
Szwecja zdecydowanie zrobiła na EURO 2025 furorę – na boisku, na trybunach i na ulicach szwajcarskich miast (Fot. Reuters)
Dziś nie będzie tutaj ani perfekcyjnej składni, ani koherentnego podsumowania ostatnich godzin. Ale chyba zgodzimy się, że takie coś zasługuje na opis przynajmniej po części tak chaotyczny, jak emocje towarzyszące nam podczas obserwowania i przeżywania tego jedynego w swoim rodzaju widowiska. Choć do pewnego momentu w tym chaosie naprawdę była metoda, a Jessica Carter oraz Leah Williamson prezentowały się tak katastrofalnie bynajmniej nie dlatego, że nie umieją w tę grę. Ot, szwedzkie piłkarki wyciągnęły ze swojej talii najbardziej zgraną kartę i raz jeszcze udowodniły, że tak często przywoływana tu jednowymiarowość – jeśli tylko dopracujesz ją do perfekcji – może ku twojej chwale przekształcić się w solidność i powtarzalność. Przecież Blackstenius, Zigiotti, Angeldal, czy Asllani nie zagrały na Letzigrund absolutnie niczego, co mogłoby zaskoczyć kogokolwiek, kto przynajmniej pobieżnie śledził ewolucję tej kadry pod batutą Petera Gerhardssona. A jednak obrończynie tytułu, podobnie jak dosłownie chwilę wcześniej Niemki, Norweżki, czy Dunki, miały ze znalezieniem odpowiedniego antidotum na zaproponowaną przez nas grę ogromny problem. I choć przed meczem skupialiśmy się głównie na naszych deficytach, to na murawie eksponowane były przede wszystkim te będące udziałem naszych rywalek. I gdyby nie kapitalna postawa typowanej przez wielu z nas na potencjalną gwiazdę turnieju Hannah Hampton, końcowy wynik mógł być dziś zupełnie inny. O golkiperce Chelsea kilka słów jednak później, bo najpierw oddajmy honory własnym bohaterkom.
Po pierwsze – Kosovare Asllani i Stina Blackstenius. Zaczynam od nich nie ze względu na nazwiska w rubryce strzelczyń, lecz na szacunek, na jaki obie bez wątpienia zasługują. Oczywiście, stali bywalcy tego serwisu dobrze wiedzą, że nie zaliczam się do grona największych entuzjastów tego duetu na tym etapie ich karier, ale trzeba jasno i dobitnie podkreślić coś, co regularnie akcentuję w zasadzie od pierwszego podsumowania pracy Gerhardssona pod koniec roku 2017: obecny selekcjoner potrafi z tych konkretnych zawodniczek wycisnąć 120 procent ich aktualnych możliwości. Wiele razy żartowałem, że na korepetycje do Gerhardssona powinni udać się trenerzy klubowi, gdyż Asllani i Blackstenius (nota bene: przy okazji wcześniejszych imprez dotyczyło to także Hurtig, Ilestedt, czy Jakobsson) po przyjeździe na zgrupowania reprezentacji nagle zamieniały się w najlepsze wersje siebie. Taki odwrócony o sto osiemdziesiąt stopni paradoks norweskich gwiazd towarzyszył nam na dwóch mundialach i na tegorocznym EURO, choć naprawdę niewiele racjonalnych argumentów za tym przemawiało, Peter skutecznie zrobił to raz jeszcze. Respekcik.
Po drugie – Julia Zigiotti i Filippa Angeldal. Bardzo długo zastanawialiśmy się, kto może stanowić parę środkowych pomocniczek na miarę kultowego tandemu Dahlkvist – Seger i jeśli miałbym wskazać jeden największy sukces końcówki kadencji obecnego selekcjonera, to byłoby nim właśnie uwolnienie potencjału zawodniczki Bayernu dla kadry. Oczywiście, futbol się zmienia, więc i styl gry Angeldal i Zigiotti znacząco różni się od tego prezentowanego przez ich wybitne poprzedniczki, ale na te wszystkie przemyślane, precyzyjne, prostopadłe podania, czy też poprzedzone błyskawicznym uruchomieniem skrzydeł odbiory patrzyło się po prostu z uśmiechem na ustach. I bardzo życzyłbym nam wszystkim, a przede wszystkim samym zainteresowanym, aby ta radość z gry w niebiesko-żółtych barwach jeszcze przez wiele lat ich nie opuszczała. Na specjalny shout out niewątpliwie zasłużyły sobie także Nathalie Björn oraz Jennifer Falk, bo choć obie błędów się całkowicie nie ustrzegły, to jednak na swoich pozycjach należały do najbardziej spektakularnych bohaterek szwajcarskiego turnieju, a to zawsze duża i niełatwa sztuka.
Jako się rzekło, ten mecz mógł mieć absolutnie dowolne zakończenie. Wszak piłki meczowe na nogach oba zespoły miały jeszcze w regulaminowym czasie gry (odpowiednio Madelen Janogy oraz Alessia Russo), następnie w dogrywce i wreszcie w cokolwiek absurdalnym konkursie rzutów karnych. Hannah Hampton pokazała jednak wszystkim niedowiarkom, że pozycja numer jeden w angielskiej bramce należy jej się bezsprzecznie, a skoro na ławce siedzi tak solidna zmienniczka jak Anna Moorhouse, to na miejscu Lwic o obsadę tej pozycji przesadnie bym się nie kłopotał. Tajemnicą Sariny Wiegman pozostanie za to konsekwentne pomijanie w selekcji Mai Le Tissier z Manchesteru United, która – jak z przekąsem zauważają niektórzy obserwatorzy – na tę chwilę ma w dorobku więcej wyborów do jedenastki sezonu angielskiej Barclays WSL niż meczów w wyjściowej jedenastce kadry na swojej nominalnej pozycji. A środek obrony w angielskim wydaniu nie tylko na trwającym właśnie turnieju prezentuje się cokolwiek mało ekskluzywnie. O selekcji – i to niekoniecznie tej rodem z Wysp Brytyjskich – zdecydowanie więcej będzie jednak w dwóch kolejnych wpisach, gdzie całą tę imprezę spróbuję ogarnąć trochę bardziej chłodnym okiem, gdyż ten wpis tworzony jest zdecydowanie na gorąco. Nie mogę jednak zakończyć go inaczej, jak podziękowaniami dla wszystkich którym mogłem podczas ostatnich tygodni wirtualnie towarzyszyć. Jak zawsze, dzielić z Wami tę przestrzeń to był wielki honor i wyróżnienie, a zaskakująco pozytywny odbiór szwedzkiej kadry w europejskich mediach uczynił ten letni czas jeszcze bardziej niezapomnianym. Dla nas EURO 2025 nieodwołalnie dobiegło końca, lecz pozostałym w grze sześciu reprezentacjom życzę powodzenia i niech zwycięży najlepszy… albo najsprytniejszy… albo najbardziej solidny i konsekwentny. Choć po dzisiejszej serii jedenastek, to ostatnie chyba się jednak nie wydarzy.
Trzymajcie się, słyszymy się na podsumowaniu!

To, co się wczoraj wydarzyło chyba najlepiej określają słowa J. Falk, która stwierdziła: „ prawdę mówiąc nie mam pojęcia, co powinnam powiedzieć”. Po ludzku bardzo mi szkoda reprezentacji Szwecji, bo nie zasłużyły na takie pożegnanie z tym turniejem. Z drugiej strony, niestety, w tym jedynym w swoim rodzaju meczu, ktoś musiał odpaść. Spotkałam się z opinią, że to na igrzyskach w Tokio Szwedki wykonywały najgorzej rzuty karne w swojej historii i coś pewnie w tym jest, bo walczyły o złoto, które było na wyciągnięcie ręki (obraz zdruzgotanej C. Seger na zawsze pozostanie w mojej pamięci). Wywiad, którego przed meczem z Angielkami udzielił trener P. Gerhardsson można dzisiaj uznać za swoisty chichot losu. Mam nadzieję, że S. Holmberg nie będzie się budziła z krzykiem w nocy, chociaż podejrzewam, że sporo czasu upłynie zanim oswoi się z tym, co się stało.
Być może zabrakło odrobiny szczęścia (J. Falk zostałaby zapewne bohaterką narodową, gdyby udało jej się skutecznie wykonać swój rzut karny), być może zbyt szybko Szwedki odpuściły mając nadzieję, że wynik 2:0 wystarczy. Mecz na pewno przejdzie do historii futbolu, a ja mogę tylko powiedzieć, że to nie tak się miało zakończyć i wcale nie uważam, że lepsza drużyna awansowała do półfinału. Wszystkim zawodniczkom należy się podziękowanie za to, co pokazały na tych mistrzostwach. Niech teraz udadzą się na zasłużony odpoczynek i oby żadna z nich nie zwątpiła w to, czy to wszystko ma dalej sens. Mam nadzieję, że kibice staną na wysokości zadania i udzielą piłkarkom odpowiedniego i jak najbardziej zasłużonego wsparcia a dziennikarze nie będą szukać sensacji tam, gdzie jej nie ma.
Heja Sverige!
Jeszcze tak na koniec- moim zdaniem, to nie H. Hampton powinna zostać MVP. Najlepszą (angielską) piłkarką meczu była zdecydowanie L. Bronze, która najpierw zdobyła bramkę kontaktową, dając sygnał pozostałym zawodniczkom, że jeszcze nic straconego a później z zimną krwią, jako jedna z nielicznych zawodniczek, prawidłowo wykonała rzut karny.
Ciekawie zapowiada się nam finał i przewrotnie zapytam czy Angielki nie zrewanżują się za porażkę … Francji, wszak sport to jedna wielka niewiadoma 😉
LikeLiked by 1 person
Oj tak, Lucy Bronze to zdecydowanie postać pierwszoplanowa w tym meczu. Swoją drogą, prawdziwa z niej kobieta renesansu: była już grającą trenerką, grającą sędzią (EURO ’17 z Hiszpanią), teraz zaprezentowała się nam jako grająca fizjoterapeutka. Całkowicie bez ironii – szacunek! W ogóle, Angielki na ten moment wyrastają nam jako najbardziej prawdopodobne finalistki, drabinka wyczyszczona zupełnie jak dwa lata temu na MŚ, ale jeszcze trzeba wyjść na boisko i wygrać.
A z naszego podwórka wyróżnię Julię Zigiotti, bo to co ona grała szczególnie w pierwszej połowie, to tylko klaskać i podziwiać. A że pomocniczki box-to-box rzadko są wyróżniane indywidualnie, to ode mnie idzie w pełni zasłużony shout-out.
LikeLike
Tak, zgadzam się, określenie „kobieta renesansu” pasuje do L. Bronze w 100% 😉
Finał dla Lwic jest bliski, chociaż Włoszek też bym do końca nie skreślała. Na przykładzie Niemek widzimy, że wszystko się może zdarzyć (myślę, że po ćwierćfinale z Francją mamy już bramkarkę turnieju, bez względu na to czy mocno zdziesiątkowana reprezentacja Niemiec poradzi sobie w półfinale z Hiszpanią czy też nie. Obrona AKB „strzału” J. Minge spektakularna, ale jak to golkiperka niemiecka stwierdziła: „lubię być od czasu do czasu sprawdzona przez swoje koleżanki”).
W reprezentacji Szwecji wyróżniłabym jeszcze oprócz J. Zigotti K. Asllani. Wykonała kawał solidnej roboty i była niekwestionowaną liderką Sverige.
W ogóle jakoś tak nam się te mistrzostwa układają, że to te najstarsze zawodniczki błyszczą i często decydują o ostatecznym wyniku spotkań.
K. Asllani, A. K. Berger, L. Bronze czy też C. Girelli już potwierdziły, że wiek absolutnie nie gra roli.
LikeLike