EUROkronika – dzień 5

818984068_9363

Fot. Getty Images

Musieliśmy czekać całe cztery dni, aby papierowe faworytki w końcu pokazały swoją piłkarską jakość. Meczów w grupie D nie ma sensu analizować w najdrobniejszych szczegółach, gdyż w obu przypadkach cały wywód sprowadzi się do tego, że ostatecznie zwyciężyła drużyna zdecydowanie lepsza. Hiszpanki zdołały wprawdzie strzelić Portugalkom zaledwie dwa gole, ale ich dominacja nie podlegała dyskusji ani przez moment i pomimo tego, że Claudii Neto udało się zaprezentować kilka całkiem przyjemnych dla oka zagrań, przywitanie absolutnych debiutantek ze światem wielkiego futbolu było stosunkowo bolesne. Jeszcze mniej litości dla swoich przeciwniczek miały wczoraj wieczorem Angielki, które na mecz za Szkocją najwyraźniej nie potrzebowały dodatkowej motywacji. Sympatyków szwedzkiej piłki z pewnością cieszyć może ponadto hat-trick Jodie Taylor, która swego czasu tydzień w tydzień szalała na Valhalli, gdzie popisywała się równie wielką skutecznością. Od tych chwil zdążyło już wprawdzie upłynąć wiele lat, ale trudno nie życzyć dobrze znajomym z dawnych lat. Niestety, w znacznie gorszym nastroju spędziła ostatnią noc bohaterka wczorajszego odcinka EUROkroniki Vaila Barsley, która miała nawet udział przy kilku golach, ale problem w tym, że były to wyłącznie trafienia dla rywalek. Wielka szkoda, gdyż jako osoba, która widziała stoperkę Eskilstuny w ponad stu ligowych występach, mogę zaświadczyć, że tak fatalna postawa to w jej przypadku naprawdę niezwykła rzadkość. Tym razem słabszy moment się on jednak w kluczowym meczu, gdyż debiut na ważnym turnieju, w dodatku przeciwko reprezentacji kraju, z którego sama zawodniczka pochodzi, z całą pewnością był dla niej niesamowicie emocjonalnym przeżyciem. Ogromnego bagażu wczoraj udźwignąć się jednak nie udało, ale na rozpamiętywanie dotkliwej porażki czasu zdecydowanie nie ma, bo jeśli Szkotki chcą zaznaczyć swoją obecność w Holandii jakimś miłym akcentem, to najlepsza ku temu okazja będzie już w najbliższą niedzielę.

Jeśli chodzi o krótkie podsumowanie szwedzkich akcentów podczas czwartego dnia turnieju, to Pernilla Larsson zdecydowanie zasłużyła na wyższą notę niż Anna Signeul, choć sędzia z Trolhättan także nie uniknęła jednego poważnego błędu, nie dyktując rzutu karnego na korzyść Hiszpanek. Na szczęście, sytuacja ta nie wypaczyła w sposób znaczący końcowego wyniku meczu, ale nota za występ w dół jednak poleciała. Inna sprawa, że pomimo całej sympatii do mającej za sobą naprawdę udaną rundę pani Larsson, na tej konkretnej imprezie nie życzymy jej okazji do sędziowania w wielkim finale.

******

680

Fot. Carl Sandin

Większość z nas powoli zaczyna żyć już drugą serią spotkań grupowych, od której dla wielu reprezentacji rozpoczyna się gra o być albo nie być w turnieju. Miło jest oczywiście nie znajdować się w tym gronie, ale z drugiej strony sytuacja przez meczem z Rosją jest taka, że w piątek po południu trzeba będzie bardzo uważać. Tym jednak zajmiemy się jutro, bo dziś informacja numer jeden dotyczyła dwóch prawdopodobnych zmian w wyjściowej jedenastce, co w przypadku Pii Sundhage oraz Lilie Persson spokojnie możemy nazwać wielką rewolucją lipcową. Uraz Olivii Schough okazał się na szczęście niegroźny, ale wtorkowe treningi w Arnhem wyraźnie podpowiadają, że zamiast skrzydłowej Eskilstuny od pierwszej minuty zobaczyć możemy Stinę Blackstenius. To oznaczałoby, że na Rosję wyszlibyśmy trzema nominalnymi napastniczkami, co za kadencji obecnych selekcjonerek nie zdarzało się nawet podczas pojedynków z jeszcze niżej notowanymi rywalkami, ale sztab szkoleniowy stawia sprawę jasno: potrzebujemy goli. Druga roszada miałaby dotyczyć lewej obrony, gdzie w miejsce Jonny Andersson do gry szykowana jest Magdalena Eriksson. Kapitanka Linköping w klubie występowała oczywiście na środku defensywy, ale raczej nie powinniśmy się spodziewać rozbicia pary Fischer – Sembrant, w związku z czym wspomniana powyżej alternatywa wydaje się być jedyną sensowną. Dlaczego ewentualna obecność Eriksson na boisku jest aż tak istotna? Cóż, chyba każdy, kto przyglądał się zajęciom kadry podczas obozu w Göteborgu, doskonale pamięta, kto zdecydowanie najdokładniej egzekwował wówczas stałe fragmenty gry. A nie zapominajmy, że to między innymi na rożnych i wolnych mamy w sierpniu wjechać do Enschede.

Co do Nilli Fischer, to jej wypowiedź wczoraj ponownie znalazła się w centrum uwagi, ale na szczęście tym razem było to zainteresowanie jak najbardziej pozytywne. Mająca do wypełnienia jeszcze rok kontraktu w Wolfsburgu kapitanka mistrzyń Niemiec zadeklarowała bowiem, że piłkarską karierą zakończyć zamierza na szwedzkich boiskach. Nie byłoby w tym może nic ekstrawaganckiego, gdyby nie fakt, że Fischer wyraźnie zaznaczyła, iż decyzję co do klubu pozostawi wyłącznie … swojej żonie. Jak najbardziej potrafię sobie wyobrazić, że sympatycy Uppsali, Assi, czy Hovås Billdal od tej chwili mocno trzymają kciuki za to, aby Mika wykazała się odpowiednim poczuciem humoru. Choć i tak wiadomo, że najbardziej prawdopodobne adresy są tak naprawdę dwa.

Zanim jednak na boisko ponownie wyjdą Szwedki, czeka nas jeszcze dalszy ciąg rywalizacji w grupie A. Ponownie zobaczymy więc Martina Sjögrena, który nie wie dlaczego w meczu przeciwko Holandii norweska druga linia wyglądała tak nieporadnie oraz Andrine Hegerberg, która nie wie dlaczego w meczu przeciwko Holandii spędziła mało produktywne 90 minut w okolicach ławki rezerwowych. Jeśli oboje do dziś nie znajdą na te wątpliwości konkretnych odpowiedzi, to ambitne, choć nieobliczalne Belgijki staną przed szansą urwania wciąż aktualnym wicemistrzyniom Europy kolejnych punktów. Wieczorem natomiast czeka nas rozgrywka holendersko-duńska, czyli mnóstwo dobrych znajomych na murawie po obu stronach barykady i konfrontacja Lieke Martens z Pernille Harder, zupełnie jak niespełna rok temu na finiszu Damallsvenskan. Tak, będzie się działo. I oby tylko nikomu nie przyszło do głowy, aby brać przykład z wczorajszej Szkocji!

Leave a comment