Gole leciały jak ketchup

Piłkarki z Brommy po mistrzowsku wypunktowały na wyjeździe obrończynie tytułu i znów uciekły ze strefy spadkowej (Fot. Christian Örnberg)

Oj, to był zaiste wyjątkowy weekend w szwedzkiej piłce klubowej. Jeśli ktoś pokochał futbol za padające co i raz gole, radosną, boiskową jazdę bez trzymanki, a skuteczną defensywę uważa za mocno przereklamowaną, to po sobotnio-niedzielnych spektaklach może czuć się wybitnie ukontentowany. O szczelnej obronie i taktycznej dyscyplinie na kilkadziesiąt godzin solidarnie zapomniały bowiem niemal wszystkie kluby Damallsvenskan, a obserwujący te mało wysublimowane popisy trenerzy i członkowie sztabów szkoleniowych mogli jedynie bezradnie łapać się za głowy. Bo jeśli wyjdziemy ze słusznego poniekąd założenia, że perfekcyjny mecz piłkarski powinien z definicji kończyć się bezbramkowym remisem, to od Laponii po Skanię w dwudziestej, ligowej kolejce od wspomnianej perfekcji byliśmy bardzo, ale to bardzo daleko.

Rozterki jednych zazwyczaj bywają jednak radością innych, w związku z czym na przykład niektóre piłkarki formacji ofensywnych bawiły się wczoraj i dziś wybornie. Tę chwalebną listę otwiera nam mająca bezpośredni udział przy aż trzech trafieniach dla Brommy Louise Lillbäck, która jeszcze nie tak dawno wraz ze swoim byłym klubem Bollstanäs rywalizowała o przetrwanie na drugoligowym froncie. Obecna kampania przyniosła w jej sportowej karierze promocję o szczebelek wyżej i choć poziom trudności bez wątpienia poszybował w górę, to na tle kompletnie nieporadnych zawodniczek Rosengård absolwentka amerykańskiego FGCU prezentowała się jak prawdziwa profesorka. To samo można byłoby zresztą powiedzieć o liderce drugiej linii Idzie Bengtsson, która w przypadku ewentualnego utrzymania Brommy w najwyższej klasie rozgrywkowej, niechybnie powinna doczekać się na Grimsta Idrottsplats swojego pomnika. Coraz poważniejsze miny mają za to w gabinetach ustępujących mistrzyń Szwecji, bo jeśli do niedawna Rosengård raził w pierwszej kolejności nieskutecznością, to od kilku tygodni razi już absolutnie wszystkim i jakkolwiek surrealistycznie by to nie brzmiało, widmo pierwszego w historii tego utytułowanego klubu spadku z Damallsvenskan staje się właśnie coraz bardziej realne. A obserwując język ciała samych zawodniczek ze Skanii, doszukamy się tam emocji wyłącznie negatywnych, z wszechobecną frustracją na czele, co zdecydowanie procesowi wychodzenia z ewidentnego kryzysu nie sprzyja.

Personalne roszady dokonywane przez trenera Qvarmansa Möllera są mieszanką bezradności i paniki, której spore pokłady odnajdziemy również w Linköping. Tam misji ratunkowej innego, nie tak przecież dawno świętującego wielkie sukcesy klubu, podjął się szkocki trener William Kirk i choć LFC od dna niewątpliwie się odbił, to jednak czasu i okazji do wygrzebania się z beznadziejnego położenia zaczyna niebezpiecznie brakować. A po dzisiejszej porażce w stolicy z Djurgården zostało ich jeszcze mniej, bo nawet jeśli zaczniemy tę krótką analizę od jak najbardziej zasadnych pochwał pod adresem Keery Melenhorst, Marii Olafsdottir, czy Polly Doran i z uznaniem podkreślimy, że w grze zespołu z Östergötland – w przeciwieństwie choćby do rzeczonego Rosengård – widać konkretny koncept i zamysł, to jednak ani trochę nie zmieni to faktu, iż to niezawodna i niełapalna obecnie Mimmi Wahlström, dzielnie wspierana przez tercet Ulenius – Åsland – Watanabe, zaksięgowała na koncie swojej ekipy kolejny komplet punktów. Przedłużenie zwycięskiej passy oznacza, że Duma Sztokholmu matematycznie pozostaje jeszcze nawet w grze o podium, lecz nawet skuteczna obrona lokaty numer cztery oznaczałaby spektakularny wynik mocno osłabionej przecież w letnim okienku transferowym drużyny trenera Marcelo Fernandeza.

A skoro dotknęliśmy już tematu pozytywnych niespodzianek sezonu, to do tego grona już tradycyjnie zaliczyć musimy Kristianstad. Zawodniczki z północno-wschodniej Skanii bez jakichkolwiek kompleksów regularnie rzucają rękawicę najbardziej możnym przedstawicielkom szwedzkiej piłki klubowej i zazwyczaj wychodzą z tych emocjonujących batalii z tarczą. Nie inaczej było również w miniony weekend, choć bardzo długo wydawało się, że kapitalne interwencje Moy Öhman pozwolą beniaminkowi z Malmö dowieźć do końcowego gwizdka skromną zaliczkę, którą od 34. minuty zapewniało trafienie Miljany Ivanovic po centrze Nathalie Hoff Persson. Ambitna postawa Pomarańczowych raz jeszcze została jednak nagrodzona, a gol znajdującej się tej jesieni w uderzeniu młodzieżowej reprezentantki Niemiec Mathilde Janzen na wagę remisu mocno zamieszał nam w układzie ligowej czołówki. W Malmö z podziału punktów i tak mogą być jednak umiarkowanie zadowoleni, wszak z przebiegu gry to gospodynie powinny wzbogacić się o trzy oczka i gdyby tylko po strzałach Siemsen czy Sayer dopisało im więcej szczęścia, zapewne dokładnie tak by się stało. W rękach fortuny swojego losu nie zamierzały zostawiać za to faworytki z Södermalm oraz Hisingen, choć te ostatnie przez pięć kwadransów niebywale męczyły się w Solnej z miejscowym AIK, z powodu kontuzji tracąc po drodze kluczową z ich perspektywy Johannę Fossdalsę. Gdy jednak rywalki zaczęły odczuwać trudy rywalizacji na wysokiej intensywności, liderki w osobach Anny Anvegård oraz Felicii Schröder błyskawicznie załatwiły sprawę. Podobnych emocji oszczędziły sobie za to piłkarki Hammarby, zamieniając na gola niemal każdą z wykreowanych przez siebie sytuacji na boisku w Växjö. Taka skuteczność oznaczać musiała wysoką porażkę ekipy z Kronobergu, a także znaczące podrasowanie indywidualnych statystyk przez ewidentnie zainteresowane tematem Blakstad, Hasund oraz Wangerheim.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:


#pokolejce


Jedenastka kolejki:

Zabawa zaczyna się od nowa

W Linköping coraz bardziej przyzwyczajają się do cotygodniowego liczenia punktów (Fot. Stefan Jerrevång)

Rozstrzygnięcie sztokholmskich derbów sprawia, że na siedem kolejek przed zakończeniem sezonu cała zabawa zaczyna się w zasadzie od nowa. Każdy z pretendentów znajduje się w mniej więcej takiej samej odległości od tytułu i każdy – jakkolwiek nieprawdopodobnie by to nie brzmiało – dzierży swój los wyłącznie we własnych rękach, bez konieczności oglądania się na boiskowe popisy bezpośrednich konkurentek. W przejściowej tabeli na szczycie wciąż pozostaje potrafiące niespodziewanie odrodzić się w decydującym momencie Hammarby, najszerszą i najbardziej jakościową kadrą imponuje Häcken, zaś na korzyść beniaminka z Malmö przemawiają fantazja, brak narzuconej odgórnie presji i wreszcie terminarz, gdyż trudne wyjazdy do Hisingen oraz Södermalm ekipa trenera Valfridssona na już w obecnej kampanii odhaczone. Emocji i walki do ostatnich metrów nie powinno więc zabraknąć, a pomni niedawnych doświadczeń zakładamy taki scenariusz, w którym nadchodzący weekend ponownie nam w tym ligowym kociołku zamiesza.

Faworyci solidarnie wybiorą się na wyjazdy, z których to w teorii powinni wrócić z kompletem punktów. Jasne, nieco ponad rok temu Växjö potrafiło skutecznie zaskoczyć Hammarby, lecz pomimo kapitalnej dyspozycji Larkin Russell oraz Miho Kamogawy, na powtórkę z miłej rozrywki w Kronobergu raczej chyba nie liczą. A to z tej prostej przyczyny, że starcia z ekipami ścisłego topu nie są traktowane przez drużynę Olofa Unogårda priorytetowo i to nie w nich planuje się uzbierać niezbędne w walce o bezpieczny, ligowy byt punkty. Na boisku przed liderkami Damallsvenskan gospodynie z pewnością się jednak nie położą, a skoro jedna Japonka właśnie pokazała, w jaki sposób można pogrążyć wyjątkowo często przeciekającą tego lata defensywę Bajen, to wcale nie wykluczone, że tropem tym nie podąży na przykład któraś z jej rodaczek. Na baczności powinien się mieć także Häcken, pamiętając chociażby sytuację sprzed czterech lat, kiedy to drużyna z między innymi Stiną Blackstenius, Filippą Angeldal oraz Johanną Kaneryd w składzie najpierw odprawiła AIK z bagażem dziesięciu goli, aby za chwilę, na boisku w Solnej z tym samym przeciwnikiem zaledwie zremisować, co definitywnie wypisało wówczas Osy z walki o obronę mistrzowskiego tytułu. Wyjazd do Kristianstad znajduje się natomiast w grafiku piłkarek z Malmö, a jak nieprzewidywalne w swoim pięknie potrafią być potyczki derbowe, przekonaliśmy się najlepiej w miniony poniedziałek. W tym konkretnym przypadku dodatkowy element układanki stanowić będą ponadto trapiące oba kluby problemy kadrowe, na które to trenerzy Angergård oraz Valfridsson będą musieli błyskawicznie poszukać skutecznego lekarstwa.

Z pozostałych meczów szczególną uwagą polecamy otoczyć starcia Rosengård z Brommą oraz Djurgården z Linköping. To właśnie w nich do podniesienia z murawy są naprawdę istotne w kontekście ciekawej rywalizacji w dolnych rejonach tabeli punkty, a prosta matematyka jasno wskazuje, że zdecydowanie najpilniej potrzebują ich w Östergötland. Gol Cajsy Andersson definitywnie okazał się czynnikiem X w poprzedni weekend, ale żeby w szerszym kontekście miał on jakiekolwiek znacznie, to podopieczne trenera Kirka powinny udać się do stolicy z mocnym postanowieniem zwycięstwa. A skoro na wznoszącej ze swoją dyspozycją ewidentnie znajdują się Olafsdottir i Dirdal, to argumenty za takim przebiegiem wydarzeń jak najbardziej są i nie trzeba sięgać po nie do działu sportowej fantastyki. Inna kwestia, że LFC od dawna prezentuje się zdecydowanie poniżej posiadanego potencjału i w niedzielne popołudnie wiele tak naprawdę zależeć może od postawy piłkarek Djurgården. Bo jeżeli wyszarpana w niepowtarzalnych okolicznościach derbowa wiktoria sprawiła, że zawodniczki Dumy Sztokholmu poczuły się zawodowo spełnione i mentalnie zakończyły sezon, to szanse gościń z Linköping znacząco rosną. Jeżeli jednak ten wynik jedynie napędził podopieczne trenera Fernandeza do zdobywania kolejnych szczytów i wzmógł w nich głód wygrywania, to przy tak dysponowanych Wahlström, Åsland i Ulenius, LFC naprawdę może mieć za chwilę poważny problem. Przed podobnym dylematem stoją w Brommie, bo choć skazywana wiosną na pewną degradację drużyna zanotowała nadspodziewanie udany początek sezonu, to w rundzie rewanżowej sprawy mają się już zauważalnie gorzej, a pojedyncze przebłyski Bengtsson czy Engström do regularnego punktowania już nie wystarczają. Wyjazd na Malmö IP teoretycznie można rozpatrywać w kategoriach szansy, wszak wciąż aktualne jeszcze mistrzynie Szwecji w obecnym kwartale potrafiły pokonać jedynie dwa zespoły półamatorskie, jednak każda seria musi ostatecznie dobiec końca i wydaje się, że w przypadku FCR może to nastąpić właśnie w ten weekend. Bo w przeciwnym razie, nawet pomimo sprzyjającego terminarza, będziemy zmuszeni już oficjalnie dołączyć Rosengård do zestawu ekip bezpośrednio zamieszanych w walkę o utrzymanie. A skoro już przy niej jesteśmy, to w dwudziestej serii spotkań nie zabraknie też zestawienia dla największych, najbardziej wytrwałych i cierpiących na bezsenność fanów szwedzkiej piłki klubowej. Piteå i Vittsjö – poza pojedynczymi wyjątkami – w tym roku konsekwentnie swoją grą bardziej męczyły niż zachwycały. Specjaliści w dziedzinie nauk ścisłych przekonują jednak, że w sprzyjających okolicznościach dwa minusy potrafią czasami dać plus, więc mocno trzymamy kciuki, aby właśnie z takim paradoksem przyszło nam się spotkać na LF Arenie. Wszak koneserzy Damallsvenskan także zasługują od czasu do czasu na przyjemną niespodziankę od życia.

Jesienny skarb kibica 2025


Karnawał na Olimpijskim

Karnawał na Stadionie Olimpijskim rozpoczął się w tym roku wyjątkowo wcześnie (Fot. Getty Images)

Czy po jednostronnym, na dodatek zakończonym teoretycznie spokojnym, trzybramkowym zwycięstwem meczu można mieć powody do niepokoju? A można jak najbardziej, jeszcze jak! Bo choć piłkarki Rosengård przyjechały na Bravida Arenę wyłącznie po to, aby swoim faworyzowanym rywalkom przeszkadzać, to przez ponad siedemdziesiąt minut udawało im się utrzymać niezwykle korzystny z ich perspektywy bezbramkowy rezultat. I to bynajmniej nie dlatego, że formacja obronna wciąż jeszcze przecież aktualnych mistrzyń Szwecji prezentowała się bez skazy, bo natężenie kiksów, nieporozumień, czy niedokładnych zagrań ani trochę nie odbiegało od wykręcanej ostatnimi czasy regularnie średniej. Z otrzymywanych co i raz prezentów Häcken długo nie potrafił jednak zrobić właściwego użytku, a przymuszony potrzebą chwili trener Lind po przerwie posłał w bój Annę Anvegård oraz Monikę Jusu Bah. Ofensywną niemoc tradycyjnie przełamała jednak niezawodna w podobnych okolicznościach Felicia Schröder, choć nie da się ukryć, że z każdym kolejnym występem, u bijącej wszelkie możliwe rekordy osiemnastolatki widać coraz poważniejsze oznaki zmęczenia długim sezonem. Na Bravida Arenie mogą się jednak pocieszać faktem posiadania stosunkowo szerokiej i naprawdę jakościowej kadry, czego namacalnym dowodem może być kapitalny występ rezerwowej zazwyczaj Matildy Nildén, która w starciu z Rosengård była najjaśniejszą – obok Alice Bergström i Johanny Fossdalsy – postacią swojego zespołu. A ponieważ w Hisingen nie planują przedwcześnie odpadać z jakichkolwiek rozgrywek, to jesienny terminarz dzielnie walczącej na trzech frontach drużyny, zrobił się niepostrzeżenie niezwykle napięty. Możemy się więc spodziewać, że to właśnie zawodniczki pokroju Nildén, Pauliny Nyström, czy Heleny Sampaio częściej niż dotychczas będą musiały brać na swoje barki odpowiedzialność za wynik. Nie jest więc wykluczone, że w perspektywie czekających niebawem wyzwań, to rodzące się w trudach i znoju pierwsze od dłuższego czasu domowe zwycięstwo, nie okaże się dla Os z Västergötland punktem zwrotnym w jak najbardziej pozytywnym rozumieniu tego słowa.

Zwyciężył Häcken, zwyciężyło Malmö, więc liderki z Södermalm niejako nie miały wyjścia i w poniedziałkowych derbach poniekąd musiały odpowiedzieć swoim konkurentkom w ten sam sposób. I nie odpowiedziało, choć batalia na Stadionie Olimpijskim okazała się iście epicka. Rozpoczęło się w dosłownym rozumieniu tego słowa od fajerwerków, a później było już tylko szybciej, mocniej i bardziej intensywnie. Fenomenalna Mimmi Wahlström już w pierwszej minucie powinna dać swojemu zespołowi prowadzenie, ale celu udało jej się dopiąć niedługo później po perfekcyjnym dograniu Lucii Duras. Była reprezentantka Szwecji zrewanżowała się zresztą swojej chorwackiej koleżance jeszcze bardziej dopieszczoną asystą, ale ta ostatnia wyniku nie podwyższyła, z czego skwapliwie skorzystały powoli wchodzące w to spotkanie zawodniczki Bajen. I choć Anna Koivunen popisała się prawdopodobnie interwencją sezonu po próbie z dystansu Ellen Wangerheim, to jeszcze przed przerwą, strzałem z niemal zerowego kąta, do remisu doprowadziła Asato Miyagawa. Druga połowa również rozpoczęła się od ataków gospodyń, następnie do głosu doszły gościnie, lecz decydujące słowo należało ostatecznie do zawodniczek Dumy Sztokholmu. Zanim jednak Urara Watanabe oficjalnie rozpoczęła karnawał w niebieskiej części stolicy, oglądaliśmy ostrzeliwanie słupków, poprzeczek, nieuznanego gola Ellen Wangerheim, wybuchy emocji na murawie i w jej bezpośrednim sąsiedztwie i wiele, wiele więcej. Bo ten mecz na wszystkich dostępnych płaszczyznach okazał się cudowną reklamą całej ligi i zamiast pisać tu jeszcze tysiąc słów, gorąco poleca się po prostu go obejrzeć, bo nawet w powtórkach nie da się nie docenić tego pulsu, tej jakości i tej dramatugrii.

Być może trochę nieoczekiwanie, najbardziej nieoczywistym wydarzeniem minionego weekendu w szwedzkiej piłce klubowej okazała się piątkowa konfrontacja na Bilbörsen Arenie. Ów mecz pokazał nam zresztą jak w soczewce, dlaczego nasza ukochana dyscyplina sportu jest w swojej naturze pełna paradoksów. Przed pierwszym gwizdkiem podopieczne trenera Bernhardssona bez większych pretensji i targów zabrałyby ze sobą do domu jeden punkt, lecz gdy taki właśnie wynik udało im się osiągnąć, w obozie Piteå dominowały poczucie rozczarowania i zbyt łatwo wypuszczonej z rąk szansy. I to nie tylko dlatego, iż gola na wagę remisu strzeliła dla Linköping… bramkarka Cajsa Andersson w siódmej z doliczonych do drugiej połowy minut. Po prostu, drużyna z dalekiej Północy rozegrała swój bez wątpienia najlepszy w sezonie mecz i na niełatwym wciąż terenie potrafiła długimi fragmentami zdominować również walczące przecież o ligowy byt rywalki. Za bardziej korzystne wrażenie dodatkowych punktów w futbolu jednak nie dopisujemy, o czym nawiasem mówiąc na własnej skórze boleśnie przekonały się także zawodniczki Brommy. Cóż bowiem z tego, że zagrały bez kompleksów, odważnie, kreowały naprawdę dogodne okazje, skoro to dzieciaki z Kristianstad swoją robotę wykonały na zdecydowanie wyższej skuteczności, z tyłu swoją cegiełkę dorzucił niezawodny kwartet Olsson – Persson – Nilsson – Petrovic i zwycięstwo odjechało wesołym autobusem do Skanii. Z kompletu oczek na obcym terenie cieszyli się także w Växjö. Ekipa z Kronobergu wypunktowała bowiem AIK jego największą bronią, a niesamowicie regularna tego lata Larkin Russell trochę po cichu dołączyła do niesamowicie ekskluzywnego, bo liczącego na ten moment zaledwie pięć nazwisk, grona piłkarek z dwucyfrowym dorobkiem strzeleckim w obecnym sezonie Damallsvenskan. Zespołu trenera Unogårda z walki o utrzymanie na najwyższym poziomie rozgrywkowym oficjalnie jeszcze oczywiście nie wypisujemy, ale jeszcze jeden krok we właściwym kierunku bezsprzecznie został właśnie wykonany.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:


#pokolejce


Jedenastka kolejki:

Pytania, klasyk i derby

Poprzednie derby rozstrzygnął przepiękny gol Julie Blakstad w 90. minucie spotkania (Fot. Sweden Herald)

Emocje związane z decydującą fazą eliminacji do piłkarskiej Ligi Mistrzyń jeszcze do końca nie opadły, a tymczasem tuż za rogiem już czai się Damallsvenskan, tym razem oferująca nam wybitnie przedłużony weekend. Na przystawkę obejrzymy w akcji dwa zespoły, które tegoroczną kampanię póki co postrzegają w kategoriach największego koszmaru, choć oba wciąż mogą dopisać do tej cokolwiek traumatycznej historii umiarkowanie szczęśliwe zakończenie. Warunek? Na jesieni trzeba regularnie zdobywać punkty, gdyż tych zarówno w Linköping, jak w Piteå potrzebują w zasadzie na wczoraj. Przejściowa tabela mogłaby sugerować, że w zdecydowanie lepszej sytuacji znajdują się aktualnie piłkarki z Norrbotten, lecz ta pobieżna analiza może okazać się cokolwiek myląca. Jeżeli bowiem podopieczne trenera Bernhardssona po raz piąty z rzędu powrócą z Bilbörsen Areny na tarczy, ich przewaga nad LFC stopnieje do zaledwie sześciu oczek, a terminarz końcówki sezonu wyraźnie podpowiada, że łatwiej to już było. Co gorsza, mająca za sobą epizod w San Diego Wave Amirah Ali póki co trafia tylko przeciwko półamatorskim zespołom w meczach towarzyskich i kwalifikacyjnych rundach Pucharu Szwecji, a znajdujące się w naprawdę obiecującej dyspozycji Sharon Sampson oraz Cecilia Edlund z niezrozumiałego powodu cieszą się niesamowicie oszczędnym zaufaniem sztabu szkoleniowego. W Linköping czystej, sportowej jakości w kadrze jest zdecydowanie więcej, lecz ani hiszpańska, ani fińska, ani szkocka myśl trenerska jak dotąd nie była w stanie wydobyć choćby części tego potencjału na powierzchnię. Jonna Andersson na dobre odpalić może jednak w zasadzie w dowolnym momencie, Sara Eriksson akurat dziś powinna być wyjątkowo zmotywowana, a Lisa Björk z Marią Olafsdottir wydają się znajdować ewidentnie na fali wznoszącej. W tym niezmierzonym chaosie ostrożnie typujemy więc zwycięstwo gospodyń, które przynajmniej w teorii powinny być świadome tego, że z ich perspektywy na skuteczną pogoń niebawem może zrobić się za późno.

Kolejne, wyjątkowe emocje czekają nas przede wszystkim w niedzielę i poniedziałek, lecz w oczekiwaniu na szwedzki klasyk i sztokholmskie derby, poznamy odpowiedzi na kilka palących pytań. Czy oczekujące na swój najpoważniejszy egzamin w krótkiej historii klubu piłkarki z Malmö odniosą na Mjörnvallen bezproblemowe zwycięstwo w stylu przynajmniej tak przekonującym, jak podczas niedawnej, pucharowej wiktorii w Trelleborgu? Czy tak bardzo i słusznie chwalona przez nas młodzież z Kristianstad raz jeszcze weźmie w sprawy w swoje ręce, przerywając zaskakującą chyba nawet dla samych zainteresowanych passę niepokonanej od trzech kolejek Brommy? Czy Vittsjö oraz Norrköping wreszcie przełączą się na tryb mniej usypiający, bo choć oba zespoły ostatnio naprawdę przyzwoicie punktowały, to jednak swoje najbardziej efektowne atrybuty prezentowały nam mocno wybiórczo? I wreszcie – kto będzie górą w rywalizacji Jady Whyman z Mają Bay, Adelisy Grabus z Larkin Russell i Novy Selin z Elin Nilsson?

A gdy już tego wszystkiego się dowiemy, skupimy całą energię na niedzielnej potyczce BK Häcken z FC Rosengård. Dwa legendarne kluby, z których tylko jeden w obecnych rozgrywkach rywalizuje o najwyższe cele, choć czyni to w stylu nadzwyczaj chimerycznym. Zawodniczki z Hisingen na własnym stadionie nie potrafiły bowiem pokonać trzech kolejnych rywalek i nawet jeśli logika podpowiadałaby coś dokładnie odwrotnego, to trener Martin Qvarmans Möller w skrytości ducha z pewnością marzy, aby w ten weekend pójść w ślady Norrköping, Kristianstad oraz Atletico Madryt. Sprawę nieznacznie komplikuje jednak fakt, iż prowadzony przez niego Rosengård od początku lipca pokonał w oficjalnym meczu jedynie… mistrzynie Macedonii Północnej z Tetowa, a te bynajmniej nie miały w swoich szeregach takich atutów, jak regularnie szlifujące swoje indywidualne rekordy Felicia Schröder, Alice Bergström, czy Paulina Nyström (ta akurat z pozycji rezerwowej). Podobnie jak Häcken, w roli wyraźnych faworytek przystąpią do poniedziałkowych, sztokholmskich derbów zawodniczki Hammarby. Uskrzydlone powrotem na fotel liderek, przebudzeniem ekspresowej linii Holmberg – Lennartsson oraz obecnością niezmiennie stanowiących wartość dodaną Norweżek Julie Blakstad, Vilde Hasund i Emilie Joramo podopieczne trenera Sjögrena tym razem postarają nie trzymać swoich sympatyków w niepewności aż do dziewięćdziesiątej minuty. Obóz Djurgården mógłby na taką zapowiedź zareagować stwierdzeniem, że derby przecież rządzą się własnymi zasadami, lecz argument ten historycznie zdaje się ani trochę nie dotyczyć tej konkretnej rywalizacji. W starciach Zielono-Białych z Dumą Sztokholmu górą z reguły były faworytki, bez względu na to, który z zespołów występował w tej właśnie roli. Czyli co: prawo serii, a może odwrócenie trendu? Boisko zweryfikuje, choć neutralni fani najbardziej liczą na to, aby w tym wszystkim nie zabrakło przede wszystkim samej piłkarskiej jakości.

Ukarały się same

Tym razem w ważnym, wyjazdowym meczu w Europie piłkarkom Häcken nie udało się dowieźć korzystnego wyniku (Fot. Carl Sandin)

Kończyła się właśnie ósma z doliczonych do drugiej połowy meczu minut, kiedy to wprowadzona na plac gry dosłownie chwilę wcześniej Nesrin Akgün jednym, kompletnie nieprzemyślanym zachowaniem zniweczyła trud całego dwumeczu. Słowa mocne, lecz w tym konkretnym wypadku jak najbardziej przemyślane i zasadne. Wszak nawet od tak młodej i niedoświadczonej w międzynarodowych bojach profesjonalnej piłkarki możemy wymagać znajomości przynajmniej podstaw futbolowego elementarza. A tutaj pozyskana w zimowym okienku transferowym z Växjö dwudziestoletnia wahadłowa popsuła absolutnie wszystko, co można było popsuć. Co gorsza, tym samym pokazała ona również, że wyciąganie na bieżąco wniosków z własnych błędów ewidentnie nie zalicza się do jej atutów, gdyż dosłownie chwilę wcześniej Akgün pozwoliła sobie na równie nierozważny wślizg, który wtedy nie niósł jednak za sobą aż tak dramatycznych konsekwencji. W ostatniej akcji meczu najlepsza na placu gry Brazylijka Luany była już jednak bezlitosna i wywalczoną przez siebie jedenastkę trochę szczęśliwie zamieniła na kluczowego w kontekście losów rywalizacji wyrównującego gola. W dogrywce zwyciężyć mogła w zasadzie tylko jedna drużyna i sprawę załatwiła już po dwóch minutach, kiedy to defensywa z Hisingen rozstąpiła się przed Synne Jensen, a ta z prezentu skwapliwie skorzystała i precyzyjnym strzałem po ziemi zapewniła swojemu zespołowi prestiż, chwałę i solidny przelew z UEFA.

A my, choć w praktyce Häcken znajdował się dosłownie w przedsionku elitarnych rozgrywek, tak naprawdę nie bardzo nawet możemy teraz wylewać z tego powodu wielkie żale. Bo jeśli na przestrzeni ponad dwóch godzin rywalizacji stwarzasz sobie jedną, dogodną sytuację, to aż głupio narzekać na brak szczęścia. Szczególnie, że gol Anny Anvegård także stał się przedmiotem wielu dyskusji, a to ze względu na sposób, w jaki dwukrotna królowa strzelczyń Damallsvenskan przyjęła zagraną w jej kierunku futbolówkę. Pani Maria Sole Ferreri Caputi przewinienia szwedzkiej piłkarki wówczas się nie dopatrzyła i długo mogliśmy mieć nadzieję, że jakimś niewytłumaczalnym zrządzeniem losu jeden przelotny błysk okaże się tym decydującym. Sportowa sprawiedliwość na koniec musiała jednak zatriumfować, a ponieważ bohaterką najważniejszych akcji okazała się wspomniana już wcześniej Luany, to możemy po prostu uznać, że za sprawą swojej najbardziej aktywnej zawodniczki, Atletico odebrało należną sobie nagrodę. Trzecia siła hiszpańskiej Ligi F mogła to zresztą zrobić już znacznie wcześniej, ale dwukrotnie kapitalnymi interwencjami wicemistrzynie Szwecji utrzymywała Jennifer Falk, która obok australijskiej weteranki Aivi Luik była zdecydowanie wyróżniającą się postacią po stronie ekipy z Västergötland. Zarówno heroiczna postawa golkiperki, jak i łut szczęścia przy okazji minimalnie niecelnych strzałów Fiammy Ianuzzi oraz Gio, miały jednak jakiekolwiek znaczenie tylko do momentu, kiedy Nesrin Akgün popełniła przywoływany na samym wstępie ekstremalnie nieodpowiedzialny faul.

Zabawa w nowej Lidze Mistrzyń odbędzie się zatem bez udziału szwedzkich klubów, którym w komplecie pozostał jedynie udział w Pucharze Pocieszenia Europy. Na nim skupimy się jednak w przyszłości, bo dziś przede wszystkim ogromny żal tak łatwo wypuszczonej z rąk szansy. Leuven, Manchester United oraz Atletico Madryt łączy bowiem to, że każdy z tych zespołów był realnie do pokonania, a finalnie aż trzy razy przyszło nam przełykać gorycz porażki. Wybiegając jednak myślami do przodu, brak jakichkolwiek niespodzianek w ostatniej z eliminacyjnych rund jest dla nas całkiem niezłą informacją. Oto bowiem Hammarby i Häcken z miejsca stają się jednymi z głównych pretendentek do zwycięstwa w historycznej, inauguracyjnej edycji Pucharu Europy, a faza półfinału powinna być odbierana w siedzibach obu klubów jako absolutne minimum. Co więcej, nawet szwedzki finał nie jawi się nam jako scenariusz z kategorii soccer fiction, choć oczywiście jeszcze wiele musi się wydarzyć, aby taki mecz rzeczywiście pojawił się nam na horyzoncie. Nie da się jednak ukryć, że teraz przez czołowymi ekipami Damallsvenskan trudne boje o odzyskanie twarzy i nieco nadszarpniętego zaufania. Bo jak dotąd, w obecnej edycji europejskich pucharów, jako federacja mamy na rozkładzie jedynie takie potęgi europejskiego futbolu, jak ukraiński Metalist oraz północnomacedoński Ljuboten. Cóż, nie będziemy ukrywać, iż bywało już lepiej…