Terminarz ułożył się tak, że debiut Daniela Doverlinda w roli pierwszego szkoleniowca Umeå wypadł na być może kluczowy w kontekście walki o zachowanie ekstraklasowego bytu mecz. Nic więc dziwnego, że zarówno grające w nowym ustawieniu 4-4-2 gospodynie, jak i goście z Borlänge, skupiły się przede wszystkim na tym, aby uniknąć głupio straconych goli, co niestety w bieżących rozgrywkach obu klubom udawało się niezwykle rzadko. Bardzo szybko okazało się jednak, że podobnie jak wiosną, formacje defensywne Umeå i Kvarnsveden trudno nazwać monolitem, w związku z czym okazji strzeleckich pod obiema bramkami nie brakowało. Najpierw Sandström w sytuacji sam na sam z Gay nastrzeliła amerykańską bramkarkę, następnie Roddar ostemplowała słupek bramki Umeå, próbując wykończyć indywidualną akcję Chawingi, aż w końcu Hurtig w sobie tylko znany sposób zmarnowała klasyczną “setkę”. Trudna do wytłumaczenia obustronna indolencja strzelecka pewnie trwałaby w najlepsze, gdyby w 33. minucie Chikwelu nie wycięła we własnej szesnastce debiutującej dziś na boiskach Damallsvenskan Elisabeth Addo. Rzut karny zamieniła na gola druga z nowych piłkarek w talii Jonasa Björkgrena – Tiffany Weimer i ekipa z Dalarny znalazła się na prowadzeniu.
Zgodnie z przypuszczeniami, Umeå rzuciło się do odrabiania strat, ale pomimo przewagi w posiadaniu piłki bardzo długo jedynym wymiernym, choć mało chlubnym efektem gry gospodyń było … rozbicie głowy Robyn Decker, która na kilka minut musiała opuścić plac gry. Znacznie bardziej konkretne w działaniach były za to piłkarki gości, które na kwadrans przed końcem, za sprawą niezawodnej jak zwykle Chawingi, podwyższyły rezultat. Asystę przy trafieniu napastniczki z Malawi zanotowała Weimer, puentując w ten sposób niezwykle udany debiut na szwedzkich boiskach. W doliczonym czasie gry podopiecznym Daniela Doverlinda udało się wprawdzie zdobyć gola honorowego, ale na więcej zabrakło już zarówno czasu, jak i umiejętności. Drugie w historii wyjazdowe zwycięstwo Kvarnsveden w ekstraklasie stało się faktem i cieszyło tym bardziej, że znów odniesione zostało w meczu z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie.
Dzisiejsza porażka sprawia, że sytuacja niezwykle zasłużonego dla szwedzkiej piłki klubu z Västerbotten stała się już bardzo trudna. Jakimś światełkiem w tunelu może być wprawdzie długo wyczekiwany powrót na boisko Hanny Glas oraz Hanny Folkesson, ale jeśli za tydzień nie uda się przywieźć jakiejkolwiek zdobyczy punktowej z Vittsjö, to perspektywa spadku na stulecie istnienia klubu przybliży się na niebezpieczną odległość. A takiego scenariusza wszyscy w Umeå z pewnością woleliby uniknąć.
******
Niepisana reguła Damallsvenskan mówi wyraźnie – jeśli przegrywasz na własnym boisku z Kristianstad, raczej nie spodziewaj się utrzymania. Gdyby brać te przepowiednie dosłownie, to w Sunne już w tym momencie powwinni zacząć przypominać sobie trasę dojazdu na stadiony w Uppsali czy Östersundzie. Na szczęście dla Mallbacken sezon potrwa jeszcze ponad dwa miesiące, ale bądźmy szczerzy – z taką grą, jak dziś pozostało jedynie liczyć na cud, a o ten będzie niezwykle trudno z trzech powodów. Po pierwsze – Jennifer Falk gra obecnie w Göteborgu. Po drugie – Mimmi Larsson gra obecnie w Eskilstunie. Po trzecie – Eilish McSorley z powodu kontuzji do końca sezonu nie zagra nigdzie.
Jeszcze kilka godzin temu wydawało się, że piłkarki ze Strandvallen wygrały los na loterii, dostając domowy mecz z Kristianstad w momencie, gdy drużyna Elisabet Gunnarsdottir boryka się z olbrzymimi problemami kadrowymi. Ich skalę najlepiej oddaje fakt, że między słupkami bramki ekipy ze Skanii z konieczności stanęła dziś Sofia Almryd Andersson, która swój trzeci i zarazem ostatni jak dotychczas mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej rozegrała siedem lat temu! Zawodniczki Mallbacken zadbały jednak, aby powrót mierzącej zaledwie 164 centymetry golkiperki do ekstraklasy przebiegał całkowicie bezstresowo. Andersson tak naprawdę ani razu nie została zmuszona do wykazania się swoimi umiejętnościami, zabrakło nawet uderzeń z dystansu, które w zaistniałej sytuacji wydawały się dość oczywistym rozwiązaniem. Gospodynie obudziły się nieco dopiero po straconym golu, ale gdy w końcu Julia Karlernäs zdecydowała się na strzał, to kopnięta przez nią futbolówka odnalazła się dopiero w okolicach rynku w Hagfors.
Drużyna z Kristianstad także nie zagrała dziś wielkiego meczu, ale na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut na pewno bardziej zasłużyła na wywalczenie kompletu punktów. Ten ostatecznie udało się zabrać do Skanii dzięki perfekcyjnie wykonanemu rzutowi wolnemu. Rasmussen dośrodkowała na siódmy metr, Carlsson wygrała główkę z Sarą Bergman i Alexander musiała wyciągnąć piłkę z siatki. W drugiej połowie zawodniczki Elisabet Gunnarsdottir miały jeszcze dwie okazje na to, aby definitywnie rozstrzygnąć losy meczu, ale przy tak dysponowanych rywalkach pudła Guehai oraz Edgren nie niosły za sobą poważniejszych konsekwencji.