
Fot. CDN
Co by tu napisać w chwili, gdy atmosfera zbliżającego się święta zdecydowanie nie zachęca do czytania, a wszyscy czekamy już tylko na rozpoczęcie wielkiego spektaklu? Możemy na przykład zacytować kapitankę reprezentacji Holandii Mandy van den Berg, która już wczoraj była niesamowicie podekscytowana perspektywą gry na wypełnionym do ostatniego miejsca pomarańczowym stadionie w Utrechcie. Podopieczne Sariny Wiegman z pewnością będą mogły liczyć na wsparcie 23-tysięcznej widowni, ale nie zapominajmy, że zarówno dziś, jak i w pozostałych spotkaniach grupowych przyjdzie im grać pod niesamowitą presją. Jeszcze nigdy w historii piłkarskich mistrzostw Europy nie zdarzyło się bowiem, aby gospodyniom nie udało się wywalczyć awansu do fazy pucharowej i możemy założyć, że Holenderki raczej nie chciałyby, aby po zakończeniu tegorocznego turnieju cokolwiek się w tej kwestii zmieniło. Stojące przed nimi zadanie wcale nie będzie jednak takie łatwe, gdyż grupa A, w przeciwieństwie do pozostałych, wydaje się być całkowicie otwarta, a to z kolei nigdy nie jest dobrą wiadomością dla drużyny losowanej z pierwszego koszyka.
Skoro wspomnieliśmy już o statystykach z przeszłości to warto zaznaczyć, że gospodynie z zasady na otwarcie nie przegrywają, choć czasami pomagają im w tym nie tylko ściany (tak, przywołuję w tym miejscu chociażby lata 1997 i 2013, żeby nie szukać przesadnie daleko). Nasz dobry znajomy Martin Sjögren tym faktem najwyraźniej się jednak nie zraża i w przededniu najważniejszego meczu w swojej selekcjonerskiej karierze ogłosił, że w końcu udało mu się znaleźć system, w którym norweska kadra wykorzystywać będzie sto procent swojego potencjału. Okazuje się, że remis i nieporadność ofensywna z Islandią, czy też kompletne zagubienie w pierwszej połowie meczu z Hiszpanią były jedynie kolejnymi przystankami, na których trzeba było się taktycznie zatrzymać, aby dotrzeć do tego, co obejrzymy za kilka godzin. Brzmi wiarygodnie? Oceńcie sami, ale nie zapominajmy, że łudząco podobne zapowiedzi słyszeliśmy przed rozpoczęciem sezonu 2016 w Damallsvenskan, a nikomu nie trzeba chyba przypominać, jak dla Sjögrena i prowadzonej przez niego drużyny zakończyła się owa kampania. Wiadomo, że tym razem rywalizacja toczy się na całkiem innym dystansie i nieco innych zasadach, ale powtórki z rozrywki wykluczyć z pewnością nie można. W przypadku norweskiej kadry dwie największe niewiadome dotyczą roli, którą w perspektywie całego turnieju odegra w tym zespole Frida Maanum oraz tego, na ilu pozycjach będzie musiała zagrać na holenderskich boiskach Maren Mjelde. Kto wie, czy odpowiedź na nie nie okaże się równie kluczowa w ocenie norweskich szans, co postawa największych gwiazd w osobach sióstr Hegerberg i Caroline Graham Hansen.
Ze szwedzkiej perspektywy, podczas meczu otwarcia nasze oczy siłą rzeczy skierowane będą przede wszystkim w kierunku Lieke Martens, bo choć holenderska skrzydłowa jesienią będzie reprezentować barwy Barcelony, to na EURO pojechała jeszcze jako piłkarka Rosengård i jedna z bohaterek wiosny 2017 w Damallsvenskan. Po przeciwnej stronie powinniśmy zobaczyć jedną z ulubionych zawodniczek Martina Sjögrena Kristine Minde, więc jeśli ktoś zdążył się już stęsknić za rywalizacją na linii Malmö – Linköping, to na boisku w Utrechcie otrzyma jej całkiem przyjemną namiastkę. Możliwe, że szansę od szwedzkiego selekcjonera otrzyma również Helen Schjelderup, choć pomocniczka Eskilstuny jeśli w ogóle zagra, to raczej w nieco skromniejszym wymiarze czasowym. Najmniej prawdopodobny wydaje się za to występ Sheili van den Bulk, ale gdyby stoperka Djurgården jednak pojawiła się na murawie, to właśnie jej przypadłaby w udziale opieka nad Adą Hegerberg. Brzmi nieźle, choć niestety mało realnie. A szkoda, bo wydaje się, że Joel Riddez chętnie obejrzałby swoją podopieczną kasującą kolejne akcje gwiazd Lyonu i Wolfsburga.
******
Dziś odbędzie się oczywiście jeszcze jeden mecz, podczas którego naszą uwagę w równym stopniu co piłkarki przyciągać będzie stadion, na którym 25. lipca zagramy z Włoszkami o pierwsze miejsce w grupie awans do ćwierćfinału. Duńczyków i Belgów interesować będzie jednak wyłącznie tu i teraz, gdyż ewentualna strata punktów w tym meczu może mieć dla obu ekip niesamowicie przykre konsekwencje. Podopieczne Grenlandczyka Nilsa Nielsena zmierzą się w Doetinchem nie tylko z debiutującymi na salonach rywalkami, ale i z klątwą pierwszego dnia turnieju. W dotychczasowej historii duńskie piłkarki aż sześciokrotnie miały bowiem okazję wychodzić na boisko już podczas pierwszego dnia wielkiej imprezy i żadnego z tych spotkań nie udało im się zakończyć zwycięsko (na drodze stawały im dwukrotnie Norweżki i Szwedki oraz po jednym razie Finki i Amerykanki). Do siedmiu razy sztuka? Jeszcze miesiąc temu wydawało się niemal pewne, że tak właśnie się stanie, ale mecze z Anglią i Austrią przypomniały nam bolesną prawdę, że duńska kadra zdecydowanie lepiej prezentuje się z przodu niż z tyłu. Aż cztery spośród sześciu straconych przez Danię w dwóch ostatnich sparingach goli padły bowiem po ewidentnych błędach indywidualnych, których nie ustrzegły się nawet słynące zazwyczaj z solidnej postawy Boye czy Jans (kiksy Gevitz i Petersen dziwiły może nieco mniej, gdyż to zawsze w jakimś stopniu tykające bomby) i możemy w ciemno zakładać, że to właśnie w słabości formacji defensywnej swojej szansy szukać będą dziś wieczorem belgijskie Czerwone Płomienie. Aby ta misja zakończyła się sukcesem, piłkarki Ivesa Serneelsa przez dziewięćdziesiąt minut będą musiały jednak pilnie uważać na to, aby przypadkiem nie zginąć od własnej broni, bo ich obrończynie również lubią wykazywać tendencję do przechodzenia na radosny futbol w najmniej oczekiwanych momentach.
Pomimo olbrzymiej sympatii do Lorki van de Putte, zgaduję, że większość czytelników EUROkroniki będzie dziś wieczorem nieco przychylniej patrzeć na reprezentację Danii. Bo Troelsgaard, bo Arnth, bo Kildemoes, bo Junge, bo Linköping, bo Lejonflocken (sympatycy LFC z pewnością wiedzą, o czym mówię), bo nordycka solidarność i – wreszcie – bo Pernille Harder. Wprawdzie od kilku miesięcy kapitanka duńskiej kadry figuruje we wszelakich rozpiskach jako zawodniczka niemieckiego Wolfsburga, ale dla wielu z nas ta nieszablonowa piłkarka już zawsze będzie w jakiejś cząstce nasza. Kilka tygodni temu mieliśmy niewątpliwą przyjemność gościć ją w Östergötland, a dziś będziemy mieć równie wielką przyjemność zachwycać się jej zagraniami, oklaskiwać te najbardziej udane i życzyć jej powodzenia. I zupełnie jak za starych, dobrych czasów, kolejna okazja do tego nadarzy się już za cztery dni.