Kulki znów idą w ruch

rosa

W poprzedniej edycji Ligi Mistrzyń fenomenalna Rosa Kafaji potrafiła uciszyć stadiony między innymi w Paryżu i Madrycie (Fot. Getty Images)

Pierwsze po gruntownej reformie europejskich pucharów zwycięskie eliminacje w ścieżce ligowej, historyczny udział dwóch przedstawicieli Damallsvenskan w fazie grupowej i wreszcie przepiękna, jesienno-zimowo-wiosenna bajka z zawodniczkami Häcken w rolach głównych, która pisała się na naszych oczach przez wiele miesięcy, prowadząc nas z wietrznego Enschede, przed Madryt i Londyn, aż do kultowego, paryskiego Parku Książąt – niezwykle emocjonujący sezon 2023-24 w Lidze Mistrzyń niewątpliwie pozostanie dla wszystkich fanów szwedzkiej piłki niezapomniany. A jeśli macie szczęście przynależeć do grona tych, którym właśnie klub z Hisingen jest szczególnie bliski, to gole Rosy Kafaji, przepiękne strzały z dystansu Katariiny Kosoli, odwaga Felicii Schröder, ofiarność Filippy Curmark i Mariki Bergman Lundin, ratujące bezcenne punkty interwencje Jennifer Falk, czy wreszcie obraz odkupiającej swoje winy Anny Sandberg, pozostaną już z wami na zawsze. I jest to zdecydowanie pozytywna wiadomość, bo przecież między innymi dla takich właśnie wspomnień wszyscy zachwyciliśmy się pewnego dnia akurat tą dyscypliną sportu. Życie nie znosi jednak przestojów i choć przeszłości nikt nam nie odbierze, to patrzeć należy przede wszystkim przed siebie. A okazja ku temu nadarza się wyjątkowa, wszak już w tym tygodniu szwajcarski Nyon raz jeszcze stanie się jednym z centralnych punktów na futbolowej mapie Europy. I choć w najbliższy piątek nazwy swoich przeciwniczek w dwóch początkowych rundach kwalifikacyjnych poznają tylko w Linköping (sympatycy Hammarby oraz Häcken podobne emocje przeżywać będą dopiero 9. września), to już teraz przyjrzymy się bliżej ścieżce, która każdego z naszych pucharowiczów może potencjalnie zaprowadzić aż do fazy grupowej. Wszystkie te rozważania sugerujemy oczywiście wziąć w odpowiedni nawias, ale bez względu na indywidualne podejście do tematu, zgodzimy się z całą pewnością co do jednego – łatwo to już było, a z tak poważnym wyzwaniem szwedzka piłka klubowa na podobnym etapie rozgrywek nie mierzyła się jeszcze nigdy w historii. Ścieżka ligowa sprawia wrażenie nie tyle wyzwania, co pokręconego do granic elementarnej logiki labiryntu bez jakichkolwiek dostrzegalnych na ten moment wejść i wyjść, zaś teoretycznie łatwiejsza droga mistrzowska zawiera w sobie tak wiele potencjalnych pułapek, że trenerowi Martinowi Sjögrenowi zalecamy wyjątkową ostrożność podczas ewentualnych prób ich rozbrajania. Zacznijmy jednak chronologicznie i złóżmy w tym celu krótką, niezapowiedzianą wizytę w Östergötland…

01. lfc

Miało być trudno i wymagająco? Ależ proszę bardzo! Listę prawdopodobnych rywalek Linköping otwiera prowadzony przez Jonasa Eidevalla londyński Arsenal, który niemal dokładnie dwanaście miesięcy temu przyjechał na Bilbörsen Arenę bez meczowego rytmu, w zasadzie w środku okresu przygotowawczego, ale ani trochę nie przeszkodziło to naszpikowanej gwiazdami światowych boisk drużynie z angielskiej WSL w odniesieniu spokojnego, trzybramkowego zwycięstwa. Na powyższej liście znajdziemy także kluby, z którymi ostatnimi czasy – z różnym efektem – mierzyły się inne przedstawicielki szwedzkiej ekstraklasy. W grupowych dwumeczach niemiecki Eintracht Frankfurt dwukrotnie wypunktował FC Rosengård, a szczególnie bolesna okazała się dla fanów ze Skanii wyjazdowa klęska 0-5 na Waldstadionie. Zdecydowanie przyjemniejsze wspomnienia z potyczek z francuskim Paris FC mają za to w Hisingen, gdyż podopieczne libańskiego trenera Maka Adama Linda najpierw w niesamowitych okolicznościach przywiozły z francuskiej stolicy zwycięstwo 2-1, a następnie osiągnęły na Bravida Arenie w pełni satysfakcjonujący je wówczas bezbramkowy remis. Brøndby oraz Ajax to z kolei zespoły doskonale znane w Kristianstad, ale o ile duńską przeszkodę udało się piłkarkom Elisabet Gunnarsdottir nie bez kłopotów przeskoczyć, o tyle Holenderki okazały się zbyt wymagającymi przeciwniczkami, a pokonanie ekipy ze wschodniej Skanii tak bardzo rozochociło zespół z Amsterdamu, że kilka tygodni później jego wyższość uznać musiał także… Frankfurt i dopiero Arsenal, po niezwykle ciężkich bojach, potrafił zatrzymać niderlandzki marsz ku fazie grupowej. Nieco egzotycznie wygląda w towarzystwie potencjalnych rywalek LFC białoruski FK Mińsk, którego szeregi regularnie zasilają sprowadzane w niezwykle tajemniczych okolicznościach zawodniczki ze wszystkich zakątków globu. Niemniej, także ze względów społeczno-politycznych, akurat tego losu zdecydowanie wolelibyśmy uniknąć. Z przyjemnością obejrzelibyśmy za to zespół z Östergötland rywalizujący z hiszpańskim Atletico lub z czeską Spartą, gdyż takie zestawienia realnie odpowiedziałyby nam na przynajmniej kilka pytań dotyczących aktualnego potencjału trzykrotnych mistrzyń Szwecji.

Los marzeń: Brøndby

Los strachu: Arsenal

02. bkh

Przed rokiem przeżywaliśmy dzięki piłkarkom Häcken cudowne i niezapomniane chwile, ale powiedzmy sobie jasno, iż powtórka z pięknej, rozpoczętej wyszarpanym na murawie w Enschede zwycięstwem drogi, wydaje się tym razem przynależeć do kategorii soccer fiction. Wyniki najsilniejszych lig europejskich ułożyły się bowiem tak, że teoretycznie najwygodniejszym z perspektywy wicemistrzyń Szwecji rywalem wydaje się być… Wolfsburg, a to mówi nam już chyba wszystko. Żądzą rewanżu za blamaż sprzed roku z pewnością pała zapowiadający letnią ofensywę transferową Real Madryt, a Manchester City, Arsenal i PSG to w ogóle zespoły z kompletnie innego, piłkarskiego świata. A jeśli jakimś cudem zawodniczkom Jonasa Eidevalla nie udałoby się do tej rundy dotrzeć, to skala trudności wcale nie spada o kilka poziomów, gdyż następny w kolejce do rozstawienia jest włoski Juventus. Tak, będzie ekstremalnie trudno, lecz miejmy nadzieję, że i ta rywalizacja dostarczy nam wielu ciekawych wrażeń. Bo o szczęśliwe zakończenie, choć gorąco w nie oczywiście wierzymy, prosić nawet nie zamierzamy.

Los marzeń: Wolfsburg

Los strachu: Paris SG, Manchester City

03. hif

Na tej ścieżce przedstawicielkom szwedzkiej piłki jeszcze nigdy nie przytrafił się przegrany dwumecz, ale dla szykującego się do swojego pucharowego debiutu Hammarby, ów fakt może okazać się naprawdę nieprzyjemną pułapką. Bo nawet jeśli faktycznie na załączonej liście próżno szukać nazw tych największych, europejskich firm, to jednak wcale nie jest tak, że – jak to lubią mawiać złośliwi komentatorzy – nie ma tu z kim odpaść. Lizbońska Benfica regularnie napotyka na swojej drodze szwedzkie przeszkody i jak dotąd radzi sobie z nimi wybornie, a klasę mistrzyń Portugalii dodatkowo podnosi zarówno osiągnięty w poprzedniej edycji, historyczny ćwierćfinał, jak i możliwość odrzucenia opiewającej na kilka milionów koron oferty z Barcelony dla Kiki Nazareth. Zgodzimy się chyba co do tego, że przynajmniej to ostatnie wydaje się z naszej perspektywy czymś kompletnie niewyobrażalnym. Całkiem pokaźnym jak na tę fazę rywalizacji budżetem i równie solidną kadrą dysponuje ponadto AS Roma, która w przeszłości także potrafiła nie tylko meldować się w fazie grupowej, ale nawet mocno zaznaczyć w niej swą obecność. I trzeba chyba obiektywnie przyznać, że zarówno do ewentualnego starcia z Benfiką, jak i do rywalizacji z Romą, Hammarby przystępowałby zdecydowanie z pozycji underdoga.

Wśród potencjalnych rywalek nie brakuje jednak również tych teoretycznie mniej wymagających i do tej grupy zaliczyć możemy na przykład ukraińską Worskłę Połtawa oraz albańską Vllaznię Szkodra. Oba wymienione kraje zdążyły już wprawdzie w fazie grupowej nowej Ligi Mistrzyń zadebiutować, ale gdyby to właśnie z nimi przyszło zmierzyć się mistrzyniom Szwecji, to zwycięskiego dwumeczu będziemy od podopiecznych trenera Sjögrena zwyczajnie wymagali. Mając na uwadze wyraźne, norweskie wpływy w kadrze Bajen, absolutnie najciekawszą opcją byłyby jednak ewentualne nordyckie derby z Vålerengą, gdzie zresztą szwedzkich piłkarek również pod dostatkiem. Taka ewentualność przypuszczalnie gwarantowałaby nam emocjonujący i wyrównany dwumecz, a o sukcesie jednej z ekip mogłyby zadecydować mityczne, choć niezwykle istotne w naszej profesji detale. Fani z Södermalm dokonali już jednak wyboru, gdyż im z kolei marzy się wyjazd do holenderskiego Enschede i nie jest to bynajmniej zachcianka podyktowana ubiegłoroczną wiktorią BK Häcken. Czy życzenia te zostaną ostatecznie wysłuchane? Na tę konkretną odpowiedź poczekać musimy akurat przynajmniej do września…

Los marzeń: Vllaznia, Vålerenga, Worskła

Los strachu: Roma, Benfica

Felicia w cenie na Behrn Arenie

1719434338BB240626JB055

Łatwo nie było, ale gol Felicii Schröder ostatecznie przesądził o zwycięstwie Häcken na Behrn Arenie (Fot. Bildbyrån)

Najbliższy weekend zapowiada się w Szwecji wyjątkowo niespokojnie i nie mamy tu bynajmniej na myśli jakichkolwiek negatywnych emocji, lecz typowo burzową, letnią aurę oraz będące jej bezpośrednią konsekwencją, prognozowane przez wielu meteorologów wyładowania atmosferyczne. W środku tygodnia termometry usilnie wskazywały jednak trzydzieści kresek powyżej zera i to właśnie w takich warunkach przyszło piłkarkom Häcken rywalizować o punkty na Behrn Arenie w Örebro. Wicemistrzynie kraju były oczywiście w tej potyczce zdecydowanymi faworytkami, ale nie tylko ze względu na panujący wokół skwar, przyszło im się naprawdę solidnie napocić, zanim czwarta kolejna wiktoria wylądowała ostatecznie na ich koncie. Gola wartego trzy punkty ustrzeliła w 67. minucie spotkania Felicia Schröder, a perfekcyjną, już szóstą w bieżących rozgrywkach asystą popisała się Alice Bergström, dogrywając perfekcyjną piłkę na wprost bramki Clary Ekstrand. Była piłkarka Djurgården w porę dostrzegła przytomne zachowanie młodzieżowej reprezentantki Szwecji, a ta ostatnia wzorowo zgubiła krycie, robiąc w ten sposób najlepszy możliwy użytek z chwili nieuwagi naprawdę szczelnej tego wieczora defensywy Örebro. Gospodynie imponowały jednak nie tylko postawą w tyłach, dzięki czemu dość nieoczekiwanie jedną z bohaterek Hisingen jak najbardziej słusznie okrzyknięto Jennifer Falk. Kadrowiczka Petera Gerhardssona popisała się bowiem fenomenalnymi paradami po strzałach Inki Sarjanoji oraz Molly Johansson i możemy nawet zaryzykować tezę, że gdyby nie jej interwencje, gościnie z zachodniego wybrzeża tego meczu wygrać by nie zdołały. Dla Örebro natomiast wielkie brawa i szacunek za walkę, ale choć w samej końcówce udało się nawet zepchnąć zdecydowanie wyżej notowanego rywala do głębokiej obrony, to ligowego dorobku ponownie nie udało się powiększyć choćby o jeden, skromny punkcik. A przykład Uppsali z poprzedniego sezonu brutalnie pokazuje, że aby pozostać na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w kraju, trzeba kolekcjonować nie tyle pochwały i słowa uznania, co zwycięstwa i remisy.

Emocji i wyrównanej walki nie było za to w Trelleborgu, gdzie w środowy wieczór zawitał nieomylny jak dotąd walec z Malmö. Trzynastokrotne mistrzynie Szwecji nie miały cienia litości dla absolutnego beniaminka Damallsvenskan, a impreza na Vångavallen kręciła im się tak dobrze, że niejako przy okazji udało się ustanowić kilka imponujących rekordów. Z indywidualnymi dubletami kończyły dzień Olivia Holdt (nowa liderka klasyfikacji strzelczyń) oraz Rebecca Knaak, serię gier z przynajmniej jednym trafieniem na koncie kontynuowała Mai Kadowaki, swój pierwszoligowy licznik otworzyła Mikaela Stojanovska, a ozdobą meczu było niezwykle efektowne uderzenie Emilii Larsson w samo okienko bramki Somei Polozen. Zupełnie niespodziewanie, ostatnie słowo należało jednak do wybitnie sponiewieranych uprzednio gospodyń, a swój mimo wszystko słodki moment radości miała piłkarka po naprawdę poważnych przejściach Linnéa Prambrant. Honorowy gol morale w szatni nieco poprawił, ale czy dzięki niemu podopieczne trenera Felldina udadzą się w niedzielę do Malmö w choć minimalnie bardziej bojowych nastrojach? Śmiemy wątpić…

Błyskawiczny rewanż rozegrają także w poniedziałek ekipy Piteå i AIK, które z kolei przed kilkoma godzinami pokazały nam, jak zdecydowanie nie powinien wyglądać pierwszoligowy mecz piłki nożnej w teoretycznie profesjonalnej lidze. Na postawę obu formacji defensywnych momentami naprawdę aż żal było patrzeć, co szczególnie w przypadku zawodniczek z LF Areny było jednak delikatnym zaskoczeniem. Trener Stellan Carlsson jak najbardziej mógł być za to zadowolony z niesamowicie efektownego powrotu do wyjściowej jedenastki doświadczonej Josefin Johansson (dwa gole głową!), wkładu ustawionej tym razem na prawej flance bloku defensywnego Seliny Henriksson, a także stabilnej i kolejny raz wyróżniającej się na plus dyspozycji reprezentantki Wysp Owczych Asli Johannesen, która trochę po cichu staje się jedną z największych rewelacji ostatnich tygodni na boiskach Damallsvenskan. W szeregach gościń powodów do radości było jakby mniej, kontuzja Patricii Fischerovej sytuacji ani trochę nie poprawiła, ale premierowe trafienie w seniorskiej piłce Anniki Svensson, a także jeszcze jedno dynamiczne i przynoszące wymierne efekty wejście z ławki Mai Johansson, warto jednak przynajmniej gdzieś na drugim planie odnotować. Bo nawet jeśli podczas szalonej białej nocy w Norrbotten na konkrety nijak się to nie przełożyło, to konsekwentnie stoimy na stanowisku, że Gryzonie z Solnej w tym roku wyjątkowo nie sprawiają wrażenia bezzębnych i nie przystających do pierwszoligowej rzeczywistości. I jeśli tylko władzom klubu nie zabraknie pragmatyzmu i cierpliwości, to ten projekt tym razem naprawdę może się udać. A to samo w sobie byłoby już ogromnym krokiem we właściwym kierunku.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2

Rosengård u bram historii

avdo_bilkanovic

Eartha Cumings zdążyła już pobić tego lata jeden całkiem imponujący rekord Damallsvenskan. Czas na kolejny? (Fot. Avdo Bilkanovic)

Choć w historii szwedzkiej piłki klubowej wiele zespołów zapisało się naprawdę złotymi zgłoskami, to wciąż znajdziemy takie osiągnięcia, które na przestrzeni dekad nie stały się udziałem żadnego z naszych dream teamów. I choć na pierwszy rzut oka zabrzmi to wprost niewyobrażalnie, to jednym z nich jest rozegranie całej rundy wiosennej bez straty punktu. Dokładnie tak, nawet rozstawiające po kątach rywalki ze wszystkich zakątków Europy, napakowane gwiazdami w każdej formacji zespoły Älvsjö, Umeå, Malmö, czy Tyresö, nigdy nie potrafiły dotrwać do półmetka zmagań w rodzimej lidze z kompletem oczek na koncie. Co więcej, zaledwie jeden raz, a było to dokładnie siedemnaście lat temu, jedna z wymienionych tu drużyn dała sobie w ogóle taką szansę. Napędzone serią dziesięciu kolejnych zwycięstw dominatorki z Umeå niespodziewanie przegrały jednak na własnym boisku z Djurgården, co było o tyle zaskakujące, że to gospodynie rozpoczęły wówczas wielkie strzelanie na Gammliavallen. Historię z zupełnie innej, piłkarskiej epoki przywołujemy tu jednak nie bez powodu, bo jeśli dziś wieczorem Rosengård zgodnie z planem poradzi sobie z zamykającym ligową stawkę beniaminkiem z Trelleborga, to podopiecznym Joela Kjetselberga uda się dokonać czegoś, co niezmiennie pozostawało poza zasięgiem najpotężniejszych i najbardziej utytułowanych szwedzkich klubów.

Derby podobno rządzą się własnymi prawami, ale nawet jeśli spostrzeżenie to bywa czasami zasadne, to jednak wciąż nie wymykają się one prawom logiki i zdrowego rozsądku. A te podpowiadają nam, że o żadnej niespodziance na Vångavallen nie może być mowy. Eartha Cumings dopiero co wymazała z księgi rekordów ligi kosmiczne wydawało się osiągnięcie Anny Tamminen, defensywa oparta o tercet Knaak – Arnardottir – Wik sprawia wrażenie skały nie do skruszenia, a o sile pomocy i ataku z Malmö stanowi tak wiele wybitnych zawodniczek, że – parafrazując klasyka – tej siły jeszcze nikt póki co nie powstrzymał. I naprawdę niewiele przemawia za tym, że ekipa z Trelleborga będzie w tym względzie chlubnym wyjątkiem, bo nawet jeśli zdarzało nam się ją tej wiosny pochwalić, to jednak nie ma przypadku w tym, że dobrze przecież dysponowana Somea Polozen na poziomie Damallsvenskan wyciąga futbolówkę z siatki średnio 2,5 raza na mecz. A ponieważ w nadchodzącym tygodniu drużynę trenera Felldina czeka podwójne zderzenie z rozpędzonym walcem z Malmö, to nawet utrzymanie tej statystyki na obecnym poziomie, należałoby chyba uznać za wymierny sukces TFF. Na jakiekolwiek potknięcie nie mogą sobie pozwolić także wciąż marzące o odzyskaniu mistrzowskiego tytułu piłkarki z Hisingen, ale zaplanowany na środowy wieczór wyjazd na Behrn Arenę, wcale nie musi być z ich perspektywy wyłącznie dopełnieniem formalności. Jasne, Osy z Västergötland mają po swojej stronie wystarczające aktywa, aby skutecznie użądlić pogrążonego w kryzysie rywala, ale w Örebro nadspodziewanie ciężką przeprawę przeszły już między innymi Hammarby, Kristianstad oraz Vittsjö i ani trochę nie zdziwi nas, jeśli Häcken również zostanie dziś poddane wymagającemu testowi. Czwartek i poniedziałek to z kolei daty, które specjalnym flamastrem powinni zakreślić przede wszystkim sympatycy Piteå oraz AIK. Póki co drużyna prowadzona przez Stellana Carlssona może pochwalić się pięciopunktową zaliczką nad znajdującym się w strefie barażowej beniaminkiem z Solnej, ale po czekającym nas już za chwilę dwumeczu, sytuacja ta może się błyskawicznie i diametralnie odwrócić. A jakieś przesłanki ku temu są, bo w Norrbotten ewidentnie mają swoje problemy, a AIK z kolei regularnie gra zdecydowanie lepiej niż punktuje. Zwyżkującą dyspozycję prezentują nam przede wszystkim Nina Jakobsson, Michelle Rojas Flores oraz Moa Sjöström i to właśnie tę ostatnią typujemy jako potencjalną bohaterkę ostatniej dekady czerwca, bo jeśli beniaminek rzeczywiście chce po dłuższej przerwie wystawić głowę nad kreskę, to 28-letnia skrzydłowa z pewnością zechce dołożyć do tego znaczących rozmiarów cegłę.

O tym, co czeka w weekend zawodniczki lidera z Malmö (rewanż z Trelleborgiem), zdążyliśmy już co nieco napomknąć, więc dla zachowania balansu i równowagi przyjrzyjmy się teraz terminarzowi pozostałych uczestników mistrzowskiego wyścigu. Broniące tytułu Hammarby uda się w podróż na arenę, która od kilku miesięcy kojarzy się wszystkim zawodniczkom i fanom z Södermalm wyłącznie pozytywnie. O powtórkę wyniku z listopada gościniom ze stolicy łatwo jednak na Platinumcars Arenie w Norrköping nie będzie, a sugerowanie się teoretycznie mało spektakularną passą ekipy prowadzonej przez trenera Fredheima, może okazać się ogromnym błędem w szacunkach. Na boisku Peking prezentują się bowiem zdecydowanie lepiej niż podpowiadałyby nam to suche liczby, a wyłącznie kwestią czasu wydaje się być moment, w którym piłka po strzałach Cato, Milivojevic, czy Leidhammar zacznie ponownie wpadać do siatki rywalek. Inna sprawa, że niemałe rezerwy w obszarze efektywności dostrzegamy także w obozie Hammarby, bo nie po to sprowadza się do Sztokholmu piłkarkę na przykład z Manchesteru City, aby ta strzelała średnio jednego lub dwa gole na rundę. Prawdziwym hitem czternastej serii gier niewątpliwie będzie jednak potyczka na Bravida Arenie, gdzie Kristianstad spróbuje potwierdzić fakt przynależności do ścisłej, ligowej czołówki, a Häcken postara się sprowadzić pretendentki ze wschodniej Skanii z powrotem na ziemię. Wśród gospodyń w gotowości powinny znaleźć się trzy kluczowe rekonwalescentki (Kafaji, Curmark, Jusu Bah) i jeśli dopiszemy te nazwiska do ewidentnie znajdujących się od pewnego czasu w uderzeniu Schröder, Bergström oraz Larisey, to otrzymamy z tego mieszankę do tego stopnia wybuchową, że żadna defensywa nie może czuć się w jej pobliżu bezpieczna. Tyle tylko, że Kristianstad wcale nie przyjeżdża do Västergötland po to, aby się bronić, a Tindell, Eiriksdottir i Tryggvadottir wielokrotnie udowadniały nam, że bez względu na okoliczności przyrody, zawsze są w stanie strzelić o jedną bramkę więcej. Szczególnie, że za ich plecami operują między innymi Alanen, Petrovic oraz Wickenheiser, czyli najwyższej klasy zestaw do zadań specjalnych w środku pola. Czyszczenie, serwis, dostawa – te niezwykle istotne dla ostatecznego wyniku usługi w zespole trenera Angergårda wydają się być całkowicie zabezpieczone.

A jeśli po wspomnianym hicie cały czas będziecie spragnieni ligowych wrażeń, to możecie na przykład zerknąć na kameralny obiekt w Vittsjö, na którym to piłkarki z Örebro postarają się wziąć rewanż za niezwykle pechową porażkę sprzed dwóch miesięcy (decydujące trafienie Tanii Boychuk w szóstej z doliczonych minut). Rachunki do wyrównania mają także w Linköping, bo choć ekipę z Växjö Lwice z Östergötland regularnie odprawiały do domu z bagażem kilku goli, to w ostatnim starciu tych zespołów lepsze okazały się podopieczne trenera Unogårda, a cały kraj zachwycał się wspaniałą transformacją dziewiętnastoletniej Nesrin Akgün, która z przeciętnej skrzydłowej na naszych oczach stała się wybijającą się na pierwszoligowych boiskach wahadłową. Ciekawie powinno być także w niedzielnych derbach Sztokholmu, bo zarówno Bromma, jak i Djurgården, najpierw zaimponowały nam kapitalnym początkiem ligowej kampanii, a następnie solidarnie wyhamowały. Czy któryś z tych zespołów stać będzie na jeszcze jeden zryw przed mocno wyczekiwaną chyba w obu klubach letnią przerwą w rozgrywkach? A może o zwycięstwie lub porażce przesądzi jeden indywidualny błysk? Każdy scenariusz wydaje się tak samo prawdopodobny, a to już całkiem solidny argument przemawiający za tym, aby tego starcia zdecydowanie nie odpuszczać.

Kristianstad czwartym do brydża

kdff

Przez nieco ponad godzinę Kristianstad zgłaszał w niedzielę akces do walki przynajmniej o ligowe podium (Fot. KDFF)

O ile w poprzednim sezonie prognozowaliśmy ligę w schemacie 6+8 (ostatecznie skończyło się na 7+6, a Kalmar się po całości skompromitował), o tyle w obecnych rozgrywkach kwestią nie budzącą najmniejszych choćby kontrowersji wydawało się prawidłowe wytypowanie całego podium. Hammarby, Häcken oraz Rosengård tak bardzo odskoczyły reszcie ligowej stawki zarówno głębią kadry, jak i potencjałem poszczególnych zawodniczek, że jedyną trudnością teoretycznie powinno być uszeregowanie tercetu liderek we właściwej kolejności. Początek rundy wiosennej jak najbardziej zresztą te przewidywania potwierdzał, bo choć ekipy z trzech największych szwedzkich aglomeracji miewały zarówno chwile lepsze (tutaj najczęściej odnajdywał się Rosengård), jak i nieco gorsze (tutaj z kolei wskazalibyśmy w pierwszej kolejności Hammarby), to w dłuższej perspektywie narzuconego przez nie tempa nie był w stanie wytrzymać nikt z grona pozostałych rywalek. U progu lata coś jednak w tej kwestii drgnęło, dzięki czemu – przynajmniej chwilowo – zamiast o wielkiej trójce, możemy w Damallsvenskan śmiało mówić o wielkiej, ligowej czwórce. A jej skład uzupełnił zespół cokolwiek nieoczywisty, który tuż przed startem rozgrywek najpierw w naprawdę marnym stylu przegrał na własnym boisku z Växjö, a dosłownie chwilę później przyjął siódemkę od grającego w mocno eksperymentalnym ustawieniu i skupionego przeze wszystkim na europejskiej rywalizacji Häcken.

Co więcej, start nowej kampanii wcale nie przyniósł zauważalnej poprawy w poczynaniach Kristianstad, bo choć na inaugurację udało się jeszcze przywieźć komplet punktów z terenu powracającego do Damallsvenskan AIK, to kolejne mecze jasno i wyraźnie pokazały, że w północno-wschodniej Skanii ewidentnie mają problem. Regularnie zawodziła przede wszystkim zaskakująco niepewna defensywa, ale źle działo się również w środku pola, gdzie do kontuzjowanej wcześniej Emmi Alanen dołączyła także nieformalna liderka tej formacji, wciąż walcząca wówczas o wyjazd na francuskie Igrzyska Australijka Amy Sayer. Oczywiście, w jakimś sensie można było spodziewać się, że przebudowana i pozbawiona wieloletnich gwiazd drużyna może wpaść w pułapkę okresu przejściowego, ale nawet ten skądinąd mało optymistyczny scenariusz nie zakładał aż tak drastycznego dołka formy u Clare Polkinghorne, czy Josefin Harrysson. Loty zauważalnie obniżyła także jak najbardziej słusznie uznawana za wielki talent Emma Petrovic i nic dziwnego, że fani Pomarańczowych coraz głośniej wzdychali do czasów, kiedy to w charakterystycznych koszulkach biegały po pierwszoligowych murawach niezatapialne Mia Carlsson, Therese Ivarsson i Sheila van den Bulk. Każdy upływający tydzień działał jednak ewidentnie na korzyść ekipy trenera Angergårda, który jako zdecydowanie najmłodszy szkoleniowiec w ligowej stawce zdecydował się na podjęcie niełatwej misji zmierzenia się z legendą Elisabet Gunnarsdottir. I z perspektywy półmetka sezonu trzeba uczciwie przyznać, że z zadaniem tym poradził sobie nadspodziewanie dobrze. Co bardziej uważni czytelnicy zapewne wytkną mi w tym momencie, że przecież formalnie funkcję head coacha Kristianstad pełni duet Angergård – Almgren, ale wystarczy krótka obserwacja połączona z jeszcze krótszą rozmową, aby zorientować się, iż przynajmniej w tej rundzie odpowiedzialność za końcowy wynik akurat w tym konkretnym tandemie zdecydowanie nie rozkłada się w proporcjach 50/50. Co oczywiście w najmniejszym stopniu roli byłej reprezentantki Szwecji w tej układance nie umniejsza, wszak nie od dziś wiadomo, że futbol to sport zespołowy i ów oczywisty fakt tyczy się nie tylko samych piłkarek.

Swoją coraz większą jakość zawodniczki z Kristianstad pokazały w niedzielnej potyczce z Linköping, którą większość ekspertów zapowiadała jako potencjalnie wyrównane starcie dwóch równorzędnych zespołów. Niezwykle szybko okazało się jednak, że o żadnej wymianie ciosów nie będzie tu mowy, a trzecia ekipa poprzedniego sezonu sprawiała wrażenie tak bezradnej i zagubionej, że przypadkowi obserwatorzy mogliby dojść do wniosku, iż na KDFF Arenę przyjechał właśnie jakiś przypadkowy zespół z jednej z lig regionalnych. Ofensywny, składający się z jednej, ustawionej centralnie Amerykanki (Tabby Tindell) oraz dwóch sekundujących jej Islandek (Hlin Eiriksdottir – Katla Tryggvadottir), bawił się jak chciał, a niemal bezbłędna na szóstce Carly Wickenheiser dawała rywalkom z Östergötland darmowy wykład w temacie roli defensywnych pomocniczek we współczesnym futbolu. Całkowita dominacja gospodyń trwała mniej więcej do 65. minuty i choć efektowna tablica wyników pokazywała wówczas zaledwie trzybramkową zaliczkę KDFF, to nikt nie miał wątpliwości, że był to rezultat niezwykle z perspektywy przyjezdnych łaskawy. Wtedy nastąpił jednak jeszcze jeden zaskakujący zwrot akcji, gdyż – zupełnie jakby był to element jakiejś fantastycznej opowieści – w tym samym momencie jedna drużyna grać przestała, a druga się przebudziła. Sygnał do ataku dała koleżankom Michelle De Jongh, kąśliwymi uderzeniami z dystansu raz po raz popisywała się Irene Dirdal, a gdy Cornelia Kapocs wreszcie umieściła futbolówkę w siatce (dobijając strzał Tyry Andersson), gościnie z Linköping ponownie uwierzyły w to, że tak fatalnie rozpoczęte popołudnie da się jeszcze w jakiś kompletnie niewytłumaczalny sposób uratować. Świadkami cudownego powrotu koniec końców się nie staliśmy, ale mecz w Kristianstad raz jeszcze pokazał nam, jak nieprzewidywalną dyscypliną sportu jest piłka nożna i jak cienka może być czasami granica między pogromem 6-0, a remisem 3-3.

Zwycięstwo nad Linköping nie pozwoliło ostatecznie zawodniczkom z Kristianstad odrobić choć części dystansu do czołowej trójki, bo i liderki w miniony weekend swoje mecze w komplecie wygrywały. I już tradycyjnie, w stylu zdecydowanie najbardziej porywającym zrobił to Rosengård, który nogi z gazu nie zdejmuje nawet pomimo absencji kilku kluczowych postaci wyjściowej jedenastki. Wielkie strzelanie na Malmö Idtottsplats rozpoczęła jeszcze przed upływem trzeciej minuty gry Mai Kadowaki, a później mogliśmy oglądać zarówno popisowo wykonywane przez ekipę ze Skanii stałe fragmenty, jak i efektowne, zespołowe kombinacje, które solidarnie napędzały zarówno skrzydłowe, jak i sprawiające wrażenie widzących na murawie więcej i lepiej zawodniczki środka pola. Co godne podkreślenia, w przypadku Rosengård zagrożenie dla rywalek czyha właściwie wszędzie, gdyż jakość tej drużyny nie spada ani o milimetr w wyniku roszad personalno-taktycznych trenera Kjetselberga. Stosunkowo pewnie derbowy bój przeciwko AIK rozstrzygnęły na swoją korzyść piłkarki Hammarby, a fanów Bajen szczególnie cieszyć mogą nazwiska obu mocno utożsamiających się z klubem strzelczyń. O ile jednak do trafień Ellen Wangerheim zdążyliśmy się już pomimo jej wciąż młodego wieku przyzwyczaić, o tyle Smilla Holmberg meczu dwunastej kolejki obecnej kampanii nie zapomni z pewnością długo. Szczególnie, że jej pierwszy na tym poziomie gol zdobyty został w okolicznościach cokolwiek absurdalnych. Nadspodziewanie długo na terenie beniaminka z Trelleborga męczyło się za to Häcken, ale na początku drugiej połowy cierpienia dyżurnych wicemistrzyń Szwecji postanowiła zakończyć Lova Sternfeldt, dogrywając pod nogi Clarissy Larisey taką piłkę, jakiej tego dnia nie była w stanie posłać żadna z zawodniczek z Hisingen. A że po chwili jeden z licznych rajdów Alice Bergström spuentowała efektownym strzałem Ruby Grant, to stało się całkowicie jasne, że również na Vångavallen jakiejkolwiek niespodzianki nie stwierdzimy. Zaskoczeń i efektownych wzruszeń próżno było szukać także na pozostałych arenach, choć skromne zwycięstwo pozbawionej czterech kluczowych piłkarek drużyny z Piteå nad solidnym przecież Djurgården zdecydowanie warto zauważyć i odnotować. Goli nie doczekaliśmy się za to w Vittsjö, choć podopieczne trenera Unogårda w samej końcówce meczu niemal prosiły się o porażkę. Na ich szczęście, zarówno Cajsa Rubensson, jak i Julia Leas, nie były w stanie odpowiednio nastawić swoich snajperskich celowników i dwa znajdujące się tuż nad kreską zespoły ostatecznie podzieliły się punktami, co do końca nie zadowoliło rzecz jasna żadnego z nich.


Komplet wyników:


Klasyfikacje indywidualne:


Klasyfikacje drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2


#pokolejce

awds12

Ostatnie będą pierwszymi?

8a3ed1f4-12db-4cf7-9ce4-cbac6c9fb831

To właśnie przy okazji rywalizacji Hammarby z AIK padł niepobity do dziś rekord frekwencji na szwedzkich stadionach ligowych (Fot. DN)

Poprzednia kolejka Damallsvenskan upłynęła nam pod znakiem prawdziwego pokazu siły tercetu naszych eksportowych klubów i teoretycznie wiele przemawia za tym, iż w najbliższych dniach zaprosimy was na jeszcze bardziej efektowną kontynuację tego trendu. Tak się bowiem ciekawie złożyło, że Rosengård, Häcken oraz Hammarby w komplecie zmierzą się z ekipami… szorującymi po samym dnie ligowej tabeli i nie ma co ukrywać, że będą w tych zestawieniach zdecydowanymi faworytkami. Oczywiście nie stuprocentowymi (bo to w naszej dyscyplinie zjawisko mocno już zanikające), ale jednak potrzeba wiele wyobraźni, aby namalować scenariusz, według którego liderki z Malmö zatrzymują się na przeszkodzie z Örebro, którą to po mniejszych lub większych perturbacjach ostatecznie przeskakiwał tej wiosny niemal każdy śmiałek. Lekki, łatwy i przyjemny wieczór powinien czekać dziś także zawodniczki z Hisingen, które dziewiątego w obecnej kampanii zwycięstwa poszukają nieopodal portu w Trelleborgu i nawet zapowiadane rotacje personalne oraz niesamowicie wymagający terminarz nie powinny im tych planów popsuć. Nieco więcej uwagi i koncentracji muszą za to zachować mistrzynie z Södermalm i to wcale nie tylko dlatego, że starcia derbowe podobno podporządkowane są kompletnie innym prawom logiki. Tak się bowiem ciekawie składa, że AIK prezentuje się nam na pierwszoligowym gruncie nadzwyczaj solidnie, Fischerova do spółki z Nordin potrafią skutecznie napsuć krwi niejednej formacji ofensywnej, a Moa Sjöström, Adelisa Grabus oraz Daniella Famili w komplecie notują swoją jak dotąd najbardziej spektakularną rundę na tym szczeblu rozgrywkowym. Tych aktywów na celujące w obronę tytułu Bajen niby wciąż wydaje się być jednak zbyt mało, ale akurat Hammarby nie stanowi bynajmniej na tę chwilę monolitu, którego nie da się naruszyć. I właśnie w tym swojej szansy upatrywać będą nieobliczalne, choć zdecydowanie zbyt chimeryczne Gryzonie z Solnej.

Pozostałe pary dwunastej serii spotkań ułożyły się w zestawienia z potencjałem zarówno na hit, jak i na całkowity, piłkarski flop. Nie będziemy zatem nawet próbować zgadywać, gdzie czeka nas najciekawsze i najbardziej interesujące granie, a które ze starć ze spokojem w sercu można sobie zawczasu odpuścić. Same nazwy rywalizujących drużyn kazałyby zwrócić szczególną uwagę na Kristianstad i w sumie nie jest to pozbawione konkretnych argumentów, bo choć zmiana taktyki, a także dogłębna reorganizacja personalna, pozwoliła ekipie z Linköping wygrzebać się z konkretnego dołka, to jednak nieobecność zawieszonej za nadmiar żółtych kartek Cathinki Tandberg znów zmusza hiszpańskiego trenera Rafaela Roldana do konkretnego eksperymentowania, którego efekty wypluje nam dopiero boisko. Potężne problemy zarówno w ofensywie, jak i w defensywie, trapią niezmiennie kadrę Piteå, ale Stellan Carlsson może przynajmniej pocieszać się statystyką podkreślającą, że przeciwko Djurgården na LF Arenie jego zespół zawsze prezentował się powyżej oczekiwań. Tyle tylko, że Duma Sztokholmu dawno nie udawała się na daleką Północ z tak wielką pewnością siebie, którą nie potrafiły zachwiać nawet dwie kolejne porażki z rywalkami ze ścisłej, ligowej czołówki. Gdyby jednak Åsland, Lilja i Koyama znów musiały przełknąć gorycz porażki, to w stolicy pierwszy raz od dawna mogłoby zrobić się naprawdę nerwowo, bo środkowy sektor przejściowej tabeli sprawia wrażenie nadzwyczaj spłaszczonego, w związku z czym na żadną negatywną serię absolutnie nie można sobie pozwolić. Wiedzą o tym także w Vittsjö i Växjö, a także w Brommie, bo choć każda z tych ekip miała w obecnych rozgrywkach naprawdę niezłe momenty, to tuż przed półmetkiem wszystkie znalazły się w bezpośrednim sąsiedztwie strefy barażowej. I ten fakt boleć może szczególnie sympatyków BP, przez kilka poprzednich tygodni funkcjonujących w alternatywnej rzeczywistości, w której to na ich ukochany zespół ze wszystkich możliwych stron sypały się przede wszystkim pochwały i słowa uznania. O kapitalnym otwarciu sezonu warto już jednak zapomnieć, bo jeśli trener Gunnars nie znajdzie na mało skądinąd gościnnym terenie w Norrköping tak bardzo wyczekiwanego przełamania, to odliczająca już ostatnie dni do wyjazdu za Atlantyk Vera Blom może niespodziewanie opuszczać Damallsvenskan ze sporym poczuciem niespełnienia. I jak tu nie zachwycać się tą naszą niezwykłą i jedyną w swoim rodzaju ligą, prawda?

omg12

Doczekaliśmy się!

jul1

Gdybyśmy dostawali tysiąc koron za każdy kolejny raz, kiedy to bezskutecznie domagaliśmy się powołania do seniorskiej kadry My Cato, Evelyn Ijeh i Felicii Schröder, to… chyba właśnie przestalibyśmy zarabiać. Szwedzki selekcjoner najwyraźniej postanowił jednak kupić sobie kilka dni spokoju, choć jak mantrę powtarzamy, że przypadki klasycznej turystyki reprezentacyjnej wszyscy znamy z autopsji aż za dobrze i samo umieszczenie konkretnego nazwiska na długiej, 27-osobowej liście sprawy nie załatwia. Tym bardziej, że jeśli w meczach od nas niezależnych nie wydarzy się nic sensacyjnego, to losy ewentualnego bezpośredniego awansu na szwajcarskie EURO i tak rozstrzygną się w ostatniej serii spotkań na Gamla Ullevi. A skoro tak, to wyjazdowe starcie z cierpliwie szykującymi szczyt formy na rozpoczynające się dosłownie za kilka tygodni domowe Igrzyska Francuzkami, możemy potraktować w charakterze niezwykle wymagającego meczu towarzyskiego, co niewątpliwie otwiera (a przynajmniej uchyla) nam drzwi do nieco odważniejszych eksperymentów. Do podniesienia z murawy w Dijon będą rzecz jasna cenne punkty do kilku istotnych rankingów, ale nawet w tej kwestii nasza pozycja wyjściowa jest o tyle komfortowa, że akurat my możemy je raczej zdobywać niż tracić. Tak się nam to wszystko na przestrzeni ostatniej dekady pozmieniało. Dwunastego lipca oczekujemy więc od naszych kadrowiczek oraz zarządzającego tym całym zamieszaniem sztabu naprawdę produktywnej próby generalnej, natomiast cztery dni później podjęcia rękawicy i nawiązania realnej walki z wciąż aktualnymi mistrzyniami Europy i finalistkami ostatniego mundialu. Faworytkami oczywiście w tym zestawieniu żadną miarą nie będziemy, ale jeśli tylko sami damy sobie szansę, to może spotkać nas z tego tytułu całkiem miłe zaskoczenie w najmniej spodziewanym momencie. Ot, choćby latem 2025 lub… od razu, wszak de facto niewiele jest prawdy w panującym ogólnie przekonaniu, że na przyjemności zawsze trzeba długo czekać.

jul2