
Kosovare Asllani miała duży udział w zwycięstwie Linköping (Fot. Kenta Jönsson)
Poniedziałkowe starcie dwóch mierzących bardzo wysoko zespołów miało być przysłowiową wisienką na torcie tej kolejki, ale choć na Linköping Arenie faktycznie obejrzeliśmy potyczkę godnych siebie, dojrzałych taktycznie rywali, to trudno przypuszczać, abyśmy za kilka tygodni wspominali dzisiejszy wieczór z wypiekami na twarzach. Dla kibiców z Östergötland zdecydowanie najważniejsze było jednak to, że po serii mniej lub bardziej rozczarowujących występów, mistrzynie Szwecji wreszcie zagrały na poziomie, którego bezwzględnie powinniśmy od nich oczekiwać. Na podstawie pojedynczego meczu trudno oczywiście wyciągać zbyt daleko idące wnioski, ale z pewnością możemy zaryzykować stwierdzenie, iż w niejednym sercu zaczęła właśnie tlić się nadzieja, że majowa rewolucja w Linköping w dłuższej perspektywie przyniesie klubowi więcej korzyści niż strat.
Ani trochę nie zdziwiłbym się, gdyby kibice z Göteborga czytając te słowa przytomnie zauważyli, że dzisiejszy mecz równie dobrze mógł zakończyć się odwrotnym rezultatem. To wszystko prawda, bo przecież sama tylko Christen Press miała w pierwszej połowie dwie dogodne okazje, a tuż po przerwie Adelina Engman z pięciu metrów nastrzeliła Hildę Carlén. Warto jednak mieć na uwadze fakt, że w szesnastce Jennifer Falk również stosunkowo często robiło się gorąco, a odważny rajd Tove Almqvist lub strzał z dystansu Fridy Maanum także mogły przynieść bramkowy efekt. Gdyby oceniać mecz na wyłącznie na podstawie jego przebiegu, najbardziej sprawiedliwym wynikiem byłby chyba remis, ale to gospodyniom udało się wykorzystać jedną ze stworzonych przez siebie okazji, dzięki czemu trzy punkty ostatecznie zostały w Östergötland i absolutnie nie możemy nazywać takiego scenariusza rażąco niesprawiedliwym.
Z perspektywy Linköping, równie ważna jak złoty gol Nicoline Sørensen (swoją drogą – trafienie naprawdę przecudnej urody) była jednak postawa całego zespołu. Dla świetnie dyrygującej drugą linią Kosovare Asllani, wygrywającej pojedynki jeden na jeden Natashy Dowie, czy z reguły bardzo pewnej w swoich interwencjach Filippy Angeldahl, równie ważny jak drugie w sezonie ligowe zwycięstwo, był dziś zastrzyk pozytywnej energii, której w ostatnich tygodniach tak bardzo w mistrzowskim obozie brakowało. Odrodzenie uśpionego faworyta? Jeszcze nie, ale pierwszy krok we właściwym kierunku został właśnie przez piłkarki z Linköping wykonany.
Poniedziałkowy wynik: