Blisko i jednocześnie daleko

Jeden gol zadecydował, że to w Manchesterze wciąż mogą liczyć na awans do piłkarskiej Ligi Mistrzyń (Fot. Getty Images)

W środę zaliczenie udało się zdobyć, ale gdy przyszło do najważniejszego egzaminu, progi Ligi Mistrzyń okazały się minimalnie zbyt wysokie. Szkoda, bo w przypadku awansu kolejna runda mogła paradoksalnie okazać się nieco łatwiejsza, lecz czy tak byłoby w istocie, przekonają się we wrześniu dzisiejsze rywalki szwedzkich ekip. Zawodniczki z Manchesteru oraz Leuven strzeliły bowiem o tę jedną, mityczną bramkę więcej i to one wciąż pozostają w grze o najbardziej prestiżowe rozgrywki w europejskiej piłce klubowej. Dla Rosengård i Hammarby pucharowa przygoda wcale się jednak nie kończy, więc już teraz nienachalnie radzimy się szybko ogarnąć i być gotowym na październik. Wszak na nowym, nieodkrytym jeszcze przez nikogo polu, do podniesienia z murawy jest naprawdę sporo punktów, prestiżu i jak najbardziej materialnej gotówki.

Aby jednak mecze w Europie wygrywać, warto mentalnie wchodzić w nie od pierwszej minuty. Uwagę tę kierujemy w szczególności pod adresem zespołu trenera Kjetselberga, który to wyszedł dziś na boisko wyraźnie rozkojarzony i jakby nieobecny. Już po kilkudziesięciu sekundach na listę strzelczyń mogła wpisać się doskonale znana z niedawnych występów w barwach IFK Norrköping Jada Conijnenberg, ale to czytelne wydawałoby się ostrzeżenie ani trochę nie podziałało na mistrzynie Szwecji motywująco. Efekt? Pierwszy, drugi, a następnie trzeci gol dla miejscowych, które przy akompaniamencie skromnej, lecz niezwykle zorganizowanej grupy wsparcia urządziły sobie na Den Dreef prawdziwą fetę. Najwięcej ochoty do pokazania się w roli egzekutorki wykazywała wspomniana już Conijnenberg i gdyby tylko jej celownik nastawiony był minimalnie lepiej, a Samantha Murphy nie wykazała się kapitalnym refleksem w sytuacji jedna na jedną, to była zawodniczka Feyenoordu niechybnie kończyłaby mecz z hat-trickiem na koncie. Choć w ostatniej z wymienionych sytuacji polskie sędzie powinny jednak odgwizdać pozycję spaloną 22-letniej Holenderki. Podkreślmy jednak jasno, że nie postawa arbitrów, a samych piłkarek Rosengård, była na belgijskiej ziemi powodem całego nieszczęścia. Nieco ożywienia wniosło pojawienie się na murawie japońskiej pomocniczki Aemu Oyamy, która wraz z Emilią Larsson dwójkowymi akcjami starały się rozmontować szczelną jak dotąd defensywę Leuven. A próbować zdecydowanie było warto, gdyż już jedno z pierwszych takich zagrań niespodziewanie przyniosło powodzenie. Trochę szczęścia w tym wszystkim oczywiście było, ale trzeba przyznać, że sytuacyjny strzał skrzydłowej FCR spokojnie powinien znaleźć swoje miejsce w dzisiejszej topce dnia. Nadzieje odżyły na dobre, gdy centrę z prawego skrzydła głową skierowała do siatki Anam Imo, ale na więcej zawodniczkom z Damallsvenskan zabrakło nawet nie tyle czasu, co konceptu. Jedyną godną uwagę piłkę na wagę remisu miała na nodze Emma Jansson, która jednak tak się tym faktem zdziwiła, że posłała futbolówkę w okolice narożnej chorągiewki. Dwukrotnie bliskie domknięcia meczu były za to gospodynie, ale o minimalnych pomyłkach Mertens oraz Papatheodorou jutro już nikt w obozie OHL pamiętać nie będzie. Wszak Leuven właśnie znalazł się o krok od dokonania czegoś, co nigdy nie udało się chociażby piłkarkom Anderlechtu. Hymn Ligi Mistrzyń we Flandrii? Tak, to naprawdę stało się możliwe!

Swój debiut w fazie zasadniczej Ligi Mistrzyń mogą świętować także piłkarki Manchesteru United, które mocno przybliżyły się do tego celu po skromnym zwycięstwie w Sztokholmie. Trener Sjögren zdecydował się wyciągnąć poważne wnioski z katastrofalnej postawy defensywy Hammarby przeciwko Metalistowi, ale błędów przy wyprowadzaniu futbolówki zawodniczkom Bajen całkowicie wyeliminować się nie udało. Rozgrywający naprawdę dobrą partię tercet Miyazawa – Toone – Zigiotti cierpliwie czekał więc na prezenty od sztokholmianek, a następnie każdy z nich próbował zamienić przynajmniej na celny strzał w światło bramki Meliny Loeck. Taktyka ta zdawała się mieć sens, lecz przed przerwą to Hammarby wypracowało sobie dwie naprawdę konkretne okazje bramkowe. I jest w tym pewien paradoks, bo jeśli spojrzymy w statystyki, to w tej fazie spotkania gospodynie nie zmusiły Phallon Tullis-Joyce do choćby jednej interwencji. Nikt nie miałby jednak tego za złe, gdyby w olbrzymim zamieszaniu podbramkowym Sofia Reidy przymierzyła o kilka centymetrów niżej, lub Cathinka Tandberg potrafiła wygrać kluczową przebitkę z Dominique Janssen. Otworzyć wyniku miejscowym się jednak nie udało, a szereg niepewnych zagrań formacji obronnej sprawił, że to przedstawicielki najsilniejszej ligi w Europie po przerwie ukłuły jako pierwsze. Akcję United można, a nawet trzeba było przerwać w kilku momentach, dzięki czemu odpowiedzialność za utratę gola rozłoży się przynajmniej na kilka zawodniczek Hammarby. Marne to jednak pocieszenie, skoro Malard dośrodkowała, Terland wykończyła i w zasadzie w tym momencie można było się rozejść i zakończyć imprezę. Spotkanie niby nie było jeszcze rozstrzygnięte, ale w okolicach szesnastki przyjezdnych nieco bardziej tłoczno zrobiło się ponownie dopiero w okolicach czasu doliczonego. A my mogliśmy tylko zastanawiać się, co nie zagrało tym razem, bo niby na tablicy wyników wygląda to wszystko akceptowalnie, ale jednak ani trochę nie czujemy dziś tego, co towarzyszyło nam na przykład przed rokiem po domowym meczu przeciwko Manchesterowi City. Bo tak, rywal z potężnej FA WSL zdecydowanie był dziś do ugryzienia, ale z jakiegoś – być może absolutnie obiektywnego – powodu chyba nie do końca postanowiliśmy się o tym przekonać.


Komplet wyników:

Wielka sobota w Malmö

Najbliższy weekend może przynieść niespodziewaną zmianę na pozycji lidera Damallvenskan (Fot. Bildbyrån)

Szesnastą kolejkę Damallsvenskan na dobrą sprawę otworzyliśmy dwa tygodnie temu, kiedy to po interesującym, pełnym niesamowitych zwrotów akcji i nie do końca zrozumiałych wyborów trenerskich meczu, punktami podzieliły się Rosengård i Hammarby. Z trójki naszych eksportowych ekip w ligowym wydaniu zobaczymy zatem jedynie Häcken, które to bardziej niż kiedykolwiek wcześniej potrzebuje odbicia po domowej wpadce przeciwko Norrköping. Wyprawa do Vittsjö jawi się w tej sytuacji jako wyzwanie z gatunku tych umiarkowanie łatwych, bo choć w kultowej, pierwszoligowej wsi czasami bywa zaskakująco i mocno pod górkę, to akurat teraz drużyna trenera Blagojevicia ewidentnie ma swoje problemy, czego najlepszym dowodem był oddany dopiero co praktycznie bez walki mecz w Linköping. Piłkarki z północnej Skanii marzą przede wszystkim o spokojnym utrzymaniu w najwyższej klasie rozgrywkowej, w związku z czym to nie potyczki z Häcken mają z ich perspektywy najwyższy priorytet. Ten stan rzeczy trzeba jednak jeszcze umieć wykorzystać, a libański trener Os Mak Adam Lind ostatnimi czasy coraz częściej musi mierzyć się z zarzutami dotyczącymi selekcji, czy mało umiejętnego korzystania z głębi składu. Wątpliwości te najprościej byłoby rozwiać dobrą postawą na boisku i jeśli spojrzymy na czekającą nas w niedzielne popołudnie potyczkę z tej właśnie strony, to nagle urasta nam ona do rangi niezwykle istotnego przystanku przed jesienną grą o wszystko na trzech frontach.

Prawdziwy egzamin pierwszoligowej dojrzałości czeka jednak w sobotę na beniaminka z Malmö, bo choć w stolicy Skanii jak najbardziej brali pod uwagę grę o medale już w debiutanckim sezonie, to jednak perspektywa powrotu na fotel liderek na tym etapie ligowej kampanii, w jakimś stopniu zaskoczyła nawet największych optymistów. Nie jest jednak winą piłkarek MFF, że faworytki z Hisingen oraz Södermalm konsekwentnie gubią punkty, a im samym w rundzie rewanżowym taka nieprzyjemność jeszcze się nie przytrafiła. Co więcej, do rozgrywającej właśnie sezon życia 35-letniej Mii Persson, poziomem dopasowała się Matilda Kristell, a Tuva Skoog z Miljaną Ivanovic po cichutku stworzyły najbardziej efektywny duet skrzydłowych na szwedzkich boiskach. A jak tam defensywka? Cóż, nie stanowi ona może klasycznego monolitu, lecz Nathalie Hoff Persson, Ellen Löfqvist, Agnes Mårtensson i Sanna Kullberg zdecydowanie wykonują od początku sezonu świetną robotę, a czasem zdarzy im się dołożyć od siebie coś ekstra. Wiosną wiele razy zachwycaliśmy się postawą pozyskanej na zasadzie wypożyczenia reprezentantki Algierii Inés Belloumou, lecz jeśli ktoś w Skanii obawiał się utraty jakości lub płynności w grze zespołu w związku z jej odejściem, to sprowadzona w to miejsce Australijka Courney Nevin szybko owe wątpliwości uciszyła. Maszyna z Malmö wydaje się być naoliwiona na tyle solidnie, że nawet czasowe problemy tak ważnych ogniw jak kapitanka Nellie Lilja oraz podstawowa snajperka Isabella D’Aquila nie były w stanie zachwiać pewności siebie w klubowej szatni. W teorii nie powinien zrobić tego także domowy mecz przeciwko Växjö, lecz poziom trudności z perspektywy Błękitnych podnosi nie tylko wyjątkowa sytuacja w ligowej tabeli, ale także jednoznacznie rosnąca dyspozycja notorycznie zawodzących przed letnią przerwą w rozgrywkach rywalek. Podopieczne trenera Unogårda przed kilkoma dniami już raz wracały z Malmö w glorii zwyciężczyń, a chwilę wcześniej – pomimo początkowych trudności – dosłownie przejechały się po rozpaczliwie szukającym punktów Linköping. Larkin Russell, Suzu Amano, Ebba Wieder i spółka zdecydowanie nie chcą wystąpić na efektownym Eleda Stadion w roli statystek, a takie nastawienie może przerodzić się w nieoczywisty hit tej kolejki, czego sobie i wszystkim nam gorąco życzę.

Podbudowany nie tylko pierwszym od niepamiętnych czasów ligowym zwycięstwem, ale i doskonałą postawą całego zespołu Linköping z pewnością zechce pójść za ciosem i trzeba uczciwie przyznać, że terminarz mocno piłkarkom trenera Kirka w tej kwestii sprzyja. Na Bilbörsen Arenę zawita bowiem beniaminek z Alingsås i jak bardzo byśmy w ostatnich tygodniach ambitnej postawy tego zespołu i jej szkoleniowca nie chwalili, to na tym poziomie łatwiejszego, na dodatek borykającego się ze swoimi problemami rywala, wylosować się po prostu nie dało. Niezwykle frapująco zapowiada się za to sobotnia konfrontacja w Kristianstad, bo choć to gospodynie zdecydowanie częściej zachwycają nas grą, to jednak AIK od czasu objęcia rządów w klubowej szatni przez trenera Syberyjskiego także potrafi od czasu do czasu zauroczyć nas tak, że ręce same mimowolnie składają się do oklasków. Beata Olsson kontra Adelisa Grabus, Amy Sayer kontra Daniella Famili, Emma Petrovic kontra Jennie Nordin, a przecież w obu zespołach nie brakuje także ciekawych, młodych piłkarek, których postępy obserwujemy od początku sezonu z rosnącą ekscytacją. Nieco mniejszy entuzjazm wzbudza w nas za to ekipa z LF Areny, która po chwilowym przebudzeniu, znów zdaje się wracać do usypiającego, a dodatkowo mało produktywnego stylu z początku rundy wiosennej. Stadion w Norrbotten rozruszać może jednak przyjazd opromienionej dwoma niezwykle cennymi zwycięstwami nad Linköping oraz Häcken drużyny z Norrköping, a także jej szkoleniowca, którego na północy kraju nikomu nie trzeba chyba przedstawiać. Na sam koniec zostały nam jeszcze derby Sztokholmu z udziałem zespołów, które po obiecującym otwarciu zauważalnie wyhamowały. Podstawowa różnica polega jednak nad tym, że o ile Djurgården w tym mniej spektakularnym wydaniu wciąż potrafi w miarę regularnie kolekcjonować ligowe punkty, o tyle Bromma nijak nie jest w stanie ruszyć z miejsca i niebezpiecznie zbliża się do strefy spadkowej. Czy bezpośrednie starcie przyniesie nam podtrzymanie, czy może odwrócenie tego trendu? Przekonamy się już w niedzielę!

Zaliczone

Ufff… gol autorstwa Cathinki Tandberg w 93. minucie sprawił, że Hammarby wciąż pozostaje w grze o Ligę Mistrzyń (Fot. Magnus Lejhall)

Jeżeli eliminacje piłkarskiej Ligi Mistrzyń porównalibyśmy do studiów na wyższej uczelni, to dzisiejszy dzień nie byłby jeszcze definiującym cokolwiek sprawdzianem, lecz obowiązkowym zaliczeniem, bez którego nie można jednak do ostatecznego egzaminu w ogóle przystąpić. Sumienne i obowiązkowe studentki z Malmö i Sztokholmu ów bezcenny wpis w swoich indeksach koniec końców uzyskały, lecz w przypadku tych drugich nie obyło się bez zupełnie niepotrzebnych nerwów i emocji. Efekt finalny jest jednak taki, że przedstawicielki Damallsvenskan w komplecie zameldowały się w kolejnej rundzie, zapewniając sobie tym samym przedłużenie tegorocznej, europejskiej przygody przynajmniej do października. Dzisiejsze zwycięstwa oznaczają bowiem, że zarówno Rosengård, jak i Hammarby zagrają przynajmniej w fazie zasadniczej (1/16 finału) Pucharu Europy, w którym także będzie można w razie potrzeby zadbać o podreperowanie klubowego współczynnika.

Czego dowiedzieliśmy się z dzisiejszych, chaotycznych batalii? Z całą pewnością tego, że Ellen Wangerheim oraz Cathinka Tandberg wciąż potrafią z chirurgiczną precyzją finalizować akcje, a bez ich wkładu ta szalona i nieprawdopodobna batalia z ukraińskim Metalistem mogłaby zakończyć się zaiste nieprzyjemną wpadką. Listę bohaterek klubu z Södermalm otwiera dziś jednak całkiem inny duet, gdyż to Julie Blakstad na lewej i Stina Lennartsson na prawej flance były motorami napędowymi zdecydowanej większości ofensywnych wypadów zespołu Martina Sjögrena i choć w najważniejszej rubryce meczowego protokołu zapisywały się głównie snajperki, to właśnie oba wahadła pomogły Bajen przezwyciężyć największy kryzys i odwrócić losy pojedynku wtedy, gdy niebezpiecznie zaczynał on wymykać się sztokholmiankom z rąk. Jakości w defensywie Hammarby było bowiem tak niewiele, że w zasadzie każda, nawet nieśmiała próba zawiązania ataku przez gościnie z Charkowa, z miejsca pachniała utratą gola. Poza jedną efektowną paradą (dodajmy, że przy stanie 1-2), kapitalnej dyspozycji z meczu przeciwko Kristianstad nie potrafiła powtórzyć Melina Loeck, lecz to stoperki w osobach Emilie Bragstad i Alice Carlsson o dzisiejszym wieczorze na pewno będą chciały jak najszybciej zapomnieć. Skuteczność ich koleżanek z formacji ofensywnej pozwoli im zrobić to bez zbędnego poczucia winy, choć jeśli w sobotę piłkarki z Södermalm zechcą realnie rzucić rękawicę potężnemu Manchesterowi United, to wnioski z tego wszechobecnego chaosu trzeba będzie błyskawicznie wyciągnąć. Wszak rywal z angielskiej WSL – nawet znajdujący się w teorii poza meczowym rytmem – takich kiksów wybaczać nie zwykł.

Za trzy dni możemy być świadkami starcia interesującego nie tylko pod względem sportowym, bo przecież trudno przejść obojętnie obok takiego wydarzenia, jak powrót do szwedzkiej stolicy Julii Zigiotti. Była piłkarka Hammarby właśnie dziś zaliczyła swój oficjalny debiut w barwach Manchesteru United i choć to Elisabeth Terland kończyła dzień z hat-trickiem, a Ella Toone precyzyjnie jej asystowała, to właśnie 27-letnia Szwedka zebrała za swój występ najbardziej pozytywne recenzje. I trudno się temu dziwić, gdyż to właśnie ona skutecznie trzymała w ryzach drugą linię Czerwonych Diablic, które w tym sektorze boiska całkowicie zdominowały bezradne i momentami sprawiające wrażenie kompletnie zagubionych wicemistrzynie Holandii. W absolutnym demontażu PSV nieskromny udział miała także obecna przy dwóch akcjach bramkowych Anna Sandberg i jeśli tylko wolą obu szkoleniowców w sobotę zobaczymy boiskowe starcia byłej defensorki Örebro ze Stiną Lennartsson, to możemy być pewni, że na sztokholmskiej murawie polecą iskry, a niewykluczone, że być może i kartki. Co więcej, szansę rozegrania meczu o wielką stawkę przeciwko sobie dostaną być może również dwie serdeczne przyjaciółki z młodzieżowych reprezentacji Norwegii. Dziś Celine Bizet oraz Cathinka Tandberg mogły jeszcze cieszyć się wzajemnie swoim szczęściem, ale na kolejnym etapie rywalizacji, w pełni usatysfakcjonowana będzie co najwyżej jedna z nich.

Zdecydowanie spokojniej przebiegło popołudnie w belgijskim Leuven, gdzie trochę w atmosferze towarzyskiego grania, przy niemal pustych trybunach, Rosengård wysoko pokonał najlepszy zespół Macedonii Północnej. Na strzeleckie fajerwerki trzeba było jednak poczekać aż do 44. minuty, kiedy to rzut karny na gola zamieniła była reprezentantka Nigerii Anam Imo. Nieco wcześniej aż dwie dogodne okazje stworzyły sobie zawodniczki Ljubotenu, które najpierw posłały piłkę obok bramki Samanthy Muprhy, a następnie – po błędzie FCR przy wyprowadzaniu futbolówki – za sprawą Havy Mustafy sprawdziły nawet czujność amerykańskiej golkiperki. Samo spotkanie było bardzo mało atrakcyjne, pełne fizycznej walki, w której to rywalki z Bałkanów do pewnego momentu odnajdywały się zaskakująco dobrze. Pojawienie się na planu gry Emilii Pelgander, a także wzięcie na siebie większej odpowiedzialności przez Emilię Larsson i Emmę Jansson, pozwoliło jednak podopiecznym trenera Kjestelberga systematycznie przejmować kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, a gdy zmęczone takim stylem gry przeciwniczki zaczęły opadać z sił, bardziej doświadczone od nich mistrzynie Szwecji raz po raz umiejętnie je karciły. W walce o awans do fazy play-off ekipa ze Skanii zmierzy się z belgijskim Leuven, choć zawodniczki tego zespołu wystawiły swoich fanów na niezwykle ciężką próbę w teoretycznie łatwej potyczce z bośniackim SFK Sarajewo. Losy tej rywalizacji na ich korzyść odwróciły ostatecznie dopiero trafienia Flo Hermans oraz Kadhii de Ceuster w drugiej połowie dogrywki.


Komplet wyników:

Ahoj, nowa przygodo!

Reprezentacja Damallsvenskan gotowa na kolejną, europejską podróż

Tylko godziny dzielą nas od chwili, w której dwa z trzech szwedzkich klubów zainaugurują nowy sezon europejskich pucharów. I już przed pierwszym kopnięciem futbolówki możemy bez cienia wątpliwości nazwać go przełomowym. Po wielu bezpowrotnie straconych latach UEFA wreszcie na poważnie wzięła się za reorganizację swoich flagowych rozgrywek i po czteroletnim okresie przejściowym, wreszcie otrzymaliśmy do rąk produkt, który przy odrobinie dobrej woli możemy nazwać kompletnym. Jest Liga Mistrzyń w odświeżonej, niezwykle interesującej formule i jest (nareszcie!) Puchar Europy, dzięki któremu międzynarodowe trofea nie będą już tylko grą na kilkuosobowej grupy europejskich potentatów. Oczywiście, pewne detale wciąż wymagają usprawnień, wszak najsilniejsze ligi na kontynencie niewątpliwie zasługują na przynajmniej cztery pucharowe miejsca, ale gorąco wierzymy, że w kolejnych latach ten całkiem sprawnie działający system będzie już tylko i wyłącznie ulepszany. Bo skoro po dekadach (i nie jest to w żadnym wypadku hiperbola) frustracji i rozczarowań wreszcie znaleźliśmy się na właściwej ścieżce, to teraz trochę głupio byłoby z niej schodzić. Zachowanie czujności niezmiennie jednak zalecamy, gdyż decydenci z UEFA wiele razy udowadniali nam, iż dla nich nie ma rzeczy niemożliwych w każdym tego słowa znaczeniu.

Wracając jednak do kwestii sportowych, to Puchar Europy niewątpliwie wydaje się turniejem wręcz skrojonym pod takie ligi jak nasza. Stara i jak najbardziej prawdziwa maksyma mówi jednak, że mierzyć trzeba zawsze wysoko, więc piłkarkom Rosengård, Häcken oraz Hammarby z całego serca życzymy udanego szturmu na Ligę Mistrzyń. Bo tam nieporównywalnie większe i prestiż i potencjalne profity do podniesienia z murawy. Każde pojedyncze zwycięstwo będzie mieć jednak swoją wymowę, bo już jutro możemy być na sto procent pewni, że wszyscy reprezentanci Damallsvenskan w komplecie zameldują się przynajmniej w fazie zasadniczej Pucharu Europy. Aby ten plan minimum został zrealizowany, mistrzynie Szwecji z Rosengård muszą uporać się z macedońskim Ljubotenem, a podopieczne trenera Martina Sjögrena z ukraińską Woskłą Połtawa. Nie ma co zakłamywać rzeczywistości – jest to naprawdę przyjemny zestaw rywalek i każde inne rozstrzygnięcie niż dwa pewne i spokojne awanse postrzegalibyśmy jako sporego kalibru rozczarowanie. Jeśli którejś z naszych ekip przydarzyłaby się nieoczekiwana wpadka, szansa na występy w fazie głównej Pucharu Europy wciąż będzie oczywiście realna, lecz droga ta wydłuży się aż o dwie, potencjalnie trudniejsze przeszkody. Dbając o własny komfort, warto zatem załatwić sprawę już jutro i z relatywnie czystą głową przystąpić do bojów o wspomniane już wcześniej splendor, pieniądze i sławę. A na kolejnym etapie poprzeczka pójdzie już zdecydowanie wyżej, gdyż – zakładając, że obędzie się bez sensacji – Rosengård zmierzy się na wyjeździe z belgijskim Leuven, zaś Hammarby podejmie na Kanalplan angielski Manchester United z Julią Zigiotti i Fridoliną Rolfö w składzie.

Dwa zwycięstwa pozwoliłyby zespołom z Malmö i Sztokholmu zameldować się w decydującej rundzie eliminacji, zwanej także fazą play-off. Właśnie w niej do gry włączą się również piłkarki Häcken, które ten przywilej zawdzięczają w największym stopniu… koleżankom z londyńskiego Arsenalu i mediolańskiego Interu. Oj, skomplikowane to wszystko, ale najważniejsze, że ekipa z Hisingen przystąpi do rywalizacji pewna rozstawienia, więc przy dobrym układzie w dwumeczu o Ligę Mistrzyń może czekać ją bój z przeciwniczkami pokroju Sportingu Lizbona, Glasgow City lub Austrii Wiedeń. To oczywiście wersja bardziej optymistyczna, lecz w takim scenariuszu wariant 1 LM + 2 PE wydawałby się całkiem realny. Najważniejsze jednak, aby pozostać na tej efektownej, europejskiej imprezie jak najdłużej, bo każdy rozegrany mecz to szansa na podreperowanie zarówno współczynnika klubowego, jak i krajowego. A w tym ostatnim nasza rywalizacja z Norwegią i Holandią o siódmą lokatę, gwarantującą aż trzy miejsca w eliminacjach Ligi Mistrzyń i potencjalnie łatwiejszą drogą do faz zasadniczych obu rozgrywek, zapowiada się niesamowicie frapująco i na dziś zwyczajnie niemożliwe jest wskazanie, kto znajduje się choćby minimalnie bliżej celu. Choć dla porządku musimy zaznaczyć, że po odjęciu punktów zdobytych w sezonie 2020-21, to Holenderki startują do tego wyścigu z pole position, wyprzedzając Norwegię o 0,5, a Szwecję o 0,8 punktu. Różnice te są jednak na tyle minimalne, że na teraz zaprzątamy sobie głowy nie nimi, a jutrzejszymi meczami pierwszej rundy kwalifikacyjnej. Rosengård rozpocznie swoją batalię już o godzinie 13, Hammarby natomiast późnym wieczorem, ale niezależnie od pory dnia, liczymy na bardzo podobny efekt końcowy. A później… niech ta pucharowa karuzela się kręci, a my zadbamy o to, aby jak najdłużej się na niej utrzymać!

Norrköping odrobił lekcję

Kibice z Norrköping mieli w Hisingen sporo powodów do świętowania (Fot. Niclkas Elmrin)

W piłkarskim uniwersum wrażenia artystyczne są zazwyczaj kwestią mocno subiektywną, lecz tym razem chyba przez aklamację możemy zgodzić się co do tego, że oto za nami najbardziej emocjonujący weekend ze szwedzkim futbolem klubowym. Dosłownie każdy z rozegranych w ramach piętnastej serii spotkań meczów miał swoją niepowtarzalną dramaturgię i w zasadzie zamiast malować tę historię słowami, powinniśmy chyba zaprosić do odtworzenia materiałów wideo, ponieważ tylko one realnie oddadzą przynajmniej namiastkę tego, co przyniosły nam ostatnie dni. Tradycję jednak trzeba szanować, wobec czego standardowe podsumowanie kolejki oczywiście w swoim zwyczajowym miejscu się pojawi, z tym jednak zastrzeżeniem, że jeśli coś w piątek, sobotę lub niedzielę was jednak ominęło, to tym razem zdecydowanie warto nadrobić te zaległości także w wersji obrazkowej.

Szybki rajd przez ligowe stadiony rozpoczynamy od Malmö Idrottsplats, gdzie bezskutecznie szukający pierwszego w rundzie rewanżowej zwycięstwa Rosengård podejmował prowadzone przez Olofa Unogårda Växjö. Przed przerwą obejrzeliśmy 45 minut sennego i kompletnie bezbarwnego widowiska, lecz po zmianie stron oba zespoły przeszły tak ogromną metamorfozę, że nawet najwięksi specjaliści w tej kategorii ani trochę by się jej nie powstydzili. Dwa gole samobójcze, pięć zmian prowadzenia, kapitalne trafienie Emmy Jansson po centrze Anastazji Pobiegajło i jeszcze lepsza odpowiedź niezawodnej Larkin Russell, a na koniec taniec radości gościń z Kronobergu, które dzięki wywiezionym ze Skanii trzem punktom wreszcie na dobre odskoczyły w tabeli od bezpośredniego sąsiedztwa strefy zagrożenia. W Malmö działo się zatem dużo i szybko, lecz na skąpanym w deszczu sztokholmskim Kanalplan byliśmy świadkami jeszcze bardziej efektownego spektaklu. Wprawdzie jedyne jak się okazało trafienie autorstwa Julie Blakstad trudno nazwać jego ozdobą, ale postawa obu golkiperek jak najbardziej zasługuje już na najwyższe uznanie. Pozyskana w trybie awaryjnym z angielskiego Brightonu Melina Loeck aż cztery razy kapitalnymi interwencjami ratowała Bajen przed utratą gola, a po drugiej stronie nie mniej pracy miała Moa Olsson, od czasu do czasu wspomagana dodatkowo przez harującą na całej szerokości boiska Emmę Petrovic. To spotkanie naprawdę mogło zakończyć się wynikiem w okolicach 5-3 i nie jest to bynajmniej nawet delikatna hiperbola, ale po ambitnej i pełnej determinacji grze z obu stron, to podopieczne trenera Sjögrena mogły w piątkowy wieczór świętować wywalczenie kompletu punktów.

A zwycięstwo nad trudnym rywalem okazało się o tyle cenniejsze, że kolejnego dnia na własnym boisku niespodziewanie potknęły się liderki z Hisingen. W zapowiedzi kolejki pisaliśmy, że mecz przeciwko niedocenianemu Norrköping będzie dla piłkarek z Bravida Areny pierwszą, jesienną weryfikacją i niestety dla nich zakończyła się ona całkowitą klapą. Już sam początek meczu zwiastował gospodyniom nie lada kłopoty, ale gdy fazę początkowej dominacji IFK udało się przetrwać bez strat, a później wynik rywalizacji otworzyła niezawodna Felicia Schröder, fortuna znów zdawała się sprzyjać zawodniczkom z Västergötland. Niestety dla nich, im także nie udało się w pełni wykorzystać dobrego fragmentu spotkania, a skromna zaliczka w tym wypadku okazała się być niewystarczająca. Jasne, wyrównujące trafienie rozgrywającej na środku defensywy IFK swój mecz życia Ebby Handfast było nieco szczęśliwe, a rzut karny podyktowany przez sędzię Selmę Griberg po domniemanym faulu na Vesnie Milivojevic mocno dyskusyjny, ale nie da się ukryć, że to Norrköping tego dnia zdecydowanie bardziej sobie pomógł. A że wnioski z niezwykle bolesnej, ubiegłorocznej porażki zostały w obozie IFK wyciągnięte, to tym razem dwubramkowej przewagi w Hisingen gościnie z rąk już nie wypuściły. I nawet wyśmienita dyspozycja niezmordowanej Alice Bergström na niewiele się miejscowym zdała. Pewnie wykonany rzut karny rozstrzygnął także niesamowicie wyrównane derby stolicy. Norweżka Therese Åsland ze stojącej, ustawionej dokładnie dwanaście jardów przed bramką piłki myli się jednak niezwykle rzadko, wobec czego to Djurgården powrócił w ten weekend na zwycięską ścieżkę, po której z kolei od dłuższego czasu pewnym krokiem podążają piłkarki Malmö FF. Beniaminek ze Skanii bez większych problemów rozbił na wyjeździe wyraźnie przygaszoną po letniej przerwie Brommę, a Mia Persson oraz Tuva Skoog raz jeszcze zgłosiły wyraźny akces do tegorocznej Jedenastki Sezonu Damallsvenskan, którą będziemy wybierać już za nieco ponad dwa miesiące.

W niedzielę pasjonowaliśmy się przede wszystkim sytuacją w dolnej połówce tabeli, w której to na dobre zakopały się ostatnimi czasy zespoły z Alingsås oraz Linköping. Oba w ten weekend rozgrywały mecze na własnych obiektach, oba całkiem realnie miały nadzieję na odbicie się od dna, lecz tylko piłkarkom trzykrotnych mistrzyń Szwecji zamierzenia te udało się ostatecznie zrealizować. I to w stylu, który jeszcze głośniej każe zadawać pytania o to, co ta drużyna wyprawiała w zasadzie od początku rozgrywek. Tak bardzo chwalone przez nas na starcie rundy jesiennej Vittsjö na Bilbörsen Arenie nie zaistniało nawet przez sekundę a porażka 0-3 była z perspektywy ekipy trenera Blagojevicia najniższym wymiarem kary. Lisa Björk, Maria Olafsdottir, Sara Eriksson, czy Jonna Andersson wreszcie zagrały na miarę swojego potencjału, a kapitalny performance orkiestry Wiliego Kirka podsumowała spektakularnym strzałem w samo okienko bramki Savanny Madden Keera Mellenhorst. W biegunowo odmiennych nastrojach kończyły niedzielne granie zawodniczki z Alingsås, choć pomimo absencji Karin Lundin oraz Tilde Karlsson, a także błyskawicznie obejrzanej przez Idę Österlind czerwonej kartce, beniaminek niezwykle długo stawiał dzielny opór rywalkom z Piteå i długimi fragmentami był na Mjörnvallen zespołem wyraźnie lepszym. Futbol czasami bywa jednak w swojej nieprzewidywalności niezwykle okrutny, a trafienia last-minute kolejno Sagi Swedman oraz Emmy Viklund pozwoliły piłkarkom z Norrbotten złapać chwilowy oddech. Przy odradzających się ekipach z Växjö i Linköping, a także mocno nieprzewidywalnej Brommie, o spokojnej końcówce sezonu na LF Arenie mowy być jednak absolutnie nie może.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:


#pokolejce


Jedenastka kolejki:

Liga nabiera tempa

Daniela Galic (Vittsjö) i Mia Persson (Malmö) mają za sobą bardzo udane otwarcie rundy rewanżowej (Fot. Christian Örnberg)

Żyjąc i funkcjonując w erze TikToka siłą rzeczy musimy przyzwyczaić się do obowiązujących w niej reguł. A ta być może najistotniejsza przypomina nam, że obecnie wszystko wokół nas dzieje się zdecydowanie szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, a każdy moment nieuwagi może nas potencjalnie naprawdę drogo kosztować. Prawidła te tyczą się oczywiście również naszej ligi, która to niby dopiero wznowiła rozgrywki po letnim szaleństwie reprezentacyjnym, a już za chwilę  – szczególnie w jej dolnych rewirach – może przynieść nam odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania. Jasne, w końcówce sierpnia, ani nawet w pierwszej połowie września, nikt ostatecznie z najwyższej klasy rozgrywkowej jeszcze nie spadnie, lecz ewentualne straty poniesione w tym newralgicznym okresie, mogą okazać się koniec końców niemożliwe do zniwelowania. Te słowa kierujemy szczególnie do piłkarek z Linköping, które niby nie grają aż tak tragicznie, jak podpowiadałyby suche liczby, ale jednak deficyt aż dziewięciu punktów do bezpiecznej strefy nie wziął się przecież znikąd. W obozie nie tak dawnych przecież mistrzyń Szwecji oficjalnie panuje względny spokój, lecz gdy nieco dokładniej ucho przyłożyć, to można spotkać się z opiniami, że w gabinetach LFC po przegranych w mocno średnym stylu derbach wreszcie na poważnie zdali sobie sprawę z powagi sytuacji. Zdecydowanie mniejsze ambicje mieli przez rozpoczęciem rozgrywek w Alingsås, lecz siedem wywalczonych na Mjörnvallen punktów sprawiło, że i w tej ekipie nieśmiało zaczęli kreślić plany sięgające realnej walki o utrzymanie. Oba znajdujące się aktualnie w strefie spadkowej zespoły zagrają w najbliższy weekend na własnych obiektach i oba podejmą na nich rywalki teoretycznie znajdujące się w ich zasięgu. Trudno rzecz jasna stawiać sprawę w taki sposób, że oto piętnasta seria spotkań okaże się tą definiującą los którejkolwiek z ekip, ale nie da się uciec od tezy, że zarówno Linköping, jak i Alingsås wyjdą na murawę z przeświadczeniem, że tym razem gra idzie o znacznie większą stawkę niż tylko trzy kolejne punkty. Tym bardziej, że znajdujące się na szczycie ewentualnych drużyn do prześcignięcia Bromma oraz Växjö w czekających je potyczkach z rywalkami z Malmö faworytkami nie będą i ten wciąż spory dystans w najbliższych dniach realnie dałoby się znacząco skrócić. Warunek niezbędny jest jednak wciąż ten sam – czas wreszcie zacząć wygrywać swoje mecze, bo bez tego nawet najkorzystniejszy splot wydarzeń towarzyszących nie pomoże w skutecznej realizacji celów.

Do miana hitu kolejki najbardziej pretendują chyba dwa spotkania, które zostaną rozegrane w stolicy. Już jutro szykujące się do nowej, europejskiej przygody Hammarby podejmie na Kanalplan mocno niewygodny z ich perspektywy Kristianstad. Być może zabrzmi to dla niektórych wręcz nieprawdopodobnie, ale odkąd ekipa z Södermalm pokonała u siebie KDFF w roli beniaminka Damallsvenskan, w kolejnych próbach nie potrafiła ugrać w domowych bataliach z zespołem ze wschodniej Skanii choćby skromnego punkcika. Przebieg tych rywalizacji był bardzo różny, ale na koniec zawsze zgadzało się to, że komplet oczek odjeżdżał wesołym busem do K-Town, jak do chóralnie śpiewano w szatni za kadencji Elisabet Gunnarsdottir. Co więcej, starcia tych zespołów kreowały zazwyczaj nieoczywiste bohaterki, więc już teraz z niesłabnącym zaciekawieniem zastanawiamy się, czy w tym roku w tej roli wystąpi na przykład Filippa Widén, czy może jednak któraś z zawodniczek Bajen. Równie frapująco zapowiada się sobotnia konfrontacja AIK z Djurgården. Oba zespoły w swoich ostatnich występach solidarnie zawiodły, więc gdzie się w oczach własnych fanów rehabilitować, jak nie w potyczce z odwiecznym, lokalnym rywalem? Therese Åsland czy Danialle Famili? Pauline Hammarlund-Rubin czy Adelisa Grabus? Jennie Nordin z Matildą Plan, a może jednak Camille Ashe z Nanne Ruuskanen? A przecież nawet nie wspomnieliśmy jeszcze nawet o dynamicznych skrzydłowych w osobach Olivii Ulenius oraz Idy Björnberg. Oj tak, potencjał na wielkie, sztokholmskie meczycho jak najbardziej tutaj dostrzegamy! Zdecydowanie najpoważniejszy od początku rundy test czeka także liderki z Hisingen. Drużyna trenera Linda w starciu z Norrköping będzie oczywiście celować w pewne zwycięstwo, ale pomimo ogromnego uznania dla niedawnych poczynań dla tego, co od pewnego momentu wyczyniają w tym sezonie na ligowych boiskach Schröder, Anvegård, Jusu Bah, Tindell, czy Bergström, naprawdę potrafimy dostrzec w tym zestawieniu ścieżkę prowadzącą w kierunku rozstrzygnięcia jednoznacznie nieoczywistego. Nie jest ona oczywiście tą najbardziej prawdopodobną, ale zawodniczki z Östergötland już w poprzednich rozgrywkach dały nam na Bravida Arenie naprawdę niezłe show i teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, aby przynajmniej ten scenariusz powtórzyć, być może tym razem z nieco bardziej szczęśliwym dla nich finałem.