Zadanie wykonane

Bj01tMIYQKIuNWkxV5MHytthBJE

W takich okolicznościach Rosengård wyszedł na prowadzenie, którego już nie oddał (Fot. Walter Luger)

Na stadionie w Sankt Pölten dobiegała końca 25. minuta gry, gdy Olivia Schough dośrodkowała z rzutu wolnego w szesnastkę mistrzyń Austrii. Centra byłej zawodniczki stołecznego Djurgården wprowadziła sporo zamieszania w szeregi obu ekip, a futbolówka – po kilkusekundowym bilardzie w polu karnym – wylądowała ostatecznie pod nogami Emmy Berglund. Była reprezentantka Szwecji nie namyślała się długo i pomimo rozpaczliwej próby interwencji Alexandry Biroovej skutecznie umieściła piłkę w siatce Isabelli Kresche. I właśnie tak, w sporym oczywiście uproszeniu, wyglądał moment, w którym Rosengård po raz pierwszy znalazł się na prowadzeniu w dwumeczu 1/8 finału Ligi Mistrzyń. Prowadzeniu, którego już zresztą nie oddał, a nieco ponad kwadrans później nawet je powiększył. Tym razem w roli głównej wystąpiła Mimmi Larsson, korzystając z kapitalnego, prostopadłego podania rozgrywającej bardzo dobry mecz Katrine Veje. Dwie bramki zapasu były już zaliczką całkiem pokaźną, w związku z czym kibice ze Skanii ze zdecydowanie większym spokojem oczekiwali wznowienia gry po przerwie. I intuicja ich nie zawiodła, bo choć podopieczne trenerki Marii Wolf robiły wszystko, aby raz jeszcze odwrócić losy rywalizacji, to ich starania zazwyczaj rozbijały się o niezwykle tego wieczora szczelną defensywę z Malmö. Emma Berglund do spółki z Glodis Perlą Viggosdottir czyściły własne przedpole z taką skutecznością (szczególnie jeśli popatrzymy na statystyki pojedynków powietrznych), że wicemistrzyniom Szwecji w tym meczu nie miała prawa stać się żadna krzywda.

Pewny w sumie awans nie może nam jednak przesłonić faktu, że szczególnie w drugiej połowie podopieczne Jonasa Eidevalla ani trochę nie przypominały zespołu, który pretenduje do miana jednego z ośmiu najlepszych w Europie. Owszem, wynik był satysfakcjonujący, więc nikt nie spodziewał się równie mocnego otwarcia, jak przed przerwą (wówczas Fiona Brown oddała pierwszy groźny strzał już w czterdziestej sekundzie), ale mieliśmy pełne prawo oczekiwać, że przynajmniej raz na jakiś czas piłkarki ze Skanii poszukają trzeciego gola, który definitywnie zamknąłby dwumecz. Tymczasem, podczas trzech kwadransów boiskowych zmagań, doliczyliśmy się zaledwie dwóch takich prób: pierwszej, gdy Caroline Seger raz jeszcze wykorzystała swój spryt po dośrodkowaniu Cankovic i drugiej, gdy z dystansu minimalnie pomyliła się Schough. Pozostały okres gry należał zdecydowanie do St. Pölten i choć optyczna przewaga klubu z Austrii nie przekładała się na nic konkretnego (głównie dzięki wygrywającym niemal wszystkie główki stoperkom Rosengård), to jednak można było odnieść wrażenie, że boiskowa inicjatywa została oddana trochę zbyt łatwo. Tym razem na szczęście bez konsekwencji, ale podobne przestoje na kolejnym etapie rozgrywek oznaczać będą zapewne bardzo bolesny koniec europejskiej przygody w tym sezonie.

Największym problemem trapiącym klub z Malmö przed zbliżającym się coraz większymi krokami ćwierćfinałem może okazać się jednak … doprowadzenie kluczowych piłkarek do stanu, w którym bez zdrowotnego ryzyka będą mogły podjąć boiskową rywalizację na maksymalnej intensywności. Z wiadomych powodów (kwestie regulaminowe dokładnie już omówiliśmy) kadra Rosengård na wiosenną część Ligi Mistrzyń jest niesamowicie wąska, a po spotkaniu w Austrii na problemy mięśniowe narzekały Jelena Cankovic, Stephanie Labbe i Caroline Seger. Mocno sponiewierana przez zawodniczki z St. Pölten została ponadto Sanne Troelsgaard, która – jak doskonale wiemy – starć ramię w ramię się nie boi. Sprzymierzeńcem ekipy ze Skanii nie jest również terminarz, gdyż czasu na regenerację nie będzie chwilowo prawie wcale. W najbliższy weekend rozpoczyna się bowiem faza grupowa zmagań o Puchar Szwecji i możemy spodziewać się, że w tych rozgrywkach trener Eidevall będzie zmuszony mocno rotować wyjściową jedenastką. Tutaj na szczęście pole manewru jest nieco większe, gdyż w kadrze meczowej będą mogły znaleźć się takie zawodniczki jak Ria Öling czy Olivia Welin, których nie można było zgłosić do Ligi Mistrzyń. Ani trochę nie zmienia to jednak faktu, że najbliższe tygodnie będą dla piłkarek ze Skanii pierwszym poważnym egzaminem. Bo o ile ewentualne odpadnięcie z Lyonem lub PSG kibice zapewne wybaczą (szczególnie jeśli zgadzać się będzie poziom ambicji i zaangażowania), o tyle na krajowym podwórku od jedenastokrotnych mistrzyń kraju wymaga się po prostu zwycięstw. Ot, choćby takich jak wczoraj na austriackiej ziemi. 

Jak Rosengård straty odrabiał

DSC_3304-2

Wyjściowa jedenastka Rosengård tuż przed meczem Ligi Mistrzyń przeciwko FC Barcelonie (Fot. Bildbyrån)

Zgadza się, już sam tytuł może budzić delikatne zdziwienie. Bo przecież o jakich stratach mowa, skoro gol Caroline Seger w doliczonym czasie gry teoretycznie wyrównał stan rywalizacji? No właśnie, teoretycznie. Regulamin piłkarskiej Ligi Mistrzyń jest bowiem nieubłagany i na te chwilę (czyli przed pierwszym gwizdkiem meczu rewanżowego) to mistrzynie Austrii wciąż mogą czuć się ćwierćfinalistkami. To one zapisały na swoim koncie dwa trafienia na boisku rywalek i to im do realizacji planu wystarczy bezbramkowy remis. W zdecydowanie innej sytuacji są za to podopieczne Jonasa Eidevalla, które aby marzyć o awansie, muszą w St. Pölten strzelić przynajmniej jednego gola. I choć zadanie to wydaje się być absolutnie w zasięgu piłkarek ze Skanii, to ku przestrodze przypomnijmy sobie poprzednie dwumecze, w których FC Rosengård musiał na wyjeździe gonić wynik. W historii europejskich zmagań doszukaliśmy się czterech takich przypadków i choć trzeba wyraźnie zaznaczyć, że poprzeczka zazwyczaj zawieszona była zdecydowanie wyżej niż obecnie, to żadna z dotychczasowych prób pogoni w wykonaniu ekipy z Malmö nie została ostatecznie zwieńczona sukcesem. Choć przynajmniej jeden raz był on naprawdę na wyciągnięcie ręki. Zacznijmy jednak od początku …

LM 2014/15 – 1/8 finału (vs VfL Wolfsburg)

Dwumecz z już uznaną, lecz wciąż znajdującą się na fali wznoszącej niemiecką marką. W meczu rozgrywanym w Malmö do remisu zabrakło naprawdę niewiele, ale bezbłędnie wykonany przez Martinę Müller rzut karny w samej końcówce spotkania sprawił, że to rywalki przystępowały do rewanżu na własnym boisku w bardzo komfortowym położeniu. I choć w Skanii wierzyli oczywiście w futbolowy cud, to nadzieje szwedzkich kibiców zostały zgaszone nadzwyczaj szybko. Do przerwy spokojne 2-0 dla Wilczyc, później jeszcze honorowe trafienie Sary Björk Gunnarsdottir i pieczątka autorstwa niezmordowanej Müller. 2-5 w dwumeczu i można było się rozejść … awans Wolfsburga do ćwierćfinału ani przez moment nie był w tej rywalizacji poważnie zagrożony.

LM 2016/17 – ćwierćfinał (vs FFC Frankfurt)

Znów na drodze pojawiła się niemiecka przeszkoda, a jej pokonanie oznaczało tym razem pierwszy od siedemnastu lat i drugi w historii awans do grona czterech najlepszych drużyn w Europie. Na Malmö IP przyjezdne zwyciężyły 1-0 po golu Dzsenifer Marozsan z rzutu karnego (a jakże!) i wynik ten – wbrew pozorom – dawał nam przed rewanżem sporo powodów do optymizmu. Tym bardziej, że piłkarki ze Skanii wcale nie były w tym starciu drużyną gorszą. Podobnie możemy powiedzieć o potyczce rewanżowej, w której na ratunek Rosengård pospieszyła niezawodna Sara Björk Gunnarsdottir, strzelając gola na wagę dogrywki i rzutów karnych. Te ostatnie skuteczniej egzekwowały jednak zawodniczki z Bundesligi i to one wywalczyły sobie prawo walki z Wolfsburgiem o finał Ligi Mistrzyń. Osłabionej kadrowo, ale walczącej dzielnie do końca ekipie z Malmö, pozostała natomiast gorzka satysfakcja i poczucie niewykorzystanej szansy.

LM 2017/18 – ćwierćfinał (vs FC Barcelona)

Plany były wielkie, a jak się skończyło wszyscy jeszcze pamiętamy. I długo nie zapomnimy. Na potrzeby brazylijskich mediów dwumecz ten zapowiadały Marta i Andressa Alves, ale ku zaskoczeniu wielu, po jego zakończeniu z awansu cieszyła się ówczesna piłkarka FC Barcelony. Rodząca się katalońska potęga najpierw perfekcyjnie wykorzystała szansę na przywiezienie korzystnego wyniku z Malmö (1-0 po goli Ouahabi), a następnie – dzięki trafieniom Hermoso oraz Caldentey – przypieczętowała awans na własnym boisku. Kluczowym elementem okazała się w przypadku tego dwumeczu skuteczność, gdyż tercet MMM (Marta – Masar – Martens) także stworzył sobie naprawdę sporo bramkowych okazji. Wykorzystać nie udało się jednak żadnej z nich, a obijając barceloński słupek trudno wywalczyć sobie miejsce w ścisłej europejskiej elicie.

LM 2018/19 – 1/8 finału (vs Slavia Praga)

Zdecydowanie największa klęska w historii szwedzkiej piłki klubowej, tuż obok pamiętnej porażki Umeå z cypryjskim Apollonem. Piłkarki z Malmö musiały wprawdzie dzielić swój czas pomiędzy finisz Damallsvenskan i europejskie puchary, ale nawet to nie tłumaczy tak fatalnej postawy w dwumeczu z prażankami. Tym bardziej, że za ogon nie udało się ostatecznie złapać żadnej ze srok, bo i w lidze Rosengård musiał na mecie oglądać plecy Piteå oraz Göteborga. Wróćmy jednak do dwumeczu ze Slavią, w którym nawet pomimo porażki 2-3 u siebie, piłkarki ze Skanii absolutnie nie jechały do stolicy Czech jak na ścięcie. Zdyscyplinowana Slavia perfekcyjnie przypilnowała jednak wyniku, a tak uznane snajperki jak Mittag czy Utland były na murawie Eden Areny całkowicie bezradne. W końcówce ekipę z Malmö stać było jeszcze na festiwal rzutów rożnych, ale nie ma wątpliwości, że do dalszej fazy rozgrywek awansowała drużyna lepsza. I chyba to było w tym wszystkim najbardziej smutne.


Cztery różne sezony, cztery różne historie, jeden wspólny mianownik: FC Rosengård jeszcze nigdy skutecznie nie odrobił w europejskich pucharach strat w meczu wyjazdowym. Wyjazd do Austrii wydaje się wręcz wymarzoną okazją na przełamanie trendu, tym bardziej, że rywalki przystąpią do starcia rewanżowego osłabione brakiem dwóch kluczowych piłkarek w osobach Jasmine Eder oraz Stephanie Enzinger. Szansa na awans do najlepszej ósemki, a co za tym idzie na piękną, wiosenną przygodę w Lidze Mistrzyń, wydaje się więc nie tyle realna, co wielce prawdopodobna. Wystarczy po prostu bez niepotrzebnego spięcia zagrać swoje, a jeśli tak się stanie, to wiele przemawia za tym, że to piłkarki Rosengård obudzą się w czwartek jako ćwierćfinalistki. I tego pozostaje życzyć zarówno im, jak i wszystkim sympatykom szwedzkiej piłki na całym świecie.

Z kim na EURO?

Bez tytułu

Kwietniowe baraże wyłonią trzech ostatnich finalistów angielskiego EURO (Fot. Getty Images)

W szwajcarskim Nyonie Nadine Kessler błyskawicznie rozlosowała barażowe pary eliminacji EURO 2022, więc – zachowując równie imponujące tempo – przyjrzyjmy się temu, co już wiemy na temat potencjalnych rywalek kadry Petera Gerhardssona na angielskim turnieju. Bo choć do meczu otwarcia tej mocno wyczekiwanej przez nas imprezy wciąż pozostało niespełna 500 dni, to zaskakująco wiele kart zostało już odkrytych. Ale po kolei …

Zacznijmy może od współczynnika szwedzkiej kadry, który na tę chwilę wydaje się być całkiem solidny i wynosi 39,714 punktów. Ta liczba plasuje nas na piątym miejscu w Europie, a to z kolei gwarantuje względny spokój przed czekającymi nas niebawem losowaniami. W kontekście wspomnianego już EURO 2022, podopieczne Gerhardssona będą zespołem otwierającym drugi koszyk, w którym oprócz nich znajdą się takie nacje jak Hiszpania (38,913), Norwegia (38,758) i Włochy (36,399). Przeciwko tym reprezentacjom w fazie grupowej europejskiego czempionatu na pewno więc nie zagramy.

W koszyku pierwszym trudno mówić o jakichkolwiek zaskoczeniach. Do gospodyń z Anglii oraz obrończyń mistrzowskiego tytułu z Holandii, dołączyły bowiem Niemki i Francuzki. I chyba nikt nie ma wątpliwości, że to właśnie te cztery reprezentacje stanowią obecnie europejski top. Wylosowanie którejkolwiek z nich będzie oczywiście sporym wyzwaniem i w tym przypadku trudno liczyć na wielki łut szczęścia. Cztery lata temu sporo osób dziwiło się, widząc Niemki w naszej grupie marzeń (a Holenderki w grupie strachu), ale lato 2017 wydawało się wręcz idealnym czasem na to, aby stanąć w szranki z ośmiokrotnymi zwyciężczyniami EURO. Kilka miesięcy później rzeczywistość przyznała zresztą tym przewidywaniom rację. Dziś znajdujemy się jednak w całkiem innym punkcie, a obserwując boiskowe popisy Sydney Lohmann czy Leny Oberdorf, wolelibyśmy jednak uniknąć bezpośredniej konfrontacji. Tym bardziej, że Niemki wydają się być ewidentnie na fali wznoszącej i istnieje całkiem spora szansa, że w lipcu 2022 będą jeszcze groźniejsze. A zatem kto? Skoro kogoś wybrać trzeba, to bez większego przekonania wskazanie idzie na Francję, szczególnie jeśli nad Sekwaną wciąż nie uporają się z problemami rozbijającymi tę kadrę od środka.

Koszyk trzeci, w przekonaniu niektórych kluczowy w kontekście awansu do fazy pucharowej. I tutaj mamy chyba zgodność, że chodzi przede wszystkim o to, aby nie wpaść do jednej grupy z Danią. A jeśli uda się zrealizować podpunkt pierwszy, to pora przeanalizować inne, dostępne opcje. Dość ciekawa wydaje się perspektywa rywalizacji z Belgią, która wprawdzie przejechała się w eliminacjach po Szwajcarii, ale w starciach z reprezentacjami światowego topu doznaje regularnie porażek, nierzadko w całkiem imponujących rozmiarach. Zaszczyt znalezienia się w naszej grupie marzeń ostatecznie przypada jednak nie piłkarkom z Beneluksu, a Austriaczkom. Oparta na zawodniczkach niemieckiej Bundesligi kadra zespołu prowadzonego od niedawna przez Irene Fuhrmann na papierze prezentuje się zdecydowanie bardziej solidnie od Belgijek i niewykluczone, że w samych finałach zajdzie od nich zdecydowanie dalej. W tej analizie na potencjalne zestawienia patrzymy jednak wyłącznie z perspektywy szwedzkiej kadry, dla której to Austria wydaje się być jak najbardziej optymalnym rywalem. Dla porządku, trzeci koszyk podczas losowania uzupełni Szwajcaria (jeśli poradzi sobie w barażach z Czechami) lub Islandia (w przypadku odpadnięcia Szwajcarek).

I wreszcie koszyk czwarty, w którym tradycyjnie mamy najwięcej niewiadomych. Nie zmienia to jednak faktu, że problemu z wytypowaniem wymarzonego rywala nie mamy tu absolutnie żadnych, a jest nim zwycięzca barażu UkrainaIrlandia Północna. Dla piłkarek z Ulsteru samo znalezienie się w gronie zespołów wciąż walczących o EURO jest nie lada sukcesem, ale ich niedawne starcia z Norwegią i Anglią dobitnie pokazały, jak wiele wciąż dzieli kadrę Kenny’ego Shielsa od europejskiej pierwszej ligi. Z Ukrainą w eliminacjach do francuskiego mundialu przytrafiła się nam nawet niespodziewana porażka, więc ewentualne starcie na angielskich boiskach byłoby kolejną okazją do udowodnienia, że tamten mecz we Lwowie był jedynie wybrykiem futbolowej natury. Powtórki z nieprzyjemnej historii nie przewidujemy, a w przekonaniu tym mocno utwierdza nas niedawne starcie Ukrainek z Hinduskami. Jeśli zaś chodzi o ekipy, których z tego koszyka wylosować byśmy zdecydowanie nie chcieli, to należy wymienić tu Islandię (jeśli rzecz jasna ostatecznie tu wyląduje) oraz Finlandię. I to zarówno z powodów czysto sportowych, jak i tych całkowicie pozapiłkarskich.


Podsumowanie:

Grupa marzeń EURO 2022: Francja, Szwecja, Austria, Ukraina/Irlandia Północna

Grupa strachu EURO 2022: Anglia, Szwecja, Dania, Islandia


Na koniec, dla przypomnienia, wskazania sprzed pięciu lat, które wówczas wydawały się niektórym absurdalne. Boisko zweryfikowało je jednak na tyle pozytywnie, że w meczu finałowym zmierzyły się dwa zespoły z naszej grupy strachu:

Grupa marzeń EURO 2017: Niemcy, Szwecja, Szkocja, Rosja

Grupa strachu EURO 2017: Holandia, Szwecja, Dania, Belgia

Do Austrii bez zaliczki

Bez tytułu

Gol Sanne Troelsgaard przywrócił nadzieje na korzystny rezultat (Fot. Christoffer Borg Mattisson)

Niespełna dwa tygodnie temu, na kameralnym stadionie w Paoli, kadra Petera Gerhardssona wysoko pokonała w meczu towarzyskim reprezentację Austrii. Dziś futbolowe losy obu tych nacji przecięły się ponownie i choć po obu stronach barykady nie brakowało zawodniczek doskonale pamiętających przywołany przed chwilą mecz, to tym razem stawka boiskowej rywalizacji była nieporównywalnie wyższa. Na szali leżał bowiem awans do ćwierćfinału obecnej edycji Ligi Mistrzyń, a do podniesienia z murawy Malmö IP były ponadto bezcenne punkty rankingowe, które mogą na kilka lat do przodu znacząco podreperować współczynnik klubowy i krajowy.

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem dyrektorka sportowa Rosengård Therese Sjögran głośno narzekała na regulamin europejskich pucharów, który jej zdaniem znacząco faworyzuje ligi grające na co dzień systemem jesień – wiosna. Na tapecie znalazł się przede wszystkim przepis o możliwości zarejestrowania na wiosenne boje w Lidze Mistrzyń zaledwie trzech pozyskanych podczas zimowej przerwy piłkarek. Tym sposobem klub ze Skanii znalazł się w nie lada tarapatach, a w rywalizacji z mistrzyniami Austrii wystąpić nie mogła chociażby niesamowicie kreatywna reprezentantka Finlandii Ria Öling. Trener Jonas Eidevall zdecydował się bowiem na wpisanie do meczowej kadry nazwisk Stephanie Labbe, Emmy Berglund oraz Olivii Schough i jak byśmy nie patrzyli, wybór ten trudno nazwać kontrowersyjnym. Niemożność skorzystania ze wspomnianej Öling znacząco ograniczała rzecz jasna opcje w drugiej linii, ale akurat ta formacja wicemistrzyń Szwecji na papierze i tak prezentowała się nadzwyczaj efektownie. Niepokoić mógł za to brak na ławce choćby jednej nominalnej napastniczki, co w dużej mierze spowodowane było urazem Anny Anvegård, która – jak mówią lekarze z Malmö – jest na ten moment wyłączona z treningów na czas nieokreślony.

Tych, którzy oczekiwali powtórki z reprezentacyjnej rozrywki, stosunkowo szybko sprowadziły na ziemię przyjezdne z St. Pölten. Mistrzynie Austrii nie zamierzały bowiem odpuszczać wyżej notowanemu przeciwnikowi i choć to Rosengård częściej znajdował się w posiadaniu piłki, niewiele z tego wynikało. Zagrożenie pod bramką Isabelli Kresche podopiecznym trenera Eidevalla udawało się stwarzać głównie dzięki pojedynczym przebłyskom Jeleny Cankovic lub Olivii Schough, ale konkretów było po stronie zawodniczek ze Skanii zdecydowanie zbyt mało. Te, dość niespodziewanie, pojawiły się za to u rywalek i od razu przełożyły się na efekt bramkowy. Kluczową główkę w kole środkowym wygrała Bernadett Zagor, mało zwrotną defensywę Rosengård oszukała Maria Mikolajova, a całą akcję chyba zbyt łatwo sfinalizowała Mateja Zver. I choć można zastanawiać się, czy Stephanie Labbe nie zbierała się do interwencji zbyt ociężale, to obarczanie wyłącznie kanadyjskiej golkiperki winą za utratę gola, byłoby zdecydowanie ogromnym nadużyciem. Inna sprawa, że wicemistrzynie Szwecji ani myślały wyciągnąć z popełnionych przez siebie błędów właściwych wniosków i tuż po przerwie ponownie dały się zaskoczyć. Raz jeszcze w roli głównej wystąpiła doświadczona Słowenka Zver, która wykorzystała moment niezdecydowania duetu Viggosdotttir – Bennison i popędziła z kilkudziesięciometrowym rajdem na bramkę Labbe, której znów pozostało jedynie wyjąć futbolówkę z siatki. Nic więc dziwnego, że z ławki Rosengård raz po raz dobiegały komendy, które mówiąc oględnie w dość krytyczny sposób odnosiły się do postawy zawodniczek w białych koszulkach. Mecz, a tym bardziej dwumecz, absolutnie nie był jeszcze w tym momencie rozstrzygnięty, ale wicemistrzynie Szwecji niejako na własną prośbę znalazły się w nie lada kłopotach.

Z nich ostatecznie udało się wyjść, choć na rewanż do Austrii udamy się bez jakiejkolwiek zaliczki. Najważniejsze jednak, że dwubramkowy deficyt został koniec końców odrobiony, a nie brakowało przecież okazji, aby i w dzisiejszym starciu sięgnąć po pełną pulę. Doskonale pamiętamy przecież chociażby niepodyktowany po faulu na Olivii Schough rzut karny, zmarnowane sytuacje sam na sam Troelsgaard i Larsson, czy wreszcie rozpaczliwie wybijającą futbolówkę tuż sprzed linii bramkowej Leonardę Balog. To wszystko każe nam myśleć, że za tydzień wystarczy po prostu zagrać na swoim normalnym poziomie i europejskie puchary powinny pozostać w Malmö przynajmniej do kwietnia. Z drugiej jednak strony, gdzieś w oddali wciąż straszą nas duchy z pamiętnej rywalizacji z praską Slavią i całe szczęście, że w przeciwieństwie do tamtego dwumeczu, tym razem do pełni szczęścia wystarczy nam jakiekolwiek wyjazdowe zwycięstwo. A o tym, że w rywalizacji z St. Pölten można strzelać gole, przekonaliśmy się dziś dwukrotnie. Najpierw nadzieję przywróciła wszystkim kibicom ze Skanii Sanne Troelsgaard, korzystając z jednej z wielu kapitalnych wrzutek Cankovic, a już w doliczonym czasie gry do remisu doprowadziła niezastąpiona Caroline Seger, w swoim stylu wykorzystując ogromne zamieszanie w polu karnym. Czy któryś z tych goli okaże się w kontekście dwumeczu tym kluczowym? Odpowiedź poznamy już za tydzień, najwcześniej w okolicach godziny 22:30.