Zagraniczna gwiazda 2024

winner1

Gdy przez rozpoczęciem tegorocznych rozgrywek po raz pierwszy przygotowaliśmy szacunkowe wyceny wszystkich piłkarek Damallsvenskan, osiemnastolatka z Fukuszimy zajęła w tym zestawieniu zaszczytną, drugą lokatę, minimalnie ustępując jedynie będącej wówczas na językach całej piłkarskiej Europy Rosie Kafaji. Samo sklasyfikowanie japońskiej pomocniczki wzbudziło jednak sporo kontrowersji, gdyż sceptycy zwracali uwagę na fakt, iż Tanikawa reprezentuje barwy FC Rosengård jedynie na zasadzie wypożyczenia, a klub ze stolicy Skanii nie zarobi na jej ewentualnym, przyszłym transferze choćby jednego eurocenta. Argument oczywiście sensowny, lecz błyskawicznie zbiliśmy go stwierdzeniem, że dobra postawa zawodniczki na ligowych boiskach może poskutkować mistrzostwem Szwecji dla ekipy z Malmö, a ono z kolei przy sprzyjającym układzie może zagwarantować prawo gry w fazie zasadniczej Ligi Mistrzyń 2025-26 bez konieczności przebijania się przez eliminacyjne sito. A to już perspektywa naprawdę zauważalnego zastrzyku gotówki, którym żaden aspirujący klub zapewne nie pogardzi. Umieszczenie nastolatki z Japonii na liście zdawało się zatem w pełni uzasadnione, choć z dzisiejszej perspektywy możemy zastanawiać się, czy Tanikawa aby na pewno nie została jednak przez nas wszystkich niedoszacowana. Bo tak spektakularnego wejścia na stadiony Damallsvenskan nie oglądaliśmy przynajmniej od czasu Jeleny Cankovic, choć bardziej odważni nie boją się nawet odniesień to postaci tak ikonicznych, jak chociażby Pernille Harder lub Tabitha Chawinga.

Choć młoda Japonka jest piłkarką drugiej linii, na dodatek bardziej w typie ósemki niż dziesiątki, to regularność, z jaką wpisywała się wiosną na listę strzelczyń, musiała budzić szacunek. Jak przystało na przedstawicielkę tej nacji, Tanikawa zachwycała nas fenomenalnym przeglądem gry, nienaganną techniką użytkową, wszechstronnością, a do tej wybuchowej mieszanki udało się jej jeszcze dorzucić nieszablonowość oraz efektywność. Przeciwniczki niezmiennie znajdowały się w naprawdę sporych opałach bez względu na to, czy nasza laureatka zdecydowała się na rozegranie, czy też na finalizację akcji. Zagrożenie czyhało w zasadzie przy okazji każdego kontaktu Tanikawy z futbolówką, a z tygodnia na tydzień coraz bardziej płynnie wyglądała także jej boiskowa współpraca z rodaczką Mai Kadowaki. Godny docenienia pozostaje ponadto sposób, w jaki Japonka uzupełniała się w środkowej strefie z doświadczoną Caroline Seger, a to nieco egzotyczne na pierwszy rzut oka zestawienie koniec końców okazało się z perspektywy trenera Kjetselberga strzałem w przysłowiową dziesiątkę. I nawet jeśli już niebawem kunszt i talent tej piłkarki oklaskiwać będą sympatycy niemieckiej Bundesligi, to bez dwóch zdań możemy być dumni, że magia Damallsvenskan wciąż przyciąga znajdujące się najpewniej u progu wspaniałych karier wschodzące gwiazdy futbolu. Bo taki układ wydaje się przynosić korzyści wszystkim zainteresowanym stronom.

zip1

Współpraca dwóch Olivii na lewej flance FC Rosengård stała się mniej więcej w połowie sezonu symbolem sukcesu i perfekcji. W samej jego końcówce kontuzja przeszkodziła niestety 23-letniej Dunce w walce o obronę fotela liderki zarówno wśród strzelczyń, jak i w klasyfikacji punktowej, lecz jej gra bez wątpienia okazała się olbrzymią cegłą na drodze do odkupienia ubiegłorocznych win i sięgnięcia po upragniony, czternasty mistrzowski tytuł. A jeśli tylko Holdt zdecyduje się pozostać w Malmö nieco dłużej, to już niebawem czeka ją powrót na europejskie salony, czyli do środowiska, w którym jak dotąd było jej lepiej i bardziej komfortowo niż gdziekolwiek indziej. Marzenia o świetlanej przyszłości towarzyszą także Islandce Hlin Eiriksdottir, która tego lata stała się niemal jednoosobowym symbolem udanej transformacji zespołu z Kristianstad, który względnie bezboleśnie przeszedł przez naprawdę wymagający okres w swojej najnowszej historii. A triumf w klasyfikacji punktowej okazał się zaiste przyjemnym bonusem, pozwalającym przypuszczać, że być może oto nadszedł najbardziej odpowiedni moment, aby spróbować swoich sił w jeszcze bardziej wymagającej lidze. Decyzja o ewentualnej zmianie otoczenia należeć będzie jednak wyłącznie do niej, bo chętnych na skorzystanie z jej piłkarskich umiejętności zdecydowanie nie zabraknie, a lista potencjalnych chętnych z każdym upływającym dniem zdaje się wręcz wydłużać.

Nominacje i nagrody 2024

c47ce7e5-e3d1-4aca-9c92-408cf6c951cf

It’s the most wonderful time of the year! Koniec roku to czas prezentów, więc i my wracamy z serią piłkarskich nagród i wyróżnień. Kto zachwycił? Czyj talent eksplodował? Kto wykonał najbardziej spektakularny progres? Który mecz porwał nas tak, że dziś wciąż nie mielibyśmy problemów z odtworzeniem go akcja po akcji? Odpowiedzi na te i inne pytania poznacie już niebawem. Jak to mądrze stwierdził onegdaj Stellan Carlsson, nie ma sensu zmieniać czegoś, co dobrze funkcjonuje, więc nasz harmonogram na najbliższe dni pozostaje dość intuicyjny. Ostatnie dni grudnia tradycyjnie przyniosą nam zatem rozstrzygnięcia w sześciu kategoriach, a początek stycznia upłynie jak zwykle w rytm analizy kolejnej edycji Szwedzkiego TOP-50. Podobnie jak przed rokiem, poniżej znajdziecie pełne listy nominowanych w poszczególnych kategoriach, a także kompletny, blogowy rozkład jazdy na najbliższe tygodnie. Pamiętajcie proszę o tym, że choć podczas procesu tworzenia rankingu odbywam dziesiątki niezwykle inspirujących rozmów, wszystkie ostateczne werdykty są tutaj podejmowane jednoosobowo. Z tego powodu są one w sposób naturalny nacechowane subiektywnymi odczuciami i nawet jeśli jak zawsze dołożyłem wszelkich starań, aby zachować całkowitą bezstronność, to zachęcam do traktowania ich wyłącznie w charakterze zabawy mającej jednak na celu docenienie boiskowych osiągnięć poszczególnych zawodniczek i klubów. Nie zamierzam absolutnie protestować, jeżeli ktokolwiek z was z proponowaną zwyciężczynią lub nominacją się nie zgadza, a wręcz będę niesamowicie wdzięczny za podzielenie się swoimi uwagami oraz argumentacją. Bo sport, podobnie zresztą jak na przykład sztuka, różni się od nauk ścisłych tym, że w naszym świecie jak najbardziej może istnieć więcej niż jedno prawidłowe rozwiązanie, a wielu kluczowych kwestii zwyczajnie nie da się statystycznie zmierzyć.

Skoro jednak wstęp mamy za sobą, to najwyższy czas oddać pole tym, którzy dokonaniami w ostatnich miesiącach zasłużyli na to, aby tutaj się znaleźć. Poznajcie proszę komplet nominacji w sześciu tegorocznych kategoriach, a także plan działania na pierwsze dni nowego roku 2024.

Nu kör vi!


Zagraniczna gwiazda Damallsvenskan

(prezentacja zwyciężczyni – 25. grudnia)

nom1


Mecz roku

(prezentacja zwycięzcy – 26. grudnia)

nom2


Progres roku

(prezentacja zwyciężczyni – 27. grudnia)

nom3


Trener(ka) roku

(prezentacja zwycięzcy/zwyciężczyni – 28. grudnia)

nom4


Odkrycie roku

(prezentacja zwyciężczyni – 29. grudnia)

nom5


Piłkarka roku

(prezentacja zwyciężczyni – 30. grudnia)

nom6


Szwedzkie TOP-50 – rozkład jazdy:

4. stycznia 2025 – TOP bramkarki 2024

6. stycznia 2025 – TOP obrończynie 2024

9. stycznia 2025 – TOP pomocniczki 2024

12. stycznia 2025 – TOP napastniczki/skrzydłowe 2024


A do spraw bieżących wrócimy jak zawsze w połowie stycznia (najpewniej w okolicach 16.01.2025) szczegółowym raportem aktualizującym zimowe okienko transferowe w wykonaniu każdego z czternastu klubów Damallsvenskan. Trzymajcie się więc cieplutko w tej zimowej aurze i nie zapomnijcie, aby podczas hucznych, noworocznych celebracji znaleźć chwilkę dla szwedzkiej piłki i dla tych, dzięki którym miniony rok okazał się nieco bardziej kolorowy. Dobrej zabawy i do napisania niebawem!

Wiktoria wiedeńska

GfGayVEXEAAwH6P

Zwycięstwo na początek, zwycięstwo na koniec. Piłkarki z Södermalm zamknęły fazę grupową Ligi Mistrzyń sympatyczną klamrą (Fot. Hammarby IF)

W jakim celu można udać się w połowie grudnia do malowniczego Wiednia? Po pierwsze – aby odwiedzić słynny na całą Europę niezwykle efektowny jarmark bożonarodzeniowy. Po drugie – aby skosztować pyszną, intensywnie jabłkową szarlotkę, przygotowaną według pilnie strzeżonego przepisu. Po trzecie – aby rzucić się w wir połączonej z porządnym zastrzykiem adrenaliny zabawy w równie monumentalnym, co energetycznym Praterze. Po czwarte – aby obejrzeć swój klub w meczu ostatniej kolejki fazy grupowej tegorocznej Ligi Mistrzyń. Każdy powód wydaje się być dobry, ale trzeba przyznać, że szukający miłego akcentu na koniec swojej pierwszej, europejskiej przygody fani z Södermalm, motywację mieli jednak wyjątkową. A ponieważ także piłkarki w zielono-białych strojach postanowiły tę atmosferę wielkiego święta jeszcze podbić, to środowy wieczór w zasadzie od chwili, gdy na murawie Viola Park wybrzmiał pierwszy gwizdek bułgarskiej sędzi, upływał nam naprawdę przyjemnie. A z każdą kolejną minutą w szwedzkim obozie i na szwedzkich sektorach robiło się jeszcze głośniej, radośniej i bardziej wyjątkowo.

Pierwsza połowa przyniosła nam klasyczny one-way-traffic, gra toczyła się niemal wyłącznie na bramkę Cariny Schlüter, wobec czego debiutująca w tych rozgrywkach Moa Edrud miała stosunkowo łagodne przywitanie z wielkim, europejskim futbolem. Pod bramką gospodyń działo się za to zdecydowanie więcej i już po sześciu minutach gry Julie Blakstad powinna wyprowadzić swój zespół na prowadzenie, finalizując kapitalną akcję Smilli Vallotto. Wtedy do pełni szczęścia zabrakło kilkudziesięciu centymetrów, ale niespełna kwadrans później już nic nie było w stanie uratować mistrzyń Austrii przed utratą gola. A mówiąc precyzyjnie nawet dwóch, gdyż podopieczne trenera Sjögrena potrzebowały zaledwie 120 sekund, aby całkowicie ułożyć ten mecz pod swoje dyktando. Co godne pochwały, oba trafienia były efektem składnych zespołowych akcji Bajen, a dodatkowo wyszła nam z tego naprawdę sympatyczna sztafeta pokoleń. W pierwszej sytuacji główną architektką okazała się bowiem żegnająca się dziś z Hammarby doświadczona, ponad 100-krotna reprezentantka Szwecji Jonna Andersson, w drugiej natomiast młodsza od niej o ponad dekadę, całkiem zasadnie nazywana przez wielu przyszłością Hammarby Smilla Holmberg. Dwie generacje sztokholmskiej piłki, dwie wspaniałe boczne defensorki i symboliczne przekazanie pałeczki na największej, europejskiej scenie – taki scenariusz napisał się na naszych oczach, udowadniając niejako, że życie bywa czasami najlepszym reżyserem. Żałować możemy jedynie, że pomimo naprawdę niepodważalnej dominacji, dwubramkowego prowadzenia nie udało się jeszcze przed przerwą podwyższyć, gdyż po zmianie stron gospodynie z Sankt Pölten pojawiły się na murawie w kompletnie odmienionej wersji.

Być może była to kwestia murawy, być może meczowego rytmu lub jego braku, a być może kombinacja wielu znanych i nieznanych nam czynników, ale faktem jest, że rezerwowa Mateja Zver dała sygnał, który jej koleżanki błyskawicznie i bezbłędnie odczytały. I od tego właśnie momentu zrobiło się nam na Viola Park naprawdę ciekawe meczycho, w którym obie ekipy miały swoje aktywa i argumenty. 36-letnia Słowenka grała rzecz jasna pierwsze skrzypce w poczynaniach mistrzyń Austrii, ale Melanie Brunnthaler oraz Valentina Mädl sekundowały jej na tyle dzielnie, że sztokholmska defensywa musiała wreszcie mieć się na baczności. Bomba Zver w poprzeczkę bramki Edrud była jedynie ostrzeżeniem i choć nie nastąpiła po nim nawałnica ataków ze strony gospodyń, to jednak w duchu dziękowaliśmy losowi, że Holmberg, Andersson, a także ustawione na środku defensywy Alice Carlsson oraz Eva Nyström prezentowały się dziś nadzwyczaj pewnie i pomimo sugerującej wiele pory roku nie były im w głowach zabawy w świętego Mikołaja. Uważnością cały czas musiała wykazywać się także formacja obronna z Sankt Pölten, gdyż zarówno Vallotto, jak i Emilie Joramo, przynajmniej kilkukrotnie próbowały przechytrzyć rywalki firmowym, prostopadłym podaniem i trzeba oddać, że jeden raz prawie dotarło ono do adresatki. Meczu jednak definitywnie zamknąć się nie udało, a gdy po centrze Zver z rzutu rożnego i potężnym zamieszaniu w szesnastce Bajen na 1-2 trafiła Kamila Dubcova (ładny strzał pod poprzeczkę, choć jak najbardziej w zasięgu bramkarki), poziom napięcia znów podskoczył o kilka poziomów na naszej skali. A gdy dosłownie po chwili oko w oko w Edrud stanęła inna rezerwowa SKN Chorwatka Andrea Glibo, rozradowani przez niemal cały dzień sztokholmscy fani z pewnością momentalnie poczuli przyspieszone bicie serc. Charyzmatyczna golkiperka perfekcyjnie skróciła jednak kąt i tego wieczora nie dała się już pokonać żadnej z rywalek. Gole nie padły już także po drugiej stronie, lecz pudła Miyagawy czy Blakstad tym razem nie niosły za sobą żadnych konsekwencji, a Hammarby w stu procentach wypełnił postawiony przed klubem plan na historyczną, europejską jesień. Rankingowo także wszystko nam się spięło i przez kolejne dwa sezony niezmiennie oglądać będziemy w eliminacjach Ligi Mistrzyń aż trzy przedstawicielki Damallsvenskan, a przy korzystnych rozstrzygnięciach w innych ligach, FC Rosengård wciąż zachowuje szansę na bezpośrednią promocję do fazy ligowej przyszłorocznej UWCL. W Södermalm cieszą się jednak przede wszystkim własnym sukcesem i już planują, aby – zgodnie z ikoniczną oprawą sprzed dwóch miesięcy – niebawem ruszyć na podbój kolejnych, europejskich metropolii. W tym roku były zwycięskie powroty z Lizbony i Wiednia, lecz ten klub ma potencjał, aby okazało się to wyłącznie preludium do wspaniałej i znacznie bardziej okazałej piłkarsko-kibicowskiej symfonii.

sknhif


Końcowe tabele fazy grupowej Ligi Mistrzyń 2024-25:

Śpiewy, szczeniaczki i szwajcarskie kulki

Ge8CVClWAAAynzO

Finały piłkarskiego EURO w Szwajcarii mają kilka niezaprzeczalnych plusów. Do tych bardziej oczywistych zaliczają się kwestie logistyczne związane chociażby z niewielkimi odległościami pomiędzy miastami-gospodarzami, do tych kompletnie nieoczywistych należy chociażby fakt, że to właśnie w tym kraju spotykamy się zdecydowanie najczęściej przy okazji firmowanych znaczkiem UEFA losowań. Dzisiejsza ceremonia wyciągania kulek z ośmiu identycznych miseczek w najmniejszym stopniu nie wyprowadziła nas zatem ze strefy komfortu, a jedynym elementem zaskoczenia okazał się inaugurujący ją występ artystyczny, podczas którego wokalista co i raz próbował wzniecić na sali koncertowe wibracje. Niestety, skuteczność tych starań okazała się być podobna jak u typowej Stiny Blackstenius, bo wszyscy zebrani czekali już raczej na danie główne i żadna przystawka nie była im do szczęścia potrzebna. Nieco zgrabniej dałoby się też zapewne ograć prezentację maskotki, pucharu oraz oficjalnej piłki przyszłorocznych finałów, choć uczciwie przyznajmy, że poziom niezręczności nie dobił do poziomu sprzed dekady, kiedy to kanadyjscy organizatorzy zaprezentowali nam cokolwiek nieskładny taniec w wykonaniu białej sowy imieniem Chouette. Inna kwestia, że sympatyczna Maddli ma potencjał, aby stać się jednym z absolutnych hitów nadchodzącego lata, a już sam fakt bycia słodkim szczeniaczkiem zauważalnie obniża jej próg wejścia do serc fanów futbolu z całego kontynentu. I nie tylko, bo jak dumnie obwieściła Nadine Kessler, popyt na bilety na szwajcarskie EURO zaobserwowano także w Ameryce i Oceanii. No i super, wszystkich chętnych oczywiście gorąco zapraszamy.

Co do samego losowania, to zaskoczeń w zasadzie nie zaobserwowano. Norwegia tradycyjnie zasiliła zdecydowanie najsłabszą na papierze grupę, a w niej zagwarantowała sobie najbardziej sprzyjający terminarz. Francja, Anglia i Holandia wskoczyły na siebie, a przy okazji na debiutującą na tym poziomie Walię, która teraz może się zastanawiać, czy może taktycznie nie dałoby się jednak puścić na turniej tych Irlandek, bo wyczekiwany przez dekady debiut może nieoczekiwanie okazać się niezwykle bolesny. Powody do radości i przedwczesnego rozpoczęcia świąteczno-noworocznych celebracji mają także w Italii, bo nie dość, że grupa zupełnie jak ta z Hammarby w tegorocznej Lidze Mistrzyń (Włoszki rzecz jasna w roli Manchesteru City), to jeszcze drabinka fazy pucharowej ułożyła się z ich perspektywy wprost idealnie. Od kilku miesięcy regularnie zastanawiamy się, czy Azzurre rzeczywiście wykonują na naszych oczach jakościowy skok i za kilka miesięcy nadarzy się okazja, aby tę tezę pozytywnie lub negatywnie zweryfikować. Bo oto ekipa trenera Soncina znalazła się może nie na autostradzie, ale z pewnością na drodze szybkiego ruchu do pierwszego w tym wieku realnego sukcesu w piłce reprezentacyjnej. No i wreszcie grupa C, która z oczywistych względów od tego momentu stała się nam najbliższa. Caroline Seger w ostatniej chwili postanowiła uratować temat, nie wsadzając swoich koleżanek na francusko-angielską minę, ale z Niemcami i Danią także nudy nie będzie. Znów trzeba wyciągnąć z szuflady teksty wspominające mundiale ’95 i ’03, a także niezapomniane z tysiąca powodów EURO ’13, znów z każdej szafki wyskakiwać będzie przemielona już chyba na popiół historia Pernille Harder i Magdaleny Eriksson, a co bardziej ambitni reporterzy dotrą nawet jej śladami do Linköping, gdzie miała ona swój początek. Kto wie, może w przypływie oryginalności ktoś zdecyduje się nawet wysłuchać historii bohaterki z Gamla Ullevi Stiny Lykke Petersen lub wspomnieć o najbardziej nieprawdopodobnych barażach i dniu, w którym całą Szwecję uratowała Charlotte Rohlin (nota bene, także idealna bohaterka potencjalnie inspirujących tekstów). Pewną nowością jest w tym całym zamieszaniu reprezentacja Polski, czyli drużyna stanowiąca znak zapytania chyba nawet dla jej sympatyków. Bo niby z jednej strony mówimy o zespole prowadzonym w bój przez jedną z czołowych piłkarek globu, która bynajmniej nie jest w swoich dążeniach osamotniona, a z drugiej mamy świeżo w pamięci ciąg kompromitujących występów polskiej defensywy w zakończonych właśnie eliminacjach. I jeżeli w tym zakresie nie nastąpi w najbliższych miesiącach wyraźna poprawa (a wielu okazji do testów podopieczne selekcjonerki Patalon w związku z występami w grupie B Ligi Narodów mieć nie będą), to zderzenie z poważnym, turniejowym może okazać się dla debiutantek bardzo nieprzyjemne.

W sporcie, jak i w życiu, pół roku to jednak szmat czasu, więc analizę ewentualnych szans i zagrożeń zostawimy sobie na później. Dziś możemy już natomiast przedstawić plan gier szwedzkiej kadry w fazie grupowej EURO ’25, bo to zawsze znak, że oto można (a nawet wypada) rozpocząć nieco bardziej szczegółowe planowanie. Szwajcario, nadjeżdżamy, tam przynajmniej na pewno nas z nikim nie pomylą!

VS_NotSwitzerland_Press_01_High_CMSTemplate.max-1200x630


Terminarz reprezentacji Szwecji – faza grupowa EURO 2025:

4. lipca – Szwecja vs Dania (Genewa)

8. lipca – Szwecja vs Polska (Lucerna)

12. lipca – Szwecja vs Niemcy (Zurych)

Było okej

hiffcb

Ellen Gibson kończyła swój ostatni domowy mecz w barwach Hammarby z opaską kapitańską (Fot. Hammarby IF)

Grudniowa noc, przyjazd najlepszej klubowej drużyny Europy, na termometrach siedem kresek poniżej zera, a na trybunach niemal dwadzieścia tysięcy gorących, sztokholmskich serc. Bo nawet jeśli w sporcie najważniejszy jest wynik, to jesienno-zimowa, europejska saga była dla kibiców Hammarby czymś zdecydowanie ważniejszym niż tylko grą o dopisywanie do swojego dorobku kolejnych punktów. Zielono-biała armia fanów futbolu, która przez lata budowała swoją renomę na krajowym podwórku, przedstawiła się światu od tej najbardziej efektownej strony, a informacje o jej wyczynach nieprzypadkowo trafiały na nagłówki angielskich i katalońskich portali, które przecież na brak tematów do analizy ani trochę nie narzekają. I już teraz możemy w ciemno zakładać, że wieńczący grupowe zmagania wyjazd do Austrii również spotka się z niemałym zainteresowaniem, ale zanim Wiedeń i okolice z bliska poznają moc energii bijącej od ekipy z Södermalm, trzeba było godnie pożegnać się z domowymi występami w obecnym roku kalendarzowym. A jako się rzekło, okazja trafiła się ku temu doprawdy wyjątkowa.

Na boisku niespodzianki nie było, a zawodniczki z Katalonii stosunkowo szybko zadbały o to, aby mecz toczył się pod ich wyłączną kontrolą. Już pierwsza groźna akcja przyniosła im prowadzenie, choć na pewnym jej etapie można było mieć jeszcze nadzieję, iż ambitnie walcząca Stina Lennartsson skutecznie przerwie indywidualne popisy Claudii Piny. Wahadłowa Bajen próbę interwencji faktycznie podjęła, ale Ewa Pajor akurat dziś uznała za stosowne przypomnieć o sowim snajperskim instynkcie. A ponieważ mówimy tu o jednej z absolutnie topowych napastniczek świata, to chwilę później na tablicy wyników widniał już rezultat 0-1. Skromne prowadzenie przyjezdnych utrzymało się aż do 40. minuty, kiedy to liderka reprezentacji Polski ukąsiła raz jeszcze, tym razem bezbłędnie finalizując dośrodkowanie Mapi Leon z rzutu rożnego. W mroźnej, szwedzkiej stolicy Barcelona nie rzuciła się jednak na rywalki z Damallsvenskan z podobną furią co przed dwoma miesiącami na własnym boisku, ale nieco mniejsze zaangażowanie piłkarki z Katalonii nadrabiały tym razem skutecznością. A w pierwszoplanowych rolach występowały dziś przede wszystkim gwiazdy największego formatu, gdyż po dublecie Pajor, trzecie trafienie dołożyła jeszcze Aitana Bonmati, w tej konkretnej sytuacji idealnie obsłużona przez Kikę Nazareth. Wielką ochotę do wpisania się na listę strzelczyń przejawiała ponadto Esmee Brugts, lecz z jej strzałami wzorowo radziła sobie akurat Anna Tamminen. Zwycięstwo obrończyń tytułu zagrożone nie było jednak ani przez chwilę, a Patricia Guijarro, Claudia Pina oraz niezatapialna Bonmati udzieliły nadzwyczaj żywiołowej, sztokholmskiej publiczności niezwykle interesującego wykładu z katalońskiej piłki. Pozostaje zatem mieć nadzieję, iż preferujący podobny styl trener Sjögren poczynił w swoim zeszycie odpowiednie notatki, gdyż za rok miejsce na najniższym stopniu ligowego podium Damallsvenskan, w Södermalm nie ucieszy raczej nikogo.

A co my zabierzemy ze sobą z tego wyjątkowego wieczoru? Na pewno godne pożegnania Jonny Andersson oraz Ellen Gibson, które niezawodni fani Bajen uczcili w dosłownie królewskim stylu. Słowo to użyte zostało rzecz jasna nieprzypadkowo, gdyż każdy, kto widział przedmeczową oprawę, ten bez większego trudu zrozumie to oczywiste nawiązanie. Swego rodzaju ciekawostkę stanowił fakt, że Andersson tym razem ustawiona została przez trenera Sjögrena na szóstce, robiąc tym samym przestrzeń na lewym wahadle dla Julie Blakstad. Pięterko wyżej od swojej rodaczki operowała natomiast rekonwalescentka Anna Jøsendal i to za jej sprawą gospodynie wykreowały swoją jedyną dogodną okazję bramkową przed przerwą. Centra 23-letniej Norweżki znalazła ostatecznie adresatkę w osobie Ellen Wangerheim, lecz próba strzału w wykonaniu tej ostatniej została skutecznie wyblokowana przez barcelońską defensywę. Zdecydowanie bliżej powodzenia była na początku drugiej części gry Cathinka Tandberg, ale ją powstrzymała z kolei interwencja Caty Coll, która tym razem uniknęła zapadnięcia w śródmeczową drzemkę, co także w obecnym sezonie już się jej przecież przytrafiało. Blakstad, Jøsendal oraz Wangerheim bez wątpienia należały do grona najbardziej zaangażowanych w grę zawodniczek, a w końcowej fazie meczu w swoim stylu szarpnęły jeszcze rezerwowe dziś Emma Westin oraz Smilla Holmberg. Szkoda, że tej widocznej gołym okiem ambicji i determinacji nie wystarczyło na choćby honorowego gola w wyraźnie przegranym dwumeczu z wielką Barceloną, ale ponownie przyszło nam opuszczać stadion z mocnym poczuciem, że to Hammarby do wielkiego, europejskiego grania to jednak jak najbardziej pasuje. Szkoda, że tym razem grupa trafiła się najmniej sprzyjająca z możliwych, ale już za rok widzimy się ponownie, w nowym formacie rozgrywek i z nowymi, zdecydowanie bardziej realnymi do osiągnięcia celami. Ale zanim to, trzeba jeszcze pojechać do Austrii i zrobić tam swoje. Dla siebie, dla najlepszych fanów w północnej Europie i dla… krajowego rankingu UEFA, gdyż na chwile obecną wszystko przemawia za tym, że przynajmniej w dwóch najbliższych sezonach aż trzy szwedzkie kluby dostąpią zaszczytu gry w najważniejszych rozgrywkach na kontynencie. A to wszystko okazało się możliwe przede wszystkim dzięki temu, co pewnego wieczora wydarzyło się w miejscowości Seixal nieopodal Lizbony. Tam również było wtedy głośno, radośnie i zielono-biało!

hiffcb2

Okres przejściowy

kaneryd

Johanna Kaneryd była w kończącym się roku najważniejszą piłkarką szwedzkiej kadry (Fot. Bildbyrån)

W polityce, dyplomacji, czy sporcie często przywołuje się tak zwane okresy przejściowe. I nie da się ukryć, że dwanaście ostatnich miesięcy było z perspektywy szwedzkiej piłki reprezentacyjnej czymś na kształt fazy transformacji. Niby wiosną i latem graliśmy eliminacje do wielkiego turnieju, ale przykład płynący z Polski pokazał, że można było bezkarnie się na przestrzeni sześciu meczów skompromitować, następnie spiąć się na jesienne baraże i na koniec odtrąbić historyczny sukces. W przypadku kadrowiczek Gerhardssona o żadnym blamażu mowy oczywiście nie było, bo choć w niezwykle wymagającej grupie z Francją i Anglią nie udało się wywalczyć bezpośredniego awansu na EURO ’25, to dwa uzyskane po naprawdę przyzwoitej grze remisy z wciąż aktualnymi mistrzyniami Europy mają swoją wymowę. A domowe starcie z tym przeciwnikiem na Gamla Ullevi zapisało się w najnowszej historii jako w pewnym sensie kultowe, także za sprawą niesamowitej postawy fair play Rosy Kafaji, która w ułamku sekundy instynktownie podjęła jedyną słuszną decyzję o kontynuowaniu akcji pomimo nieprzepisowej interwencji Leah Williamson, z którą nota bene kilka tygodni później miała sposobność spotkać się w szatni londyńskiego Arsenalu.

Z Anglią były dwa remisy, z Irlandią zaś dwa zwycięstwa, które oczywiście mocno szanujemy. Tak, fraza ta powtarzana jest tutaj być może zbyt często, lecz warto przyzwyczajać się do nowej rzeczywistości, w której na solidnym poziomie futbolówkę kopie się w nieco większej liczbie europejskich krajów niż miało to miejsce jeszcze dekadę temu. Potyczka na Aviva Stadium w Dublinie okazała się jednoosobowym show Johanny Kaneryd i bez wielkiego ryzyka możemy określić ją jako najbardziej efektowny występ pojedynczej piłkarki w meczu szwedzkiej kadry w ostatnich latach. Kto nie widział lub zapomniał, niech szybko nadrobi, albo… odpali sobie transmisję dowolnego meczu Chelsea, gdyż pochodząca spod Sztokholmu skrzydłowa rozpędziła się tak bardzo, że w październiku przyćmiła swoją postawą cały gwiazdozbiór biegający po murawach angielskiej ekstraklasy. Rewanż przeciwko ekipie z Zielonej Wyspy nie był niestety równie przyjemny dla oka, ale w samej końcówce przepchnęła go nam niezawodna w podobnych sytuacjach stoperka od zadań specjalnych Magdalena Eriksson. A ponieważ bilans szczęścia i pecha zazwyczaj musi wyjść gdzieś w okolicach zera, to w rywalizacji z Francją to nam przytrafiły się dwie minimalne i stosunkowo niefartowne porażki. Najpierw pogrążyła nas specjalnością zakładu Wendie Renard, a trzy miesiące później strzałem życia popisała się Sakina Karchaoui. Swoją drogą, mało kto wówczas przypuszczał, że z kolei dla Francuzek druga połowa roku okaże się pasmem następujących po sobie niepowodzeń i rozczarowań. Football, bloody hell!

Zmagania w eliminacyjnej grupie zakończyliśmy zatem z zadowalającym bilansem 2-2-2, natomiast starcia z rywalkami występującymi na co dzień na niższych szczeblach kontynentalnej hierarchii przyniosły nam komplet sześciu zwycięstw i zacny bilans bramkowy 30-0. Bośnia i Luksemburg żadną miarą nie mogą jednak stanowić dla nas jakiegokolwiek wyznacznika, a i Serbia okazała się straszyć wyłącznie na papierze. Dobrze wykonaną pracę trzeba jednak odnotować i głośno pochwalić, wszak coraz częściej przedmeczowe faworytki napotykają w podobnych okolicznościach na mniejsze lub większe trudności. Szwedzkim kadrowiczkom nie tylko udało się ich całkowicie uniknąć, ale i subtelnie podkreślić wciąż dzielącą nas od europejskiej grupy pościgowej różnicę klas i za to wielkie brawa dla sztabu oraz zawodniczek. Malkontenci kręcą oczywiście nosami, że zbyt często bazowaliśmy w tych konfrontacjach na przykład na wyćwiczonych schematach przy stałych fragmentach, ale… naprawdę bądźmy na chwilę poważni. Czy ktoś ma pretensje do Alexandry Popp lub Lindsey Horan o to, że zbyt duży procent ich goli pada po strzałach głową? Rozegrania ze stojącej piłki to znak firmowy ery Gerhardssona, a skoro doprowadziliśmy ten element piłkarskiego rzemiosła do mistrzostwa, to po prostu z niego do woli korzystajmy. Nie zapominając rzecz jasna o tym, że samymi wolnymi i rożnymi żadnego turnieju się nie wygra.

angeldal

Serduszko od Filippy Angeldal dla szwedzkich kibiców po zwycięskim dwumeczu z Serbią (Fot. Bildbyrån)

A jak szwedzka kadra A.D. 2024 przestawia się we wszelkiej maści formułach statystycznych? Tutaj tez nie ma niespodzianki, gdyż kręcić będziemy się przede wszystkim wokół dwóch doskonale znanych nam nazwisk. Pewnego rodzaju niespodzianką może być jednak fakt, iż to Filippa Angeldal wygrała nie tylko wewnętrzną klasyfikację punktową (6 + 2), ale i tytuł najlepszej snajperki (6 goli w 12 meczach). Najskuteczniejszą asystentką została natomiast Jonna Andersson (4 asysty), co jest o tyle logiczne, że to właśnie defensorka Hammarby w pierwszej kolejności odpowiadała w kadrze Gerhardssona za egzekwowanie rzutów rożnych. Pod względem liczb pozytywnie wyróżniły się także Johanna Kaneryd (4 + 3), Fridoline Rolfö (2 + 3) oraz Stina Blackstenius (5 + 0), choć napastniczka Arsenalu doszlusowała do tej grupy w znacznym stopniu dzięki jesiennym barażom z Luksemburgiem i Serbią.

swe2

Filippa Angeldal oraz Johanna Kaneryd były ponadto jedynymi piłkarkami, które wystąpiły we wszystkich dwunastu tegorocznych meczach szwedzkiej kadry. Co ciekawe, w obu przypadkach tylko jeden raz selekcjoner wprowadził je do gry z ławki, co nieco przeczy słynnej maksymie Gerhardssona, że po stokroć ważniejsze jest to, kto mecz na murawie kończy, a nie zaczyna. Tuż za plecami żelaznego duetu znajdziemy za to aż sześć zawodniczek, które w tym roku dopisały do swojego sportowego curriculum vitae solidne 10 A. Grono to stanowią Jonna Andersson, Kosovare Asllani, Rosa Kafaji, Fridolina Rolfö, Linda Sembrant oraz Julia Zigiotti, choć najmłodsza w tym zestawieniu Kafaji zdecydowanie zbyt często dostawała do zagrania mało znaczące epizody.

Pod względem rozegranych minut bezsprzeczną liderką pozostaje Johanna Kaneryd (971 minut; 89.91%), a podium tej klasyfikacji uzupełniają Filippa Angeldal (925 minut; 85.65%) oraz Jonna Andersson (837 minut; 77.43%). Oprócz tego tercetu pułap siedemdziesięciu procent trochę zaskakująco przebija wyłącznie nestorka kadry Linda Sembrant (798 minut; 73.89%), a czołową piątkę domyka Fridolina Rolfö (729 minut; 67.50%), na którą niezmiennie liczymy w perspektywie przynajmniej dwóch nadchodzących turniejów i gorąco trzymamy kciuki, aby szerokim łukiem omijały ją jakiekolwiek problemy zdrowotne, które do pewnego momentu mocno jaj karierę hamowały.

Jeśli chodzi o średnią ocen za występy w reprezentacyjnej koszulce, to tutaj palmę pierwszeństwa przyznajemy bohaterce z Dublina (i Londynu) Johannie Kaneryd, której grę oceniliśmy na 6.75 w dziesięciostopniowej skali. Na nieformalnym podium zabraknąć nie mogło oczywiście także Filippy Angeldal (6.50), ale dość nieoczekiwanie tę dwójkę przedzieliła nam jeszcze jedna z bohaterek wiosennej fazy eliminacji Magdalena Eriksson (6.63). Kolejne lokaty to już zauważalnie niższe notowania, ale skoro zwyczajowo wyróżniamy tutaj subiektywne TOP-5, to z dobrze rozumianego kronikarskiego obowiązku informujemy, że w szerokiej czołówce znalazło się jeszcze miejsce dla Fridoliny Rolfö (6.11) oraz Nathalie Björn (5.86).

swe1