
Fot. Instagram
Jeśli ktoś spodziewał się, że po ostatnim przedmeczowym treningu będzie można bez większych problemów wytypować wyjściową jedenastkę na mecz z Włoszkami, to niewątpliwie spotkało go ogromne rozczarowanie. Pia Sundhage oraz Lilie Persson postanowiły bowiem dać swoim piłkarkom nieco więcej luzu, dzięki czemu poniedziałkowe zajęcia toczyły się na stosunkowo niskiej intensywności. Na podstawie truchtania oraz zabaw z piłką trudno było jednak wyciągnąć jakiekolwiek konstruktywne wnioski, a gdy nadszedł czas tradycyjnej gierki, jedynym kryterium podziału okazał się być … wiek zawodniczek. Z EUROkronikarskiego obowiązku mogę dodać, że zwycięsko z niecodziennego pojedynku wyszedł ostatecznie zespół “starszych”, a świetną formą strzelecką popisała się Lotta Schelin, ale w niczym nie przybliża to nas do rozwiązania zagadki dotyczącej obsady kilku pozycji.
Skoro obserwacja zajęć dała niewiele, trzeba było wsłuchać się w słowa obu selekcjonerek, które zgodnie zapowiadały więcej niż jedną roszadę w porównaniu z meczem przeciwko Rosji. Lilie Persson przypominała, że Igrzyska w Brazylii pokazały, że Szwecja jak mało kto potrafi dokonywać zmian nie obniżających jakości zespołu i zasugerowała, że identycznej sytuacji powinniśmy spodziewać się dziś w Doetinchem. Jednoznacznie ucięte zostały ponadto spekulacje dotyczące ewentualnych kalkulacji, a wszyscy zgodnie podkreślali, że bez względu na personalia oraz rozstrzygnięcia w grupie A, w meczu z Włoszkami interesuje nas wyłącznie zwycięstwo. Niewykluczone, że zapewnić spróbuje nam je między innymi Hanna Folkesson, gdyż to właśnie pomocniczka Rosengård była wczoraj nadspodziewanie mocno komplementowana przez Sundhage. Selekcjonerka wyrażała się w samych superlatywach na temat boiskowej współpracy Folkesson z Seger i choć żadna oficjalna deklaracja nie padła, to występ tego duetu od pierwszej minuty nie będzie chyba dla nikogo wielkim zaskoczeniem. Do ostatnich chwil najprawdopodobniej ważyła się także kwestia obsady obu boków defensywy, gdzie w zależności od planu lub strategii Sundhage i Persson mogą dokonać wyboru spośród czterech piłkarek (Samuelsson, Eriksson, Andersson oraz Glas). Celem numer jeden na dzisiejszy wieczór niezmiennie pozostaje jednak spokojne wywalczenie awansu do ćwierćfinału, uniknięcie niepotrzebnych kontuzji i przystąpienie do decydującej rywalizacji z jak największą liczbą wypoczętych zawodniczek.
Tematem, który w ostatnich godzinach skutecznie rozgrzał opinię publiczną po obu stronach cieśniny Sund okazał się potencjalny ćwierćfinał EURO 2017 pomiędzy Danią i Szwecją. Nie jest bowiem wielką tajemnicą, że Magdalena Eriksson związana jest prywatnie z Pernille Harder, co niewątpliwie stanowiłoby kolejny smaczek i tak niezwykle interesującej szwedzko-duńskiej rywalizacji. Obrończyni Linköping podchodzi jednak do tematu bez niepotrzebnej ekscytacji, choć jednocześnie przyznaje, że rywalizacja z partnerką o miejsce w najlepszej czwórce turnieju byłaby czymś wyjątkowym. Wiadomo, że moje odczucia przy okazji meczu z Danią będą zupełnie inne niż podczas innych meczów, ale gdy zabrzmi pierwszy gwizdek, każda z nas skoncentruje się wyłącznie na swoich zadaniach – zapewnia Eriksson. Piłkarka LFC podkreśla ponadto, że jeszcze nie rozmawiała z Harder na temat ewentualnej konfrontacji, gdyż przed końcem fazy grupowej nie było takiej potrzeby, ale za to konsultowała z nią kwestię zmiany barw klubowych. Razem uznałyśmy, że transfer do Chelsea będzie dla mnie idealnym krokiem na tym etapie kariery. Od początku było jasne, że piłkarsko każda z nas będzie szła własną ścieżką, ale z Londynu będę miała do niej zdecydowanie bliżej, jedynie dziewięćdziesiąt minut samolotem – podsumowuje Eriksson i dodaje, że ma nadzieję, iż kiedyś w przyszłości te futbolowe ścieżki raz jeszcze się przetną. Tak, mam nadzieję, że ponownie spotkamy się na tej drodze i znów zagramy w jednej drużynie – kończy.
******

Fot. Getty Images
Do tego, aby Eriksson i Harder faktycznie otrzymały szansę boiskowej rywalizacji, musi jednak zostać spełnionych kilka warunków. O realizację pierwszego z nich postarały się wczoraj wieczorem Dunki, jednocześnie odsyłając do domu prowadzoną przez Martina Sjögrena Norwegię. Gol na wagę trzech punktów padł już w piątej minucie, po tym jak Harder zdecydowała się na indywidualny rajd środkiem boiska, doskonale wypatrzyła Veje, a ta, wykorzystując mało zdecydowaną reakcję Minde (coś dużo tu dziś tych akcentów z Linköping), pokonała Ingrid Hjelmseth. W kolejnej fazie meczu do głosu doszły podrażnione wicemistrzynie Europy, ale pomimo wielu naprawdę dobrych okazji, nie udało im się zdobyć chociażby wyrównującego gola. Najlepszą z nich zmarnowała tuż przed końcem pierwszej połowy Caroline Hansen, ale z drugiej strony, od meczu otwarcia EURO 2013 na temat Petersen broniącej rzuty karne powiedzieć możemy całkiem sporo, a wczoraj jedynie utwierdziliśmy się w swoich przekonaniach. Zwyciężając, Dunki rzecz jasna pomogły same sobie, ale nie byłoby ich awansu do kolejnej fazy bez korzystnego dla nich wyniku na stadionie w Tilburgu. Zgodnie z przewidywaniami, Holenderki nie dały się jednak pokonać Belgijkom przed własną publicznością, choć oba trafienia dla Pomarańczowych Lwic były poniekąd szczęśliwe. Pierwszy gol był efektem zupełnie niepotrzebnego przewinienia we własnej szesnastce, drugi zaś padł po rykoszecie, który całkowicie zmylił próbującą interweniować Odeurs. Biorąc pod uwagę cały mecz, podopieczne Ivesa Serneelsa pokazały jednak się z naprawdę niezłej strony i choć na otarcie łez pozostała im jedynie honorowa bramka Wullaert (swoją drogą – gol przepięknej urody), to o debiucie Czerwonych Płomieni w finałach mistrzostw Europy z pewnością szybko nie zapomnimy. A smutnym dziś sympatykom reprezentacji Belgii przypominam, że już za dwa lata mogą mieć okazję do przeżycia kolejnej, jeszcze większej przygody i mają na to naprawdę spore szanse.