
Fot. Liselotte Sabroe
W tym miejscu miała pierwotnie znajdować się zapowiedź kluczowego meczu eliminacji piłkarskich mistrzostw świata. Nordyckie, szwedzko-duńskie derby miały dać nam odpowiedź na pytanie, która z tych reprezentacji znajdzie się zdecydowanie bliżej awansu na francuski mundial. Niestety, rzeczywistość napisała taki scenariusz, że dziś przyszło nam zastanawiać się nie nad tym, w jaki sposób powstrzymać Nadię Nadim, Sanne Troelsgaard, czy Pernille Harder, lecz nad tym, dlaczego tak ważny mecz w ogóle nie dojdzie do skutku.
O proteście reprezentantek Danii było wiadomo od dawna. Wszyscy zdawali sobie chyba sprawę, że podpisane przed wyjazdem na Węgry tymczasowe umowy nie rozwiążą tego konfliktu, ale początkowo mało kto wierzył, że sprawy zajdą aż tak daleko. Nic więc dziwnego, że wczorajsze oświadczenie duńskiej federacji było dla niektórych sporym zaskoczeniem. Owszem, temat odwołania meczu na Gamla Ullevi powracał w ostatnich dniach jak bumerang, ale jednak wydawało się, że obie strony koniec końców będą potrafiły – dla dobra wszystkich zainteresowanych podmiotów – dojść do porozumienia. Stało się jednak inaczej.
Nietrudno się domyślić, że nieprzystąpienie czołowej europejskiej reprezentacji do ważnego meczu eliminacyjnego natychmiast wywołało lawinę komentarzy na całym świecie. Jak to zwykle bywa, opinie są w tej kwestii bardzo zróżnicowane, choć przynajmniej w mediach nordyckich da się zauważyć tendencję do sympatyzowania w tym konflikcie z piłkarkami oraz podmiotami reprezentującymi ich interesy. Nie brakuje jednak również obrońców stanowiska prezentowanego przez federację oraz głosów, że to zawodniczki swoją postawą zdradziły własnych kibiców, jednym ruchem przekreślając fenomenalny dorobek ostatnich miesięcy. Która ze stron ma rację lub przynajmniej znajduje się bliżej prawdy? Dysponując jedynie szczątkowymi i na dodatek wykluczającymi się wzajemnie informacjami, nie sposób wystąpić tu w roli arbitra ludzkich sumień (nawiasem mówiąc, w takiej roli najlepiej w ogóle nie występować). Decyzja została podjęta i jedyne, co można zrobić, to ją w pełni uszanować. Jasne, argument, że gra w kadrze powinna być nobilitacją i wyróżnieniem brzmi niezwykle wzniośle i tak do końca nie sposób odmówić mu racji, ale wierzyć się nie chce, żeby chociażby Pernille Harder dobrowolnie rezygnowała z być może największej szansy na to, aby zagrać na mistrzostwach świata, gdyby nie miała ku temu konkretnych powodów. Czy rzeczywiście są one wystarczająco silne? Czy towarzyszy im przede wszystkim troska o własne interesy (co samo w sobie nie jest oczywiście także niczym nagannym), czy może o lepsze perspektywy dla młodych adeptek futbolu? Czy kolejne pokolenia duńskich piłkarek faktycznie będą za kilkadziesiąt lat dziękować dzisiejszym reprezentantkom? Odpowiedzi na te i inne pytania zależą w znacznej mierze od indywidualnego postrzegania rzeczywistości i chyba bezpieczniej będzie zachować je dla siebie, mając przy tym nadzieję, że już nigdy więcej nie będziemy zmuszeni do takich przemyśleń, gdyż zdecydowanie największym przegranym takich dni jak dzisiejszy jest niestety futbol.
Gdzieś z tyłu głowy pojawia się oczywiście myśl, że taki obrót spraw zdecydowanie ułatwił szwedzkim piłkarkom drogę na francuski mundial, ale nie spotkałem jeszcze osoby, która popadłaby z tego powodu w euforię. Na analizę sytuacji w grupie 4 (dziś punktami podzieliły się w niej Chorwacja i Węgry) przyjdzie jeszcze czas, ale bez względu na to, jakie decyzje podejmie ostatecznie UEFA, zdobytych w takich okolicznościach punktów nikt świętować nie będzie i nie jest to wyłącznie kurtuazja, ale nordycka rzeczywistość. Inna sprawa, że władze europejskiej piłki także stoją w tej chwili przed nie lada dylematem, gdyż obowiązujące przepisy nie do końca precyzują konkretne modele postępowania w takich przypadkach, co niejako automatycznie otwiera więcej niż jedną furtkę. Z której z nich ostatecznie skorzysta UEFA? Pozostaje liczyć na mądrość i rozwagę piłkarskich decydentów, choć historia pokazuje, że akurat z tym w przeszłości bywało różnie.
Do dnia wczorajszego na mecz Szwecja – Dania sprzedanych zostało około ośmiu tysięcy biletów i pomimo mało sprzyjającej prognozy pogody, frekwencja na Gamla Ullevi zapowiadała się więcej niż przyzwoicie. Dziś wiemy już, że ekscytującej, boiskowej rywalizacji jutro w Göteborgu nie zobaczymy, ale nie oznacza to, że Peter Gerhardsson oraz jego kadrowiczki nie pojawią się w piątkowy wieczór na Stadionie Narodowym. O 17:45 otwarte zostanie wejście nr 9 (od strony Ullevigatan), a pół godziny później rozpocznie się spotkanie zawodniczek z kibicami, na którym mile widziani są również ci, którzy nie zdążyli zaopatrzyć się w bilet na mecz, zanim ten został odwołany. Sesja zdjęciowo-autografowa potrwa nie krócej niż 60 minut.
Pingback: Lizanie ukraińskich ran | Szwedzka piłka
Pingback: Lizanie ukraińskich ran