Zepsuty koniec roku

r0_0_800_600_w800_h600_fmax

Strzały Australijek zbyt często znajdowały drogę do szwedzkiej bramki (Fot. Joel Carrett)

Obecny rok w wykonaniu szwedzkiej kadry wygląda tak, że jak już przytrafi się jej porażka, to jest ona poniesiona w stylu niepozostawiającym żadnych wątpliwości co do tego, że jest całkowicie zasłużona. Tak było w pamiętnym półfinale EURO 2022 przeciwko Angielkom, tak było również dziś nad ranem przeciwko Australii. Ci kibice, którzy w oczekiwaniu na dobrą grę podopiecznych Petera Gerhardssona zdecydowali się zarwać noc, obejrzeli coś, czego ani trochę się nie spodziewali. Bo obraz bezradnej i nieporadnej drużyny, bezskutecznie próbującej rozbić postawiony przez rywalki mur to coś, od czego podczas kadencji obecnego selekcjonera zdążyliśmy się już trochę odzwyczaić. Popis efektywnej, a do tego momentami również efektownej gry dały jednak gospodynie, które na cztery różne sposoby pokonały dziś Zecirę Musovic i o żadnym z tych trafień nie możemy powiedzieć, że było ono dziełem przypadku. I nawet jeśli pozornie cały mecz wydawał się być wyrównanym widowiskiem, to nikt nie ma chyba wątpliwości, że to Matyldy w zasadzie od pierwszego do ostatniego gwizdka pokazały się w nim jako zespół bardziej dojrzały, mający pomysł na grę i – co najważniejsze – potrafiący go wyegzekwować.

Jakimś pocieszeniem może być oczywiście fakt, że w takim składzie personalnym zagraliśmy dziś po raz pierwszy i prawdopodobnie ostatni. Skoro jednak mecz ten nie miał w zasadzie żadnej stawki (bo i nawet punkty w rankingu FIFA nie są na tę chwilę aż tak palącą kwestią, jak jeszcze kilka miesięcy wcześniej), to wielka szkoda, że Gerhardsson nie wykorzystał go do realnych eksperymentów, które mogłyby przynieść jemu, a przy okazji i nam, jakieś konkretne odpowiedzi. Bo skoro w formacji defensywnej zabrakło Glas, Ilestedt, czy Eriksson, to aż prosiło się o to, aby swoją szansę na pokazanie się w większym wymiarze na poważnej scenie otrzymały na przykład Wijk, Sandberg czy Lundkvist. Niestety, dwie pierwsze w kadrze w ogóle się nie znalazły, a trzecia przeleciała pół świata tylko po to, aby cały mecz obejrzeć z perspektywy ławki rezerwowych. Nawiasem mówiąc, mając na uwadze intensywność meczów w hiszpańskiej ekstraklasie, jeśli nasz selekcjoner od początku planował młodym piłkarkom podróż na Antypody wyłącznie w charakterze turystek, to chyba bardziej zasadne byłoby powołanie dla jednej z zawodniczek Häcken, wszak Damallsvenskan zakończyła właśnie ligowy sezon. Tak, czy inaczej, w wyjściowej jedenastce obejrzeliśmy na przykład Emmę Kullberg stanowiącą tej jesieni najsłabszy punkt najsłabszej defensywy angielskiej FA WSL. I nie zdziwi nas chyba przesadnie fakt, że defensorka Brighton w decydujących momentach nie dojeżdżała, z czego raz po raz skwapliwie korzystała grająca na nią dynamiczna Hayley Raso. To właśnie kompilacja dwóch złych wyborów Kullberg doprowadziła do tego, że Australijki w 36. minucie meczu otworzyły wynik spotkania, choć po prawdzie mogły zrobić to zdecydowanie szybciej. Duży znak zapytania postawić możemy także przy nazwisku Lindy Sembrant, która w zamyśle miała dziś trzymać w ryzach szwedzką obronę, ale … na zamysłach najwyraźniej się skończyło. Stoperka Juventusu ewidentnie nie może wrócić do właściwego rytmu po wyleczeniu kontuzji kolana, czego potwierdzenie możemy zresztą otrzymać oglądając regularnie transmisje meczów włoskiej Serie A. Nie będziemy czepiać się oczywiście o niefortunny rykoszet po strzale Fowler (to mogło akurat przytrafić się każdemu), ale swoboda, z jaką w okolicach szwedzkiej szesnastki poruszała się Samantha Kerr, a także nieumiejętność radzenia sobie z prostopadłymi piłkami posyłanymi przez Katrinę Gorry muszą już budzić przynajmniej delikatny niepokój. Swojej zdecydowanie bardziej doświadczonej koleżance nie pomagała również Nathalie Björn, chyba sama nie pamięta meczu kadry, w którym zdarzyło się jej podjąć aż tyle niewłaściwych wyborów.

Podobne uwagi możemy wysnuć także w stosunku do drugiej linii, gdzie Bennison i Rubensson (a także zastępująca ją później Zigiotti) nie były w stanie dać swojej drużynie tyle jakości, co po drugiej stronie wspomniana już Gorry oraz Kyra Cooney-Cross. Przed meczem żartowaliśmy trochę, że kalendarzowy rok kończymy starciem z drużyną, która  wyjściowej jedenastce wystawia aż trzy piłkarki Vittsjö, ale dziewięćdziesiąt minut później to im było zdecydowanie bardziej do śmiechu. A skoro zahaczyliśmy już o Cooney-Cross, to raz jeszcze wyrazimy zdziwienie faktem, że w szwedzkich barwach nie obejrzeliśmy w większym wymiarze czasowym Matildy Vinberg. Pomocniczka Hammarby, w przeciwieństwie chociażby do Lundkvist, szansę debiutu wprawdzie otrzymała, ale pojawiła się na placu gry w momencie, gdy spotkanie było już całkowicie rozstrzygnięte. Podobnie ma się zresztą sprawa z Filippą Angeldal, co dziwi o tyle, że jeszcze nie tak dawno słyszeliśmy narrację, iż to właśnie w kadrze pomocniczka Manchesteru City będzie nadrabiać minuty, których nie dostaje w klubie od trenera Garetha Taylora. Tak nie stało się jednak ani w przypadku Angeldal, ani w przypadku Rebecki Blomqvist, cały mecz zagrała za to Sofia Jakobsson z San Diego Wave i choć chęci do gry i ochoty do biegania odmówić jej nie sposób, to w niczym nie przypominała ona zawodniczki, która jeszcze nie tak dawno swoim wejściem z ławki odwróciła losy meczu NWSL przeciwko Chicago Red Stars.

Jakie wnioski możemy wyciągnąć z australijskiej lekcji? Cóż, przede wszystkim mocno popsuła nam ona zakończenie piłkarskiego roku, bo po zwycięstwie nad Francją mogło się wydawać, że po raz pierwszy od dawna reprezentacyjna karuzela wreszcie zaczyna się kręcić we właściwą stronę. Jeśli jednak w niezwykle bolesny sposób na ziemię sprowadzają cię Gorry, Cooney-Cross i Grant, to jest to niewątpliwie znak, że trzeba pewne kwestie bardzo mocno przemyśleć. Już chyba zdążyliśmy pogodzić się z tym, że Gerhardsson oraz jego sztab chwilowo w ogóle nie przejmują się perspektywami dalszymi niż kilka najbliższych miesięcy i choć strategia spalonej ziemi nie wydaje się ani trochę tą właściwą, to przynajmniej mamy jasność, że wynik tu i teraz (czyli na mundialu w Australii i Nowej Zelandii) jest obecnie priorytetem, któremu podporządkowujemy wszystko i wszystkich. Obraz na dziś wygląda jednak tak, że kwestia ewentualnego sukcesu na Antypodach zależy wyłącznie od tego, w jakiej dyspozycji fizycznej i mentalnej będą w sierpniu przyszłego roku Eriksson, Ilestedt, Angeldal, Asllani, Rolfö i Blackstenius. Musimy bowiem pamiętać, że w fazie pucharowej mistrzostw świata od razu czeka nas wyzwanie w postaci rywalizacji z USA lub Holandią i – mówiąc brzydko, ale jednocześnie dosadnie – nasz mundialowy los wisi w tej chwili na tym, w jakiej formie będzie w dniu 1/8 finału szóstka naszych liderek. I choć nie jest to może perspektywa super optymistyczna, to warto niezmiennie zachować spokój i nie zapominać o jednym. Że w przeciwieństwie do innych, my przynajmniej mamy realnie na kogo liczyć, a to już naprawdę całkiem spory kapitał.

ausswe

Advertisement

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s