się do realizacji swojego podstawowego celu przybliży, ale niech murawa zweryfikuje, czy okrzyki radości, być może wymieszane z głębokimi oddechami ulgi, wydadzą z siebie fani wystrojeni w barwy żółto-czarne, czy może jednak ci preferujący zestaw zielono-biały. A wszystkim neutralnym obserwatorom życzymy przede wszystkim tego, aby starcie dwóch najlepszych klubów w kraju faktycznie okazało się zasłużyć na miano hitu rundy rewanżowej i stanowiło piękną w obrazku wizytówkę naszej ligi, którą podczas długich, zimowych wieczorów będziemy mogli z dumą pokazywać tym, którzy etap zauroczenia się futbolem spod znaku Damallsvenskan mają wciąż przed sobą.

W sobotę o godzinie 15, trochę w cieniu mistrzowskiego starcia z udziałem Häcken oraz Hammarby, w bezpośredniej rywalizacji zetrą się także kluby z Kristianstad i Norrköping. Sarkastycznie możemy zatem stwierdzić, że oto jednego dnia zagramy zarówno o miejsce numer jeden, jak i o lokatę numer pięć, ale gdy już zatrzymamy tę karuzelę śmiechu, to warto z szacunkiem spojrzeć na stadion w północno-wschodniej Skanii. Nieczęsto bowiem na tym etapie sezonu możemy obserwować konfrontację zespołów z identycznym dorobkiem punktowo-bramkowym, w obu przypadkach popartym zresztą całkiem interesującą historią w tle. Kristianstad raz jeszcze udowodnił, że przy mądrym i odpowiedzialnym zarządzaniu w futbolu mniej może czasami oznaczać więcej, a młody trener Daniel Angergård sumiennie zapracował na szansę w oferującym zdecydowanie więcej możliwości środowisku. Norrköping pod wodzą Stellana Carlssona koncertowo zawalił wiosnę i początek lata, ale gdy już maszyna na dobre ruszyła, to błyskawicznie weszła z tryb typowo carlssonowski. A ten, o czym najlepiej wiedzą na dalekiej Północy, polega w największym uproszczeniu na regularnym i konsekwentnym punktowaniu w nie do końca błyskotliwym stylu. Skoro jednak w Piteå wystarczyło to do sięgnięcia po oba najcenniejsze trofea w krajowym futbolu, to w Östergötland na słabe wrażenia artystyczne też narzekać nie zamierzają. Oczywiście do momentu, gdy wszystko będzie się zgadzać w temacie regularnie dopisywanych do klubowego dorobku punktów, a z tym jesienią jest w IFK lepiej niż w jakimkolwiek innym zespole Damallsvenskan.

Jak co weekend, interesująco będzie także w dolnych rejonach tabeli, gdzie z kolei na pierwszy plan niejako automatycznie wysuwa się niedzielne starcie Växjö z Piteå. Gospodynie w dwóch ostatnich kolejkach wykręciły mało chwalebny bilans bramkowy 0-9, ale akurat ze swoimi najbliższymi rywalkami na własnym obiekcie wyjątkowo nie przegrywają. Ofensywny tercet Russell – Bodin – Kamogawa z pewnością zechcę tę całkiem pozytywną statystykę podtrzymać, gdyż ewentualne zwycięstwo mocno uspokoiłoby coraz bardziej gorące pomimo pory roku nastroje w Kronobergu. Z podobnymi ambicjami na murawę wyjdą jednak także piłkarki z Norrbotten, bo skoro pomimo mało imponującej postawy przez większą część roku szansa na utrzymanie statusu pierwszoligowca nagle stała się jak najbardziej realna, to szkoda byłoby z niej nie skorzystać. Pewnym problemem z perspektywy Piteå może być absolutny brak w kadrze klubu regularnie trafiającej do siatki snajperki, ale skoro kiedyś bez takiej zawodniczki dało się walczyć z powodzeniem o medale, to może jednak nie jest to warunek absolutnie konieczny. W trybie korespondencyjnym o opuszczenie strefy spadkowo-barażowej walczyć będą niezwykle zasłużone dla szwedzkiego futbolu Linköping oraz Rosengård, zaś podrażniona ostatnim niepowodzeniem Bromma postara się ich ewentualny atak odeprzeć. Każda z zamieszanych w tę rywalizację ekip posiada wystarczająco atutów, aby w najbliższy weekend zapunktować, choć w starciach ze znajdującymi się w komplecie w górnej połówce tabeli Malmö, Djurgården i Vittsjö o zwycięstwa, a nawet remisy łatwo nie będzie. Teoretycznie łatwiejsze zadanie czeka za to piłkarki AIK, które w dwóch ostatnich kolejkach chwaliliśmy za ambitną postawę na tle Häcken oraz Hammarby. Tym razem zwycięstwo będzie już jednak dla podopiecznych trenera Syberyjskiego obowiązkiem, bo skoro mierzysz się na własnym stadionie z rywalem od dłuższego czasu konsekwentnie zamykającym ligową stawkę, to innych oczekiwań w stosunku do czyniącego harmonijne postępy zespołu po prostu mieć nie wypada.

The Ellen Show

Hat-trick Ellen Wangerheim w jedenaście minut pozwolił Hammarby wypracować sobie solidną zaliczkę przez rewanżem (Fot. Pontus Orre)

Ach, cóż to był za nokaut! W starciu z liderkami norweskiej Toppserien bardzo długo wszystko zdawało się podążać w niewłaściwym z perspektywy Hammarby kierunku. Nerwowe wejście w mecz, przegrana na całej szerokości boiska walka o środek pola, grożące poważnymi konsekwencjami błędy w ustawieniu, kontuzja kapitanki Alice Carlsson i wreszcie wyraźnie pogubiona w swoich zadaniach zastępująca ją Simone Boye – to wszystko niechybnie zwiastowało na Grimsta Idrottsplats nadciągającą katastrofę. A żeby było jeszcze bardziej klimatycznie, to nawet warunki atmosferyczne zdawały się sprzyjać przybywającym do Sztokholmu z nieformalnej, europejskiej stolicy deszczu przyjezdnym. Tuż przed końcem pierwszej połowy nastąpiło jednak coś kompletnie niewytłumaczalnego, dzięki czemu obejrzeliśmy gola zdobytego wbrew prawidłom elementarnej, piłkarskiej logiki. Nie licząc drobnego zamieszania po jednym z rzutów rożnych, był to tak naprawdę pierwszy odważny ofensywny wypad Bajen i choć zgodnej współpracy między zawodniczkami trenera Sjögrena również w niej było jak na lekarstwo, to następujące po sobie kiksy Ingrid Stenevik oraz Mii Authen sprawiły, że futbolówka znalazła się pod nogami niepilnowanej Vilde Hasund, która nie zastanawiając się długo pognała ile sił w kierunku bramki Selmy Panengstuen, uderzyła ile fabryka dała i po chwili tonęła w objęciach równie szczęśliwych koleżanek z drużyny. To trafienie było dla gospodyń niczym długo wyczekiwany promyk nadziei, choć nie da się ukryć, że pomni dotychczasowego przebiegu meczu, na jego drugą odsłonę czekaliśmy z ogromnym niepokojem.

Wtedy jednak wydarzyło się coś, czego w swoich prognozach nie zobaczyliby nawet najbardziej niepoprawni optymiści. Bo przecież żaden z nich nie odważyłby się wspominać o serii goli dla Hammarby, mając w pamięci, jak dosłownie chwilę wcześniej defensywę Bajen ośmieszały udanymi slalomami w okolicach szesnastki sztokholmianek Josefine Birkelund (na prawej flance) oraz Nea Lahtola (na lewej). O ile jednak piłkarkom Brann skutecznego wykończenia ewidentnie brakowało, o tyle Ellen Wangerheim postanowiła zadać kłam ekspertom zestawiającą ją ze Stiną Blackstenius i przy pomocy trzech celnych strzałów w jedenaście minut skompletowała klasycznego hat-tricka! A żeby było mało, to warto zauważyć, że pomiędzy trafieniami numer dwa i trzy gospodyniom należał się jeszcze rzut karny po faulu jednej z zawodniczek z Bergen na Stinie Lennartsson. Efekt wieczornego zrywu Hammarby był na tyle oszałamiający, że nawet tradycyjnie głośna i bez przerwy wspomagająca dopingiem swoje ulubienice grupa kibiców z Bergen na moment zamilkła, jakby nie mogąc zrozumieć, jakim cudem można przegrywać różnicą czterech goli w starciu, które pozornie miało się pod pełną kontrolą. Do końcowego gwizdka wciąż pozostawało jednak sporo czasu, więc utrzymanie koncentracji na odpowiednim poziomie niezmiennie było jak najbardziej wskazane. Z zadania tego wyjątkowo niepewna w rundzie rewanżowej sezonu 2025 defensywa gospodyń wywiązała się w stopniu dostatecznym, bo choć czystego konta Melinie Loeck zachować się nie udało, to jednak trzy czwarte uzyskanej przewagi Zielono-Białe na rewanż do Norwegii ze sobą mimo wszystko zabiorą. Autorką honorowego trafienia dla ekipy z Bergen była rozkręcająca się z każdą upływającą minutą Lauren Davidson, która mając zdecydowanie zbyt wiele swobody przymierzyła za pola karnego w samo okienko sztokholmskiej bramki. Była snajperka Glasgow City ewidentnie przejawiała w końcowej fazie spotkania wielką ochotę do gry, lecz ani ona, ani pozostająca dziś wyjątkowo nieco w cieniu Signe Gaupset, rozmiarów porażki zmniejszyć już nie potrafiły. Kto jednak widział dzisiejsza batalię w Brommie, ten doskonale zdaje sobie sprawę, iż kwestia awansu tak naprawdę w całości rozstrzygnie się za tydzień. Bo nawet jeśli Hammarby bezsprzecznie zwiększył swoje szanse na awans do głównej drabinki premierowej edycji Pucharu Europy, to Brann swoją postawą na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut potwierdził, że jakościowo znajduje się na tym etapie sezonu przynajmniej o kilka szczebelków wyżej. I jeśli tylko w rewanżu wicemistrzynie Norwegii okażą się nieco bardziej produktywne, w obozie Bajen może błyskawicznie zrobić się naprawdę nerwowo. No, chyba że wcześniej obejrzymy jeszcze jeden epizod z cyklu The Ellen Show, czego chyba wszyscy bardzo sobie życzymy.

******

Na dwóch pozostałych arenach emocji miało być znacznie mniej i koniec końców tak właśnie się stało, choć na ostateczne rozstrzygnięcia trzeba było poczekać nieco dłużej niż pierwotnie przypuszczaliśmy. Trener Rosengård Martin Qvarmans Möller najwyraźniej wyszedł z założenia, że ważniejsze od przeżywania późnojesiennej, europejskiej przygody jest uniknięcie pełnej kompromitacji w postaci pierwszej w historii klubu degradacji z Damallsvenskan i do boju przeciwko wicemistrzyniom Portugalii posłał w bój jedenastkę mocno eksperymentalną. Ta zaprezentowała się jednak zaskakująco dzielnie, zupełnie nie zważając na to, że Emma Jansson, Emilia Larsson, Thea Sørbo, Hanna Andersson, czy Halimatu Ayinde przypatrują się wszystkiemu zaledwie z perspektywy ławki rezerwowych, Co więcej, za sprawą Anastazji Pobiegajło w pierwszej, a także Sary Tryggvadottir w drugiej połowie udało się nawet bramce piłkarek z Lizbony zagrozić, ale gola, który dawałby na tamten moment wyrównanie, fani FCR ostatecznie się jednak tego dnia nie doczekali. Ze wszystkich trenerskich roszad Qvarmansa Möllera najwięcej wątpliwości wywołała ta dotycząca golkiperek, gdyż miejsce wiele razy ratującej przecież zespół przed jeszcze wyższymi porażkami Samanthy Muprhy, zajęła decyzją szkoleniowca młoda i niedoświadczona Saga Andersson. No i filigranowa, pochodząca z Örebro piłkarka zaprezentowała się mniej więcej tak, jak podczas wiosennych, młodzieżowych mistrzostw Europy, puszczając wszystkie piłki lecące dziś w światło jej bramki. Szkoda, bo paradoksalnie naprawdę była szansa, aby ten dwumecz utrzymać jeszcze przez kilka dni przy życiu. Spodziewanie jednostronny przebieg miało za to spotkanie na Bravida Arenie w Hisingen, lecz worek z bramkami rozwiązało dopiero pojawienie się na placu gry rezerwowych. Wcześniej, pomimo wystawienia przez trenera Linda iście galowej jedenastki, a także optycznej dominacji Os z Hisingen, na drodze do szczęścia stawała albo szczęśliwie i efektownie interweniująca Kinga Seweryn, albo obijana przez Alice Bergström poprzeczka, albo kilka centymetrów brakujących do skutecznego domknięcia akcji przez Tabithę Tindell lub Felicię Schröder. Sposób na ostateczne rozmontowanie defensywy z Katowic znalazła dopiero Matilda Nildén, która sama na listę strzelczyń się wprawdzie nie wpisała, ale gdy trzeba było jeszcze mocniej podkręcić tempo, to przy każdej próbie ataku na którymś z jego etapów stawiała stempel jakości. Swój niezapomniany wieczór na Bravidzie przeżyła także wyjątkowo mało grająca na ligowych boiskach Brazylijka Helena Sampaio, która najwyraźniej pozazdrościła strzeleckich dokonań Ellen Wangerheim i jako druga tego dnia przedstawicielka klubu Damallsvenskan skompletowała pucharowego hat-tricka w niespełna kwadrans! I całe szczęście, wszak teraz można skupić się na sobocie, a na rewanż wybrać się wyłącznie w celu pokwitowania awansu do kolejnej rundy.


Komplet wyników: