EURO Swissteria #4

Kilka rajdów, kilka dryblingów, kilka dośrodkowań i kolejna statuetka zasłużenie ląduje na półeczce (Fot. UEFA)

Dobry wieczór wszystkim! Obiecane? Dotrzymane! Miał być dziś koniec grupowych emocji? Proszę bardzo! Miał być gol strzelony bezpośrednio po dośrodkowaniu z rzutu rożnego? Zgodnie z zapowiedzią! Albo prawie zgodnie, bo jednak klasyczek w postaci centry Andersson na głowę Hurtig okazał się troszeczkę kombinacją improwizacji i pamięci mięśniowej. Podstawowy plan zakładał bowiem nałożenie presji na Kingę Szemik w sposób podobny do tego, który przyniósł nieuznanego ostatecznie gola Julii Zigiotti. Żeby nie było jednak nieporozumień, decyzja włoskiej sędzi była jak najbardziej prawidłowa, gdyż defensywna pomocniczka Bayernu we wspomnianej sytuacji przepisy przekroczyła. Ogólnie rzecz biorąc, pani Ferrieri Caputi nie wylosował się do prowadzenia przesadnie trudny mecz, a jeśli z czegoś ją na dłużej zapamiętamy, to zdecydowanie z ukarania Kosovare Asllani żółtą kartką za to, że ta… była ewidentnie faulowana. Nasza temperamentna kapitanka całe zamieszanie podsumowała jednak wyłącznie zdziwieniem, a złej krwi i negatywnych emocji na stadionie w Lucernie w ogóle nie uświadczyliśmy. I bardzo dobrze, bo wycieczki do tego urokliwego skądinąd miasta nie wywoływały jak dotąd miłych wspomnień, a od teraz ulegnie to zmianie.

Wiele razy podczas finałów EURO i mundiali wspominam, że w tych kilku reprezentacyjnych tygodniach najbardziej fascynuje mnie to, jak cała nasza różnorodna społeczność na chwilę zbiera się w jednym miejscu. Na co dzień jedni pasjonują się pełnymi walki derbami pomiędzy Vittsjö i Kristianstad, drudzy opisują mistrzowski wyścig pomiędzy Valurem i Breithablikiem, a jeszcze inni analizują mocne i słabe strony dowolnej formacji Maritimo, Bazylei, czy innego Górnika Łęczna i tak sobie przyjemnie płynie czas do chwili, gdy UEFA lub FIFA uderzy w dzwon, wyrywając nas na paręnaście dni z tej strefy komfortu. Refleksja ta nasuwa się po dwóch meczach grupowych nieprzypadkowo, wszak w ostatnich godzinach natknąłem się na dosłownie dziesiątki analiz dotyczących szwedzkiego prawego skrzydła, nakładania pressingu, czy wreszcie płynnej współpracy w duecie Angeldal – Kaneryd. No i jest to oczywiście prawda, lecz my tutaj od ponad roku w dokładnie tych samych aspektach widzimy raczej powód do… niepokoju niż do zachwytu. Bo szwedzka kadra w wersji zaproponowanej nam przez Gerhardssona jest niestety mocno jednowymiarowa Jej najważniejsze aktywa to (w dowolnej kolejności): Kaneryd, Angeldal, Rolfö, Björn oraz stałe fragmenty, ze szczególnym uwzględnieniem rzutów rożnych. Jasne, możemy wyliczać dziesiątki innych mniej lub bardziej zawiłych, techniczno-taktycznych nowinek, lecz one wszystkie mają jeden wspólny mianownik: ich właściwe wykonanie jest całkowicie zależne od dyspozycji wyżej wymienionych zawodniczek. Oczywiście, zdarza się, że na liście bohaterek meczu znajdzie się także inne nazwisko, lecz nierzadko statystyki pozostałych piłkarek są poniekąd budowane przez kwartet liderek, ze skrzydłową Chelsea oraz rozgrywającą madryckiego Realu na czele. Pozbaw nas dwóch z pięciu atutów i mamy ogromny problem. Pozbaw nas trzech – z dużą dozą prawdopodobieństwa jesteś zwycięzcą. Stali czytelnicy doskonale wiedzą, że tradycją tego bloga jest tonowanie skrajnych emocji, więc dziś również pozostańmy obiema nogami na ziemi i nie zatraćmy się w euforii. Guldet ska hem brzmi na szwajcarskiej ziemi donośnie i dumnie, lecz do tego jeszcze naprawdę daleka droga.

Rywalki pozwalały dziś szwedzkim piłkarkom na wiele, same pozbawiając się przy tym swoich potencjalnie największych atutów. Tak, Angeldal i Zigiotti należy pochwalić za kapitalną, defensywną pracę w środku pola, Asllani wreszcie przypomniała sobie o tym jak grała w samych początkach kadencji Gerhardssona, a Ilestedt w zasadzie tylko raz (a do tego na krótko) przyprawiła nas o szybsze bicie serca nienajlepszą antycypacją, ale Polki same sobie były tego wieczora największym przeciwnikiem. Bo o ile szwedzka presja i doskok realnie funkcjonowały, o tyle podopieczne trenerki Patalon kiksy i prezenty potrafiły rozdawać hurtowo nawet wówczas, gdy teoretycznie nie było ku temu warunków. Przed meczem wspominaliśmy, że warto będzie wykorzystywać cykliczne błędy rywalek w ustawieniu oraz przekazywaniu krycia i Szwedki z tej porady zdecydowanie skorzystały. A że Kaneryd była tym razem wybitnie rozpędzona i głodna gry, to i efekty szybko przerosły nasze najśmielsze oczekiwania. Rozegranie poprzedzające trafienie na 2-0 bardziej niż realny mecz przypominało fragment wyjęty z gry wideo, gdyż zarówno zawodniczki, jak i futbolówka, sprawiały przez kilkanaście sekund wrażenie idealnie zaprogramowanych. W ten sposób z pewnością nie możemy za to określić postawy Stiny Blackstenius, która zamiast zwyczajowych ośmiu pudeł i gola za dziewiątym podejściem, zaprezentowała nam… dokładnie odwróconą wersję tego schematu. Bilans wyszedł jednak na tradycyjne plus jeden, więc podnosić alarmu z tego powodu bynajmniej nie będziemy.

W grupie A aż do 90. minuty rywalizacji Szwajcarii z Islandią zanosiło się na rezultat, który mógł nam potencjalnie zagwarantować historyczne emocje w postaci konkursu rzutów karnych jeszcze w fazie grupowej. Koniec końców zabawę popsuła neutralnym kibicom Alayah Pilgrim, ale skoro nie dostaniemy szansy ekscytowania się serią jedenastek, to przynajmniej w naszej grupie obejrzymy na koniec zmagań mecz towarzyski, bo taką stawkę ma w moich oczach sobotnie starcie z Niemkami. Sytuacja ta bliźniaczo przypomina mi tę sprzed sześciu lat, kiedy to w podobnych okolicznościach szykowaliśmy się do przegranej ostatecznie 0-2 potyczki z USA. Wiadomo, mecz w Zurychu rozegrać trzeba, jakieś wnioski z niego oczywiście wyciągniemy, ale patrząc realnie to 17. lub 19. lipca czeka nas kolejny moment największej próby. A wtedy obowiązywać będzie już zasada vinna eller försvinna, czyli albo gramy o medale, albo pakujemy się na wakacje.

I na koniec jeszcze jedna kwestia: w zagranicznych mediach zdecydowanie zbyt często lansowane są opinie, że Jennifer Falk niejako zastępuje podczas finałów EURO ’25 Zecirę Musovic. Nic bardziej mylnego! Sam selekcjoner wielokrotnie – zresztą ku słabo ukrywanemu niezadowoleniu samych zainteresowanych – podkreślał, że u niego nie istnieje taki termin jak bramkarka numer jeden. Jasne, przed mundialem na Antypodach rywalizację wygrała Musovic, sam gorąco optowałem wówczas za takim wyborem, ale nigdy nie mieliśmy do czynienia z wyimaginowaną przez niektórych hierarchią, co najlepiej obrazuje choćby reprezentacyjny licznik obu piłkarek. Wiem, Musovic częściej potrafiła błysnąć w blasku fleszy (Wolfsburg vs Rosengård, Szwecja vs USA), Falk była zdecydowanie bardziej stabilna, bez fajerwerków w którąkolwiek stronę, ale niezmiennie mówimy tu o dwóch zawodniczkach per saldo na zbliżonym poziomie i nie jest nim ogólnie rzecz biorąc światowy top, ani jego bezpośrednie zaplecze. W przeciwieństwie do wielu swoich koleżanek, Jennifer nie wypowiadała się szeroko w mediach na temat spraw prywatnych, ale gdy dziś w doliczonym czasie gry pomogła nam poprzeczka, uśmiechnąłem się na myśl, że to właśnie ta bramkarka jako pierwsza na tegorocznym turnieju zapisze przy swoim nazwisku dwa czyste konta. I choć ta zdecydowanie dla niej najważniejsza, pozaboiskowa historia doczekała się szczęśliwego zakończenia, to z całego serca trzymam kciuki, aby podobnie stało się z największym piłkarskim wyzwaniem jej kariery. Cokolwiek miałoby to oznaczać.

Trzymajcie się, do następnego!

PS. bardzo dziękuję wszystkim sympatykom reprezentacji Polski, którzy w ostatnich godzinach/dniach odwiedzili tę stronę. Macie naprawdę wspaniałą, przyszłościową drużynę i ani trochę nie dziwię się, jak bardzo jesteście z niej dumni. I nie mam najmniejszych wątpliwości, że jeśli kiedykolwiek dojdzie na wielkim turnieju do meczu Polski ze Szwecją, to jego przebieg (niestety) na pewno nie będzie już wyglądał tak, jak dziś. Trzymajcie się i do zobaczenia gdzieś na piłkarskim szlaku!

2 thoughts on “EURO Swissteria #4

  1. Dotrzymane, dotrzymane 😊 Chociaż z drugiej strony czy to naprawdę koniec grupowych emocji?

    Łączymy się z grupą D, czyli trafiamy na …, no właśnie, tego ciągle jeszcze nie wiemy na kogo. O ile sytuacja w grupach A, B i C jest dosyć czytelna, o tym, kto awansuje z grupy D i w jakiej kolejności zdecyduje prawdopodobnie wynik ostatniego spotkania fazy grupowej. Fakt, że w najtrudniejszej sytuacji są obrończynie tytułu mistrzowskiego, które już dzisiaj o 18:00 zagrają mecz o wszystko.

    Sobotnie spotkanie potraktowałabym jako pierwszą poważną próbę sił przed meczem ćwierćfinałowym, bo jednak Niemki grają na trochę innym poziomie, niż Dunki czy Polki. Oczekiwałabym, że Szwedki wyjdą na to spotkanie swoim najsilniejszym składem. Decyzje, jak zawsze, podejmie wraz ze sztabem szkoleniowym trener Gerhardsson, jednak na niespodziankę w stylu „H. Bennison w wyjściowej jedenastce” to bym nie liczyła 😉

    Wczorajszy mecz oceniam na „czwórkę”. Dobrze prezentowały się i współpracowały J. R. Kaneryd, F. Angeldal, K. Asllani i J. Z. Olme. S. Blackstenius broni zdobyta bramka, chociaż niewykorzystanych sytuacji podbramkowych miała sporo. Obrona poprawnie, ale i tak jestem ciekawa, jak zagrają przeciwko dużo silniejszym przeciwniczkom. J. Falk nie miała zbyt wielu sytuacji, w których musiała interweniować (poprzeczka przy strzale M. Kokosz w końcówce spotkania pomogła jej zachować czyste konto), chociaż sprawiała stabilne, dobre wrażenie. Prowadząca spotkanie pani F. Caputi również ustrzegła się poważniejszych błędów (czego nie można powiedzieć o sędziującej wcześniejszy mecz pani C. Campos), chociaż żółty kartonik zaskoczył nie tylko dla K. Asllani.

    Odniosę się też do zagranicznych (i nie tylko) mediów. Wiele piłkarek przyzwyczaiło nas do futbolu na solidnym poziomie, z bardzo ciekawymi, odważnymi akcjami, a przede wszystkim z wolą walki, którą kibice tak cenią. Jednak część dziennikarzy i komentatorów sprawia wrażenie, jakby od lat nie odrabiała lekcji. J. Falk, która rzekomo zastępuje Z. Musovic w bramce, to tylko jeden z przykładów nieznajomości tematu. Swoją drogą już słyszę te głosy oburzenia, gdyby notorycznie mylono nazwiska grających piłkarzy lub jeśli największą zaletą piłkarza na boisku byłoby to, że „jako dziecko słabo widział” (komentarz dotyczący angielskiej bramkarki H. Hampton). Jeśli ktoś nie interesuje się piłką nożną  mógłby odnieść wrażenie, że E. Pajor przed przejściem do Barcelony nie grała nigdzie i dopiero w Hiszpanii nauczyła się futbolu i zaczęła odnosić sukcesy a taka L. Hurtig to podobnie, jak S. Blackstenius nadal zawodniczka Arsenalu. Większość tych samych dziennikarzy i komentatorów zarzuca zawodniczkom bylejakość w grze, a może spojrzeliby na swoją pracę i uwzględnili w niej to, że kibiców kobiecej piłki jest nie tylko coraz więcej, ale że są to często osoby o szerokiej wiedzy w dziedzinie żeńskiego futbolu.  

    Na koniec jeszcze kilka słów odnośnie tego czy kadra szwedzka jest jednowymiarowa? Raczej tak, chociaż może też nie do końca. Wiemy, że P. Gerhardsson jest mocno przywiązany do swoich czołowych zawodniczek, z których większość gra w kadrze od wielu lat i jeśli któraś wypada ze składu, to najczęściej z powodu problemów zdrowotnych. Zgadzam się, że nieobecność takiej J. R. Kaneryd czy F. Angeldal zrobi na pewno na początku różnicę. Z drugiej strony może jednak nie należy na to patrzeć w ten sposób. Trzeba wierzyć, że to zaplecze, które jest, sprawdzi się w sytuacji próby i mimo braku możliwości grania i ogrywania się na międzynarodowych turniejach, da taką zmianę, jak C. Wamser, która również została rzucona na tzw. głęboką wodę i jak na razie pokazuje się z bardzo dobrej strony. Zobaczymy, jaką koncepcję prowadzenia drużyny będzie miał nowy selekcjoner T. Gustavsson i czy jeszcze nie zatęsknimy za stylem pracy P. Gerhardssona.

    Przyjemności i jak zawsze “Heja Sverige” 🙂

    Liked by 1 person

    • Dzięki za opinię!

      O Niemkach będzie oczywiście więcej, ale… powiedziałbym tak: meczów nieważnych oczywiście nie ma, ale nie da się ukryć, że są te bardziej i mniej ważne. A tak kadra z tym sztabem z odpowiednim zarządzaniem turniejem problemów zazwyczaj nie miała. Choć wiadomo, że niektórych rzeczy nie można powiedzieć wprost.

      Co do Petera: dla mnie cały czas jest to bezsprzecznie najlepszy selekcjoner kadry w historii i jak pisałem, że ani sekundy nie będę tęsknić za Sundhage, tak za Peterem i jego sztabem już tęsknię. Choć ‘nowym’ daję jak zawsze czysta kartę, bez względu na to, po kim przychodzą. A start będzie wyboisty, bo najpierw dwa razy Hiszpania, chwilę później Niemcy/Francja, a dalej kluczowe eliminacje.

      I najważniejsza kwestia: wiele zależy oczywiście od doboru słów. Bo ‘jednowymiarowość’ jest oczywiście niebezpieczna, ale jak rozłożymy inaczej akcenty, to te same cechy nazwiemy ‘solidnością’ i ‘powtarzalnością’. Moja podstawowa obawa dotyczy tego, że sami nie daliśmy sobie szansy na przetestowanie ewentualnych alternatyw, a z niektórych wręcz świadomie (?) zrezygnowaliśmy. I teraz nawet sztab więcej od nas wiedzieć po prostu nie może.

      Like

Leave a reply to Doro Cancel reply