Derby i cała reszta

Djurgården wciąż bez porażki, choć najpoważniejsze wyzwania wciąż przed piłkarkami Dumy Sztokholmu (Fot. dif.se)

W piłkarskim uniwersum dzieje się ostatnimi czasy całkiem sporo, ale skoro nasza liga ani myśli zwalniać tempa, to przychodzimy z krótką zapowiedzią oczekiwanych, weekendowych wrażeń. A żeby nie było zbyt przewidywalnie, to tym razem rozpoczniemy od meczów, po których spodziewamy się zdecydowanie najmniej walki o ligowe punkty. Tak się bowiem ciekawie złożyło, że dwóch mocnych pretendentów do spadku wybiera się w najbliższych dniach na wyjazdowe starcia z tandemem głównych faworytek i nie trzeba przesadnie pogłębionej analizy, aby wskazać zdecydowane faworytki potyczek na Kanalplan oraz na Bravida Arenie. Oczywiście, Häcken ma swoje problemy w defensywie, Karin Lundin posiada wszelkie atuty, aby zrobić z tego użytek, a Piteå to w ogóle zaskoczy nas pozytywnie najmniejszym przejawem czegoś, co dałoby się podciągnąć pod pierwszoligowy poziom, ale koniec końców akurat w tych starciach trudno wypatrywać innego rozstrzygnięcia niż pewne i bezproblemowe zwycięstwa gospodyń. Choć mamy w tym wszystkim świadomość, że Damallsvenskan już nie takie cuda widziała.

Ze zdecydowanie większą uwagą polecamy za to śledzić popisy obu jedenastek z Östergötland, które – żeby nam się to wszystko ładnie geograficznie spięło – staną w szranki z rywalkami z północnej Skanii. Formę sposobiących się do historycznego występu w finale Svenska Cupen piłkarek z Norrköping sprawdzą gościnie z Kristianstad i o ile trener Stellan Carlsson będzie musiał się mocno nagimnastykować, próbując złożyć solidny i koherentny zespół pomimo absencji aż trzech kluczowych elementów układanki (Fanny Andersson, Carrie Jones, Jessica Wik), o tyle Daniel Angergård może liczyć na bezcenne wsparcie ze strony powracających do gry po przerwie Emmy Petrovic oraz Amy Sayer. Na jak najbardziej uzasadnione problemy z odpowiednim nastawieniem mentalnym mogą przed nadchodzącą kolejką natrafić zarówno w Linköping, jak i w Vittsjö, gdyż oba rzeczone kluby swój ostatni mecz przegrały, choć wyniki te nie były bynajmniej wiernym odzwierciedleniem przebiegu boiskowych wydarzeń. Rozpamiętywanie straconych lub bezmyślnie wypuszczonych z rąk szans nie ma jednak najmniejszego sensu, a na oddanie bezpośrednim sąsiadkom w tabeli kolejnych punktów nie ma przyzwolenia w żadnym z obozów. Remis także nie zostanie przyjęty przez kogokolwiek z pełnym zrozumieniem, a taki punkt wyjścia podpowiada, że przynajmniej o poziom zaangażowania i determinacji możemy być w tej nieformalnej grze o sześć punktów spokojni.

Choć niezmiennie będziemy upierać się co do tezy, że o medalowych aspiracjach Djurgården porozmawiamy najwcześniej na półmetku rozgrywek, to jednak jedynemu niepokonanemu na boiskach Damallsvenskan zespołowi słowa uznania absolutnie się należą. Tym bardziej, że w derbowej rywalizacji z AIK zawodniczki ze Stadionu Olimpijskiego wcale nie muszą się tego zaszczytnego miana pozbyć. Ekipa z Solnej niezmiernie zaimponowała nam przed tygodniem nie tylko suchym wynikiem, na początku sezonu także wielokrotnie ją tu chwaliliśmy, ale na tym etapie nie powinniśmy chyba jeszcze wymagać od Novy Selin, aby regularnie prowadziła swoje koleżanki po kolejne, ekstraklasowe skalpy. Chociaż jeśli ma się wsparcie od ewidentnie przeżywającej swój najbardziej produktywny czas Adelisy Grabus, a do tego doskonale funkcjonuje stanowiący perfekcyjną mieszankę blok defensywny, to tak w zasadzie czemu nie spróbować jeszcze jednym lokalnym konkurentkom zabrać zero z rekordu? O nieskazitelnym bilansie dawno już zapomnieli sympatycy Brommy oraz Rosengård, choć trzeba uczciwie przyznać, że rywalizacja akurat tych dwóch klubów jeszcze nigdy w historii nie zapowiadała się na tak otwartą i nieprzewidywalną. Okazję do rehabilitacji za… osiągnięte w mało zachwycającym stylu zwycięstwo nad drugim z beniaminków dostaną już za kilkanaście godzin piłkarki z błękitnej strony Malmö. Na ich drodze stanie jednak nieobliczalna jednostka od zadań specjalnych pod dowództwem trenera Unogårda, która dopiero co wywalczyła komplet punktów po najbardziej kuriozalnym meczu Damallsvenskan ostatnich lat. Czy i tym razem w potyczce z udziałem zawodniczek z Växjö czekają nas doświadczenia wybitnie jak na piłkarskie realia niestandardowe? Jak to się zwykło w takich sytuacjach mówić – boisko z pewnością zweryfikuje.

Re-AIK-tywacja

Radość w szatni AIK nie dziwi – takie zwycięstwa nie zdarzają się codziennie (Fot. AIK FF)

Tutaj niespodzianka w teorii nie miała prawa się wydarzyć. Oczywiście, pod nieobecność Ellen Wangerheim, Vilde Hasund oraz Stiny Lennartsson, trener Martin Sjögren dysponował zdecydowanie mniejszym niż uprzednio potencjałem wśród zmienniczek, ale jednak siła rażenia wyjściowej jedenastki Hammarby nie pozostawiała najmniejszych wątpliwości co do tego, kto przystępuje do sztokholmskich derbów w roli zdecydowanego faworyta. AIK Lukasa Syberyjskiego to jednak zdecydowanie inna drużyna od tej, do której sympatycy stołecznych Gryzoni przyzwyczaili się w ostatnich latach, a jedną z personifikacji nowego otwarcia w Solnej jest bez wątpienia Nova Selin. Nastoletnia skrzydłowa od początku sezonu radzi sobie na pierwszoligowych boiskach bez jakichkolwiek charakterystycznych dla większości debiutantek kompleksów, a w starciu z najlepszą ekipą minionych tygodni udało się jej rozegrać najwybitniejszy jak dotąd mecz w seniorskiej karierze. Głośno wspierana nie tylko przez fanów z północy Sztokholmu, ale również przez niespodziewanych gości z dalekiej Słowacji, żółto-czarna drużyna gospodyń miała jednak tego dnia wiele bohaterek, bo przecież bezcennego, derbowego zwycięstwa nie byłoby bez kapitalnych interwencji Jady Whyman, czy kapitalnej postawy tercetu defensorek, których ofiarność i determinacja mogłyby stanowić całkiem niezły materiał szkoleniowy dla młodych adeptek futbolu. I nawet trudno się dziwić pomeczowej frustracji Cathinki Tandberg, bo nie od dziś bazująca przecież na fenomenalnym przygotowaniu motorycznym snajperka niezbyt często napotyka na swojej drodze równe sobie rywalki, a do takich w sobotnie popołudnie z pełną odpowiedzialnością mogliśmy zaliczyć zarówno Matildę Plan, jak i Jennie Nordin. W tej chwalebnej wyliczance osobne słowa pochwały należy przekazać także na ręce duetu super-rezerwowych, bo przecież zwycięski gol padł za sprawą przytomnego strzału Villemo Dahlqvist po równie inteligentnym podaniu Haruny Tabaty. Warto jednak mieć także na uwadze fakt, iż zarówno w tej, jak i w wielu innych ofensywnych próbach AIK, czynny udział wzięła niezmordowana Adelisa Grabus, która już chyba ostatecznie zerwała łatkę zawodniczki zbyt dobrej na Elitettan, lecz jednocześnie zbyt słabej na Damallsvenskan. A Hammarby? Pomimo pierwszej w bieżącym roku kalendarzowym porażki w oficjalnym meczu, póki co nie dostrzegamy w Södermalm realnych powodów do paniki. Fotel liderek udało się utrzymać, a sam mecz raz jeszcze pokazał, że oba wahadła, a także duet środkowych pomocniczek stanowią w przypadku Bajen ogromną wartość dodaną. Do pełni szczęścia zabrakło tym razem skutecznej finalizacji i udokumentowania okresów optycznej dominacji konkretami w postaci goli, lecz podopieczne Martina Sjögrena niezmiennie wysyłają jasny sygnał, że w tej lidze są w stanie narzucić swoje warunki absolutnie każdemu.

Wynik wspomnianej powyżej konfrontacji oznacza, że jedynego wciąż niepokonanego na ligowych boiskach zespołu powinniśmy szukać w cokolwiek nieoczywistej części Sztokholmu. Piłkarki prowadzonego przez trenera Marcelo Fernandeza Djurgården wychodziły na murawę Bilbörsen Areny w Linköping świadome tego, co dosłownie chwilę wcześniej wydarzyło się w Solnej, ale jeszcze większa niż zwykle presja wyniku bynajmniej ich nie usztywniła. W realizacji celu zdecydowanie pomogła ponadto kapitalna bramka autorstwa Therese Åsland, która jeszcze przed upływem inauguracyjnego kwadransa strzałem zza pola karnego pocelowała w samo okienko bramki Cajsy Andersson, zamykając w tym miejscu dyskusję w temacie najpiękniejszego gola weekendu na szwedzkich stadionach. Pragnące przedłużyć passę trzech meczów bez porażki o kolejny tydzień gospodynie doprowadziły wprawdzie do remisu za sprawą Finki Lilli Halttunen, lecz ostatnie słowo – co staje się niejako znakiem firmowym Dumy Sztokholmu – ponownie należało do przyjezdnych ze stolicy. I zupełnie jak przed kilkoma dniami w rywalizacji z innym zespołem z Östergötland, w rolę egzekutorki wcieliła się rezerwowa Tove Almqvist, która w szesnastce rywalek ewidentnie potrafi znaleźć się we właściwym miejscu i czasie. A skoro jesteśmy już przy ekipie z Norrköping, to jej również przyszło w sobotę zaznać goryczy ligowej porażki. A stało się to w pierwszej kolejności za sprawą niezmordowanej Emilii Larsson, która to najpierw zaliczyła asystę przy trafieniu Hanny Andersson, następnie sama wpisała się na listę strzelczyń, a na koniec wysłała na przedwczesny prysznic dwie zawodniczki gościń: Jessikę Wik oraz Carrie Jones. Skromne, domowe zwycięstwa odniosły w tej kolejce również dwa inne zespoły ze Skanii; Malmö FF okazało się minimalnie lepsze od Alingsås w rywalizacji obu tegorocznych beniaminków (trafienie Beatrice Persson), zaś Kristianstad po islandzku wypunktował lokalne rywalki z Vittsjö, raz jeszcze skutecznie powracając do meczu od stanu 1-2 i zgarniając w nim pełną pulę. W pełnym walki o każdy metr słabo swoją drogą przygotowanego boiska, niezwykłym wyczynem popisała się Viktoria Persson, gdyż to właśnie była defensorka Trelleborga zapisała na swoim koncie asystę przy każdym z trzech goli strzelonych swoim derbowym oponentkom przez piłkarki KDFF.

W niedzielę niespecjalnie nastawialiśmy się na efektowne, futbolowe fajerwerki i trzeba przyznać, że w tym przypadku pragmatyczne podejście okazało się tym jak najbardziej właściwym. Choć z drugiej strony rywalizacja na LF Arenie dostarczyła nam absurdu na poziomie niespotykanym nawet w naszym, ligowym uniwersum. Jakości piłkarskiej było delikatnie mówiąc niewiele, a najlepszym podsumowaniem tego marnej jakości widowiska była akcja, która ostatecznie przyniosła nam zwycięskiego z perspektywy Växjö gola. Piłka najpierw bezładnie latała w tę i z powrotem przez kilkadziesiąt sekund i nikt nie potrafił przejąć nad nią choćby minimalnej kontroli, a gdy wreszcie sztuki tej dokonała Maja Green, to nastrzeliła kolejno swoją imienniczkę Bodin, siebie samą, a że Lauren Brzykcy do interwencji zbierała się równie niemrawo, to gościnie z Kronobergu nieoczekiwanie znalazły się na prowadzeniu. Piteå próbowało jeszcze rozpaczliwie gonić wynik, lecz zamiast emocji piłkarskich, podopieczne trenera Bernhardssona zaprezentowały nam trochę siatkówki we własnym polu karnym (Maggy Henschler), trochę inspiracji mieszanymi sztukami walki (Olivia Holm) i na osłodę trzeba im oddać, że przynajmniej dzięki tym cokolwiek niekonwencjonalnym wygibasom ten performance przynajmniej na kilka godzin pozostał nam w pamięci. Później jednak na murawę Bravida Areny w Hisingen wyszły Felicia Schröder i Anna Anvegård, które potrzebowały zaledwie kilku chwil, aby przypomnieć nam na czym polega pierwszoligowa piłka. Häcken błyskawicznie wypunktował Brommę jak na absolutnego faworyta przystało, ale – żeby nie było zbyt pięknie – wicemistrzynie kraju ponownie nie potrafiły zamknąć meczu na zero z tyłu. A właśnie ponoszone w starciach z mocniejszymi rywalkami straty własne mogą sprawić, że na zachodnim wybrzeżu znów zakończą rok bez jakiegokolwiek cennego trofeum w klubowej gablocie.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:


#pokolejce


Jedenastka kolejki:

Siódemka szczęśliwa, siódemka zdradliwa

Derby północnej Skanii często przynoszą nam mocno nieoczekiwane rozstrzygnięcia (Fot. Bildbyrån)

To może być naprawdę interesująca batalia, bo zarówno w Kristianstad, jak i w Vittsjö doskonale zdają sobie sprawę, że w rywalizacji z lokalnym rywalem zdecydowanie warto pokazać się z tej najlepszej strony. I nawet jeśli to w zespole trenera Angergårda upatrywalibyśmy papierowych faworytek, to miłośnikom gier hazardowych nie radzimy jakkolwiek się tym wskazaniem kierować. Oczywiście, w wybornej formie strzeleckiej znajduje się ostatnimi czasy Beata Olsson, w stu procentach trafiony wydaje się zimowy zaciąg z Trelleborga (Alice Egnér, Viktoria Persson), a po długiej i żmudnej rekonwalescencji do pełni formy wraca mająca przecież za sobą występy w pierwszej reprezentacji Australii Amy Sayer, ale w derbowej rywalizacji prawa logiki nie zawsze zdają się obowiązywać. Dobitnie przekonaliśmy się o tym zresztą przed dwoma laty, kiedy to marzący o medalowym finiszu KDFF rozpoczął domową rywalizację z Vittsjö od trafienia Evelyne Viens, a następnie… przyjął od lokalnych rywalek sześć sztuk, co i tak było tamtego dnia minimalnym wymiarem kary. A nie jest to bynajmniej jedyny przypadek, kiedy to ekipa z okolic Hässleholm zabawiła się na stadionie w Kristianstad na całego, wszak potyczka z lipca 2019 roku także rozpoczęła się z perspektywy miejscowych całkiem przyjemnie, a na koniec dnia trzeba było pogodzić się z trzybramkowym deficytem. Czy po raz trzeci Vittsjö odniesie na terenie Pomarańczowych efektowny triumf? Analizując wydarzenia minionych dni póki co niewiele za tym przemawia, ale Nyby, Haddock, Ekengren i spółka z pewnością postarają się dopisać swoje nazwiska do listy niszczycielek dobrej zabawy najwierniejszych sympatyków KDFF.

Derbowe konotacje towarzyszyć będą także sobotniej konfrontacji na Skytteholms IP, lecz tutaj o ewentualną niespodziankę będzie gospodyniom zdecydowanie trudniej. AIK rozpoczął obecny sezon od niezwykle mocnego uderzenia, ale w dwóch ostatnich spotkaniach podopieczne trenera Syberyjskiego zaprezentowały się zdecydowanie słabiej, a to nie wróży sukcesu w zderzeniu z ewidentnie niewybaczającymi błędów liderkami z Södermalm. Równie trudne zadanie czeka w niedzielę inny stołeczny zespół, choć paradoksalnie potyczkę Häcken z Brommą możemy zapowiadać jako rywalizację sąsiadek w ligowej tabeli. W klubie z zachodniego Sztokholmu do tej konfrontacji przystąpią jednak bez jakiejkolwiek presji, gdyż choćby najskromniejszej zdobyczy przywiezionej z Hisingen nie zakładał chyba nawet najbardziej optymistyczny, przedsezonowy plan. A z pozycji największego underdoga na karcie (bo chyba nawet szanse Alingsås w rywalizacji obu tegorocznych beniaminków należałoby ocenić minimalnie wyżej) atakuje się o tyle wygodnie, że do stracenia nawet w przypadku bezdyskusyjnej porażki jest stosunkowo niewiele, a do zyskania całkiem sporo. W tym tygodniu wydarzeniem numer jeden w siedzibie BP są jednak roszady w pionie sportowym klubu, które wielu jak najbardziej chyba słusznie odczytuje jako próbę poważnego zaistnienia na pierwszoligowym firmamencie. A pierwszym krokiem ku powodzeniu tej odważnej, długofalowej misji będzie zajęcie na koniec tegorocznej kampanii miejsca wyższego niż dwunaste, co jeszcze nie tak dawno wielu z nas nazwałoby oczekiwaniami wyraźnie ponad stan. Początek sezonu pokazał jednak, że w Brommie doskonale wiedzą dokąd i jakimi metodami zmierzają, a takim projektom aż chce się kibicować.

Najwięcej emocji z gatunku wszystko się może zdarzyć oczekiwalibyśmy chyba po potyczkach Linköping vs Djurgården oraz Rosengård vs Norrköping. O oczywistych przyczynach chimerycznej postawy zespołu trenera Kjestelberga napisaliśmy już chyba wszystko i do dodania zostało w tej kwestii naprawdę niewiele, Norrköping Stellana Carlssona to zawsze w jakimś sensie niewiadoma, choć dysponująca naprawdę konkretnymi aktywami w osobach między innymi tercetu liderek (Leidhammar – Jones – Milivojevic), a drużyny, które w sobotnie popołudnie zetrą się na murawie Bilbörsen Areny mogą zagrać nam absolutnie wszystko. Jeżeli w optymalnej dyspozycji będzie tego dnia duet napastniczek Dumy Sztokholmu, a coś od siebie dorzucą także wahadłowe Ebba Hed oraz Aleksandra Łobanowa, to Therese Åsland będzie miała mocno ułatwione zadanie, a Djurgården stanie przed realną szansą obrony statusu zespołu niepokonanego w tym roku na ligowych boiskach. W przeciwnym razie, szala powinna przechylić się delikatnie w kierunku LFC, który niepostrzeżenie, lecz jak najbardziej zasadnie, może zapisać na swoim koncie czwarty kolejny mecz bez porażki. A jeśli ktoś zechce przekonać się, jak zakończy się rywalizacja dwóch chyba największych póki co zespołowych rozczarowań tegorocznej Damallsvenskan, to zapraszamy do śledzenia wydarzeń na LF Arenie. Kto wie, być może staniecie się w ten sposób naocznymi świadkami przełamania jednej z tych wyjątkowo bezbarwnych jak dotąd ekip?

Dzień pięknej historii – Mjörnvallen w euforii

Euforia na Mjörnvallen! Karin Lundin poprowadziła beniaminka z Alingsås do historycznego zwycięstwa (Fot. Jörgen Jarnberger)

Niezwykle rzadko można na tej stronie znaleźć elementy autopromocji, lecz tym razem warto zrobić wyjątek i pochwalić tezy zawarte w zapowiedzi szóstej kolejki Damallsvenskan. Szczególnie, że niektóre z nich zaliczały się do tych zdecydowanie niepopularnych, a boiskowe wydarzenia ewidentnie je obroniły. Dwa kluby z Malmö miały napotkać poważne problemy z wywiezieniem kompletu punktów z odpowiednio Linköping oraz Alingsås i tak się rzeczywiście stało. Na pierwszy ogień poszły piłkarki rewelacyjnego beniaminka, które za sprawą dwóch prostopadłych podań i precyzyjnego wykończenia Isabelli D’Aquili błyskawicznie ustawiły sobie mecz na Bilbörsen Arenie. Im dłużej jednak on trwał, tym bardziej korzystne wrażenie pozostawiały po sobie gospodynie, a wyrównujące trafienie autorstwa Michelle De Jongh (dobitka strzału Lilli Halttunen) było w zasadzie logiczną konsekwencją przejęcia boiskowej inicjatywy przez drużynę trenera Kunnasa. Podział punktów w konfrontacji LFC vs MFF nie był być może wydarzeniem epokowym, ale już pierwszy po 24-letniej przerwie (i zaledwie drugi w historii miasta) ekstraklasowy triumf piłkarek z Alingsås do wspomnianej kategorii zalicza się jak najbardziej. Raz jeszcze apelujemy jednak, aby nie używać tutaj zbyt mocnych słów i nie donosić o sensacji, gdyż przechodzący aktualnie niezwykle głęboką transformację Rosengård to ekipa na dorobku, której takie mecze jeszcze nie raz i nie dwa będą się przytrafiać. Młodość ma swoje prawa, a Maja Johansson, Bea Sprung, czy Jo-Anne Cronquist to jednak nie to samo, co Olivia Holdt, Sofie Bredgaard, Rebecca Knaak, czy Caroline Seger. Paradoksalnie, po murawie Mjörnvallen najbardziej jakościowa piłkarka biegała w niedzielne popołudnie w seledynowej koszulce Alingsås i to właśnie ona (Karin Lundin) w ostatniej minucie pierwszej połowy przesądziła o końcowym triumfie AIF. Choć nie sposób nie wspomnieć o przynajmniej trzech kapitalnych interwencjach Alexandry Blom, która raz jeszcze udowodniła, że tytuł najlepszej golkiperki Elitettan powędrował w ubiegłym roku w godne ręce, a pierwszoligowe wyzwania również ani trochę jej nie przerażają. Selekcjonerze Gerhardssonie – być może czas na pierwszy od dawna odważny krok?

Szalony mecz obejrzeli kibice w Växjö, gdzie o emocje zadbała przede wszystkim Emma Petrovic. Serbska stoperka już w piątej minucie gry osłabiła swój zespół niepotrzebnym faulem taktycznym i choć to Kristianstad nieoczekiwanie objął w tym starciu prowadzenie (trafienie Alice Egnér po fatalnym kiksie Mai Bay), to jeszcze przed przerwą sytuację z perspektywy ekipy trenera Unogårda uspokoiły kolejno Sophia Redenstrand i Miho Kamogawa. Po zmianie stron doczekaliśmy się jednak jeszcze jednego, lecz tym razem kompletnie niespodziewanego zwrotu akcji, bo choć przy piłce zdecydowanie dłużej utrzymywały się gospodynie z Kronobergu, to dwa perfekcyjne kontrataki sprawiły, że komplet punktów odjechał w siną dal do północno-wschodniej Skanii. A dublet znajdującej się u progu sezonu w wyśmienitej dyspozycji strzeleckiej Beaty Olsson oraz niesamowity, bezpośrednio poprzedzający gola na 3-2 kilkudziesięciometrowy rajd Sofii Reidy, mogą okazać się punktami zwrotnymi dla cały czas szukającej swojej nowej tożsamości ekipy z Kristianstad. Większych wzruszeń nie zanotowaliśmy na innych weekendowych arenach, choć Bromma zwyczajnie zrobiła swoje, pewnie pokonując bezbarwne jak zwykle Piteå na wyjątkowo wietrznym i mroźnym Grimsta Idrottsplats. Ida Bengtsson rządziła w środku pola, a na dokładkę bezbłędnie przymierzyła tuż przy słupku, Alice Ahlberg nieoczekiwanie dla samej siebie wznowiła czynną karierę, a Sara Frigren udowodniła, że ze stojącej piłki potrafi dorzucić tak precyzyjnie, jak niewiele zawodniczek w naszej lidze. W gronie tym najwyraźniej nie ma jednak przedstawicielek Vittsjö oraz AIK, które w sobotę urządziły sobie w ramach ligowego starcia trening stałych fragmentów gry i – co chyba jeszcze bardziej w tym wszystkim zaskakuje – zakończyły go bezbramkowym remisem.

Poniedziałkowy wieczór miał dostarczyć nam absolutny hit pierwszej części sezonu, a skończyło się na intensywnym, pełnym walki meczu, który całościowo mimo wszystko rozczarował. Najbardziej niepocieszeni mogli być ci, którzy tego dnia sympatyzowali z przyjezdną ekipą z Hisingen, bo ta, pomimo odważnych zapowiedzi, w najmniejszym stopniu nie potrafiła przeciwstawić się dobrze usposobionej drużynie gospodyń. W taktycznej konfrontacji dwóch trenerów zdecydowanym zwycięzcą okazał się bezbłędnie reagujący na kompletnie nowe ustawienie Häcken Martin Sjögren, w wyniku czego gościnie skutecznie zneutralizowały nie tyle Smillę Holmberg oraz Julie Blakstad, co swoje własne, najgroźniejsze atuty. Pewnym podsumowaniem dzisiejszego widowiska może być bramkowa akcja Hammarby, przy której delikatnie mówiąc nie popisała się ani defensywa z Västergötland, ani w szczególności broniąca dostępu do bramki Häcken Jennifer Falk. Zdecydowanie spokojniejszy dzień w biurze miała za to powracająca do regularnej gry po dłuższej przerwie Anna Tamminen, co jedynie potwierdza mało przyjemną z perspektywy Os tezę, że póki co ekipie trenera Linda zdecydowanie lepiej wychodzi gra na zero z przodu niż na zero z tyłu. Bohaterką wiosennego klasyku bez wątpliwości powinniśmy za to obwołać norweską pomocniczkę Bajen Emilie Joramo, która wraz z Asato Miyagawą i Smillą Vallotto całkowicie zdominowały kluczową dla przebiegu gry walkę o dominację w środku pola. I cały ten poniedziałkowy obrazek byłby dla zdecydowanej większości fanów z Södermalm niemal idealny, gdyby nie kontuzja Vilde Hasund, która z powodu urazu swój udział w dzisiejszej potyczce zakończyła zdecydowanie przedwcześnie. Nieco w cieniu rywalizacji na Kanalplan, na swój domowy obiekt powrócił po długiej, zimowej przerwie Djurgården. I wystarczył niespełna kwadrans, aby sztokholmski Stadion Olimpijski stał się areną, na której zdobyto zdecydowanie najbardziej efektownego gola szóstej kolejki Damallsvenskan. Ku rozpaczy miejscowych kibiców, jego autorką okazała się holenderska snajperka IFK Norrköping Jada Conijnenberg, która w pomeczowym wywiadzie przyznawała z dumą, że trafienie to w najmniejszym stopniu nie było dziełem przypadku. Po zmianie stron w równie efektowny sposób odpowiedzieć spróbowała Aleksandra Łobanowa, ale niesygnalizowany strzał z dystansu w wykonaniu rosyjskiej wahadłowej zatrzymał się na słupku bramki Sofii Hjern. Tej wiosny Djurgården słynie jednak z tego, że bez względu na okoliczności walczy do końca i postawa ta raz jeszcze przyniosła podopiecznym trener Fernandeza wymierne korzyści. W 89. minucie stan rywalizacji wyrównała bowiem sytuacyjnym uderzeniem rekonwalescentka Tove Almqvist, dzięki czemu aż dwa sztokholmskie kluby przynajmniej do następnego weekendu wciąż mogą z dumą nazywać się niepokonanymi w tym sezonie na ligowych boiskach.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki indywidualne:


Przejściowa tabela:


#pokolejce


Jedenastka kolejki:

Hit, hit, hurra

Czy na kolejne mistrzostwo Szwecji fani Hammarby będą musieli czekać krócej niż niemal cztery dekady? (Fot. Pontus Orre)

W szwedzkiej piłce klubowej ewidentnie mamy do czynienia ze zjawiskiem, które na potrzeby tej zapowiedzi nazwiemy klasykiem przechodnim. Sytuacja na szczycie naszej futbolowej piramidy na przestrzeni dekad jest bowiem na tyle dynamiczna, że nazwy dwóch najsilniejszych jakościowo zespołów zmieniają się nadzwyczaj często. Malmö vs Tyresö, Rosengård vs Linköping, Umeå vs Djurgården – te wszystkie potyczki w nieodległej przecież przeszłości decydowały o losach mistrzowskiego tytułu, a nieco starsi kibicowskim stażem fani pamiętają nawet okres dominacji takich ekip jak Jitex, Sunnanå, czy całkowicie zapomniany dziś Öxabäck. Życie nie znosi jednak próżni i niezmiennie toczy się swoim rytmem, a ten doprowadził nas do chwili, w której tegorocznym klasykiem Damallsvenskan możemy nazwać potyczkę BK Häcken z Hammarby. Nie zaryzykujemy wiele prognozując, iż to właśnie ktoś z tej dwójki sięgnie w listopadzie po najcenniejszy w naszej lidze skalp, a terminarz ułożył się tak, że już w najbliższy poniedziałek czeka nas pierwsze w obecnej kampanii bezpośrednie starcie głównych pretendentów. Punkt wyjściowy delikatnie faworyzuje drużynę z Södermalm, bo nie dość, że to podopieczne trenera Sjögrena wybiegną na murawę ze świadomością posiadania solidnej, czteropunktowej zaliczki, to jeszcze z trybun popularnego Kanalplan będzie je wspierać najwspanialsza i najbardziej oddana w kraju grupa wsparcia, na którą można liczyć bez względu na okoliczności. A te – jako się rzekło – póki co wydają się z perspektywy Bajen sprzyjające, choć w futbolu potrzeba zaledwie dziewięćdziesięciu minut, aby z czterech punktów przewagi nagle zrobił się jeden. I dokładnie na taki obrót spraw bardzo liczą w Hisingen, choć niewątpliwie to właśnie Osy z Västergötland mają na tym etapie sezonu zdecydowanie więcej do stracenia. Bo jeśli w wyniku bezpośredniej konfrontacji deficyt zamiast zmaleć niepokojąco wzrośnie, to Felicia Schröder i spółka już na początku maja znajdą się w arcytrudnym położeniu. Snajperski pojedynek dwóch najskuteczniejszych zawodniczek Damallsvenskan stanowi tutaj rzecz jasna bonusowy wabik dla wszystkich niezdecydowanych (jeśli tacy w ogóle istnieją), ale tak na dobrą sprawę równie frapujących zestawień personalnych doszukamy się w każdej formacji. Smilla Holmgren czy Alice Bergström? Emilie Joramo czy Johanna Fossdalsa? Cathinka Tandberg czy Tabitha Tindell? Vilde Hasund czy Monica Jusu Bah? Oj, w tym meczu bez względu na wszystko będzie się działo, więc zdecydowanie nie rekomendujemy pomijania w poniedziałkowym menu tej pozycji. Żeby później nie było, że nie ostrzegaliśmy!

A przecież potencjalnie ciekawych potyczek nie zabraknie także na innych arenach. Ot, chociażby na tej w Växjö, gdzie zawodniczki trenera Unogårda podejmą mocno podrażniony niezadowalającym dorobkiem punktowym Kristianstad. Przegrany w tym starciu zdecydowanie nie będzie mógł zaliczyć początku sezonu do udanych i przynajmniej na chwilę uwikła się w rywalizację w dolnych rejonach tabeli, a tego – nawet biorąc pod uwagę mało sprzyjający kalendarz – w obu obozach bardzo chcieliby uniknąć. Zgoła odmienne nastroje panują póki co w niepokonanym na ligowym poletku Djurgården, choć póki co sympatykom Dumy Sztokholmu radzilibyśmy jeszcze wstrzymać się z euforycznymi deklaracjami. Jasne, Hammarlund i Åsland bezbłędnie wywiązują się z roli liderek, Hed i Lobanova robią swoje na wahadłach, Mimmi Larsson ewidentnie odnalazła niewidzianą od dawna u niej czystą radość z gry, a Ulenius i Duras solidarnie kandydują do miana odkrycia pierwszej fazy wiosennego grania, ale… zastanówmy się, czy tej tak bardzo okazały dorobek punktowy Djurgården rzeczywiście możemy z pełną odpowiedzialnością nazwać pozytywnym zaskoczeniem. Wszak drużyna trenera Fernandeza tak na dobrą sprawę do każdego z dotychczasowych meczów przystępowała w roli faworyta, a prawdziwe testy i sprawdziany wciąż w komplecie przed nią. Przyjazd na Stadion Olimpijski gościń z Norrköping nie zalicza się jeszcze do tych arcytrudnych, choć bardzo chcemy zobaczyć, jak defensywa DIF poradzi sobie z powstrzymaniem niezwykle kreatywnego, a zarazem dynamicznego tercetu Milivojevic – Leidhammar – Leskinen. Potencjalna rywalizacja Therese Åsland z Carrie Jones o miano najbardziej kreatywnej dyrygentki środka pola zapowiada się zresztą równie smakowicie.

W Linköping nadzieja budzi się do życia wtedy, gdy wszyscy powoli zaczynają ją porzucać. Gdyby do starcia ekipy fińskiego trenera Kunnasa z beniaminkiem z Malmö miało dojść przed miesiącem, przeważająca większość ekspertów i obserwatorów widziałaby tę rywalizację zupełnie inaczej niż obecnie. Szczególnie po tym, co przyniosła nam w tym aspekcie faza grupowa Pucharu Szwecji. Dziś o tamtych emocjach wszyscy zdążyli już jednak zapomnieć, co w naszej przebodźcowanej rzeczywistości nie jest zresztą niczym osobliwym. Co bardziej wnikliwi i nie poddający się ślepo obowiązującym trendom doskonale zdają sobie sprawę, że w kadrze LFC wciąż drzemie potencjał i chyba nadszedł już czas, aby wreszcie spróbować go uwolnić i nie trzymać wyłącznie na swój własny użytek. Nie sposób stwierdzić, czy nastąpi to już dziś, ale gorąco przestrzegamy przed traktowaniem tej rywalizacji jako potyczkę czerwonej latarni z murowanym faworytem. Bo nic takiego nie ma tu miejsca, bez względu na to, co przyniesie nam boisko. Nieco łatwiejsze – choć oczywiście wyłącznie w teorii – zadanie czeka w nadchodzący weekend piłkarki Rosengård. Znajdujące się w kapitalnej dyspozycji Bea Sprung i Molly Johansson muszą jednak mieć się na baczności, bo malownicze Mjörnvallen potrafi być zdradliwe i coś podpowiada nam, że już niebawem ktoś z pierwszoligowych wyjadaczy zgubi tam przynajmniej dwa punkty. O pełną pulę i to bez bawienia się w jakiekolwiek półśrodki zagrają za to Bromma z Piteå oraz Vittsjö z AIK, czyli zespoły, które w naszej ostatecznej, przedsezonowej predykcji umieściliśmy w komplecie na lokatach 10-13. I choć była to jedynie niewiele znacząca zabawa, to niech stanowi ona pewną sugestię co do tego, jak wielkie znaczenie mogą mieć późną jesienią punkty, które już za kilkanaście godzin będzie można podnieść z murawy w zachodnim Sztokholmie oraz w północnej Skanii.

Patent Stellana

Stellan Carlsson, czyli niszczyciel dobrej zabawy kibiców z Hisingen (Fot. Bildbyrån)

Stellan potrafi! Charyzmatyczny szkoleniowiec przez lata pracy na dalekiej Północy zdążył przyzwyczaić nas do tego, że efektywność w dążeniu do wyznaczonych sobie celów ceni sobie zdecydowanie wyżej niż walory estetyczne. I choć często wygłaszane pod jego adresem krytyczne uwagi nie są bynajmniej pozbawione konkretnych podstaw, to wyniki zadziwiająco konsekwentnie zdają się jego metody legitymizować. A żeby było jeszcze bardziej interesująco, 54-latek z Norrbotten ewidentnie posiada patent na wyrzucanie za burtę Pucharu Szwecji ekipy BK Häcken. Niespełna dwanaście miesięcy temu faworytki z Hisingen zostały brutalnie zawrócone z drogi po trofeum przez prowadzony wówczas przez Carlssona klub z Piteå, z dziś ich marzenia o finale zniszczył debiutujący na tym etapie rozgrywek IFK Norrköping. I zrobił to w stylu tak metodycznym, że po wicemistrzyniach kraju nikt przesadnie długo płakać nie będzie, bo nawet jeśli przyjemnie byłoby obejrzeć w decydującym starciu Felicię Schröder czy Monicę Jusu Bah, to ich koleżanki zwyczajnie nie dostarczyły nam na tyle przekonujących argumentów, abyśmy mogli z pełną odpowiedzialnością za swoje słowa przyznać, że to Osy z Västergötland bardziej na ów awans zasłużyły. Norrköping tymczasem robił swoje, konsekwentnie punktował faworyzowane rywalki i pomimo ogromnej nerwówki w samej końcówce, na koniec dnia odebrał wyczekiwaną tak naprawdę od startu tego długofalowego projektu nagrodę i mógł rozpocząć celebrację pod kultową Curva Nordahl.

Raz jeszcze w absolutnie pierwszoplanowej z perspektywy IFK roli wystąpiła zawodniczka, którą niedawno niewielu widziało nawet w wyjściowej jedenastce. I choć Svea Rehnberg na wpisanie się na listę strzelczyń potrzebowała tym razem więcej niż dziesięciu sekund, to jej trafienie niewątpliwie okazało się tego popołudnia pierwszym z kluczowych momentów. Wielkie słowa uznania należałoby złożyć także pod adresem Wilmy Leidhammar, bo ta zawodniczka zdecydowanie przejęła od My Cato funkcję mentalnej liderki zespołu i wywiązuje się z niej doprawdy wzorowo. A ten pokazywany w momentach największej próby charakter ma być może wartość większą niż wszystkie gole i asysty jej autorstwa, na brak których w Östergötland również przecież nie narzekają. Maya Antoine to natomiast ostoja defensywy i piłkarka, która już dziś spokojnie reprezentuje poziom predestynujący ją do regularnych występów w kanadyjskiej kadrze. Jasne, pojedyncze kiksy i wpadki zdarzają się także jej, o czym nawet w półfinale Svenska Cupen mieliśmy okazję się przekonać, ale nikt nie ma chyba wątpliwości, że postać 23-latki z Toronto to absolutnie centralny element formacji już w poprzednim sezonie zbierającej tak wiele całkowicie zasadnych pochwał. I na koniec warto wspomnieć o bohaterce nieoczywistej i niepozornej, która tej wiosny przeżywa swój zdecydowanie najlepszy moment w dotychczasowej karierze piłkarskiej. Filigranowa, nieustępliwa, ofiarnie walcząca o każdą piłkę, nie wyłączając z tego zbioru tych pozornie nie do wygrania. A do tego dynamiczna, charakterna i stawiająca swój nie zawsze dostrzegalny na pierwszy rzut oka stempel na większości ofensywnych działań IFK. Wiecie o kim mowa? Dana Leskinen – zawodniczka, bez której słońce nad Norrköping zdecydowanie nie świeciłoby tej wiosny tak radośnie!

Drugi półfinał piłkarskich emocji przyniósł nam zdecydowanie mniej i okazał się niejako lustrzanym odbiciem ligowego starcia sprzed kilku tygodni. Młodzież z Rosengård pojechała do stolicy, gdzie zderzyła się z zielono-białą ścianą rywalek bynajmniej nie bardziej zaawansowanych wiekowo, lecz wyraźnie przewyższających je sportowym doświadczeniem i szeroko rozumianą jakością. Smilla Holmberg tradycyjnie robiła wiatr na prawej flance, Ellen Wangerheim bez skrupułów skutecznie wykańczała akcje, Vilde Hasund śrubowała i tak już nieprawdopodobną statystykę asyst, Asato MIyagawa grała przepiękny koncert w środku pola, a na to wszystko weszła jeszcze Cathinka Tandberg i dopełniła dzieła zniszczenia. Zwycięzca w tej rywalizacji mógł być tylko jeden, podobnie zresztą jak faworyt czekającego nas tradycyjnie 6. czerwca finałowego starcia. Magia pucharu – no, przynajmniej od fazy półfinałów – polega jednak na tym, że o końcowym triumfie decyduje dyspozycja dnia, a i trochę szczęścia mieć w tym całym zamieszaniu po swojej stronie nie zaszkodzi. Gratulując obu finalistom, przestrzegamy więc przed ferowaniem przedwczesnych wyroków, choć oczywiście to Martin Sjögren i jego Hammarby posiadają w rękach mocniejsze karty. Cała sztuka jednak w tym, aby teraz jeszcze mądrze nimi zagrać.