
Fot. Thomas Wolf
Na ostatniej prostej przygotowań do sezonu niemal jednocześnie wypadli im trener, kapitanka i dwie kluczowe piłkarki. Najlepszą strzelczynią zespołu znów była pomocniczka i to wcale nie ofensywna. Z opaską na ramieniu drużynę prowadziła w bój dwudziestolatka, która jeszcze dwa lata temu biegała po trzecioligowych boiskach. W teoretycznie kluczowym momencie rundy przytrafiła im się seria trzech porażek, z których każda kolejna poniesiona była w coraz gorszym stylu. A jednak żadna z tych przeciwności nie była w stanie złamać twardego, lapońskiego ducha walki. Choć przed sezonem wydawało się to kompletną abstrakcją, klub mający w swojej kadrze zaledwie jedną reprezentantkę swojego kraju (Nigeryjkę Faith Ikidi), na półmetku ligowych zmagań patrzy z góry na wszystkich rywali. Co więcej, dokonuje tego w roku, w którym świętuje swoje setne urodziny. Ależ piękna symbolika!
Runda wiosenna w wykonaniu piłkarek z Piteå idealnie nadawałaby się na scenariusz filmu, ale na każdej długości i szerokości geograficznej poza Kalifornią najpewniej zostałby on odrzucony ze względu na zbyt mały realizm. W Los Angeles kochają jednak historie dziewczyn z odległej prowincji, które wbrew wszystkim racjonalnym przesłankom osiągają sukces, a następnie zaliczają niezwykle bolesny upadek w chwili, gdy wszystko wydaje się iść po ich myśli. Później następuje jednak następuje scena finałowa, w której nasza bohaterka dzięki swej determinacji (a także szczęśliwemu splotowi niezależnych od niej okoliczności) odradza się niczym feniks, triumfalnie wracając na szczyt. Takich produkcji Kalifornia wypuściła setki, a analogii do ostatnich miesięcy w Piteå odnajdziemy w nich aż nadto. Mamy przecież pozbawioną gwiazd młodą drużynę z dalekiej Północy rywalizującą z przeważającymi siłami Południa, mamy trenera łączącego pracę w klubie z opieką nad chorym członkiem rodziny, mamy nieprawdopodobne i wymykające się jakiejkolwiek logice zwycięstwo nad urzędującym mistrzem po golu w 93. minucie, mamy niepokojąco przedłużający się kryzys pod koniec rundy i – wreszcie – mamy również zwycięstwo po epickim meczu w ostatniej kolejce, które pozwoliło wrócić na fotel lidera. Sami przyznacie, że do kompletu brakuje tu tylko scenarzysty i reżysera.
Skoro już trzymamy się hollywoodzkiej konwencji, to finałowe zwycięstwo oczywiście też nie mogło przyjść naszym bohaterkom łatwo. Potyczkę z Limhamn Bunkeflo ekipa z Piteå rozpoczęła wprawdzie od serii ataków na bramkę Emmy Lind, ale golkiperka z Malmö zatrzymywała każdą lecącą w jej kierunku piłkę. Szczęścia próbowała Löfqvist, chytrym strzałem składną, zespołową akcję sfinalizowała Janogy, ale kolejne ataki zamiast wybuchu radości przynosiły jedynie jęk zawodu i rozczarowanie miejscowych fanów. Po okresie dominacji gospodyń, dwie doskonałe okazje stworzyły sobie zawodniczki ze Skanii i naprawdę trudno powiedzieć jak to się stało, że przynajmniej jedna z nich nie zakończyła się zdobyciem przez nich gola. Najpierw Rakel Hönnudottir zabrakło kilkunastu centymetrów, aby strącić futbolówkę do pustej już bramki, a następnie zazwyczaj niemyląca się w takich sytuacjach Sofia Wännerdahl przegrała pojedynek sam na sam z Cajsą Andersson. Podopieczne Stellana Carlssona wróciły więc z dalekiej podróży i gdy wydawało się, że obie ekipy udadzą się do szatni przy bezbramkowym remisie, rozgrywająca fantastyczną partię Janogy dośrodkowała w pole karne gości, a tam Jakobsson uprzedziła Winberg i celnym strzałem uszczęśliwiła LF Arenę.
O przedwczesnej celebracji nie mogło jednak być mowy, gdyż każdy w Norrbotten doskonale pamiętał ostatnią konfrontację z przeciwnikiem ze Skanii. Wtedy także zaczęło się od 1-0, a skończyło na bardzo dotkliwej porażce. Historii tej nie zapomniały również same piłkarki, ale moment dekoncentracji wystarczył, aby Wännerdahl dorzuciła idealną piłkę z lewego skrzydła, a Parikka wygrała główkę z Pedersen i zrobiło się 1-1. Powtórka z rozrywki? Nic z tych rzeczy! Tym razem piłkarki z Piteå postanowiły napisać inne, zdecydowanie bardziej satysfakcjonujące dla nich zakończenie i ponownie przypuściły szturm na bramkę gości. W niej tradycyjnie fantastycznie spisywała się Lind, która bezbłędnie poradziła sobie z uderzeniem z dystansu Karlenäs, ale w 62. minucie nawet ona nie była w stanie uchronić Limhamn Bunkeflo od utraty drugiego gola. Z jego zdobycia cieszyła się natomiast najlepsza na placu Janogy, która na raty przyjęła futbolówkę po rykoszecie od Welin i z najbliższej odległości wpakowała ją do siatki gości. W końcowym kwadransie gra przeniosła się już całkowicie pod bramkę Cajsy Andersson, ale pomimo coraz bardziej zaznaczającej się przewagi, przyjezdne nie potrafiły wykorzystać żadnej z wykreowanych przez siebie okazji. Welin, Parikka i Lang Nilsson mogły jednym golem przerwać sen całej Północy o liderowaniu na półmetku rozgrywek, ale skoro już przenieśliśmy się do amerykańskiego kina, to w nim głównym bohaterom w takiej chwili nie dzieje się krzywda i tak naprawdę jedyną rzeczą, której mogli w Piteå żałować było to, że w tak niesamowitych okolicznościach kończyła się “tylko” runda, a nie cały sezon. O tym, czy nasz kopciuszek zostanie ostatecznie królową balu, przekonamy się bowiem dopiero za cztery miesiące, gdyż właśnie wtedy zostanie wyemitowany ostatni odcinek jesiennej serii niezwykle ekscytującego serialu pod tytułem Damallsvenskan 2018.