Na temat tej drużyny napisano i powiedziano już chyba wszystko. Historia niczym ze scenariusza filmowego sprawiła, że losy piłkarek spod koła podbiegunowego z zapartym tchem śledził wiosną cały kraj. Ellen Löfqvist, Nina Jakobsson, czy Cajsa Andersson nagle stały się dla wszystkich bohaterkami pozytywnymi, którym z zasady życzy się dobrze, a doceniana dotychczas głównie przez koneserów futbolu Faith Ikidi została okrzyknięta symbolem tej niezwykłej drogi, przebytej w ostatnich miesiącach przez skromny, lapoński klub, świętujący w tym roku stulecie istnienia (można powiedzieć – perfekcyjne wyczucie czasu). Liderowanie na półmetku to bezsprzecznie fantastyczna sprawa, ale w Piteå doskonale zdają sobie sprawę, że potrzeba jeszcze jedenastu kroków, aby napisać przepiękną historię, która w coraz bardziej skomercjalizowanym świecie futbolu po prostu nie miała prawa się wydarzyć. Wiemy, że w lidze są kluby zdecydowanie silniejsze kadrowo. Wiemy, że w Norrbotten trudno spodziewać się wielkich transferów. Wiemy jednak także, że lekceważenie tych grających zazwyczaj w czerwonych strojach piłkarek z reguły nie kończy się dobrze. Drużyny prowadzone przez Stellana Carlssona (którego historia zasługuje na całkowicie odrębne opowiadanie) wiele razy udowadniały już, że kolektyw i poczucie jedności w zespole są ważniejsze niż wielkie indywidualności. Jeśli udowodnią to po raz kolejny, to 27. października Piteå, a wraz z nim cała północna Szwecja, oszaleje ze szczęścia. Aby tak się stało, trzeba będzie jednak najpierw wykonać te wspomniane jedenaście kroków ze świadomością, że każdy kolejny będzie znacznie trudniejszy od poprzedniego.