Jeszcze tylko Lyon i wakacje

contentmedium

Takim przykrym obrazkiem Hisingen pożegnało Ligę Mistrzyń. Na jak długo? (Fot. Bildbyrån)

Ostatni domowy mecz piłkarek Häcken w tegorocznej edycji Ligi Mistrzyń miał być dla wielu odpowiedzią na pytanie, czy poprzednie – zdecydowanie odbiegające od oczekiwań – występy powinniśmy traktować jako chwilową niedyspozycję, czy może jako symptomy nieco głębszego kryzysu. Potyczki z Bayernem wyczekiwaliśmy tym bardziej niecierpliwie, że miał być to również pierwszy test funkcjonowania drużyny pod wodzą nowego trenera Roberta Vilahamna, który na dwie kolejki przed końcem ligowych zmagań zastąpił na stanowisku Matsa Grena. Szkoleniowiec oraz jego sztab mieli niemal cztery tygodnie, aby przy pomocy treningów oraz gier towarzyskich odcisnąć na zespole znak jakości, ale czwartkowy wieczór przyniósł nam niezwykle bolesne zderzenie z futbolową rzeczywistością. I trudno nawet mieć pretensje, że część kibiców, którzy pomimo mocno niesprzyjającej aury szczelnie wypełnili trybuny Bravida Areny, zdecydowała się opuścić stadion na długo przed ostatnim gwizdkiem rumuńskiej sędzi. Bo o ile porażkę, szczególnie ze znacznie silniejszym rywalem, wybaczyć oczywiście trzeba, o tyle postawa zawodniczek z Hisingen w drugiej połowie z każdą upływającą minutą napełniała nas coraz większą frustracją. A przecież wcale nie musiało tak być, bo spotkanie zaczęło się dla nas naprawdę obiecująco …

Przez pierwszych trzydzieści minut mistrzyniom Niemiec ani razu nie udało się zmusić Jennifer Falk do poważniejszej interwencji, a nawet jeśli piłkarki Bayernu zapędzały się pod bramkę Häcken, to skutecznie i szczęśliwie radziła sobie z ich atakami szwedzka defensywa. Gospodynie nie ograniczały się jednak wyłącznie do obrony, dzięki czemu oglądaliśmy naprawdę intensywny, wyrównany mecz, a sporo zawodniczek w żółto-czarnych koszulkach naprawdę mogło się podobać. Skutecznymi interwencjami imponowała Luna Gevitz, szczelność drugiej linii gwarantowała Filippa Curmark, a Johanna Kaneryd raz za razem pokazywała próbki swoich technicznych umiejętności. Można było nawet zaryzykować stwierdzenie, że był to najlepszy fragment Häcken w obecnej edycji Ligi Mistrzyń (wyłączając może wyjazdowy mecz eliminacyjny z Vålerengą) i nie było żadnej niesprawiedliwości w tym, że to właśnie podopieczne trenera Vilahamna wyprowadziły pierwszy tego wieczora celny cios. Co więcej, dokonały tego po wspaniałej, zespołowej akcji, w której wzięła aktywny udział ponad połowa wyjściowej jedenastki, a kluczowe odegranie Stine Larsen do Stiny Blackstenius można spokojnie zakwalifikować do kategorii stadiony świata. Najlepsza snajperka Damallsvenskan stanęła zatem oko w oko z Janiną Leitzig i takiej okazji zmarnować po prostu nie mogła. Premierowy gol tej zawodniczki w fazie grupowej Ligi Mistrzyń stał się faktem, a my odruchowo spojrzeliśmy na znajdujący się nad sektorem gości zegar, aby upewnić się, jak wiele czasu dzieli nas od gwizdka kończącego pierwszą połowę.

Było to niespełna dziesięć minut, ale jak się miało za chwilę okazać, piłkarkom z Bawarii wystarczyło to nie tylko na odrobienie całych strat, ale nawet na wyjście na prowadzenie. Zabójcze dla Häcken okazały się dwa stałe fragmenty, czyli element gry, który tej jesieni był dla zawodniczek z Västergötland prawdziwą piętą achillesową. Jak zatem widać, miesiąc czasu na spokojne treningi nie wystarczył, aby podstawowe błędy wyeliminować i nawet jeśli zgodzimy się co do tego, że w obu wspomnianych sytuacjach przyjezdnym sprzyjało szczęście, to jednak od defensywy drużyny aspirującej do gry na topowym, europejskim poziomie musimy oczekiwać zdecydowanie więcej. I tylko szkoda w tym wszystkim Jennifer Falk, która w kapitalny, intuicyjny sposób odbiła futbolówkę po strzale Viggosdottir tylko po to, aby za chwilę wyciągać ją z siatki po dobitce Asseyi. Gol na 1-2, który padł w ostatniej akcji pierwszej połowy, był już wynikiem całkowitego zamieszania w polu karnym Häcken, a nieumiejętność wyekspediowania futbolówki gdziekolwiek przez Beatę Kollmats lub Hannę Wijk w najlepszy możliwy sposób wykorzystała Jovana Damnjanovic.

W pierwszych minutach po przerwie gospodynie spróbowały jeszcze ruszyć do przodu, w miejsce Lotty Ökvist na placu gry pojawiła się nieco bardziej ofensywnie usposobiona Anna Csiki, ale jedna kontra Bayernu skutecznie odebrała im resztkę chęci do gry. Atak mistrzyń Niemiec wzorowo zainicjowała Hanna Glas, z prawego skrzydła zacentrowała Klara Bühl, a całą zabawę zamknęła stojąca na wprost bramki Damnjanovic, która ewidentnie lubi trafiać w meczach przeciwko zespołom z Damallsvenskan. Od tego momentu grający przecież bez kilku podstawowych piłkarek Bayern przejął całkowitą kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, a Häcken tuż po najlepszych dwóch kwadransach jesiennej przygody z Ligą Mistrzyń zaprezentował nam prawdopodobnie najgorszy moment w całej swojej pucharowej historii. A skoro tak, to nawet grające nie do końca na sto procent przedstawicielki Bundesligi musiały strzelać kolejne gole i już w 74. minucie dokonała tego Linda Dallmann, wykorzystując tak wspaniały prezent od Luny Gevitz, że mamy wielkie wątpliwości, czy reprezentantka Niemiec w tym roku otrzyma jeszcze od kogoś większy podarunek. Trafienie na 5-1 było natomiast wierną kopią trzeciego gola, z tą tylko różnicą, iż tym razem w rolach głównych wystąpiły rezerwowe dziś Rall i Beerensteyn, które w końcówce otrzymały od trenera Scheuera szansę krótkiego, meczowego rozruchu.

Po takiej porażce, jak wczorajsza, naprawdę trudno o jakiekolwiek pokłady optymizmu, a już za tydzień wicemistrzynie Szwecji czeka jeszcze przecież wyjazd na mało gościnny teren do Lyonu. Oczywiście, w futbolu teoretycznie wszystko jest możliwe, ale jednak mając na uwadze ostatnie wydarzenia jakoś trudno wyobrazić sobie, aby osłabione Häcken realnie postawiło się klubowi mocno pretendującemu do miana numeru jeden w Europie. Brak zwycięstwa na francuskiej ziemi oznaczać będzie dla podopiecznych trenera Vilahamna ostatnie miejsce w grupie i chyba do tego właśnie scenariusza powinniśmy się powoli przyzwyczajać. I sparafrazować popularny dowcip słowami: Jeszcze tylko lanie od Lyonu i wakacje. No, chyba że faktycznie czeka nas za kilka dni kolejny, zimowy cud …


09.12.2021.

Liga Mistrzyń 2021/22 – grupa D

BK Häcken 1-5 FC Bayern München

1-0 Blackstenius 36., 1-1 Asseyi 39., 1-2 Damnjanovic 45., 1-3 Damnjanovic 54., 1-4 Dallmann 74., 1-5 Beerensteyn 87.

Häcken: Falk – Wijk, Gevitz, Kollmats (68. Karlernäs), Ökvist (46. Csiki) – Rubensson, Curmark – Kaneryd, Larsen, Gejl (57. Mijatovic) – Blackstenius

Bayern: Leitzig – Glas, Viggosdottir, Kumagai (76. Hegering), Simon – Magull, Zadrazil – Asseyi (63. Rall), Dallmann (76. Vilhjalmsdottir), Damnjanovic (83. Beerensteyn) – Bühl (63. Jakobsson)


W drugim meczu grupy D Olympique Lyon pokonał na wyjeździe portugalską Benfikę Lizbona 5-0. W drużynie francuskiego potentata łupem bramkowym podzieliły się Ada Hegerberg (dwa gole), a także Wendie Renard, Griedge Mbock Bathy oraz Signe Bruun (po jednym trafieniu). Wynik ten oznacza, że Lyon zachował fotel lidera i wraz z Bayernem Monachium już zapewnił sobie awans do ćwierćfinału.

Leave a comment