














Piłkarki Rosengård celebrują szybko zdobyte prowadzenie w starciu z mistrzyniami Serbii (Fot. Slobodan Sandic)
Takich to doczekaliśmy ciekawych czasów, że wyjazdu mistrzyń Szwecji na serbsko-węgierskie pogranicze wcale nie traktujemy już w kategoriach formalności. Tym bardziej, że prowadzony w ostatnim półroczu przez trójkę różnych trenerów Rosengård co i raz dostarcza nam kolejnych argumentów za tym, aby na tę chwilę w przypadku tego akurat klubu niczego nie brać za pewnik. Rywalizacji ze Spartakiem Subotica wyczekiwaliśmy więc z pewną dozą ciekawości, choć nawet w obecnej sytuacji nietrudno było wskazać w tej potyczce papierowego faworyta. I jeśli chodzi o suchy wynik, to z tej roli przedstawicielki Damallsvenskan w zasadzie się wywiązały, choć aż strach myśleć, jak potoczyłoby się to spotkanie, gdyby po murawie w Backiej Topoli nie biegała Mai Kadowaki. 22-latka z Saitamy wprawdzie sama nie wpisała się tym razem na listę strzelczyń, ale gdyby ktoś pokusił się o wybranie dziesięciu najbardziej składnych akcji Rosengård w tym meczu, to idziemy o zakład, że na każdej z nich była młodzieżowa reprezentantka Japonii w którymś momencie przystawiła swoją pieczątkę. Czołówki sportowych magazynów z pewnością pokazywać będą przede wszystkim cudowne podanie z 72. minuty, po którym to Ria Öling miała przed sobą autostradę do bramki mistrzyń Serbii, ale gdyby tylko Emma Jansson czy Emilia Larsson miały dziś nieco lepiej wyregulowane celowniki, to Kadowaki spokojnie zamknęłaby naprawdę udany dzień w biurze z przynajmniej trzema asystami na koncie.
Godny odnotowania jest ponadto pierwszy od wiosny 2022 gol Caroline Seger w oficjalnym meczu. 38-letnia legenda szwedzkiego futbolu otworzyła wynik rywalizacji już w 9. minucie gry, wykorzystując przytomne zgranie piłki przez ustawioną na bliższym słupku Emmę Berglund, którą z kolei mierzoną centrą z narożnika boiska bezbłędnie obsłużyła Olivia Schough. Początkowa faza meczu byłą zresztą najlepszą w wykonaniu gościń, bo przecież w tym okresie mieliśmy jeszcze chociażby nieuznanego gola Hanny Andersson, czy też kapitalny rajd wspomnianej już wcześniej Kadowaki. Później jednak, zupełnie jak w miniony piątek przeciwko Djurgården, podopiecznym Ievy Cederström przytrafił się nie do końca wytłumaczalny moment dekoncentracji. Doświadczona Berglund zbyt lekko wycofała futbolówkę do Earthy Cumings, szkocka golkiperka nastrzeliła niesamowicie aktywną Zeljkę Belovan i mecz, który wydawał się być pod absolutną kontrolą, w zasadzie rozpoczął się od nowa. Jego dalsza faza to mocno szarpana gra z obu stron i choć to piłkarki ze Skanii miały po swojej stronie znacznie więcej konkretów (że wymienimy tu na przykład niepodyktowany za faul Belovan na Jansson rzut karny), to jednak i szwedzkim kibicom momentami drżały serca, a Cumings musiała zaprezentować swój bramkarski kunszt po uderzeniu Violety Slovic z rzutu wolnego. Na nasze szczęście, w końcu nadeszła jednak 72. minuta i dzięki niej w Malmö mogą szykować się do rewanżowego starcia we względnie komfortowych nastrojach.
Gdyby przeanalizować aktualną dyspozycję obu klubów, które w środowy wieczór stanęły naprzeciwko siebie na murawie Bravida Areny, to szybko doszlibyśmy do wniosku, że wicemistrzynie Szwecji wcale nie trafiły na tym etapie rozgrywek na najłatwiejszego możliwego rywala. FC Twente nie dość, że ostatnimi czasy wygrywało ze wszystkimi jak leci, to jeszcze były to zwycięstwa nie pozostawiające żadnych wątpliwości co do tego, kto był w tych potyczkach lepszym zespołem. A przeciwniczki w postaci Sturmu Graz, Ajaxu Amsterdam, czy hiszpańskiego Levante wcale nie należały do europejskiej trzeciej ligi. Häcken natomiast w analogicznym okresie męczył się straszliwie, czego najlepiej dowodzi fakt, że po zakończeniu mundialu w Australii i Nowej Zelandii Osy z Hisingen we wszystkich rozegranych meczach potrafiły strzelić zaledwie… jednego gola z akcji, który stanowił zresztą połowę całego ofensywnego dorobku podopiecznych Maka Adama Linda we wrześniu i październiku. Libański szkoleniowiec ekipy z Västergötland niewątpliwie stanął zatem przed swoim najtrudniejszym zadaniem w dotychczasowej trenerskiej karierze, a choć powrót do meczowej kadry duetu wahadłowych Hanna Wijk – Anna Sandberg nieco ułatwiał mu zadanie, to jednak szczególnie w pierwszej linii wciąż trzeba było w dużym stopniu polegać na improwizacji i liczyć, że coś konstruktywnego zacznie wreszcie z tego wychodzić.
Szczególnie odpowiedzialne zadanie czekało na szesnastoletnią Felicię Schröder, która podobnie jak w niedawnym meczu przeciwko Vittsjö ustawiona została na dziewiątce. O ile jednak w warunkach ligowych dochodzenie do sytuacji strzeleckich nie stanowiło dla niej większego problemu, a do pełni szczęścia brakowało jedynie lepszej skuteczności, o tyle w kwalifikacjach piłkarskiej Ligi Mistrzyń wszystko odwróciło się o dokładnie sto osiemdziesiąt stopni. Przez równo 47 minut pierwszej połowy napastniczka z Hisingen (ani zresztą żadna z jej koleżanek) nie miała bowiem nawet pół dogodnej okazji, ale gdy tuż przed przerwą taka się wreszcie nadarzyła, to uderzona przez Schröder futbolówka od razu znalazła drogę do siatki Danielle de Jong. Było to jednak zaledwie trafienie wyrównujące stan rywalizacji, gdyż to przyjezdne jeszcze w pierwszym kwadransie otworzyły wynik za sprawą Amerykanki Taylor Ziemer oraz… Anny Sandberg, która nieoczekiwanie chyba nawet dla samej siebie popisała się niezwykle precyzyjnym podaniem wprost pod nogi rywalki. Najmłodsza z tegorocznych kadrowiczek Petera Gerhardssona w pełni zrehabilitowała się tuż po przerwie, kiedy to już w doskonale znanym wszystkim obserwatorom Damallsvenskan stylu wypatrzyła zamykającą akcję na dalszym słupku Katariinę Kosolę, a znajdująca się w wybornej dyspozycji Finka jednym kopnięciem doprowadziła skąpane w deszczu Hisingen do ekstazy. Radość sympatyków Häcken nie trwała jednak przesadnie długo, bo zaledwie pięć minut później niegroźny wydawało się strzał Leonie Vliek przepuściła Jennifer Falk, dzięki czemu ponownie mieliśmy remis. Utrzymał się on zresztą do ostatniego gwizdka węgierskiej sędzi, choć w doliczonym czasie gry piłki meczowe miały na nodze kolejno Ella Peddemors oraz Sophie Anna te Brake. Zawodniczki z Enschede nie dopięły jednak swego i o tym, która z tych ekip wywalczy przepustkę do wyśnionej fazy grupowej Ligi Mistrzyń, zadecyduje zaplanowane na najbliższą środę spotkanie rewanżowe.

Elaine Burdett wyskoczyła najwyżej w 93. minucie meczu na Bravida Arenie w Hisingen (Fot. Bildbyrån)
Ach, co to był za wieczór! Czasami zdarza nam się kręcić nosem, że poziom tej naszej ligi momentami nie dojeżdża, ale w miniony piątek Damallsvenskan zdecydowanie pokazała światu swoją najpiękniejszą twarz. Trzy mecze, z których każdy dostarczył oglądającym tylu wrażeń, że spokojnie dałoby się obdzielić nimi przynajmniej kilka kolejek. Nasze podsumowanie zacznijmy może od Malmö, gdzie broniący tytułu Rosengård rozegrał swój zdecydowanie najlepszy tej jesieni mecz, ale wystarczyło to zaledwie do tego, aby podzielić się punktami z wciąż niepokonanym od wrześniowych derbów Djurgården. Podopieczne Ievy Cederström rozpoczęły od naprawdę mocnego uderzenia, a szybki gol autorstwa Japonki Mai Kadowaki był jedynie potwierdzeniem, że mistrzynie Szwecji nie zamierzają tego dnia bawić się w półśrodki. Wystarczyły jednak zaledwie trzy minuty dekoncentracji, aby z 1-0 zrobiło się 1-2, gdyż niełapalna w tej fazie sezonu Stinalisa Johansson najpierw sama pokonała Earthę Cumings, a następnie miała swój niemały udział przy trafieniu Tilde Lindwall. Skromnej zaliczki zawodniczki Dumy Sztokholmu broniły naprawdę mądrze i choć co i raz dopisywało im szczęście (bo jak inaczej nazwać pięć (!) strzałów Rosengård w obramowanie bramki), to jednak poza zupełnie ostatnią fazą meczu nie mogliśmy mówić tu o żadnej rozpaczliwej defensywie. Jeden punkt gospodyniom udało się jednak uratować, gdyż w czwartej minucie czasu doliczonego dośrodkowaną przez Sofie Bredgaard futbolówkę do własnej bramki pechowo skierowała Sanna Kullberg.
Emocji w trybie last minute nie brakowało także na Bravida Arenie, gdzie również wszystko rozpoczęło się zgodnie z planem. Napór miejscowych, presja nałożona na defensywę Vittsjö przez Katariinę Kosolę i Rosa Kafaji już w dziewiątej minucie przełamała wreszcie strzelecką niemoc. Jeśli jednak myślicie, że od tego momentu Häcken całkowicie zdominował boiskowe wydarzenia, to zdecydowanie się mylicie. To znaczy, Anna Anvegård oraz Felicia Schröder swoje okazje oczywiście miały i gdyby tylko któraś z nich poszła w ślady koleżanki z ofensywy Os, to mecz udałoby się najpewniej zamknąć, ale nic takiego się nie wydarzyło, a gościnie ze Skanii z każdą minutą jakby zyskiwały wiarę w to, że tego spotkania wcale nie trzeba przegrać, a passa meczów bez porażki wcale nie musi zakończyć się właśnie w Hisingen. Jak zwykle niesamowicie zdeterminowane były Clara Markstedt i Katrina Gorry, sporo ożywienia wniosła z ławki Cajsa Rubensson, która po raz pierwszy w karierze miała sposobność rywalizować na ligowych boiskach ze swoją zdecydowanie bardziej utytułowaną siostrą, ale bohaterką ekipy prowadzonej przez trenerski duet Kristiansson – Mårtensson okazała się postać cokolwiek nieoczywista. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry z narożnika boiska dośrodkowała Sarah Stratigakis, a w szesnastce Häcken najwyżej wyskoczyła… amerykańska bramkarka Vittsjö Elaine Burdett i celnym strzałem głową doprowadziła do rozpaczy kibiców z Hisingen. Z potknięcia Os w pełni skorzystał Linköping, który w pierwszej połowie swojego meczu tak bardzo zdominował rywalki z Piteå, że widniejące na tablicy wyników 3-0 wydawało się być stosunkowo łagodnym wymiarem kary. Momiki, Björk i Selerud robiły w środku pola co chciały, a Cornelia Kapocs wysyłała kolejne sygnały, że w rywalizacji o Złotego Buta ani na moment nie można o niej zapominać. Po powrocie z szatni żadna z drużyn ani trochę nie przypominała jednak siebie sprzed przerwy, a piłkarkom z Norrbotten wystarczyła niespełna minuta (tak, na grafice nie ma błędu!), aby zniwelować stratę z trzech do jednego gola. I w tym momencie naprawdę zaczęło się dziać, gdyż najwyraźniej zaskoczony takim obrotem spraw Linköping mentalnie do gry już nie wrócił, a rozpędzające się gościnie stworzyły sobie tyle okazji, że z Östergötland mogły tak naprawdę wywieźć nie jeden, a trzy punkty. Cajsie Andersson sprzyjała jednak fortuna, bo zarówno piękny strzał Katriny Guillou, jak i sytuacyjna próba Asli Johahanesen zatrzymały się ostatecznie na dolnej krawędzi poprzeczki, dzięki czemu LFC wciąż utrzymał się w grze nawet o mistrzowski tytuł.
Tym bardziej, że problemów rywalek z czołówki tabeli nie wykorzystało Hammarby, które póki co jesienią nie zachwycało, ale pomimo boiskowych ciężarów punktowało nadzwyczaj regularnie. Od ponad miesiąca niezmiennie wspominaliśmy jednak, że prawdziwa próba wartości czeka zawodniczki Bajen dopiero w październiku, a domowe starcie z Kristianstad miało być pierwszym z czterech sprawdzianów zaliczeniowych na drodze do wyczekiwanego od niemal czterech dekad mistrzostwa. Dziś wiemy już, że test ten został przez ekipę z Södermalm oblany, ale jeśli do 75. minuty oddajesz w światło bramki przeciwniczek zaledwie jeden celny strzał, to trudno mieć o taki stan rzeczy pretensje do kogokolwiek z zewnątrz. A prawda jest taka, że Kristianstad wcale nie rozegrał w stolicy jakiegoś wielkiego meczu, ale po prostu solidna postawa tym razem w zupełności wystarczyła do tego, aby z terenu byłych już liderek Damallsvenskan zabrać ze sobą trzy punkty i kapitalne wspomnienia. A radość po tym, jak Sheila van den Bulk przytomnie dobiła futbolówkę po przestrzelonym przez Therese Ivarsson rzucie karnym jednoznacznie pokazuje, że KDFF w tym sezonie bez względu na sytuację w tabeli będzie grać do końca na maksimum swoich możliwości. Fanom Hammarby na pocieszenie pozostała świadomość, że Anna Tamminen właśnie w trakcie sobotniego meczu o osiem minut pobiła absolutny rekord ligi pod względem liczby minut z czystym kontem. Choć przypuszczamy, że w tej chwili nawet fińska golkiperka bez zastanowienia zamieniłaby ów indywidualny laur na punkty, które bezpowrotnie odjechały wesołym busem do północno-wschodniej Skanii.
A co wydarzyło się na innych arenach? Beniaminek z Norrköping planowo przejechał się po Kalmarze, Jennie Egeriis szalała na lewym skrzydle, a My Cato na pomeczowej konferencji śmiało wspomniała coś o szansie w pierwszej reprezentacji. Nadzieję na pozostanie w krajowej elicie przedłużyła Bromma, która między innymi dzięki dubletowi Klary Andrup oraz niezwykle gościnnej postawie defensorek z Närke bezlitośnie wypunktowała na Behrn Arenie Örebro. W niezwykle istotnym w perspektywie walki o utrzymanie meczu zmierzyły się także zespoły z Uppsali oraz Växjö. Dla obu ekip było to starcie absolutnie kluczowe, ale po ostatnim gwizdku sędzi Sofie Borck Janeheim zameldować skuteczne wykonanie zadania mogły tylko podopieczne trenera Olofa Unogårda. Piłkarki ze Småland losy niezwykle istotnej potyczki odwróciły dopiero w drugiej połowie, gdyż do przerwy to gospodynie zdawały się być zdecydowanie bliżej celu po fantastycznym golu Klary Folkesson. Trafienia Nesrin Akgün (po kolejnej tej jesieni fatalnej pomyłce Milli-Maj Majasaari) oraz Lakin Russell z rzutu karnego sprawiły jednak, że poduszka bezpieczeństwa dla Växjö powiększyła się z pięciu do ośmiu punktów i choć nie jest to jeszcze niepodważalna polisa bezpieczeństwa, to jednak perspektywa występów w najwyższej klasie rozgrywkowej również w kolejnym sezonie stała się dziś zdecydowanie bardziej realna.
Komplet wyników:
Klasyfikacje indywidualne:
Klasyfikacje drużynowe:
Przejściowa tabela:


Fot. Kristianstads DFF
Być może dla wielu z was będzie to teza cokolwiek kontrowersyjna, ale w moim odczuciu pożegnanie Elisabet Gunnarsdottir z Kristianstad będzie dla całej szwedzkiej piłki najważniejszym transferem wychodzącym od czasu pamiętnej wyprowadzki Marty z Malmö na gorącą Florydę. Bo choć nie da się ukryć, że na przykład Pernille Harder czy Tabitha Chawinga są wspaniałymi piłkarkami i zdecydowanie największymi ambasadorkami futbolu w swoich krajach, to żadna z nich nie pozostawiła w Damallsvenskan takiego dziedzictwa jak islandzka trenerka. 47-letnia dziś Gunnarsdottir przybyła do Kristianstad przed piętnastoma laty ze stołecznego Valuru Reykjavik, w barwach którego zresztą zarówno rozpoczynała, jak i kończyła karierę piłkarską. Powierzenie jej pierwszego zespołu KDFF nie było może na tamten moment decyzją szokującą, ale mimo wszystko trzeba przyznać, że nie był to również wybór całkowicie oczywisty. Został on jednak dokonany i chyba nikt nie miał wówczas świadomości, że oto w historii klubu z północno-wschodniej Skanii zaczyna się czas absolutnie wyjątkowy, żadną miarą nieporównywalny z czymkolwiek, co było przedtem i najpewniej również z tym, co nastąpi potem. Popularna Beta pozostawia po sobie ogromne dziedzictwo, którego integralną częścią na zawsze pozostanie nie tylko rozgrywany na błocie wysłużonego Vilans IP słynny mecz o przetrwanie przeciwko Umeå, ale również pierwsze ligowe medale, zwycięski debiut w europucharach, dramatyczny finał Svenska Cupen w Göteborgu, czy wreszcie naprawdę spora liczba trafionych ruchów transferowych, bo na tym polu w minionej dekadzie Kristianstad faktycznie miał się czym pochwalić. I gdyby analizować szkoleniowców pracujących w Szwecji na szczeblu centralnym, jedynie Stellan Carlsson z Piteå zbudował w swoim klubie podobny, autorski projekt, który nawiasem mówiąc także zakończył się spektakularnym sukcesem, o kilka długości przekraczającym nawet te najbardziej ambitne założenia. Podobne trenerskie dziedzictwa są w coraz bardziej skomercjalizowanej, piłkarskiej rzeczywistości zjawiskiem mocno zanikającym, więc mając to na uwadze, zarówno pani Elisabet Gunnarsdottir, jak i całemu jej sztabowi należą się w tym miejscu słowa najwyższego uznania i podziękowania.
Tak, to prawda, że Kristianstad w obecnych rozgrywkach wyraźnie częściej rozczarowywał niż zachwycał, w związku z czym tym razem najpewniej nie uda się zrealizować przedsezonowych założeń, które jednoznacznie wskazywały na chęć zameldowania się na przynajmniej najniższym stopniu ligowego podium. Teoretycznie piłka wciąż jest w grze, a sześciopunktowa strata do Linköping nie jest wcale deficytem, którego nie dałoby się skutecznie zniwelować, ale jednak boiskowa postawa Pomarańczowych ani trochę nie wskazuje na to, aby to właśnie ten zespół zaprezentował nam na przełomie października i listopada najbardziej efektowny finisz (inna sprawa, że nasza kochana liga widziała już przecież nie takie cuda). Swego rodzaju nagrodą pocieszenia może ostatecznie okazać się wyścig o miano najlepszego zespołu w Skanii, ale i w tej lokalnej rywalizacji to nie Kristianstad jawi się póki co jako jej główny faworyt. Wtorkowy komunikat sprawia jednak, że nagle chyba jeszcze ważniejsza od poprawiania w tabeli poszczególnych cyferek stała się kwestia godnego pożegnania klubowej legendy. Pod wodzą islandzkiej trenerki zawodniczki KDFF rozegrają jeszcze sześć spotkań, a pierwszym z nich już za kilkanaście godzin będzie wyjazd na teren wciąż walczącego o pierwszy od 38 lat mistrzowski tytuł Hammarby. Łatwo więc nie będzie, ale o maksymalną motywację w szeregach gościń możemy być całkowicie spokojni zarówno jutro w Sztokholmie, jak i w perspektywie czekających nas niebawem domowych derbów z Rosengård, które teraz niewątpliwie smakować będą jeszcze bardziej wyjątkowo. Bo nawet jeśli zauważalną część kadry Kristianstad często stanowiły piłkarki zagraniczne, to akurat z klubową identyfikacją oraz świadomością znaczenia poszczególnych meczów nigdy nie mieli tu żadnych problemów. Zarówno włodarze, jak i kibice doskonale zdają sobie ponadto sprawę z kierunku, w którym zmierza współczesny futbol i oczywistym jest, że dla drużyny z takiego ośrodka kończąca się właśnie era może zapisać się w annałach jako najwspanialszy czas w historii klubu. A jej symbolem numer jeden na zawsze już pozostanie osoba charyzmatycznej, islandzkiej trenerki, której ze zwykłej przyzwoitości wypadałoby zatem urządzić po prostu zwycięskie pożegnanie. Takk fyrir, Beta! Dziękujemy za wspaniałe, piętnastoletnie dziedzictwo!
#BetaLegacy – niezapomniane momenty:
Słoneczny Patrol w Skanii
Kojarzycie może popularny przed kilkoma dekadami amerykański serial, którego fabułę stanowiły losy grupy ratowników z okolic Los Angeles? Jeśli nie, to… niewiele straciliście, ale latem 2012 piłkarki i sztab szkoleniowy klubu z Kristianstad udowodnili, że nawet wątpliwej jakości dzieło może stać się inspiracją do postania całkiem ciekawego projektu. Tym sposobem, na jednej z nadbałtyckich plaż powstał dwuminutowy film, w którym w role bohaterów serialu wcieliły się nie tylko zawodniczki KDFF (m.in. Margret Lara Vidarsdottir, Sif Atladottir, Elena Sadiku, Julia Molin, czy Susanne Moberg), ale także trenerka Elisabet Gunnarsdottir oraz jej asystenci. Nie będzie zapewne wielkim zdziwieniem, iż cała ta idea wywołała niemałe poruszenie w środowisku, a wśród odbiorców spotykała się zarówno z pochwałami za pomysł, kreatywność i realizację, jak i ze słowami nie do końca uzasadnionej krytyki. Już wtedy nikt nie miał jednak wątpliwości, że islandzka era w Skanii będzie charakteryzować się przede wszystkim stawianiem na pracę zespołową nie tylko podczas meczów i treningów, o czym zresztą wkrótce przekonał się każdy, kto zdecydował się uczestniczyć w organizowanych przez klub eventach świątecznych czy przedsezonowych. I tego, że KDFF stał się czymś na kształt jednej, pomarańczowej, trzymającej się razem rodziny nikt już kwestionować nie próbował. Jak najbardziej zresztą słusznie.

Piłkarki z Kristianstad z powodzeniem radziły sobie na prowizorycznym planie filmowym (Fot. Expressen)
Błotna gra o wszystko
Fajnie jest grać o tytuły, puchary i wieczną sławę, ale prawdziwy charakter pokazać można dopiero wtedy, gdy przychodzi ci grać o przetrwanie. Prowadzony przez Elisabet Gunnarsdottir klub z Kristianstad z powodzeniem przeszedł jednak i tę najtrudniejszą z prób, choć okazała się ona nieprawdopodobnym wręcz emocjonalnym rollercoasterem. Przed ostatnią serią spotkań sezonu 2016 było jasne, że bezpośrednia rywalizacja Kristianstad z Umeå wyłoni przynajmniej jednego ze spadkowiczów. Zawodniczki ze Skanii były zależne wyłącznie od siebie, choć w przypadku remisu musiały jeszcze liczyć na pomyślne wieści z Malmö, gdzie swoje spotkanie równolegle rozgrywał Mallbacken, czyli ostatni z zespołów zamieszanych w walkę o uniknięcie degradacji. Znalezienie się pod kreską mogło wtedy oznaczać początek poważniejszych kłopotów dla znajdującego się w naprawdę niełatwej sytuacji finansowej KDFF, ale gospodyniom udało się ostatecznie dotrwać do końcowego gwizdka z całkowicie satysfakcjonującym je remisem 1-1, gdyż kilkadziesiąt mil na południe Rosengård zrobił swoje, niejako wyciągając do lokalnego rywala pomocną dłoń. Dramaturgii całej sytuacji dodawał jeszcze fakt, że murawa na Vilans IP była w dniu meczu w takim stanie, że zdecydowanie bardziej nadawałaby się do tego, aby kręcić na niej sceny do jednej z części Igrzysk Śmierci. Dziś prawdopodobnie ten mecz w ogóle nie dostałby zielonego światła, ale na szczęście dla Kristianstad czasu już nie cofniemy…
Karny finał na Valhalli
Te wydarzenia mieliśmy już sposobność śledzić i opisywać na żywo, więc aby przynajmniej spróbować oddać emocje chwili, pozwolę sobie wkleić fragmenty pomeczowej relacji z dn. 1. maja 2019: Dla obu zespołów był to jeden z najważniejszych meczów na przestrzeni kilku ostatnich lat. Ani Göteborg, ani Kristianstad nie posiadają w klubowej gablocie wielkiej ilości trofeów, w związku z czym finał Pucharu Szwecji był dla obu klubów doskonałą okazją, aby wreszcie zacząć ją zapełniać. Przed trzema dniami, ligowe starcie drużyn prowadzonych przez Elisabet Gunnarsdottir i Marcusa Lantza zakończyło się remisem, ale dziś zwycięzcę poznać już musieliśmy. I poznaliśmy, choć stało się to w okolicznościach, których wszyscy – bez względu na klubowe sympatie i antypatie – raczej wolelibyśmy uniknąć. […] Wszyscy byliśmy zatem gotowi na to, że finałowym starciem przyjdzie nam emocjonować się jeszcze przez przynajmniej trzydzieści minut, ale wtedy sprawy w swoje ręce postanowiła wziąć Pernilla Larsson, która już w doliczonym czasie gry dostrzegła domniemany faul Rybrink na Blomqvist. Ponieważ cała sytuacja miała miejsce w polu karnym, sędzia z Trollhättan wskazała na jedenasty metr, a najlepsza na boisku Elin Rubensson pewnym strzałem tuż przy słupku wprawiła kibiców z Göteborga w ekstazę. Rywalki ze Skanii nie miały już ani czasu, ani energii na to, aby poszukać wyrównującego gola, ale po ostatnim gwizdku więcej niż o pierwszym od siedmiu lat zwycięskim finale dla ekipy z zachodniego wybrzeża mówiło się o mocno kontrowersyjnej decyzji pani Larsson. Zbulwersowana trenerka Kristianstad nazwała decyzję o podyktowaniu rzutu karnego szaleństwem i przedwcześnie zakończyła swoją pomeczową wypowiedź, natomiast obóz KGFC zachowywał w ocenie tej sytuacji godną podziwu powściągliwość. Swoją drogą, decyzja o jedenastce była o tyle kontrowersyjna, że nawet po upływie nawet pięciu lat pamiętam, iż sam pozwoliłem sobie wówczas na mało elegancki komentarz traktujący o tym, że pani arbiter najwyraźniej spieszyła się tamtego popołudnia na pociąg do Trollhättan, a Dworzec Centralny w Göteborgu zlokalizowany jest zaledwie kilka przecznic od areny, na której rozgrywany był ów finał.

‘Era Bety’ to w Kristianstad również era pierwszych w historii klubu medali (Fot. Skånesport)
Historyczne podium
Sezon 2020 na zawsze zapisał się w naszej pamięci ze względu na niezwykłe okoliczności, w których przyszło nam śledzić zmagania piłkarek na ligowych boiskach. Dla kibiców z Kristianstad i okolic rok ten kojarzyć będzie się jednak nie tylko z epidemicznym dramatem, ale i z pierwszym w historii klubu podium, które to podopieczne islandzkiej trenerki zapewniły sobie w przedostatniej serii spotkań. W teorii tydzień później mogły jeszcze pokusić się nawet o wicemistrzostwo, ale najwyraźniej nikt nie zakładał, że Rosengård może realnie wyłożyć się u siebie przeciwko Växjö, w związku z czym trudno było utrzymać mentalną koncentrację na najwyższym poziomie po oznaczającym historyczny sukces zwycięstwie nad Uppsalą. A może i szkoda, bo wspomniany Rosengård skompromitował się po całości i wystarczyło tylko pokonać na własnym boisku grający już wyłącznie o honor Linköping, a mielibyśmy do czynienia z czymś jeszcze bardziej wyjątkowym niż jedynie trzecie miejsce. Raz jeszcze zapraszam na sentymentalną podróż, tym razem do 9. listopada 2020 i pamiętnej wiktorii w Uppsali: Choć z wiadomych względów większość oczu była w miniony weekend skierowana na Linköping, historia pisała się także na innych arenach. Ot, choćby w Uppsali, gdzie Kristianstad zapewnił sobie prawo gry w eliminacjach piłkarskiej Ligi Mistrzyń 2021-22. Pewne zwycięstwo nad beniaminkiem było dopełnieniem fenomenalnego sezonu w wykonaniu podopiecznych Elisabet Gunnarsdottir, która podczas dekady spędzonej w północno-wschodniej Skanii najpierw przeprowadziła klub przez największy w jego historii kryzys, a następnie doprowadziła go do bram Europy. I jeśli ktoś w tym momencie pomyślał, że jest to kolejna pochodząca z naszej ligi opowieść idealnie nadająca się na scenariusz kalifornijskiego filmu, to … jak najbardziej ma rację! Jak widać, raz jeszcze potwierdza się stare przysłowie, że to życie pisze nam najbardziej wartościowe scenariusze. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy jednak, że zawodniczką, która poprowadziła Kristianstad do zwycięstwa w Uppsali, była dyrygentka środka pola Anna Welin i tylko kapitalna postawa Emmy Holmgren w bramce gospodyń sprawiła, że była piłkarka Limhamn Bunkeflo nie kończyła sobotniego meczu z hat-trickiem w statystykach. Swojego gola dołożyła także jedna z najbardziej niedocenianych (taki najwidoczniej już los defensywnych pomocniczek) piłkarek Damallsvenskan Eveliina Summanen, a wnosząca jak zwykle sporo ożywienia rezerwowa Maja Bodin tym razem upodobała sobie ostrzeliwanie obramowania bramki zespołu z Uppsali. Bez gola zakończyła swój boiskowy popis także największa gwiazda Pomarańczowych Therese Åsland, która jednak miała swój niezaprzeczalny udział przy decydującym dla końcowego wyniku trafieniu na 2-0. To właśnie zawodniczka z Norwegii dośrodkowała z narożnika boiska piłkę, którą chwilę później mocno niefortunnie, bo od pleców swojej klubowej koleżanki, piąstkowała Emma Holmgren. Beniaminka możemy oczywiście pochwalić za grę do końca (Linköping może w tym miejscu zrobić notatki), ale honorowy gol autorstwa Nicole Modin to zdecydowanie zbyt mało, aby toczyć równorzędne boje z drużyną, która już za kilka miesięcy będzie reprezentować nas w Europie. I wiele wskazuje na to, że będzie to naprawdę godna reprezentacja.
Zwycięski, pucharowy debiut
Debiut w europejskich pucharach na nowym stadionie w Kristianstad – już samo to było zapowiedzią wspaniałych, niezapomnianych chwil. Tym bardziej, że duńskie Brøndby lata świetności zdawało się mieć za sobą i sprawiało wrażenie zespołu, z którym jak najbardziej można będzie przynajmniej powalczyć. Fani ze Skanii liczyli przede wszystkim na znajdującą się w wybornej wręcz dyspozycji strzeleckiej Sveindis Jane Jonsdottir, ale los napisał scenariusz jeszcze piękniejszy i jeszcze bardziej bajkowy. Raz jeszcze cofnijmy się zatem do przeszłości i spróbujmy ożywić emocje z 18. sierpnia 2021: Zdecydowanie więcej inicjatywy wykazywały jednak w tym aspekcie gospodynie, które raz po raz próbowały oszukać defensywę rywalek za pomocą długich, prostopadłych podań. Po jednym z takich zagrań Amandzie Edgren udało się nawet umieścić futbolówkę w siatce gości, ale gol ten został zdobyty z ewidentnego spalonego. W 32. minucie nie było już jednak żadnych wątpliwości, że tym razem bramka dla Kristianstad była jak najbardziej prawidłowa. I jak przystało na zespół prowadzony od dekady przez według islandzkiej myśli szkoleniowej, gol ten padł po stałym fragmencie gry. Z narożnika boiska dośrodkowała Åsland, po czym w szesnastce Brøndby doszło to prawdziwej kotłowaniny. Gospodynie aż trzykrotnie uderzały na bramkę Ann-Kathrin Dilfer, ale dopiero ostatnia z prób przyniosła im powodzenie. I choć wydawało się, że to Anna Welin zapisze się w annałach jako zdobywczyni premierowego gola dla Kristianstad w europejskich pucharach, to jej próbę na linii bramkowej rozpaczliwą interwencją zatrzymała jeszcze jedna z duńskich defensorek. Wobec dobitki Alice Nilsson piłkarki gości były już jednak kompletnie bezradne i tym sposobem to właśnie wychowanka ekipy ze wschodniej Skanii wywalczyła sobie dożywotnie miejsce w klubowej galerii sław. Piękniejszego scenariusza doprawdy trudno było sobie wymarzyć. […] Dziś na stadionie w Kristianstad przekonaliśmy się, że wietrzne i momentami deszczowe, środowe popołudnie może zakończyć się w całkiem miłej atmosferze, więc teraz pozostaje tyko czekać, abyśmy w podobnych nastrojach żegnali również sobotni wieczór. Droga do futbolowej elity wciąż pozostaje oczywiście niesamowicie długa i kręta, ale pierwszą przeszkodę udało się już pokonać. I choć piłkarki ze Skanii dokonały tego w stylu być może nie efektownym, to z pewnością był to w ich wykonaniu niesamowicie solidny występ. A przecież właśnie tej solidności oczekujemy od Kristianstad w pierwszej kolejności.

Wychowanka Kristianstad Alice Nilsson świętuje historycznego, pierwszego gola klubu w europejskich pucharach (Fot. Bildbyrån)








Blisko, blisko, coraz bliżej… Vittsjö znów zwycięskie, a rywalki z czołówki punktują mocno nieregularnie (Fot. Bildbyrån)
W czerwcu mieliśmy wyjątkowo kapryśną wiosnę, wrześniowym meczom towarzyszyła często iście letnia aura, ale po kolejnej przerwie reprezentacyjnej przyszedł wreszcie czas na prawdziwie jesienne granie. Pory roku i wskazania termometrów ani trochę nie wpłynęły jednak na mocno rozpędzone zawodniczki z północy Skanii, które jak wygrywały przy dwudziestu pięciu kreskach powyżej zera, tak wygrywają przy piętnastu. I nie ma większego znaczenia, czy po przeciwnej stronie boiska biegają rozpaczliwie walczące o utrzymanie rywalki z Uppsali lub Växjö, czy też nieukrywające nawet mistrzowskich aspiracji piłkarki z Linköping. Te ostatnie przyjechały do wsi nieopodal Hässleholm w minioną niedzielę i choć teoretycznie przegrały zaledwie różnicą jednego gola, to jednak w zasadzie ani przez moment nie były bliskie nawiązania równej walki z podopiecznymi trenerskiego duetu Mårtensson – Kristiansson. Skalę dominacji Vittsjö najlepiej obrazuje fakt, że w szeregach LFC na największe pochwały zapracowała sobie golkiperka Cajsa Andersson, która kilkoma kapitalnymi interwencjami uratowała swój zespół od zdecydowanie bardziej dotkliwej porażki. Nieporównywanie więcej wyróżnień przyznalibyśmy za to gospodyniom, bo oprócz znajdującej się w niezmiennie wybitnej dyspozycji autorki dubletu Sary Stratigakis, kapitalne zawody rozegrały między innymi Clara Markstedt, Nellie Persson, czy kapitanka Sandra Lynn. Ta ostatnia jeszcze przed pierwszym gwizdkiem wprawiła zresztą wszystkich kibiców w dobry nastrój, wymownie poprawiając stadionową spikerkę, która… podczas przedmeczowej prezentacji przedstawiła ją używając panieńskiego nazwiskiem Adolfsson. I jak dobre humory na trybunach w północnej Skanii momentalnie się pojawiły, tak nie zniknęły nawet na chwilę, bo nawet nieco szczęśliwy, wyrównujący gol niezawodnej Yuki Momiki nie był w stanie wybić gospodyń z uderzenia. A kilka zespołowych akcji miejscowych jak najbardziej nadawałoby się jako element wykładu traktującego o tym dlaczego futbol to najbardziej zespołowa wśród gier zespołowych.
W zdecydowanie mniej optymistycznych nastrojach zamykały pierwszy, październikowy weekend pozostałe kluby ze Skanii. Rosengård wybrał się na teoretycznie niezbyt wymagający teren do Växjö, ale zamiast przekonującego zwycięstwa gościń obejrzeliśmy pierwszy od niemal trzech miesięcy punkt wywalczony przez podopieczne Olofa Unogårda. A przecież mogło być z perspektywy beniaminka jeszcze radośniej, bo sama tylko Dessi Dupuy aż trzy razy stawała przed szansą na umieszczenie futbolówki w siatce Earthy Cumings. 24-latka ze Szkocji znów broniła jednak bez zarzutu, choć chyba decydując się na transfer definitywny z Liverpoolu nie spodziewała się, że w takich meczach przyjdzie jej regularnie ratować swoim koleżankom z pola wynik. Oczywiście, Rosengård też miał swoje szanse, sporo wiatru robiły w zespole wciąż aktualnych mistrzyń Szwecji przede wszystkim obie wahadłowe (Ria Öling oraz Fiona Brown), ale nie będziemy udawać, że od takiego zespołu wymagamy po prostu więcej. A nie da się ukryć, że w tej fazie sezonu mocno pod formą znajdują się Wik, Schough, czy Larsson, o Caroline Seger nawet nie wspominając. Smutny czas nastał także w Kristianstad, bo najpierw wyjazd do mocno pokiereszowanej Brommy zakończył się powrotem z zaledwie jednym punktem, a następnie całą piłkarską Szwecję obiegła informacja, że już za miesiąc swoją piętnastoletnią pracę w klubie zakończy Elisabet Gunnarsdottir. I wiele wskazuje na to, że to właśnie ta wiadomość okaże się informacją numer jeden najbliższego tygodnia. Bo nie da się ukryć, że historia islandzkiej trenerki i tego, jak stała się żywą legendą klubu zasługuje nie tyle na osobny akapit, co na osobny tekst. Co zaś się tyczy piłkarek BP, to im z kolei satysfakcję z wywalczonego na wyżej notowanym rywalu punktu zepsuła nieco informacja o kontuzji Louise Lillbäck, która jeszcze przed przerwą ucierpiała w wyniku niefortunnego zderzenia z Hlin Eiriksdottir.
Häcken strzeliło gola! Bez szaleństw, póki co tylko jednego, na dodatek z rzutu karnego i po rękach interweniującej Sofii Hjern, ale zwycięstwo 1-0 okazało się wystarczające, aby w mistrzowskim wyścigu nie ponieść kolejnych strat. Inna sprawa, że jeszcze chwila, a naprawdę zaczniemy się zastanawiać, czy Osy z Hisingen rzeczywiście nie oszczędzają całej amunicji na dwumecz z holenderskim Twente, bo dziś wieczorem znów zdarzało im się marnować sytuacje nie tyle stu-, co tak naprawdę dwustuprocentowe. Pudło do pustej bramki? Nie ma sprawy! Strzał z pięciu metrów w bramkarkę lub w słupek? Obie opcje wykorzystane! Zmarnowana kontra w przewadze trzy na jedną? A jakże! Libański szkoleniowiec Mak Adam Lind może jednak cieszyć się z niezmiennie wysokiej dyspozycji Mariki Bergman Lundin oraz Rosy Kafaji, którym gra w piłkę sprawia na ten moment naprawdę sporo frajdy i widać to za każdym razem, gdy futbolówka znajdzie się w zasięgu nawet nie tyle ich nóg, co ich wzroku. Nie brakuje jednak też zmartwień, bo terminarz na najbliższe tygodnie wydaje się niezbyt łaskawy, a z powodu urazu plac gry przedwcześnie opuścić musiała Molly Johansson, co w obliczu problemów zdrowotnych innych bocznych defensorek zadanie nowemu trenerowi Häcken bynajmniej nie ułatwia. Po komplet oczek w starciu z innym beniaminkiem sięgnęło Hammarby, choć jeszcze przy stanie 0-0 czujność Anny Tamminen sprawdzić postanowiły Taryn Ries oraz Klara Folkesson. Fińska golkiperka ów test zdała jednak bez zarzutu, a później Jonna Andersson wrzuciła piłkę na głowę Matildy Vinberg i stało się jasne, że w obecności dwóch i pół tysiąca zielono-białych fanów żadna krzywda Bajen stać się nie może. Tym bardziej, że Vilde Hasund raz jeszcze dała z ławki niezwykle pozytywny impuls, a Smilla Vallotto potwierdziła, że nieprzypadkowo właśnie teraz dostała szansę debiutu w seniorskiej kadrze Szwajcarii. Zwycięstwa duetu liderek pozwoliły im odskoczyć nie tylko od Linköping, ale i od Piteå, które z kolei wracało na tarczy z Örebro. Anam Imo oraz Katrina Guillou jak zawsze robiły, co mogły, ale tym razem ich wysiłki nie pozwoliły rewelacji sezonu dopisać w tabeli choćby jednego punkcika, choć do dziewięćdziesiątej minuty na Behrn Arenie zanosiło się na bezbramkowy remis. Wtedy jednak kluczową akcję przeprowadziły dwie rezerwowe nastolatki; asystowała Emilia Pelgander, finalizowała Ida Björnberg i wydaje się, że ta ostatnia w ten właśnie sposób przyklepała swojemu klubowi miejsce w Damallsvenskan na kolejny sezon.
Komplet wyników:
Statystyki indywidualne:
Statystyki drużynowe:
Przejściowa tabela:
