Farsa w deszczu

depositphotos_201954924-stock-photo-view-football-ball-net-goal

Ten obrazek mógłby spokojnie posłużyć za skrót meczu Gruzji ze Szwecją

W tym miejscu w teorii powinna pojawić się relacja z dzisiejszego meczu reprezentacji Szwecji. Problem jest jednak taki, że to, co obejrzeliśmy właśnie na boisku w Gori niezwykle trudno jest analizować od strony czysto sportowej. Bo czy Peter Gerhardsson dostał jakąkolwiek odpowiedź w temacie gry na trójkę stoperek, jeśli przez większą część spotkania Magdalena Eriksson z Lindą Sembrant rozgrywały piłkę mniej więcej na trzydziestym metrze przed bramką rywalek, a o ich postawie w defensywie nie da się powiedzieć kompletnie nic? Bo czy jest sens przywoływać zmarnowane przez Linę Hurtig czy Stinę Blackstenius setki, skoro i tak kilkadziesiąt sekund po nich futbolówka ostatecznie znajdowała drogę do gruzińskiej bramki, a obie nasze napastniczki zakończyły mecz z dwoma trafieniami na koncie? W drugiej linii też wszystko wyglądało fantastycznie, ale Seger, Angeldal i Rolfö z poważniejszymi niż dzisiejsze wyzwaniami spotykają się kilka razy w tygodniu na treningach. O obecności na boisku Jennifer Falk w ogóle nie ma sensu wspominać, bo tę potyczkę Szwedki wygrałyby nawet wówczas, gdyby na murawie pojawiły się bez bramkarki. I najpewniej dokonałyby tego w identycznych rozmiarach.

W pewnym momencie jedyną kwestią dostarczającą nam nieco emocji było obserwowanie, czy każda ze szwedzkich piłkarek zakończy mecz z przynajmniej jednym golem na koncie. Do przerwy sztuka ta nie udała się jedynie Caroline Seger (na pocieszenie zawodniczka Rosengård zapisała na swoim koncie dwie asysty), Johannie Kaneryd (jedna asysta) oraz Magdalenie Eriksson. Szczególnie kapitanka Chelsea mogła być takim obrotem spraw nieco sfrustrowana, gdyż fortuna ewidentnie nie była tego dnia po jej stronie. A to zatrzymała ją poprzeczka, a to piłkę zdjęła jej z głowy koleżanka, a to po dobrym złożeniu się do strzału do pełni szczęścia zabrakło kilkudziesięciu centymetrów. To wszystko miało jednak znaczenie wyłącznie marginalne, gdyż kolejne bramki padały z taką częstotliwością, że zaczęliśmy zastanawiać się, czy Petera Gerhardssona nie zacznie boleć ręka od tradycyjnego przybijania piątek całej ławce rezerwowych po każdym golu. Szwedzki selekcjoner wyszedł najwyraźniej z podobnego założenia, gdyż po piątym trafieniu po raz pierwszy podczas swojej kadencji z owego sympatycznego rytuału zrezygnował. Trudno go jednak za to winić, wszak jego podopieczne podwyższały wynik z niesamowitą regularnością, co mniej więcej 180 sekund.

Na początku drugiej połowy Gruzinkom udało się wytrzymać nieco ponad dwadzieścia minut bez straconego gola, ale jeśli mamy o tym rozmawiać w kategoriach sukcesu, to coś chyba jest tu nie tak. Tym bardziej, że po chwili na placu gry pojawiły się żądne kolejnych bramek szwedzkie rezerwowe i zabawa rozpoczęła się od nowa. Tym razem rozkręciły ją Sofia Jakobsson z Rebecką Blomqvist i choć po przerwie w liczbach nie wyglądało to aż tak efektownie, to obraz meczu nie zmienił się ani trochę. Rywalki nie tyle nie potrafiły poważnie zagrozić bramce Falk, ale wręcz miały ogromne trudności z przekroczeniem z piłką linii środkowej. O podstawowych błędach w kryciu, pozycjonowaniu, czy ustawieniu przy stałych fragmentach nie wspominając. Symbolem tego meczu może być sytuacja, w której Ana Cheminawa przeprowadziła kilkusetmetrowy rajd, obejrzała się na wszystkie strony i … zauważyła, że kompletnie nie ma z kim tej akcji dalej rozegrać. A było to prawdopodobnie jedno z bardziej (jeśli nie w ogóle jedyne) udane zagranie gruzińskiej piłkarki na boisku w Gori.

To, że eliminacje mundialu w strefie europejskiej będą wyglądały właśnie w ten sposób, wiadomo było już w zasadzie w dniu losowania. I szkoda tylko, że w piłkarskiej centrali ponownie nie znalazł się nikt, kto poświęciłby chociażby kilka minut na krytyczną analizę pomysłu dopuszczania całkowicie amatorskich drużyn do eliminacji bez konieczności rozegrania fazy prekwalifikacyjnej. Bo skoro tak dużo mówimy o tym, jak bardzo zależy nam na poważnym traktowaniu, to chyba sami nie powinniśmy robić sobie pod górkę? Sobie, a przy okazji piłkarkom, bo takie mecze, jak dzisiejszy nie dają całkowicie nic także zawodniczkom i szkoleniowcom obu drużyn w nich uczestniczących. Do tego wrócimy jednak w osobnym tekście, a póki co odmeldowujemy się ze skąpanego w deszczu Gori i skupiamy się na tym, co czeka nas w najbliższy wtorek.

geoswe

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s