Podsumowanie 12. kolejki

Po niemal siedmiu tygodniach przerwy, Damallsvenskan przywitała nas starciem piątego po rundzie wiosennej Piteå z zamykającym ligową tabelę Göteborgiem. Pozostające bez zwycięstwa aż od 1. maja piłkarki Stefana Rehna rozpoczęły pojedynek na LF Arenie od bardzo mocnego uderzenia i naprawdę niewiele brakowało, aby już pierwszy stały fragment gry przyniósł im powodzenie. Strzał głową Sary Teegarden zatrzymał się jednak na poprzeczce bramki miejscowych, a próbująca dobijać Landström skupiła się bardziej na sile niż na precyzji strzału. Kolejne minuty należały już do gospodyń, ale – podobnie jak wiosną – atak pozycyjny w wykonaniu zawodniczek z Norrbotten niebezpiecznie przypominał grę reprezentacji Szwecji pod koniec kadencji Pii Sundhage. Brak jakiejkolwiek kreatywności ze strony miejscowych sprawiał, że zdecydowanie największe zagrożenie pod bramką debiutującej w Damallsvenskan Line Johansen powstawało w wyniku wykonywanych przez Blomkvist oraz Pedersen rzutów wolnych, ale duńska golkiperka w większości przypadków stawała na wysokości zadania. Równie dobre wrażenie sprawiała ustawiona na środku obrony Taylor Leach, co dla przyzwyczajonych w ostatnich czasach do mnożących się w każdym meczu kiksów formacji defensywnej kibiców z Göteborga musiało stanowić miłą odmianę. Prawdziwą radość fani z Västergötland przeżyli jednak dopiero w 78. minucie, kiedy to Rubensson posłała prostopadłą piłkę w kierunku Engman, a skrzydłowa z Wysp Alandzkich wygrała pojedynek biegowy z nie najlepiej ustawioną Lövgren i strzałem po ziemi nie dała Hildzie Carlén szans na skuteczną interwencję. Trafienie reprezentantki Finlandii ostatecznie okazało się uderzeniem na wagę trzech punktów, gdyż bezradne piłkarki z Piteå potrafiły się odgryźć jedynie zmarnowaną okazją Janogy w doliczonym czasie gry. Pierwsze od niemal czterech miesięcy zwycięstwo drużyny z Göteborga pozwoliło jej nie tylko odbić się od ligowego dna, ale także sprawić, że i tak mocno spłaszczona tabela Damallsvenskan zrobiła się jeszcze bardziej płaska.

01

Tegoroczne lato było w Östergötland niesamowicie gorące nie tylko przez wzgląd na wskazania termometru. Długo wyczekiwany powrót Asllani, transfery Sørensen i Maanum, czy wreszcie przeprowadzka Eriksson oraz Samuelsson do Anglii sprawiły, że sympatycy mistrzyń Szwecji wyczekiwali jesiennej inauguracji z równie wielkim niepokojem, co ekscytacją. Już w trzeciej minucie meczu z Örebro okazało się, że nowe nabytki na pewno nie zaszkodzą, a niewykluczone, że i pomogą. Centrę Asllani na dalszy słupek perfekcyjnie zamknęła Sørensen i podopieczne Kima Björkegrena błyskawicznie znalazły się na prowadzeniu. Znajdujące się na chwilę obecną w strefie spadkowej rywalki nie zamierzały jednak składać broni i zaledwie chwilę później powinno być 1-1. Błąd grającej nieco z konieczności w roli stoperki LFC Kristine Minde wykorzystała Hanna Terry, ale prowadząca piątkowe spotkanie Sara Persson nie dopatrzyła się faulu na wychodzącej na czystą pozycję Amerykance, dzięki czemu gospodynie nie dość, że wciąż prowadziły, to jeszcze do końcowego gwizdka grały w jedenastkę. Błąd pani arbiter z Rävlandy (dodajmy, że nie jedyny tego dnia) okazał się o tyle istotny, że w 26. minucie Marija Banusic kolejny raz udowodniła, że w Szwecji nie ma lepszej specjalistki od egzekwowania rzutów wolnych sprzed linii pola karnego, a tuż przed przerwą resztek nadziei pozbawiła gości z Örebro Sørensen, tym razem wykorzystując idealne dogranie Jonny Andersson. Druga połowa była już wyłącznie dopełnieniem formalności, a trafienia Banusic i Kildemoes w końcówce spotkania przypieczętowały niezwykle efektowne otwarcie rundy jesiennej w wykonaniu aktualnych mistrzyń kraju. Zdecydowanie więcej powodów do zmartwień mają za to w Örebro, gdyż pomimo ambitnej postawy drużyna Martina Skogmana zapisała na swoim koncie najwyższą porażkę w sezonie i ponownie znalazła się w miejscu, w którym pod żadnym pozorem nie chciałaby się znaleźć w listopadzie.

02

Choć na półmetku rozgrywek obu tegorocznych beniaminków Damallsvenskan dzieliło aż sześć miejsc w ligowej tabeli, bezpośrednie starcie na Linhamns IP miało olbrzymie znaczenie dla obu ekip. Nic więc dziwnego, że na zroszonej deszczem sztucznej murawie w stolicy Skanii oglądaliśmy przede wszystkim walkę w środku pola, a dogodne okazje bramkowe dla którejkolwiek ze stron należały do rzadkości. Na dwójkową akcję Eke z Zigiotti Olme gospodynie odpowiedziały minimalnie niecelnym strzałem Johnsson, ale po trzech kwadransach wszystko wskazywało na to, że drużyny udadzą się na przerwę przy bezbramkowym remisie. Wtedy jednak podopieczne Olofa Unogårda przypomniały sobie, że ich zdecydowanie najsilniejszą bronią są stałe fragmenty gry, Angeldahl dośrodkowała na głowę debiutującej w szwedzkiej ekstraklasie Tiernan, a pani Camilla Eriksson – pomimo wyraźnych protestów defensorek z Malmö – jednoznacznym gestem wskazała na środek boiska. Druga połowa to przede wszystkim ataki szukających wyrównującego gola piłkarek Svena Sjunnessona, uwieńczone ostatecznie trafieniem Anny Welin na pięć minut przez zakończeniem spotkania. Zanim jednak była pomocniczka Vittsjö uratowała swojej drużynie jeden punkt, dwie doskonałe okazje na to, aby definitywnie zamknąć mecz stworzyły sobie przyjezdne ze Sztokholmu. W pierwszym przypadku zmierzającą do siatki gospodyń futbolówkę w ostatniej chwili wybiła jednak Kristjansdottir, a w drugim potężna bomba Angeldahl zatrzymała się na poprzeczce bramki strzeżonej tego dnia przez Josephine Frigge. Podział punktów w Malmö oznacza, że przed oboma zespołami niesamowicie interesująca, choć nie wolna od nerwów runda jesienna.

03

Vilans IP z pewnością nie jest najłatwiejszym terenem do zdobywania punktów, ale piłkarki Djurgården już w poprzednim sezonie udowodniły, że absolutnie nie boją się wyjazdów do wschodniej Skanii. W sobotnie popołudnie zawodniczki ze stolicy znów przystąpiły do rywalizacji z drużyną Elisabet Gunnarsdottir bez przesadnego respektu dla rywalek, choć trzeba przyznać, że w pierwszym kwadransie spotkania na murawie w Kristianstad dominował przede wszystkim chaos. Z wszechobecnego bezładu w 16. minucie urodziła się jednak bramkowa akcja w wykonaniu gospodyń. Rebecka Holm zagrała spod linii końcowej na głowę Alice Nilsson, a filigranowa pomocniczka, pomimo asysty Ekroth, mierzonym strzałem skierowała futbolówkę do bramki gości. Piłkarki ze Sztokholmu nie zamierzały jednak czekać długo z odpowiedzią i po niespełna czterech minutach znów mieliśmy remis. Prawym skrzydłem doskonale urwała się Wörner, zacentrowała do nabiegającej z głębi pola Stegius, a obroniony przez Maron strzał koleżanki skutecznie dobiła Schmidt. Dwa błyskawicznie wyprowadzone ciosy nieco uspokoiły oba zespoły, ale defensywa gości cały czas musiała zwracać baczną uwagę na niezwykle aktywną Ogonnę Chukwudi, która raz po raz absorbowała uwagę obrończyń ze Sztokholmu. Gola na wagę bezcennych trzech punktów koniec końców zdobyła jednak nie Nigeryjka, a kapitanka Djurgården Mia Jalkerud. W 90. minucie wrodzony instynkt lisicy pola karnego kazał jej do końca pójść za akcją, skorzystać z równie fatalnego, co niespodziewanego kiksu Hanny Sandström i sytuacyjnym strzałem pokonać Brett Maron. Czwarte zwycięstwo sztokholmianek w ostatnich pięciu meczach oznacza, że drużyna ze stolicy nieoczekiwanie znalazła się zaledwie o dwa punkty od podium, ale z drugiej strony w tak wyrównanej lidze każda tego typu seria zwyczajnie musi skutkować nieuchronnym marszem w górę tabeli.

04

Powrót Caroline Seger do Malmö po sześciu latach rozłąki, powrót Lorety Kullashi do najwyższej klasy rozgrywkowej, starcie Glodis Perli Viggosdottir ze swoim byłym klubem, czy wreszcie mocno odczuwalna w obozie wicemistrzyń Szwecji chęć rewanżu za majową porażkę na Tunavallen – to tylko cztery z wielu powodów, dla których pojedynek Rosengård z Eskilstuną zapowiadał się niezwykle elektryzująco. Od pierwszych jego minut uwidoczniła się jednak wyraźna przewaga piłkarek ze Skanii, a defensywnie usposobiony zespół Viktora Erikssona nie zawsze znajdował właściwą receptę na powstrzymanie szalejących na obu flankach Troelsgaard oraz Hellstrom. Pomimo kilku wykreowanych okazji, otwarcie wyniku przyniósł miejscowym dopiero podyktowany tuż przed końcem pierwszej połowy rzut karny. Mało odpowiedzialnie we własnej szesnastce zachowała się Barsley, która niestety wciąż nie może wrócić do optymalnej formy po nieudanych dla niej finałach mistrzostw Europy, a z jej pomyłki skwapliwie skorzystała Mittag, skutecznie egzekwując jedenastkę. Po przerwie do nieco bardziej odważnych ataków ruszyły w końcu piłkarki United, ale pomimo starań najlepszej w ich szeregach Malin Diaz, większość prób gości kończyła się albo stratą w okolicach trzydziestego metra przed bramką McLeod albo uderzeniem nie zmuszającym kanadyjskiej golkiperki Rosengård do zaprezentowania swoich umiejętności. Zdecydowanie bardziej konkretne w swoich ofensywnych poczynaniach były gospodynie, które nawet po raz drugi tego dnia zdołały umieścić futbolówkę w bramce Lundberg, ale Pernilla Larsson dopatrzyła się przewinienia Viggosdottir i gola na 2-0 nie uznała. Bramka Mittag z rzutu karnego pozwoliła jednak grającym w wyjątkowo międzynarodowym zestawieniu dziesięciokrotnym mistrzyniom kraju sięgnąć po piąte kolejne zwycięstwo w lidze, dzięki czemu marzenia kibiców z Malmö o odzyskaniu tytułu wciąż pozostają jak najbardziej realne.

05

Dla plasujących się w bezpośrednim sąsiedztwie strefy spadkowej Vittsjö oraz Kvarnsveden, perspektywa rozpoczęcia rundy jesiennej zdobyciem kompletu punktów na rywalkach w walce o utrzymanie wydawała się niezwykle kusząca. Ów cel zrealizować mogła jednak co najwyżej jedna z drużyn i – jak się później okazało – były nią zdecydowanie bardziej efektywne tego dnia gospodynie. Już w 19. minucie piłkarki z północnej Skanii po raz pierwszy umieściły futbolówkę w bramce Jenny Wahlén, a mówiąc bardziej konkretnie uczyniła to Lisa Klinga, wykorzystując fatalne ustawienie defensorek Kvarnsveden przy rzucie rożnym. Indywidualne błędy okazały się zmorą przyjezdnych także w drugiej połowie, gdyż zupełnie niepotrzebny faul Salander na szarżującej Sällström sprawił, że reprezentantka Finlandii pewnym strzałem z jedenastu metrów podwyższyła rezultat na 2-0. Gol ten zabolał gości z Dalarny tym bardziej, że padł on w momencie, gdy to właśnie one kontrolowały przebieg gry i wydawało się, że wyrównanie jest jedynie kwestią czasu. Stało się jednak inaczej, a uskrzydlona dziesiątym w sezonie trafieniem najlepsza snajperka Vittsjö postanowiła raz jeszcze zaakcentować swoją obecność na boisku. W 83. minucie Sällström obsłużyła perfekcyjnym podaniem pozyskaną latem z francuskiego Montpellier Genessee Daughetee, a wprowadzona chwilę wcześniej na plac gry Amerykanka przymierzyła idealnie po dalszym słupku. Podopieczne Jonasa Björkgrena już tradycyjnie walczyły ambitnie do ostatniego gwizdka Lovisy Johansson, ale tym razem stać je było jedynie na honorowego gola Tabithy Chawingi. Pieczołowicie pilnowana przez Dieke oraz Adolfsson napastniczka z Malawi w końcu urwała się obrończyniom ze Skanii i strzałem głową wykończyła rozpoczętą przez Decker akcję swojego zespołu, ale w niczym nie zmieniło to sytuacji ubiegłorocznego beniaminka Damallsvenskan, który po czterech miesiącach spędzonych na powierzchni ponownie znalazł się pod kreską.

06

07

08

09

12. kolejka – zapowiedź

Po dokładnie 48 dniach przerwy wraca liga, a wraz z nią najważniejsze pytania. Czy obrona tytułu przez nadspodziewanie efektywny wiosną Linköping jest rzeczywiście możliwa? Czy faworytki z Malmö zaczną wreszcie grać na miarę swojego kadrowego potencjału? Czy Viktor Eriksson pożegna się z Tunavallen spektakularnym hat-trickiem i trzeci raz z rzędu zakończy sezon na podium? Czy dołujące dotychczas Örebro i Göteborg zdołają jeszcze powalczyć o coś więcej niż tylko pozostanie w Damallsvenskan? Czy możliwe jest, że przed spadkiem uratują się obaj beniaminkowie? Tak, pytań jest rzeczywiście wiele, ale na szczęście już dziś przemawiać zacznie boisko i to właśnie na nim będziemy mogli poszukać najbardziej prawdopodobnych odpowiedzi.

Piłkarską jesień rozpoczniemy w Norrbotten, a mówiąc bardziej konkretnie – na LF Arenie, gdzie Piteå podejmie niespodziewanie zamykający tabelę Göteborg. W piątkowy wieczór czeka nas niezwykle istotne dla obu klubów starcie Limhamn Bunkeflo z Hammarby, a także pierwsza poważna próba nowego Linköping. Podopieczne Kima Björkegrena, już bez Eriksson oraz Samuelsson, ale za to z Asllani, Oskarsson i Maanum, podejmą na własnym boisku zawsze niewygodne Örebro. Dzień później do gry wejdzie Rosengård, próbując zrewanżować się Eskilstunie za wiosenną porażkę na Tunavallen. Gdyby brać pod uwagę wyłącznie doświadczenie poszczególnych piłkarek, to w stolicy Skanii niewątpliwie zbudowano ekipę, której obawiać powinien się nawet Lyon. Wiemy jednak, że w futbolu o końcowym sukcesie decyduje szereg czynników, więc drużynie z Södermanland szans na sprawienie niespodzianki zabierać absolutnie nie można. Tym bardziej, że atak Larsson – Kullashi zdolny jest do rzeczy naprawdę wielkich. W dwóch ostatnich meczach dwunastej kolejki zmierzą się zespoły sąsiadujące ze sobą w ligowej tabeli: na Vilans IP Kristianstad spróbuje wypchnąć z czołowej szóstki stołeczne Djurgården, natomiast w Vittsjö Anders Johansson zadebiutuje w roli współtrenera miejscowej drużyny w meczu przeciwko Kvarnsveden z Tabithą, ale bez Temwy Chawingi w składzie.

omg12_1

omg12_2

omg12_3

omg12_4

omg12_5

omg12_6

Jesienny skarb kibica

original

Fot. Bildbyrån

Piłkarskie lato 2017 było całkiem intensywne. Sensacyjne rozstrzygnięcia na EURO, kolejne elektryzujące ruchy transferowe, czy wreszcie nowe otwarcie w szwedzkiej kadrze skutecznie zajmowały nam czas i sprawiły, że siedem długich tygodni upłynęło w zasadzie jak jeden dzień. W końcu nadszedł jednak moment, aby powrócić do ligowej rzeczywistości, która tej jesieni najprawdopodobniej dostarczy nam nie mniej wspaniałych, futbolowych doznań niż niejeden wielki turniej. Do rozegrania pozostało jeszcze jedenaście kolejek Damallsvenskan i Elitettan oraz finał krajowego pucharu i możemy być pewni, że absolutnie każde z czekających nas spotkań będzie miało swoją niepowtarzalną dramaturgię.

W najbliższych miesiącach na szwedzkich boiskach nie obejrzymy już Lieke Martens, Amandy Ilestedt, Magdaleny Eriksson i Jessiki Samuelsson. Jest to niewątpliwie swego rodzaju strata, ale kluby Damallsvenskan w pełni zadbały o to, aby transferowa karuzela kręciła się także w drugą stronę. Do Malmö powróciła Caroline Seger, która wprawdzie w Lyonie nie była zawodniczką, od której rozpoczynano ustalanie wyjściowej jedenastki, ale jednak trudno przejść obojętnie obok faktu, że dołożyła sporą cegiełkę do wywalczenia przez jej były już klub potrójnej korony. Inną piłkarką, która zdecydowała się kontynuować karierę w stolicy Skanii jest świeżo upieczona wicemistrzyni Europy Simone Boye, czyli zdecydowanie najmocniejszy punkt duńskiej defensywy na holenderskim turnieju. Można było się spodziewać, że transferowa ofensywa Rosengård nie pozostanie bez odpowiedzi ze strony Linköping i rzeczywiście oprócz wyczekiwanej w Östergötland od przynajmniej sześciu miesięcy Kosovare Asllani, kadrę mistrzyń Szwecji zasiliły Anna Oskarsson, Nicoline Sørensen oraz Frida Maanum. Powrót do – jak się później okazało – skutecznej strategii z czasów początku kadencji Martina Sjögrena jest tu aż nadto widoczny, a sympatycy LFC mogą tylko mieć nadzieję, że pozyskane właśnie piłkarki podążą tropem Harder czy Blackstenius. Warto podkreślić, że podczas niezwykle intensywnego, letniego okienka aktywne były nie tylko dwa czołowe kluby szwedzkiej ekstraklasy. Eskilstuna pozyskała bowiem nieprzypadkowo nazywaną największym talentem szwedzkiej piłki Loretę Kullashi (zainteresowany nią był m.in. Manchester), do Borlänge zawitają Brianne Reed oraz Temwa Chawinga (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa), Göteborg spróbuje załatać defensywne luki przy pomocy Line Geltzer Johansen oraz Taylor Leach, a podobne zadanie w Vittsjö otrzyma zapewne grająca dotychczas w Montpellier Genessee Daughetee.

Nieco spokojniejsze lato zafundowały swoim sympatykom liderki Elitettan, najwyraźniej wychodząc z założenia, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Zarówno w Växjö, jak i w Kalmar, ostatnie tygodnie przyniosły jedynie kosmetyczne roszady i wydaje się, że obaj trenerzy zamierzają jesienią bazować na tej samej grupie piłkarek, która z powodzeniem rywalizowała na ligowych boiskach wiosną. Ciekawe wzmocnienia były za to udziałem dwóch ekip z grupy pościgowej: AIK pozyskał dwie zawodniczki grające dotychczas w Damallsvenskan (Sandrę Lindkvist oraz Elin Wahlström), zaś Umeå poszukało szczęścia poza granicami kraju, w efekcie czego na północy Szwecji zameldowały się Irlandka Lauren Wade oraz Nigeryjka Ebere Orji. Zgodnie z tradycją, zdecydowanie największy chaos panował w Östersund, gdzie znów postanowiono wymienić pół kadry i poczekać na efekty. Zakontraktowanie Venery Rexhi oraz pięciu Amerykanek w przedostatnim dniu okienka w normalnych warunkach można by odczytać jako zapowiedź systematycznego marszu w górę tabeli, ale nie zapominajmy, że mówimy o klubie, przez który tylko w ostatnich trzech latach przewinęło się ponad osiemdziesiąt (!) piłkarek, a niemal jedną trzecią tej liczby stanowiły zawodniczki zza oceanu. Czy w takich warunkach da się osiągnąć jakikolwiek realny sukces? Przekonamy się w listopadzie.

Szwedzkie okienko transferowe jest już oficjalnie zamknięte, ale nie zapominajmy, że kluby wciąż mogą pozyskiwać zawodniczki z wolnego transferu oraz kontraktów amatorskich. Wydaje się jednak, że większość zespołów Damallsvenskan oraz Elitettan uzupełniła już swoją kadrę na jesień 2017, w związku z czym najwyższy czas zaprezentować najbardziej aktualną wersję szwedzkiego skarbu kibica (będzie on systematycznie uzupełniany w zakładce na górze strony). Mam nadzieję, że pomoże on nie tylko lepiej przygotować się do decydującej fazy rozgrywek, ale także ułatwi śledzenie boiskowych zmagań. Piłkarską jesień czas zacząć!

Jedenastka EURO 2017

Po czym najłatwiej poznać, że właśnie zakończył się ważny, piłkarski turniej? Jeśli akurat mieszkasz w kraju, który odniósł na nim historyczny sukces, to pewną wskazówkę stanowić może uroczysta feta w centrum stolicy lub innego, wielkiego miasta. Jeśli jednak nie zaliczasz się do wąskiego grona szczęśliwców, z pomocą przyjdą ci bombardujące cię ze wszystkich możliwych stron „jedenastki mistrzostw”. Każdy szanujący się ekspert chętnie podsumowuje bowiem wydarzenia minionych tygodni w znany od lat, klasyczny sposób, próbując wyselekcjonować najbardziej wyróżniające się aktorki tego całego, futbolowego zamieszania. Skoro tak, to nie wypada nie przyłączyć się do tej zabawy i choć na niektórych pozycjach wybór był niezwykle trudny, koniec końców udało się stworzyć ją. Kolejną propozycję najlepszej jedenastki EURO 2017.

euro_17_4

Manuela Zinsberger – w reprezentacji rozegrała więcej meczów niż w Bundeslidze, ale nie przeszkodziło jej to stać się jedną z kluczowych piłkarek największej rewelacji turnieju. Zaledwie jeden poważny błąd w pięciu meczach to wynik, który właściwie nie pozostawił mi jakiegokolwiek wyboru.

Lucy Bronze – na holenderskich boiskach potwierdziła, że jest na tę chwilę jedną z absolutnie czołowych prawych defensorek na świecie. Co więcej, podczas meczu z Hiszpanią dowiedzieliśmy się, że równie skutecznie co z napastniczkami rywalek radzi sobie z interpretacją aktualnych przepisów gry w piłkę nożną.

Steph Houghton – filar Manchesteru filarem reprezentacji Anglii. Zdaję sobie sprawę, że poprzednie zdanie brzmi jak marnej jakości hasło propagandowe, ale cóż poradzić na to, że tak właśnie wygląda rzeczywistość. W razie wątpliwości, zawsze można zasięgnąć w tej sprawie opinii Szkotek i Hiszpanek.

Simone Boye – zgodnie z tradycją; mocno niedoceniana w Europie, ale doceniana w Skandynawii. Zdecydowanie najpewniejszy punkt duńskiej defensywy. Podobnie jak kilka koleżanek z reprezentacji, turniej zakończyła z kontuzją, ale ta na szczęście okazała się mniej groźna niż pierwotnie zakładano.

Verena Aschauer – przed mistrzostwami Austriacy drżeli o obsadę tej pozycji, ale – jak się okazało – były to obawy całkowicie nieuzasadnione. Szwajcarskie, francuskie i hiszpańskie skrzydła, choć na papierze prezentowały się niezwykle efektownie, zostały kompletnie zneutralizowane przez defensorkę Sand.

Laura Feiersinger – jeszcze jedna przedstawicielka klubu z Badenii-Wirtembergii, bez której piękny, austriacki sen raczej nie doczekałby się szczęśliwego zakończenia. Prawdziwy popis swoich umiejętności dała w ostatnim meczu grupowym przeciwko Islandii, ale w pozostałych również nie schodziła poniżej stałego, wysokiego poziomu.

Jackie Groenen – dawno temu pewna Holenderka powiedziała mi, że forma tej piłkarki jest lustrzanym odbiciem dyspozycji całego zespołu i ostatnie miesiące zdają się potwierdzać tę tezę. W każdym razie, sprawdziła się ona zarówno we Frankfurcie (grała raz lepiej, raz gorzej), jak i na EURO (raz dobrze, raz wprost genialnie).

Shanice van de Sanden – ostatnie dwa lata w jej wykonaniu to w zasadzie nieustanny marsz w górę, ale wobec mało spektakularnych wyników Liverpoolu i reprezentacji Holandii, nie wszyscy byli w stanie dostrzec ten progres. Na szczęście, w najważniejszym momencie wszystko zagrało jak trzeba, a końcowy efekt widzieliśmy doskonale.

Pernille Harder – w ostatnich latach sukcesy na wielkich turniejach odnoszą przede wszystkim zespoły mające w swoich kadrach piłkarki wybitne i Dania jest tego najlepszym przykładem. Wciąż aktualna królowa strzelczyń Damallsvenskan rozegrała na holenderskich boiskach sześć spotkań, z których naprawdę trudno byłoby wybrać to najsłabsze w jej wykonaniu.

Lieke Martens – jeszcze jedno „dziecko” szwedzkiej ekstraklasy, które właśnie z niej wyruszyło na podbój piłkarskiego świata i przedstawiło mu się w najlepszy możliwy sposób. Od pierwszej do ostatniej minuty EURO 2017 było jej turniejem, a nie zapominajmy, że szczytowy punkt kariery wciąż przed nią.

Ramona Bachmann – jedyna w tym gronie piłkarka, która ze swoją kadrą nie zagrała nawet w ćwierćfinale. Fenomenalne występy przeciwko Islandii oraz Francji sprawiły jednak, że ostatecznie wygrała rywalizację o miejsce w jedenastce turnieju z napastniczką, z którą już za kilka tygodni spotka się podczas derbów Londynu.

Było sobie EURO 2017

UEFA_Women's_Euro_2017_logo.svg

W minioną niedzielę zakończyły się piłkarskie mistrzostwa Europy. Turniej w Holandii okazał się historyczny nie tylko ze względu na to, że po raz pierwszy uczestniczyło w nim aż szesnaście zespołów, ale również dlatego, że od teraz futbolowa mapa naszego kontynentu już nigdy nie będzie taka sama. Kres trwającej ponad dwie dekady niemieckiej dominacji, narodziny nowych bohaterek, czy wreszcie niespotykana nigdy wcześniej ilość sensacyjnych, boiskowych rozstrzygnięć to tylko niewielki fragment charakterystyki wspaniałego święta, jakim bez wątpienia było EURO 2017. Nie jest jednak w żadnym wypadku tak, że holenderskie mistrzostwa zafundowały nam wyłącznie niespodzianki. Nie brakowało na nich bowiem także piłkarek i drużyn, które na murawie jedynie potwierdziły swoją klasę. Zapraszam zatem na dwa w stu procentach subiektywne i jednocześnie w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach poważne zestawienia, w których spróbuję odpowiedzieć na pytanie czym zaskoczyło mnie EURO 2017, a także czym nie zaskoczyło mnie EURO 2017.

Czym zaskoczyło mnie EURO 2017?

Koniec z pogromami. Fakt, w Holandii mieliśmy okazję obserwować najbardziej okazałe zwycięstwo w historii piłkarskich mistrzostw Europy, ale starcie Angielek ze Szkotkami było jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę mówiącą o tym, że poziom czołowych, europejskich drużyn coraz bardziej się wyrównuje. Wiadomo, że wyciąganie zbyt daleko idących wniosków na podstawie meczów rozegranych na przestrzeni trzech tygodni byłoby zdecydowanie zbyt pochopne, ale jednak ambitną postawę Belgijek, czy też remis Francuzek z Austriaczkami oglądało się naprawdę sympatycznie i aż chciałoby się zaapelować o równie fascynujący sequel za cztery lata.

Strzelecka niemoc po hiszpańsku. Jeśli w ostatnich miesiącach przed turniejem strzela się osiem goli Szwajcarkom, siedem Belgijkom i pięć Finkom, to wysyła się w ten sposób jasny sygnał, że hiszpańska ofensywa nie bawi się w półśrodki. Podczas samego EURO podopieczne Jorge Vildy zdecydowanie bardziej niż rozjuszonego byka przypominały jednak potulnego byczka Fernando. Zaczęło się nawet obiecująco, ale po dwukrotnym pokonaniu portugalskiej bramkarki, Hiszpanki postanowiły przejść na tryb Nadeshiko z wyłączoną opcją strzelania. Efekt? Ponad sześć godzin bez choćby jednego gola i pożegnanie się z mistrzostwami w równie słabym stylu, co dwa lata temu w Kanadzie. I to wszystko pomimo dochodzącego momentami do osiemdziesięciu procent posiadania piłki.

Włoska rewelacja. Z racji tego, że los skojarzył nas w jednej grupie, wszystkie rozegrane w ostatnich dwunastu miesiącach sparingi kadry Antonio Cabriniego obejrzałem od pierwszej do ostatniej minuty. Nie ujmując nic włoskim piłkarkom i biorąc poprawkę na towarzyski charakter wspomnianych gier, podczas większości z nich Azzurre zdecydowanie bardziej niż ekipę przygotowującą się do występu w finałach mistrzostw Europy przypominały grupę wczasowiczek z sycylijskich plaż. Jak to możliwe, że w lipcu drużyna ta przeszła aż tak wielką metamorfozę? Tego nie dowiemy się chyba nigdy. Podobnie zresztą jak tego, dlaczego na mecz z Rosją Włoszki wyszły dopiero od 46. minuty, zaprzepaszczając w ten sposób szansę na przeżycie pięknej przygody.

Niemiecko-francuskie fiasko. Ależ piękna katastrofa! Dwie drużyny z największym potencjałem, najmocniejszą kadrą i najbardziej rozdmuchanymi oczekiwaniami na tytuł pożegnały się z mistrzostwami tego samego dnia, zanim medalowa zabawa zdążyła się tak naprawdę rozpocząć. Co więcej, obie odpadły w takim stylu, że raczej nikt w Holandii z tego powodu nie rozpaczał. Podopieczne Steffi Jones podczas całego turnieju potrafiły strzelić zaledwie jednego gola z gry, a Francuzkom nie udała się nawet ta sztuka. Na karnych, wolnych i rożnym udało się wprawdzie wyjść z grupy, ale po ćwierćfinale można było jedynie zakrzyknąć: Wahnsinn! i grzecznie udać się w powrotną podróż.

Piłka meczowa na nodze Laury Luis. Nie ukrywam, że jeszcze całkiem niedawno piłkarska Portugalia kojarzyła mi się wyłącznie z Claudią Neto oraz corocznym, marcowym turniejem towarzyskim na Algarve. Awans reprezentacji prowadzonej przez Francisco Neto na holenderskie EURO sprawił, że moja wiedza o iberyjskim futbolu uległa znaczącej poprawie, ale i tak jeszcze miesiąc temu nie uwierzyłbym, że w 93. minucie meczu z Anglią pomocniczka Bragi będzie mieć na nodze piłkę na wagę awansu do najlepszej ósemki turnieju. Ze strzałem Luis ostatecznie nie bez problemów poradziła sobie Chamberlain, a Portugalkom pozostała satysfakcja z faktu, że w grze o ćwierćfinał pozostawały dłużej niż ktokolwiek się tego spodziewał.

Prezenty Vaili Barsley. Dwa lata temu stoperka Eskilstuny marzyła o tym, żeby na EURO 2017 zagrać w reprezentacji Anglii. Przewrotny los sprawił, że choć na wspomniany turniej ostatecznie pojechała, to zainaugurowała go meczem … przeciwko kadrze Marka Sampsona. Trudno powiedzieć, czy to właśnie zbyt duży ładunek emocji sprawił, że jej występ na holenderskich boiskach zakończył się całkowitym niepowodzeniem, ale patrząc obiektywnie, przeciwko Anglii i Portugalii Barsley rozegrała prawdopodobnie dwa najgorsze mecze w swojej profesjonalnej karierze, dokładając sporą cegiełkę do czterech goli dla rywalek. Mecz z Hiszpanią obrończyni United obejrzała już z perspektywy ławki rezerwowych, a zastępująca ją na środku bloku defensywnego Rachel Corsie stworzyła z Ifeomą Dieke niemal bezbłędny duet.

Zinsberger zawstydza ekspertów. Mówi się, że szczególnie w przypadku bramkarek doświadczenie jest na wagę złota, a tymczasem bohaterką EURO została golkiperka, która jak dotąd w poważnym futbolu rozegrała … jedną rundę. 21-letnia Austriaczka zaledwie kilka miesięcy temu w wyniku kontuzji Korpeli wskoczyła do bramki monachijskiego Bayernu, ale na holenderskich arenach długimi fragmentami prezentowała się tak, jakby przynajmniej od kilku sezonów regularnie występowała na poziomie Bundesligi. Jasne, przy golu dla Francji popełniła błąd, ale warto zauważyć, że był to jedyny puszczony przez nią gol podczas całej imprezy. Wiadomo, że olbrzymi wkład w historyczny sukces austriackiej piłki wniosły Feiersinger, Burger, Schiechtl, czy Zadrazil, ale nie można zapominać, że i bez Zinsberger pozostanie w turnieju aż do sierpnia stanęłoby pod dużym znakiem zapytania.

Pękająca koszula Sampsona. Podczas półfinałowego starcia z Holandią narastającego napięcia nie wytrzymała nie tylko Lucy Bronze, ale i koszula walijskiego selekcjonera Angielek, która pękła niemal tak spektakularnie jak nadzieje Brytyjczyków na pierwszy od ośmiu lat finał dużej, piłkarskiej imprezy. Na szczęście, pozostałe części garderoby dzielnie dotrwały w nienaruszonym stanie do ostatniego gwizdka francuskiej sędzi, wytrzymując nawet kończącego dzieło zniszczenia samobója Millie Bright.

Czym nie zaskoczyło mnie EURO 2017?

Gospodynie grają do końca. Z formą w sporcie jest trochę jak z sondażami poparcia partii politycznych; liczą się nie tyle wartości bezwzględne, co aktualny trend. Prawidłowość ta dotyczy wprawdzie głównie dyscyplin indywidualnych, ale i w futbolu jak najbardziej znajduje swoje zastosowanie. Holenderki już od kilku miesięcy znajdowały się na wyraźnej fali wznoszącej i mieliśmy pełne prawo oczekiwać, że podczas najważniejszej dla siebie imprezy mogą go z powodzeniem kontynuować. Pewną niewiadomą stanowiło jedynie to, jak podopieczne Sariny Wiegman poradzą sobie z narastającą z każdym dniem turnieju presją własnych kibiców, ale szybko okazało się, że przekłada się ona wyłącznie na pozytywną mobilizację.

Martens i Neto dają radę. O tym, że obie wymienione tu piłkarki zaliczają się do ścisłej, światowej czołówki na swoich pozycjach, doskonale wiedziałem od dawna. Już w zapowiedziach turnieju sygnalizowałem, że EURO 2017 może należeć właśnie do nich i nie zamierzam ukrywać, iż bardzo cieszę się, że tak właśnie się stało. Takie zawodniczki jak nikt inny zasługują bowiem na to, aby ich grę podziwiały nie setki, a setki tysięcy sympatyków futbolu.

Gwizdki przychylne faworytkom. Wrzucam do tej kategorii, bo przez te wszystkie lata po prostu zdążyłem się przyzwyczaić. Pamiętam skandaliczny mundial 1999, okradzenie Göteborga z prawdopodobnie największej szansy na mistrzowski tytuł, nadprogramową pomoc dla Umeå i Rosengård, mecz otwarcia Kanadyjek z Chinkami i wiele, wiele innych przypadków, w których niespodziewanie męczące się na boisku papierowe faworytki w momencie największego kryzysu mogły liczyć na pomocną dłoń pań (lub panów) biegających z gwizdkiem. Z tego powodu, podyktowanie bardzo problematycznego rzutu karnego dla Francuzek w końcówce meczu z Islandią nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Szczerze mówiąc, bardziej zdziwiłem się, że podobnego wsparcia nie otrzymały Niemki, gdy ćwierćfinał zaczął wymykać im się z rąk.

Stina umie w karne. Mówiąc bardzo delikatnie, bramkarka reprezentacji Danii z całą pewnością nie jest najmocniejszym punktem swojego zespołu. Powyższe zdanie zupełnie traci jednak na aktualności, jeśli o końcowym wyniku decydować muszą rzuty karne. My przekonaliśmy się o tym cztery lata temu, rywalki Kristianstad w walce o pozostanie w Damallsvenskan jesienią 2016, a kolejni nieszczęśnicy podczas EURO 2017. Parafrazując słynne, piłkarskie powiedzenie: rzut karny to jeszcze nie gol, szczególnie gdy grasz przeciwko Dunkom. Do zapamiętania przed eliminacjami do francuskiego mundialu.

Tyły do poprawki. Wyrównujący się poziom czołowych, europejskich reprezentacji jest faktem bezsprzecznym, ale trzeba zaznaczyć, że dotyczy on w największym stopniu piłkarek ofensywnych. Wśród obrończyń, a także – i zarazem w szczególności – bramkarek, wciąż widać bowiem utrzymującą się dysproporcję nawet między zespołami z pierwszego i drugiego koszyka. Pozostaje mieć nadzieję, że zdecydowanie bardziej profesjonalne i spersonalizowane systemy szkolenia wdrażane w coraz to nowych krajach sprawią, że finalnie poradzimy sobie i z tym problemem, ale nie ma się co łudzić, że nastąpi to już w tym lub w następnym roku. Są bowiem rzeczy, których po prostu nijak nie da się przyspieszyć i to jest właśnie jedna z nich.

Norweska mizeria a la Sjögren. Oczywiście, że nie spodziewałem się Norweżek wracających do domu bez choćby jednej strzelonej bramki, bo przecież chociażby taka Hansen potrafi w dowolnym momencie zrobić gola z niczego. Problem jednak w tym, że w zasadzie od zakończenia styczniowego zgrupowania w Hiszpanii, z obozu byłych już wicemistrzyń Europy dochodziły niemal wyłącznie niepokojące sygnały. Jak dużą rolę odegrał w tym całym zamieszaniu szkoleniowiec, który niespełna rok wcześniej w wielkim stylu wywalczył mistrzostwo Szwecji z Linköping? Myślę, że w sposób najbardziej trafny zdiagnozowała to znająca go doskonale Magdalena Eriksson, więc mi pozostaje jedynie podpisać się pod tymi słowami i obserwować, jak w tej niełatwej sytuacji zachowają się Norwegowie. Czasu na wyciągnięcie wniosków nie mają niestety wiele, gdyż już za dwa miesiące rozpoczynają się eliminacje do mistrzostw świata we Francji, do których (podobnie zresztą jak Szwedki) po raz pierwszy od dawna nie przystąpią w roli faworytek swojej grupy.

Islandzcy i duńscy kibice. Obie grupy zrobiły w holenderskich miastach i na tamtejszych stadionach niemałą furorę, ale przecież już cztery lata temu goście z tych właśnie krajów mocno ubarwili także „szwedzkie” EURO. Wiadomo, że tym razem szczególnie delegacja z wyspy gejzerów udała się na turniej w zdecydowanie większej liczbie, ale mając w pamięci wydarzenia sprzed czterech lat, o ich „formę” byłem całkowicie spokojny. I tylko trochę szkoda, że pomimo tak wspaniałej promocji, kraje nordyckie wciąż nieustannie mylą się naszym przyjaciołom z kontynentalnej Europy. A przecież norweski Kristianstad, czy islandzka Vålerenga brzmią równie absurdalnie co irlandzka Chelsea lub luksemburski Lyon.

Szwecja. No tak, ale czym właściwie może zaskoczyć mnie reprezentacja, którą obserwuję na co dzień od kilkunastu lat? Jasne, kiksy defensorek w starciu z Włoszkami były cokolwiek niespodziewane, ale poza tym zgadzało się właściwie wszystko: od nieumiejętnie konstruowanych ataków pozycyjnych, przez wybory personalne i dyspozycję zawodniczek, aż do dress code’u obu selekcjonerek. Parafrazując samą Pię Sundhage można śmiało powiedzieć, że ostatni taniec wyszedł jej dokładnie tak samo, jak na dwunastu próbach generalnych.

Nowy ład, nowe nadzieje

sdltb179b5f-nh

Fot. TT

Powiedzieć, że pierwsza konferencja Petera Gerhardssona w roli opiekuna najważniejszej drużyny w kraju wypadła dobrze, to w zasadzie nie powiedzieć nic. Nowy selekcjoner potrzebował bowiem zaledwie kilkunastu minut, aby zrobić coś, czego jego poprzedniczki nie potrafiły usystematyzować przez pięć lat. Jest rzeczą oczywistą, że samo określenie zasad współpracy z EFD oraz trenerami klubowymi to dopiero pierwszy, najmniejszy krok, ale zawsze lepiej funkcjonuje się ze świadomością, że za sterami reprezentacji znajduje się człowiek, który doskonale wie, że kadra nie jest bezludną wyspą, a na jej sukces pracuje codziennie cały sztab ludzi. Wywodzący się z piłki klubowej Gerhardsson wydaje się rozumieć pewne zależności zdecydowanie lepiej niż chociażby Pia Sundhage, która przed powrotem do Szwecji przez niemal dekadę terminowała w krajach, gdzie wszystko podporządkowane jest w pierwszej kolejności sukcesowi reprezentacji. To nowe podejście daje nam z całą pewnością nadzieję, że – abstrahując na moment od wyników sportowych – w pewnych kwestiach do szwedzkiej piłki wróci normalność. Mając w pamięci ostatnie miesiące, to naprawdę niezwykle istotna informacja.

Ponieważ jednak pierwsze publiczne wystąpienie nowego selekcjonera zawsze przypomina w jakimś stopniu expose nowego szefa rządu, warto zebrać w jednym miejscu wszystkie zapowiedzi i obietnice Gerhardssona. Prędzej lub później nadejdzie bowiem moment, w którym trzeba będzie powiedzieć: sprawdzam.

– powierzenie roli asystenta Magnusowi Wikmanowi, który osiem lat temu zdobył dublet (mistrzostwo i puchar) z Linköping.

– ciągły dialog z trenerami klubowymi, oparty na wzajemnym szacunku.

– normalizacja relacji na linii SvFF – EFD na wszystkich płaszczyznach.

– wystawianie piłkarek na tych samych pozycjach, na których grają na co dzień w klubie i przypisywanie im (w miarę możliwości) podobnych zadań.

– rozmowa z każdą z piłkarek, które wystąpiły na EURO 2017 na temat jej reprezentacyjnej przyszłości.

– przeprowadzenie stopniowej wymiany pokoleniowej, bardziej odważne wprowadzanie do pierwszej reprezentacji zawodniczek z powodzeniem grających w kadrach młodzieżowych (U-19 oraz U-23).

– połączenie gry kreatywnej z grą odpowiedzialną, udoskonalenie dotychczas stosowanych schematów oraz wprowadzenie nowych.

– ogłoszenie kadry na mecz z Chorwacją nie później niż 28. sierpnia (do tego dnia ma być już jasne, które z piłkarek będą do dyspozycji).

Ci, którzy lepiej znają Petera Gerhardssona, podkreślają, że nie jest to trener, który lubi dużo mówić. W Häcken, gdzie spędził osiem niezwykle udanych lat, przemawiały za nim przede wszystkim rewelacyjne wyniki i miejmy nadzieję, że podobnie będzie również podczas największego – jak sam twierdzi – trenerskiego wyzwania. Trzeba jednak pamiętać, że wobec niesamowicie trudnej i niewygodnej grupy eliminacyjnej, już samo wywalczenie przepustek na mistrzostwa świata może okazać się niełatwym zadaniem. Ponieważ jednak gorąco wierzymy, że nowy ład w szwedzkiej piłce kojarzyć się będzie także z sukcesami boiskowymi, zakładamy, że w czerwcu 2019 nie będziemy musieli zastanawiać się, którą z pozostałych reprezentacji wspierać podczas francuskiego mundialu. Skoro tak, to chyba najwyższa pora przyjrzeć się zawodniczkom, z którymi najprawdopodobniej przyjdzie nowemu szkoleniowcowi współpracować podczas podróży z Varazdinu do Lyonu (z przystankami między innymi na Węgrzech, w Ukrainie i w Danii).

Bramka: tutaj sprawa wydaje się najbardziej klarowna; jeśli Hedvig Lindahl utrzyma swoją dyspozycję z dwóch ostatnich sezonów, to wciąż będziemy mieć w kadrze czołową golkiperkę świata. Tym bardziej, że przykład legendarnej Elisabeth Leidinge wyraźnie pokazuje, że bramki szwedzkiej reprezentacji można z powodzeniem bronić do czterdziestki, a kontynuacja tego trendu byłaby mile widziana. W odwodzie pozostają solidna, choć jeszcze nie do końca kompletna Hilda Carlén (do poprawy szczególnie antycypacja i gra w powietrzu), a także niezwykle utalentowane Zecira Musovic oraz Emma Holmgren, do których należeć może przyszłość. Nie zapominajmy ponadto o robiącej niemałą furorę we włoskiej Fiorentinie Stephanie Öhrström, która swego czasu zrezygnowała z gry dla Sundhage, ale teraz powinna być do dyspozycji nowego selekcjonera.

Środek obrony: przez ostatnie lata rządził tu duet Nilla FischerLinda Sembrant, ale nie oznacza to, że Gerhardsson będzie narzekać na brak alternatyw. Tę podstawową stanowi z całą pewnością Magdalena Eriksson i choć w meczu z Włoszkami była kapitanka Linköping nie zaprezentowała się z najlepszej strony, to o jej dyspozycję w dłuższej perspektywie możemy być względnie spokojni. Co dalej? Jeśli zagraniczne wojaże wyjdą na dobre Emmie Berglund oraz Amandzie Ilestedt, to obie nieco już zapomniane stoperki mogą ponownie stać się ważnymi ogniwami kadry. Z młodszych piłkarek warto zwrócić baczną uwagę na Nathalie Björn, która w Eskilstunie ustawiana jest właśnie na środku bloku defensywnego (wcześniej grała na prawej stronie), a z nieco starszych – na solidnie prezentujące się na ligowych boiskach Alexandrę Lindberg, Mię Carlsson i Petronellę Ekroth.

Boki obrony: po prawej stronie numerem jeden jest aktualnie Jessica Samuelsson i wydaje się, że nawet gdyby Gerhardssonowi udało się namówić na powrót do reprezentacji Hanne Gråhns, to hierarchia ta nie zostanie zachwiana. Na tej pozycji z powodzeniem o miejsce w kadrze rywalizować mogą ponadto Hanna Glas, Lisa Klinga, Ronja Aronsson, czy wreszcie wspomniana powyżej Björn. Znacznie większy problem mamy na lewej stronie, gdzie jedyną naturalną kandydatką wydaje się Jonna Andersson, która jednak obecny sezon ma nieco słabszy od poprzedniego (co nie oznacza, że zły). W Kristianstad pod nieobecność van de Putte z powodzeniem na tej pozycji występowała Carlsson, ale postawienie na nią trochę przypominałoby eksperymenty poprzednich selekcjonerek z Eriksson oraz Rubensson. Jeszcze rok temu mocną kandydatką byłaby również Elin Landström, ale była zawodniczka Umeå wyraźnie obniżyła loty i po rozczarowującej rundzie wiosennej zdecydowanie bardziej potrzebuje w tej chwili odbudowy niż powołania do kadry.

Środek pomocy: przez pięć ostatnich lat było to królestwo Caroline Seger oraz Lisy Dahlkvist, wspomaganych od czasu do czasu przez Kosovare Asllani (gdy przychodziło nam grać na trzy środkowe pomocniczki). Jeśli jednak Gerhardsson postanowi nieco odświeżyć drugą linię, to w kolejce do gry czeka cała gama pomijanych lub wykorzystywanych w zdecydowanie mniejszym wymiarze przez Sundhage i Persson piłkarek. Z pewnością możemy zaliczyć do nich Emilię Appelqvist, choć akurat ona miejsce w kadrze na EURO 2017 przegrała nie tyle z konkurentkami, co z kontuzją. Z innych powodów do Holandii nie pojechała Malin Diaz, która także powinna w najbliższych miesiącach otrzymać zaproszenie na zgrupowanie kadry. Pomimo nieco słabszego okresu, ostatniego słowa w kontekście reprezentacji nie powiedziały jeszcze Elin Rubensson oraz Hanna Folkesson, choć ich pozycje z pewnością chętnie zajęłyby wyróżniające się na ligowych boiskach Tove Almqvist, Petra Andersson, Petra Johansson, Filippa Angeldahl oraz Amanda Edgren, a także rekonwalescentka Irma Helin. Co ciekawe, każda z wymienionych wniosłaby do drużyny coś ekstra, a przecież brak specjalistek na przykład od stałych fragmentów gry był często bolączką szwedzkiej kadry. Pewien problem może stanowić fakt, że w tym niezwykle szerokim gronie brakuje choćby jednej klasycznej „dziesiątki”, a mistrzowskie turnieje wyraźnie pokazują, że największe sukcesy odnoszą jednak zespoły posiadające w swoich szeregach zawodniczkę w typie Lloyd, Harder, czy Marozsan. Kto wie, czy właśnie odpowiednie zestawienie tej formacji nie okaże się w konsekwencji kluczem do ewentualnego powodzenia misji Gerhardssona.

Boki pomocy: jeśli w najważniejszych meczach w wyjściowej jedenastce wybiegała na skrzydle Olivia Schough, to jest to niewątpliwie znak, że nie była to najmocniej obsadzona pozycja w szwedzkiej kadrze. Czy najbliższe miesiące mogą przynieść nam jakąś zmianę? Na pewno cieszy świetna dyspozycja Johanny Rytting Kaneryd oraz Anny Oskarsson, ale obie póki co są wciąż bardzo młodymi zawodniczkami, od których trudno oczekiwać stuprocentowej stabilizacji. Doświadczenia reprezentacyjnego brakuje także Julii Roddar, ale uniwersalna pomocniczka Kvarnsveden wiosną była jednym z największych odkryć całej ligi. Transfer do Linköping mocno przysłużył się Linie Hurtig, która wyraźnie odbudowała się po słabszym ostatnim roku w Umeå, a Julia Spetsmark była ostatnio jednym z niewielu pozytywnych akcentów nadspodziewanie bezbarwnego Örebro. Nie zapominajmy, że na boku pomocy zarówno w klubie, jak i w kadrze wystawiana była także Asllani i z reguły radziła sobie w tej roli bardzo przyzwoicie.

Atak: naprawdę trudno przyczepić się do selekcji dokonanej przez poprzedni sztab akurat na tej pozycji, gdyż Lotta Schelin, Fridolina Rolfö, Stina Blackstenius, Mimmi Larsson oraz Pauline Hammarlund w pełni zasłużyły na to, aby znaleźć się w 23-osobowej kadrze. Największą konkurencję dla wymienionej piątki stanowić mogła Marija Banusic, która po zmianie na stanowisku selekcjonera najprawdopodobniej znów wyrazi gotowość do gry w narodowych barwach. Patrząc perspektywicznie, nie sposób nie wspomnieć o chyba najbardziej utalentowanej szwedzkiej napastniczce od czasów Schelin, czyli Lorecie Kullashi, a także niewiele od niej starszej Annie Anvegård. Wydaje się wprost nieprawdopodobne, aby przynajmniej jedna z nich nie stała się w przyszłości piłkarką, od której kolejni selekcjonerzy będą rozpoczynać ustalanie składu. Zapomnieć nie możemy ponadto o dochodzącej do siebie po poważnej kontuzji więzadeł Sofii Jakobsson, która wprawdzie w kadrze od niemal trzech lat nie zagrała „swojego” meczu, ale w Montpellier regularnie potwierdza, że należy do ścisłej czołówki europejskich napastniczek.

Korzystając z okazji, zapraszam również do przeczytania/przypomnienia tekstu, w którym przybliżam sylwetkę Petera Gerhardssona.