Orange is the new perfect

is

Szczelna defensywa okazała się kluczem do zwycięstwa Kristianstad nad Häcken (Fot. Issa Sjöstedt)

To jak to w końcu jest z tą piłkarską logiką? Häcken miał potraktować wyjazd do Kristianstad jako okazję do odkupienia inauguracyjnych win, a tutaj zamiast oczekiwanego odbicia nadciągnęły kolejne problemy. Drużyna Daniela Angergårda raz jeszcze doskonale weszła w mecz, lecz tym razem – pomimo przejściowych trudności – skutecznie potrafiła go domknąć, sprawiając niejako przy okazji największą niespodziankę ligowego weekendu. Raz jeszcze ze swojej najlepszej strony pokazała się Alexandra Johannsdottir, potwierdzając niejako nasze przedsezonowe przypuszczenia, że to właśnie pozyskana zimą z włoskiej Fiorentiny pomocniczka może okazać się kluczem do udanej kampanii w wykonaniu KDFF. Po sobotniej potyczce zdecydowanie najwięcej pochwał całkowicie zasłużenie zebrał jednak blok defensywny ekipy ze wschodniej Skanii. Gudny Arnadottir imponowała zarówno pewnością w odbiorze, jak i precyzją dośrodkowań, Emma Petrovic była dla gwiazdozbioru z Hisingen jednoosobową zaporą nie do sforsowania, a mocno niedocenianą Sofię Reidy kilka centymetrów dzieliło od tego, aby kapitalny występ uświetnić dodatkowo niezwykle efektownym golem. Co więcej, gdy wystąpiła taka konieczność, refleksem i umiejętnością zatrzymywania niewygodnych piłek popisała się także Moa Olsson, dzięki czemu napierające w końcówce z coraz większym animuszem faworytki nie były w stanie dać sobie nadziei na odrobienie strat za sprawą gola kontaktowego. Drużyna, która w sparingach oraz w fazie grupowej pucharowych zmagań sprawiała wrażenie kompletnej, rozpoczęła ligowy sezon od dwóch kolejnych porażek i nic dziwnego, że w Västergötland coraz głośniej biją na alarm. I są ku temu realne powody, wszak jeszcze nigdy w historii Damallsvenskan po mistrzowski laur nie sięgnął zespół z zerowym dorobkiem punktowym po dwóch kolejkach.

Tę ostatnią statystykę z lubością mogli przywoływać przede wszystkim fani z Södermalm, którym z kolei początek ligowej wiosny jawi się w nadzwyczaj radosnych barwach. Inna sprawa, że końcowy rezultat batalii na Bilbörsen Arenie nieco przekłamuje rzeczywistość, bo wydarzeń na murawie w Linköping żadną miarą nie da się podsumować słowami typu utklassning lub överkörning. W sobotnie popołudnie różnicę pomiędzy rywalizującymi zespołami zrobiły jednak indywidualności, a te w swoich szeregach posiadały wyłącznie gościnie ze stolicy. Ellen Wangerheim zamknęła zmianę z trzema golami przy swoim nazwisku, a Smilla Holmberg skompletowała nieco innego hat-tricka, rozpoczętego jeszcze podczas domowej premiery przeciwko Växjö (gol lewą nogą, prawą nogą oraz głową). Na lewym wahadle imponujący popis dała Julie Blakstad, dwie asysty dołożyła do klubowego skarbczyka Vilde Hasund i nawet Nadia Nadim dostosowała się do euforycznej atmosfery, wpisując się na listę strzelczyń w zaledwie kwadrans po wejściu na plac gry. To ostatnie zdarzenie przyjęliśmy zresztą z pewną ulgą, gdyż doświadczona Dunka kilkanaście godzin wcześniej w swoim stylu rozpaliła włoskie media mało pochlebną wypowiedzią na temat swojej byłej już trenerki z Mediolanu. Cóż, z takimi zawodniczkami nasza liga z całą pewnością nie będzie nudna, choć mamy oczywiście nadzieję, że o wyczynach piłkarek Hammarby pisać będziemy głównie w ujęciu czysto sportowym. A skoro kapitanka Alice Carlsson gorąco zapewnia, że ta grupa ma jeszcze naprawdę głębokie rezerwy, to z tym większą ekscytacją wyczekujemy tego, co przyniesie nam dalsza część rundy.

Skromne, choć niezbyt przekonujące zwycięstwa odniosły w sobotę dwa kluby ze Skanii. Mistrzynie z Rosengård raz jeszcze okazały się o jedno trafienie lepsze Växjö i ponownie w roli głównej wystąpiła niekwestionowana liderka FCR na tym etapie sezonu Emilie Woldvik. Reprezentantka Norwegii skromnie (choć nie bez racji) podkreślała zasługi Hanny Andersson, lecz nie da się ukryć, że to ze strony prawej wahadłowej nieustannie czyhało na drużynę trenera Olofa Unogårda największe zagrożenie. O jeszcze większym szczęściu może natomiast mówić rzeczone Vittsjö, ponieważ to piłkarki z Brommy zaprezentowały się w bezpośrednim starciu dwóch skazywanych na walkę o uniknięcie degradacji drużyn ze zdecydowanie lepszej strony. Wystarczył jednak jeden moment nieuwagi, aby centrę Hanny Ekengren zamieniła na złotego gola… z konieczności wprowadzona na boisko kilkadziesiąt sekund wcześniej Sofie Rewucha. Nieoczekiwane kłopoty przeżywał na terenie beniaminka z Alingsås inny stołeczny klub, gdyż jedynie dzięki skutecznym interwencjom Anny Koivunen, Djurgården nie musiał odrabiać w tym starciu jeszcze bardziej pokaźnych strat. Dwa ostatnie kwadranse były już jednak popisem niezniszczalnej Therese Åsland, której dzielnie sekundowały autorka dwóch bramek Lucia Duras oraz coraz wyraźniej zgłaszająca akces do wyjściowej jedenastki siedemnastoletnia Olivia Ulenius.

Niedzielny hit kolejki miał być bardzo wstępną weryfikacją dwóch zespołów nieukrywających swoich medalowych ambicji. Długo wyczekiwany dzień okazał się jednak z perspektywy fanów beniaminka z Malmö czymś na kształt brutalnego powrotu do rzeczywistości. Przyjezdne z Norrköping perfekcyjnie wytrąciły bowiem z rąk zawodniczek trenera Valfridssona największe atuty, a D’Aquila, Kosola, czy Bellomou w niczym nie przypominały zawodniczek, które dopiero co błyszczały w pojedynkach z liderkami Häcken i Rosengård. Tym razem gra toczyła się jednak niemal wyłącznie pod dyktando Peking, a gospodynie – pomimo niesamowicie ofiarnej postawy Nathalie Hoff Persson oraz Tuvy Skoog na prawej flance – nie potrafiły oddać choćby jednego celnego strzału na bramkę mającej nieoczekiwanie spokojny dzień w biurze Caroline DeLisle. Nad boiskową bezradnością MFF w końcu zapłakało nawet niebo, choć kibicom z Norrköping skąpana w deszczu stolica Skanii powinna od dziś przywoływać wyłącznie pozytywne skojarzenia. Nie może jednak być inaczej, skoro Vesna Milivojevic i Wilma Leidhammar raz jeszcze potwierdziły, że już w tej chwili można z pełną odpowiedzialnością wymieniać ich nazwiska w panteonie największych gwiazd naszej ligi, a Fanny Andersson do spółki z prawdopodobnie najlepszą na placu Walijką Carrie Jones, zdominowały rywalizację w środku pola do tego stopnia, że nawet miejscowi fani musieli być pod niemałym wrażeniem ich geniuszu. Wirtuozerskich momentów nie zabrakło także na LF Arenie, gdzie marznącą publiczność rozgrzewała przede wszystkim autorka obu trafień dla Piteå Emily Gray. Pomimo dwubramkowej porażki, piłkarki AIK ponownie zaprezentowały nam jednak solidny, usystematyzowany futbol i chyba wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany moment, w którym fani w Solnej mogą wyczekiwać kolejnych meczów swojego zespołu z nadzieją i dobrze rozumianą ekscytacją. A jest to stan, którego w północnym Sztokholmie nie przerabiali od przynajmniej kilku lat.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2


#pokolejce

shab2


Jedenastka kolejki:

totw2

Ani słowa o Linköping

czas

Pomimo falstartu na inaugurację, tegoroczne cele klubu z Hisingen pozostają niezmienne (Fot. bkhacken.se)

Wizyta beniaminka z Malmö z całą pewnością pozostawiła w obozie faworytek tegorocznych rozgrywek sporo cennego materiału do przemyśleń. Szczególnie, że celując w największe zaszczyty szwedzkiej piłki klubowej, na niepotrzebną stratę punktów na żadnym etapie sezonu nie można sobie beztrosko pozwalać. W Hisingen całkiem słusznie zachowują jednak spokój, przypominając, że piłkarki Häcken na murawie wcale nie zaprezentowały się aż tak bezbarwnie, jak namalowały to niektóre portale, a rywal dysponował nie tylko niedocenianą przez wielu sportową jakością, ale i umiejętnością zamieniania na gola w zasadzie każdej stwarzanej przez siebie bramkowej okazji. Podwójna korona oraz przynajmniej kilkumiesięczna, europejska przygoda wciąż pozostają więc celem, a jutrzejszy mecz w Kristianstad ma służyć przede wszystkim uspokojeniu nastrojów zanim te na dobre wymkną się spod kontroli, a także przywróceniu mistrzowskiego statku na właściwy jego ambicjom kurs. I gdyby naszą dyscypliną sportu rządziły wyłącznie prawa logiki, to Häcken jak najbardziej powinien wrócić z wojaży po północno-wschodniej Skanii z pewnie dopisanymi do swojego dorobku trzema punktami. Wicemistrzynie kraju w teorii górują bowiem nad swoimi jutrzejszymi oponentkami w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła, a głębi obu kadr nie ma nawet sensu ze sobą zestawiać. Co więcej, drużyna trenera Angergårda ma ewidentny problem z domykaniem meczów, z czego na przestrzeni ostatnich dni skrupulatnie skorzystały kolejno Norrköping oraz Djurgården. Wszystko przemawia zatem za spokojnym zwycięstwem gościń z Västergötland, lecz aby ono faktycznie się zmaterializowało, trzeba jeszcze tę całą teorię przekuć w praktykę. A z tym, czego nie tylko w Hisingen doświadczali już wielokrotnie, bywa czasami naprawdę różnie.

Wiadomością tygodnia w Södermalm było nie tyle efektowne przejechanie się po Växjö, co ogłoszony w środku tygodnia transfer Nadii Nadim. I choć w przypadku tak doświadczonej zawodniczki zabrzmi to paradoksalnie, trudno postrzegać go inaczej jak w kategoriach wielkiego znaku zapytania. Jasne, gdybyśmy cofnęli się o kilkanaście lat, moglibyśmy ekscytować się prawdziwym hitem zimowego okienka, lecz obecnie urodzona w Afganistanie reprezentantka Danii to znajdująca się ewidentnie na schyłkowym etapie swojej jak najbardziej bogatej kariery 37-latka. We włoskim Milanie Nadim ewidentnie przegrywała walkę o skład nie tylko z doskonale znaną nam (choć niekoniecznie naszemu selekcjonerowi) Evelyn Ijeh, ale również z Chantelle Dompig i Nikolą Karczewską. Średnio udany okazał się także jej ostatni epizod w amerykańskiej NWSL i jeśli mielibyśmy szukać okresu, w którym nowa piłkarka Hammarby realnie stanowiła o sile swojego zespołu, to trzeba byłoby się cofnąć albo do jej początków w PSG (wersja optymistyczna), albo nawet do lat 2016-17, kiedy to Nadim przeżywała swój sportowy prime w barwach Portland Thorns. To wszystko nie brzmi oczywiście jak laurka, ale te w pełni zasadne wątpliwości błyskawicznie można zbić przypomnieniem, jak w ubiegłym sezonie prezentowała się na boiskach Damallsvenskan odrodzona, 40-letnia Caroline Seger lub – jeszcze bardziej górnolotnie – nawiązując do legendarnej Marty, która niespodziewanie chyba nawet dla samej siebie w wieku 38 lat zaczęła przeżywać na Florydzie drugą, sportową młodość. W tej całej zapowiedzi jakoś dziwnie cicho o Linköping, więc umówmy się, że o piłkarkach z Bilbörsen Areny napiszemy wtedy, gdy dostaniemy ku temu jakieś solidne podstawy. Bo jeśli LFC konsekwentnie prezentować będzie nam styl sprzed tygodnia, to z życzliwości lepiej spuścić na ten performance zasłonę milczenia.

Wzmocnień w ostatnich dniach zimowego okienka pilnie szukały także mistrzynie z Rosengård i w tym przypadku ocena efektu tych poszukiwań również zależy od punktu widzenia. Malkontenci załamują ręce, że oto dożyliśmy czasów, w której czołowa ekipa Damallsvenskan dogłębnie penetruje rynek maltański, optymiści natomiast klaszczą w dłonie, że oto do Skanii przyjechała była młodzieżowa reprezentantka Japonii, a wszyscy wiemy, co w naszym uniwersum oznacza ów status. Kolejne miesiące przyniosą nam oczywiście weryfikację potencjału i umiejętności Yuny Hazekawy w zderzeniu z wymaganiami Damallsvenskan, choć po mizerii zaprezentowanej przez drugą linię Rosengård w starciach z Växjö oraz Piteå, trener Kjetselberg zdecydowanie nie obrazi się za dodatkową opcję w tym sektorze boiska. Szczególnie, że wspomniane Växjö z pucharowych błędów lekcję zdążyło już wyciągnąć i tym razem indywidualne popisy Emilie Woldvik i Oony Sevenius mogą już do sięgnięcia po pełną pulę zwyczajnie nie wystarczyć.

Z pozostałych meczów warto zwrócić uwagę na sobotnią konfrontację w Vittsjö. Napędzone nieoczekiwaną zdobyczą w Norrköping gospodynie podejmą na własnym obiekcie legitymującą się passą dwóch kolejnych zwycięstw ekipę z Brommy, a stawka tej rywalizacji może w perspektywie okazać się znacznie większa niż tylko tradycyjne trzy punkty. Oba zespoły solidarnie wymienialiśmy bowiem w gronie drużyn poważnie zagrożonych barażami lub degradacją, a tymczasem ewentualny triumf jednej z tych ekip w bezpośredniej rywalizacji pozwoliłby jej wypracować u progu sezonu kilkupunktową poduszkę bezpieczeństwa nad czerwoną strefą. Brzmi doprawdy kusząco, lecz równie prawdopodobny jest tu scenariusz, w którym pełni szczęścia nie zazna nikt, a zamiast tego otrzymamy dwóch rannych. O zupełnie inne cele chcą natomiast grać w Norrköping i Malmö, a my gorąco ściskamy palce, aby konfrontacja duetu Isabella D’Aquila – Sara Kanutte z Wilmą Leidhammar i Vesną Milivojevic okazała się godnym zwieńczeniem ligowego weekendu. Bo wejście w reprezentacyjną przerwę z pozytywnym nastawieniem tym razem może okazać się naprawdę wyjątkowo przydatne.

shab2

Sesja poprawkowa

kapocs

Cornelia Kapocs wreszcie doczekała się premierowego powołania do seniorskiej reprezentacji (Fot. SvFF)

Na początku ten tradycyjny, podsumowujący dzisiejsze powołania tekst miał skupiać się przede wszystkim na aspekcie sportowym. Bo tak się ciekawie składa, że z naszymi dwoma kwietniowymi rywalami mamy do wyrównania całkiem świeże rachunki. W przypadku Walijek chodzi tu rzecz jasna o lutowe starcie w wietrznym Wrexham, gdzie pomimo idealnego wejścia w mecz i pełnej kontroli połączonej z całkowitą dominacją przed przerwą, skończyło się na rozczarowującym w zaistniałej sytuacji remisie, uratowanym zresztą w naprawdę dramatycznych okolicznościach w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry. Z Włoszkami sprawy mają się o tyle ciekawiej, że o ile na mundialu w Oceanii nie pozostawiliśmy im jakichkolwiek złudzeń na choćby nawiązanie równorzędnej walki, o tyle rozegrany kilka miesięcy później dwumecz w ramach poprzedniej edycji Ligi Narodów, był w wykonaniu szwedzkich piłkarek swoistą drogą przez mękę. I tak na dobrą sprawę umiarkowanie zadowoleni mogliśmy być jedynie z wyniku (1-0 na wyjeździe, 1-1 u siebie), gdyż w obu tych starciach to zawodniczki z południa Europy prezentowały się zdecydowanie lepiej piłkarsko, a Sofia Cantore, Valentina Giacinti, Manuela Giugliano, czy Lucia Di Guglielmo raz po raz pokazywały nam, że w basenie Morza Śródziemnego na najwyższym poziomie piłkę potrafią kopać nie tylko Hiszpanki i Francuzki.

Szwedzki selekcjoner zadbał jednak o to, abyśmy dziś wyjątkowo mieli o czym pisać i debatować, choć niektórym z nas mogło się bardzo mylnie wydawać, że w okresie postmundialowym na pewne nie do końca zrozumiałe elementy reprezentacyjnej codzienności zdążyliśmy się już uodpornić. Na to wszystko wszedł jednak Peter Gerhardsson i niczym w tym mocno oklepanym już memie poprosił, aby potrzymać mu piwo. Jaka jest kadra – każdy widzi. Dyskusja na temat pojedynczych nazwisk nie ma większego sensu, gdyż – co warto podkreślać przy każdej okazji – to selekcjoner oraz skompletowany przez niego sztab będą po wszystkim brać odpowiedzialność za konsekwencje swoich wyborów. I jeśli powołane do najważniejszej drużyny w kraju zawodniczki cieszą się zaufaniem Gerhardssona i jego współpracowników, to absolutnie nikt nie ma prawa kwestionować sensu ich obecności w kadrze. Tym bardziej, że Sembrant, Asllani, Jakobsson, Hurtig, Ilestedt, czy Blomqvist wciąż mogą – najpewniej nie w komplecie, ale zawsze – stanowić dla tego zespołu wartość dodaną podczas finałów wielkiej imprezy. Jest to być może scenariusz z dzisiejszej perspektywy cokolwiek nieprawdopodobny, lecz mimo wszystko realny. W tym tekście nie chodzi więc o czepianie się na siłę konkretnych nazwisk i pomysłów, ale o zwrócenie uwagi na jawną niesprawiedliwość.

Zapewne każdy z nas wielokrotnie słyszał, że dobrze wykonana praca powinna być odpowiednio wynagradzana. I choć świat w stu procentach sprawiedliwy na zawsze pozostanie wyłącznie utopijnym obrazkiem z wizji największych marzycieli, to jednak dla dobra ogółu pewne kwestie powinny pozostać poza jakąkolwiek dyskusją. Nikt nie chciałby przecież znaleźć w się sytuacji, w której należna mu w sposób oczywisty premia, promocja, współpraca, czy kontrakt trafiłyby z zupełnie niezrozumiałych względów w inne ręce. Co jeszcze musi zrobić znajdująca się w wybornej dyspozycji przynajmniej od początku rundy jesiennej Smilla Holmberg, aby zwrócić na siebie selekcjonerską uwagę? Może następnym razem strzelić trzy gole, asystować przy dwóch kolejnych, a na deser zaprezentować cieszynkę z podwójnym back-flipem? A co z Ellen Wangerheim? Może czas zacząć – wzorem piłkarki grającej w kadrze na jej pozycji od deski do deski – zacząć w efektownym stylu marnować stuprocentowe okazje strzeleckie? My Cato w swoim Crystal Palace najpewniej została uhonorowana statuetką najbardziej wartościowej piłkarki o dwa razy za mało lub o trzy razy za dużo, a Evelyn Ijeh to już w ogóle powinna chyba przestać wygłupiać się z tymi golami (osiem) i asystami (sześć) w Serie A i spokojnie usiąść na ławce, bo przecież nie tak dawno w wyjściowej jedenastce regularnie wystawialiśmy rezerwową tego samego AC Milan. Nie wspomnę nawet o wszystkich stoperkach, które dziś przekonały się, że w kolejce do gry przeciwko Włoszkom i Walijkom są daleko za koleżanką dopiero powracającą do poważnego uprawiania sportu po przerwie macierzyńskiej (od tego czasu w drużynie klubowej uzbierała oszałamiające 25 minut, najczęściej w dwu- lub maksymalnie pięciominutowych interwałach), a także o znajdujących się tydzień w tydzień w uderzeniu skrzydłowych, pominiętych kosztem autorki dwóch goli na boiskach angielskiej Championship oraz zawodniczki owszem wybitnej, ale w ostatnich miesiącach skupionej przede wszystkim na powolnym dochodzeniu do zdrowotnej równowagi.

Kilkanaście lat temu, podczas kadencji selekcjonera Dennerby’ego, na wielu stadionach Damallsvenskan regularnie pojawiały się hasła kwestionujące jego decyzje. Do tej niechlubnej tradycji nie na najmniejszego sensu wracać, choć patrząc z obecnej perspektywy, tamte kłótnie na przykład o Linnéę Liljegärd sprawiają wrażenie niewinnych zabaw w piaskownicy. Bo gdyby dziś ktoś zechciał zadać w podobny sposób naszemu szkoleniowcowi podobne pytania, to zamiast skromnego transparentu, trzeba byłoby chyba szarpnąć się na solidnych rozmiarów sektorówkę.

april1

april2

Nowe idzie – szok na Bravidzie!

malmo

Raz, dwa, trzy – beniaminek z Malmö przywitał się z Damallsvenskan naprawdę efektownym uderzeniem (Fot. mff.se)

Ileż to razy podczas zimowej przerwy nazywaliśmy Malmö FF najbardziej wyczekiwanym beniaminkiem szwedzkiej ekstraklasy? Cóż, trochę się tego nazbierało, ale po wydarzeniach dzisiejszego popołudnia chyba wszyscy przekonali się, że nie był to bynajmniej balonik pompowany na wyrost. Bo jeśli witasz się z najwyższym poziomem rozgrywek zwycięstwem przywiezionym z terenu głównego faworyta, a na dodatek odnosisz je w stylu, którego żadną miarą nie można nazwać szczęśliwym lub rozpaczliwym, to jest to niewątpliwie znak, że oto w Skanii tworzy się coś ciekawego. Ów błękitny projekt nie jest jeszcze oczywiście kompletny, ale – o czym usilnie próbowaliśmy przypominać w ostatnich tygodniach – już teraz posiada wystarczające aktywa, aby rzucić realne wyzwanie każdemu przeciwnikowi w kraju. Uważni bywalcy tego serwisu zapewne pamiętają, jak w jednym ze styczniowych raportów poświęciliśmy sporo uwagi transferom Isabelli D’Aquili oraz Inés Belloumou i dziś na stadionie w Hisingen to właśnie ten duet dołożył ogromnych rozmiarów cegiełkę do niespodziewanej wiktorii piłkarek z Malmö. Była snajperka Portland Thorns wykazała się niemal kliniczną precyzją pod bramką Jennifer Falk, zaś urodzona we Francji reprezentantka Algierii stworzyła wraz z Ellen Löfqvist zaporę, od której regularnie odbijały się Tindell, Bergström, czy Nildén. Niewiele zabrakło jednak do tego, aby goniące wynik gospodynie ostatecznie uratowały w tej szalonej rywalizacji przynajmniej jeden punkt, gdyż na dwa błyskawiczne ciosy zadane jeszcze w inauguracyjnym kwadransie przez D’Aquilę udało się im ostatecznie odpowiedzieć trafieniami niezawodnej Felicii Schröder (rzut karny) oraz Tabithy Tindell (sytuacyjne zamieszanie w szesnastce gościń). Wtedy jednak swój wielki rewanż wzięła na piłkarkach Häcken Sara Kanutte, która przed rokiem ze swoim ówczesnym klubem IFK Norrköping także uczestniczyła w podobnie wariackiej inauguracji sezonu ligowego na Bravida Arenie. Dublet norweskiej napastniczki nie wystarczył wtedy nawet do remisu, ale dziś role odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni i niesamowicie trudny do zdobycia teren padł już w pierwszej kolejce nowej kampanii. A stoperka z Hisingen Emma Östlund jeszcze długo będzie wypominać sobie moment nieuwagi z 83. minuty, który okazał się być dla aktualnych wicemistrzyń kraju niezwykle kosztowny i w perspektywie kolejnych miesięcy może ważyć jeszcze więcej.

Hit kolejki nie zawiódł, podobnie zresztą jak drużyny ze stolicy. Sztokholmski kwartet w komplecie inaugurował sezon na własnych obiektach i choć w jednym przypadku mówimy o lokalizacji wybitnie tymczasowej, to atut ten został przez stołeczne piłkarki wykorzystany w stu procentach. Sygnał do ataku nadszedł z Północy, gdzie nadzwyczaj liczna i nadzwyczaj głośna publiczność fetowała pewne i całkowicie zasłużone zwycięstwo AIK nad Linköping. Trener Lukas Syberyjski perfekcyjnie rozpisał swoim podopiecznym meczowy plan, a one zrealizowały go na tyle skutecznie, że… nominalnie czwarta golkiperka w kadrze Gryzoni Ella Agnekil bez większych problemów zachowała w swoim oficjalnym, seniorskim debiucie czyste konto. Kapitalne zawody rozegrała Adelisa Grabus, brylująca przed rokiem w juniorskich rozgrywkach Aleksandra Bogucka potwierdziła, że należy brać ją poważnie pod uwagę w perspektywie Odkrycia Sezonu, Signe Carstens zagrała profesurę w środku pola i ani trochę nie było widać, że szatni AIK wciąż musi się uczyć, Jennie Nordin zadbała o szczelność bloku defensywnego, a sunąca raz za razem lewą flanką Nova Selin jeszcze długo może nawiedzać Marię Olafsdottir w sennych koszmarach. Równie pozytywnie wypadła inauguracja na popularnym Kanalplan, gdzie swoją drogą również potwierdziły się nasza zimowe obserwacje. Ellen Wangerheim trafie z niespotykaną regularnością zarówno głową, jak i nogą, a Smilla Holmberg ze Stiną Lennartsson zamiast rywalizować o miejsce w wyjściowej jedenastce, stworzyły na prawym skrzydle duet, przed którym u progu futbolowej wiosny drży każda szwedzka defensywa. Do tego dokładamy jeszcze coraz bardziej regularny tercet Miyagawa – Hasund – Vallotto i już wiemy, że Hammarby nie zamierza zbyt szybko rezygnować w tym sezonie z walki o pełną pulę. Zupełnie inne cele przyświecają póki co zawodniczkom Djurgården, które tym razem we wczesnej fazie rozgrywek zdecydowanie wolałyby uniknąć niepotrzebnych strat. Ich zwycięstwo nad Kristianstad było w pewnym sensie oczekiwane, choć fenomenalna asysta Alexandry Johannsdottir i odważny rajd Viktorii Persson sprawiły, że to gościnie ze Skanii długo znajdowały się na prowadzeniu. Rosnąca z każdą upływającą minutą przewaga Dumy Sztokholmu pozwoliła jednak te straty nie tylko odrobić, ale i przechylić losy meczu na swoją korzyść. Co godne podkreślenia, przy obu trafieniach dla gospodyń wydatny udział miały Pauline Hammarlund oraz Urara Watanabe, a oczekiwany impuls z ławki dała ponadto doświadczona rekonwalescentka Mimmi Larsson.

Pierwszymi liderkami Damallsvenskan zostały jednak zawodniczki z Brommy, które w starciu dwóch dysponujących teoretycznie najmniejszym potencjałem jakościowym drużyn, dosłownie rozbiły w pył beniaminka z Alingsås. W rolach zdecydowanie pierwszoplanowych wystąpiły na Grimsta Idrottsplats Frida Thörnqvist, Ida Bengtsson oraz… Alexandra Blom, bez której klęska przyjezdnych nabrałaby jeszcze bardziej pokaźnych rozmiarów. Jeden błysk dwójki nowych piłkarek pozwolił sięgnąć po komplet punktów obrończyniom tytułu z Rosengård, choć gdyby tylko Emily Gray nieco lepiej nastawiła sobie celownik, to rezultat tej konfrontacji mógłby być zgoła odwrotny. Potyczka na Malmö IP całościowo stała jednak na niepokojąco niskim poziomie, choć Emilie Woldvik udowodniła, że indywidualnie wniesie do tej ligi wartość dodaną. A ponieważ na inaugurację zwycięstwa odnosiły wyłącznie kluby ze Sztokholmu oraz Malmö, to rywalizacja ekip z Norrköping i Vittsjö musiała zakończyć się podziałem punktów. Mecz ten przybrał słodko-gorzki obrót przede wszystkim dla Wilmy Leidhammar, która najpierw fatalnie wykonała podyktowany za faul na Vesnie Milivojevic rzut karny (Savannah Madden skutecznie obroniła), a następnie zrewanżowała się peruwiańskiej golkiperce, ustalając wynik spotkania na 1-1.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2


#pokolejce

shab1


Jedenastka kolejki:

omg1

Pierwszy dzień wiosny

hammarbyguldm

Przed dwoma laty w mistrzowskiej, złotej sesji uczestniczyły piłkarki Hammarby. Jak będzie tym razem? (Fot. Pontus Orre)

To już ten czas, to już ten weekend! Jeżeli nie wydarzy się nic nieprzewidywanego, jutro na boiskach Damallsvenskan zostanie strzelony pierwszy gol sezonu 2025. A szybko po nim kolejne i aż do późnej jesieni będziemy emocjonować się blaskami i cieniami ligowej kampanii w może nie najlepszym piłkarsko, ale z całą pewnością najbliższej naszym sercom wydaniu. Nowe kluby, nowe diamenty do oszlifowania, pogoń za odłożonymi w czasie marzeniami, walka o oszukanie sportowego przeznaczenia – to wszystko i wiele więcej już za momencik raz jeszcze stanie się stałym elementem naszej codzienności. Przed rokiem historią numer jeden okazało się może nie samo mistrzostwo dla ekipy z Rosengård, ile styl jego wywalczenia i liczba rekordów, które niejako po drodze do celu zostały wymazane z tabel. Czy jednak osiągnięcia zawodniczek z Malmö utrzymają się na szczytach historycznych zestawień na dłużej? Tym razem nie będziemy silić się na przewidywania, wszak mniej więcej dwanaście miesięcy temu wydawało się, że wyśrubowana przez Annę Tamminen passa minut bez straconego gola to wynik, do którego niezwykle trudno będzie się w najbliższym czasie komukolwiek zbliżyć. A tutaj na horyzoncie pojawiła się Eartha Cumings i w niezwykle dobitny sposób pokazała nam, że z tymi spekulacjami to jednak głupio wyszło. O ile jednak na prognozy indywidualne namówić się nie damy (choć przyznacie, że ubiegłoroczny typ na Hlin Eiriksdottir sprawdził się doprawdy brawurowo), o tyle tradycja i dobrze rozumiana rzetelność każą nam pochylić się nad najbardziej prawdopodobnym kształtem ligowej tabeli w rozpoczynających się jutro rozgrywkach. Faworyt wydaje się jasny i oczywisty, ale ponieważ mówimy o zespole, który nawet gdy jest pierwszy, to i tak jest drugi, możemy spodziewać się zakończenia bynajmniej nie do końca oczywistego. Wszak rok temu w finale Svenska Cupen również miało być dla gospodyń łatwo, lekko i przyjemnie. Niemniej, przegląd ligowych kadr rozpoczniemy jednak od Hisingen, a następnie będziemy podążać w dół wirtualnej tabeli. A jesienią tu wrócimy i wspólnie albo się z tego pośmiejemy, albo z pełną powagą pogratulujemy sobie trafnych przewidywań. Damallsvenskan 2025 – nu kör ni!

01

Prawdopodobnie najsilniejsza jakościowo kadra, jaką w ostatnich latach udało się zbudować u progu sezonu któremukolwiek klubowi Damallsvenskan. Na bramce solidna firma w osobie Jennifer Falk, którą w razie potrzeby zastąpić może mająca papiery na naprawdę wielkie granie Fanney Inga Bikrisdottir. Na wahadłach Kitagawa oraz Wijk, w środku bloku defensywnego Byrnak i Östlund, na rozegraniu Rubensson z Fossdalsą, a z przodu obsada w skali naszej ligi iście gwiazdorska. Co równie istotne, Häcken imponuje także dostateczną głębią składu, więc bez względu na personalne wybory, trener Lind może być umiarkowanie spokojny o impuls z ławki. Możemy zatem spodziewać się, że nawet w przypadku wystąpienia początkowych trudności, końcówki większości meczów toczyć się będą pod absolutne dyktando zawodniczek z Hisingen, a to właśnie wtedy najczęściej rozstrzygane są losy boiskowej rywalizacji. Młoda i głodna konkretnych sukcesów kadra jest ponadto gwarantem maksymalnego zaangażowania, a fani Os mogą być względnie spokojni, że w grze ich ulubienic nie pojawi się niepotrzebna i zgubna czasami kalkulacja. Co zatem może pójść nie tak? Tradycyjnie, moglibyśmy wskazywać tutaj na potencjalne kontuzje, niezdrową rywalizację o miejsce w jedenastce, czy wreszcie ewentualną, letnią wyprzedaż, lecz pierwszego dnia astronomicznej wiosny Häcken wygląda jak zespół, któremu tym razem już naprawdę nic nie stanie na drodze do upragnionego mistrzostwa. A że w przeszłości bywało już podobnie, a kończyło się wiadomo jak? Cóż, niech te doświadczenia stanowią po prostu dodatkową przestrogę i przypominają, że w naszym ekosystemie medale, dyplomy i puchary wręcza się późną jesienią.

02

Jeżeli ktoś miałby zatrzymać mistrzowski marsz faworytek z zachodniego wybrzeża, to chyba tylko doprawiona szczyptą norweskiego szaleństwa ekipa z Södermalm. Jakościowo niby wszystko się tu zgadza, personalne aktywa jednoznacznie przemawiają na korzyść Bajen, lecz wydarzenia ostatnich tygodni sprawiają, że w naszym tier rankingu Hammarby ląduje ostatecznie szczebelek niżej niż główne konkurentki, bo i znaków zapytania tutaj jakby więcej. Jak w nowej dla siebie roli odnajdzie się Julie Blakstad i czy współpraca na lewej flance (z kim konkretnie?) przebiegać będzie bez zarzutu? Czy trener Sjögren zdecyduje się ustawić w linii dwie nominalne napastniczki, czy może któraś z nich (prawdopodobnie Ellen Wangerheim) przejmie rolę ofensywnej dziesiątki? Jeżeli zwycięży druga opcja, to w jaki sposób zmaksymalizowany zostanie potencjał sygnalizującej przebłyski naprawdę wybitnej dyspozycji Smilli Vallotto? Czy eksperyment ze Stiną Lennartsson na skrzydle był jedynie potrzebą chwili, czy może stanie się jednym z pomysłów na udaną, ligową kampanię? Pytania moglibyśmy tak naprawdę mnożyć, bo przecież nie poruszyliśmy nawet tematu trapionej kontuzjami Anny Jøsendal, która wiosną ubiegłego roku zaliczyła niesamowicie efektowne wejście do szwedzkiej ligi i gdyby po upływie dwunastu miesięcy miało się do powtórzyć, to Hammarby zyskuje kolejny, niesamowicie mocny argument w mistrzowskim wyścigu. Całość dyskusji sprowadza się jednak do tego, że trener Sjögren ma kim grać i jeśli choć co drugi znak zapytania uda się przemienić w wykrzyknik, to w południowym Sztokholmie zdecydowanie mogą powtórzyć sukces sprzed dwóch lat. Najlepsi fani w Europie z całą pewnością czekają właśnie na taki przebieg zdarzeń.

03

Najbardziej wyczekiwany beniaminek w tym stuleciu, rekordowy mistrz w przebudowie i ambitny, konsekwentnie realizowany projekt na fali wznoszącej – ktoś z tego tercetu najpewniej uzupełni nam ligowe podium, otrzymując tym samym szansę na pokazanie się w Europie. Choć z pozoru zabrzmi to dość odważnie, najwięcej argumentów znajdziemy chyba po stronie błękitnego klubu z Malmö, którego największym sprzymierzeńcem wydaje się być upływający czas. Sara Kanutte, Isabella D’Aquila, czy Ines Belloumou z każdym kolejnym tygodniem powinny czuć się w stolicy Skanii coraz bardziej komfortowo, a zbliżające się letnie okienko transferowe kusi obietnicą jeszcze bardziej imponujących wzmocnień, na które włodarzy MFF niewątpliwie stać. A przecież nie możemy wykluczyć, że eksplozją formy zachwyci nas na przykład stojąca u progu kariery Tuva Skoog i to ona stanie się brakującym elementem, dzięki któremu beniaminek już wiosną włączy się do gry o naprawdę poważne cele. Nieco bardziej stonowane nastroje panują za to w Norrköping, choć Peking gorąco zapewniają, że i tam ani myślą schodzić z raz obranej ścieżki, a wieloletni plan zdobycia szczytu krajowej piramidy zdecydowanie nie został porzucony. Milivojevic, Leidhammar, Jones, czy Rombing, wsparte dodatkowo sprowadzonymi tej zimy Wik oraz Conijnenberg to bez dwóch zdań ekipa gotowa rzucić wyzwanie każdemu rywalowi i kto wie, czy największą niewiadomą w tej układance nie pozostaje osoba trenera Stellana Carlssona, dla którego prowadzenie drużyny o takim profilu będzie swego rodzaju podróżą w nieznane, co w przypadku tak doświadczonego fachowca brzmi w pewnym stopniu zaskakująco. I wreszcie mamy w tej cudownej konstelacji broniący tytułu Rosengård Joela Kjetselberga, który po raz pierwszy od dawna straszyć będzie nie uznanymi, przybyłymi do Skanii ze wszystkich zakątków globu nazwiskami, lecz zawodniczkami na dorobku, dla których gra w tym klubie stanowi nie tyle ostateczny cel, co narzędzie niezbędne w jego realizacji. Brzmi niebezpiecznie, ale doświadczenie podpowiada, że to naprawdę może się udać, a Sevenius, Johansson, Sprung i reszta mogą a bardzo nieodległej przyszłości stać się bohaterkami niejednego entuzjastycznego tekstu opisującego ich efektowne, boiskowe dokonania.

04

Tutaj mamy prawdziwy koktajl, ale… trudno się dziwić – wszak w środku stawki z definicji powinno być tłoczno i ciasno jak w nowojorskim metrze. Raz jeszcze skorzystamy zatem z terapii szokowej i w roli nieformalnych liderek tego cokolwiek egzotycznego kwintetu obsadzimy piłkarki z Växjö. Trener Unogård ewidentnie trafił z transferami i jeśli japoński duet Amano – Kamogawa nawiąże do ligowych dokonań swoich bardziej utytułowanych rodaczek, Nellie Karlsson, Larkin Russell, Elin Nilsson i Josefin Harrysson odnajdą i ustabilizują zagubioną gdzieś solidność, a Victoria Svanström podąży szlakiem obwołanej jednym z absolutnych odkryć poprzednich rozgrywek Nesrin Akgün, to w Kronobergu sezon wiosna-lato może okazać się nadzwyczaj obfity w pozytywne emocje. Swego rodzaju niewiadomą stanowią tym razem ekipy z Linköping i Kristianstad. W tej pierwszej nie brakuje zarówno wielkich nazwisk (De Jongh, Bakker), znamienitych transferów (Jonna Andersson), zagranicznych talentów (Olafsdottir, Halttunen), jak i… potężnych problemów natury ekonomicznej oraz tożsamościowej. Z ostatnim z wymienionych elementów kłopotów nie mają za to w Kristianstad, choć trener Angergård w nowym sezonie będzie musiał poradzić sobie z układanką, z której wyjęto mu cztery niezwykle istotne puzzle (Eiriksdottir, Tindell, Polkinghorne, Wickenheiser). Czy lekarstwo na zaistniałe bolączki znów przybędzie z Islandii, tym razem pod postacią Alexandry Johannsdottir lub Katli Tryggvadottir? We wschodniej Skanii niewątpliwie liczą na to, że sprawdzone metody raz jeszcze przyniosą pożądane efekty. Kolejną próbę dołączenia do pierwszego szeregu Damallsvenskan podejmą ponadto dwa kluby ze Sztokholmu, regularnie sponiewierane w ostatniej dekadzie przez nietrafione decyzje włodarzy. Czy pochodzący ze Szczecina trener Lukas Syberyjski otworzy nową, lepszą erę w dziejach klubu z Solnej? Czy pomogą mu w tym pozyskane zimą Matilda Plan, Signe Carstens i królowa strzelczyń ligi juniorek Aleksandra Bogucka? A może więcej szczęścia będzie mieć dowodzone przez Marcelo Fernandeza Djurgården, gdzie do gwarantującego konkretne liczby ofensywnego tercetu Larsson – Johansson – Hammarlund, a także charyzmatycznej liderki drugiej linii w osobie Therese Åsland, dołączył naprawdę obiecujący desant w defensywie (Koivunen, Ashe) oraz w środku pola (Jonasson, Watanabe). Czas pokaże, ale w centralnych dzielnicach Sztokholmu nie bez podstaw manifestują, że tym razem to już naprawdę musi się udać.

05

Dwa ulubione kluby futbolowych romantyków z roku na rok czeka coraz bardziej dramatyczna walka o pozostanie na pierwszoligowej powierzchni. W Piteå odejście trenera Carlssona zapoczątkowało nową erę, lecz powierzenie sterów Fredrikowi Bernhardssonowi pozwala mieć nadzieję, że zamiast rewolucji będziemy mieli do czynienia z kontrolowaną ewolucją. Anam Imo, Josefin Johansson, Selina Henriksson, czy Wilma Carlsson niezmiennie trwają na posterunku, legendarna Faith Ikidi wciąż nie kończy kariery, a w Norrbotten gorąco wierzą, że raz jeszcze uda się oszukać przeznaczenie. Z takim samym pragnieniem rozpoczynają ligowe granie w Vittsjö, choć najsłynniejsza sportowa wieś w Skanii pierwszego, wiosennego gwizdka wyczekuje z niespotykanym ostatnimi czasy niepokojem. Po wyjątkowo mało efektownym sezonie 2024 i przeprowadzonych zimą koniecznych korektach kadrowych przyszły bowiem jeszcze słabsze sparingi, o pucharowych blamażach nawet nie wspominając. Tak często i chętnie chwalona przez nas defensywa bardziej niż solidny monolit przypominała przeciekający dach, a czasy, gdy o sile zespołu z okolic Hässleholm stanowiły kadrowiczki Kanady, Szkocji, czy Australii stanowią już chyba definitywnie zamknięty rozdział. Czy w podobnych słowach będziemy niedługo mówić o pierwszoligowej przygodzie dzielnej drużyny z Vittsjö? Tym razem powinno jeszcze się udać, ale nieustępliwość Nellie Persson oraz Lisy Klingi, świetnie ułożona noga Heidi Kollanen i konsekwentnie odbudowująca się po sztokholmskiej przygodzie Hanna Ekengren w dłuższej perspektywie mogą okazać się niewystarczające.

06

Nie jest łatwe życie beniaminka najwyższej klasy rozgrywkowej jeśli ten nie nazywa się akurat Malmö FF. W Alingsås na powrót do krajowej elity czekali aż 24 lata, ale nawet solidne, pierwszoligowe wzmocnienia w osobach Karin Lundin, czy Alexandry Blom nie zmieniają naszej predykcji w kwestii najbliższej przyszłości AIF. Nie dokonały tego także sparingowo-pucharowe boje, podczas których oglądaliśmy zespół zdolny do co najwyżej pojedynczych zrywów w zderzeniu z krajową czołówką. Na tle zawodniczek z Alingsås nadzwyczaj solidnie zaprezentowały się podopieczne Daniela Gunnarsa, ale w zachodnim Sztokholmie najbliższych tygodni wyczekują z wcale nie mniejszymi obawami. Rzeczywistość bez Anny Koivunen, Karin Lundin i Sary Olai jawi się jako wielkie wyzwanie i jedynie ponadprzeciętna forma tercetu potencjalnych liderek (Wilma Wärulf, Joanna Bækkelund, Ida Bengtsson) w połączeniu z sezonem życia jednej z piłkarek o inklinacjach stricte ofensywnych (najbardziej logiczną kandydatką zdaje się być tutaj Tuva Ölvestad) daje jakiekolwiek nadzieje na uratowanie sezonu na Grimsta Idrottsplats. Co ciekawe, obaj kandydaci do spadku już na inaugurację zmierzą się w bezpośrednim starciu i nie trzeba chyba podkreślać, jak istotne będzie dla obu ekip dopisanie w tej rywalizacji kompletu punktów.


shab1


UWAGA: niestety na chwilę obecną sześć z czternastu zespołów nie dostarczyło jeszcze danych niezbędnych do pracy nad ligowym skarbem kibica. Dedykowana podstrona aktualizowana będzie na bieżąco, a poniżej znajdziecie aktualizację kadr ośmiu zespołów, które zdecydowały się na owocną, zimową współpracę.


Finalna prognoza 2025

tips

Naprzód, szwedzka młodzieży!

Felicia Schröder imponuje formą od początku sezonu przygotowawczego. Czy ten oczywisty fakt dostrzeże również szwedzki selekcjoner? (Fot. BK Häcken)

Felicia Schröder imponuje formą od początku sezonu przygotowawczego. Czy ten oczywisty fakt dostrzeże również szwedzki selekcjoner? (Fot. BK Häcken)

Jak co roku pucharowe zmagania stanowiły swego rodzaju przystawkę przed daniem głównym w postaci rozpoczynającej się już w najbliższy weekend ligowej kampanii. Zanim jednak wspomnimy pokrótce o tych, które w sposób szczególny rozpaliły w tym roku naszą wyobraźnię, warto poświęcić kilka słów wciąż poszukującym swojej unikalnej tożsamości rozgrywkom Svenska Cupen. Nie tak dawno gorąco chwaliliśmy włodarzy naszej szacownej federacji za porzucenie całkowicie bezsensownego, a nader wszystko niesprawiedliwego klucza geograficznego i bynajmniej zdania w tej konkretnej kwestii nie zmieniamy. Malutki kroczek we właściwym kierunku nie wystarczył jednak do ożywienia pucharowej magii i bogatsi o te doświadczenia możemy już chyba z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że jedynie powrót do standardowej formuły play-off potencjalnie zapewniłby nam wrażenia, które obecnie przeżywamy wyłącznie od etapu półfinałów. Jeden mecz, dziewięćdziesiąt minut akcji (no właśnie, dogrywki są tutaj kolejnym zbędnym dodatkiem), a na koniec jeden zespół idzie dalej, drugi zaś próbuje szczęścia za rok. Szybkie, proste, lecz jednocześnie w tej swojej prostocie doskonałe. Bo przecież o to w tym wszystkim chodzi, aby puchar pozostał pucharem, nie zaś uproszczonym substytutem ligi z tabelkami, liczeniem goli i korespondencyjną rywalizacją z przeciwnikiem grającym w tym samym czasie gdzieś tysiąc kilometrów dalej. Pamiętacie jak dosłownie trzy tygodnie temu czternastoletnia Emilia Jägestedt Widstrand z wprawą profesorki światowych boisk kręciła defensywą z Norrköping? W klasycznym formacie byłby to zalążek pięknej historii z potencjałem na nagłówek, lecz w naszej mini-lidze szybko o tym zapomnieliśmy, głównie ze względu na to, że faworyzowane piłkarki z Östergötland koniec końców grupę wygrały, zaś drugoligowiec z Örebro finiszował na ostatniej lokacie. A skoro tak, to póki co można się spokojnie rozejść, bo przynajmniej z perspektywy neutralnego obserwatora nic godnego szczególnej uwagi się w zasadzie nie wydarzyło. Choć oczywiście na miejscu sympatyków ekipy z Behrn Areny bylibyśmy więcej niż szczęśliwi z faktu posiadania w swojej kadrze cudownego dziecka z Kumli, a wspomniana Widstrand to nazwisko, które zdecydowanie warto zapisać w swoich notesach i dla pewności wyróżnić kolorowym flamastrem.

Zgodnie z przewidywaniami, bez najmniejszych problemów z wygraniem swoich grup poradziły sobie piłkarki Hammarby oraz Häcken, potwierdzając tym samym, że zarówno w Södermalm, jak i w Hisingen, mistrzowskie aspiracje nie były bynajmniej rozbudzane na wyrost. Ów fakt imponuje tym bardziej, że obaj faworyci nie pozostawili rywalkom najmniejszych złudzeń pomimo absencji kilku kluczowych zawodniczek. Ot, chociażby trener Martin Sjögren w ledwie minimalnym stopniu korzystał z usług trzech ewidentnie kluczowych jesienią ubiegłego roku Norweżek: Cathinki Tandberg, Emilie Joramo oraz Anny Jøsendal, a miejsce niezawodnej ostatnimi czasy Anny Tamminen zajęła między słupkami bramki Bajen Moa Edrud. Rotacje na pozycji golkiperki dotyczyły zresztą również pretendentek z Hisingen, choć tam wynikały one głównie z przekonania, że tak solidna piłkarka jak kilkukrotna reprezentantka Islandii Fanney Inga Bikrisdottir po prostu zasługuje na swoją szansę. Zdecydowanie więcej uwagi warto poświęcić jednak temu, że libański szkoleniowiec BK Häcken Mak Lind póki co w ogóle nie wypuścił do boju wybitnych szwedzkich kadrowiczek Elin Rubensson oraz Anny Anvegård (nieoficjalnie wspomina się, że ta ostatnia mogłaby w najbliższym czasie opuścić Hisingen), a także doświadczonej, duńskiej rekonwalescentki Stine Sandbech. Głębię kadry Os świetnie podsumowuje również pozycja w klubowej hierarchii odkrycia ubiegłorocznych rozgrywek Nesrin Akgün oraz do niedawna regularnie występującej na boiskach włoskiej Serie A Pauliny Nyström. Obie te zawodniczki, choć w pełni gotowe do gry, na tym etapie sezonu muszą zadowolić się wyłącznie epizodami w końcowej fazie meczu, gdy losy rywalizacji najczęściej są już rozstrzygnięte.

Skoro było o nieobecnych, to warto wreszcie przejść do oczarowań wczesnowiosennych harców na szwedzkich stadionach. I tutaj problemów z wytypowaniem dwóch pierwszoplanowych bohaterek wyjątkowo nie będzie żadnych. Dwudziestoletnia Ellen Wangerheim (Hammarby) oraz wciąż jeszcze siedemnastoletnia Felicia Schröder (Häcken) skradły show w takim stopniu, że po prostu radzimy obejrzeć kompilację najciekawszych momentów fazy grupowej, aby w pełni docenić ich wyczyn. Bez względu na rywalki, bez względu na ustawienie i przypisaną im rolę, obie spisywały się po prostu genialnie i nawet do statystyki wykończenia akcji trudno się tym razem w ich przypadku przyczepić. Wangerheim potrafiła zrobić doskonały użytek ze swoich warunków fizycznych, Schröder imponowała eksplozywnością i świeżością i pozostaje tylko mieć nadzieję, że to wszystko odnotował także selekcjoner Peter Gerhardsson lub przynajmniej jeden z członków jego sztabu. Bo jeśli przy okazji najbliższych powołań kosztem wymienionych raz jeszcze doceniona zostanie na przykład Sofia Jakobsson (swoją drogą, wczoraj zmieniona w przerwie rywalizacji z rozpaczliwie broniącym się przed spadkiem do trzeciej ligi angielskiej Blackburn), to czegoś tutaj chyba nie rozumiemy. A propos młodych zawodniczek, to do tego grona zaliczyć możemy także Smillę Vallotto, choć w perspektywie tegorocznych finałów EURO jej dyspozycja cieszy przede wszystkim opiekującą się reprezentacją Szwajcarii Pię Sundhage. Niewątpliwie jednak wychowano piłkarsko w Norwegii zawodniczka także wysłała nam jasny sygnał, że nadchodzący sezon może być w jej karierze przełomem i trampoliną do świata tej naprawdę wielkiej piłki. O ile jednak Hammarby miało swoje genialne momenty, o tyle Häcken już w pierwszej dekadzie marca jawi się nam jako produkt kompletny. Hanna Wijk i Hikaru Kitagawa posiadają wszelkie niezbędne kwalifikacje, aby stać się najlepszym duetem wahadłowych w historii ligi, a zatrzęsienie talentu w formacjach ofensywnych jest w kadrze wicemistrzyń Szwecji tak ogromne, że aż trudno zdecydować się, czy kluczowa rolę w doprowadzeniu do szczęśliwego końca mistrzowskiej misji odegra Tabitha Tindell, Matilda Nildén, Alice Bergström, czy może Monica Jusu Bah? A tak niejako poza konkurencją, niezmiennie cieszy nas fakt, iż o sile typowanej do miejsca na samym szczycie krajowej piramidy drużyny w największym stopniu stanowią młode, szwedzkie piłkarki. Tak powinno to wyglądać w idealnym świecie, z taka kadrą zdecydowanie łatwiej się identyfikować i niezmiennie cieszymy się, że tak mądrze budowany klub będzie jednym z naszych reprezentantów na europejskiej scenie. Zawodniczkami z zagranicy także jednak bynajmniej nie wzgardzamy, a jeśli podnoszą one poziom rywalizacji jak architektki sukcesu Norrköping Vesna Milivojevic oraz Jada Conijnenberg, to jesteśmy wręcz zaszczyceni, że to właśnie nam przypadło w udziale z bliska obserwować i opisywać ich wyczyny. Choć w przypadku IFK pierwiastek krajowy również odznacza się wyraźnym śladem, a zapewniają go między innymi niezmordowana wahadłowa Elin Rombing, a także liderka formacji ofensywnej Wilma Leidhammar, nie bez przyczyny nazywana następczynią legendarnej dla fanów zasiadających na słynnej Curva Nordahl My Cato. Jak zatem widać, z tą naszą ligą zdecydowanie nie jest źle, a kolejne tygodnie jedynie przyniosą nam nowe nazwiska, które z radością umieszczać będziemy w kolumnie wyróżnionej hasłem ‘warto obserwować’. Cóż, mądrzy ludzie mówili, że istnieje tysiąc powodów, dla których należy kochać wiosnę, lecz my nie  mamy najmniejszych wątpliwości, który z nich jest tym najistotniejszym. Jeszcze tylko cztery dni i znów – przynajmniej do późnej jesieni – zaczniemy funkcjonować w ligowym rytmie.