Po niedawnym remisie z Linköping Martin Skogman mógł mieć nadzieję, że forma prowadzonego przez niego zespołu w końcu zaczęła zwyżkować, a pierwsze zwycięstwo za jego kadencji jest wyłącznie kwestią czasu. Niestety, w meczu przeciwko ekipie z Göteborga, piłkarki Örebro udowodniły, że w obecnym sezonie są drużyną niezwykle chimeryczną bez względu na to, czy prowadzi je szkoleniowiec z dalekiej Grecji, czy też z niezbyt odległej Eskilstuny.
Pojedynek na Behrn Arenie nie był widowiskiem jednostronnym, ale po trzy punkty sięgnęła w nim drużyna, która przewyższała swoje rywalki piłkarską dojrzałością. Jest to o tyle zaskakujące, że przecież zarówno wyższa średnia wieku, jak i znacznie większe pierwszoligowe doświadczenie kazałyby przypuszczać, że akurat w tym aspekcie przewaga powinna być po stronie Örebro. Boisko zweryfikowało jednak te założenia, a Rebecka Blomqvist (fantastyczne zachowanie przy golu na 1-0), czy Elin Landström na tle rywalek momentami wyglądały jak profesorki przy uczennicach. Dobrze rozegrany przez Perez i Tancredi stały fragment gry sprawił, że na początku drugiej połowy gospodynie miały przez krótką chwile nadzieję na uniknięcie porażki, ale wtedy przypomniała o sobie powracająca nie tylko do zdrowia, ale także do najwyższej dyspozycji Hammarlund, która dwoma trafieniami skutecznie zgasiła ich zapał. Triumf Göteborga mógł być jeszcze bardziej okazały, ale stuprocentową okazję zmarnowała chociażby Elin Rubensson, udowadniając, że skuteczność nie jest w ostatnich miesiącach największym z jej atutów.
Spotkanie w Örebro zakończyło się niestety przykrym incydentem z udziałem Melissy Tancredi i Jennifer Falk, w wyniku którego powołana niedawno do reprezentacji Szwecji golkiperka Göteborga musiała przedwcześnie opuścić boisko z urazem kolana (z czerwoną kartką opuściła je zresztą także Kanadyjka). Oczywiście, nigdy nie ma odpowiedniego moment na kontuzję, ale gdyby to starcie z Behrn Areny uniemożliwiło Falk wyjazd na zgrupowanie kadry, to można byłoby mówić o naprawdę szyderczym chichocie losu. Uraz jednej z najlepszych bramkarek w Damallsvenskan siłą rzeczy popsuł nieco humory w ekipie z Västergötland, która dziś mogła być zadowolona zarówno z wyniku, jak i z własnej postawy.
******
Piłkarkom z Vittsjö nie udało się po raz pierwszy w historii pokonać Kristianstad, choć to one w 28. minucie objęły na Vilans IP prowadzenie. Gol Emmi Alanen nie należał być może do najpiękniejszych, jakie oglądaliśmy w tym sezonie w Damallsvenskan, ale piłka nożna to także gra błędów. W tej konkretnej sytuacji popełniły go Lorca van de Putte oraz Stina Petersen, które nie potrafiły wyjaśnić sytuacji pod własną bramką, z czego bez najmniejszych skrupułów skorzystała reprezentantka Finlandii. Po golu na 1-0 wydawało się, że Vittsjö będzie mogło spokojnie kontrolować dalszy przebieg meczu, ale jeszcze przed przerwą gospodyniom udało się doprowadzić do remisu. Po rzucie rożnym doszło w szesnastce Fraine do olbrzymiego zamieszania, w którym najlepiej odnalazła się Ivarsson i strzałem głową wyrównała stan rywalizacji.
W drugiej połowie oglądaliśmy niezwykle wyrównane spotkanie, w którym – jak przystało na derby – nie brakowało również walki (choć, co godne podkreślenia, żadna ze stron nie przekraczała nagminnie przepisów). Aktywność piłkarek nie ograniczała się jednak wyłącznie do przepychanek w okolicach linii środkowej, a obie drużyny miały naprawdę dogodne okazje na to, aby opuszczać murawę Vilans IP z trzema punktami na koncie. Obustronne poszukiwania zwycięskiego gola ostatecznie spełzły jednak na niczym i mecz zakończył się jak najbardziej sprawiedliwym podziałem punktów, choć jeszcze w doliczonym czasie gry Edgren mogła uszczęśliwić sympatyków Kristianstad, sprawiając jednocześnie, że upragnione utrzymanie w Damallsvenskan byłoby już naprawdę o krok.
******
Choć matematyczne szanse na pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej zawodniczki Mallbacken stracą pewnie dopiero gdzieś w okolicach przedostatniej kolejki, to juz dziś w prawdopodobieństwem bliskim pewności można stwierdzić, iż drużyna z Värmland kolejny sezon spędzi na zapleczu ekstraklasy. Porażka piłkarek z Sunne z rozpędzonym Kvarnsveden nie jest rzecz jasna jakąkolwiek niespodzianką. Co więcej, patrząc zupełnie obiektywnie, za dzisiejszy mecz ekipie Mallbacken należałaby się nawet delikatna pochwała. Cóż jednak z tego, skoro znów nie przełożyło się to na jakąkolwiek zdobycz punktową? W przypadku drużyn walczących o utrzymanie niezwykle często kluczowymi okazują się pojedynki z najbliższymi sąsiadkami w ligowej tabeli, a piłkarki z Värmland z obecnych rozgrywkach nie wygrały żadnego z dziewięciu (!) takich spotkań. Jest to statystyka wręcz druzgocąca.
Na przeciwnym biegunie znajduje się za to Kvarnsveden. Beniaminek z Borlänge w małej tabelce ekip z dolnej połówki legitymuje się zdecydowanie najlepszym bilansem, a dziś jeszcze zdołał go poprawić. Zwycięstwo nad Mallbacken nie przyszło łatwo, ale w końcu od czego w teamie z Dalarny jest Tabitha Chawinga. Napastniczka z Malawi najpierw skorzystała z prostopadłego podania Weimer i na raty pokonała Alexander, a po przerwie swoim drugim golem pozbawiła rywalki marzeń na korzystny wynik. Afrykańskie strzelanie na Ljungbergsplanen kontynuowała zresztą także Addo, która popisała się mierzonym uderzeniem zza linii pola karnego, a goście na trzy bramki Kvarnsveden odpowiedziały jedynie ładnym, ale wyłącznie honorowym trafieniem Janogy.