
Fot. Nir Keidar
Ostatnie miesiące to niewątpliwie niezwykle trudny okres dla szwedzkich reprezentacji młodzieżowych. Ogromne męczarnie, a nawet straty punktów z rywalkami pokroju Serbii, Grecji, czy Czarnogóry z pewnością nie były bowiem wynikami na miarę naszych oczekiwań. Nic więc dziwnego, że przed czerwcowym trójmeczem kadry U-23 oczekiwanie mieszało się z niepokojem przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze, nie da się ukryć, że drużyna prowadzona przez Callego Barrlinga oraz Anneli Andersén stanowi bezpośrednie zaplecze pierwszej reprezentacji. Po drugie, przeciwniczki należące do ścisłego światowego topu mogły dość brutalnie zweryfikować jej wartość. Po trzecie, turniej odbywał się w Szwecji, co w naturalny sposób sprawiało, że presja wyniku stawała się jeszcze większa. Jak z tak olbrzymim wyzwaniem poradziły sobie nasze młode zawodniczki, które już za chwilę stanowić mają o sile szwedzkiej piłki? Mówiąc najbardziej ogólnie – średnio. Na pewno uspokoić mogli się ci, którzy złowróżbnie wieszczyli, że już niebawem także w seniorskiej piłce będziemy toczyć ciężkie i wyrównane boje z Grecją i Czarnogórą, ale jeśli ktoś nastawiał się, że czerwcowe występy kadry U-23 przed własną publicznością będą stanowić zapowiedź nadchodzących, złotych czasów, to raczej opuszczał gościnne Värmland z poczuciem niedosytu.
Zacznijmy jednak chronologicznie, czyli od meczu z Anglią. Końcowy wynik (0-4) nie wygląda może zbyt okazale, ale i w tym spotkaniu mogliśmy doszukać się kilku pozytywów. Pierwszym z nich była bez wątpienia frekwencja, wszak nie codziennie bije się rekord jeśli chodzi o międzypaństwowe mecze młodzieżowe rozegrane na terytorium Szwecji. Do poziomu kibiców nie dostosowały się niestety piłkarki, choć po pierwszych dwudziestu minutach nic nie zapowiadało nadchodzącej klęski. Szansa Kullashi, a także niezły strzał z dystansu Lilji okazały się jednak jedynie miłym złego początkiem, a Beth England oraz Claudia Walker w dalszej fazie meczu wyraźnie pokazały, która drużyna była tego dnia lepsza właściwie w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Znacznie lepsze nastroje mogliśmy mieć za to po potyczce z Norwegią, choć trzeba podkreślić, że końcowe zwycięstwo mogło, a nawet powinno być zdecydowanie wyższe. Rywalki, które przysłały do Värmland bardzo odmłodzoną (jak na warunki U-23) kadrę w ostatnich dwóch kwadransach całkowicie opadły z sił, w związku z czym od pewnego momentu gra toczyła się niemal wyłącznie w okolicach szesnastki Ody Bogstad. Niestety, będąca piętą achillesową dorosłej kadry nieumiejętność wykańczania wykreowanych przez siebie sytuacji dała o sobie znać również w przypadku młodzieżówki, w efekcie czego musieliśmy zadowolić się skromnym 1-0 po nieco przypadkowym trafieniu Wännerdahl. Obrończyni Limhamn Bunkeflo sama przyznała po końcowym gwizdku, że absolutnie nie był to mierzony strzał, ale trzeba oddać, że wkręcił się przy słupku w sposób iście mistrzowski. Kończący sześciodniowe zmagania mecz przeciwko USA nie był wielkim widowiskiem, co po części uwarunkowane było fatalnymi warunkami, w jakich toczyła się gra. Błędy mnożyły się po obu stronach, ale jeśli ktoś wytrwał na stadionie w Sunne do końca, to miał okazję zobaczyć efektowny lob królowej strzelczyń Elitettan Anny Anvegård, który przyniósł nam honorowego gola, a także paradę tygodnia w wykonaniu Emmy Holmgren. W pierwszej połowie dwa gole zdobyły jednak Amerykanki i to one mogły ostatecznie cieszyć się ze zwycięstwa, które zresztą z przebiegu gry jak najbardziej im się należało.
Po zakończeniu trójmeczu spotkałem się z opinią, że roczniki 1996-2000 w szwedzkiej piłce są najsłabsze od wielu lat, ale nie do końca potrafię zgodzić się z tą opinią. Oczywiście, ja również na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie wyobrazić sobie scenariusza, według którego do mundialu 2023 lub 2027 przystępujemy w roli głównego faworyta, ale sensu nie widzę również w przechodzeniu ze skrajności w skrajność (ci sami ludzie jeszcze nie tak dawno nazywali rocznik 1996 najlepszym w historii). Nie zapominajmy, że Blackstenius, Almqvist, czy Björn już dziś coraz mocniej pukają do bram pierwszej reprezentacji, że mamy dwie ciekawie zapowiadające się młode bramkarki w osobach Holmgren oraz Musovic i wreszcie, że w samym tylko Sztokholmie gra dziś przynajmniej kilka dobrze rokujących talentów (Angeldahl, Oskarsson, Rytting Kaneryd, czy Kullashi, o którą nieprzypadkowo już teraz pytają w Manchesterze i Monachium). Wiadomo, że z przyczyn obiektywnych (demografia) trudno będzie kiedykolwiek powtórzyć passę z lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy to z niemal każdej wielkiej imprezy nasze piłkarki wracały z medalem, ale Szwecji losowanej z czwartego koszyka też nie spodziewam się w najbliższych latach zobaczyć i czerwcowy, młodzieżowy trójmecz zdecydowanie mnie w tym przekonaniu utwierdził.